♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Jeanette
Samotnik
*

Gatunek:Żeneta Afrykańska Płeć:Samica Wiek:Dorosły Liczba postów:131 Dołączył:Lip 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 17

#31
07-09-2016, 01:31
Prawa autorskie: Asura

Gdyby ktoś spojrzał w górę może i dojrzałby stworzenie przeskakujące niby cień, pomiędzy kolejnymi gałęziami drzew. Jednak niewielu patrzyło do góry, bo po co? Żyjącym tu zwierzętom zazwyczaj nie zagrażały nędzne, pierzaste ptaki, które jedynie co mogły zadrapać, naziemnych mieszkańców dżungli. Więcej niebezpieczeństw czyhało na ziemi, gdzie to dżunglowe stworzenia czujnie stawiały każdy krok. A jednak niewielki drapieżnik, jakim była żeneta lepiej odnajdywał się nad tą brudną, piaszczystą powierzchnią. To nie było "jej" dawne bagno. Skądże znowu. W tym miejscy wydarzyło się coś o wiele ważniejszego niż, te pięć lat życia, na jej własnym kawałku terytorium. Na tych podmokłych ziemiach przyszła na świat. Nie czuła właściwie żadnej emocjonalnej więzi z tym miejscem. Ot bagienko jak każde inne, a jednak tak urocze. Błotniste ziemie w samym centrum dżungli zawsze tętniły życiem, czy to dużym, czy małym. Był to jeden z głównych powodów, dla który Jeanette nie lubiła tego miejsca. Zbyt dużo zwierząt zakłócało jej spokój, przeszkadzając w myśleniu oraz planowaniu. Dlatego wyniosła się na północ. Jej drobne, smukłe łapki bezszelestnie uderzały w powierzchnię konarów, gdy niby wąż sunęła przez tę zarośniętą część krainy. Tutaj nie mógł dosięgnąć jej deszcz, ni wiatr. Dżungla była jak odcięcie się od świata, przynajmniej częściowo. Przez dołączenie do stada zmieniał się jej tryb życia. Powoli przestawiała się z nocnego drapieżnictwa na dzienne wędrówki, co nie znaczy że jej się to w jakikolwiek sposób podobało, ale czy miała wybór? Teraz jednak zbliżał się wieczór, jej pora, jej czas. Jednak gdy jej łapa stanęła na jednej z gałęzi spróchniałego drzewa, które złowieszczo zatrzeszczało, pod jej niewielkim ciężarem zatrzymała się jak wryta. Ogon drgał jak radar, a czujnie postawione uszy wyłapywały każdy, nawet najmniejszy odgłos. Cętkowana dostrzegła błyskające w oddali robaczki i cicho wypuściła wstrzymane w płucach powietrze. Nie wyglądało na to, by ktoś ją zauważył lub usłyszał. Przycupnęła więc na tym zdradliwym badylu, który niepotrzebnie zaalarmował jej zmysły i przyglądała się temu bezcelowemu, lecz pięknemu pokazowi świateł. Poza jej perfekcjonistycznym podejściem było, jak coś tak chaotycznego może zarazem wzbudzać u niektórych takich zachwyt. Oczywiście nie u niej. Wysiłki drobnych owadów czasami wprawiały ją w nastrój zainspirowania, ale wolała je w formie posiłku, niż bezsensownego utrudnienia nocnego polowania. W taki sposób przynajmniej się na coś przydawały.
Aksu
Konto zawieszone

Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 15

#32
08-09-2016, 19:14

Aksu patrzył, jak małe światełka latały obok siebie... z hipnotycznego tańca świetlików wyzwolił go dopiero trzask gałęzi. Coś chyba pękło tam, u góry... niby to normalne, w końcu drzewa tu nie są zbyt młode. Skoro nie spadło, musiało się na czymś zatrzymać. Karakal zwrócił swój wzrok na wiszące w górze liany... gdyby coś rzeczywiście pękło, już dawno dałoby o sobie znać w taki, czy inny sposób. Coś więc sobie tam siedzi... choć chyba nie było sensu się tym „czymś” przejmować. W końcu co to może być? Najwyżej jakiś samotny ptak. Kot westchnął głośno... w zasadzie, to na tyle głośno, żeby dać o sobie znać co najmniej połowie tej okolicy. I tak w tym miejscu, nawet mimo ciemności, raczej mało co mogło go zaskoczyć. Aksu darował już sobie wpatrywanie w świetliki i zamiast tego ułożył się do snu... wyprostował łapy, ogonem objął nogi i wydał z siebie leniwy ziew, pomieszany z krótkim pomrukiwaniem.
- Dobranoc... – rzekł. Nie oczekiwał jednak żadnej odpowiedzi.
Oficjalny listonosz, karakal.
[Obrazek: sketch_loading.gif]
Dobre pomarańczowe
Jeanette
Samotnik
*

Gatunek:Żeneta Afrykańska Płeć:Samica Wiek:Dorosły Liczba postów:131 Dołączył:Lip 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 17

