♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Machafuko
Konto zawieszone

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 73
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 38

26-05-2016, 07:26
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia

Samiec pokiwał łbem, najpierw dając Davienowi do zrozumienia, że przyjął jego słowa, a później skinął Vincentowi w geście podzięki. Po chwili dołączył do pozostałej dwójki, aby pomóc im jakoś zmierzyć się z zagwozdką labiryntu, jaki zdawał się tworzyć wewnętrzny system jaskiń.
Podobnie jak reszta, nie miał pojęcia, gdzie iść. Zapach pozostawał niewyraźny i wydawało się, że dobywa się zewsząd Lew poczuł się bezradny, ale jednocześnie wiedział, że stanie jak kołek w jednym miejscu i zastanawianie się nie było dobrym pomysłem; tak więc z poczucia bezsilności w sercu szarego powoli zdarzała się determinacja, do zrobienia czegokolwiek.
Fuko podszedł do wejścia na lewo, wysunął pazury i wykonał na ścianie obok widoczną rysę. Nieprzyjemny zgrzyt rozniósł się echem po całej okolicy, co wywoływało dość niepokojący efekt, sam samiec skrzywił się podczas dokonywanie tej czynności, jednak ślad musiał być widoczny, charakterystyczny, toteż, nie zatrzymał się dopóki nie uznał, że jest w porządku.
W razie czego, gdyby jakoś wrócili na miejsce skąd przyszli, będą wiedzieć.
- Idziemy tędy, chodźcie!
I sam wkroczył do korytarza, oczywiście na tyle wolno, aby reszta zdołała do niego dołączyć.

//Jaak macie jakieś pomysły, to śmiało można kreować wydarzenia. To może być ciekawe, jak każdy będzie pwololi "rednerować" jaskinię i to co w niej jest, ewentualnie co się w niej zdarzy.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___

I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich".


Zielony? Czy czerwony? :v
Davien
Samotnik
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 63
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 20

27-05-2016, 02:56
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura

- Vincent ma rację. Byłoby lepiej, gdyby był tylko jeden tunel albo dwa...- Powiedział lewek, rozglądając się po raz kolejny po jaskini. Ciekaw był, czy kiedyś oraz aktualnie, ktoś zamieszkiwał ten teren. Niby nic takiego nie wyczuwał ale to niczego nie przekreślało.
- Okej. - Skinął łebkiem, po czym w podskokach podbiegł do Fuko aby iść obok niego. Jednak ciekawość brała górę, przez co bywało że szedł nieco z przodu. Po chwili, coś przeleciało nad głową malca, czego nie zdążył zanalizować. Dopiero gdy za nim poleciał kolejny, Dav dostrzegł że to nietoperz. Czyżby w takim razie jaskinię zamieszkiwały te latające ssaki? Przyspieszył nieco kroku, jednak gdy za bardzo się oddalił, stawał lub cofał się kilka kroków aby być w miarę blisko dorosłych samców.
Nagle, coś przeszło po łapie lewka. Ten chcąc się dowiedzieć co to takiego, zaczął się odwracać i dostrzegł, jak na swoich sześciu nóżkach ucieka pająk. Malec zaczął zastawiać się, gdzie mu tak spieszno. Przekrzywił łebek, aby lepiej go widzieć lecz po chwili, już mu uciekł z pola widzenia, więc zaczął iść dalej.
Szedł, stawiając łapa za łapą gdy ku jego oczom ukazało się coś. Chcąc szybko sprawdzić co to takiego, przyspieszył kroku, praktycznie biegnąc i gdy dobiegł na miejsce, stanął jak wryty. Ogon automatycznie mu opadł i przestał nim przez chwilę machać. Na ziemi znajdował się szkielet albo raczej kości z jakiegoś zwierzęcia. Dav przełknął ślinę zastanawiając się, do kogo mogło to należeć.
- Patrzcie co znalazłem! - Krzyknął do starszych lwów, wskazując łapką znalezisko. Może nie było jakieś wartościowe ale malec czuł, że chce to pokazać swoim towarzyszom.
Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

