Król Lew PBF
Wielki Szkielet Słonia - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Cmentarzysko Słoni (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=44)
+--- Wątek: Wielki Szkielet Słonia (/showthread.php?tid=95)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18


RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 12-08-2014

Wzięła malutki łyk powietrza i nawet nie mrugnąwszy, leżała przygwożdżona do ziemi. Trudno stwierdzić, czy oddychała - bardzo prawdopodobne, że w tym momencie zamarła w bezruchu od stóp do głów i nawet jej serduszko nie raczyło pompować krwi. Każde słowo, które docierało do niej było bolesne i nieprzyjemne. Łzy mimowolnie uciekły zza powiek i zaczęły orać jej przerażony pyszczek jedna za drugą, jedna za drugą, jedna za drugą... Nie chodziło już o upokorzenie i obrazę, ale o strach. Z fiołkowych ślepek emanowała złość, spomiędzy ząbków Tobo uciekały przepełnione agresją słowa, przed którymi - leżąc na pleckach - Frigg nie mogła się schronić. Słyszała je wszystkie wyraźnie i rozumiała, nie była głupia. Nie potrafiła jednak, za nic w świecie, pojąć, dlaczego lwiątko zareagowało w ten sposób i cóż takiego ona zrobiła, by znaleźć się pod nim. Złość Tobo wydawała jej się zupełnie nieuzasadniona.
Gdy nareszcie została uwolniona, trzęsąc się z szoku i przestrachu, powoli, niezgrabnie i z kilkoma poślizgami przekręciła się na brzuszek i uniosła do pionu.
Odwracając się w stronę Frigg, Tobo mógł zobaczyć tylko pędzelek na końcu jej ogona i niosące się przez Cmentarzysko echo płaczu.

zt


RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 12-08-2014

Zrobił już parę wściekłych kroków przed siebie i szedł na prawdę przepełniony pewnością siebie, ale płacz małej Frigg odbił się echem w jego małej główce. Obrócił się zatrzymując na chwilę i przyglądając w coraz mniejszy piaskowy punkcik znikający z zasięgu jego fioletowych oczek.
Polizał swoją bolącą łapkę i poczłapał przed siebie kładąc po sobie uszy i spuszczając nos na kwintę. Kiepski początek jego życia w tej krainie.
Dostrzegł dość niską półkę skalną, na którą mógłby się wspiąć, a która prowadziła do wąskiego przesmyku w skale, który - jak domyślał się prowadził na górę i do wyjścia z tego ponurego miejsca. Zacisnął więc ząbki, podskoczył i wspiął się, z bólem, ale udało mu się to. Przecisnął się przez przesmyk i uciekł na Lwią Ziemię.
zt


RE: Wielki Szkielet Słonia - Frey - 06-01-2015

Lew miał swoje powody, dla których nie dotrzymywał partnerce towarzystwa w tak krytycznym dla niej momencie. Mianowicie, martwił się o syna, którego zostawił w jednej z pobliskich grot. Cahian spał niemal nieprzerwanie i było w tym coś niepokojącego. Teraz wreszcie zmierzał ku Maoni, a że przez cmentarz... Cóż, taki skrót - i tak przybędzie mocno spóźniony, bo sporo czasu zajęło mu szukanie odpowiedniego miejsca na ukrycie lwiątka.
Teraz szedł szybkim marszem przez środek tego niezbyt urokliwego miejsca, modląc się w duchu (choć w żadne zabobony bynajmniej nie pokładał wiary), by nie spotkały go żadne przykre niespodzianki.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Skanda - 06-01-2015

Modlitwy zdały się na nic.
Usłaną kośćmi pustynię przemierzał szary Przywódca, uważnie patrolując własne ziemie. Bystre ślepia spokojnie przesuwały swe spojrzenie po potrzaskanych żebrach, pojedynczych paliczkach walających się tam i ówdzie, co jakiś czas zawieszając wzrok na ciemnych oczodołach, które zerkały na niego z góry.
Przysiadł na skrawku ziemi, wolnym od bielejących szkieletów, zawieszając wzrok na zachodzącym słońcu. Rozlewało po niebie swoją krwawą poświatę, dopełniając sobą i tak już upiorną atmosferę cmentarzyska.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Frey - 06-01-2015

Kości trzaskały mu pod łapami. Frey nie starał się utrzymywać ciszy, lecz zależało mu na utrzymywaniu tempa, by jak najprędzej spotkać się z partnerką. Bo czegóż miałby się obawiać na, jak mu się zdawało, własnych ziemiach?
Uparcie parł do przodu i patrzył tylko tam - do czasu. Przeczucie, mrowienie pod skórą, dziwny wewnętrzny nakaz kazał mu spojrzeć w lewo. Zatrzymał się.
Parę metrów dalej siedział on, wielki szary samiec, teraz sprawiający nawet bardziej złowrogie wrażenie niż kiedyś. Zauważył, musiał go zauważyć. Pytanie, czy i kiedy spotkał Maoni. Albo inaczej - co wie o Cahianie i Runie?
Brązowogrzywemu na niczym nie zależało bardziej jak na dotarciu do swej lubej, ale ta, niestety, musiała jeszcze chwilę poczekać. Oby chwilę!
Lew skłonił się w ciszy, próbując zachować spokój.
- Salve, Panie - odezwał się, z trudem opanowując drżenie głosu.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Skanda - 06-01-2015

Samiec odwrócił powoli łeb, a wówczas źrenice błękitów gwałtownie zmniejszyły się. Zerwał się na równe łapy, błyskawicznie odwracając się w stronę zdrajcy.
Kosmaty łeb obniżył się, podczas gdy mięśnie zadrgały pod skórą, napinając się niespokojnie.
Nie dał mu czasu na wyjaśnienia, bo i nie potrzebował żadnych. Sytuacja była aż nazbyt klarowna-dezerter zjawia się na ziemiach stada, prosząc się o śmierć. Nie liczyło się już nic więcej.
-Broń się, zdrajco!-warknął, obnażając jasne kły.
Czekał na jego ruch.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Frey - 06-01-2015

Spodziewał się różnego typu reakcji, ale takie rozbrajająco bezpośrednie wyłożenie kart na samym wstępie stanowiło dla Freya nie lada zaskoczenie.
Król nie musi się tłumaczyć.
- Nie jestem zdrajcą - prychnął, stawiając uszy.
Schylił łeb, a myśli krążyły mu jak w kołowrotku. Ragnar ogłosił go zdrajcą. Z tego wynika, że nie ma już możliwości przebywania na Zachodnich Ziemiach. A tylko tu ma szansę być z Maoni, bo przecież nie będzie narażał jej i dzieci na samotną wędrówkę donikąd. Czyli musi walczyć. Wygra albo zginie - najpewniej to drugie.
- Nie odejdę stąd, obiecałem, że jej nie opuszczę - burknął cicho, acz wyraźnie.
Nerwowo machał ogonem, spoglądając na szarogrzywego z rosnącym niepokojem. Mógłby uciec. Oczywiście, że by mógł. Powinien zdążyć, a może i sam Ragnar zdecydowałby się zostawić go w spokoju, byle więcej go na oczy nie widział? Sęk w tym, że wszystko, dla czego miałby po co żyć, znajdowało się tutaj, w tych stronach, więc odchodząc, straciłby wszelki sens i cel swego marnego żywota.
Cofnął się. Bał się, strach wyraźnie go paraliżował, a mimo to wciąż tu tkwił.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Skanda - 10-01-2015

Uszy samca pozostały głuche na słowa Freya-nie był on już w oczach Przywódcy nikim wartościowym, a już na pewno nie kimś, kogo zdanie mogło zaważyć na jego własnym osądzie. Był zdrajcą i intruzem, osobnikiem, który po tym, co zrobił, był więcej niż niemile widziany na Zachodnich Ziemiach. Stawiając na nich łapę zadecydował więc o wyegzekwowaniu swojego wyroku.
Przyczajony samiec okrążał złotookiego, podczas gdy chłodne ślepia kalkulowały w skupieniu.
Widząc, jak tamten cofa się, gwałtownie rzucił się w jego stronę, z zamiarem uderzenia lwa w pysk i oślepienia go pazurami. Następnie zamachnął się kosmatym łbem, chcąc zacisnąć szczęki na łapie Freya.
Tej z białą łatką.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Frey - 10-01-2015

Zaczęło się. Sam się o to prosił, więc tak, nie było w tym niczego niezwykłego, a jednak trochę go to zdezorientowało. Najwyraźniej nie spodziewał się ataku w TYM konkretnym momencie - albo nie chciał się spodziewać.
Frey nie zdążył się uchylić przed atakiem ragowej łapy, ale gdy już dostał, to udało mu się oprzytomnieć. Odskoczył w bok akurat wtedy, kiedy szczęki szarego prawie by zacisnęły się na jego kończynie. Złotooki postawił uszy i nie minęła nawet chwila, jak rzucał się ze szczękami na umięśniony bark Bliznopyskeigo, jednocześnie próbując zaczepić się pazurami o jego grzbiet.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Skanda - 11-01-2015

Wymierzenie celnego ciosu przeszyło ciało Przywódcy przenikliwym dreszczem. Krótka chwila satysfakcji została jednak brutalnie przerwana-nie tyle co nieudanym kłapnięciem szczęk, a zaciśnięciem się tych Freya na jego barku.
Błękitne oczy rozwarły się w szoku maksymalnie, a z pomiędzy zaciśniętych zębów wychynęło wściekłe ryknięcie.
Wierzgnął się, mając samca u swego boku, po czym odepchnął go od siebie przednimi łapami.
Ślepia wypełnione żądzą krwi smagnęły oblicze Freya, naznaczone teraz krwawymi skazami.
Znów rzucił się w jego stronę, pierwsze ciosy wymierzając w pysk. Powtórnie spróbował dosięgnąć zębami którejś z łap przeciwnika.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Frey - 17-01-2015

Ból - fizyczny, psychiczny... W tym momencie ten pierwszy był silniejszy, co bynajmniej nie znaczy, że z głową Freya wszystko było w porządku tak że w tym innym sensie. Przeciwnie - choć to irracjonalne, on, który normalnie stchórzyłby już na samym wstępie, teraz wciągnął się w wir walki z dużo potężniejszym oponentem.
Wspomniany ból zamroczył brązowogrzywego na tyle, że nie zdołał odeprzeć żadnego z ostatnich ataków - a próbował! Stanął na tylnych łapach, przez krótki moment zamachnął się przed nimi, ale to na nic, upadł, poczuwszy na jednej z kończyn ragnarowe szczęki. Mimo to wciąż próbował, trochę na ślepo, dosięgnąć szarego swymi kłami i pazurami. Adrenalina utrzymywała go w stanie permanentnego szału i frustracji, wzmaganym własnymi niekontrolowanymi warknięciami.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Skanda - 03-02-2015

Ciepło krwi Freya w pysku jeszcze bardziej pobudziło Przywódcę. Oblizał pysk, dysząc ciężko i błyskając wściekłymi ślepiami do tych złotych. Bystre błękity nie czekały, widząc jak zraniony przeciwnik traci oparcie w jednej z łap. Szare cielsko odbiło się od ziemi, obalając Freya. Poczuł, jak jego pazury kurczowo chwytają i wbijają się w odsłonięte boki, a impuls bólu napędził szczęki, które wyszukały gardło, zaciskając na nim swe kły.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Frey - 13-02-2015

Frey ostatkiem sił zdobył się na serię warknięć, stopniowo przeradzających się w rzężenie. Kaszlał krwią, machał łbem, obijał ogonem o ziemię. Na przemian wsuwał i wysuwał pazury. Obrazy przelatywały mu przed oczami. Obrazy? Raczej bazgroły ślepego abstrakcjonisty.
Oddychanie - trudna sztuka, jak się okazuje. Posoka w gardle, w krtani, wszędzie. W szeroko rozwartych, ledwo widzących oczach. W oczach? Tak, tu, tuż przed nim, zasłaniała mu... Wszystko zasłaniała.
Łapa opadła na ziemię. Jedna, druga. Czwarta? Trzecia też. Łapanie oddechu stawało się praktycznie niewykonalne.
I ten rozrywający ból, nieznośnie pobudzający nerw po nerwie. Bez przerwy, bez grama litości. Jak długo jeszcze?
Minutę? Pół? Wreszcie koniec - nadszedł upragniony sen...


RE: Wielki Szkielet Słonia - Skanda - 13-02-2015

Ciemne nozdrza łapczywie nasyciły się ostatnim tchnieniem przeciwnika. Przymknął oczy, trwając jeszcze przez jakiś czas w bezruchu, by ostatecznie zwolnić uścisk szczęk i odsunąć pokrwawiony pysk od jeszcze ciepłego truchła.
Wyprostował się, czując pieczenie świeżych ran, które dopiero co naznaczyły jego ciało. Błękitne ślepia przesunęły spojrzeniem po linii horyzontu, obierając sobie za cel jeden z punktów na widnokręgu. Ruszył przed siebie.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Maoni - 21-02-2015

Zdawało jej się, że była już wszędzie, bowiem przeszukała już większość terenów Stada, zanim trafiła tutaj, na Cmentarzysko Słoni. Przy tym starała się jak ognia unikać innych członków stada, chciała znaleźć Freya jak najszybciej. Czuła narastające uczucie niepokoju, gdy, mimo największych starań, nie mogła natrafić na jego najmniejszy ślad.
Cmentarzysko było chyba ostatnim miejscem, w którym by szukała. Bo, niby dlaczego miałby tutaj przebywać? Jednak kiedy tu weszła, stała się jeszcze bardziej nerwowa, gdyż poczuła jego zapach. Freya i... Przywódcy. Sierść na karku lwicy się zjeżyła, a ona sama znacznie przyspieszyła kroku.
Znalazła go bez trudu. Nie było na nim żadnej krwi, wyglądał, jakby spał. Jednak jego klatka piersiowa się nie poruszała. Lwica stanęła, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Chciałaby zaprzeczyć temu, co właśnie zobaczyła, ale mózg nie chciał z nią współpracować.
Minęła dłuższa chwila, aż Maoni odważyła się w końcu ruszyć. Podeszła do partnera powoli, mając szeroko otwarte oczy. Wiedziała, że coś takiego mogło się stać, mimo to jednak... Było jej tak niesamowicie ciężko.
Przypadła do niego, wtulając pysk w jego grzywę. Dopiero wtedy z jej oczu pociekły łzy.

[ Dodano: 2015-03-17, 15:35 ]
Po dłuższym czasie trwania w jednej, tej samej pozycji, Maoni w końcu się poruszyła, odrywając z bólem pysk od ciała ukochanej osoby. Musiała znaleźć syna! Na pewno Frey schował go gdzieś w pobliżu.
Spojrzała raz jeszcze na niego, po czym odwróciła się prędko, żeby nie przypaść z powrotem do niego i rozpoczęła poszukiwania lwiątka. W tym czasie okropnie kuł ją w nos zapach przywódcy, który wydawał jej się niesamowicie silny, niemalże trujący. Jednak sama nie była pewna, czy to aby go sobie nie wyobraża. Mogłoby go tu wcale nie być, ona i tak by go czuła, jakby podświadomie bardziej, niż fizycznie. Dlatego też wiedziała, że nie może wierzyć swoim zmysłom, że mogą ją okłamywać.
Lwica stawała się coraz bardziej nerwowa, coraz to bardziej chaotyczna w swych ruchach z czasem, gdy jej poszukiwania nie przynosiły żadnych rezultatów. Nawet nie czuła woni swojego syna, nigdzie tutaj. Ale nie chciała się poddawać, szukała dalej, chociaż wydawało się to jej coraz bardziej bezsensowne.
Ostatecznie powróciła do partnera, z tym beznadziejnym poczuciem bezsilności. Nie chciała go tutaj zostawiać, żeby został pożarty przez padlinożerców. Może to nawet nie byłaby najgorsza opcja. Znacznie gorzej by było, gdyby przechodząc tędy widziała, jak jego ciało gnije coraz bardziej, a jego postać coraz mniej przypomina to, co znała i pamiętała.
Podeszła do niego i z wielkim wahaniem, wpełzła pod niego, aby móc go jakoś stąd wynieść. Wydawał się tak niesamowicie lekki, zbyt lekki, jak na jej wyobrażenia. Kiedy już była pewna, że nie zgubi go po drodze, ruszyła powoli przed siebie, starając się opanować drżenie całego ciała.

zt