#33
09-09-2016, 02:11
Prawa autorskie: Asura

Usłyszawszy głos, cętkowana znów zesztywniała, jakby stanęła na kaktusowych szpilach. Po dokładnym przyjrzeniu się terenowi, pod tym cholernym drzewem, uważne oko żenety dostrzegło karakala śpiącego u podstawy pnia. Czy zwracał się do niej? Raczej wątpliwe, bo inaczej chybaby nie układał się tak po prostu do snu. Jeanette nigdy nie uważała się za istotę szczególnie silną, ale wiedziała że jej gatunek mógłby mieć jakieś szanse w starciu z tym konkretnym gatunkiem kota. Co prawda karakale były większe od żenet, ale nie samym rozmiarem się wygrywa, prawda? Jednak błękitnooka, nie zamierzała się tłuc z każdym napotkanym stworzeniem, jak jakiś sadystyczny brutal. Była ponad tym, o wiele za mądra na takie rozwiązania. I tak nic by z tego nie miała, najwyżej parę zadrapań lub bardziej poważnych ran. Postawę rudawego kota skomentowała jedynie pobłażliwym prychnięciem.
- Spanie... ziemi... Głupie...
Aksu
Konto zawieszone

Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 15

#34
09-09-2016, 18:48

Aksu nie był zdziwiony tą niespodziewaną odpowiedzią. W końcu sam ustalił, że coś siedzi sobie tam u góry, więc równie dobrze mogło się pofatygować i coś powiedzieć... tak też zresztą zrobiło. Dźwięk wydawał się dochodzić dokładnie znad miejsca, w którym rozłożył się karakal. Głos zwierzęcia był dość wysoki... na pewno nie było to nic nadmiernie dużego. No, ale czym dokładnie było „to”, tak w zasadzie? Aksu oczy miał cały czas otwarte, jakby wiedział, że ktoś się zaraz pojawi. Jednak mimo odpowiedzi nieznanego jeszcze zwierzęcia, nie podniósł on głowy... zamiast tego, zapytał po prostu...
- Dlaczego to takie głupie? Jest wygodniej, niż na drzewie.
I pewnie było. Kotu też zdawało się spać na drzewach... to nic nowego. Wiedział mniej więcej, jakie to uczucie obijać się o gałęzie i łamać sobie kręgosłup. Do najmilszych odczuć to nie należało.
- Jak chcesz, to możesz zejść... nie zjem cię. Pewnie bym nie potrafił.
Oficjalny listonosz, karakal.
[Obrazek: sketch_loading.gif]
Dobre pomarańczowe
Jeanette
Samotnik
*

Gatunek:Żeneta Afrykańska Płeć:Samica Wiek:Dorosły Liczba postów:131 Dołączył:Lip 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 17

#35
10-09-2016, 01:57
Prawa autorskie: Asura

Nie odpowiedziała, tylko w milczeniu przeskoczyła na drzewo obok. Zeszła na niższy poziom gałęzi, tak aby karakal mógł ją dostrzec bez podnoszenia łba, lecz wciąż nie stała na ziemi. Usadowiła się na solidnym konarze, z uwagą przyglądając się rudemu kotu. Błękitne oczy świdrowały zielonookiego wzrokiem, jak gdyby chciały przewiercić go na wylot. Ogon żenety, co było całkiem u niej zwyczajne, zwisał w dół i drgał delikatnie w lewo i w prawo. To był taki jej nawyk, jak pałeczka dyrygenta, albo raczej jak metronom, ogon cętkowanej poruszał się do tylko jej znanego rytmu, na cztery takty. Przekrzywiła głowę zastanawiając się chwilę, nad tym czy odpowiedzieć karakalowi. Stwierdziła jednak, że nie chcę się przemęczać zwykłą gadką. Miast tego wskazała tylko skinieniem głowy, podmokł teren rozciągający się dookoła. Następnie kłapnęła zębami, wyraźnie naśladując przy tym wodne gady, które mogą w takich stronach żyć. W końcu pacnęła łapą konar, na którym siedziała. Nadzieja matką głupich, ale może ten karakal nie potrzebuje czegoś tak zbędnego jak słowa, aby przekazać coś tak prostego, że na ziemi jest zwyczajnie niebezpiecznie, zwłaszcza w okolicach bagiennych.
Kigeni
Konto zawieszone

Gatunek:Lemur katta Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:102 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 35
Zręczność: 51
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 20