27-05-2016, 21:10
Prawa autorskie: Własne

-W porządku.-
Skinął łbem przystając na propozycję Fuko. Jako że przez moment został nieco w tyle przyspieszył po chwili kroku, aby truchtem dobiec do pozostałej dwójki idąc zaraz obok szarego samca. Uszy jego nasłuchiwały i wyłapywały każdy najmniejszy szmer czy dźwięk. Zawsze trzeba być czujnym. Kiedy obok niego przeleciał nietoperz skrzywił się i zmarszczył brwi, uchylając nieco łeb na bok.
Jego uwagę odwrócił dopiero Davien, który powiadomił go i Machafuko o jakimś nowym znalezisku. Kiedy ujrzał szkielet westchnął i pokręcił głową na boki.
Nie odzywając się wyminął kości i stawiając kolejne kroki natrafił na kolejne.
-...-
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
Machafuko
Konto zawieszone

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 73
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 38

28-05-2016, 00:35
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia

Kości, wszędzie kości; ten jeden szkielet, znaleziony przez Daviena był jedynie przedsmakiem tego, co ujrzeli później. Masa różnorakich trucheł, porozrzucana po całej jaskini, szczątki, przy szczątkach. Szary aż zmarszczył brwi, widząc cały ten uroczy wystrój wnętrza.
- Nie podoba mi się to...
Podszedł do kilku kościotrupów, włącznie z tym znalezionym przez lwiątko; wszyscy wyglądali na roślinożerców: rogi, kopyta, brak kłów... Małe, duże, wszystkie sprawiały wrażenie starych. Fuko pochylił się nad jednym z szkieletów, przyglądają się dokładnie kościom, a szczególnie szukając na nich jakich śladów. Zauważył charakterystyczne wgłębienia; no tak, zostały obgryzione. Należało pozostać uważnym; mimo że sami byli drapieżcami, to jakieś wygłodniałe stworzenie mogłoby próbować ich napaść.
- To chyba stara kryjówka jakiś drapieżców - rzekł głośno, odwracając się ku Vincentowi i Davienowi. - Obstawiam hieny, ale mogę się mylić
Było wiele stworzeń dzielących w podobny sposób; polujących na ofiarę, zaciągających do kryjówki, gdzie pozostawała jedynie uczta. Najpowszechniejsze były jednak hieny, toteż była to pierwsza myśl samca.
- Najpewniej jest opuszczona, ale trzymajmy się razem. - Spojrzał porozumiewawczo na Vincenta, a potem zerknął na lwiątko. Muszą na niego uważać.
Fuko poczynił kilka kroków ku dalszej części korytarza, aby zorientować się, co tam jest; nie zamierzał jednak oddalić sie za daleko, właściwie pozostali powinni go mieć w zasięgu wzroku. Wolał wiedzieć, czy z przodu nie ma żadnych niespodzianek.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___

I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich".


Zielony? Czy czerwony? :v
Davien
Samotnik
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 63
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 20

28-05-2016, 14:49
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura

Lewek robił dokładne oględziny tych szkieletów. Dawno nie natknął się na coś podobnego. Z resztą wcale się nie bał. No może troszkę czego i tak, starał się po sobie nie pokazać. Chciał być dzielny. Dlatego też,chciał napotkać tego, kto zaatakował te zwierzęta, które przyczyniły się do zjedzenia tych, z których pozostały kości.
Faktycznie, leżące szkielety wyglądały, jakby należały do roślinożerców, tu się Davien zgadzał z Fuko i ciekaw był, od jak dawna tu leżą.
- Myślicie, że Ci drapieżcy wciąż zamieszkują tą jaskinię? - Zapytał, zerkając to na Vincenta, to na Fuko. Na im więcej szkieletów się natknęli, tym większa Daviena zżerała ciekawość lecz słysząc, że kryjówka najpewniej została opuszczona, lewek smutno westchnął.
- Ktoś tu, na ścianie zostawił ślad. - Odparł wskazując łebkiem ślady po pazurach. Wiedział, że ta wiadomość może nikogo nie zainteresować ale malec wolał informować o tym, co znajduje. Z resztą, takie ślady mogło zostawić wiele zwierząt z kilku powodów, między innymi na przykład, zgubienia. A przynajmniej tak myślało lwiątko. Spojrzał na ten ślad z różnych stron, przekrzywiając łebek a po chwili, wysunął swoje pazury aby porównać je z widniejącym śladem. Spostrzegł iż jego pazury były od tegoż śladu mniejsze. W niedużej odległości, sam zostawił taki ślad na ścianie. W końcu nikt mu nie zabronił a chyba zostawianie czegoś takiego, nie należało do złych rzeczy. Chciał po prostu, zostawić po sobie pamiątkę.
Kasill
Konto zawieszone

