♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

14-03-2017, 23:59
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Przynajmniej kąpiel mam już częściowo z głowy...- pomyślał stary, gdy ciepłe łzy młodzika, spływały po jego brązowej grzywie. Jednoznaczny gest ze strony Gydy, Tib przyjął z uśmiechem, lecz nim zdażył przemówić, w jaskini rozbrzmiały przeplatane śmiechem, hienie żarty. Stary uniósł łeb i obrócił go w stronę zielonookiej. Jego spojrzenie nie niosło ze sobą gniewu czy złości, oczy starego zionęły chłodem.
-To nie jest dobry czas na żarty mein lieber-  rzucił ozięble. Zwykle nie miał nic przeciwko takiej formie rozrywki ale psowata wybrała zdecydowanie nieodpowiedni moment. Tib ponownie zwrócił łeb w stronę Gydy, a przybrana na kilka sekund maska chłodu ustąpiła z lwiego oblicza.
-To szkoda, bo ja też nie- pomyślał. Wiara zwykle ułatwiała przeżywanie śmierć bliskich osób, dawała nadzieję. Tib widział już w życiu zbyt wiele by być w stanie uwerzyć w istnienie jakiegoś wszechmogącego bóstwa, a  nawet jeżeli takowe istnieje, to musi być niezłym sukinsynem skoro czerpie przyjemność z przyglądania się panoszącemu się po świecie złu.
Jednak w przeciwineństwie do starego lwa, młody mógłby okazać się podatny na wpływ jakiejś religii. A gdyby tak...
-Słyszałeś kiedyś o Wielkim Stwórcy?  Zapewne nie skoro w nic nie wierzy- dodał w myślach.
- Otóż wszystko co nas otacza, zostało kiedyś stworzone, tak samo jak wszystkie żywe istoty. Pomyśl tylko, przecież skądś musiały się wziąć pierwsze lwy, antylopy, zebry...- mówił łagodnie i powoli, tak by młodzik mógł na spokojnie wszystko przetrawić.
- Tworząc nas, istoty żywe, dał nam śmiertelne ciało i nieśmiertelną duszę. Kiedy umieramy duch opuszcza swoją kruchą powłokę i...- Scheiße, jak to szło?- ...trafiamy do krainy zmarłych, gdzie czeka nas nagroda albo kara – mówił z takim przekonaniem, jakby sam był jednym z kultystów owego Stwórcy, jednak w rzeczywstości powtarzał tylko zasłyszaną za młodu historię. Jej autor zginął zaledwie chwilę po jej opowiedzeniu, z łap samego Tiba, a ówczesnego Tibiriusa.
- Do czego zmierzam synu, Twoja mała przyjaciółka jest  teraz w lepszym miejscu, a kto wie, może jako niewidzialny dla nas duch, siedzi tuż przy Tobie i próbuje Ci powiedzieć, żebyś po niej nie płakał, bo wreszcie jest wolna od trosk i cierpienia- uśmiehnął się delikatnie, po czym powoli przejechał łapą po lwioziemskim grzbiecie.
Dobra Tib nienawidził siebie teraz za dwie rzeczy: po pierwsze wyszedł na miękką faję i  jedyne na co mógł teraz liczyć, to że hiena nie wygada się przy pozostałych, że w środku stary jest tak naprawdę miękkim i czułym lewkiem, a po drugie...właśnie wtłaczał do Gydowej głowy ideologiczną papkę i na ten moment nie był w stanie przewidzieć dalszych skutków swojego małego „eksperymentu”.
Nie dając wyjść drączącym go obawom poza granicę umysłu, Tib dalej się uśmiechał. Zobaczmy jak zareaguje młodzik.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