#36
10-09-2016, 10:55
Prawa autorskie: Lineart: Tirrih, tło: edersuria

- Och, jeśli mnie oczy nie mylą, tam także jest czysta woda! - Zawołał uradowany lemur, zanim ruszyli w drogę. Podbiegł do sporej skały, która była wklęsła, niczym misa. Po opadach deszczu, które nawiedzały tę krainę obficie ostatnimi czasy, wgłębienie napełnione było wodą. Trochę już zzieleniała, ale lemurowi to nie przeszkadzało. Wskakując do środka, spłoszył kilka żab. Dno było śliskie. Woda nie była głęboka, ale wystarczająca, by Madagaskarczyk mógł zamoczyć całe swoje futro, kręcąc się na grzbiecie. Woda prędko zmieniła zabarwienie na brązowy. Za to sierść szarego była już w znacznie lepszym stanie. Wytrzepał się, czując rześkość. Wskoczył na inny kamień znajdujący się w nasłonecznionym miejscu. Usiadł w typowej dla lemurów pozycji Buddy i zażywał słonecznej kąpieli. Dopiero wtedy zorientował się, że Mwuaji zniknął mu z oczu. Czyżby się zgubił? Nie, prędzej on sam stracił orientację. Może wieprz po prostu poszedł po coś do jedzenia? Tak, na pewno coś w tym rodzaju. Lemur postanowił na niego zaczekać.
Wyschnął, słońce zaczęło zachodzić, a po odyńcu wciąż ani śladu. Kigeni bardzo się zmartwił, prawie zaczął panikować. Szukał nowego przyjaciela po całej okolicy. Przy tym uważał na każdym kroku, by nie wpaść w bagno. Drugi raz mógł już nie mieć tyle szczęścia. W każdym razie po guźcu nie zostało ani śladu. A przecież to była jego największa nadzieja na powrót do Ognistego Lasu, do Wielkiej Doradczyni Maevy.
W pewnym momencie okolica zaczęła się zapełniać drobnymi światełkami. Kigeni był tak zafascynowany tym zjawiskiem, że na chwilę zapomniał o swoich zmartwieniach. Jedno ze światełek pomknęło w jego stronę. Zastygł w bezruchu, niepewny, co powinien zrobić. W zasadzie nie miał pojęcia, czego powinien się spodziewać. Czy to były jakieś małe duszki należące do zwierząt, które zostały pochłonięte przez bagna? A może były to gwiazdy we własnej osobie, które postanowiły zaszczycić ziemię swoją obecnością.
Światełko wylądowało na jego nadgarstku. Lemur nieśmiało i powoli uniósł je bliżej oczu. Jakież było jego zaskoczenie, gdy okazało się, że to drobny owad. A skoro to owad, to znaczy, że...
Błyskawicznie i bez zastanowienia Kigeni pożarł malucha. Może rzeczywiście miał coś wspólnego z gwiazdami, bo był niebiańsko smaczny. Niestety mało sycący. Ale hej, przecież jest ich znacznie więcej!
W czasie wieczornych łowów lemur dostrzegł pod jednym z drzew średniej wielkości, poruszający się kształt. W pierwszej chwili uznał go za zgubionego towarzysza, ale szybko zorientował się, że to kot. Pełno ich w tej krainie. Kigeni z ukrycia go obserwował. Miał już do czynienia z lwami, więc taki maluch nie budził w nim szczególnego lęku. Aczkolwiek wiedział, że musi się mieć na baczności.
Kot z kimś rozmawiał. Z kimś znajdującym się na drzewie. Lemur wysilił wzrok, by dostrzec jego rozmówcę. W pewnym momencie ów rozmówca poruszył się, przeskakując niżej. Wtedy Kigeni mógł podziwiać jego... a raczej ją w pełnej okazałości.
Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to ogon. Tak podobny do jego własnego. Był piękny, choć lemur nie potrafił zdecydować, czy piękniejszy od jego kity. Sama istota przypominała coś pomiędzy kotem i fossą, ale wielkością nie przewyższała za bardzo lemura. W dodatku miała duże, prześliczne oczy. Kigeni po raz pierwszy widział tak piękną istotę. Mimo, iż jego posunięcie było głupie i ryzykowne, wyszedł z ukrycia, w pewnej odległości od kota. Znalazł się dosyć blisko innego drzewa, ale wpatrzony był w żenetę.
- Co za blask strzelił tam z drzewa! Ono jest wschodem, a ONA jest słońcem! - Ot, pierwsze słowa, jakie przyszły mu na myśl. Wypowiedziane z prawdziwym podziwem. Serce klekotało jak szalone w piersi lemura.
Aksu
Konto zawieszone

Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 15

#37
10-09-2016, 11:57

Minęła chwila nim żeneta postanowiła się ujawnić. W jednej chwili usłyszeć można było głos gałęzi wyzwalanej z ciężaru, a sekundę później nieznane ni z gatunku, ni z imienia zwierzę pokazało swoją twarz. Małe... coś, siadło sobie na uchylonym odgałęzieniu, tak, żeby karakal nie musiał podnosić głowy. Dobra obsługa klienta. Kilka ruchów szczęką wystarczyło, żeby poinformować Aksu o niebezpieczeństwie.
- Nie widziałem tu żadnych krokodyli, ale niech ci będzie... – mruknął jakby od niechcenia i podniósł cielsko z ziemi. Czuł się jakby dalej spał, a to wszystko było jedynie snem. Kot zdążył jeszcze przejść kilka kroków, gdy nagle ktoś się odezwał... nie było to jednak nic zwykłego. Rzadko słyszy się o poetyckich zwierzętach, a ten właśnie tak się przywitał. O ile to naprawdę było przywitanie. Tak czy siak, kot kontynuował swoje przenosiny, jakby nic nie miało miejsca. Wdrapał się zgrabnie na pochylone, spróchniałe drzewo... tu krokodyle go raczej nie sięgną. Teraz mógł w spokoju skupić się na sytuacji, bez obawy bycia zjedzonym... to jest, o ile w bagnie w ogóle są jakieś zwierzęta. Kot przyjrzał się nowemu przybyszowi. O dziwo, był podobny do zwierzaka, którego Aksu poznał wcześniej... to jacyś partnerzy, czy co? Karakal siadł na nieco prostszym w ułożeniu fragmencie drzewa i obserwował...
- Emm... – przedłużył sobie czas na pozbieranie myśli. - Kto to? – pytanie krótkie, ale chyba najbardziej adekwatne do sytuacji.
Oficjalny listonosz, karakal.
[Obrazek: sketch_loading.gif]
Dobre pomarańczowe
Jeanette
Samotnik
*

