Król Lew PBF
Cmentarz - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Cmentarzysko Słoni (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=44)
+--- Wątek: Cmentarz (/showthread.php?tid=94)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33


RE: Cmentarz - Derion - 05-05-2014

Derion zmarszczył czoło i zacisnął lekko wargi, przybierając kwaśny, nie poirytowany, tylko kwaśny wyraz pyska. Nie zrobił więcej niż trzy kroki, gdy znowu się zatrzymał, wstrzymany słowami lamparta, rozciągnięty na czterech łapach i gotowy zarówno do dalszej drogi, jak i wstrzymania się od niej. Wybrał to drugie. Bez słowa i z mordą wyrażającą jedynie głębokie zamyślenie wspiął się flegmatycznie na szeroki słoniowy cios (jeden z tych absurdalnie dużych, może pochodzących do mamucich praprzodków?), należący do czaszki okupowanej u szczytu przez Nahuela. Niepewnie ugiął tylne łapy w próbie posadzenia zadka na kości. Podniósł zadowoloną z wyczynu mordkę w górę, na cętkowanego kota.
- Powiedz mi, kocie, którędy do Czarnej Rzeki? Stamtąd musisz wszystko bardzo dobrze widzieć - wskazując łapą w stronę Nahuela oświadczył z powagą, tonem, jakim zwracałby się do lwiątka.
Bo nie, nie zmienił zdania o stanie umysłu lamparta. Tylko cmentarni szaleńcy mogli czerpać przyjemność z wydawania szybkich osądów na temat przybłęd. A z takimi - myślał - było jak z dziećmi. Trzeba było takie podejść; pochwalić i pogłaskać po łebku, przyznać, że robią coś dobrze, że mają rację, a wszystko po to, by oddały nieswoją własność. A taką własność w tym momencie stanowiła wiedza o drodze nad rzekę.


RE: Cmentarz - Nahuel - 10-05-2014

- Nie powiem.
Riposta nie była błyskawiczna - Derion musiał na nią poczekać, w (zapewne) milczeniu znosząc pewne upokorzenie, jakim było przymusowe oglądanie lamparciej kosmetyki. Nahuel odpowiedział nie wcześniej niż wtedy, gdy skończył zrywać zębami osłonki pazurów i myć dokładnie przestrzenie między opuszkami. Za to kiedy już odstawił łapę na ziemię i przeniósł spojrzenie na obcego lwa, jego ciężar dał się odczuć w pełni. Nadal gorączkowy, tak. Nadal nieodpowiedni dla spokojnej krynicy mądrości. Ale z ostrzeżeniem na dnie, takim, którego zignorowanie byłoby - głupotą.
- Zadałem ci pytanie na początku, pamiętasz, piękny? Czego od nas chcesz. Ono pozostało bez odpowiedzi.
Koniuszek ogona, nie ciapaty, a pasiasty, drgał nerwowo. Reszta sylwetki Nahuela pozostawała spokojna. Dwa wyjścia: albo nie panował nad sobą tak dobrze, albo wręcz przeciwnie, w ten sposób informował lwa, kto tu jest intruzem. Może nie zauważy... i wtedy sam będzie sobie winien.
- Bez odpowiedzi, i to takiej, która przypadnie mi do gustu, zostawię cię tutaj. I w końcu gdzieś dojdziesz. Ale czy to będzie Czarna Rzeka?
Wzruszył łopatkami.
- Kto wie. Po czasie wielkich deszczy wszystkie rzeki są czarne...
Zanucił na jakąś tylko sobie znaną melodię i nie czekał na odpowiedź. Zeskoczył z czaszki na drugą stronę, znów umieszczając siebie poza granicą wzroku Deriona.
Czego oczekiwał?


