Król Lew PBF
Skalna wyrwa - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Czarna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=43)
+---- Wątek: Skalna wyrwa (/showthread.php?tid=784)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16


RE: Skalna wyrwa - Kahawian - 27-12-2015

Rude uszyska nagle wyłapały kierujące się w ich stronę kroki... dosyć charakterystyczne w swoim tempie i wyrazie. Nie słyszał ich już od kilku tygodni, a lwica której nadejście zapowiadały, unikała go. Czemu? Na początku tylko próbował wnikać w szczegóły. Potem... to Maya. Nie zawsze da się z nią dogadać.

Kahawian zwrócił się w stronę samicy i odmruknął cicho na powitanie. W ślepiach błysnęły mu cieplejsze ogniki. Bał się o nią, nie ukrywał tego przed sobą.
- Dobrze cię widzieć. I nie przeszkadzasz.- odparł cicho, wracając wzrokiem do tkwiącej w swojej jaskini Dey.


RE: Skalna wyrwa - Maya - 28-12-2015

- Będę na zewnątrz.
Po tych słowach Maya zaczęła się zbierać do wyjścia. W takim sam jednak sposób, jak Kahawian powrócił spojrzeniem do chorej Nyoty, tak teraz i Maya właśnie na niej skupiła swój wzrok. Lwica ostatecznie skinęła jej głową.
- Trzymaj się, młoda. - Wyszeptała, a potem opuściła jaskinię.
Zatrzymała się nieopodal. Położyła się, obserwując najbliższe okolice - chociaż tyle mogła w tej sytuacji zrobić. Spodziewała się, że Kahawian prędzej, czy później będzie chciał z nią porozmawiać o stanie Nyoty. Wolała przy tym być.

Zwłaszcza, jeśli potrzebowali pomocy.


RE: Skalna wyrwa - Kahawian - 28-12-2015

Przez chwilę jeszcze obserwował Dey, dopóki ta krótkim spojrzeniem nie poprosiła go, żeby szedł za Mayą. Skinął krótko łbem - nie miał zamiaru odchodzić daleko, ale miał zamiar potem jednak odprowadzić Kahawę i Chakide do ich kryjówki... o ile się zgodzi.
Miękkim krokiem podszedł do zielonookiej i położył się obok niej.
- To Kahawa, mentorka Damaji. Chciała zobaczyć, czy może coś zrobić. Ten młody ratel to Chakide, jej podopieczny - mruknął cicho.
Z długim westchnięciem złożył ciężki łeb na łapach i przymknął ślepia. To był długi dzień... a nie zapowiadało się, że miał się niedługo skończyć. Zmęczonym wzrokiem obserwował okolice - siła przyzwyczajenia większa niż wyczerpanie.
- Buska martwi się o Runę. Gdy tutaj szedłem, wyczułem trop Frigg... może w końcu wróciła.


RE: Skalna wyrwa - Maya - 28-12-2015

Jeśli czekał na słowa, nie doczekałby się odpowiedzi.
Jeśli czekał na jej spojrzenie, nie doczekałby się reakcji.
Jeśli czekał na westchnienie, nie usłyszałby go.

Gdyby spojrzał na nią, dostrzegłby teraz jedynie Mayę. Tylko tę starą lwicę, karmiącą swoje doświadczone ślepia widokiem horyzontu. Jedynie podmuchy wiatru targały sierścią na jej piersi, lecz ona sama nie poruszyła się nawet, gdy Kahawian przyszedł do niej i opowiedział o Kahawie, jej wychowanku, Chakide, trosce Busary o Runę i o Frigg.
Długo milczała.
A potem pokiwała łbem i położyła go na swoich łapach.
- Coś jeszcze? - Zapytała.
Skoro już zdawał jej raport, na pewno nie kończył się on na tych kilku zdaniach. Nie było jej bowiem kilka długich tygodni. Ich skutki odczuwała na sobie tak, jakby upłynęło następnych kilka lat.


RE: Skalna wyrwa - Kahawian - 28-12-2015

Czerwone ślepia legły w końcu na doświadczonej mistrzyni. Zachowywała się z lekka... inaczej niż zwykle. Chociaż nie umknęło to jego uwadze, póki co zdecydował się nie poruszać tematu. Ostatnio się pokłócili... nie chciał zaczynać ponownego spotkania od kolejnej.
- Z częścią stada ruszamy na północ w poszukiwaniu lepszego kawałka ziem do przyłączenia. Postaramy się uwinąć tak szybko, jak tylko się da. Nie wierzę już w to, że to tylko wina pory suchej. Coś musiało wpłynąć na stada. A tak... to chyba jest wszystko bez zmian.
Chciałby przekazać chociażby kilka lepszych informacji... póki co jednak nie zanosiło się na takie. Mógł powiedzieć jedno - było w miarę stabilnie. Nie cieszył go moment w którym to się stało, ale ważne, że w końcu taki nastał. Mieli dzięki temu wybór - zgodzić się na to, co im los ześle, albo spróbować zmienić go na lepsze.
- Martwiłem się o ciebie.


RE: Skalna wyrwa - Kahawa - 29-12-2015

Chciała się odezwać gdy do jamy weszła jeszcze jedna lwica. Była wiekowa, coś w jej posturze i oczach sprawiało, że nie warto było z nią zadzierać. Gdy ta fuknęła Kahawa tylko skinęła jej delikatnie łbem na powitanie. Bez słowa obserwowała całe zajście do momentu aż opuścili oboje grotę zostawiając je same. Zwróciła swój łeb z powrotem na Deyne.
- I ja jestem rada, że mogę poznać matkę mojego ucznia. Możesz być z niego dumna, jest bardzo pojętny i konsekwentny. Z pewnością wyniesie dużo z nauk i nieraz przysłuży się stadu. - Mówiła to szczerze, choć czasami był zgryźliwy uważała, że z wiekiem mu to przejdzie. Przynajmniej taką żywiła nadzieję.
Pogładziła lwicę po łapie.
- Jeśli pozwolisz, chciałabym wiedzieć co cię trapi. - Musiała zrobić mały wywiad, jeśli ma chociaż spróbować coś zdziałać. Będzie to bardzo pomocne gdy lwica powie co jej dolega.


RE: Skalna wyrwa - Maya - 29-12-2015

Jeszcze dwa miesiące temu spotkałby się zapewne z pogardą. Teraz jednak lwica milczała jak zaklęta, ani słowem nie komentując ich planów. Przemyślała to, co powiedział, ale swoje wnioski zachowała dla siebie.
Nie odpowiadało jej towarzystwo Kahawiana. Chociaż nie chciała pamiętać o tym, co poróżniło go z tym dzieciakiem ostatnimi czasy, pamiętała, jak wielka była ochota, by dać mu w pysk. Oszukiwała samą siebie, że to była już zamknięta kwestia - ale mimo to czasem wracała do niej w myślach. Czuła jednocześnie, że byli kwita. Nie angażowała się już tak w życie stada, więc nie miało to już żadnego znaczenia.
Z drugiej strony, jego troska, jego cholerna troska również nie miała żadnego sensu. Taki już był - z zewnątrz stateczny i twardy, w środku aż nadto zdolny do ciepła, uczucia i cierpliwości.
- Dlaczego?


RE: Skalna wyrwa - Kahawian - 29-12-2015

Nie potrafił jej wyczuć, jak kiedyś. Był niemal pewien, że samica skomentuje jakoś jego decyzję , zapewne ochrzani... ale wiedziałby, że wszystko wróciło do normy między nimi. Tymczasem był w kompletnej kropce, niepewien czego się spodziewać i jak się zachować.
Czuł się zupełnie jak kocię, które coś nabroiło i musi o tym powiedzieć matce. Już myślał, że takie emocje mógł zaliczyć do zamierzchłej przeszłości... a tu taka niespodzianka. Niemiła niespodzianka.
- Bo mi zależy na tobie. Całemu stadu zależy. I dlatego że wiem, że gdybyś chciała odejść, nic nie byłoby w stanie cię zatrzymać.
Na nic prośby i groźby...
- Co mam powiedzieć, Maya? Robię co mogę, staram się. Ale sam nie dam rady.
Czerwone ślepia błysnęły nieśmiało. Nie sądził, że będzie potrzebował jeszcze tego poczucia łapy nad swoim łbem... ale chciał mieć w stadzie kogoś, kto w razie potrzeby postawi go do pionu.
I była tym kimś ta stara lwica.


RE: Skalna wyrwa - Deyne Nyota - 29-12-2015

Żywszy błysk pojawił się w ślepiach lwicy, gdy dostrzegła stojącą w progu Mayę... dawno się nie nie widziały. Nie było sposobności.
Na krótkie burknięcie odpowiedziała dłuższym, miękkim pomrukiem. Nie zapomniała, jak tamta bardzo jej pomogła. I nigdy tego nie zapomni.
Kąciki pyska samicy uniosły się w delikatnie wyżej. Cieszyły ją kolejne osiągnięcia jej synów... czy to na treningu, czy innych spraw. Z Damają sprawa miała się nieco trudniej - mentorka nie należała do stada, a Dey nie miała siły jej odwiedzić. Teraz mając świadomość i potwierdzenie, że wszystko szło dobrze, czuła się znacznie spokojniejsza. Radzili sobie dobrze... to było najważniejsze.
- Jestem dumna. Z całej trójki.
Nawet Frigg...
Skupiła się ponownie na ratelce, chcąc odgonić nieprzyjemne myśli. Ten krótki dotyk tylko jej pomógł.
- Bok. Czasami nie pozwala jeść, pić... czasami się ruszać. To wszystko zależy od dnia, wysiłku...
W wielkim skrócie.


RE: Skalna wyrwa - Maya - 29-12-2015

Całych kilka tygodni trwała zabawa w kotka i myszkę z czasem. A jednak, po całym tym czasie czuła się tak, jakby to nie ona przyszła z powrotem do swojego stada. Miała wrażenie, że to Kahawian przyszedł do niej. Słyszała w jego głosie niepewność, słyszała niezdecydowanie, widziała jego nieskalane pewnością siebie ślepia. Wystawiła te oczy na małą próbę - spojrzała w nie. Nie dała mu odpowiedzi, ale też nie cofnęła spojrzenia. Odpowiedział jej tym samym.
Widział przed sobą Mayę, jedną i tę samą. Rzadko kiedy wydawała się być tak obcą. Widział znajomy pysk, widział przecinające jej pysk blizny. Widział też jej zielone, nieprzejednane ślepia. Zdradzały niewiele. I tak przez długi czas.

W końcu Maya otrzymała od Kahawiana znak, na który czekała. Po długiej chwili milczenia lew cofnął przed nią wzrok*. Wyglądał na zmieszanego, niepewnego gruntu, na którym przyszło mu się z nią spotkać. Nie poznała go jeszcze z tej strony. Nie była jednak ślepia - domyślała się, że ostatnie wydarzenia, ciągły głód, stan Nyoty i poszukiwania nowych ziem odciskały na nim piętno. Domyślała się, że z nikim się tym nie dzielił.

Prawdę powiedziała Ragnarowi, kilka lat temu, kiedy władcą Zachodnich Ziem był jeszcze Moran.

Lwy stąd naprawdę są miękkie.

Dźwignęła się z ziemi, odwracając wzrok. Teraz to horyzont musiał go dźwigać.
- Prawidłowo. - Skomentowała jego słowa. - Zależy wam na mnie, kiedy w każdej chwili mogę odejść? Wielki Kahawian przychodzi prosić mnie o pomoc? Ha. Wszystko jest na swoim miejscu.

Minęła kolejna bardzo długa chwila. Stanęła w końcu naprzeciw niego, patrząc na niego z góry. W takim zresztą miejscu sam siebie postawił - Maya czuła się zdecydowanie ponad nim i ponad kłótnią, która miała miejsce. Traktowała go wtedy zupełnie inaczej.
Być może potrzebowała tych kilku tygodni, aby dotarła do niej prawda?
- Przypominasz mi mojego syna. - Przekrzywiła nieco łeb, mrużąc ślepia. - Wielki król, niezachwiany przewodnik stada, twardy jak skała i mądry jak sowa. Waży wszystkie słowa jak kości, podkreśla swoją władzę. Ufają ci. - Skinęła głową w stronę groty.

- Ale ja wiem, jaki jesteś naprawdę. - Po chwili kontynuowała swój wywód stara samica. - Nikt ci nie kazał być twardym, nikt cię tego nie nauczył. Sam chciałeś taki być. Ale daleko ci do tego. Jesteś samotny. Troszczysz się, martwisz, nosisz to wszystko w sobie. Reagujesz tak, jak musisz, nie tak, jak chcesz. W środku jesteś mięciutki jak brzuszek matki.

Maya nachyliła się nad nim.
- Ale nie próbuj na siłę być kimś, kim nigdy nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz. Te lwy chcą władcy, któremu zaufają i kogo pokochają, a nie kogoś, kto będzie wydawał rozkazy.

Stara lwica usiadła przed nim i ujęła jego łeb łapami.
- Pomogę ci, dziecko.
A potem ucałowała go w czoło.

* - mam błogosławieństwo Kaha


RE: Skalna wyrwa - Kahawian - 30-12-2015

Maya nie była jego przeciwnikiem, nie chciał z nią walczyć... nawet jeśli miało to oznaczać teoretyczne poddanie się. Nie chciał też dłużej ciągnąć tej ciszy między nimi, żadne z nich nie miało na to czasu. Szukał w jej oczach odpowiedzi... ta jednak nie została odnaleziona. Czerwone ślepia zerwały połączenie.

Gdy w końcu samica odezwała się, rudy zawiesił na niej wzrok. Pierwsze jej słowa spowodowały, że poczuł zarówno nutkę paniki jak i minimalną złości. Nigdy nie prosił się o władzę, nigdy nie prosił o to, by nazywano go wielkim. Panika jednak była tym silniejszym odczuciem - wiedział doskonale, ile od niej zależało. Szkolenie, łowy... Busara. Kąciki pyska drgnęły lekko. Jego córka była ze starą lwicą związana niemal tak silnie jak z nim i swoją matką. Wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby wiedziała, dlaczego jej mentorka odeszła...

Czekał. Po prostu czekał na każde jej kolejne słowo, nie mając pojęcia do czego zmierza mistrzyni. Może już nie chciał wiedzieć? Czy nie miał siły się domyślać? Może nie chciał więcej jej próbować wnikać w myśli jasnej.

Pozwalał, żeby każde kolejne słowo w niego uderzało. Czemu miał zaprzeczać? Czy nie mówiła prawdy...? Mógł powiedzieć jedynie, że to jakim się stał, nie było bezpodstawne. Nie było wymysłem chwili, czy czystej zachcianki. Musiał taki się stać... z własnego wyboru. Dla siebie... by przeżyć.
I dzięki temu to mu się udało.
Jednak gdy ktoś zamyka się w takiej skorupie na dłużej zapomina o tym, że czasami trzeba z niej wychodzić. Że rodzina jest nie tylko tym, co należy chronić, dbać i kochać... że oni też mogą pomóc. O tym właśnie Dwugrzywy zapomniał przez te lata.

Dlatego gdy poczuł na swoim pysku łapy Mayi i jej pocałunek, przymknął ślepia, a długie, zmęczone westchnięcie wylądowało na jej szyi. Mogła wyczuć i zobaczyć, jak stopniowo rozluźniają się mięśnie jedynie z pozoru spokojnego samca. Dopiero po chwili zdołał jej cicho odpowiedzieć.
- Dziękuję.


RE: Skalna wyrwa - Maya - 30-12-2015

W wielu sytuacjach jej doświadczenie było dla niej krępujące. Z początku nie potrafiła dotrzeć do tych lwów, a i ona sama nie pozwalała im dotrzeć do siebie. Chociaż wyszukane słownictwo ciągle ją przerastało, rozumiała już, gdy do niej mówiono, potrafiła odrzucić zbędny zalew sylab na rzecz tych kilku, które miały jakieś znaczenie. Mówił tak Moran, mówił tak Ragnar, mówił tak też Kahawian. Z początku, mimo swojego wieku, czuła się skrępowana, zdezorientowana, może nawet przyparta do muru przez ich słownictwo - nigdy nie czuła się tak, gdy stawała naprzeciw nich podczas treningu. Z czasem wyrobiła sobie jednak odpowiednie nawyki. Wyrobiła sobie ucho i oko do tych lwów. Dzięki temu widziała Kahawiana jak na łapie. Dostrzegła w nim tego małego, zagubionego lewka, którym kiedyś siłą przestał być.