Gatunek:Żeneta Afrykańska Płeć:Samica Wiek:Dorosły Liczba postów:131 Dołączył:Lip 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 17

#38
11-09-2016, 03:39
Prawa autorskie: Asura

Pojawienie się lemura zaskoczyło ją, zwłaszcza że było okropnie głośne. Lecz ledwie sekundy potrzebowała, aby całkowicie oznaczyć go sobie w głowie jako totalny brak zagrożenia. Nie obawiała się tego małpiatkowatego stworka z pasiastym ogonem, tak często mylonym z jej własnym. I choć jego dość, poetyczne słowa niewiele dla niej znaczyły, to odebrała je jako komplement. Na pytanie rudzielca wzruszyła tylko nieco barkami, w geście który pokazywał, że biało-czarna istota jest jej całkiem obca.
- Oczy można oszukać... Doświadczenia nie.... Gady tu żyły. Mogą żyć nadal.
Ciemność niemal całkiem zakryła te mokradła, oświetlane tylko przez wysiłki niewielkich świetlików. Przeciągnęła się i ułożyła wygodnie na swojej gałęzi. Karakala się nie obawiała, mimo że większy i silniejszy, to ona była na znanym sobie terenie i mogłaby to doskonale wykorzystać, unieruchamiając kota w bagnie. Natomiast, lemur to tylko lemur, gdyby była głodna mogłaby go uznać za niezgorszy posiłek, który jednocześnie stanowiłby jakieś wyzwanie. Głodna jednak nie była, więc postanowiła zostawić go w spokoju. Skierowała zatem nurtujące ją pytanie w stronę zielonookiego.
- Karakale nie żyją tu... Skąd zatem ty tutaj?
Kigeni
Konto zawieszone

Gatunek:Lemur katta Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:102 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 35
Zręczność: 51
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 20

#39
11-09-2016, 16:43
Prawa autorskie: Lineart: Tirrih, tło: edersuria

Kot przeniósł się na drzewo. Kigeniemu to w sumie odpowiadało, bo dzięki temu mógł mieć na niego oko, jednocześnie nie odwracając uwagi od piękności nieznanego mu gatunku. Wspomniał o jakichś krokodylach, co nieco zaniepokoiło lemura. Ale stał całkiem daleko od najbliższego bajora. Zanim taki gad by się do niego dostał, musiałby pokonać głębokie błoto, które kilka godzin temu prawie go pochłonęło. Nie ma więc czego się bać. Jak dotąd nie widział tu żadnego krokodyla. Same żaby, świetliki i przyjazne świnie. Szkoda, że ten ostatni mu się gdzieś zapodział... Zresztą, po tylu miesiącach spędzonych na wielkim lądzie, Kigeni przywykł już do myśli, że tu wszystko może go zabić, więc nie ma sensu panikować za każdym razem. Zresztą, żył jeszcze prawdopodobnie dlatego, że nikt nie brał go na poważnie i każdy był zainteresowany jego niespotykaną osobą. W końcu był jedynym lemurem na tym kontynencie. To znaczy prawdopodobnie, bo Maeva opowiadała legendę o jego poprzedniku, który dotarł tu w podobny sposób dawno temu.
Ale mimo tego, że Kigeni powinien być tak wyjątkową istotą w oczach tubylców, cętkowana całkowicie go olała. Bardziej interesowało ją, skąd jest miejscowy karakal, niż ktoś tak unikatowy jak ON. Lemur nie mógł w to uwierzyć. Wolałby chyba zostać zaatakowany niż zignorowany. Chociaż może jednak nie. No, ale chyba zasłużył na trochę uwagi, prawda? Doszedł do wniosku, że cętkowana wymaga od niego, by bardziej się postarał. I tak też zrobi.
Wskoczył na drzewo, ale bynajmniej nie z ostrożności, a po to, by znaleźć się na wysokości żenety. Z bliska była jeszcze wspanialsza, choć wyczuwał od niej zapach martwych ptaków. Jego gruczoły nadgarstkowe i ramienne zaczęły działać na pełnych obrotach, wydzielając męski zapach (jak na lemurowe standardy), który dodawał mu pewności siebie.
- Racz mi wybaczyć tak niewłaściwe zachowanie, lecz twa uroda, o pani, urzekła mnie do tego stopnia, iż z trudem mógłbym dobrać odpowiedniejsze słowa. - Rzekł ze skruchą, wciąż oczarowany powabem samicy. - Może zacznę od początku i przywrócę rozmowie właściwy tor? Me skromne miano brzmi Kigeni. Czy mógłbym poznać imię piękności przewyższającej księżyc w pełni?
Mimo wszystko nie mógł zapomnieć o karakalu. W tej chwili był dla niego nieistotny, ale nie chciał wyjść przed cętkowaną na jakiegoś ignoranta, czy bawidamka. Którymi oczywiście nie był. W najmniejszym stopniu.
- Witaj i ty, kotowaty towarzyszu. - Rzekł do niego z uprzejmością, choć bardzo krótko zatrzymał wzrok na rudym. Swoje rozmarzone spojrzenie utkwił w żenecie.
Jeanette
Samotnik
*

Gatunek:Żeneta Afrykańska Płeć:Samica Wiek:Dorosły Liczba postów:131 Dołączył:Lip 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 17

#40
11-09-2016, 18:47
Prawa autorskie: Asura

Zmierzyła czarno-białego krytycznym spojrzeniem, od ogona aż po uszy. Zwierz ten wyraźnie domagał się jej uwagi, lecz ona nie wiedziała, lub udawała że nie wie, dlaczego. Fakt, iż żywego lemura na oczy nigdy nie widziała, ale słyszała o tych wyspiarskich mieszkańcach dość dużo, od wędrownych ptaków. Sama z resztą była mylona z lemurem niezliczoną ilość razy. Nie znosiła tej pomyłki, powodowanej wyłącznie jej pręgowanym ogonem! Cóż to paski na ogonie ma tylko jeden zwierz!? To może zebra też jest lemurem, lub lemur jest zebrą? Obydwa gatunki posiadają przecież pasy. Głównie przez tę odrażającą wręcz, dla niej pomyłkę jej stosunek do Madagaskarskich tubylców, było dość... napięty. Ten tutaj osobnik sprawiał jednak wrażenie dość wykształconego, a przynajmniej wyrażał się dość wyrafinowanie. Żeneta chociaż rozumiała każde jego słowo, potrzebowała sekundki aby przełożyć jego poetycki wywód na zrozumiały dla niej konkretny przekaz. Według niej używanie tak wielu słów w jednym zdaniu, było wręcz marnotrawstwem powietrza, lecz lemur widocznie w takich, przydługich wypowiedziach gustował. Złotooki osobnik skończył wreszcie mówić, więc ona tylko skinęła głową mu na powitanie. Położyła sobie łapę na piersi i wypowiedziała tylko jedno słowo, nie bawiąc się w kwieciste przemowy.
- Jeanette.
Zabieganie lemura o uwagę cętkowanej, przyniosło jak widać pozytywny skutek. Wpatrywała się teraz w niego z zaciekawieniem, bo zrozumiała że może oto potwierdzić lub zaprzeczyć wszystkim dotychczas zdobytym informacjom o tym, daleko mieszkającym gatunku. Skarciła siebie w myślach, że dopiero teraz wpadła na ten pomysł. Przecież nie mogła do końca życia ufać ptasim plotkom. Równie dobrze ptaki mogłyby jej powiedzieć, że lemury mają skrzydła, ostre szpony i plują jadem, a dopóki nie ujrzałaby jednego osobiście, zapewne uznać mogła to za prawdę.
- Ty zza oceanu... tak? Madagaskar... Jak pokonałeś... wielką wodę?
Każde słowo dobierała rozważnie, chcąc jak najbardziej skrócić swoją wypowiedź i jednocześnie zachować jej sens.
Aksu
Konto zawieszone

Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 15

#41
12-09-2016, 18:44

- Wybrałem się na małe wakacje... – Chyba każdy potrzebuje takowych od czasu do czasu. - Aaa... przychodzę z zachodu – dodał, żeby jednak jakoś się wytłumaczyć. W końcu żeneta zasługiwała na „konkretną” odpowiedź, tak samo, jak każdy inny. Oczywiście jeśli ktokolwiek inny by zapytał. Nowy przybysz wydawał się być dość zauroczony samicą... czy to przypadkiem nie jest ten sam gatunek? Wygląda podobnie, ale co taki dwuletni karakal mógł o tym wiedzieć. Aksu przyglądał się cicho sytuacji... a ta naprawdę powoli zamieniała się w jakieś przedstawienie. „Kigeni” (bo tak przedstawił się samiec) próbował coraz to bardziej i bardziej, aby tylko żeneta zwróciła na niego uwagę. To było zarazem godne podziwu, jak i żenujące. Najpierw wskoczył na drzewo, by tylko być bliżej niej, a potem zaczął wygłaszać jakąś dziwną przemowę w poetyckiej oprawce.
- Witaj... emm... Kigeni - odpowiedział krótko kot, gdy tylko usłyszał, jak zwierz się do niego odezwał. Wyglądało to tak, jakby Jeanette już wcześniej widziała jednego z osobników gatunku Kigeniego... czyli co? On nie jest stąd? Cóż... to by miało dużo sensu. Aksu ani razu nie widział nikogo, kto by wyglądał identycznie do niego. A trzeba wspomnieć, że pamięć to karakal ma niezgorszą. Z tego co mówiła żeneta, wynikało, iż lemur jest z Madagaskaru... gdziekolwiek to jest – stamtąd ponoć przychodzi. Ale w takim razie jak udało mu się tu przedostać? Karakal poczekał, aż poczuje się w odpowiedzialności, by coś powiedzieć...
- Więc... czemu tu jesteś? – zapowiadała się długa i dziwna noc.
Oficjalny listonosz, karakal.
[Obrazek: sketch_loading.gif]
Dobre pomarańczowe
Kigeni
Konto zawieszone

Gatunek:Lemur katta Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:102 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 35
Zręczność: 51
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 20