RE: Cmentarz - Derion - 10-05-2014

Czekał. Po usłyszeniu odpowiedzi uszy Deriona powędrowały na boki, a wargi zacisnęły się. Odwrócenie ról nie spodobało mu się, podkreśliło nasadę nosa kilkoma zmarszczkami niezadowolenia i wywołało nieskoordynowane drgnienia końcówki ogona. Spokój lamparta wespół z przewagą, z której szafirowooki właśnie zdał sobie sprawę obudziły dotychczas śpiącą na dnie jego duszy butę. Nahuel miał rację. Nahuel kaprysił. Nahuel chciał zatriumfować. A jeśli sprawa tyczyła się triumfu, natychmiast celowała w przerośnięte ego i implikowała szybkie reakcje mające na celu uchronienie go przed nadszarpnięciem.
Derion obserwował poczynania cętkowanego z niezmienioną miną, tym razem nie przypisując im podłoża niepoczytalności, wręcz przeciwnie - raczej przyglądając się postaci lamparta od tej drugiej strony. Więc gdy ten zniknął z pola widzenia, lew siedział przez moment w bezruchu, analizując sytuację bardzo powoli i opornie. Ruszył po chwili, przeciągając ruchy, z namysłem. Pół stopy poślizgnęło się przy schodzeniu z ciosu i uratowało lwa przed upadkiem wbiciem w kość pazurów i głośnym zarysowaniem jej powierzchni. Wytrącony z równowagi Derion nie mógł powstrzymać warkotu, który zrodził się w jego gardle, lecz odgłos stąpania i odrobina zdrowego rozsądku stłumiły go do cichutkiego pomruku niezadowolenia. Chwilę przed tym, zanim okrążył mamucią potylicę i zlokalizował Nahuela, odwrócił łeb i pobieżnie omiótł wzrokiem usłaną szkieletami połać Cmentarzyska. Odnosił coraz mocniejsze wrażenie, że początkowa pewność siebie była tylko złudzeniem i lata nieobecności na tych ziemiach bardzo skutecznie zmniejszyły ich przejrzystość. Racja po stronie lamparta była bardzo słuszna.
- Chciałbym ci udowodnić, że się mylisz, ale obawiam się, że nie miałbyś okazji na to patrzeć - odrzekł w końcu, z łbem opuszczonym poniżej linii barków, ukazując się Nahuelowi. - Nie chcę od was niczego.
"Was" znowu zaczęło pulsować pod derionową czaszką jako ostrzeżenie przed szklistością oczu cętkowanego i jego ewentualną współpracą z zaświatami. Rana, którą dopiero teraz dane było lwu dostrzec mogła wyjaśniać przyczynę takiego stanu rzeczy, jednak nie zmieniła jego osądu. Kazała przyjrzeć się sobie okiem znawcy i skrzywić się ledwie zauważalnie wobec widocznych zwiastunów najgorszego - zakażenia.
- Kahawian. Tak się nazywa powód, dla którego tutaj jestem. Przyjaciel - oznajmił z posępną miną i wzrokiem wbitym w granatowe ślepka lamparta.
Czekał, a przez wcześniejszy werdykt przebijała się niepokojąca myśl o tym, że być może szaleństwo jest najlepszym znieczuleniem dla dzieła śmierci. Ogon kołysał się rytmicznie, z lewa na prawo.