Gatunek:Lew //Złotogrzywy Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:68 Dołączył:Cze 2015

STATYSTYKI Życie: 75
Siła: 30
Zręczność: 30
Spostrzegawczość: 30
Doświadczenie: 3

29-05-2016, 21:52
Prawa autorskie: Ssaku

Młody postanowił słuchać planu Milele. Nie podobał mu się on, ale najwyraźniej działał. Gdy Pax wziął jego siostrę w pysk i gdzieś poszedł, Kasill pobiegł od razu za nim. Był o wiele wolniejszy i co jakiś czas gubił się w tunelach, ale szedł po zapachu.

z.t
Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

31-05-2016, 13:05
Prawa autorskie: Własne

Vincent idąc jako pierwszy z całej trójki i mijając to kolejne szkielety w końcu zatrzymał się, patrząc przez moment przed siebie w całkowitą ciemność. Nadstawił uszy, skupiając się przez moment na woni jaka unosiła się w tunelach. Była to mieszanina mnóstwa zapachów, która utrudniała zadanie zapewne nie tylko i znachorowi. Spoglądając za siebie na moment na Daviena i Fuko westchnął cicho zastanawiając się nad tym co robić dalej. W końcu ruszył przed siebie, mijając kolejne szczątki zwierząt.
-Chodźmy, coś czuję że musimy trochę przyspieszyć tempo.-
Zaproponował oglądając się jeszcze raz na pozostałą dwójkę.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
Machafuko
Konto zawieszone

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 73
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 38

01-06-2016, 02:29
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia

Tunel zdawał się skręcać w lewo. Fuko spojrzał za zakręt i zmarszczył brwi, widząc coś, czego się nie spodziewał; otóż korytarz rozszerzał się, tworząc całkiem niemałą komorę, gdzieś z dali słychać było powolne kapanie wody, a gdzieś z sufitu przebijały się smugi światła i może to by było wszystko normalne, gdyby nie to, że podłoże gdzieniegdzie wydawało się ziemiste, porośnięte jakimiś paprotkami i mchami. Widać zawędrowali w tę cześć góry, która powoli zatracała swój skalny charakter.
Nagle zauważył, że ziemia p pewnym miejscu porusza się, zaczyna zapadać i z dziury wychyla się łeb, pyszczek, który natychmiast rozgląda się to w lewo, to w prawo. Fuko - będąc ciemno umaszczony - nie rzucał się w oczy, toteż chyba został niezauważony.
- Dobra, czysto... - Do uszu samca dotarł dość niski głos. - Wyłaź.
W tym momencie obok jednego łba pojawił się i drugi.
- Gdzie jest ta woda?
- Gdzieś na północ.
- To kopiemy.
Obie mordki zniknęły w dziurze, po czym, gdyby się przysłuchać, można by wychwycić dźwięki na nowo rozpoczętych podziemnych prac.
Fuko nie wiedział co o tym myśleć, po prostu wycofał się, a w tym momencie usłyszał głos Daviena, zwracający uwagę na jakiś ślad na ścianie.
- Ciekawe - mruknął przybliżając się do samczyka, czy to rzeczywiście z zainteresowania, czy to też raczej myśląc o tamtych dwóch - zdaje się - surykatkach. Jednak uśmiechnął się, widząc świeży ślad obok starego. Nie potrafił rozpoznać jakie zwierze zostawiło ten starszy, ale istotnie musiało być mniejsze od lwa.
- Chyba rzeczywiście hieny... - mruknął w zamyśleniu, po czym odwrócił się tak, by mieć przed sobą i Vincenta i Daviena.
- Słuchajcie, tam jest przejście, które chyba biegnie na obrzeżach góry, bo jest tam ziemia gdzieniegdzie, ale tam się dzieje coś dziwnego. Widziałem tam chwile temu dwie surykatki, które albo chcą się dokopać do wody - głupie trochę - albo go ominąć. - Ta informacja i szaremu wydawała się dziwna i właściwie bezużyteczna, ale z drugiej strony jakoś nie mógł tego przemilczeć, bowiem było to aż tak specyficzne, że musiał się tym podzielić.
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___

I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich".


Zielony? Czy czerwony? :v
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

01-06-2016, 09:38

Dookoła was wszystko się zatrzęsło i to porządnie, a na wasze nosy posypały się małe kamyczki. Nie mogło wam się to zdawać ale też nie wiedzieliście czego może to być przyczyna. Jedne było pewne, trzeba się z tego miejsca zwijać.
Gyda
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:378 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 79
Doświadczenie: 16

01-06-2016, 19:58

Ruszył za resztą gdy tylko zdał sobie sprawe co się dzieje. Sytuacja go zaszokowała czy coś.
z/t
Haiku o pełnym przygód życiu utalentowanego Gydy i o jego przyjacielu bardzie Kuro:
Wybrałem podróż –
o świcie spadł w lesie śnieg
leciało pióro
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11-11-2016, 12:01 przez Gyda.)
Davien
Samotnik
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:73 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 63
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 20

02-06-2016, 16:35
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4, kolor: FKpl (Kifo) - av; Sirzi,Sauri-Elanor - podpis, PrinceVoldy-TLK (lineart), ja (kolory) - sygnatura

Lewek przez chwilę jeszcze patrzył na swoje dzieło oraz ślad obok lecz po usłyszeniu słów Fuko, jego wzrok skupił się na dorosłym, szarym lwie do którego się ciepło uśmiechnął. Ciekaw był, ile takich śladów jeszcze by znalazł lub też innych rzeczy. Trochę mu się przykro zrobiło, gdy nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie, a co za tym idzie spuścił łebek oraz ogon. Domyślał się, że wszyscy byli zbyt przejęci oględzinami jaskini albo po prostu nie chciało im się odpowiadać.
Uważnie wysłuchał Fuko, mówiącego o jakimś przejściu. Już miał odpowiadać, gdy nagle ściany się zatrzęsły a z góry zaczęły spadać kamyczki. Davien podniósł się po czym uniósł łapę aby pozbyć się jednego kamyka ze swojego nosa. Wstał i zaczął szybkim krokiem iść do przodu.
- Zgadzam się z Tobą Vincencie. Lepiej będzie jak przyspieszymy. - Powiedział tak, aby go dobrze usłyszano. Chociaż z drugiej strony, to nie było nic takiego ważnego. Co jak co, ale na pewno nie miał zamiaru zostawać tu dłużej. Po tych słowach dosłownie zaczął biec, nie wiedząc dokładnie gdzie. Kierował się w głównej mierze węchem.
Tak więc biegł i biegł, najszybciej jak tylko mógł, próbując nie wpaść na nic po drodze, by się nie przewrócić. Nie chciał spowalniać starszych towarzyszy, którzy zapewne w krótkim czasie go dogonili oraz wyprzedzili.

//zt
Machafuko
Konto zawieszone

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:4 lata 2 miesiące Liczba postów:786 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 73
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 38

04-06-2016, 05:39
Prawa autorskie: Avatar: Nataka || Podpis: Kami (szkic), Cynka (kolory), Inn (cienie)
Tytuł pozafabularny: Pomoc techniczna / Prowadzący Radia

Fuko zmarszczył brwi, widząc że samczyk sposępniał. Jednak nie miał okazji myśleć nad tym dłużej, gdyż nagle wszystko zaczęło się trząść.
- WIAĆ! - Ryknął Fuko i zaczął biec w stronę wyjścia. Przed nim był Davien, który widać było, że biegnie na oślep. Szary podbiegł do niego, chwycił za kark i w kilka susów byli już poza jaskinią.
Najpierw położył młodego na ziemi, a później oglądnął się za siebie, widząc wybiegającego Vincenta i zapadającą się za nim grotę.
Samiec oddychał głęboko, patrząc na całe zdarzenie; jakby w jednym momencie łapy się pod nim ugięły, oczy zaszkliły, mimowolnie napełniając się łzami. Wydał z siebie głośny ryk, który odbił się echem po całej puszczy. Fuko jakby skurczył się w sobie; potężny ciężar spadł na jego barki, przygniatając go i niszcząc. Szlochał bezdźwięcznie i czuł się tak jakby ktoś wyrwał mu serce.
Tam gdzieś był jego syn.
Jaskinia się waliła.
Przysypało go żywcem.
Umarł.
Szary samiec skulił się jeszcze bardziej, walcząc z własnymi myślami i uczuciami. Znów zawiódł, po raz kolejny dopuścił do tego, że jego dziecku stała się krzywda. Dał sobie uprowadzić córkę, nie był w stanie pomóc synowi. Powinien zniknąć, rozproszyć się, bo więcej przyniósł bólu niż radości; i sobie, i Ayumi, i dzieciom.
I może dalej by tak użalał się nad sobą, gdyby w jego głowie nie pojawiła się myśl.
"Może... może... jednak żyje... Ten lampart, nie widzieli go, nie mógł wyjść tą drogą. Jest inna. Co jeśli Kasillowi się udało?"
Lew powoli wstał; nie miał w sobie wiele nadziei, ale uczepił się tej myśli, musiał w czymś się zakotwiczyć, co dawałoby mu jakiekolwiek przesłanki ku temu, że warto szukać, że nie powinien zwlekać. Zresztą córka jeszcze żyła, choćby dla niej musiał wziąć się w garść. Otarł łapą pysk, po czym zwrócił się do Vincenta zachrypłym głosem:
- Dzięki za pomoc, będę pamiętać. Muszę znaleźć córkę. Jeśli chcesz mi pomóc, nie mam nic przeciw, jeśli nie, to tu nasze drogi się rozchodzą.
Po chwili zerknął na samczyka.
- Nie można cię tu zostawić. Powinieneś zostać z Vincentem - tu spojrzał na szarego lwa - albo chodź ze mną.
Jak się okazało Davien podążył wraz z Fuko. Co zrobi Vincent, to jego decyzja.

/zt
Głos // Sylwetka // A tu w nowej roli // I prezencik od synka
___

I rzekł do mnie główny admion: "Zbanuj wszystkich, ja rozpoznam swoich".


Zielony? Czy czerwony? :v
Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

04-06-2016, 14:13
Prawa autorskie: Własne

Kiedy kilka kamyczków posypało się na jego nos Vincent zmarszczył czoło i spojrzał ku górze, na sklepienie jaskini. Zrozumiał że naprawdę nie mają już czasu, a jeśli tu zostaną, nie będzie z nimi dobrze. Pędem ruszył więc za Machafuko i Davienem, szybko ich doganiając i biegnąc z nimi razem łeb w łeb. Gdy znaleźli się na powierzchni Vincent odetchnął głęboko dostrzegając jak grota się wali dosłownie że za nim. Wtedy też spojrzał na swoich towarzyszy. Widząc Fuko w takim stanie czarnogrzywy zaczął mu szczerze współczuć. Może i nie miał dzieci i nie wiedział jak to jest akurat ze swoimi pociechami, ale stracił wiele innych cennych mu person. Odetchnął ciężko i pochylił głowę w geście zrozumienia. Milczał, dopóki nie zadano mu pytania:
-Pomogę Ci. Obiecałem, że to zrobię, tak też i będzie.-
Skinął głową i prostując się ruszył w dalszą wędrówkę.

[zt]
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
Tene
Samotnik
*

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Dorosła Liczba postów:133 Dołączył:Sty 2017