#42
12-09-2016, 23:12
Prawa autorskie: Lineart: Tirrih, tło: edersuria

Przepełniała go radość i zadowolenie faktem, że piękna istota zwróciła na niego uwagę. I to bynajmniej nie poprzez atak, czy inną próbę pozbycia się lemura.
- Jeanette. - Powtórzył z westchnieniem. - Zaiste piękne imię.
Był gotów nawet sklecić kwiecisty wiersz z dedykacją dla żenety, lecz ciężko było mu znaleźć odpowiedni rym do jej imienia. Będzie musiał bardziej pokombinować, albo po prostu stworzyć wiersz biały, bo końcu takie też potrafią być urzekające.
Miał wrażenie, że Jeanette ogranicza używane słowa. Miała wspaniały głos (dla Kigeniego każdy jej aspekt był wspaniały), jednak ukrywała jego okazałość przed światem. A może jedynie przed nieznajomymi? Jej ton i barwa działały jak balsam dla jego uszu. Niewiele mu było trzeba. Chętnie posłuchałby jej w bardziej śmiałym wydaniu, lecz prośba o to byłaby oznaką zachłanności. Był zaszczycony samą rozmową i nie powinien wymagać niczego ponad to.
On sam lubił upiększać swoje wypowiedzi. Tak samo jak ubarwiać swoje opowieści. Nadawać wyższy sens. Świat wówczas był ciekawszy i bardziej poukładany. Wszystko zyskiwało większą wartość. Kigeni miał jakąś taką wewnętrzną potrzebę, by czynić świat lepszym, piękniejszym. Nawet, jeśli robił to w bardzo nietypowy sposób.
Jeśli Jeanette oczekiwała, że otrzyma krótką i treściwą odpowiedź, to niestety się trochę rozczaruje. Już tyle razy opowiadał, jak się znalazł w tej ogromnej krainie, że zdążył wyrobić z tego dłuższą i barwną historię. Było w niej znacznie mniej poezji i kurtuazji, ale lemur potrafił recytować ją ze znakomitą dramaturgią. Być może trochę przesadną, ale przy tym żywo gestykulował, a w jego oczach jawiła się ta iskra świadcząca o tym, że naprawdę przeżył coś niesamowitego.
- Sprawowałem wartę. Duchy burzy dawały o sobie znać rozjaśniając niebo błyskawicami, wyjąc wraz z wiarami i wylewając ogromne ilości deszczu. Ja w tym czasie siedziałem na jednym z najwyższych punktów, czyli między konarami smukłego drzewa. Czuwałem mimo przeciwności losu. Moje plemię liczyło na me bystre oczy i silnego ducha. Fossy, nasi zaciekli wrogowie, nie marnowali żadnej okazji, by zasmakować krwi lemurów. To bezduszne potwory. Po długiej walce z żywiołem, dostrzegłem zbliżającą się grupę napastników. Zabiłem na alarm, jednak zauważyłem, że fossy wykryły kryjówkę mych pobratymców i tamci nie mieli szans, by uciec. Musiałem więc wziąć sprawy we własne ręce. Zeskoczyłem z drzewa i natarłem na przeciwników. Nawet nie łudziłem się, że dam im rady. Zależało mi jedynie na kupieniu czasu dla plemienia. Garstka pozostałych wartowników dołączyła do mnie. Jednak wróg miał oczywistą przewagę siły. Gdy padło dwóch naszych, obmyśliłem genialny plan. Namówiłem współbraci, by zwabić potwory nad klif. Zadziałało. Oślepione przez deszcz stwory, wodzone głównie naszym zapachem wbiegły prosto w przestrzeń i spadły w otchłań. Niefortunnie ostatni z nich zdołał złapać mój ogon, co sprawiło, że runąłem razem z nim. Ostatnie, co zapamiętałem, to zaskoczone miny towarzyszy oraz błysk przeszywający niebo z potężnym hałasem. Gdy odzyskałem przytomność, dryfowałem na drzewie owocowym. Drzewie liczi. A znajdowałem się pośrodku niczego. Zewsząd otaczała mnie woda. Nie wiedziałem, z której strony powinienem szukać domu. Ale byłem pewien, że to drzewo było darem bogów. Wynagrodzeniem za poświęcenie. Zrozumiałem, że prowadzą mnie ku nowej przygodzie. Konary drzewa trzymały mnie ponad powierzchnią wody, w której żyły niezliczone ilości niezbadanych dotąd stworzeń. Liście dawały mi cień podczas upalnych dni. Owoce wyżywiały mnie przez całą drogę. Spędziłem na oceanie długi czas. Widziałem rzeczy, które przekraczają wyobrażenie. Aż wreszcie poznałem mewę, która podziwiała moje pieśni. Zaoferowała, że pomoże mi dostać się na brzeg. Wówczas sądziłem, że wskaże mi moją rodzinną wyspę. Jednak ląd, który pojawił się na horyzoncie, był zdecydowanie większy, nieznany. Od tamtego czasu, a dam głowę, że minął już prawie rok, przemierzam wasz świat i codziennie odkrywam coś niezwykłego. - Uśmiechnął się do Jeanette. - Jednak wątpię, bym kiedykolwiek spotkał się z czymś bardziej niezwykłym od Ciebie, moja pani.
Nawet nie zaschło mu w gardle. Przechodziły przez nie już dłuższe opowieści, czasem wypowiedziane niemal jednym tchem. Jednak lemur zamilknął na chwilę, pozwalając słuchaczom napawać się jego słowami. Spojrzał na karakala, który zadał kolejne pytanie. Och, na nie również mógłby odpowiedzieć bardzo szczegółowo. Ale tym razem postanowił ograniczyć się do paru zdań, by dać również im się wypowiedzieć.
- Tak się akurat złożyło, że pomagałem pewnemu przyjacielowi... konkretnie mewie, o której wspominałem, lecz straciłem drogę powrotną. Obecnie mieszkam w Ognistym Lesie, służąc radą Wielkiej Doradczyni. Teraz jednak mi już nie spieszno. - Odparł, kończąc wypowiedź uśmiechem do żenety.
- Ale opowiedzcie mi proszę coś o sobie. A jeśli interesuje was coś jeszcze na mój temat, pytajcie. Chętnie odpowiem na wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
Jego pręgowany ogon kołysał się na boki, stercząc w górze na wzór litery "S". Dawno mu się z nikim tak dobrze nie rozmawiało. A raczej dawno nie miał komu się wygadać.
Jeanette
Samotnik
*

Gatunek:Żeneta Afrykańska Płeć:Samica Wiek:Dorosły Liczba postów:131 Dołączył:Lip 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 17

#43
13-09-2016, 01:58
Prawa autorskie: Asura

Rudy kocur przedstawił się jako przybysz z zachodu. Zachód był dość odległym i niezbyt znanym żenecie miejscem. Jedyne co kojarzyło jej się z stroną, gdzie znika słońce, było sojusznicze stado, z którym jej własna grupa miała się niedługo zjednoczyć. Czy to możliwe, aby karakal też był członkiem zachodniego stada? Wtedy oznaczałoby to, że tak jak ona prawdopodobnie jest ewenementem w lwim stadzie. Było tyle informacji do zdobycia, tyle rzeczy do odkrycia! Cętkowanej bardzo się to podobało, bo uwielbiała poszerzać swoją wiedzę. A pamięć miała dobrą, bo zapamiętywała praktycznie wszystko co usłyszała. Zdawało się jej to konieczne, jeśli chciałaby w przyszłości zweryfikować zdobyte informację. Gdzieś w oddali jakieś ptaki wylądowały w koronie, któregoś z drzew. Zastrzygła uchem przetwarzając, usłyszane dźwięki, nie uznając ich jednak za żadne zagrożenie. Od tak odnotowała na umysłowym marginesie, że gdzieś w pobliżu znajduje się potencjalne pożywienie. Przejechała pazurkami po gałęzi zostawiając w niej dość głębokie, jak na jej niewielkie łapki, rysy. Zwróciła się do karakala z zaciekawieniem w głosie.
- Należysz do stada... z zachodu?
Na razie nie zamierzała zdradzać swojej przynależności do Cinis, bo nikt też ją o to nie pytał, a ona nie miała w nawyku wydawania informacji tak za nic. Najpierw musiała usłyszeć coś o swoim rozmówcy, wtedy dopiero oceniała wartość uzyskanych wieści i opowiadała informacją o równej wartości. Gdy lemur zaczął swoją opowieść, żeneta rozłożyła się leniwie na gałęzi. Historia Madagaskarczyka ciągnęła się dla kotowatej, niby w nieskończoność. Słuchała jej jednak cierpliwie wyłapując co ciekawsze, dla niej informacje. Gdy usłyszała o nowym gatunku, bezduszny potworach, fossach, jej ogon drgnął pokazując tym samym, że Jeanette wyraźnie zainteresowała się wyspiarskimi drapieżnikami, o których to wcześniej nie dane jej było słyszeć. Opis małpiatki zakończył się jednak na bezdusznych potworach, co żeneta skomentowała nieprzychylnie kolejnym, tym razem gniewnym i nerwowym machnięciem długiego ogona. Resztę opowiastki przyjęła z przymrużeniem oka. Jak dla niej lemur zdecydowanie nie wyglądał na heroicznego bohatera, a według błękitnookiej tak to siebie właśnie opisał, w tej jakże przedłużonej historyjce. Drzewo darem jakiś tam bogów? Dobre sobie! Z punktu widzenia cętkowanej, Kigeni przeżył tylko dzięki szczęśliwemu wypadkowi, ot przypadek nic ponad to. Następna wypowiedź pasiasto-ogoniastego była już znacznie krótsza, na co żeneta wyraziła aprobatę skinieniem głowy. Jednak każde następne słowo lemura wydawało się jej jeszcze większą bzdurą od poprzedniej. Nie miała zamiaru wypowiadać więcej słów niż to konieczne, ale pewne, aż rzec by można, śmiechu warte stwierdzenie, wręcz prosiło się o komentarz. A że inaczej niż słowami nie mogła dokładnie przekazać swoich myśli, to chcąc nie chcąc musiała się odezwać.
- Na co rada... od...
Zacięła się na sekundkę próbując znaleźć słowa, odpowiednie do jej odczuć.
- Potrzebującego rady? Sprzeczność...
Nazwa Ognisty Las obiła się niegdyś żenecie o uszy. Wiedziała jedynie, że znajduje się na południu i że prawdopodobnie, o ile jeszcze żyje, to mieszka tam jej brat. Poza tym nie znała kompletnie tego miejsca.
- Kim... Doradczyni?
Opuściła jedno słowo według niej zbędne. Doskonale dało się zrozumieć pytanie i bez tego niepotrzebnego wyrazu.
Aksu
Konto zawieszone

Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 50
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 15