RE: Cmentarz - Nahuel - 10-05-2014

- Mylę w czym, w tym, że mi nie odpowiedziałeś? Proszę, właśnie to zrobiłeś. Obaj się mylimy. Ja w tym, że nie odpowiedziałeś, ty w tym, że ja się mylę, że nie odpowiedziałeś. Wszystko jest kwestią definicji. I odpowiedniego punktu w czasie, do którego ją dociągniemy.
Prawda wyglądała tak, że podobne skojarzenia - bardzo luźne, czasami też nieoczywiste - przepływały przez umysł Nahuela także na co dzień. Zwykle przyglądał się im starannie, z niesłabnącym zainteresowaniem, i czekał na coś dostatecznie świeżego, by zaskoczyć rozmówcę i zbić go z pantałyku. Mało rzeczy sprawiało mu tyle radości, co zmuszanie innych do myślenia poza znanymi i wygodnymi torami schematów. Ale teraz, trawiony gorączką (był przecież świadom, co się dzieje!) nie miał na proces wyłuskiwania ani czasu, ani ochoty. A może nade wszystko sił. Dlatego mówił od razu, nie przesiewając wcześniej myśli przez sito omówionego wcześniej kryterium. A efekt był... efekt był taki, że właśnie teraz poznawali Nahuela naprawdę, pozbawionego eleganckiej kurtuazji i niedbającego o to, jak zostanie odebrany. Pozbawionego tej charakterystycznej nonszalancji, która wymagała przecież tak wiele starannego planowania.
- Przyjmijmy, że znam Kahawiana. To taki lew. Przyjmijmy też, że on zna mnie: powiedziałby na pytanie o mnie "o, Nahuel, ten lampart, który wraz ze mną dał się okaleczyć i podziękował za to wielkiej małpie". - ...i wszystko to było prawdą. Tyle że tak podane...
- Ale nie wiem, co by mi odpowiedział, gdybym go spytał o ciebie. Starego lwa o dwóch grzywach i pięknych oczach. Jak myślisz?
Ruszył przed siebie, tak jakby nie czekał na odpowiedź. Ale przecież Derion pójdzie za nim - musiał pójść, dopóki to z lampartem wiązał największe szanse na opuszczenie cmentarzyska w swojej dzisiejszej, materialnej formie. Musiał się godzić na tę grę i musiał dawać robić z siebie idiotę. Im bardziej się złościł, tym więcej frajdy dostarczał Nahuelowi.
Ale gdy już wydusi z niego, co chce...


RE: Cmentarz - Derion - 10-05-2014

Jasne, że za nim poszedł. I nie omieszkał skrzywić się na nazwanie go starym, lecz wobec oderwania tego zagadnienia od rzeczywistego problemu nawet przez myśl mu nie przeszło, by pociągnąć teraz wielokrotnie wałkowaną z Kahawianem dyskusję. Dźwigając na silnych barkach niecałe sześć lat żywota, z niegasnącymi chłopięcymi iskierkami w oczach i zestawem reakcji myślowych podrostka o pączkującej grzywie, które to mogły być usprawiedliwiane teraz przez wejście w lwi kryzys wieku średniego... ogół tego wszystkiego razem z ponad przeciętną w niektórych sytuacjach sprawnością fizyczną lwa wobec określenia go starym wydawał się być wielce niestosowny.
- Mniej więcej to, że nie zgodziłby się z ani jednym słowem twojej opinii o mnie, włączając w to oczy - odpowiedział pogodnie, posyłając lampartowi (do którego wyrównał teraz swój krok) prawostronny uśmiech i odsłaniając kły w wyniku zmarszczenia nosa. - To jego nazywają Dwugrzywym. Ma ciemną grzywę, jasną na karku. Rdzawe futro, czerwone oczy. Kojarzysz, hm? Trochę blizn.
Pozostańmy w sferze zewnętrznej. Jeśli cętkowany kot chciałby w jakikolwiek sposób weryfikować kwestię przyjaźni i rozwiewać wątpliwości co do intencji Deriona musiałby znać Kahawiana, co było w tym momencie sprawą dla czarnogrzywego niewiadomą.


RE: Cmentarz - Nahuel - 10-05-2014

- Powiedziałem przecież, że tak. Nie zapominaj, kto jest w naszej relacji po prośbie, obcy pięknooki.
Nahuel posłał mu spojrzenie spode łba, ale tamto ostrzeżenie, widoczne w ciemnoturkusowych oczach tylko przez chwilę, zniknęło. Nie czuł potrzeby, by dalej strofować Deriona poza sferą niewinnych przytyków; najwyraźniej zrozumiał bezsłowny przekaz i był na tyle bystry, by się do niego dostosować.
I tu się chyba jego bystrość skończyła, co Nahuel skwitował ciężkim westchnięciem, dochodząc do pewnego wniosku: znudził się tą grą. Wymagała partnera zdolnego nadążać za abstrakcją.
- Miałem nadzieję, że nie będę musiał mówić jak do lwiątka, ale widać inaczej się nie da. Pytam, kim dla niego jesteś. A jeśli nadal nie wiesz, kim dla niego jestem ja, to może lepiej, żebyś tu zaczekał. A ja go po prostu przyprowadzę. Hm?
O ile dożyje. Choć przecież nie tylko rany na plecach nosił: także skaryfikację na łopatce, która goiła się dużo lepiej, i te już dawno zarośnięte na pysku. Oberwać dla niego nie pierwszyzna - to czemu pozwolił rozdarciom na grzbiecie dojść do tak fatalnego stanu?
- I lepiej, żebyś w takim razie powiedział, jak cię mam zaanonsować. Choć jestem dziwnie przekonany, że rozpoznałby cię z opisu, który bym mu przedstawił.
No dalej, obcy lwie. Zrozumiesz, że wpuszczam cię w maliny i że powiedziałbym Kahawianowi coś bardziej precyzyjnego, czy jak wszystkie inne lwy założysz, że daną rzecz umiem opisać tylko na jeden sposób?