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 22

09-04-2017, 18:36
Prawa autorskie: Ja
Tytuł pozafabularny: Nieszczęśnik

Zmęczona wędrówką, z Arvo w pysku, który z chwili na chwilę wydawał się być coraz cięższy niż w rzeczywistości był, zmierzała w kierunku widocznej w oddali góry, pragnąc tylko znaleźć odpowiednią kryjówkę, jaskinię, bądź grotę, z której malec nie będzie miał jak jej uciec. Nie miała ochoty go gonić. Na domiar złego nastroju lwicy, towarzyszyła im ulewa. Miała szczęście że przekraczając rzekę, by tu dotrzeć, nie porwał ich nurt. A to wszystko dzięki znalezieniu ogromnego pnia, jaki niosła za sobą wylewająca rzeka, który na jej oczach zaklinował się pomiędzy skałami, przebiegła po nim na drugą stronę, o mało nie wypuszczając lwiątka z pyska. Nie spieszyła się bez powodu. Po pierwsze nie chciała stracić takiej okazji dostania się na drugą stronę rzeki, a po drugie było to niebezpieczne. Zeskakując musiała zatrzymać się na brzegu by chwycić lewka mocniej, usłyszała za sobą trzask, a oglądając się za siebie zobaczyła jak pień drzewa pękł na pół, a rwący nurt rzeki porwał go groźnie ze sobą. Idąc dalej, w stronę wspomnianej wcześniej góry, stawiała łapy coraz to wolniej, próbując coś dostrzec przez szalejący deszcz, wysunięte pazury wbijała w coraz miększe od wody podłoże. Warczała raz po raz przez zaciśnięte zęby na skórze Arvo, kiedy to robiło jej się coraz to zimniej, a ulewa dodatkowo smagała jej przemoczoną do granic możliwości sierść.
W końcu dotarła do środka jaskini, zmęczona przysiadła przy wejściu, kładąc samczyka przed swoimi łapami. Podniosła się, strzepując z siebie całą wodę, jak najdokładniej się dało, a przy tym nie spuszczając malca z przymrużonych w pół oczu. Już ob drogę nawiedzało ją mnóstwo myśli, nie mogła wrócić z nim do stada, z prostego powodu, chciała by był tylko jej, a jednocześnie nie mogła zdradzić Królestwa. Najeżyła sierść wpatrując się na malca i oglądając go całego. Po jakimś czasie przyszedł jej doskonały plan jak rozwiązać oba te problemy, samczyk musi uznać ją za matkę. Przesunęła go bardziej do środka, albo zmusiła jakoś by się cofnął, kładąc się przed nim tak, by blokować wyjście, a jednocześnie być kawałek dalej od zewnątrz, aby schronić się przed deszczem. Jej ogon stukał o ziemie. Nie znosiła takiej pogody.
- Jesteśmy już bezpieczni - zagadała, starając się brzmieć łagodnie, co niezbyt jej wychodziło. Zachowywała czujność, obce lwiątko może próbować przecież uciec, wykorzystać jej zmęczenie. W głowie ułożyła już kłamstwo, jakie spróbuje wmówić samczykowi.
- Przykro mi że nie zdołałam uratować twojego brata, obu groziło wam niebezpieczeństwo - wpatrzyła się w oczy lwiątka, bez żadnego wyrazu w swoich, wiedziała że za chwilę przyjdzie jej go zranić: - Ale nie mogłam zabrać was obu...
- Twoja mama... - urwała, starając się brzmieć jak najbardziej szczerze, nerwowy ton jej nawet w tym pomagał, tak jakby denerwowała się tym co miała dalej powiedzieć, co raczej nie było powodem jej złości, przecież wszystko sobie wymyśliła, wszystko zaplanowała: - Powiedziała mi jak wyglądasz ty i twój brat - ostatnie trzy wyrazy dodała niedbale, było jej obojętne co się stanie z szarym lwiątkiem: - Nim umarła... Na moich oczach... Spełniłam jej ostatnią prośbę by chociaż ciebie uratować... - tym razem zamilkła na dobre, czekając na reakcje lewka, a mogła być różna.
[Obrazek: 9mZeEiZ.png]

Arvo
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Zaklinacz Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę i lulka. Liczba postów:134 Dołączył:Sty 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 62
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 21

12-04-2017, 16:26
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | lineart - TheSiubhan, kolory - Salvathi