#44
13-09-2016, 19:06

- Stado z zachodu? – Aksu nie był pewien, czy rozważnym było mówić Jeanette o Mglistym Brzasku. Niewiedza wydawała się być z góry lepszym wyjściem, jej więc kot postanowił się trzymać. Ale wtem uderzyło go... znamię! Przecież miał znamię! Przewrócił się taktownie na bok, zakrywając zabliźniony odcisk łapy drzewem. Westchnął cicho i spojrzał na żenetę. Nie wydawała się być niczego świadoma... - Pochodzę z zachodu, ale nie wiem dużo o tym całym stadzie... – powiedział, starając się wypowiedzieć to z jak najbardziej przekonującym tonem głosu. Jego wzrok latał po okolicy, co jakiś czas tylko zatrzymując się na Kigenim i Jeanett. Możliwe, że się nie wydał... byłoby lepiej dla wszystkich. Zwierzaki (mimo, że starsze od kot o kilka dobrych lat) były... energiczne. Chyba można je tak opisać. Ruszały się wszędzie, gadały tyle co niemiara, a biedny Aksu chciał tylko pójść wreszcie spać. Chyba naprawdę nikt nie miał zamiaru dać mu tego przywileju. No cóż, mówi się trudno... i tak już nieraz bywało, że nie mógł spać z jakichkolwiek powodów. Czy to dźwięki wokół, czy bycie pożeranym przez własne myślenie. Nim karakal zdążył poukładać sobie wszystkie, dotychczasowe pytania, Kigeni zaczął swą opowieść. Wydawała się znacznie krótsza, niż można byłoby się spodziewać. Gdy głosy ucichły, każdy dostał swój czas. Tak naprawdę, Aksu nie mógł nic w tym momencie powiedzieć. Ta opowieść brzmiała głupio i wydawała się być kompletnym kłamstwem, ale jaki miałby być inny sposób dotarcia tutaj? Zresztą, wszystko jedno.
- Więc... chwila, chwila... kim jest ta cała Wielka Doradczyni? – zapytał. Żeneta zdawała się być równie zdziwiona, co Aksu. Trudno było poukładać sobie te wszystkie, nagłe informacje... najpierw jakaś mewa, później nagły przeskok do „Wielkiej Doradczyni”.
Oficjalny listonosz, karakal.
[Obrazek: sketch_loading.gif]
Dobre pomarańczowe
Kigeni
Konto zawieszone

Gatunek:Lemur katta Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Liczba postów:102 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 35
Zręczność: 51
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 20

#45
15-09-2016, 21:38
Prawa autorskie: Lineart: Tirrih, tło: edersuria

- Stado? Ale czyje stado? - Wtrącił się ciekawski lemur. Jeanette i kotowaty mówili tak, jakby to słowo określało konkretny rodzaj zwierząt. A z tego, co wiedział, różne istoty mogły tworzyć stada. Choć idąc za tym, że piękność ukrywała swój cnotliwy głos przed światem i wypowiadała jak najmniej słów, pewnie miała na myśli stado... no, czymkolwiek był ten rudy. A nie, chwila. Przecież Kigeni spotkał już podobnego kota! - Jakiś czas temu dane mi było spotkać twojego pobratymca. A ściślej pannę Serret, która należała do stada lwów zwanego Stadem Srebrnego Księżyca. Ciekawa sprawa. Miałem nawet zaszczyt poznać ich Najwyższą Kapłankę. Ale to inna historia...
Swoją drogą tutejsze obyczaje nie przestaną go zadziwiać. Na Wyspie Lemurów roślinożercy czasami zawiązywali sojusze międzygatunkowe i często żyli w grupach. Drapieżniki natomiast zazwyczaj działały same, niekiedy w grupach, ale nigdy nie współpracowały z innym rodzajem zwierzęcia. Kigeni zaczynał nabierać przeświadczenia, że tu jest wręcz odwrotnie.
Uśmiechnął się z pewną nostalgią, gdy śliczna Jeanette wytknęła mu sprzeczność.
- Czyż nie? - Zgodził się. - Na początku sam poddawałem w wątpliwość tę kwestię. Jednak w końcu się przekonałem, że nikt nie potrafi spoglądać na świat z każdego punktu widzenia. Nikt nie może wiedzieć wszystkiego. Poza bogami, oczywiście. Wielka Doradczyni jest potężnym zwierzęciem i posiada ogromną wiedzę. Ale skoro jej przeznaczeniem jest górowanie nad większością zwierząt, zrozumienie słabszych stworzeń nie jest dla niej łatwe. - Wyjaśnił. Chyba właśnie wpisał sam siebie w kategorię słabszych zwierząt. Jednak nie miał zamiaru tego odwoływać. Gdy tak mówił o Maevie, zaczął sobie uświadamiać, jak za nią tęskni. Darzył ją ogromnym szacunkiem. Była jego autorytetem. Spoważniał trochę, schodząc z tego dosyć błazeńskiego tonu wywołanego emocjami.
- Wielka Doradczyni jest ponad wszelkimi podziałami i pomaga każdemu, kto zwróci się do niej po pomoc. Nie ważne, czy przyjdzie do niej lwi król szukający wskazówek do właściwego prowadzenia stada, czy ptak z problemami sercowymi. Przyjmie każdego. Mieszka w Ognistym Lesie, a schronienie daje jej stary baobab. Ośmielę się dodać, że jest moją najbliższą przyjaciółką. - Rzekł, po czym zerknął na Jeanette i mrugnął okiem. - Choć to może się zmienić.
Celowo lub nie, pominął gatunek i prawdziwe imię doradczyni.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości