Król Lew PBF
Księżycowa Polana - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Srebrny Księżyc (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=49)
+--- Dział: Księżycowa Polana (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=53)
+--- Wątek: Księżycowa Polana (/showthread.php?tid=99)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25


RE: Księżycowa Polana - Ahati - 21-09-2015

Znała go. Znała jego wygląd, znała jego posturę, opowieści o jego wspaniałomyślności i mądrości. Po tym wszystkim jednak, co się wydarzyło pamięć tego lwa skryła się głęboko, dalej od ostatnich wspomnień swej rodziny. Widać było po niej, jak bardzo próbowała sobie przypomnieć. Ani drgnęła nawet wtedy, gdy niebezpieczeństwo już minęło, a Völundr ostatecznie opuścił gardę. Dopiero gdy jej pamięć powoli, ociężale przyniosła jej obraz tego samca rozluźniła zaciśnięte ze strachu powieki, opuściła łapy i spróbowała wstać. Tak powoli, jak tylko potrafiła, bez gwałtownych ruchów, z nisko opuszczonym łbem i uszyma położonymi po sobie. Tak silne były nawyki, które musiała w sobie wyrobić. I to mimo błysku w ślepiach, gdy usłyszała znajome imiona i zdała sobie sprawę z tego, kim on był.
Zaskoczenie całkowicie wyparło z niej jakąkolwiek radość, którą mogła odczuwać z tego spotkania. Zamieniła z nim w życiu raptem kilka słów. Tak po prawdzie, lepiej pamiętała opowieści o nim, aniżeli jego samego, nawet, gdy ta chodząca legenda sama postawiła łapę na ich terytoriach.
- Chyba cię pamiętam - odpowiedziała tylko nie do końca pewnie, gdy była zdolna wydusić z siebie słowo. Nie zdobyła się jednak na żaden gest, żadne objęcie, otarcie się o niego - była zszokowana jego obecnością tutaj, do tego nie była do końca wolna od strachu, który przybił ją do ziemi podczas jego szarży.
Ostatnim czego spodziewała się znaleźć na tych ziemiach była jej rodzina.


RE: Księżycowa Polana - Völundr - 21-09-2015

Dla niego to też była dziwaczna sytuacja - w końcu od miesięcy żył w przekonaniu, że wszyscy jego krewni nie żyją. Przybywszy na ziemie Księżyca po prostu zapomniał, że gdzieś tam, nie aż tak daleko, ostało się stado jego syna Einara, które przez jakiś czas gościło go w swoich jaskiniach. Kiedy przy granicach zaczęła kręcić się świta Enkuuda, starzec opuścił tamte tereny i pognał w stronę Krainy Czterech Stad.
Rozwartymi szeroko oczyma obserwował wolne, pozbawione siły ruchy Ahati. Nie taką ją pamiętał. W jego wspomnieniach była dość pewną siebie młódką, doskonale zdającą sobie sprawę ze swojej atrakcyjności i ją wykorzystującą. Miała w sobie na tyle dużo buty, by wyrazić swoje niezadowolenie w stanowczy sposób, lecz nie aż tak dużo, by wzbudzić czyjąś nadmierną niechęć. Dla swojego dziadka była przede wszystkim kolejnym radosnym lwiątkiem w rodzinie, kolejnym skarbem, który trzeba było cenić. Im dłużej patrzył na to, co się z nią stało, tym gorzej sobie radził. W końcu parę łez zaczęło spływać po policzkach, mocząc brązową sierść.
- Kto ci to zrobił? - wydukał, ignorując jej słowa. - Czy to moja wina? Czy to moi prześladowcy nie mogąc znaleźć mnie postanowili zemścić się na moich najbliższych? Powiedz mi, nawet jeśli prawda miałaby mnie na wieki obciążyć swym jarzmem.


RE: Księżycowa Polana - Ahati - 21-09-2015

Chociaż pierwsze zaskoczenie zdawało się już przeminąć, wraz ze łzami w oczach Völundra pojawiło się drugie. Lwica aż cofnęła się o krok, a potem powoli usiadła, kompletnie nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Przepadła w tym całym wirze obrazów i uczuć, tonęła w nim bez nadziei na odnalezienie gruntu. Nie dostała od dziadka szansy, by zachować się jak na wnuczkę przystało - na okazanie radości, na przywitanie się z nim. Zamiast tego, skrępowana, uciekała spojrzeniem od oblicza dziadka, zażenowana jego żywą reakcją i trudnym słowem. Na długą chwilę zapomniała języka w gębie, dopiero, gdy Völundr przestał mówić zebrała się w sobie i zaczęła mówić, z przerwami, niepewnie, sylaba po sylabie:
- Nie wiem. Zostaliśmy zaatakowani jakieś dwa miesiące po tym, jak poszedłeś.
Ati być może kiedyś będzie mieć możliwość zdziwić się sobą samą, z jaką łatwością przychodziło jej teraz opowiadać o najmroczniejszym etapie jej historii. Nie wracała do niego pamięcią zbyt często, jednak skutki tamtych wydarzeń towarzyszyły jej każdego dnia i każdej nocy - w ich towarzystwie jej opowieść stawała się pozbawiona emocji. Może poza odrobiną żalu w jej głosie, odległego jak te burze, których koniec nastał nie tak dawno temu.
- To chyba było jedno z innych stad. Zaatakowało nas trzech samców i trzy lwice razem z nimi. Tata próbował z nimi walczyć, ale nie dał rady, było ich za dużo. Mama walczyła razem z ciociami, ale ją też zabili. - Na to wspomnienie również jej zdrowe oko zdawało się zasnute mgłą. - Wtedy zaczęłyśmy uciekać, ja i Nuata. Gonił nas jeden z nich. Doganiał ją. Kazałam jej uciekać, a ja zawróciłam.
To dlatego skończyła tak, jak widział. Ze złamaną łapą, obitymi żebrami, poharatanym bokiem, piersią, brzuchem, częściowo oślepiona.
- Nuata potem wróciła po mnie. Zaopiekowała się mną. - W tym miejscu Ahati odwróciła spojrzenie, wpatrzona w horyzont. - Niedawno kazałam jej iść dalej beze mnie. Długo ją przekonywałam, ale nie zasługiwała na taki ciężar. Chciałam, żeby przynajmniej ona miała normalne życie. Obiecała, że wróci, jak odnajdzie stado, które nas przyjmie.
W tym momencie lwica obróciła łeb, by z powrotem spojrzeć na dziadka. Dziwnie się czuła z wilgocią na jego policzkach i swoim własnym szklistym odbiciem w jego ślepiach.
- To chyba wszystko. - Nieskładnie zakończyła swoją opowieść, przełykając ukradkiem ślinę.


RE: Księżycowa Polana - Völundr - 24-09-2015

Jasne powieki odsłoniły blade ślepia w ogromnym przerażeniu. Serce chudzielca stanęło w piersi tak samo, jak uwięziony w niej oddech.
Völundr modlił się do swojego bóstwa o cud. Miał nadzieję, że jej słowa to brutalny żart, albo że zaraz się ocknie ze snu i wszystko będzie jak dawniej. Nadal będzie przekonany, że jego syn wiedzie dostatnie życie z ukochaną lwicą gdzieś na skraju Czarnego Lądu, a jego wnuczka dalej czyni swoje podboje męskich serc. Los był jednak bezlitosny i im dłużej stał w miejscu, tym bardziej był pewny, że wszystko zdarzyło się na jawie.
Już nawet nie chodziło o to, kto ich zaatakował. Enkuud wysłał za nim samych samców, bowiem jak twierdził każdy z ich rodziny, lwicom nie przystoi mieć na łapach lwią krew. Nie mogli być prześladowcami skąpogrzywego.
Teraz liczyło się tylko to, że ostatnia, jedyna pozostała przy życiu kropla jego krwi stała przed nim bliska śmierci.
Rozmazał się na dobre. Nie mógł już powstrzymać spazmów płaczu. Schował łeb między łapami, wstydząc się zarówno własnej słabości, jak i tego, że nie mógł im pomóc. Co z niego za ojciec, który zostawia swoje dzieci na pastwę losu, gdy za horyzontem czai się śmierć?
Długo tak stał dając upust emocjom, zanim wreszcie podniósł spojrzenie zaczerwienionych od intensywnego płaczu ślepi na Ahati. Zawstydzony i przerażony, postąpił parę kroków ku niej. Podniósł drżącą łapę nieśmiało w górę, aż w końcu objął nią czule jeden z pomarańczowych policzków.
- Przeszłaś tak dużo - wyrzucił z siebie ciężko - stanowczo za dużo na kogoś w twoim wieku. Podobnie jak ja, straciłaś wszystkich z powodu czyjejś nienawiści. Ale obiecuję ci, księżycowooka, że nigdy, przenigdy nie stanie ci się już krzywda. Mam tylko ciebie na tej bezdusznej ziemi. I nie zamierzam już nikogo nigdy tracić.


RE: Księżycowa Polana - Ahati - 27-09-2015

Ahati nie była przygotowana na taki wulkan emocji. Widok jego zachowania, a przede wszystkim płynących po jego starych policzkach łez sprawił, że poczuła się tak, jak gdyby znajdowała się w nie swojej bajce. Nie ważyła się zrobić nawet najmniejszego ruchu, nawet jedna myśl nie przeszła jej przez głowę. Stała tylko, nerwowo zwilżając końcem języka zasychające usta.
Najgorszy był jednak dla niej moment, gdy znów zaczął mówić, a także wyciągnął łapę w jej stronę. Mówił bardzo trudnymi, dziwnymi, niezrozumiałymi dla niej frazami i wyrazami, które tym bardziej napawały ją zażenowaniem, ale kiedy podniósł łapę, ujrzała pracujące pod skórą mięśnie, oblepił ją strach. Instynktownie cofnęła łeb, przymknęła chore ślepię, na które akurat natrafił, jednak to nie wystarczyło, by uwolnić się od jego dotyku. Wzdrygnęła się, przełykając głośno ślinę, a potem mruknęła, lecz nie wiedzieć, czemu - czy był to zduszony kaszel, czy odchrząknięcie, czy może coś innego? Pewnym było jednak to, że źle znosiła jego dotyk i okazywała to, na swój nieudolny, nieświadomy sposób.
Zazwyczaj, gdy czuła na sobie dotyk samca, ułamek sekundy później nadchodziły pazury, a razem z nimi ból, szarpana sierść i skóra. Teraz jednak podświadomie docierało do niej, że Völundr nie zrobi jej krzywdy. Tylko dlatego cofnęła się jedynie o krok, tylko dlatego znosiła też jego dotyk, choć potrzebowała dużo czasu, by wydobyć z siebie choć jedno słowo. A było nim nieskładne, wypowiedziane niepewnie, tonem pytania:
- Dziękuję.
Potem jednak Ahati uznała najwyraźniej, że dłużej nie była w stanie znieść tej bliskości. Obniżając łeb i zamykając ślepia, cofnęła się o następny krok. O ile krok był stanowczy, o tyle jej późniejsze słowa i zachowanie wyrażało jedynie wstyd, zażenowanie i pokorę.
- Przepraszam. - Z trudem wydusiła z siebie lwica. - Ja-
Nie dokończyła. Ugryzła się w język, przełknęła znów głośno ślinę, a potem spojrzała przepraszająco na dziadka. Uszy położyła po sobie, zupełnie rezygnując z powiedzenia czegokolwiek. Uśmiechnęła się nerwowo, jakby przepraszająco. A potem, wraz z ciężkim westchnieniem, na jej pysku nie pozostawiła nawet jednej emocji. Poza jednym uśmiechem radości i satysfakcji.
- Przynajmniej udało mi się uratować Nuatę.
To był w tym życiu już jej jedyny powód do radości. Nuata była bezpieczna, nic jej już nie groziło: mogła ułożyć sobie normalne, szczęśliwe życie. Zasłużyła na to.


RE: Księżycowa Polana - Völundr - 30-09-2015

Jej odsunięcie się było dla niego jak cios w sam środek klatki piersiowej. Powinien był to przewidzieć, lecz nie sądził, że tak bardzo zraniło ją życie, że bała się własnego dziadka... Rozwarł szczęki i uniósł brwi, po czym westchnął głośno, zabierając chude palce z jej policzka. Zamknął oczy, starając się uporać z krzywdą, która ugodziła w jego rodzinę.
Nawet się nie uśmiechnął, kiedy dorzuciła ostatnie zdanie. Co mu po tym, skoro obie zostały na zawsze zranione, pozbawione niewinności i możliwości zaufania komuś? Będzie ciężko i jemu, i im. Będą żyły w ciągłym strachu o następny dzień, będą bały się wyjść do innych, aż w końcu zginą gdzieś w samotności. To bardzo ciężki i okrutny los. Od tego lepsza jest już nawet śmierć.
Otworzył wreszcie jasne ślepia i patrząc z dołu na Ahati ledwo wydobył z siebie wątły głos:
- Czy jest coś, co mogę w tej chwili dla ciebie zrobić? Księżycowa Polana jest pod zarządami mojego stada, nic złego nie powinno cię więc tutaj spotkać. Jesteś strudzona podróżą. Zostań na noc. Przyniosę nieco mięsiwa.


RE: Księżycowa Polana - Ahati - 02-10-2015

Nawet będąc na miejscu Ahati momentami trudno było nie dostrzegać krzywdy, którą mogło się wyrządzać swoim zachowaniem. Lwica zazwyczaj nie przywiązywała do tego wielkiej wagi - przynajmniej od chwili, w której ścieżki jej oraz Nuaty się rozdzieliły. Teraz jednak, widząc reakcję starego lwa Ahati sama poczuła, jakby ktoś uderzył ją w samą pierś. Spróbowała coś powiedzieć, jednak wstyd i niepewność zadała jej drugi cios, pod same żebra. Jedyne zdrowe ślepię spojrzało z żalem na starego samca.
- Przepraszam - zająknęła się, z trudem odnajdując słowa - ja n-nie lubię. Dotyku.
Ledwo była w stanie wykrztusić z siebie to nieskładne wytłumaczenie. Uciekała spojrzeniem, korzyła się przed nim, podkulała ogon. To nie była ta sama Ahati, o którą bito się i pojedynkowano, to już nie była ta młoda lwiczka, która żonglowała sercami rówieśników, z niczym się jednak nie kryjąc. Teraz nie była nawet cieniem dawnej siebie. W towarzystwie samca, zwłaszcza większego od siebie i broniącego swojego terytorium nie czuła się ani trochę pewnie. Sam fakt, że wciąż miała na futrze brud po przewaleniu się przed nim na grzbiet był najokrutniejszym potwierdzeniem, o jakie mógł upomnieć się los. Doglądał jakby, czy udało mu się już całkiem złamać tę drobną, skrzywdzoną lwicę - i widział jej trzęsące się łapy, wychudzoną sylwetkę i przerażone spojrzenie.
- Dziadku... dziękuję. - Odpowiedziała mu, siląc się na uśmiech. - Potrzebuję tylko wody. Czy mogę się napić gdzieś tutaj? Nie chcę robić kłopotu.
Z trudem podniosła na niego spojrzenie, kładąc jednak uszy po sobie. W jej odczuciu prosiła bowiem o wiele: bała się, że o zbyt wiele.


RE: Księżycowa Polana - Völundr - 10-10-2015

Wymusił smutny uśmiech i tylko na to było go w tej chwili stać. Z resztą nawet nie wiedział, na jak wiele może sobie przy niej pozwolić, bo przecież nie chciał ją nieświadomie ranić czy przestraszyć. Kiedy zapytała o wodę, skinął głową i ruszył do przodu w nadziei, że wnuczka pójdzie za nim. Szedł powoli, żeby mogła nadążyć. Widział przecież jej marny stan. Poza tym, jeśli chciała iść dalej, powinna zachować resztki wątłych sił na później.
Do małego stawiku na Księżycowej Polanie nie było daleko. Gdy tylko dotarli na miejsce, Völundr dał jasnookiej dostęp do wody, żeby nie zawadzać jej swoją personą. Bąknął pod nosem ciche "Przepraszam" i zniknął ja jakiś czas. Po chwili wyszedł z zarośli, trzymając w pysku podudzie nędznej antylopy. To jedyne, co udało mu się znaleźć w stadnej spiżarni, co mógł jej przynieść. Mimo jej zaprzeczeń, położył kawałek mięsa przed jej nosem i znów się odsunął. Zawiesił wzrok na pływających w stawie rybkach. Nie chciał jej krępować.


RE: Księżycowa Polana - Ahati - 10-10-2015

Z opuszczonym łbem, Ahati wlekła się za nim posłusznie. Nie wiedziała, czy tym, co czuła był strach, obawa, czy głęboki wstyd, jednak nie chciała podnosić wzroku na lwa, który raptem kilka minut temu stał się dla niej dziadkiem. Utykała, potykała się, ale bała się spojrzeniem choćby zbliżyć do jego łap.
Dawno nie odczuwała tylu emocji, w takiej ilości i tak intensywnych. Czuła się przez nie osaczona, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji, którą mogłaby uznać za swoją własną. Tak było nawet wtedy, gdy lew zostawił ją samą z jego krótkimi przeprosinami. Lwica zapewne czułaby się lepiej ze sobą, gdyby ani drgnęła od momentu, w którym ją opuścił, jednak - co prawda, dość długiej - ale jednak po chwili nachyliła się nad wodą i zaczęła pić.
Kiedy staruszek wrócił z posiłkiem dla niej, siedziała już nad wodą (z sobie tylko znanych względów cała przemoczona). Podniosła nieco głowę, z początku uspokojona tym. Potem żywo oponowała dziadkowi, gdy ten złożył przed nią udziec - jednak widząc, że za nic miał jej sprzeciw, zrezygnowała z dalszego oporu.
- Dziękuję, ale n-nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam. - Powiedziała cichym, przestraszonym głosem, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy, jedna po drugiej, gęsiego. Nie wytrwała zbyt długo w swojej postawie. - Czy naprawdę..?
Nie otrzymawszy ze strony dziadka oznaki sprzeciwu, lwica zaczęła jeść. A jadła powoli, bardzo powoli, łez na jej policzkach zaś z każdą chwilą przybywało, aż w końcu płakała już całkiem. Nie zjadła dużo, a nawet bardzo, bardzo mało, jednak w końcu usiadła obok antylopy, z pyskiem we krwi i łzami w oczach.
- Zapomniałam, jak smakuje świeże mięso. Krew.
Musiała wyglądać żałośnie. Oblizywała nieudolnie pysk, trzęsąc się od płaczu. Ostatni raz, gdy jadła coś świeżego, to musiało być wtedy, gdy rozstała się z Nuatą. Lwica nie była przyzwyczajona do otrzymywania takiej dobroci od obcych sobie istot - a Völundr, choć był jej rodziną, jej dziadkiem, wcale nie różnił się od kogoś zupełnie dla niej obcego. Dlatego w końcu z czcią i podzięką skłoniła się przed nim, o mało się przy tym nie przewracając.
- Przepraszam i dziękuję - wydusiła jedynie z siebie.


RE: Księżycowa Polana - Völundr - 18-10-2015

Zobaczył jej łzy, ale nie wiedział, co począć. Gdyby chciał ojcowskim nawykiem otrzeć łapą jej wilgotne policzki, mógłby doprowadzić do kolejnej nieprzyjemnej sytuacji, a przecież do tego nie dążył. Kiedy jednak coraz bardziej moczyła jasne futerko zarówno wodą z oczu, jak i czerwoną posoką posiłku, nie wytrzymał. Natychmiast podbiegł do Ahati, a szorstki jęzor zaczął zmywać szkarłat z jej oblicza.
- Ciii - starał się uspokoić ją jakby była nowonarodzonym maleństwem. - Na to nie musisz sobie zasłużyć. To dobroć, której w twoim życiu tak bardzo brakuje, że aż się jej boisz. Nie płacz, nie przepraszaj i nie dziękuj. To ci się należy. Dobro winno być normą, a zło winno być piętnowane. Ty nie uczyniłaś nic złego. Nie przepraszaj.
To powiedziawszy, nosem tknął nadal zwilżony policzek wnuczki. Nikły uśmiech przebiegł przez zmęczony trudem codziennego dnia pysk.
- Zostań tutaj jak długo chcesz i bierz, ile ci potrzeba. Ja zaś oddalę się, byś mogła ukoić swoje myśli i zaznać spokoju po wędrówce. Przybędę do ciebie rano i sprawdzę, czy czegoś ci potrzeba.
Znów się uśmiechnął - tym razem dłużej niż poprzednio, lecz z tym samym drżeniem kącików ust.
- Niech Księżyć oświetla ci drogę, skarbie - wymamrotał z trudem i powstrzymując napływające do bladych ślepi łzy, jeszcze raz dotknął nosem jej pyska. Kiedy w końcu się wycofał i odszedł, pozwolił opaść niewidzialnej barierze i rozpłakał się na dobre. W takim też stanie zastali go Srebrni, którzy z pewnością zastanawiali się, co przydarzyło się zwykle pogodnemu starcowi. Ten zaś utrzymał swój powód w tajemnicy.

zt


RE: Księżycowa Polana - Malara - 24-12-2015

Lwica przechadzała się po nieznanych sobie dotąd terenach, poszukując przywódczyni – tudzież oficjalnie nazywając, Kapłanki – Stada Srebnego Księżyca. Zagłębiała się coraz bardziej, docierając do coraz piękniejszych miejsc, w których roznosząca się w około woń, przywodziła jej na myśl coś tajemniczego. Od pewnego czasu nie spotkała żadnego lwa, co ją zastanawiało. Pragnęła je dostrzec, pragnęła do kogoś się odezwać, wypytać o przywódczynię. Nie pamiętała jak się nazywała, może nikt jej miana nie podał, lecz to nie przeszkadzało Malarze. Była zbyt zdeterminowana, aby sobie odpuścić, nawet jeśli to było przysłowiowe poszukiwanie igły w stogu siana.Po jakimś czasie dotarła na Księżycową Polanę, wykończona bezowocną dotąd wędrówką. Zaczęła czyścić sobie łapy, które przybrudziły się, gdy przemierzała bardziej suche tereny. Cały czas była czujna, wypatrywała czegokolwiek w oddali, lecz niczego nie dostrzegała. Ziewnęła przeciągle, ukazując swoje kły, a następnie przeciągnęła się. Klapnęła, a ogonem o ciemnejszej końcówce – mniej więcej barwy jej jej grzywki – uderzała o podłoże. Miała nadzieję, że nikt jej nie wyrzuci z tych terenów. Zamyśliła się i zaczęła cicho śpiewać tylko sobie znaną pieśń.


RE: Księżycowa Polana - Inés - 25-12-2015

Młoda miała szczęście, bo Kapłanka Księżyca akurat przebywała nieopodal. Więcej, ruszyła ona nawet w stronę, z której wyczuła obcy zapach, a więc zmierzała prosto ku szarej lwicy. Kiedy wreszcie ją ujrzała, przyspieszyła kroku. Była pewna, że nigdy wcześniej jej tu nie spotkała.
- Witaj, nieznajoma - zwróciła się do niej, przystanąwszy naprzeciw.
Biała wpatrywała się w nią spojrzeniem pełnym rezerwy. Nie była ona pierwszą ani ostatnią osobą, która przyplątała się tu mniej lub bardziej przypadkowo, lecz Ines za każdym razem reagowała podobnie. Po tylu latach samotnego wędrowania niełatwo było wybyć się takich nawyków jak zachowywanie dystansu wobec obcych.
- Cóż cię sprowadza na ziemie Stada Srebrnego Księżyca? - spytała, na moment odwracając wzrok na bok, choć myśli wciąż miała zajęte samotniczką.


RE: Księżycowa Polana - Malara - 25-12-2015

Natychmiastowo zamilknęła, słysząc głos jakiejś lwicy. Lekko się speszyła i spojrzała na białą i dostojną samicę. Spuściła łeb, ale uznała to za niegrzeczne, dlatego też powróciła do obserwowania białej lwicy. Widać było speszenie Malary całą sytuacją.
Ja... jestem Malara – wyszeptała nieśmiało, a w jej niebieskich ślepiach można było dostrzec jakieś zdystansowaie oraz respekt.Odsunęła się i przyjrzała się dokładniej Białej. Nie była pewna co robić, pierwszy raz czuła się tak niepewnie, nawet przy dorosłym. Co powiedzieć, co zrobić, nie wiedziała. Powinna być być szczera, po prostu szczera.
Chciałam... chciałam porozmawiać z przywódcą stada by do niego dołączyć. – Nie znała się na terminologii, powypadało jej to wszystko z tego łebka. – Czy wie pani może gdzie jest?Nie wiedziała, że stała tuż przed nią. Jednak wiedziała zbyt mało na temat stad. Machała nerwowo ogonem. Czuła, że nie powinna siedzieć na tych terenach nawet jeśli szukała przywódcy. Przynajmniej ona tak sądziła. Była jednak dobrej myśli, że ona jej nie zaatakuje. Być może była aż za bardzo ufna. Być może.


RE: Księżycowa Polana - Inés - 26-12-2015

Słowa młodej wcale nie zaskoczyły Jasnowłosej. Nie ona pierwsza ani ostatnia. Srebrna przywiodła na pysk uprzejmy uśmiech, by zanadto nie onieśmielać samicy, po czym odparła:
- Ja nią jestem. Me imię brzmi Inés, a jestem Kapłanką Księżyca - wyjaśniła, nie mogąc się powstrzymać od lekkiego uniesienia łba.
Odczuwała swoistą dumę z racji pełnionej funkcji i, będąc na swoich terenach, nie odczuwała potrzeby krycia się z tym.
- Z jakąż to sprawą do mnie przybywasz? - spytała jeszcze.
Na powrót utkwiła w szarej dość bezemocjonalne spojrzenie. Jedna rzecz była w niej wyjątkowa: włosy, znacznie krótsze i ciemniejsze od tych, którymi szczyciła się błękitnooka, ale nadal zwracające uwagę.


RE: Księżycowa Polana - Malara - 26-12-2015

Przyjrzała się białej lwicy i spuściła wzrok, trochę przygaszona jej słowami. Poczuła się bardzo głupio z tym, że to właśnie Inés okazała się Kapłanką – teraz pewnością Malara zapamięta nazwę funkcji – Stada Srebrnego Księżyca. Westchnęła ciężko i uderzyła końcówką ogona o ziemię, czując jak ogarnia ją zawstydzenie oraz inne emocje, których nie potrafiła nazwać. Wiedziała jednak, że nie powinna im się poddawać, w końcu miała prawo nie wiedzieć, że ta rzeczywiście dostojna lwica jest Kapłanką.
Pragnęłabym dołączyć do stada – rzekła, kłaniając się lekko – Przepraszam, nie wiedziałam, że jest pani Kapłanką.
Uśmiechnęła się delikatnie, any ukryć zażenowanie, al też starając się pokazać swoją prawdziwą i szczerą naturę. Potrząsnęła łbem, aby poprawić swoją grzywkę. Zaczęła oczekiwać pełna nadziei.