Król Lew PBF
Cmentarz - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Cmentarzysko Słoni (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=44)
+--- Wątek: Cmentarz (/showthread.php?tid=94)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33


RE: Cmentarz - Firrael - 19-08-2016

Pustułka przekręciła głowę, by spojrzeć na serwalkę jednym okiem. Następnie otrzepała się z kropel deszczu, choć nie przyniosło to trwałego efektu.
Rudy wysłuchał opisu towarzyszki. W sumie to nie oczekiwał, że przybliży mu obiekt podziwu. W każdym razie miło z jej strony. Rysopis był dla niego wystarczająco dokładny. Nigdy jeszcze nie natknął się na szkielety tych zwierząt, ale był prawie pewien, że wie, o jakie chodzi.
- Być może to słonie. Kilka razy już je spotkałem. Jednego nawet widziałem. Nie wyobrażam sobie, co mogłoby je zabić. Chyba tylko czas. - Powiedział, nawet nie próbując udawać, że przygląda się trupowi.
Przez dżunglę od czasu do czasu przechodziły te giganty. Zazwyczaj samotnie. Z wrażliwymi zmysłami można było wykryć ich kroki z dużej odległości. Silne i wytrzymałe stworzenia. Potrafiły w pojedynkę obronić się przed tuzinem lwów. Dobrze, że same nie polowały na innych.
Okazało się, że lew, który wyszedł im naprzeciw, był medykiem we własnej osobie. No to mieli szczęście, że obeszło się bez dalszej wędrówki wgłąb lwiego terytorium. Niezbyt przyjemnego w dodatku. Rudy już miał przechodzić do rzeczy, gdy odezwała się Samiya. Zauważyła to, czego on oczywiście nie mógł, a przynajmniej nie tak szybko. Makari nie widział na jedno oko.
- Podróżujemy w poszukiwaniu kogoś, kto zna sposób na uleczenie wzroku. Ale skoro sam masz problemy z okiem, zgaduję, że nie jesteś w stanie nam pomóc. - Powiedział spokojnie, choć był zawiedziony. Najwyraźniej przebyli kawał drogi w deszczu na marne.


RE: Cmentarz - Samiya - 19-08-2016

Pustułka, tak jak myślała, nie okazała się zbyt rozmowna.
-Słonie... - powtórzyła cicho za rudzielcem. - Tak, to pewnie one.
Ach, zatem tak nazywały się te majestatyczne zwierzęta. Odkąd przybyła tutaj, nie spotkała ani jednego słonia, jedynie na ziemiach swojej rodziny. Nic więc dziwnego, że ich nazwa i wygląd zatarły się w jej pamięci.
Zatem to właśnie brązowy lew był medykiem Mglistego Brzasku? Mieli prawdziwe szczęście. Albo to Księżyc pomógł im w ich wyprawie. Ale to nie miało znaczenia - skoro nie wyleczył własnego oka, to raczej nie da rady wyleczyć Firraela.
-Na imię mi Samiya, jestem medykiem stada Srebrnego Księżyca. - przedstawiła się, skoro lew wyjawił im swe miano. Zerknęła przy tym na rudego, który sam nie powiedział, jak się nazywa. Trudno, jakąś kulturę trzeba zachować - A to mój towarzysz, Firrael.
Następnie skrzywiła się, usłyszawszy, że ślepota Makariego również jest dziełem węża. Cóż, najwyraźniej to jest cena, jaką płaci się za bycie wielkim, potężnym i powolnym lwem.
Po raz kolejny przytaknęła słowom Firraela.
-Ale jeżeli wiesz cokolwiek o leczeniu chorób oczu... Będziemy wdzięczni za każdą informację - dodała od siebie, choć bez nadziei czy oczekiwania w głosie.
Najprawdopodobniej brązowy nie wie nic, i Sami już przyzwyczaiła się do tej myśli. Jedynie się nałazili za darmochę.


RE: Cmentarz - Makari - 19-08-2016

Zaciekawiła go rozmowa między przybyszami, nie inaczej nie umiał się nie wtrącić.
- To miejsce zwane jest Cmentarzyskiem Słoni, a to są ich szkielety. Wielkie i majestatyczne zwierzęta. Widziałem kiedyś takiego, wspaniałe przeżycie mówię wam - powiedział swoim zwyczajnym tonem. Wbrew pozorom Makari był inny od innych lwów. Jasne wyglądał jak zwyczajny przedstawiciel lwiego gatunku, ale odróżniał się charakterem. Był gentelmenem, miał swoje zasady i przede wszystkim miał dobre serce. Zwykły lew gdy widzi chorą zebrę czy antylopę dobiłby ją i zjadł. Makari jednak spróbowałby jej pomóc. Jeśli już ma zabijać to tylko wtedy gdy musi, nie gdy ma taka okazję. To odróżnia go od większości swojego gatunku.
- Miło mi poznać, nową koleżankę po fachu, a także twojego przyjaciela. - odpowiedział. Fajnie jest znać kogoś z kim można w razie potrzeby się skonsultować. Mimo swojej ślepoty był spostrzegawczy, zauważył brak wiary w oczach, a także w słowach swoich gości.
- Tracicie wiarę, więc nie jestem pierwszym medykiem, którego odwiedzacie. - odparł.
- Gdy stałem się na wpół ślepy, zacząłem szukać jakiegoś leku na to. Moja mentorka zdradziła mi co nieco, jeśli ta choroba nie jest spowodowana jadem to może dam radę pomóc - rzucił w ich stronę. Dowiadywał się trochę o chorobach oczu. Gdyby był człowiekiem pewnie przeszukałby internet, ale niestety nie jest.
- Pewnie słyszeliście to już kilka razy, ale od czego się zaczęło?- zapytał samicę. Sprawa była ciekawa, a Makari lubił zagadki i sprawy, których nikt inny nie umiał rozwiązać, plus nie umiał im odmówić. Nie godził się na to, że nic nie da się zrobić. Zawsze tłumaczył to tym, że po prostu nie umiał. Da się, ale on nie umie, kiedyś się dowie i będzie umiał, ale jeszcze nie czas na to.


RE: Cmentarz - Firrael - 20-08-2016

Lew potwierdził przypuszczenia rudego odnośnie słoni. Jednak w dalszym ciągu nie wyjaśniło się, skąd wzięło się tu tyle szkieletów tych gigantów. Były kompletne, więc raczej nikt ich tu nie zaciągnął. Same tu przybyły. I umarły. Może to błoto, w którym brodzą, to tak naprawdę część ruchomych piasków? W starciu z nimi spory ciężar nigdy nie działał na korzyść ofiar. W takim razie trzeba będzie jeszcze bardziej uważać na kroki. Dziwiło go też, że medyk widział tylko jednego słonia. A to nie tak, że na otwartych terenach jest ich więcej niż w dżungli? Chyba, że po prostu Makari rzadko opuszczał swoje ziemie, a nie były one zbyt atrakcyjne.
Ślepy ponownie został przedstawiony przez Samiyę. Kiedy przyjdzie jej do głowy, że celowo nie wyjawia swojego imienia lwom? A może dawno to rozpracowała, ale z jakiegoś powodu uznała, że wypada go odsłonić. No trudno. Na większe poświęcenia się pisał, podejmując się tej wyprawy.
Uśmiechnął się uprzejmie do nieznajomego. Na szczęście nie musiał się za bardzo wysilać, bo lew pojął ich beznadziejną sytuację. Mimo faktu, że sam miał jedno niesprawne oko, utrzymywał, że może im pomóc. Pora więc raz jeszcze rozgrzebać przeszłość.
- To nie był uraz głowy. - Zaczął. Vincent skreślił ich szanse, gdy tylko się o tym dowiedział, więc Firr wolał zaznaczyć to od razu. Odczekał chwilę, po czym kontynuował. - Nie straciłem wzroku z dnia na dzień. To był dłuższy proces. Wszystko wokół zaczęło tracić swoje kształty. Rozmazywać się. Przebywanie w bardziej oświetlonych miejscach stawało się nie do zniesienia. W końcu moje pole widzenia zaczęło się zawężać; czułem się, jakby moje oczy zaczęły pokrywać cętki. W końcu widoki napływały do mnie jedynie przez cienkie szparki, które po kilku dniach też zniknęły. Od tamtej chwili żyję tak, jakbym miał wiecznie zamknięte powieki. - Wyjaśnił. Już nawet się tym tak nie emocjonował jak na Lwiej Ziemi. Ochłonął. Nawet nie oczekiwał, że Makari będzie w stanie mu pomóc. Starał się już przewidzieć, w jaki sposób lew da mu do zrozumienia, że nie może nic zrobić.


RE: Cmentarz - Samiya - 21-08-2016

Uśmiechnęła się uprzejmie do brązowego i skinęła łbem w odpowiedzi na jego grzeczności. Tak, znajomość medyków była bardzo cenna. Gdy teraz o tym pomyślała, to wręcz dziwne, że medycy na tych ziemiach się nie znają. W ich fachu wiedza to potęga, a skąd ją zdobywać, jak nie od innych? A przecież stada nie miały żadnych zatargów między sobą.
Postawiła czujnie uszy, gdy brązowy mówił dalej. Jego słowa budziły nadzieję, ale na razie Samiya podchodziła do nich z rezerwą. Vincent niby też z początku dawał jakąś nadzieję, jednak tylko po to, by zaraz dopowiedzieć "w sumie to nie ma żadnego leku, ewentualnie samo by ci przeszło. Pomogłem?"
Serwalka nie miała nic do powiedzenia, więc pozwoliła rudemu opowiedzieć swoją historię. W końcu po to z nią podróżował, nie jedynie dla umilania jej czasu swym towarzystwem, choć to również doceniała.
Milczała, czekając aż Makari się odezwie i albo rozwieje ich nadzieje, albo da choć najmniejszą wskazówkę.


RE: Cmentarz - Makari - 21-08-2016

Samiec uważnie wysłuchał opowieści Firraela i potakiwał raz po raz. Układał sobie w głowie potencjalne tezy i przetwarzał dane, które otrzymał. Przypomniał sobie jak niegdyś medyk z jego stada poprawił wzrok jednej z lwic. Nie dało się tego zrobić inaczej jak ziołami.
- Nie chciałbym dawać fałszywej nadziei czy coś, ale zrobię co w mojej mocy, aby wyleczyć cię z twojej choroby. - powiedział. Nie mógł mu odmówić pomocy, nie byłoby to zgodne z przysięgą jaką złożył swojej mamie i sobie.
- Kiedyś widziałem jak medyk z mojego starego stada znacznie poprawił wzrok jednej z lwic. Podawał jej wtedy pewną roślinę, a raczej jej korzeń. Jest z góry zielona a z dołu pomarańczowa. Zwykle rośnie na sawannach. Myślę, że warto spróbować, jednak nie gwarantuję efektów - opowiedział swój plan. Jeśli nie podziała będzie szukał innych sposobów, bardzo chciał pomóc Firraelowi.


RE: Cmentarz - Firrael - 23-08-2016

Firrael postawił uszy, gdy Makari obiecał, że zrobi, co może, by mu pomóc. W dodatku nie był to żart, ani kpina. No proszę, a rudy już wątpił, czy ta ekspedycja ma jakiś sens. Może jednak ma.
Ślepiec postarał się wycelować pyskiem w pysk medyka. W jego oczach, w których zazwyczaj ziała głęboka pustka, teraz pojawiło się coś na kształt wdzięczności i nadziei. Dotąd nie zdarzyło mu się jeszcze obdarzyć lwa sympatycznym wyrazem pyska.
- To bardzo szczodry gest. Dziękuję. - Powiedział. Jeśli Makari miał choćby trop, który mógłby poprowadzić ich do znalezienia sposobu na wyleczenie niedziałających oczu, to dla Firraela był to już wielki sukces.
Wysłuchał pomysłu lwa. Opisywany przez niego przypadek raczej nie był tak poważny jak ten u rudzielca. Ale skoro to działało, to chyba można spróbować. Kawałek, w którym opisywał roślinę nie miał dla Firraela żadnej wartości. Zioła rozpoznawał po zapachu, nie kolorach. Już dawno zdążył zapomnieć, jak dokładnie wyglądają barwy. Zresztą całokształt opisu nie za wiele mu pomógł. Założył, że lew tłumaczył to Samiyi. Ale czy ona z tego coś zrozumiała?
- Jeśli jest szansa, że ta roślina uleczy niesprawne oczy, to zdecydowanie warto spróbować. - Stwierdził. Zaraz jednak skierował pysk w okolice serwalki. - Co o tym myślisz, Samiyo? Wiele zależy od ciebie.
Sama była uzdrowicielką, chciała uleczyć swojego brata i Firrael ufał jej bardziej niż komukolwiek innemu (no, może poza Jicho). Polegał na jej opinii.