15-03-2017, 01:26

Gdyby znali swoje myśli, mogliby zawrzeć teraz niezłą, ba, trwałą, opartą na wiecznej względem siebie podejrzliwości spółkę. Dla Gydy również sytuacja ta nie była pożądaną — Tib i Baqiea stali się powiernikami jego dwóch wielkich sekretów: faktu, że pochodzi z Lwiej Ziemi, na której nosi imię Skadim, oraz prawdy o śmierci Taal, której był winien. Problem polegał na tym, że jemu, w przeciwieństwie do Czeladnika, zdecydowanie trudniej było się domyślić przyczyn, dla których ten miał sobie cokolwiek za złe, nawet mu to, po prawdzie, nie przyszło do głowy... Tymczasem jego własne sekrety leżały przed obcymi wybebeszone, nagie, do oglądania z każdej strony i na wylot. To zdecydowanie utrudniało pertraktacje. W gruncie rzeczy czyniło je niemożliwymi. Dlatego też przejaw życzliwości ze strony Tiba, jego opowieść o Wielkim Stwórcy, jakkolwiek abstrakcyjna, to jednak krzepiąca (przypomniała Gydzie o pewnej przypowieści wujka Maru, usłyszanej odeń dawno, dawno temu, o lwich braciach walczących o władzę nad światem), wyrozumiałe skarcenie hieny i położenie wielkiej, ciężkiej łapy na ugiętym pod własną winą grzbiecie piwnookiego, wszystko to było jak wyschnięcie koryta rzeki w czasie pory suchej — jedynym momentem, w którym można ją było przekroczyć. Z jakiegoś powodu Gyda wcześniej znalazł się na jej brzegu i teraz patrzył z utęsknieniem na drugą stronę i już nawet nie odwracał się za siebie, tylko tęsknił za zieleńszą trawą, mniej rączą zdobyczą i cieplejszym kamieniem po drugiej stronie. Moment, w którym zorientował się, że nie dzieli go od tej ziemi woda, był jak objawienie.
- Mogę tutaj zostać?
Z wami, tutaj, w stadzie, nad rzeką, na zawsze, na jeden dzień, aż minie żałoba... cokolwiek Tib zrozumiał przez to pytanie, o ile zechciał wobec tego dopytać i jak wielkie było jego rozczarowanie z powodu niepodjęcia przez lewka tematu Wielkiego Stwórcy, znaczyło dla tego drugiego teraz nic, bo właśnie poczuł, jak jego serce staje się lżejsze, jak powietrze przepływa przez gardło i półotwarty pyszczek (nos miał zasmarkany z powodu wcześniejszego płaczu) z tak upragnioną swobodą.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Baqiea
Samotnik
*

Gatunek:Hiena Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:394 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 45
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 52
Doświadczenie: 74

15-03-2017, 14:13
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Niezrównany Nie-lew

-Jestem prawie hieną. Żarty to jeden z kilku sposobów na radzenie sobie z strasem i to ten najskuteczniejszy-
Powiedziała cicho Baqiea i wsłuchała się w słowa Tiba o wielkim stwórcy
-Ja tam wierzę w reinkarnację. Po śmierci trafiamy z powrotem do świata tylko w innej formie, a mi się coś zdaje że byłam zebrą, bo jak to mówiła matka... znaczy zebra która mnie wychowała, strasznie szybko uczyłam się ich zwyczajów, zupełnie jakbym je już znała-
Hiena podrapała się po głowie po czym powiedziała
-Kto wie, może w następnym wcieleniu będę guźcem o atomowym pierdnięciu-
Po tych słowach lekko się uśmiechnęła i zwróciła się do Gydy
-Nikt nie broni ci zostania tutaj. Porozmawiamy z Myrem, a on na pewno weźmie cię do stada byś miał miejsce i osoby które możesz nazwać rodziną. Tylko nie mów wtedy do mnie ciociu bo to strasznie postarza-
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

17-03-2017, 23:50
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Hieny…- westchnął stary. Potrafią być równie zabawne co irytujące, no chyba że wkurzają kogoś innego, wtedy na prawdę można je polubić. Reinkarnacja? Tak, Tib kiedyś już o tym słyszał i chyba też od jednego z jeńców, no cóż…
W sumie fajnie byłoby po śmierci wcielić się w jakiegoś słynnego przywódcę, najlepiej takiego który posługuje się jakąś twardo brzmiąca mową i ma pod rozkazami zaślepionych ideologią soldatów. W sumie jest to o wiele bardziej atrakcyjne niż wizja wiecznego potępienia.
Ostatni komentarz hieny, był niczym nieostrożny ruch, który o mały włos nie wywołał lawiny śmiechu. Stary wydał z siebie przytłumiony chichot po czym na powrót spoważniał.
Jego uwaga znów skoncentrowała się na Gydzie.  Zamiast od razu palnąć jakimś na wpół adekwatnym do sytuacji żartem, stary zastanowił się przez chwilę. Co konkretnie miał na myśli używając słowa „tutaj”, czyżby chciał…
No i w tym momencie przemówiła Baq. Skąd on to wie, kobiecy instynkt czy jak? W sumie Mosi też zawsze wiedziała, gdy Tib  wyruszał na patrol a kiedy… gdzieś indziej.
Stary słuchał słów zielonookiej, marszcząc brwi, po czym wywołując na swoim pysku miły uśmiech, zwrócił się do młodego Lwioziemca.
- Jeśli to miałeś na myśli młody, to w sumie mógłbym wybłagać szefa żeby przyjął Cię do stada, ale pamiętaj, kiedy podejmiesz decyzję nie będzie już odwrotu, zostaniesz tutaj na Złej Ziemi- niech wie na co się pisze – równie dobrze możemy Cię odprowadzić na Lwią Ziemię. Decyzja należy do Ciebie, klein Freund.
Może i lewek nie był jeszcze dorosłym i w pełni świadomym osobnikiem, jednak Tib nie miał zamiaru podejmować za niego decyzji, niech się uczy odpowiedzialności. Jego życie, jego wybór.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

18-03-2017, 14:36

Powaga sytuacji nie wytrzymała z hienim poczuciem humoru i słowa Baq nieuchronnie rozbawiły z reguły skorego do psot Gydę, ale rozbawiły w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Słysząc o wierze w reinkarnację i o poprzednim wcieleniu, w którym hiena rzekomo była zebrą, aż zerknął na nią jednym okiem, odsuwając łeb od Tibowej piersi, i pozwolił sobie na ciche fuknięcie śmiechu. Tamte robaki przy tym to była betka... Lewek poczuł też, że może sobie w tej chwili pozwolić na odrobinę rozluźnienia, a to za sprawą Tiba, który także nie podołał wyzwaniu, jakie narzucała im powaga tematu ich rozmowy, i wypuścił spomiędzy zaciśniętych zębów kilka nut chichotu. Przejście do właściwego sedna sprawy dokonało się więc w jego głowie w bardzo pozytywnej atmosferze i chociaż nic mu nie umknęło z poczynionych przez Tiba obostrzeń, Gyda już skrzył oczy do odpowiedzi, którą zamierzał obojgu dać. Paradoksalnie groźba niemożności odżegnania się od decyzji była w tym wszystkim największą pokusą, bowiem to, co Gyda miał na własność jako Lwioziemiec, był właśnie odwrót. Tylko odwrót. Perspektywa zostania odprowadzonym za łapkę na Lwią Ziemię jawiła się jako największa porażka, przypieczętowanie klęski, jaką była cała lwioziemskość młodzieńca, przynajmniej w jego oczach... A to, że nie będzie mógł się wycofać miało w tej chwili znaczyć, że będzie musiał dać z siebie wszystko, okazać się przydatnym, potrzebnym i porządnym, czyli wszystkim tym, czym nie był w oczach swojej matki i rodzeństwa, a w szczególności Setkara (reszta stada raczej mało wiedziała o jego funkcjonowaniu w stadzie, więc ich w tę wewnętrzną rachubę nie wliczał).
Złoziemiec.
Brzmiało jak podsumowanie tego, czym i tak od dawna był.
Wyplątał się z brązowej grzywy i nieporadnie plącząc pod sobą łapy, pobiegł w stronę wyjścia z legowisk. Zatrzymał się po trzech susach i odwrócił do Tiba i Baq.
Poczekajcie! — polecił zamiast odpowiedzi, ledwo łapiąc oddech, po czym wybiegł na zewnątrz.
Tam przywitał go błysk pioruna i huk grzmotu. Lało jak z cebra. Rzeka Fuego drżała pod uderzeniami zasieków deszczu, a w ciemności ledwie było widać granice jej szerokiej, płynącej na południe wstęgi. Gyda nie tego się spodziewał i z otwartym ze zdumienia pyszczkiem spojrzał w górę, ale o powrocie do groty nie pomyślał, nie, zanim nie zdobędzie tego, po co tak nagle z niej wybiegł.
Wrócił w niedługą chwilę potem. Jego rozczochrany kształt pojawił się w świetle wejścia niby jakiś leśny skrzat, duszek bagien umorusany błotem, do którego poprzyklejały się nadgniłe liście. W miarę czysty pozostał od łokci wzwyż, wyglądało to tak, jakby przeszedł jakieś bajoro w bród, a nieubłocony łeb pomógł mu zachować obfity deszcz. Zbliżając się do Tiba i Baq, niósł w zębach, w bardzo delikatnym uścisku, jakieś małe zawiniątko, jakby tobołek z szerokiego liścia. Położył go na ziemi pomiędzy lwem a hieną, a ten rozwinął się powoli, ukazując skrytą dotychczas przed oczami Czeladników zawartość — trzy długie robaki, czarne, obrzydliwie pulchne, pokryte chrupkimi pancerzykami, spod których wyłaziło mnóstwo odnóży.
Gyda patrzył na nie w pełnym skupieniu, sadzając zadek na ziemi w niespiesznym, rozciągniętym w czasie ruchu. Najprawdopodobniej chciał odwlec realizację swojego planu do niemożliwości, albo wijące się odnóża tak bardzo go zahipnotyzowały, całe szczęście zebrał się jednak w sobie i w końcu przerwał milczenie, poprzedziwszy zabranie głosu wzięciem wielkiego haustu powietrza.
Chciałem przeprosić za to, że wyśmiałem twoje zwyczaje, Baqiea. Nie jadłem nigdy robaków, ale jeśli takie panują tutaj zwyczaje, to postaram się tego nauczyć, ponieważ chciałbym z wami zostać. Obiecuję, że już nigdy nie wyśmieję nikogo z powodu jego zwyczajów albo tego, w co wierzy, chociaż ja sam w nic nie wierzę... Jeśli można jednak wierzyć w Wielkiego Stwórcę i w reinkarnację, i mieszkać tutaj, to ja chyba też bym mógł do was dołączyć. Chciałbym znaleźć dla siebie jakieś miejsce w waszym stadzie. Dopiero uczę się polować, ale nie idzie mi tak źle. W deszczu i w nocy nie potrafię jeszcze upolować niczego porządnego, ale na dowód przyniosłem te robaki, żebyśmy mogli je razem zjeść.
Dopiero teraz Czeladnicy mogli zobaczyć, ile kosztowało Gydę to przemówienie, bowiem kiedy sięgał do talerza z szerokiego liścia i chwytał w palce rzucającego się na wszystkie strony wielkiego robala, jego łapa trzęsła się jak jedyny na gałązce akacjowy listek, a całe jego ciało dygotało jak w febrze. Nie zważając jednak na żadne z tych okoliczności, Gyda wsadził do pyszczka całą swoją porcję ich wspólnego pojednawczego posiłku.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

