Król Lew PBF
Echo minionego czasu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Echo minionego czasu (/showthread.php?tid=895)

Strony: 1 2


Echo minionego czasu - Khayaal - 15-12-2013

Zgodnie z postanowieniem, które powzięła po odejściu wnuka, Khayaal zdecydowała się zamieszkać przy Jeziorze Duchów. Słyszała o tym miejscu już wcześniej, jednak dopiero niedawno odwiedziła je po raz pierwszy; poznała tereny, zapamiętała ukształtowanie gruntu, dowiedziała się, jaka zwierzyna najczęściej przebywa w okolicy i dlaczego żadna.
Później rozpoczęła starania o kontakt z duchami, które w tej właśnie okolicy pojawiały się najczęściej. Dzięki przewodnictwu Kuolemy wiedziała już, jak tego dokonywać, choć tym razem przybrany ojciec nie prowadził jej po swoich śladach, lecz ograniczał się do ogólnych wskazówek. Nic więcej po sześciu latach praktyki nie było jej potrzebne. Wkrótce przecież sama miała dołączyć do tych, którym dziś pomagała zakańczać wątki przerwane ich śmiercią; zrozumienie, którym się wykazywała, pomogło jej uzyskać pożądane miejsce pomiędzy tymi, którzy przeszli na nowy etap życia.

Jezioro Duchów, od dawna opustoszałe bardziej niż Cmentarz Słoni czy Wąwóz Kości, teraz zyskało nowego mieszkańca.

Odbiło się to na fizyczności Khayaal. Jej kawowa sierść zszarzała, stała się bardziej łamliwa, a nieregularne posiłki widać było po wychudłej sylwetce o zapadniętych bokach. Mimo tego blask, którym gorzały jej ślepia, nie przypominał gorączki choroby, a składne i szybkie riposty nie pasowały do szaleństwa, choć wciąż często jej przypisywano.
Nikt jej jednak nie niepokoił. Skoro wolała mieszkać wśród umarłych, nie było żywych, którym mogłaby wadzić.

Gdy czasem ktoś pojawiał się w okolicy, szukając przewodnictwa bądź porady, wiedział ze znaków pozostawionych na kamieniach, że Khayaal udzieli każdemu pomocy. Wezwanie jej było proste - wystarczyło zawyć, znajdując się już nieopodal wiecznie spokojnej tafli. Nie zaryczeć, a zapłakać, uwalniając nagromadzony ciężar.
Bo tylko złamane dusze szukały spokoju takiego jak ten.


RE: Echo minionego czasu - Derion - 15-12-2013

Gryzł się sam ze sobą po raz kolejny, nie wiadomo który. Targało go coś od środka, nie pozwalało o sobie zapomnieć. Zamilcz! - rozkazywał niejednokrotnie wiedząc, że jeśli to nie pomoże, nie pomoże już nic, a on skamienieje... Być może już się to stało. Momentami był skłonny to potwierdzić i nie sprzeczać się dalej. Kiwał wtedy łbem raz, trochę powoli, nie spuszczając wzroku z jednego punktu. Kiwał na tak, to właśnie się stało. Cóż takiego? Dlaczego? Znalazłeś się sam, po środku, wokół pustka w klarownej formie, firmament upstrzony postrzępionymi resztkami chmur, ziemia sucha, jałowa. Wędrujesz, nie akceptujesz. Zdzierasz zęby na własnych kościach, żujesz twarde, zakwaszone mięśnie, czujesz zapach ścieranych zębów pod podniebieniem, twoje oczy pękły. Teraz jest szafir i karmazyn, który pociął go drobniutkimi żyłkami. Widzisz wyraźniej, odbierasz bodźce jakby dwukrotnie. Raz dla ciała, drugi raz dla ducha. Ten drugi nie śpi, cały czas analizuje; połyka, trawi i wydala. To jest w zasadzie sedno sprawy. To, że pozwoliłeś mu urosnąć.

Lew zawędrował w te strony bez celu, szukając padliny lub świeżego tropu - o to drugie lepiej dla jego skostniałych, od dawna nie gimnastykowanych pleców. Wodził wzrokiem daleko przed sobą, w nozdrza wciągał odwiatr z zapachem różnorodnych roślin. Zwierzyny brak.

Spojrzenie Deriona było skamieniałe, surowe, niewzruszone. Gdy napotkało oznaczony kamień stwardniało jeszcze bardziej, tak jakby chcąc sobie powiedzieć, że nie da się zaskoczyć. Spod ściągniętych brwi, ślepia powędrowały do następnego, później do kolejnego, kolejnego. Lew podążył ich śladem.

Było to bardzo duże, wysokonogie lwisko o ciężkiej, trochę przerzedzonej zmartwieniami czarnej grzywie. Jego brzuch podciągnięty był wysoko - pusty, przyklejony do kręgosłupa. Prawa tylna noga zdeformowana, pozbawiona dwóch palców, jakoś tak pokracznie wygięta, ale niewpływająca na sprawność fizyczną kota. Ogon wlókł się za ciałem nisko nad ziemią, lekko zawinięty, od niechcenia, przy końcu. Ciało naznaczone drobnymi bliznami zebranymi w ciągu tych ponad pięciu lat życia, świeża rana na nosie po ataku jakiegoś gryzonia. Na wspomnienie o tamtym incydencie lwisko mimowolnie uśmiechnęło się; zachłysnąwszy się wolnością (lub wyobrażeniem o niej) nie widział przeszkód, nie widział niczego poza horyzontem. Teraz przed jego łapami leżał ostatni z wypatrzonych kamieni. Nie było horyzontu, nie było nieba, ptaków, gór. Szorstki piach. Niewzruszona tafla wody. Kamienie prowadziły donikąd.

Nie wiedział dlaczego, ale rozpłakał się. Nie zaniósł szlochem, nie położył, nie schował łba pomiędzy łapy i nie wyzwał bóstw natury od zdrady. Pozwolił kilku łzom popłynąć po policzku. Wyraz jego pyska nie zmienił się, pozostając twardym, jakby zaciśniętym przez łapy mrozu.


RE: Echo minionego czasu - Khayaal - 15-12-2013

Gdzieś jednak trzeba było patrzeć. A wzrok naturalnie ciągnął ku temu, co wypełniało sobą większość obrazu, co stanowiło koniec wędrówki wyznaczonej przez drogowskazy. Ku tafli, poruszanej co prawda niewielkimi, nad wyraz regularnymi zmarszczkami, jednak wciąż o wiele bardziej spokojnej niż wszystkie inne wody, jakie można było znaleźć w tych okolicach. Ciężki, ołowiany kolor jeziora nie zachęcał do tego, by wejść w jego odmęty; odbijał jednak dobrze to, co znalazło się na jego brzegu.
Odbił więc także sylwetkę Deriona, ukazując mu to, co dla innych było jasne: lwa zmęczonego życiem i podróżami, niemającego innego celu niż stawianie łap jedna za drugą, a jednak rozpaczliwie szukającego większego sensu w swojej egzystencji. Podkrążone, martwe w wyrazie oczy, zmatowiały teraz szmaragd skryty gdzieś wśród skudłaconej grzywy, wreszcie jedyny mocny akcent, ciemnoczerwoną szramę na nosie. Niewielką. A wciąż o sobie przypominającą, dowód tego, że jeszcze nie umarł, że to, co tutaj - to nie wszystko. Że to nie koniec.
Odbicie zafalowało krótko, gdy gdzieś wokół niego odbił się głos. Lekki opar unoszący się ze środka jeziora i otoczenie skałami sprawiało, że bardzo trudno było określić źródło, z którego dochodził ten dźwięk.
- Przybyć do ciebie, włóczęgo?


RE: Echo minionego czasu - Derion - 15-12-2013

To, co lwisko ujrzało przed sobą przerosło go. Cofnął się o jeden krok, lecz kątem oka ciągle obserwował swoje odbicie, jakby miał z niego wyskoczyć jakiś demon. Było odrażająco wyraźne, zdradzające wszystko, czego on sam nie chciał zdradzać. Woda czytała z niego wprawnie, bez pomyłek, nie poddając niczego pod wątpliwość.
W pewnym momencie, znaczną chwilę po tym, jak po raz pierwszy utkwił wzrok w ciemnej tafli jeziora, zorientował się, że okolicę spowiły niedające się zidentyfikować, bezwonne wyziewy. Oderwał wzrok od tafli, omiótł nim okolicę, a gdy doszło do jego uszu pytanie, którego źródła próżno było szukać wokół siebie, zamarł w bezruchu. Chwilę trwał tak, powtarzając je wielokrotnie w głowie, miętoląc, tarmosząc, obracając.
- Tak, chodź tutaj - odpowiedział, siłą rozwierając zaciśnięte dezorientacją szczęki. Jego ton nie zdradzał niczego; ni strachu, ni ciekawości, ni ekscytacji. Tak jakby działo się coś oczywistego, coś, czego się spodziewał, po co przybył. Z pewnością było to mylne wrażenie.
Cofnął się jeszcze kilka kroków i począł niepewnie błądzić wzrokiem wśród oparów, chcąc dojrzeć postać, która do niego przemówiła. Jego ogon lekko drżał na końcu, niby liść. Ciało nie wzdrygał dreszcz.


RE: Echo minionego czasu - Khayaal - 15-12-2013

Lew, którego poszukiwał Derion, siedział pośrodku tychże oparów, wprost na wodzie; półprzejrzyste kłęby formowały jego sylwetkę, zaznaczając kontur, w którym należało go dostrzegać. Przy Jeziorze większość wierzyła zmysłom i ich świadectwu, tym samym zmysłom, które w pełnym słońcu na sawannie nagle były jakoby niesprawne, a przekazywane umysłom wrażenia miały być efektem zmęczenia czy nadmiaru ciepła. Tutaj łatwiej było zrozumieć, że oczy pokazują prawdę, a słuch wyłapuje rzeczywistość. On tam... był.
Lew więc, niematerialny a wyraźny, opierał się na powierzchni wody, roztrącając ogonem na bok pojawiające się fale. Czy może sam był ich źródłem?
- W takim razie zaraz przyjdzie.
Był duży, o również chudej sylwetce, jednak nie tak zmizerowanej jak Derionowa, pozbawiony jednego odgryzionego ucha, o rzadkiej grzywie. Szeroki pysk przyozdobił jednak całkiem udanym uśmiechem, który w zamiarze miał dodawać otuchy. Jednak głos... Nie pasował do tego, który przed chwilą dobiegł do uszu lwiska.

Ten miał nadejść wraz z miękkimi krokami, które w panującej wokół ciszy były aż nadto wyraźne. Stąpanie po kamieniach szło Khayaal z łatwością, pomimo cienkiej warstewki wody, która zmniejszała ich przyczepność. Nadeszła z boku, widoczna pomimo nisko idących oparów, rzeczywista, ciepła i żywa... A jednak i w niej istniały elementy nie pasujące do pozostałych. Najważniejszym z nich było malowidło, trzy zblakłe, pomarańczowe kiedyś pasy biegnące w poprzek jej nosa. Nie ulegało wątpliwości, że poruszają się, szczególnie na końcach, jak gdyby pysk lwicy mógł być tak samo ruchliwy jak pyszczek szczura pustynnego. Mimo tego nie zetknęły się ani razu.
- Jestem Khayaal.
Odezwała się po prostu, zatrzymując na tyle blisko, by mógł ją obejrzeć. Ona zresztą także chciała zobaczyć tego, który przybył do niej po ukojenie.


RE: Echo minionego czasu - Derion - 15-12-2013

Skumulowanie tych wszystkich wrażeń przytłoczyło go. Lew opuszczał zad coraz niżej, niżej, ustawiając ciało w pozycji gotowej do odskoku w każdej chwili. Pomiędzy ugiętymi tylnymi łapami wił się ruchliwy ogon, zdradzający (wbrew woli) niepokój właściciela.
Kształt lwa, który do niego przemówił malował się wyraźnie tylko na krawędziach, momentami wewnątrz konturu, nie pozwalając przyjrzeć się detalom, jedynie zezwalając na łapanie wrażeń, ulotnych, a jakże, jak opatulająca postać mgła. Derion skakał z jednego jej fragmentu na drugi, starając się nie uronić żadnego szczegółu, tak jakby pełne poznanie, zbadanie tego, z czym ma do czynienia, pozwoliło mu odnaleźć się w zaistniałej sytuacji.
Łeb lwa obrócił się gwałtownie o dziewięćdziesiąt stopni, zatrzymując en face do zbliżającej się postaci. Prawdziwość, materialność lwicy przejawiająca się w wyraźnie malujących się pod skórą mięśniach i kośćcu mocno kontrastowała z siedzącą na wodzie postacią wielkiego lwa.
Zatrzymała się. Wpatrywał się w nią jak w zjawę, jakby ujrzał podobnego sobie po raz pierwszy. Jej bezdenne, zdawało mu się, oczy, pożerały go, penetrowały wnętrze, wpełzały tam, gdzie nie powinny. Derion wyprostował łapy, powoli skinął głową, starając się nie okazywać niepokoju, może jedynie dezorientację.
Jej bliskość była inna niż bliskość lwic, z którymi do tej pory obcował. Przypominała coś, do czego miało nie być powrotu, przypominała o jakimś pierwotnym poczuciu bezpieczeństwa, cieple, spokoju.
Lekko rozwarł pysk, by coś powiedzieć. Szczęki nie posłuchały go. Podbródek zadrżał, oczy zaszkliły się w ułamku sekundy, jakby tylko czaiły się na odpowiedni moment, by razem ze szlochem objąć lwa, kiedy ten będzie się tego najmniej spodziewał. Kłapnął kilkakrotnie paszczą, koniec końców skinął łbem w ramach powitania i nie bacząc na cieknące po policzkach łzy, odpowiedział na jej słowa:
- Jestem Derion.
Nie wiedział, co się z nim dzieje, dlaczego reaguje tak, a nie inaczej. Tak jakby kipiel, która w nim wezbrała, znalazła ujście i teraz bezboleśnie wypływała na zewnątrz. Delikatną, maleńką strużką.
- Kim jesteś? Ach tak, powiedziałaś... Khayaal. Miło mi.
Podniósł wzrok i zapatrzył się na wzorki tańczące na jej nosie. Uśmiechnął się.
- A kim on jest? - zapytał wprost, dziecinnie, ale nie mógł w tej chwili zebrać myśli.


RE: Echo minionego czasu - Khayaal - 16-12-2013

Kołyszącym, spokojnym krokiem Khayaal zbliżyła się do Deriona. Robiła to na tyle powoli, by jasnym się stało, że nie stanowi wobec niego zagrożenia - przynajmniej w wymiarze fizycznym. Zamierzała jedynie oprzeć łeb i podgardle na jego wystającym kręgosłupie, może na którejś z łopatek, jeśli dopuścił ją w swoje pobliże.
- Tato, przedstaw się.
W ten sposób znalazła się naprzeciwko zjawy, przypatrującej się obojgu z tym łagodnym uśmiechem starca, który tyle razy widział podobne sceny, że znalazł się na skali daleko poza przesytem i nawet obojętnością. Niematerialny zastrzygł uchem, słysząc tę prośbę.
- Nazywam się Kuolema. Byłem jej opiekunem.
- Jesteś - sprzeciwiła się łagodnie, nie zdejmując łba z Derionowego grzbietu.
- Cóż więc: jestem, skoro Khayaal na to nalega. Z pewnością jestem jej stróżem, jak zwykliście na nas mówić w tych okolicach.
Przeniósł szare, przejrzyste jak cała sylwetka spojrzenie na Deriona. Oczy jednak były z całego konturu najwyraźniejsze, świadcząc o tym, że zaiste były zwierciadłem duszy. Czy raczej wejrzeniem w jej głąb.

Trwali tak przez chwilę, w układzie, który nie mógł mieć znaczenia.

- A ty kim jesteś, Derionie, synu stada, które przebywa tu ze mną?
Ciszę przerwał Kuolema. Khayaal dopiero wtedy cofnęła się, by obejść znów Deriona i stanąć naprzeciw niego; nie musiał się obracać, by zobaczyć jej oczy. W chłodnej okolicy jeziora ziąb przeciągnął po dotychczas grzanym grzbiecie podwójnie dotkliwie.
- I jak możemy ci pomóc?
Uzupełniła słowa ojca, naprzeciwko jego zagubionego granatu wejrzenia stawiając swój, skoncentrowany i pewny. Łatwo było uwierzyć, że była skałą zdolną ponieść cudze smutki. Może zbyt łatwo.


RE: Echo minionego czasu - Derion - 16-12-2013

Oddychał głośno, szybciej, płycej. Mokrymi oczyma biegał z kamienia na kamień. Odwrócił lekko głowę w stronę samca, zatrzymał na nim wzrok dłużej, wysłuchał. Po odstąpieniu od niego lwicy, przeszły go dreszcze, wilgoć wyziewów przebiegła po jego ciele bez krępacji i namolnie.
- Jesteś stróżem? - powtórzy jego odpowiedź trochę automatycznie i wysłuchawszy kolejnych zdań, które padły najpierw z jego, później z jej ust, zebrał się w sobie, ale odpowiedzieć był w stanie dopiero wtedy, gdy granatowe spojrzenie Khayaal ugrzęzło w jego ślepiach: - Nie mam pojęcia, nie znam metody... Chciałem wrócić do czegoś, co już dawno się skończyło, nie wiem, czy wyciąganie przeszłości na wierzch miałoby sens, czy w ogóle byłoby do zniesienia... - wymamrotał nieskładnie, wspominając mniej lub bardziej chlubne wyczyny ostatnich miesięcy. Czy oni mieli zdolności profetyczne? - przebiegło mu przez myśl. Otrząsnął się z tej myśli, nie uważając jej za słuszną. Byli wprawnymi obserwatorami i być może potrafili na podstawie obserwacji domniemywać tego, co dopiero się zdarzy... lecz przyszłość, choć miałaby być najtragiczniejsza, wydawała się Derionowi milsza od wygrzebywania na wierzch ekscesów ostatniego roku, kiedy... taaak. Jeśli czytali, a na pewno uważne spojrzenie lwicy było tym zajęte, z jego pyska wszystkie wątpliwości, z pewnością mogli dojrzeć układające się w grymas przerażenia rysy. - Nie mam pojęcia, nie mam. Wydawało mi się, że zerwałem z tym wszystkim, co mnie wiązało, a jednak ciągle odwracam się za siebie, nie potrafię przestać, coś za mną chodzi. Coś chodzi.
Jakby na potwierdzenie swoich słów lekko wzdrygnął się, zerknął z ukosa na lwa, później w drugą stronę, po czym powrócił w przestrzeń spojrzenia granatowookiej. Tam czuł się bezpiecznie. W głowie zakołatały mu słowa Kuolemy. - Masz rację - zwrócił się w jego stronę i od tego momentu, kiedy wyrwał się z okowów spojrzenia lwicy, jego głos stał się twardszy, nieopanowany w tonacji, zdradzający narastającą wewnątrz agresję. - Duch tego stada już dawno temu umarł, a ja wierzyłem w niego, głupi, łudziłem się, oszukiwałem, modliłem, przepraszałem... Nie mając pojęcia, że bogowie są śmiertelni.


RE: Echo minionego czasu - Khayaal - 16-12-2013

- Przeszłość jest wszędzie dookoła. Nie musisz jej wyciągać czy szukać; po prostu zapytaj. Licz się jednak z tym, że uzyskasz odpowiedź.
Gestem łba kazała mu się rozejrzeć po jeziorze, jego zaprzyjaźnionych kamieniach, oparach, którym dawało zaczątek. Zaiste tutaj wszystko musiało trwać niezmienione od dawna, skoro nawet deszcz, wiatr i słońce nie miały dostępu do tego zakątka świata. Cisza i przygniatający bezruch - wszystko martwe, lecz wciąż istniejące. Namacalne. Gdzieś poza tym światem istniało życie w postaci traw i ciepła, czas mijał mierzony tętentem kopyt i uderzeniami pazurów, a krajobraz zmieniał się wraz z porami roku - ale nie tutaj, gdzie jedyną od lat zmianą było pojawienie się samej Khayaal. Jeszcze nie do końca pasowała do specyfiki jeziora, jeszcze musiała oddalać się od niego i dać mu odetchnąć, by nie zostać narażoną na całkowite wyparcie.
- Wśród Duchów przeszłość nie jest abstraktem, konceptem wyrażonym w kilku pojęciach, który ma w jednej skrzynce zamknąć wszystko to, do czego nie ma się już dostępu. Tutaj ten dostęp jest w każdej chwili możliwy. Choć niewykluczone, że będzie wymagał wysiłku.
Obeszła go dookoła, a jasny pędzelek jej ogona łaskotał Derionowe żebra i uda. Przyglądała się bliznom, poświęciła czas wisiorowi, obwąchała z bliska znamię stada. Wszystko w ciszy stanowiącej tło dla dwóch nierównych oddechów i rzadkich wypowiedzi.
- Czy chcesz porozmawiać z tym, który kroczy twoim tropem, Derionie? Czy chcesz jedynie, by pozostawił cię w spokoju i przestał wpływać na twoje wybory?


RE: Echo minionego czasu - Derion - 17-12-2013

Zahipnotyzowany dał się wciągnąć rzeczywistości jeziora bez oporu. W mistyczne łapy jego rzeczywistości opadł miękko, tak jak sępie pióro oderwawszy się od ciała bezszelestnie opadłoby na ziemię. Czuł całym sobą prawdziwość tego, co go otacza i choć mgła zdradzała prawdziwość swojej egzystencji jedynie oczom, chłodne, wilgotne powietrze jakby przypieczętowywało, potwierdzało jej starania; jestem tutaj, prawdziwa - zdawała się szeptać, w akompaniamencie delikatnych pieszczot wilgoci.

Słowa Khayaal utkwiły w głowie Deriona. Chwila przerwy, chwila do namysłu. Tak, sednem strachu jest obawa usłyszenia odpowiedzi na pytania, które zadaje się wielokrotnie, powtarza niby mantrę, przyzwyczaja do nich, do ich nieodgadnionej, nierozwiązanej odpowiedzią natury. Usłyszenie odpowiedzi miałoby być końcem ich bytu, przecięciem nici wątpliwości, śmiercią i narodzinami. Oto staje w postaci odpowiedzi możliwość wyboru, nakaz decyzji. Czy nie wygodniej jest tylko pytać?

Następnych zdań wysłuchał uważnie przyglądając się rozmówczyni, badając każdy skrawek jej pyska, bojąc się oderwać od niego wzroku, jakby było to równoważne ze straceniem gruntu pod łapami. Póki patrzył - rozumiał. Co więcej, zapragnął poznać głębiej rzeczywistość, o której opowiadała mu Khayaal, odkryć obcą mu naturę świata duchowego, który malował się teraz przed jego oczami jasno i wyraźnie, bez wątpienia. Wiara to płytkie słowo.

Cisza zapadła na następne kilka chwil pozwoliła myślom Deriona poszybować w zupełnie innym kierunku. Spuściwszy lekko łeb, ustawiając go nieco poniżej linii grzbietu, lew przymrużył oczy i strzygł uszami w kierunku, z którego dochodziły doń odgłosy delikatnego stąpania lwicy. Jej dotyk podniecił go mimowolnie i mimo sprzeciwów. Uważne, badające go spojrzenie połechtało wzbierający wewnątrz ogień. I choć była to chwila mistyczna, wpełzł pomiędzy ich ciała erotyzm, o którym szafirowooki zdał sobie sprawę w momencie, gdy na rozerwanie ciszy kolejnymi słowami zareagowało wyraźnym zaskoczeniem. Jakby zbudzony z drzemki ujrzał po przebudzeniu twarz, nie wiadomo jaką, obcą, leżącą nos w nos naprzeciwko jego własnej.

- Chodzą za mną myśli, oskarżenia.
wdech
- Jestem gotowy skamienieć, by wyrzuty sumienia już dłużej mnie nie dręczyły.
wydech
- To nie było tak, że ktoś mnie do czegokolwiek zmuszał. Robiłem rzeczy, o których nie... ja... straciłem godność, wędrowałem z watahą hien, której służyłem dobrowolnie. To była banda chamów, a ja byłem jednym z nich. To było nawet zabawne. Oszukuję sam siebie, wmawiam sobie, że nie miałem wyboru, kiedy zawsze mogłem odejść. Myśl o powrocie do stada była pokrzepiająca, ale budowała rzeczywistość, która nie istniała. Niejeden tydzień moim jedynym pokarmem była wiara. Nie dlatego, że nie miałem siły by polować!
Zastygł na moment, dał oddechowi szansę uspokojenia się. W pewnym momencie przekracza się granicę, za którą nie ma już nic prócz lodu, po którym ślizga się bez opamiętania w próbie ratunku, usprawiedliwienia wejścia nań, motywacji.
- Potrzebuję celu, nie chcę więcej patrzeć za siebie, nie chcę mieć nic wspólnego z tymi, których skrzywdziłem, zbaw mnie ode mnie samego, coś w tym stylu, albo stanę się potworem, po prostu zdecyduję, że pozostanę gwałcicielem, mordercą, złodziejem... Chyba już dość - uśmiechnął się samymi kącikami, pełne pogardy dla siebie samego spojrzenie zawieszając na oczach Khayaal.

W czasie oczekiwania na odpowiedź, który nie ważne ile trwał, nawet jeśli tylko kilka sekund, przez głowę lwa nie przetoczyła się lawina myśli, jedynie pojedyncze ukłucia karzące mu rewidować każde zdanie, które wypowiedział, tłumaczyć z każdego słowa, które padło. Ty jesteś przecież tylko medium, nie lekarzem dusz, prawda? - wymamrotałby za chwilę, gdyby Khayaal nie zdecydowała się na odpowiedź i grała ciszą niby wprawny muzyk ciągnący długie, jęczące A na wiolonczeli. Jego pysk zamarł skamieniały bez wyrazu. Była to jedyna możliwość, by zagłuszyć to, co właśnie zdawało się wychylać głowę zza drzewa za jego plecami, to, o czym mówiła lwica, co można by wezwać spod tafli jeziora, która stanowiła dla czarnogrzywego teraz jedyny punkt, na czym którym mógł zatrzymać myśli.


RE: Echo minionego czasu - Khayaal - 29-12-2013

Gdy rozpoczął przemowę, z takim trudem wyrzucaną wraz z kolejnymi oddechami, siadła naprzeciw niego. Teraz wiedział, do kogo mówi - nie do siebie, nie biczował się, nie umartwiał bez powodu. Odpowiadał na pytanie... A jednym z najgłębiej zakorzenionych mechanizmów psychiki był ten, który kazał odpłacać za otrzymane dobro. Jeśli ktoś wykazywał zainteresowanie, stykał się z odpowiedzią, niechby i wymijającą; nie pozostawiało się go w ciszy. To w najbardziej łagodnym przejawie tego mechanizmu. Tym, od którego zaczynała swoje badania, wkraczając w intymną przestrzeń jego duszy i historii nie z rykiem i pazurami, a ostrożnie, delikatnie, badawczo. Nie chciała go zniszczyć. Chciała go przecież uleczyć.
Siedziała więc, a o tym, że żyje, świadczyły słabe wahnięcia pędzelka.
Ciemne oczy nie schowały się za powiekami ani razu, spojrzenie to jednak, wedle jej starań, pozostawało rozumiejące i ciepłe. Myśli na temat Deriona i jego wyznań schowała bardzo głęboko, nie dając im pokazać się na pysku ani w mowie ciała; czekała cierpliwie do końca, do chwili, gdy pojmie wszystko, co jej powiedział. Pochopna ocena mogłaby zniszczyć nić, którą dopiero co zaczęła prząść między ich istnieniami.

- Jednak odszedłeś. Dlaczego?
Pytanie było tak proste, bo jakkolwiek szerzej obudowane już sugerowałoby odpowiedź. Tymczasem Khayaal chciała znać prawdę; możliwie zresztą nie tę wersję, którą Derion zwykł światu przedstawiać, nawet nie tę, w którą sam chciał wierzyć, a tę, która wydarzyła się naprawdę. Nie usłyszy jej od niego od razu - przeciwnie, będzie musiała sama rekonstruować, kawałek po kawałku, w dobrej woli i odsuwając własne przekonania na dalszy plan. Dla nich jeszcze znajdzie się miejsce, gdy zrozumie, jak do tej pory kształtowały się losy tego lwa i jak pomóc mu odnaleźć w nich sens.
Była nie tylko medium, starała się najpierw służyć jako lekarz, bo część z ich problemów leczyła rozmowa. Szczera, bez oceniania się, bez pędzenia do następnych spraw, a więc bez strat dla uwagi i prób zrozumienia. Im więcej przodków będzie musiał odwiedzić, tym większe zniechęcenie, mniej energii towarzyszącej mu na początku tej drogi - czyli zarazem mniejsza szansa, że odnajdzie spokój.
Nie o to chodziło.


RE: Echo minionego czasu - Derion - 29-12-2013

Usiadł. Atmosfera stworzona przez postawę Khayaal uspokajała go, oczyściła z niepewności. Chyba nie zabiera jej czasu? Chyba ona zamierza poświęcić mu chwilę? Chyba nie przerwał jej i Kuolemie posiłku? Lwisko wypuściło powietrze kręcąc łbem i wydając z siebie niezabarwione słowami przeciągłe stęknięcie.
- Odszedłem... To trwało trochę, szlajałem się z nimi długo zanim się zdecydowałem. Wyrwałem się którejś nocy, zwiałem od tych idiotów. Zwyczajnie mnie irytowali. Wpadłem w ich łapy jako jeniec, więc nie mogłem grać na równej stopie, potrzebowałem równych sobie. Dlatego odszedłem. Wtedy nie żałowałem niczego, co zrobiłem.
Co robiłem później? Kto mnie od siebie uzależnił?
Dał ciszy zagrać kilka taktów walca. Następne słowa wypowiadał ciężej, bardziej beznamiętnie niż poprzednie, chociaż i tamte z każdym kolejnym wypowiadanym traciły na jakiejkolwiek mocy.
- To było hm... nie tak dawno. Przy końcu pory deszczowej. Chciałem odnaleźć szczątki dawnego życia, rozglądałem się po okolicy - wymamrotał, po czym uniósł głowę i obdarzył swoją wierną słuchaczkę przyjaznym uśmiechem. - Ale wszystko się zmieniło. Wszystko. Jak sięgam wzrokiem, nie ma na tych posranych ziemiach niczego, do czego mógłbym wrócić. To mnie... nie wiem... to mi miesza w głowie. Nie rozumiem tego. Nigdy nie miałem wyrzutów sumienia, nigdy. Teraz nie potrafię ich udźwignąć, a nie mogę ich mieć, po prostu nie mogę.
Nie mógł. Ktokolwiek miał do czynienia z jemu podobnymi wiedział, że blizna na brodzie nie jest pamiątką po polowaniu ani chlubą wojownika lecz deklaracją.

[ Dodano: 2013-12-29, 20:58 ]
//kajuszku jak będziemy pisać szybciej to będzie fajniej, wiesz, ja mam dużo pomysłów na ten wąt, tylko jakbym je chciała wszystkie zmieścić w jednym poście to Khayaal musiałaby odgryźć sobie język, a tak to jednak trzeba kroczek po kroczku do niektórych spraw dojść :"D


RE: Echo minionego czasu - Khayaal - 30-12-2013

- Co cię więc z nimi trzymało? Szantaż, poczucie winy, bezwolność? Wcześniej dałeś odczuć, że nie przebywałeś z hienami z przymusu fizycznego.
Ta odpowiedź była o wiele szybsza, kiedy Khayaal wyłapała fałsz w jego słowach. Nie, nie fałsz - pewną niezgodność, niejasność? Chyba tak. Nie posunęła się tak daleko, by oskarżyć go o celowe skłamanie.
Choć z drugiej strony - wpadł jako jeniec...
- Rozumiem, że zdecydowałeś się odzyskać wolność poprzez współpracę z porywaczami.
Abstrahując w ogóle od tego, po co stadu hien żywy, dorosły lew w charakterze jeńca. Potrafiłaby znaleźć uzasadnienia takiego stanu rzeczy, zdawało jej się to jednak mało prawdopodobne. Czego jej nie mówił?
- Później zaś, gdy mógłbyś już odejść, pozostałeś z nimi z własnej woli czy też z braku woli zmiany... Tak zrozumiałam to, co do tej pory mi powiedziałeś. Popraw mnie, jeśli się mylę, proszę.
Kiwający się pędzelek jej ogona odwracał uwagę od oczu, od postawionych w jego stronę uszu i od pyska, zmarszczonego w wyrazie zamyślenia. Pozostawali statyczni - a ten drobny fragment jej fizjonomii, będąc wciąż w ruchu, odcinał się od otoczenia. Mógł hipnotyzować. Ale nie powinien.
Mimo wszystko ucieczka wzrokiem do tego ogona również dałaby jej informację o siedzącym naprzeciw lwie. Dlatego nie kończyła jego powolnego tańca, przeciwnie, dbała o równy rytm.
- Czy wyrzuty, o których mi mówisz, wiążą się z twoją historią czy ze stadem, którego nie odnalazłeś? I dlaczego dotykają ciebie?
...inaczej niż w wypadku, gdy to ty stałeś się przyczyną jego zagłady?

Zagadkowe, uważne spojrzenie i kiwający się leniwie ogon.


RE: Echo minionego czasu - Derion - 30-12-2013

Padające pytania były jak ugryzienia szczypiące skórę w chęci odsłonięcia mięsa. Derion uciekł spojrzeniem z pyska lwicy i oddychając zauważalnie szybciej skoncentrował się na podrygującym ogonie. Nie spodziewał się zostać w ten sposób ogołoconym z poczucia przewagi. Mogę jej powiedzieć tyle, ile uznam za słuszne... Nie. To nie wystarczy. A ona będzie wiedzieć, gdzie urwałeś opowieść i skleiłeś niewprawnie z zupełnie inną częścią. Byłoby głupstwem stwierdzić, że lwisko umyślnie plotło ze zdarzeń przeszłości historię zupełnie nową, niemającą nic wspólnego z tą faktyczną wersją zdarzeń. Nic z tych rzeczy. Ominięcie pewnych faktów mogło wynikać z nieuwagi, ale w ogromnej większości z pragnienia zatarcia ich w pamięci, odrzucenia jako niewydarzonych.
- Kiedyś były to cztery stada, tak? - zapytał twardo, odrywając wzrok od pędzelka i z rozpaczą spoglądając w oczy lwicy. Nie wiedział, na ile jego rozmówczyni zna historię tych ziem i czy w ogóle stąd pochodzi. Nie chciał stracić wiarygodność w jej oczach, więc na następne słowa starał się zwracać większą uwagę, co przekładało się na wolniejsze tempo i lekko drżący ton, co jakiś czas przerywane jakby panicznym uśmiechem - Były cztery stada. Urodziłem się jako syn Lwioziemców, ale dołączyłem do Stada Złotej Gwiazdy. Tam się wychowałem, nauczyłem przyjaźnić, kochać, wierzyć i innych pierdół, które poddane próbie nie przetrwały. Mam na myśli rozpad wszystkich stad i plagę hien, która zalała wtedy te tereny. Wszyscy się rozpierzchli i znalezienie kogokolwiek graniczyło z cudem. Chciałem odszukać kilku przyjaciół i wziąć się z nimi w garść, zrobić... postanowić cokolwiek. Myślałem, że potrzebujemy tylko wyznaczyć przywódcę i wszystko będzie jasne. Nie było mowy o tym, żeby stado przestało istnieć. Wtedy mnie dziabnęli, jakaś większa wataha, która miała ubaw z faktu, że ich pobratymcy narobili tu bałaganu. Cóż, nie miałem szans. Przez pewien czas służyłem jako dość kościsty worek treningowy, ale szybko nauczyłem się ich języka, a im zacząłem być kulą u nogi, więc tydzień po tygodniu żyło nam się razem coraz lepiej. To przyszło samo z siebie.
Na moment zamilkł. Kontynuował spokojnie, już bez cienia zdenerwowania, choć poboczny słuchacz bez problemu dosłyszałby w jego tonie smutek, potwierdzany każdym kolejnym, wypowiadanym coraz ciszej słowem:
- Mogłem wielokrotnie odejść, bo łańcuchy nie trzymały mnie zbyt długo. Gdybym to zrobił, dzisiaj nie byłbym tą samą osobą. Po kilku miesiącach miałem jeszcze szansę na znalezienie starych kumpli i wrogów heh... czegokolwiek. Nie zrobiłem tego. Czuję się synem tych ziem. Wyrzuty? Chyba najmniejsze z powodu tego, czym się param. Nie daje mi spokoju duch, który mnie wychował. Szanuj życie. To wyznawaliśmy.
Patrzył w bok, a wewnątrz czuł się pusty. To było przyjemne uczucie. Potrzebował ostrych pytań Khayaal, jej przenikliwości, naprowadzenia na właściwy tor. Wcześniej nie układał tego wszystkiego, dawał oskarżeniom tarmosić go bez żadnej logiki, mieszając przyczyny, skutki, motywacje. Wyczuwał teraz głębszą więź z szafirowooką lwicą niż wcześniej. Chcąc nie chcąc została powierniczką jego duszy, trzymała ją w łapkach, obracała nią, patrzyła na nią - nagą, odsłoniętą, pokiereszowaną. Czuł, że mógłby jeszcze coś powiedzieć, ale zatrzymał suchy od wypowiedzenia zbyt wielu zdań język za zębami. Zachrypiał cicho, chcąc złagodzić drapanie w gardle.


RE: Echo minionego czasu - Khayaal - 08-01-2014

- Były.
To wtrącił się Kuolema, który wciąż obecny na tafli jeziora, przysłuchiwał się ich rozmowie. Ściszony ton Deriona nie wpływał na to, do czyich uszu dochodziły jego słowa; duch i tak był w stanie podejść bliżej, zachowywał jednak dystans dla komfortu psychicznego lwa, gdyż panująca dookoła cisza tłumiona miękką mgłą nie zagłuszała nawet szeptu. Innymi słowy, nie musiał.
- Ci, którzy polegli w atakach hien, nie rozeszli się całkiem. Możesz wciąż zamienić z nimi kilka słów. Ty jednak potrzebujesz żywych, prawda, Derionie?
Niewiele było istot, które wiedziałyby o tym lepiej niż Kuolema. Wszyscy potrzebowali żywych, oni, zmarli, tym bardziej. W zasadzie stary lew był rodzajem obłędu, opętania własnej córki, żyli jednak w tym układzie od tak dawna, że zniszczenie jego konstrukcji teraz skończyłoby się w sposób, którego nie potrafił przewidzieć. Dlatego sam sobie narzucił kajdany, by nie przeżywać jej historii za nią, by nie bawić się Khayaal jak marionetką w parodii życia. Dzięki temu miała jeszcze szansę na samodzielne szczęście - a jednak okupywał to wiecznym głodem i świadomością, że im dłużej tkwi w szalonej relacji z córką, tym głośniejszy będzie huk ich upadku.
Szare, przejrzyste oczy patrzyły na Deriona z uwagą i ciężarem, gdy Kuolema bezwolnie obarczył go tym, co sam przeżywał. Zdecydował już, że nie pozwoli temu samcowi na kontakt z jego przodkami. Nie w tym stanie, jeszcze długo nie, dopóki martwi naprawdę nie staną się wspomnieniem.

Nie zauważył nawet, że Khayaal rozproszyła się i skupiła na nim zamiast na Derionie. Wykorzystała to, wracając wzrokiem do żywego samca na chwilę przed tym, nim Kuolema się rozejrzał.

- Wróciłeś tu. Zamiast jednak poszukiwać tych, którzy przeżyli, a są tacy, decydujesz się na odwiedziny mieszkańców Jeziora. Szukasz ich odkupienia, Derionie? Chcesz do nich dołączyć? Czy chcesz potwierdzenia, że ideały stada były tylko frazesami, które miały zajmować czas?
Drgnęły pasy na jej nosie, gdy po raz kolejny przywołała imiona umarłych.
- Bo o to powinieneś pytać nie tych, którzy za nie zginęli, a tych, którzy przeżyli. Odnajdziesz ich wśród terenów Czterech Stad, nie tutaj, choć część odeszła. Tak jak ty.