RE: Cmentarz - Samiya - 23-08-2016

/Makari, masz za mało statystyk jak na dorosłego lwa :p

Sami uniosła lekko kąciki ust w reakcji na obietnicę lwa. Świetnie, pięknie, ale to bardzo szybko złożona obietnica. I to złożona obcemu. Cóż, niby ona zaproponowała Firraelowi pomoc też praktycznie go nie znając. ale to w odpowiedzi na to, że ją pocieszył. No i ona robiła to również dla Nighta.
Zmarszczyła nos i zmrużyła oczy, słuchając Makariego. Oczekiwała... No, może nie gotowego rozwiązania, ale czegoś więcej.
-Mógłbyś opisać tę roślinę dokładniej? - odezwała się natychmiast -Wygląd liści, wielkość, czy ma kwiaty lub owoce, zapach... A nawet smak. I czy oczywiście nie jest w żaden sposób trująca. - mówiła dalej.
"Z góry jest zielona a na dole pomarańczowa" to bardzo niedokładny opis, zwłaszcza, jeżeli poszukiwali ziela. Rośliny miały to do siebie, że na pierwszy rzut oka wyglądały wszystkie niemal tak samo, a odróżnianie poszczególnych gatunków było trudną umiejętnością.
-Musisz mi też powiedzieć jak dokładnie stosuje się tę roślinę.
Bez tego ani rusz. Eksperymentowanie co miałoby pomóc byłoby praco i czasochłonne. Zetrzeć? Sproszkować? Zrobić z tej rośliny maść? Sporządzić napar? Podać do zjedzenia, czy może zrobić okład? Było bardzo wiele możliwości. Zbyt wiele.
Zastrzygła uszami, gdy odezwał się do niej Firrael, i spojrzała na niego. Przez chwilę milczała, zastanawiając się.
-Poprawienie wzroku a przywrócenie wzroku to dwie różne sprawy. - odezwała się w końcu, niepewnie. -Ale, jeżeli jest jakaś szansa... Można spróbować. - choć była optymistycznie nastawiona do sprawy, gdy w końcu trafili na jakąś poszlakę, podchodziła do niej z rezerwą. Była roztrzepana i gorącokrwista, ale w sprawach medycznych, musiała zachowywać rozsądek. Uzdrawianie to nie zabawa, to poważna profesja. Błąd medyka może mieć gorsze skutki niż niepodjęcie działania.
-Choć ta szansa jest mała - dodała, by nie robić rudemu zbyt wielkiej nadziei. Nie chciała, by zbytnio się podekscytował, a następnie mocno zawiódł.


RE: Cmentarz - Makari - 27-08-2016

// Sorka że tak długo nie odpisywałam, nie będę się tłumaczyć nie chciało mi się, kiedyś trzeba sobie zrobić przerwę. Statsy poprawię jutro.//

Gdy samiec zobaczył nadzieję w oczach złotokota, przypomniał sobie wtedy dlaczego chciał być medykiem. Było wiele powodów, jednym z nich była obietnica, a innym to, ze miał dobre serce. Głównym jednak było to, że dawanie nadziei i patrzenie na ucieszonych pacjentów sprawiało, że serce mu rosło, o ile się dało mieć większe serce. To był piękny widok. Starał się zachować profesjonalizm, jednak nie mógł powstrzymać się od uśmiechnięcia się do Firraela, choć wiedział, że tego nie zobaczy.
- Jej liście są zielone i poszarpane jak pióra, mniej więcej wielkości połowy źdźbła trawy na sawannie. Jej korzeń jest pomarańczowy, jak futro Firraela, biały lub kremowy, a kształt ma jak pogięty stożek. Niestety nie pamiętam jak pachnie i nigdy jej nie jadłem. Nie jest jednak trująca i powinno się zjeść jej korzeń. U szczytu łodygi ma małe białe kwiatki. - opisał dokładniej roślinę, teraz raczej trudno będzie im pomylić ją z jakąkolwiek inną.
- Najgorzej będzie ze znalezieniem jej, nie wiem gdzie i w jakich ilościach występują na tutejszych terenach. Powinien jeść od 3-5 dziennie, załóżmy, że na razie przez miesiąc, potem najwyżej przedłużymy termin. Miesiąc to krótko, ale nie chcę aby zrobił się bardziej pomarańczowy niż jest. To są skutki uboczne, ale występują tylko wtedy gdy się przesadzi. - dopowiedział resztę. To wszystko kierował do ich obojga, ale teraz jednak skierował się prosto do Firraela.
- Pamiętaj Firraelu, nie ważne jest jakie lekarstwa ci podam, jeśli nie będziesz wierzył, ze to się może udać to się nie uda, to ty musisz chcieć wyzdrowieć nie ja. Bez tego jednego kroku do przodu cofniesz się o 3 do tyłu. Uwierz mi nie łatwo jest go zrobić. Łatwiej się poddać niż walczyć, rozważ to. - skończył swoją przemowę. Prawda jest taka, że większość chorób siedzi w głowie, nie w organiźmie. Nigdy nie wiadomo czy lek zadziała, dlatego medycyna jest taka nie przewidywalna.
- Na razie to wszystko z mojej strony, jeśli to nie podziała to poszukam innego sposobu, chciałbym wam pomóc, na razie mogę tylko zaproponować wspólne łowy na rośliny - zaoferował się jeszcze, chciał pomóc tyle na ile tylko mógł, po za tym przyda mu się wycieczka poza tereny stada, dawno z nich nie wychodził, nie miał potrzeby, ani okazji.


RE: Cmentarz - Firrael - 27-08-2016

Jakkolwiek Firrael liczył na to, że pomysł Makariego zadziała, nie wiązał z tym wielkich nadziei. Lek, który przyspiesza gojenie ran nie odbuduje brakującej kończyny. Rudy wciąż miał oczy, ale niewykluczone, że ważna ich część została całkowicie zniszczona. Nie miał pojęcia, jak dokładnie działa jego ciało i wątpił, by ktokolwiek opanował taką wiedzę w pełni. W każdym razie, jeśli wspomniana roślina pomogła komuś poprawić wzrok, to wypróbowanie tego sposobu nie powinno zaszkodzić. Złotokot stwierdził, że może sobie pozwolić na takie ryzyko.
Z opisu rośliny niewiele się dowiedział mimo, że tym razem był dokładniejszy. Dla niego najbardziej istotny był zapach, ale już dawno się przekonał, że znacznie łatwiej opisać wygląd niż woń. Zapach można było tylko porównać do innego. Firrael sam nigdy by jej nie odnalazł.
- Jeśli po miesiącu nie będzie żadnych efektów, przerwę kurację. - Oznajmił.
Po tak długim czasie powinno się coś poprawić z jego wzrokiem, jeśli roślina faktycznie zadziała. W przeciwnym razie nie będzie sensu ciągnąć tego dalej. Zresztą, skręcało go na samą myśl, że przez miesiąc będzie musiał jeść jakieś korzenie.
Uniósł brew, gdy Makari zaczął mówić o wierze w uzdrowienie.
- Mhm. - Mruknął bez większego przekonania. Dla niego to były jakieś psychologiczne bzdury. Nie stracił wzroku przez brak wiary. Było wręcz odwrotnie. Zawsze był sceptycznie nastawiony do wielu rzeczy. A jednak był tutaj, daleko od dżungli, w poszukiwaniu leku na jego wadę. Więc jakaś cząstka wiary przetrwała. Została obudzona i podtrzymana przez Samiyę.
- O tak, byłoby nam znacznie łatwiej szukać tego ziela, gdybyś nam pokazał choć jedno. - Powiedział, gdy lew zaoferował pomoc w poszukiwaniach. Wcześniej sądził, że medyk nie ma czasu lub nie może z innego powodu się oddalić od swojego terenu, dlatego starał się opisać roślinę. Jeśli mógł im pomóc w znalezieniu jakiejś, to była to znacznie lepsza opcja. Zawsze lepiej uczy się z praktyki niż z teorii.
Nad głowami kotów rozległ się trzepot skrzydeł zwiastujący lądującego ptaka. Jicho przysiadła na łopatkach rudzielca i pisnęła z entuzjazmem. Najwyraźniej cieszyła się, że jej przyjaciel jest na drodze do odzyskania wzroku. Paliła się do pomocy.
- To Jicho, moja przyjaciółka. - Przedstawił ptaszynę lwu. - Pomoże nam w poszukiwaniach.


RE: Cmentarz - Samiya - 28-08-2016

Zacisnęła zęby, a jej pysk przybrał nieco sceptyczny wyraz. Ale słuchała medyka uważnie, w myślach układając informacje. Musiała zapamiętać wszystko, każdy szczegół. Gdy brązowy skończył opisywać ową roślinę, kiwnęła łbem na znak, że rozumie. Jednak gdy przeszedł do stosowania, uniosła brew, nie dowierzając.
-Od trzech do pięciu korzeni dziennie? - dopytała sceptycznym tonem -Firrael jest mięsożercą, drapieżnikiem. Nie jestem przekonana, czy spożywanie takiej ilości roślin byłoby dla niego zdrowe. - wyraziła swoje wątpliwości.
Lwy miewały skłonności do ignorancji, Sami by się nie zdziwiła, gdyby Makari uznał, że koty tego typu wsuwają trawę i korzonki. Ale nie, Firrael był takim samym drapieżnikiem jak ona, a Samiyi wydawało się, że jedzenie korzeni niekoniecznie może pomóc mięsożercy.
Nie skomentowała w żaden sposób pogadanki o wiarę w leczenie. Nie, ona sama nigdy nawet na takie coś nie wpadła, zwyczajnie stosowała zioła i odpowiednie zabiegi, z pomocą mógł przyjść najwyżej sam Księżyc. Modlitwa i wiara mogła jedynie wspomóc leczenie, nie je zastąpić, czy sprawić, że zadziała.
Cofnęła uszy, gdy Makari wspomniał o wspólnym poszukiwaniu tej rośliny. Przytaknęła Firraelowi, jednak zaraz odezwała się sama.
-Ale chyba nie będziemy jej szukać tutaj? - rozejrzała się jeszcze raz po okolicy. Gdzie okiem sięgnąć, tam jedynie szare błocko i zżółkniałe kości.


RE: Cmentarz - Makari - 01-09-2016

Dalej siedział, czekał na ewentualne pytania.
- Wedle twojej woli - odpowiedział na oznajmienie Firraela, Makari nie będzie go zmuszał do leczenia się, jeśli on nie chce, a tym bardziej jeśli leczenie nie daje żadnych skutków. Samiec gromadził wiedzę medyczną przez dwa lata swojego życia, nie ma długiego stażu ani wielkiej tej wiedzy, ale miał potencjał. Chciał się uczyć, uwielbiał to. Nie miał za dużego pojęcia o relacjach między zwierzęcych, ale miał wiedzę, którą chciał się dzielić. Na reakcję złotokota na jego "psychologiczną gadkę" zrobił grymas niezadowolenia. Nie był on widoczny, ale jednak się pojawił. Na jego kolejne zdanie kiwnął głową, zapomniał się, więc potem dorzucił ciche "mhm".
- Miło mi cię poznać Jicho - ukłonił się do niej lekko. Może i miał specyficzne maniery, z pewnością inne niż gdzie indziej, ale nie zwracał na to uwagi, wręcz przeciwnie uważał, że dodaje mu to uroku, nie mówił jednak tego na głos. Gdy usłyszał wątpliwości młodej medyczki uśmiechnął się lekko cicho prychając.
- Nic mu nie będzie, roślina jak każda inna. Czy leczysz wysypkę mięsem z impali na przykład? Czy na uspokojenie podajesz Dik-Diki? Nie, więc wątpię aby to zadziałało na jego dolegliwość, jeśli to by dało radę nie było by was tutaj - powiedział życzliwie, czasami mogło to denerwować, Makari nie umiał być nie miły, czy agresywny, jasne umiał bronić swojego, ale robił to jak najmilej dawał radę. Samiec nigdy nie nie doceniał innych, wiedział, że nawet takie małe koty jak serwale czy zlotokoty jedzą mięso, inaczej byłyby w menu lwów. Faktycznie niektóre z tych osobników były ignorantami i uważały, że są najlepsze na świecie, ale tak nie było. Jest wiele niesamowitych zwierząt. Głośniejsze prychnięcie wydarło się z jego krtani.
- Jeśli ktokolwiek znajdzie tutaj jakąkolwiek roślinę inną niż 3 źdźbła trawy na krzyż, to mu przyklasnę i będę składał ofiary przez rok - powiedział półżartem.
- Chodźmy - rzekł wstając i zwracając się w druga stronę. Poszedł ku wyjściu z Cmentarzyska.

z.t


RE: Cmentarz - Firrael - 03-09-2016

Jicho również się pochyliła, ale bardziej po to, by złapać równowagę na luźnej skórze złotokota. Mimo, że jej ciało posunęło się naprzód, głowa tkwiła w tym samym punkcie, a bystre oczy utkwione były w lwie. Wydała z siebie trzy krótkie piski i zaskrzeczała. Raczej rzadko się jej ktoś kłaniał.
Jak to dobrze, że miał przy sobie czujną Samiyę, która podchodziła do sprawy z rozsądkiem i wiedzą medyczną. Firrael w sumie nie zastanawiał się, czy taka dawka jest bezpieczna. Nigdy nie jadał korzeni. Zresztą, nawet nie wiedział, jakiej wielkości są te uzdrowicielskie.
- Myślę, że proporcje też mają znaczenie. - Zgodził się z towarzyszką, mimo wywodu Makariego. Oczywistym było, że mięso nie ma specjalnie lekarskich właściwości. Firrael od razu pogodził się z faktem, że będzie musiał wsuwać karmę dla gryzoni. Ale na pewno powinien to robić z rozwagą. Nie bez powodu natura każe mu zabijać.
No i wreszcie mogli ruszyć w poszukiwaniu złotego środka. Kocur bez słowa podążył za lwem.

/zt


RE: Cmentarz - Samiya - 03-09-2016

Zacisnęła zęby i potrząsnęła lekko głową, słuchając argumentów brązowego. Dobrze wiedziała co jak się leczy, nie musiał jej pouczać. Jednak stosowanie maści i okładów było przede wszystkim zewnętrzne, a poza tym - sprawdzone. W odróżnieniu od wcinania korzonków. Ale nie zamierzała z nim dyskutować. Przyjmie jego słowa, a i tak postąpi tak, jak ona uważa, nie jak on mówi. Więcej wiary pokładała we własną wiedzę i umiejętności, niż cudze. Zwłaszcza, że ten lew to zwykły młodziak. Ledwo mu grzywa wyrosła, pewnie dopiero od niedawna może się nazywać dorosłym. Nie miała pewności, na ile zna się na rzeczy.
Gdy Makari odwrócił się, Sami przewróciła tylko oczami. Nie dziwiło jej to, że nie ma tu żadnych roślin, nie to, co w Srebrnej dżungli. Podążyła za lwem i złotokotem.
/zt


RE: Cmentarz - Furaha - 20-09-2016

Kręciłem się między granica Lwiej Ziemi a Mglistymi. Byłem głody i szukałem czegoś do zjedzenia. O polowaniu nie było mowy, próbowałem i nie szło mi, zawsze wszystko mi uciekało, a żółwie nie są jadalne z cała pewnością. Szukałem jakieś padliny lub czegoś takiego.
-Tak, wiem ale może coś tutaj będzie- Powiedziałem do Imira, który nie popierał tego mojego wędrowania i tym bardziej tutaj. Nie byłem jednak lwiątkiem, które jakoś kiedykolwiek na poważnie brało jakiekolwiek zagrożenie. Trochę przy tym rozmyślałem i nie pilnowałem się swojego towarzysza. Skończyło sie to an tym, że straciłem grunt pod łapami i zleciałem an dól na cmentarz. Sturlałem się i poobijałem po kamienie. Na dole w lekkim jeszcze szoku otrzepałem się z piachu. Nie wiedziałem gdzie jestem. Widziałem inaczej, to co mnie otaczało było inne niż dla zwykłego lwa. Sam za niezwykłego sie nie uważałem, od zawsze uważałem,ze to co widzę jest normalne i każdy tak ma. Ostatnio jednak wszystko stało się taki inne, a to co widziałem tutaj przyprawiało mnie o ciarki. Nie wiedziałem jak ale będę musiał się wydostać z tego miejsca.