RE: Cmentarz - Derion - 11-05-2014

- Założyłeś, że go znasz - twardo odparł Derion, ubierając pysk na moment w lustrzany do nahuelowego wyraz.
Zdecydowanie - jeśli lampart szukał kogoś, kto stanąłby w nim słowne szranki, uderzył łepkiem w drzewo. Fakt, że cętkowany musiał zniżyć się do narzuconego przez Deriona poziomu rozmowy i porzucić swoją obosieczną oręż, zrezygnować z erystycznych wyżyn, na które z lubością piął się i piął, chwytając się teraz zamiast tego kija, kamienia i kości, wypuścił z płuc lwa odrobinę stłumionego za zamkniętą paszczą śmiechu. Szafirowooki pokręcił minimalnie głową, zmrużył ślepka i odpowiedział:
- Nie słuchałeś mnie, kocie. Powiedziałem, że jestem dla niego przyjacielem.
Dał wypowiedzianym słowom kilka sekund na dotarcie do lamparciej świadomości, by kontynuować bez cienia satysfakcji, wyrozumiale, jakby przejmował rolę pana wydającego rozkaz swojemu pokornemu słudze.
- Nie ma potrzeby, żebyś odrywał go od swoich zajęć. To nie moje ziemie i raczej nie wypada mi paradować po nich niby pan i władca, co? Zwłaszcza, jeśli przychodzę jako gość w prywatnej sprawie. Sam go znajdę. Tym prędzej, im szybciej zlokalizuję tę felerną rzekę.
Zmarszczył lekko czoło w objawie zmartwienia, chociaż skrzywiony pysk nie pozwalał jego mordzie przybrać troskliwego wyrazu.
- To chyba niedaleko stąd? - zaczął niespiesznie i zarzucił łbem. - Myślę, że z tym dziadostwem na grzbiecie nieprzyjemnie ci się poruszać. Nie przeszłoby mi przez gardło, żeby prosić cię o fatygowanie się po Kahawiana, ale poprosić cię o zaprowadzenie nad rzekę mogę? - uniósł brwi i zawiesił spojrzenie na ciemno turkusowych ślepiach towarzysza. Pomyśleć, że gdyby nie twierdził, że gorączka odebrała lampartowi część zdrowego rozsądku nigdy nie ważyłby się na tak protekcjonalne traktowanie go... - Tylko pod warunkiem, że dasz sobie pomóc, bo w przeciwnym razie nie potrzebuję twojej eskorty. Rzeka. Woda. Kilka roślin, które na pewno tam znajdę. Widzę przecież, że jeszcze trochę i gorączka zbije cię z łap. Znam się na tym. Przysługa za przysługę.


RE: Cmentarz - Nahuel - 11-05-2014

- Tak jakby wypowiedzenie słowa "przyjaciel" otwierało wszystkie drzwi, nawet te najbardziej kamienne, prawda?
Nahuel poczuł się w obowiązku uświadomić Derionowi, że pierwszą odpowiedź owszem, usłyszał, ale nie wziął jej po prostu za dobrą monetę. Innymi słowy przyłożył do niego własną miarę: założył, że także inni mogą bawić się pojęciami i sprawdzać, jak na bazie utartych skojarzeń tworzą w cudzych umysłach wizje odbiegające od prawdy. "Kahawian. Przyjaciel." nie było przecież tożsame ze stwierdzeniem "Kahawian jest moim przyjacielem"; pierwsze, ba, nie było stwierdzeniem w ogóle, jako że nie poddawało się weryfikacji. Nic w nim nie twierdzono, tylko wypowiadano dwa słowa. I korzystało się właśnie ze schematów skojarzeniowych, każących nie dość uważnemu rozmówcy powiązać jedno pojęcie z drugim, utożsamić je ze sobą tylko dlatego, że niósł je jeden wydech.

...tak właśnie działał Nahuel.
A w gorączce było jeszcze gorzej.

- To jest dokładnie tam, gdzie życzę sobie, żeby było. Próbuj dalej.

Uniósł brwi w reakcji na tę słabą próbę wyłudzenia informacji. Chociaż trzeba oddać Derionowi, że sam chyba nie traktował jej serio, bardziej jako - spróbujmy, bo a nuż.
- Dziadostwo zwane również obrzękiem z powodu błota, które dostało się do na wpół zaleczonych ran, kiedy inna rzek próbowała mnie zabić, jest moim wiernym towarzyszem i przyjacielem. Rana. Przyjaciel. Odpowiedziałem.
Naśladował ton Deriona przez ostatnie trzy słowa, choć dość nieudolnie, przykro powiedzieć. Jego piękny głos nie został stworzony do tego, by podszywać się pod innych.
- I zanim zbyt szybko zinterpretujesz to, co powiedziałem, pamiętaj, że nie jestem lwicą. Obce są mi ich wzruszenia i sentymenty.
Żonglerka słowna. Kojarz, korzystaj, obcy lwie! Myśl prędko!
- Pytam po raz ostatni, czego chcesz od Kahawiana. Dostrzec jednego lwa i iść jego tropem - z tym nawet półślepy sobie radzi. Jeśli chce.
...a po Tobie widzę, że bardzo chcesz. I to tylko nastraja mnie bardziej podejrzliwie.


RE: Cmentarz - Derion - 11-05-2014

Więc kotek miał sztywne łapki w stawach i nie chciał przyjąć pomocy. Chyba wiedział, że nieleczone, zainfekowane rany doprowadzają swoich przyjaciół do grobu? Derion skwitował jego odmowę pobłażliwym uśmiechem. Po wybrzmieniu ostatnich słów miał ochotę zakończyć tę - w jego odczuciu bezsensowną - dyskusję, przypominając sobie o tym, że Nahuel nie był planowanym punktem programu wycieczki i stanowił tylko łatwą do ominięcia przeszkodę. Coś mu jednak mówiło, to samo, co chodziło za nim odkąd wlazł na tereny Świtu, że dobrze by było zostawiać tu po sobie dobre wrażenie. I nawet jeśli kotkowi dane było umrzeć z powodu dumy i niechęci do przyjęcia pomocy, nadal był kotkiem zamieszkującym ziemie objęte przez Deriona, przez wzgląd na Kahawiana, immunitetem ochronnym.
- Spotkać się z nim - powtórzył to, co oznajmił przed momentem.
I niech pauza, wespół z przeciągłym westchnięciem powiedzą lampartowi, że jego podejrzliwość zaczyna przybierać w oczach Deriona barwy absurdu. Bo chociaż czarnogrzywy wiedział, że Nahuel oczekuje czegoś więcej, uznał to za wystarczające.
Otworzył paszczę, nabrał w płuca powietrze i zamiast wypuścić je wraz z kilkoma zdaniami wyjaśnienia na dokładkę, nie powstrzymał się od śmiechu. Zza szparek, które przed momentem były rozwartymi szeroko oczyma błyskało roziskrzone rozbawieniem spojrzenie.
- Naprawdę chcesz znać scenariusz planowanej rozmowy? Mam ci zdradzić... te same pikantne szczegóły o pewnej zacnej lwicy, które jemu zdradzę? - szepnął, zbliżywszy pysk do ucha lamparta i obnażając kły w złowrogim uśmiechu.
Cofnął mordkę, nie mogąc zmyć z niej wyrazu, który zagościł na niej na myśl o Mani. Ba! Zdawało się, że raz przywołana o niej myśl będzie powodowała tylko narastanie rozsadzającej Deriona od wewnątrz radości.


RE: Cmentarz - Eleri - 11-05-2014

W zaprawdę dziwacznym nastroju znajdowała się teraz biała. Po wielkiej emocjonalnej burzy, wywołanej jak zawsze i tak błahostkami, co jedynie podjudzało wewnętrzny ogień żalu do samej siebie, nastało swego rodzaju oczyszczenie aż po okres zmęczenia i spokoju. Jednak po tym wszystkim czuła się inaczej niż przed całym galimatiasem; może straciła na wybuchowości? Może wciąż jeszcze chce jej się spać? Prawdopodobnie wszystko zależy od sytuacji i osób na jakie się jeszcze natknie.
Po osobliwych spotkaniach, pełnych dziwnego czaru i niecodziennej atmosfery ruszyła... przed siebie w celu odnalezienia owej nieszczęsnej groty, z której wybiegła na oślep bez jakiejkolwiek dbałości o to cóż mija, gdzie kiedy i po co w ogóle skręca.
Dziwnym torem zdarzeń trafiła właśnie tu pogrążona w prawdopodobnie niewiele głębszych od kałuży rozmyślaniach, w których zawieruszyła się kropla nostalgii. Można rzec, iż zagapiła się nie zwracając z początku uwagi na środowisko, w którym dane jej było się znaleźć. Teraz jednak spoglądała z zadziwieniem, swego rodzaju respektem i dozą niepokoju na to co zastała, poruszając się jak zawsze powabnie, ale dość wolno, ostrożnie, na miękkich łapkach, w nadziei na szybkie owego miejsca opuszczenie.
Co jednak zaskoczyło ją na tym cmentarzu, to widok dwóch istot zaprawdę pałających życiem a nawet i negatywną energią. Powściągliwie i z uwagą podeszła do samców, by w końcu zorientować się iż zna co najmniej jednego z nich.
-Nahuś?
Postawiła uszka i ruszyła wąsikami. Ucieszyła się na jego widok, acz obecność Deriona wzbudzała w niej jedynie większą niepewność pociągając za sznureczki jej nieśmiałości. Może gdyby spotkali się za młodu gdy jej charakter był diametralnie inny? Lecz teraz? Nic tylko mógłby ją wykorzystać i to za jej zgodą.


RE: Cmentarz - Kahawian - 13-05-2014

Wreszcie udało mu się nieco odpocząć. Odespał sobie kilkanaście męczących dni... aż w końcu wrócił do swoich obowiązków. Czerwone ślepia bacznie przesuwały się po leżących wszędzie gnatach. Komu chciałoby się tu przychodzić? Jedynie chyba w ramach przeprawy bądź treningu. Westchnął cicho i poszukał jakiegoś dobrego miejsca obserwacyjnego. Może coś umyka jego uwadze...
Skinął łbem, zauważywszy większą kupę kości, na których szczycie znajdowało się kilka potężnych żeber. Raczej nie powinny pęknąć pod jego ciężarem.
Po kilkunastu krokach, kilku skokach ( a także przekleństwach, gdy łapa zaczynała mu się ześlizgiwać) znalazł się na szczycie. Dwugrzywy przysiadł na moment i z nowej perspektywy zaczął przeczesywać okolice. W pewnej chwili coś przykuło jego uwagę. Trójka... dwójka znajomych. Kim jest ta trzecia? Jego pysk zmarszczył się na chwilę. Nie miał na co czekać.
Zeskoczył na dół i truchtem ruszył do zbiorowiska.
A gdy już dotarł, nim go ujrzeli, dotarł do nich jego pomruk. Wyłonił się po chwili, ze wzrokiem bacznie lustrującym tu zebranych.
- Salve, Nahuelu.- mruknął.
Jego wzrok przykuła paskudna rana. Podszedł bliżej i spojrzał spokojnie lampartowi w oczy.
- Powinieneś zgłosić się do Ragnara... powinien coś wymyślić. Nie masz co zwlekać.
Dopiero po chwili rdzawy łeb zwrócił się w stronę Deriona. Kącik pyska po nieoszpeconej bliznami stronie uniósł się lekko.
- Witaj, Derionie. Co cię tu przywiało, hm?
Mrugnął krótko, licząc ze poczeka z odpowiedzią. Wolał pogadać z nim w cztery oczy.
A na sam koniec zwrócił się do albinoski. Skłonił lekko łeb i zapytał spokojnie:
- Salve...?- przywitał lwicę, licząc że poda swoje imię.


RE: Cmentarz - Derion - 14-05-2014

Nahuś? Brwi Deriona powędrowały w górę, prawy kącik pyska ułożył mordę w na siłę powstrzymywany uśmiech. Lew pobieżnie przebiegł wzrokiem po czerwonookiej istotce o aparycji lwiątka, zerknął na lamparta, by zaraz umknąć spojrzeniem w bok i zatrzymać parsknięcie za zamkniętą paszczą, wybałuszywszy oczy. Zestawienie tego wiotkiego stworzenia dającego się opisać jedynie zdrobnieniami z rozgorączkowanym lampartem, który - w mniemaniu Deriona - pożarł na śniadanie wszystkie rozumy było zbyt komiczne. Nim jednak sprawa między tą dwójką zdążyła się rozwiązać, uszy szafirowookiego powędrowały w stronę niezidentyfikowanego pomruku o znajomej barwie. Czyżby...?
- O, Kahawian! - wyrwało się z derionowej paszczy.
Derion odwrócił pysk w stronę podchodzącego do nich rdzawego. Nie czekając na odpowiedź ze strony Nahuela, ani tym bardziej na objaśnienie na czym też może polegać jego relacja z albinoską, skoncentrował uwagę na Dwugrzywym, z każdym kolejnym jego słowem tracąc z odrobiny pewności siebie. Myśl o tym, że za parę minut będzie musiał w kilku kwiecistych kłamstwach wyjaśnić zaistniałą między nim a Mino Eive sytuację skłoniła jego ogon do kilku drgnięć.
- Szukałem cię. Musimy pogadać.
Zarzucił łbem i skrzywił się nieco w wyrazie zmartwienia, próbując nieudolnie oznajmić, że w cztery oczy.


RE: Cmentarz - Nahuel - 14-05-2014

I nagle wszystkie piekła otworzyły się naraz - wraz z przybyciem Eleri. Nie było sensu już o cokolwiek pytać, nie było sensu nic mówić, bo jej zdolność do umieszczenia siebie w centrum świata doprowadziłaby do tylu kolejnych problemów... Nahuel więc milczał, patrząc tylko na nią z niezrozumieniem. Skąd się tu wzięła? Gdy widzieli się po raz ostatni, zaginęła z zebrą, a później Metody jej szukał. Znalazł ją? Rozmawiał z nią? Co z tym białym lwem, któremu wtedy zanieśli jedzenie?
I wreszcie jak do niej mówić, do niej, której nieudolność doprowadziła go do obecnego stanu? Nie kto inny, a Eleri wyhamowała źle wymierzony skok na miękkim i przyjacielskim - podówczas - grzbiecie Nahuela.
Milczał.
Milczał i myślał.

Z kłopotu wybawił go Kahawian, który wydał wyraźne polecenie. A lampart pamiętał, jak dużo radości sprawia mu bycie posłuszną i całkowicie bezmyślną owieczką - przebiło się to przez niezadowolenie związane z Eleri i przez samokontrolę, która pilnowała, by owo pozostało tylko w ciapatym wnętrzu kota. Przywitał go w ciszy, a gdy się odezwał, mówił wpierw do Deriona.
- Zwracam honory. Oddalę się, skoro sobie radzicie.
Skłonił łeb i poszedł - białej lwiczce posyłając jeszcze jedno spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Będzie to przeżywała? Z całą pewnością.
Ale nie obchodziło go to już.

z/t


RE: Cmentarz - Eleri - 15-05-2014

Wbijała wierne spojrzenie w nakrapianego, który niegdyś złożył jej obietnicę iż spotkają się jeszcze, a i że zajmie się jej edukacją w sprawie zręcznego polowania, której to umiejętności tak jej brakowało po życiu odcięcia od świata i braku jakiejkolwiek styczności z ubijaniem większych ofiar czy w też pracy w zespole. Czy pierwsza część obietnicy właśnie się ziściła, czy nie to miał na myśli? A może tym usprawiedliwi późniejszy swój brak w jej życiu?
Patrzyła i wyczekiwała, gdy zorientowała się iż znalazł się tu kolejny samiec. Cóż, a ona pośrodku tego męskiego trójkąta. Kahawian odwrócił chwilowo jej uwagę, ich czerwone spojrzenia spotkały się na chwilę, a i wysłuchała cóż tam miał do powiedzenia; tuż po tym Nahuś rzucił coś krótko i zniknął, w momencie gdy miała odpowiedzieć dwugrzywemu. Efektem było jej oblicze z na w pół otwartą mordką, szerokimi ślepkami odprowadzającymi nośnik cętek, oraz stopniowo opadające uszy. Zawiesiła uwagę na sekundkę na jego spaskudzonych ranach przez nią zadanych; nie wiedziała jak doszły one do takiego stanu, przeto sama je wylizywała aj cóż on ze sobą zrobił, lecz cóż to; przecież rzekł iż nie miał jej tego za złe, pozwolił nie dość się jej tknąć, to jeszcze opuścił ją w, jak dotychczas myślała, przyjacielskich stosunkach zapowiadając swój rychły powrót i radosną szkółkę. Oj nie rozumiała z tego wiele, wstał i poszedł, a w jej ślepkach pojawiły się z początku łzawe bliki, by jednak owe spojrzenie skamieniało na tej smutnej nucie, a piękna główka obróciła się ku pozostałej dwójce.
Po zaciśnięciu i rozluźnieniu warg podniosła szkarłaty na zastępcę tutejszego władcy, nie mając seledynowego pojęcia o jego funkcji, by w końcu zaszczycić go odpowiedzią.
-Eleri-niegłośno, a i dziwnie przesiąknięte zlepkiem emocji, które ją teraz zaczęły zalewać, jakby ściekając ze ściany, która zdawała się być już dawno przed takimi wypadkami zabezpieczona.
Spuściła czerep, przysiadła i wpatrywała się w swe łapki. Odczuła jednak iż przeszkadza lwom w odbyciu jakiejś rozmowy, a i siedzenie pośrodku niczego i oczekiwanie na pocieszenie od obcych facetów nie było najlepszym pomysłem. Teraz przynajmniej już była tego świadoma.
-Chcę się tylko stąd wydostać, nie mam pojęcia gdzie zaszłam. Nie jestem stąd-zerknęła na nich, by powolutku wstać.
-Jakbyście mi tylko powiedzieli, w którą stronę mniej więcej do... dżungli? jak mniemam... tak... byłabym niezmiernie wdzięczna-jednak jej oczęta nie były w stanie się długo utrzymać na nieznajomych. Ześlizgnął się i czekał. Po co w ogóle chce gdziekolwiek wracać? Nikt jej tam nie chce przecież. Może wraca bo nie ma innego punktu zawieszenia. Żadnego.


RE: Cmentarz - Kahawian - 15-05-2014

No to pogadamy.
Czujnym okiem odprowadził sylwetkę Nahuela, aż ten zniknął między pierwszą kupą kości. Ta rana wyglądała paskudnie... dopiero głos Eleri wybił go z zamyślenia. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na jasną.
- Miło mi cię zatem poznać. Ja jestem Kahawian- odpowiedział spokojnie.
Z uwagą przyglądał się zachowaniu białej. Niby dorosła lwica... a wydała mu się przerażona swoją obecnością tutaj. Westchnął cicho.
- Znajdujesz się na terenie Szkarłatnego Świtu. A dżungla... hm- zamyślił się przez chwilę. Mógł ją widzieć. Ale czy tam był...
- Spróbuj się najpierw dostać na Górę Królów...- dodał i łbem wskazał na ośnieżony szczyt.
- Stamtąd powinno ci być już łatwiej.
Pochylił przed lwicą łeb, po czym zwrócił się do granatowookiego samca.
- No to pogadajmy. Ale nie tutaj.
Zerknął jeszcze krótko na Deriona, po czym ruszył przed siebie.

zt.