Zwisał bezwładnie z pyska obcej lwicy, niczym szmaciana laleczka. Miał opuszczony łeb, z uszami ciasno przytulonymi do czaszki, jakby próbował się odgrodzić od wszelakich dźwięków. Zamknął też oczy, zwyczajnie nie chcąc oglądać mijanych miejsc - co może było głupotą, bo skąd miał w takim razie wiedzieć, gdzie też ta brązowa go prowadzi? Jego łapy bezwiednie huśtały się w powietrzu, w rytm kroków lwicy. Nie miał siły, nie chciał nimi poruszać o własnej woli.
Nie wiedział, co się z nim działo. Zamknął się w swoim wnętrzu, pozostając całkowicie biernym, i chciał tylko jednego - usłyszeć nagle głos ojca, poczuć jego zapach, móc przytulić się do jego sierści i pozostać pośród jego bezpiecznych łap.
Nie zważał więc na mokre krople deszczu, na wiatr przeszywający go zimnem do szpiku kości, na ciepłe krople krwi spływające mu po karku, na ból, który zadawała mu kłami lwica. Jedynie każde warknięcie lwicy powodowało, że drżał w strachu i niepewności.
Gdy Tene położyła go na zimnej podłodze jaskini, przez kilka pierwszych chwil nie poruszył się ani o jotę, smętna kulka złotej sierści, zupełnie jakby już uszło z niego życie. Jedynie zaciśnięte silnie powieki podpowiadały, że jest żywym dzieckiem, nie porzuconą żałośnie stertą futra.
Czując na sobie krople wody rozsiane przez brązową, zadrżał, przejęty zimnem. Nagle, zupełnie niespodziewanie, kichnął głośno - echo poniosło ten hałas. Pociągnął nosem, i dopiero wtedy, niechętnie rozwarł powieki, podniósł się na wszystkie łapy, poruszył ogonem. Otrzepał się, by woda nie odbierała mu resztki ciepła.
I dopiero wtedy uniósł swój pysk, by uraczyć stalowo-brązowym spojrzeniem lwicę. Uszy wciąż miał przytulone do głowy, ale teraz napiął mięśnie i skulił się, spoglądając na najeżoną lwicę. Mierzył ją swoimi różnokolorowymi ślepiami - brązowe było dziwnie puste, jakby obojętne, ale to szare spoglądało zimno i obco. Dziwnie mu było z tym spojrzeniem, tak nie pasującym do jego młodego wieku oraz biernej postawy.
Jakby Arvo na chwilę zapomniał, że jest dzieckiem zabranym przez obcą, z dala od rodziny i znajomych ziem.
Odsłonił drobne kły, gdy lwica siłą przesunęła go od wejścia, bardziej w głąb suchej groty. Brązowa mogła poczuć jak napięty wydawał się mały samczyk, a jednak poza tym pokazaniem swych zębów, nie zrobił nic, by się jej przeciwstawić.
Tene odezwała się, wypowiadając jedne z piękniejszych słów na świecie, co sprawiło, że młody jakby się ocknął - postawił nieśmiało uszy, wyprostował wygięty w łuk grzbiet, rozluźnił swe mięśnie, spojrzał bystro na obcą. Uniósł pysk, już nie spoglądając tak spode łba. Przekrzywił lekko pysk, a w jego oczach wreszcie pojawiły się jakieś emocje - strach, niepewność, zaciekawienie. Łagodność w jej głosie była muzyką dla jego uszu, choć wymuszenie sprawiało, że brzmiała ona jakby nie w tej tonacji. Przeprosiny stanowiły ładny akompaniament, jednak wspomnienie jego brata całkowicie zaburzyło rytm tej kompozycji.
-Kasill! - imię to wyrwało się bezwiednie z jego pyska, troska zaś pobrzmiewała nawet w jego wyrazie pyska. Ślepia otworzyły się szerzej w odpowiedzi na niebezpieczeństwo - jego instynkty prawidłowo ostrzegały go przed obcym samcem. Najwyraźniej był realnym zagrożeniem, i ona to wiedziała.
Po raz kolejny cała jego sylwetka zmieniła się, gdy Tene wspomniała o matce - sam ton jej głosu był nie tak, to znaczy, z mamą było coś nie tak? Kolejne zdanie podkarmiło jego ciekawość, lwiątko słuchało uważnie, obserwowało bystro, wiedząc, że to wszystko do czegoś zmierza, tylko do czego? Po co ta cała akcja, jaki ona ma sens?
Lwica w jednej chwili zniszczyła wszystko.
Załamanie Arvo było widoczne niemal fizycznie - nagły ból w spojrzeniu, zmrużenie ślepi, nieporadne cofnięcie się na drżących łapach, jakby uciekając przed prawdą, skulona sylwetka, stulone uszy. Przepełniony cierpieniem pisk, który wydobył się sam z jego klatki piersiowej.
On doskonale wiedział, czym jest śmierć. Widział swą martwą siostrę.
On doskonale wiedział, jak to jest stracić rodzica. Tak bardzo tęsknić, tak bardzo potrzebować jego obecności oraz rady, w niekończącej się nadziei wyczekiwać jego powrotu.
Nie wiedział tylko, że te dwa okropieństwa da się tak zgrabnie połączyć. Tene w ułamku sekundy wyprowadziła go z błędu, a jego młody umysł w mig pojął znaczenie tego.
-Ale... Ja-ak to? - wydał z siebie żałosne miauknięcie, mrugając kilka razy, by pozbyć się słonej zasłony z oczu. Łzy pociekły mu po policzkach, nieprzerwany strumień.
-Co się stało? - wychrypiał, chcąc znać szczegóły tego, co zaszło, a jednocześnie bojąc się ich, bo przecież potwierdzały tę okropną wieść. Spoglądał w oblicze lwicy, szukając w nim odpowiedzi, pocieszenia, rady, wyjaśnienia.
Zaprzeczenia.
[Obrazek: arvo_pod_by_fileera-dbegn1b.png]


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości