Król Lew PBF
Wielki Szkielet Słonia - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Cmentarzysko Słoni (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=44)
+--- Wątek: Wielki Szkielet Słonia (/showthread.php?tid=95)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18


RE: Wielki Szkielet Słonia - Saber - 13-10-2013

Spojrzała na małą, spod przymrużonych oczu.
-Cmentarz. Łyse kości i gnijące mięso. - sapnęła, odwracając spojrzenie. Arisa. Młoda lwiczka, którą obiecała się zajmować, udawać jej rodzicielkę. Dlaczego? Dlaczego jej oszronione serce otworzyło się przed małą, obcą larwą? Nie wiedziała. Może to żal i wiedza, że zostawiona na pastwę losu prędzej czy później zostanie pożarta przez hieny i szakale, a może to żal i tęsknota jaka pojawiła się w sercu rudej na wieść o tym, że nie dane jej będzie mieć swych kociąt. Kiedyś chciała je mieć. Całą rozbrykaną gromadkę. Ale wtedy... Jeżeli wtedy by zaciążyła, najpewniej zaraz po narodzinach rozszarpałaby je. Nie chciała mieć nic wspólnego ze swym gwałcicielem.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Arisa - 13-10-2013

Rozejrzała się, wciągnęła powietrze nosem, kichnęła i powiedziała:
- Fu, ale tu śmierdzi


RE: Wielki Szkielet Słonia - Saber - 15-10-2013

-Dziwi cię to? Gnijące resztki zazwyczaj gniją. Zwierzęta przychodzą tu na skraju życia i padają. Nie zmieniają się od razu w szkielety. - mruknęła, mrużąc oczy. Kto wie, czy kiedyś jej nie przyjdzie paść pośród srebrzystych kości, do złudzenia przypominających niekiedy łyse drzewa, kołyszące się na wietrze, modlące do swych bogów by słabe badyle wytrzymały.
Zeskoczyła z czaszki, chwytając młodą na kark, zarzucając sobie ją na grzbiet.
-Ale jeżeli twój nos płacze, możemy się wynieść. - oznajmiła, bujając na boki ogonem. [z/t x2]


RE: Wielki Szkielet Słonia - Ares - 02-01-2014

Lubił to miejsce. Było takie tajemnicze i jednocześnie ciche oraz spokojne. Żaden włóczęga się tu nie zaplątywał, bo większość z nich miała świadomość, że w tłumie identycznych kości i czaszek będzie bardzo łatwo zgubić drogę. Brązowego zawsze ciekawiło, czy jakiś samotny lew na zawsze tu pozostał, dodając swój szkielet do całej kolekcji, jaką tu Szkarłatny Świt posiadał. Cóż, nigdy się tego nie dowiedział.
Książę przeskoczył na ostatni z kręgów, aby odbić się od niego i wylądować na gładkiej czaszce słonia. Przeciągnął się z rozkoszą i rozłożył na niej wygodnie, chcąc zaznać choć odrobinę wypoczynku. Od pamiętnej podróży, która miała na celu odnalezienie ciała jego zmarłego brata, nie miał ani jednej okazji na porządną drzemkę. Ziewnął, ukazując ostre kły i siekacze, po czym przykrył powiekami błękitne ślepia i odpłynął w sen.
Warto również wspomnieć, że w mgle i mroku panującym na tym terenie, sylwetka młodzika była bardzo słabo widoczna, co przy jego głośnym sapaniu i oddychaniu we śnie mogło sprawiać wrażenie, jakby czaszka gwałtownie ożyła.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Malimau - 03-01-2014

Komuś zebrało się na samotne wędrówki po okolicy. Był stanowczo na nie za młody, nic więc dziwnego, że po dotarciu tutaj usiadł na ziemi, między kośćmi. O dziwo, nie przerażały go. Co prawda, wyczuwał, że tu atmosfera była nieco inna niż w grocie medyka, i że prawdopodobnie zgubił kocięta, za którymi podążał, co akurat mu się nie podobało. Dopiero w osłupienie wprawił go dziwny dźwięk, na który kociak położył uszy nieco po sobie i syknął, jakoby próbując wystraszyć to stworzenie. Nie wiedział dokładnie, skąd dobiega odgłos, ale cofnął się, wpadając przy okazji na jakąś kość - czego skutki były dość opłakane. Alea iacta est. W tym momencie dosłownie. Fragmenty szkieletu i pojedyncze kości z klekotem poleciały na dół, grzebiąc pod sobą nieszczęśliwego samczyka. Załkał, nie wiedząc do końca, co robić. Pomocy!


RE: Wielki Szkielet Słonia - Ares - 03-01-2014

Śnił. Po raz pierwszy od kilku tygodni cokolwiek mu sie przyśniło. Sen był niezwykle barwny i rzeczywisty, Ares czuł się tak jakby naprawdę w nim uczestniczył i tam się znajdował.
Jednak nic nie trwa wiecznie, a i ze świata snu trzeba też kiedyś odejść. Brązowy młokos ziewnął przeciągle, orientując się dopiero po chwili, że jego uszy zarejestrowały jakiś głos. Jednocześnie przypomniał sobie o niedawno nadanej mu przez Ragnara funkcji. Ech, trzeba będzie to sprawdzić. Zgrabnie zeskoczył po kręgosłupie słonia, aby potem przystanąć przed jego czaszką i rozglądnąć się badawczo po okolicy. Cóż, w tej mgle słabo co zobaczy. Postanowił więc zdać się na inne instynkty, jak węch, czy też jak poprzednio uczynił słuch.
Nie zajęło mu długo by odnaleźć kupkę kości, ktora od kilku dobrych minut popiskiwała głośno. Przewrócił oczyma, by następnie zabrac sie za odkopywanie zakrytego lwiątka. Robił to powoli, starając się tak zabierać poszczególne kości by nie zwalić pozostałych i bardziej nie przestraszyć malca. W końcu, gdy ujrzał przestraszone czerwone slepia, wyciągnął za kark małego i postawił obok siebie. Wytrzepał go z kurzu i pyłu, którym biedak pokrył się podczas niefortunnej wędrówki po cmentarzu. Kiedy wreszcie złote lwiatko odzyskało swój dawny kolor sierści i zaczął choć troche przypominać lwa, książę poprzestał go oczyszczać i zamiast tego wlepił w niego pytające spojrzenie.
-Co tutaj robisz, mały? Nie powinieneś być ze swoją mamą albo Deyne?-starał się przy tym, by jego głos był ciepły i miły, nie chciał przecież przestraszyć malca. Był ciekaw tego, jak Malimau się tu znalazł, ale obawiał się, że nadmierna ciekawość moze jedynie bardziej zniechęcić do niego czerwonookiego. Chciał sprawdzić, czy malec zareaguje na imię mentorki maluchów ze stada, czy tez totalnie je zignoruje. Jesli tak, bedzie to oznaczało, ze zapewne nie należy do ich stada i jedynie oddalił się od matki.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Malimau - 06-01-2014

Gdy tylko usłyszał szmery nad sobą, przywarł do ziemi, zdjęty strachem. Coś się do niego zbliżało, i on to czuł. W pierwszej chwili myślał, że to jego matka, niemniej nie, gdy tylko usłyszał głębokie sapanie, przestraszył się jeszcze bardziej - to coś było całkiem spore i z całą pewnością nie było jego mamą. A niech to, spojrzę! Odchylił powoli łepek, i jego oczom ukazały się wielkie, niebieskie oczy tuż nad jego głową, i wielki pysk. Wielki pysk i wielkie zębiska! Skulił się, po czym poczuł, że nagle znajduje się w powietrzu. A niech to! Mruknął, zniesmaczony. Tak bardzo tego nie lubił. Co to, własnych łap nie mam, żeby mnie w pysku nosić? Gdy tylko szorstki język dotknął futerka malca, prychnął. Bał się, po prawdzie. Szybko jednak doszedł do tego, że to rodzaj przywitania, więc podszedł do łapy Aresa i polizał go w łapę. Może to udobrucha samca, aby nic mu nie robił? Zresztą, gdyby chciał, to raczej nie pomagałby mu? Położył uszy nieco po sobie.
- Dey? Kim jest Deyne? - odparł, nieco zdziwiony. Kim była ta Deyne?


RE: Wielki Szkielet Słonia - Ares - 06-01-2014

Widząc zaskoczenie i nieme pytanie w oczach malca, brązowy westchnął ciężko. Czyżby przytrafił mu się jakiś przybłęda? Starał się, aby samczyk nie odkrył jego myśli, kryjąc się za zasłoną ciepłego uśmiechu. W głębi duszy jednak bardzo się martwił i bił z myślami. Pamiętał, jak potraktował Elianę, która była niewiele młodsza przecież od niego, ale żal mu było skarcić tak mocno złotego malucha. W końcu, miał wrażenie, że ten mimo przerażenia, postanowił go obdarzyć odrobiną zaufania. Jak tu go teraz wypędzić?
Oblizał suchy pysk, nadal nie spuszczając wzroku z przestraszonego lwiątka. Chwilę się zastanawiał nad odpowiedzią na jego pytanie, analizując w pamięci wygląd hybrydy, do której zwracał się wtedy Ragnar.
-Taka duża, beżowa lwica, z białym pyskiem i brzuchem. Ma dwukolorowe oczy.-wytłumaczył mu, przekrzywiając w bok łeb. Zastanawiał się, czy czegoś aby nie pominął. Deyne została mentorką, prawda? To znaczy, że musiało się wokół niej kręcić wiele maluchów. Bingo.
-Z nią chodziły takie małe, szare gepardy i jedno lwiątko. Też beżowe, błękitne oczy, bardzo małe. Teraz coś ci świta?-spytał z ukrytą w środku nadzieją. Jeśli lwiątko nadal nic nie skojarzy, nie pozostanie mu nic innego jak zabrać je do Ragnara.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Malimau - 11-01-2014

Zmarszczył nosek, takie wytłumaczenie nic mu nie mówiło. Gdy jednak brązowy samiec nadmienił o dwójce szarych kociąt, jego pyszczek rozpromienił szczery, wesoły uśmiech.
- Shi i Shiya! No jasne! Ja się bawiłem z nimi w berka, oni uciekli, a przyszła moja mama, a ja... - po czym przerwał gwałtownie, jeżąc nieco sierść na karku. Mama. Zerknął na lwa nieco podejrzliwym wzrokiem, jakby próbując w ten sposób ocenić trafność słów - Mama mówiła, aby nie rozmawiać z nieznajomymi - mlasnął, po czym kontynuował - A ty jesteś nieznajomy...? - ostatnie sylaby przeciągnął, niepewny swych słów. Cofnął się o dwa kroki, obserwując go niespokojnie. Przecież to samiec! Oni zabijają takich, jak Ty. Oni wszyscy są tacy sami jak ten cały... Jak mama go zwała? A, ach tak. Ojciec. To prawda?


RE: Wielki Szkielet Słonia - Ares - 13-01-2014

-Twoja mama?-spytał głupkowato, zanim zdążył się powstrzymać. Czyli zarówno młodzik, jak i jego matka musieli należeć do tego stada, inaczej już dawno ktoś z członków stada by ich zauważył. Całe szczęście, że bacznie obserwował reakcje malca, ponieważ ten nagle zaczął tracić do niego ufność. Brązowy łeb zniżył się jeszcze bardziej, by być teraz niemal na poziomie oczu złotego lewka.
-Nie jestem nieznajomym. Mieszkam tutaj, czyli tak, jak ty i twoja mama. Należymy do tego samego stada. Jesteśmy jedną, wielką rodziną.-starał się, jak najlepiej wytłumaczyć malcowi swoje intencje, wymawiając dużo słów, kojarzącymi się jemu samemu z ciepłem i bezpieczeństwem. Westchnął cicho, po czym przyglądnął się dokładniej małemu, chcąc skojarzyć go sobie z samicami, które widział na terenie Świtu. Czerwone oczy, złota sierść, brązowy ogon- to nic mu nie mówiło. Postanowił strzelić z drugiej strony.
-A gdzie twój tata? Ojciec?


RE: Wielki Szkielet Słonia - Malimau - 20-01-2014

Niestety, nie trafił. Choć w pewnym sensie zaciekawił malca. Podniósł głowę wyżej i wlepił w samca czerwone oczyska, nie cofnął się jednak, a jedynie poruszył niespokojnie wąsami.
- Stado? Co to jest stado? - w głosie malucha kryło się zaciekawienie, tak charakterystyczne dla małego dziecka. - Czy to coś się je? - oho, czyżby ktoś był głodny, a mówił to, co mu właśnie przyszło do głowy? Najwidoczniej tak, niemniej prędko porzucił myśl o jedzeniu na rzecz pytania samca. Zjeżył się na samo słowo "tata". Zamruczał, po czym cofnął się o krok, znowu zerkając na Aresa spode łba.
- Nie mam taty - wymruczał, nie był to jednak ani pozbawiony emocji głos, ani tym bardziej przesycone jadem słowa, tak charakterystyczne dla dorosłych słowa - Jeśli ten tata w ogóle istnieje. Mama nazwała tak takiego lwa, on miał tatę, oj tak. Ta tata siedziała mu na szyi i była bardzo, bardzo gęsta. Widocznie ta tata musiała zrobić coś złego, skoro mama była zła na lwa. Że ją zostawił i poszedł czegoś szukać, co miało pomóc - po czym przerwał, marszcząc brwi. Usiadł i podrapał się za uchem, myśląc. Długo mu to nie zajęło, pyszczek malca rozbłysł uśmiechem, a samiec mógł podziwiać ząbki lwiaka. - No jasne! Ten lew pewnie bawił się w chowanego. A mama była zła na niego. No, ale przecież on się chciał pobawić, i się schował, i pewnie chciał, aby mama go szukała - po czym wyszczerzył się i wlepił wzrok w Aresa, oczekując potwierdzenia jego słów. - Mam rację, tak? A ty bawiłeś się kiedyś w chowanego? Ja czasem z siostrą, ona jest mniejsza ode mnie, i łatwiej jej się schować. A ostatnio widziałem żół... Żół... No, żułfia. Chciałem się z nim pobawić, ale on chyba też chciał się pobawić ze mną w chowanego, bo jak go pacnąłem, to on miał domek na plecach i się schował do domku, i ogonek też schował, on ma taki śmieszny ogonek, inny niż my, wiesz? Fajny jest, ale zaraz potem przyszła COŚ w paski i chciała złowić jakieś ryby. Nigdy nie widziałem ryby, co to jest? Ale mama nas zabrała, a szkoda, zobaczyłbym ryby - pyszczek wykrzywił się na chwilę w podkówkę, prędko jednak znowu się wyszczerzył.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Shyeiro - 06-02-2014

- No kto by pomyślał, że zastanę Cię, w towarzystwie takiego malucha.- rzucił zaczepnie, jak cień wyłaniając się zza ogromnej, pożółkłej czaszki słonia.- Myślałem, że w tym stadzie robisz za kogoś więcej, niż za niańkę Aresie.- dodał po chwili, z takim samym przekąsem- dodatkiem, był jedynie szeroki uśmiech.
Póki co nie zastanawiał się nad niesprawnym okiem, ciekawe, czy i Ares zwróci na to uwagę. Dziwnym było, że to właśnie on był jedynym jego znajomym, którego Shyeiro lubił. Może i uda mu wycyganić jakieś jedzenie? Potrzebę pragnienia załatwił po drodze.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Ares - 08-02-2014

Warknął pod nosem, zły sam na siebie. Myślał, że uda mu się jakoś wzbudzić w malcu jakieś wspomnienia lub im podobne, a teraz będzie musiał wszystko mu tłumaczyć. Cóż, sam się prosił, jakby nie było. Podrapał się pazurem po łbie, po czym zabrał się do wytłumaczenia poszczególnych zagadnień.
-Stado jest taką bardzo dużą rodziną. Na przykład, ty i ja nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni, ale należymy do jednego stada, czyli rodziny. Jesteśmy dla siebie tak samo ważni, jak ty dla swojej mamy i ona dla ciebie. Potrzebujemy siebie nawzajem aby przetrwać i by pomóc przetrwać innym, którzy zechcą dołączyć do naszego stada. Rozumiesz mniej więcej?-spytał go z powątpiewaniem, lustrując go przy tym bacznym wzrokiem. Zdziwiło go wrogie zachowanie malca, gdy wymówił słowo na "T", ale dał mu dokończyć zanim sam zaczął analizować jego emocje. Może jego tata był jakimś patologicznym rodzicem, a może po prostu nie miał za dobrego kontaktu z dziećmi. Zastrzygł uszami, wyłapując kolejne informacje. Dziwne. Lew zostawił matkę swoich dzieci, aby szukać czegoś co miało pomóc. Coś mu świtało w łebku, ale gdy Malimau znowu zaczął go zagadywać, postanowił się skupić na słowach złotego.
-Pewnie tak, mały. Może po prostu chciał się pobawić.-potwierdził, nie chcąc za bardzo denerwować malucha swoimi przemysleniami.-Jasne, że bawiłem się w chowanego. Wiesz, ja też mam rodzeństwo, siostrę i brata. Miałem też dwójkę starszych braci, jak widzisz dość duża z nas była rodzinka.-zamiótł kilka kości i kurzu ogonem, kombinując czym mogło być, "COŚ" w paski. Zebra? Tygrys? Kto to wie.-Wiesz co... Ryby to śmieszne stworzenia. Żyją w wodzie i są dość małe, a największe z nich są tylko trochę mniejsze od ciebie. Łowiłem je kiedyś ze starszym bratem, jak chcesz będę mógł cię kiedyś zabrać i sam spróbujesz, to wcale nie jest takie trudne.-zaproponował, uśmiechając się do młodego. Zdążył już go polubić, chociaż ich rozmowa polegała głównie na pytaniach i tłumaczeniu poszczególnych wyrazów lub zwrotów. Nagle jego uwagę zwróciły szelesty i łamanie już od dawien, dawna pokruszonych kości. Odwrócił łeb w tę stronę, ściągając brwi, gdy zauważył sylwetkę znajomego. Postanowił mu się nie tłumaczyć z pilnowania złotego, a po prostu przejść do rzeczy interesujących jego samego.-Widzisz, różnie to bywa. Ja na przykład myślałem, że masz dwoje sprawnych oczu, a tu widać, że jest inaczej.-burknął, zdobywając się na cwany usmieszek w stronę beżowego. Coś jednak nadal nie dawało mu spokoju, a były to słowa czerwonookiego. Lew, który chciał znaleźć coś co mogło pomóc...


RE: Wielki Szkielet Słonia - Shyeiro - 08-02-2014

Uśmiechnął się do siebie, odwracając wzrok na tyle gwałtownie, że ta część grzywy, która nie była nadnaturalnie postawiona zakryła mu to "niedziałające" ślepie.
- Bo widzisz, kiedyś właśnie tak było.- rzucił, wzruszając ramionami. Dobry humor cały czas go trzymał i nawet piekący ból oczu go nie popsuł. Jeszcze.- Ale zachorowałem i za lekarstwo przyszło mi zapłacić.- dodał po chwili, wracając wzrokiem na brązowego.- Pomyślałem, że z jednym też da się żyć.
Ale ile można rozmawiać o sobie? Pogadajmy o tym, co tam się dzieje w Świcie i czy nadal warto tu dołączyć.
- Poopowiadałbym Ci więcej, ale nie chcę, żebyś mi się tu zanudził.- stwierdził pokrótce, unosząc prawy kącik ust* ku górze.
Oprócz tego, odgarnął łapą kupkę kości, by na ich miejsce posadzić swoje cztery litery i wlepić zaciekawione spojrzenie w lico Aresa.


RE: Wielki Szkielet Słonia - Malimau - 09-02-2014

- Tak, tak, zobaczę ryby, ja zobaczę ryby! I będę je łowił! - z radości aż podskoczył do góry, szczerząc wesoło ząbki, po czym opadł niezgrabnie na ziemię, machając wesoło ogonkiem. oj, tak, on chciał zobaczyć ryby, i zobaczy je! Ares obiecał, że to zrobi, więc Ares to zrobi, a on sam będzie łowił ryby. Ha, może nawet uda mu się złapać taką dużą jak on sam? To byłoby coś! Mama będzie z niego dumna, i Ares z pewnością też. Czerwone oczy zabłyszczały z radości na tą myśl, a on sam zamruczał, wyraźnie zadowolony ta myślą.
Szkoda tylko, że ten stan nie trwał długo.
Gdy tylko usłyszał nieznany głos, błyskawicznie się skulił, położył uszy po sobie. Rozejrzał się niespokojnie, jednakże nie słyszał nic. Nic, poza biciem swego przerażonego serca. Nieświadomie wysunął pazury, wbijając je w ziemię. A gdy Shyeiro wyłonił się zza kupy kości, młody - chcąc nie chcąc, bez zastanowienia wpakował się brązowemu pod łapy, chowając się za nimi. Nie myślał, nawet nie zastanawiał się nad faktem, że brązowego poznał przed chwilą i ten może go nie obronić. Nie, on był pewien, że Ares sprawi, że ten niemiły lew sobie pójdzie. Tym bardziej, że po pierwsze, to był samiec. Co prawda, Ares też nim był, niemniej on był swojski. A tamten nie, i był samcem, czymś, co zawsze przerażało malucha. Przedstawiciele płci męskiej - paradoksalnie, sam do niej należał. Rzucił niepewne spojrzenie na Shyeiro, nie ważąc się nawet pisnąć, w obawie, że ten może go dostrzec. Zacisnął oczy, czując, jak tamten patrzy na niego... Dziwnym spojrzeniem. Nie wiedział, co go przerażało, niemniej instynktownie czuł, że coś definitywnie jest nie tak.

EDIT:
Wybył.
[zt]