Zbliżyła się do niego odrobinę i przytuliła do piersi. Czuła, że potrzebował tego zapewnienia. Nawet, jeśli w jego głowie kłębiły się dziesiątki myśli, Mayą kierowały jedynie intencje. Nie myślała o tym, nie zastanawiała się - po prostu działała. Po całym tym czasie na odosobnieniu, teraz widziała w nim lewka, który wciąż potrzebował matki. Rozumiała. Nie wiedział, jak bardzo. Ona utraciła tę szansę dawno temu. Nie zamierzała jednak odbierać jej jemu. Będzie dla niego tą postacią, której mu brakowało.
Spróbuje być taką, jaką sama utraciła, dawno temu. Pomyśleć, że w tej chwili była od niej siedem lat starsza. Żyła siedem lat dłużej. Jej brak odczuwała wciąż, lecz zdawała sobie sprawę z tego, że musiała iść dalej.

Zmierzwiła więc łapą jego pierś. Nie miała mu nic innego do powiedzenia.


RE: Skalna wyrwa - Kahawian - 30-12-2015

Tkwił tak więc wtulony w nią tak długo, jak mu na to pozwoliła. Brakowało mu tego poczucia swobody, bezpieczeństwa i tej swoistej... więzi zaufania. Do tej pory jedynym, który zdołał do siebie tak przekonać rudego był pewien samotnik, z czasem największy przyjaciel Dwugrzywego. Derion.
Miał świadomość, że gdyby Kalani zorientowała się, jak wiele przed nią ukrywa, zdenerwowałaby się na niego... gdyby tylko wiedziała, dlaczego to robi. Chciał ją chronić, ją, Busarę i całe stado. Wolał zrobić to, o czym mówiła Maya.
Jednak teraz, gdy go rozszyfrowała... dziecinnym byłoby z jego strony oburzenie się i twierdzenie w zaparte, że jest inaczej.

Rozbawione parsknięcie opuściło pysk Dwugrzywego w chwili, gdy poczuł tworzący się w jego grzywie bałagan. Lekko otarł się bokiem pyska o brodę zielonookiej i wycofał się z jej objęć. Uśmiechał się.


RE: Skalna wyrwa - Kahawa - 30-12-2015

Zbliżyła się bardziej by zbadać bolący bok. Naciskała łapkami kawałek po kawałku nie chcąc nic przeoczyć. Wyczuła w końcu jakby twarde zgrubienie pod opuszkami. W okolicach żołądka (Popraw mnie jeśli się mylę). Nie było ono małe i ratela podejrzewała, że to się ciągle powiększa.
Zamknęła oczy i gładziła zmierzwioną sierść przez swoje badanie. Chciała połączyć wszystkie części układanki w jedną spójną całość. Choć nadal jej czegoś brakowało.
- A jak z wypróżnianiem? Jakieś mdłości?- Pytania pewnie krępujące ale też istotne.


RE: Skalna wyrwa - Maya - 30-12-2015

Kiedy Kahawian odsunął się od niej, Maya wyprostowała się jedynie. Siedząc naprzeciw niego, raz jeszcze zmierzyła go wzrokiem. Uśmiechała się do niego delikatnie, jakby zachęcająco. Najwyraźniej odbijało jej na starość, miała ochotę śmiać się z siebie samej. Opiekowała się już tutaj kilkoma lwami, ale tym razem nawet się nad tym nie zastanawiała. Mało tego, nie potrafiła - a nawet nie próbowała tego robić - zanegować ciepła, które to jej przyniosło. Nie potrafiła zaprzeczyć temu, że czuła się po prostu dobrze. Wróciła do domu. Śmiała się z niego, wytykała błędy, prychała, tupała i parskała, ale to stado myszy znaczyło dla niej zbyt wiele. Czuła się dobrze będąc jego częścią - tym lepiej mogąc komuś pomóc, choć jeszcze wcale nie tak dawno temu musiałaby to robić zupełnie wbrew sobie.
- Co teraz planujesz? - Zapytała w końcu Maya.