18-03-2017, 19:09
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Czując jak atmosfera się rozluźnia, Tib pozwolił sobie na przeciągłe ziewnięcie i nim się zorientował, Gyda już był przy wyjściu z jaskini. Ciekawe co mu do łba strzeliło?- zastanawiał się stary, gdy młody lwioziemiec zniknął  z pola widzenia. Brązowo grzywy może i mógłby go zatrzymać, ale w tym momencie dopadła go jakaś dziwna niemoc. Albo po prostu wraz z wiekiem stawał się coraz bardziej leniwy.
Nie do końca pojmując co się właśnie wydarzyło spojrzał w stronę Baq.
-Jak myślisz, zwiał czy za moment wróci targając ze sobą jakieś truchło?- zagadnął, uśmiechając się, po czym, układając łeb na przednich łapach, wbił wzrok w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła sylwetka Gydy. Że mu się chce  w taką ulewę…
Gdy młodzik pojawił się w jaskini z jakimś tajemniczym zawiniątkiem, nieco zaskoczony Tib powitał go szerokim uśmiechem. Czyli jednak zwłoki…  Chociaż trochę to to małe, poćwiartowany noworodek czy jak? Chwila niepewności przeciągała się do momentu, aż lwiątko ukazało wszystkim zawartość tajemniczego pakunku.
-Das Würmer?- pomyślał na głos, po czym słysząc jak mały szykuje się na jakieś dłuższe przemówienie, skierował spojrzenie wprost na jego pyszczek. Nie chcąc przerywać młodzikowi, stary powstrzymywał się od śmiechu, jednak gdy Gyda zakończył swoją mowę, nie bacząc jak może zostać to odebrane, Tib wybuchnął gromkim, serdecznym śmiechem. Śmiał się tak przez dobrą minutę, a kiedy już skończył, jeszcze przez jakiś czas, echo śmiało się za niego. Ponownie spojrzał się na Gydę, tym razem z czymś w rodzaju uznania.
-No proszę młody, widać że naprawdę Ci zależy- w jego głosie dało się słyszeć pobrzmiewające zadowolenie.
- Wiesz osobiści nie przepadam za robalami i preferuję raczej zeb…- spojrzał na hienę- …znaczy antylopy, jednak skoro już tak się natrudziłeś, to głupio byłoby nie docenić twojego poświęcenia, ja?-
Kończąc zdanie pochwycił robala i lekko się przy tym krzywiąc, skonsumował.
-Jeśli zaś chodzi o wiarę- stary machnął łapą- każdy wierzy tutaj w co chce, lub w nic nie wierzy, tak prawdę mówiąc to nikogo tutaj to nie obchodzi.-
Oczywiście dopóki szefostwo nie zdecyduje się wprowadzić w stadzie jakiegoś wyznania, ale bądźmy dobrej myśli.
-Co do treningu, to tak się składa, że szkolenie młodych jest moją robotą i patrząc na Ciebie, daję Ci szanse, fakt że niewielkie- wtrącił żartobliwym tonem- ale przy odrobinie twojej dobrej woli mogę zrobić z Ciebie całkiem przyzwoitego wojownika-  
-Tak więc jeżeli wszystko już sobie wyjaśniliśmy, to przyjęcie Cię do stada pozostaje teraz tylko czystą formalnością- zakończył szeroko się uśmiechając.
Odetchnął, i ogarnął wzrokiem swoich podopieczny.
-No meine Lieblings, wszyscy mieliśmy dzisiaj ciężki dzień, proponuję małą drzemkę, a jutro ruszymy pod Skałę Skazy- kończąc zdanie Tib ziewną, po czym zaczął układać się do snu.
Baqiea
Samotnik
*

Gatunek:Hiena Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:394 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 45
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 52
Doświadczenie: 74

18-03-2017, 19:11
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Niezrównany Nie-lew

Hiena spojrzała za wybiegającym Gydą. Cieszyło ją że udała się jej go rozbawić i czekała. Skoro miał wrócić... Co prawda bała się że może coś mu się stać jednak czasem można zaufać komuś.
-Witaj z powrotem-
Przemówiła gdy wrócił, a słuchając jego kolejnych słów uśmiechała się coraz bardziej aż wybuchnęła śmiechem
-Ze stada to tylko ja gustuje w samych robakach.-
Mówiąc to podeszła do młodzika i delikatnie położyła mu łapę na głowie
-Wychowały mnie zebry i zabijam w sobie instynkt łowcy, by móc kiedyś do nich wrócić i wiedzieć że już nigdy nie ugryzę żadnego z nich.-
Co dziwne Baqiea mówiła z pełną powagą
-Pierwszy raz przy jedzeniu robaków jest najgorszy, połknij szybko to lepiej wejdzie-
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

18-03-2017, 20:03

W tym samym momencie, w którym Tib wybuchał gromkim śmiechem, Gyda odchylał się do siadu na samych tylko tylnych łapach, a przednimi wystrzeliwał do pyska. Poczucie sześciu czy tam ośmiu odnóży podszczypujących mu język wystarczyło, by spienić zawartość jego pustego od dwudziestu czterech godzin żołądka i wezbrać w żółć aż pod same migdałki. Mimo to młodzikowi udało się zatrzymać wymiociny za zaciśniętymi zębami i wybałuszając od niemożliwości oczy, przytaknąć ruchem głowy Tibowi, ja? Ja!
Przełknął niesmaczne paskudztwo równocześnie z Czeladnikiem i chwilę po tym, jak Baqiea poleciła mu, by zrobić to jak najszybciej. Poczuł, jak krew odpływa mu od głowy, więc kiedy lądował powoli przednimi łapami na ziemi, krzywił niedomknięty pysk, obrzydzony resztkami chitynowego pancerzyka pałętającymi się gdzieś za jego policzkami i dziąsłami. Obrzydlistwo, w dodatku niekonieczne... Ale z ich trojga ostatnim, który miał zamiar na cokolwiek narzekać, chociaż i niewygód doświadczał bodaj najwięcej, był Gyda, dlatego też starając się zapomnieć o przed chwilą skonsumowanym podwieczorku, przecierał już zaciśnięte wargi brzegiem łapy i ze wzrokiem wbitym w ziemię (w objawie największego skupienia) słuchał kolejnych słów Tiba, a każde wypowiedziane przezeń zdanie wieńczył niemym przytaknięciem. Czuł, jakby ktoś słowo za słowem rzucał mu wyzwanie, i podobało mu się to bardzo, najbardziej na świecie, chciał podołać każdemu zadaniu. Z podobnym, wewnętrznym tylko, nie uzewnętrznionym, entuzjazmem przyjął wiadomość o tym, że szkolenie młodzików zajmuje się popielaty lew. Po prawdzie, gdzieś tam w głębi oportunistycznego serca, wolałby, by okazało się to nieprawdą, bo to Tib właśnie, z hieną za plecami, był świadkiem momentu jego największego, najbardziej wstydliwego załamania, ale i w niechęci tej dopatrywał się Gyda jakiejś przeszkody, której powinien stawić czoła, by stać się pełnowartościowym lwem, by mógł zmyć plamę ze swojego honoru... Oczywiście w tej chwili jeszcze nie wiedział, jak twardą łapą potrafi dysponować lew, który wytarł jego łzy swoją grzywą, ale kim byliby początkujący, jeśli nie naiwnymi prostaczkami?
- Będę fantastycznym wojownikiem - rzucił szeptem, spoglądając spode obniżonego łba, z psotną iskrą w oku, w kierunku powątpiewającego w jego umiejętności Tiba. Jakby na potwierdzenie tegoż ostatnich słów, nie skoczył w jego kierunku z zamiarem z góry skazanego na porażkę siłowania się. Był tak wykończony, że propozycję przyjął niemal z entuzjazmem (na ten też za bardzo już nie miał siły) i w zasadzie pozostawiając słowa lwa bez komentarza, podniósł głowę i rozdął pierś głębokim westchnięciem. Rozejrzał się po norze w poszukiwaniu miejsca, gdzie miałby złożyć kości. Znalazłszy takie pod wyrastającym ze ściany grubym korzeniem, spojrzał na układającego się do snu lwa.
- Dobranoc - powiedział cicho, patrzył bowiem na niego, kiedy ten miał, może tylko przez chwilę, zamknięte oczy.
Podszedł do ściany legowiska i tam zwinął się w ciasny kłębek. Myślał, że nie będzie mógł zasnąć, myśli przebiegały przez jego głowę jak sawanna w kącikach oczu w czasie najszybszego z biegów. Morfeusz przyjął go jednak w swoje ciepłe objęcie już po kilku głębszych westchnięciach, i trzymał się go mocno, rozleniwionego już-nie-Lwioziemca, nawykłego do dni traconych na lenistwie, dumaniu i nudzie.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Baqiea
Samotnik
*

Gatunek:Hiena Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:394 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 45
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 52
Doświadczenie: 74

19-03-2017, 01:54
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Niezrównany Nie-lew

-Wojowników nigdy za wiele. Przydałby się taki żebym miała się za kim chować-
Powiedziała hiena obserwując rozwój sytuacji. To wszystko działo się tak szybko i niespodziewania, a cały dzień i jej dał się we znaki. Podeszła ku Gydzie i położyła się obok niego. Dość blisko by czuł jej ciepło i ona jego ciepło. Wiadomo w grupie zawsze raźniej. Jednak sama Baqiea nie do końca zasnęła. Raczej popadła w coś co przypominało pół sen, tryb uśpienia z gotowością do szybkiego działania. Musiała wszystko poukładać w swojej głowie, a kto wie może nawet i Tiba jako tako zaakceptować, bo nawet miły z niego lew.
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

19-03-2017, 17:50
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Tib, poczekał cierpliwie aż pozostali zajmą swoje miejsca, a sam jako ostatni ułożył się w pozycji do snu.
-Gute Nacht, meine Lieblings- rzucił w stronę kompanów, po czym ułożył swój łeb na przednich łapach, pysk kierując w stronę wyjścia z jaskini. Przez krótką chwilę, stary bił się z myślą, by stanąć na warcie, i przypilnować wejścia na wypadek wizyty jakiś nieproszonych gości. Chociaż z drugiej strony są na własnym terenie, co złego może się stać? Poddając się swojemu bardziej leniwemu „ja”, stary zmrużył powieki a chwilę później był już w krainie snów…

Albo raczej koszmarów… Noc, dym z palących się w pobliżu ognisk jest naganiany przez wiatr, do jaskiń gdzie schroniły się samice z młodymi. Zewsząd dochodzą odgłosy walki. Podkomendni Tiba niczym cienie przemykają pomiędzy wrogami, niosąc im śmierć. Krzyki, błagania o litość, histeryczny płacz, a potem już tylko cisza. Ogień zbliża się do kamiennego sklepienia i powoli, po pokrytym wyschłą trawą podłożu wędruje w głąb jaskini. Schronienie stało się grobowcem. Brązowo grzywy unosi swoje łapy, spływają krwią, jeszcze cieplutką, świeżą, jej właściciel pewnie gdzieś tu jest. Wzrok Tiba, jakby zaprogramowany, wędruje ku dołowi, gdzie tuż przy jego łapach spoczywa martwy lew, zaledwie podrostek. Jego pozbawione życia źrenice bezmyślnie spoglądają w jakiś odległy punkt. Z gardła tryska fontanna krwi, wyrzucana w rytm wciąż bijącego jeszcze serca. Tib przygląda się młodzikowi i teraz jest już niemal pewnie, że tamten kogoś mu przypomina, zaraz, te zielone oczy, brązowa grzywa, to jest Haki! Nagle z jaskini, rozbrzmiewają przeraźliwe krzyki. Ogień w końcu dosięgnął swoich ofiar.  Smród palonej skóry miesza się z wszechobecną wonią krwi. Witamy w piekle.

Ciężko dysząc, Tib  gwałtownie zerwał się ze swojego posłania i rozejrzał się dookoła. Pozostała dwójka słodko sobie spała, a od strony wejścia, do wnętrza jaskini wdzierało się światło. Stary delikatnie uniósł prawą łapę. Cała drży. Schlecht. Od jakiegoś czasu koszmary nawiedzają go z większą częstotliwością, czyniąc coraz to większe zniszczenia w psychice szarego. Stary westchnął, po czym dźwignął się z ziemi, w końcu nie ma nic lepszego na nocne mary od porządnej dawki świeżego powietrza. Przysiadł tuż przy wejściu. Deszcz przestał już padać, ale ze znajdujących się nad  tibowym łbem chmur z każdej chwili mogło lunąć. Stary posiedział przez chwilę gapiąc się w jakiś punkt na horyzoncie, po czym jego uwagę przykuła znajdując się tuż przy jego łapach kałuża.
-Wyglądasz okropnie stary draniu- rzucił, szczerząc się do własnego odbicia. Następnie delikatnie zamoczył prawą łapę w wodzie i zabrał się za porządkowanie swojej grzywy. Ostre zakończenia pazurów, niczym grzebień, nawracały niepokorne brązowe kudły na jedyną słuszną drogę. Przesadna staranność, z jaką stary lew wykonywał każdy ruch z pewnością rozśmieszyłyby pierwszego lepszego obserwatora, ale dla Tiba było to czymś w rodzaju ucieczki od nękających go zmartwień.
Baqiea
Samotnik
*

Gatunek:Hiena Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:394 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 45
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 52
Doświadczenie: 74

19-03-2017, 21:18
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Niezrównany Nie-lew

-Nie przeczę-
Powiedziała cicho hiena nie podnosząc się z miejsca. Nie spała już od pewnego czasu, zbudziło ją gwałtowne zerwanie się Tiba na nogi, ale że nikt nie wołał "panika i ucieczka" to nie poderwała się z miejsca. Jednak na stwierdzenie lwa nie mogła być obojętna, ono było zbyt piękne by go nie skomentować.
-Coś się stało?-
Zapytała, a w jej głosie dało się poznać szczerą troskę. Coś co raczej nie było naturalne. No jakby patrzeć że członek stada martwi się od drugiego to może tak, ale hiena o lwa? Kto by pomyślał.
-Jeśli to coś czym chcesz się podzielić by czuć się lżej, a nie chcesz by to rozpowiadać to zachowam to dla siebie. Nie lubię patrzeć jak ktoś cierpi, nawet jeśli wiem że ta osoba mogła by mnie z łatwością załatwić-
Baqiea powoli wstała i z widocznym strachem i ostrożnością podeszła do Tiba lekko kładąc mu łapę na grzbiecie na znak że jest przy nim i nie musi się martwić. Niby wiedziała że nie wiele może, przynajmniej mniej od lwa ale chciała go jakoś pocieszyć.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

19-03-2017, 23:13

Rozwarł niechętnie jedno ślepię, po nim drugie. Przez szparkę między zaklejonymi powiekami wdarło się do Gydowego oka mnóstwo białego światła, obściskującego rozmytym konturem samotną sylwetę lwa u wylotu nory. Ciepło promieniujące od ciała hieny przez całą noc nagle się oddaliło, a sama hiena przecięła długim, rozmytym krokiem na poły rozkojarzone snem, na poły już świadome jawy pole widzenia próbującego podnieść ociężały łeb lewka. Jeszcze jedna chwilka. Ostatnia chwilka, mamo... Zamknął oczy. Mlasnął kilkakrotnie, wysunął oderwany od suchego podniebienia jęzor, oblizał spierzchnięte wargi, po czym ziewnął, wyciągając wszystkie cztery łapy spod siebie i naciągając je aż po czubki palców, do wysunięcia pazurów. Kiedy się rozluźnił, patrzył już na Tiba i Baq prawie świadomie. Na jego pyszczku malował się błogi uśmiech, ale w skierowanych lekko do tyłu uszach znać było niewygodę chłodu, który nagle go nakrył, kiedy oddaliła się od niego hiena, wilgoci, wdychanej przez całą noc, i twardej ziemi, słusznego przecież leża w czasach włóczęgi. Nie nawykł do niewygód i miał jeszcze przed sobą wiele do doświadczenia, zmiany, ale póki nie był tego świadom, brał poranek taki jak ten za dobry los. Zapowiadał się intensywny dzień i mimo obcości wrażeń, które zewsząd go otaczały, zapachów nowych towarzyszy podróży i nieznanych okolic, Gyda dźwignął się do pionu z jasnym, niemal promiennym obliczem, na którym cieniem kładły się tylko strugi siekącego na zewnątrz deszczu. Przeczucia Tiba sprawdziły się i doświadczonych przez lwa kilka minut ubarwionego śpiewem ptaków przejaśnienia zdawało się być już odległym wspomnieniem z zupełnie innej, niż jego własnej, historii.
Gyda podszedł do samego wyjścia, gdzie od linii upadających na przemokniętą ziemię kropel ściekającej po kamiennym nawisie wody dzieliła go raptem długość pazura. Zamknąwszy oczy, posłał jasnoszaremu porankowi promienny uśmiech, a orzeźwiony podmuchem zimnego wiatru, postawił na sztorc uszy, wyłapując pośród gadaniny ulewy szum wzburzonej przez nocną nawałnicę Rzeki Fuego. Chociaż zamarł w bezruchu i jego pyszczek w zasadzie nie zmienił wyrazu, podszył się on gdzieś podskórnie cieniem prawdziwie płomiennej rozpaczy, zaognionym wspomnieniem poprzedniego dnia, ostatnim widokiem białej łapki między twardymi łuskami rzecznej bestii. Nic już nie mógł zrobić i to nic przepełniło go bezsiłą, pozbawioną nadziei ochotą na przeżycie kolejnego dnia, jakby poprzedni nie miał miejsca.

Odwrócił się do Tiba i pokrzepiającej go towarzyszki z nową energią w oczach, ale w ruchach spokojny i opanowany, bynajmniej skory do zużywania pokładów zebranej przez noc siły na próżny gest entuzjazmu. Patrząc tak na parę Czeladników pogodnie, usiadł, i czekał na dalsze instrukcje, onieśmielony ich ciągłą obecnością przy sobie. Mogli go przecież tutaj zostawić, jego i te wszystkie gorące łzy, wołanie, że nie chce wracać do domu, uznać to za niepoważne, machnąć na niego łapą i wrócić do swoich spraw. Bardziej niż ich widokiem, przestraszył się bodaj własnym zdecydowaniem, autentycznością swoich postanowień.
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

21-03-2017, 20:59

Ach, panująca ciągle wilgoć, wychładzająca zwierzęta do szpiku kości, przeszywające wiatry, no i te paskudne, niekończące się deszcze.
W pełni pory deszczowej każdy tęsknił za rozgrzewającymi promieniami słońca.
Zwłaszcza Tib, którego nagle zakręciło w nosie, aż wydał z siebie potężne kichnięcie, obsmarkując się przy tym nieco.
Samiec zadrżał znowu - to z powodu bolesnych wspomnień, dręczących jego umysł, czy zimna, męczącego jego doświadczone ciało?
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

21-03-2017, 22:30
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Tib zignorował fakt, że za jego plecami coś się poruszyło, teraz liczyło się tylko to, by każdy nawet najmniejszy włosek, budujący jego wspaniałą grzywę, był na swoim miejscu. Równo, jak w szeregu. Dopiero słowa zielonookiej w których, ku zdumieniu starego, dało się słyszeć coś w rodzaju troski, wyrwały lwa  z transu. Nim do końca zdąrzył połapać się w sytuacji i jakoś zareagowć, poczuł na plecach hienią łapę. Pierwszy lepszy lew zapewne wkurzyłby się, że jakiś „szkodnik” narusza jego przestrzeń osobistą, ale Tibowi ten niewielki gest ze strony Baq, przyniósł ulgę. Jakby dręczące go koszmary na chwilę skurczyły się, stały się znośne. Powoli odwrócił łeb,  zdobywając się na uśmiech, może i dość mizerny, ale na nic lepszego nie było go teraz stać.
-Wszystko w porządku mein lieber, to tylko zły sen- odparł, starając się wypaść dość wiarygodnie, jednak już samo jego spojrzenie zdradzało, że stary miewał  lepsze dni.
Przez chwilę Tib toczył wewnętrzny bój. Czuł, że kiedyś będzie musiał się komuś zwierzyć ze swoich grzechów, tylko komu? Nawet Mosi, nie miała bladego pojęcia o jego przeszłości, a co dopiero któryś z jego dzieciaków. Jedynie pewien znachor, przyjaciel starego Tiba, niejaki Herr Doktor, wiedział o jego mrocznej stronie, ale tylko dlatego, że razem przeszli przez to piekło. W prawdzie stary wierzył w dobre intencje psowatej, ale nie był pewien jak zereaguje tamta, gdy usłyszy, że pewien paskowany morderca dzieci, to w porównaniu z Tibem, całkiem porządny facet. Jak miałby jej powiedzieć, hienie która brzydziła się polować, że mordował wszystkich jak leciało, bo za młodu dał sobie wmówić, że w ten sposób można uczynić świat lepszym? Gdyby Tib miał nieco inny charakter zapewne szukałby dla siebie usprawiedliwienia: że wtedy był innym lwem, że się zmienił...
Jednak to nie było w jego stylu. To on odpowiadał za niezliczoną liczbę okrucieństw, on prowadził do boju najbardziej bezwzględną formację w historii całej lwiej rasy, on był potworem i będzie musiał dźwigać to brzemię aż do końca swych dni. „Jeder ist seines Glückes Schmeid. ”
Stary, tak się zamyślił, że nie zorientował się nawet, kiedy dołączył do nich Gyda. Na moment oderwał wzrok od Baq, by przywitać go, nieco wymuszonym, szerokim uśmiechem, po czym na powrót, jego spojrzenie powędrowało w stronę hieniego pyska.
W sumie to było jeszcze coś o czym mógłby z nią pogadać.
-Chodzi o mojego syna...-  westchnął ciężko, a resztki uśmiechu zniknęły z jego oblicza- myślałem, że potrafię pogodzić się z jego śmiercią ale przez cały czas mam wrażenie, że on jeszcze żyje i kto wie, może właśnie teraz...- urwał w pół  zdania, czując dziwne mrowienie w nosie, po czym wydał z siebie potężne kichnięcie.
- Gottverdammt!- zaklął, ogladając się na obsmarkaną lewą łapę. 
-Der Schnupfen, nicht gut - pomyślał na głos.
-No nic młody, wygląda na to, że obydwoje będziemy musieli zaliczyć wizytę u medyka- rzucił z nieco przesadnym jak na tą sytuacje entuzjazmem, po czym ruszył przed siebie. Widmo choroby zepchnęło kwestię Hakiego na drugi plan, a może i nawet na trzeci? Cholerny pierdoła jakoś sobie poradzi, o ile w ogóle jeszcze żyje...
-Za mną Kameraden!- zawołał, spoglądając na swoich towarzyszy. 

z/t
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21-03-2017, 22:30 przez Tib.)
Baqiea
Samotnik
*

Gatunek:Hiena Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:394 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 45
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 52
Doświadczenie: 74

21-03-2017, 23:32
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Niezrównany Nie-lew

Hiena patrzyła na Tiba z dalszą troską. Było coś czego bał się jej powiedzieć? A może w ogóle bał się o tym mówić. Żal się jej zrobiło tego lwa. To dziwne, bo nie przepadała za lwami.
-Mówi się że rodzic czuje gdy jego dziecko umiera i czuje gdy ono żyje. Jeśli czujesz że żyje to pewnie tak jest-
Powiedziała Baqiea, a na kichnięcie lwa uśmiechnęła się. Miała już na końcu języka "chyba nie chcesz mi powiedzieć że masz alergię na hieny" lecz zamiast tego powiedziała\
-Na zdrowie-
Po tych słowach spojrzała na Gydę i posłała mu promienny uśmiech, by po chwili wrócić wzrokiem do Tiba, wstając
-Pójdę ale na pewno nie jestem kameradynierem... Co?-
Chwilę zajęło jej zanim ogarnęła że nie została nazwana kamerdynerem tylko jakoś dziwnie.
-No to w drogę-
z/t


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości