♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Venety
Rekrut
*

Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Liczba postów:1,177 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 72
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 105

#76
31-07-2017, 19:48
Prawa autorskie: Bjorn | BaxiaArt
Tytuł pozafabularny: Administrator / Pomoc Techniczna

Samiya nie musiała się oglądać. Venety podążała za serwalką, dzierżąc w pysku marne pozostałości medykamentów Lwiej Ziemi. Część zapasów niósł także Soren. Lwica nie znała się zbyt dobrze na medykamentach, ale nie mogła uwierzyć w to, że mieli tak mało ziół. Nie dość, że Vei ich miała głęboko w poważaniu, to jeszcze nie chciało jej się ruszyć nawet na krok, aby nazbierać trochę zapasów. Nie mogła w to uwierzyć, i im bardziej rozważała to wszystko - czemu sprzyjała wędrówka w ciszy - tym bardziej czuła rosnąca w sobie wściekłość i nienawiść do siostry. Nawet nie próbowała jej teraz jakkolwiek usprawiedliwiać, wybielać, wprost przeciwnie, słała właśnie na nią niezbyt przyjazne epitety (oczywiście w myślach, nie widziała potrzeby, aby na start zniechęcać do siebie serwalkę).
- To tutaj? - zapytała. Widziała wejście do nory, to powinno być tutaj. Taką miała nadzieję.
Nevet
Konto zawieszone

Gatunek:lew afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:57 Dołączył:Lut 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 20

#77
03-08-2017, 12:01
Prawa autorskie: OmegaLioness

Zacisnęła zęby, widząc, że nic nie wskóra. Ale najwidoczniej taki już jej los. Wzięła głęboki wdech i odwróciła się, uciekając z miejsca wydarzeń. Cóż, jedynie duma jej na tym ucierpiała.


//spóźnione z/t\\

Nevet wybiegła zanim wszyscy tu dotarli, jak coś.
Sören
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/1 Liczba postów:177 Dołączył:Paź 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 60
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 55
Doświadczenie: 23

#78
04-08-2017, 12:51
Prawa autorskie: Salvathi, podpis Dirke(Myr)
Tytuł pozafabularny: VIP

Soren wlókł się zaraz za ciotką, niosąc ze sobą część ziół. Jego wzrok był skupiony na końcówce ogona Venety, dlatego też nie zauważył żadnego tajemniczego kształtu przy norze serwalki. 
Zatrzymał się po słowach Venety i spojrzał nieco wyżej, na norę. Tak, jak wcześniej jego myśli błądziły, skacząc z jednego wspomnienia na drugie, tak teraz ogarnęła go obojętność, a w głowie panowała zupełna pustka. Nic nie powiedział, czekając na jakieś słowa czy też polecenia od serwalki. Trochę mu się średnio podobało, że byli teraz na jej łasce, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że była to w tej sytuacji konieczność.
[Obrazek: sorepod_by_salvathi-dat1jo1.png]
Serret
Mistyk
*

Gatunek:Karakal Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:3/4 Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:618 Dołączył:Wrz 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 18

#79
04-08-2017, 23:51
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

Karakalka zjawiła się tu wraz z Mako. Ona szła żwawo, czarnogrzywy nieco mniej, mimo że był przecież od niej młodszy i zdecydowanie silniejszy. Cóż te choroby potrafią zrobić z lwem...
- Niech Księżyc oświetla waszą drogą! - przywitała się, jak zawsze, mimo że przecież dopiero co ich widziała. - Oto ten chory lew, o którym mówiłam.
Zatrzymawszy się, wskazała łapą na brązowego, mimo że wcale nie było to takie konieczne, zważyszy na fakt, że żadne inne dorosłe samce jej nie towarzyszyły.
[Obrazek: chibi_serret_by_altairsky-d9vtdmc.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#80
05-08-2017, 02:20
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

-Tak - krótko odpowiedziała Venety, gdy już dotarli do wejścia. Po tym zniknęła na moment w środku, choć być może moment to zbyt łagodne określenie. Właściwie zajęło jej to chwilę, by znów ukazała się Lwioziemcom, dzierżąc w pysku kokosową miskę z niewielką ilością fioletowego barwnika.
-Tak jak mówiłam, to znamię będzie wskazywało wszystkim Srebrnym, że jesteście naszymi azylantami, macie specjalne prawa. Więc uważajcie, by go nie zmazać przypadkiem.
Powiedziawszy to, podeszła już bez zbędnego oczekiwania do młodego samca, który nie odzywał się dotąd niemal w ogóle. Był jeszcze tylko dzieckiem, a dzieci wcale nie kojarzyły się Samiyi z milczeniem. Pewnie to wynik przeżycia ataku na własny dom... Z miejsca zaczęła współczuć młodemu lwu. Nie wyobrażała sobie tego, jak dziecko mogłoby to przyjąć dobrze? Uśmiechnęła się pocieszająco do Sorena, gdy umoczyła drobną łapę w barwniku i sięgnęła do jego prawego barku, by wykonać znak. Dość spory trójkąt, obrócony do góry nogami - tak, by jego podstawa znajdowała się na górze, zaś wierzchołek na dole. Jednak przeciągnęła jego boki, tak, że gdyby nie brak drugiej podstawy, mogłyby spokojnie być częścią identycznego, lustrzanego trójkąta. Znamię było wystarczająco duże, by każdy mógł je dostrzec na pierwszy rzut oka.
Dopiero co skończyła, gdy usłyszała swą ciotkę i jej wypowiedź. Wytarła łapę o trawę, by pozbyć się fioletu, i odwróciła się, chcąc spojrzeć na przyprowadzonego lwa. Każdy głupi by zauważył, że było z nim źle, nie potrzeba było do tego wykształcenia znachorskiego. Serwalka skrzywiła się nieco, obserwując go uważnie, wprawnym okiem.
-Dziękuję, ciociu - odezwała się do Serret, nie zważając na to, że po raz pierwszy się tak do niej zwraca, co mogło być pewnym zaskoczeniem dla Lwich.
Podeszła do lwa, w myślach już stawiając mu diagnozę. Katar, załzawione ślepia, matowa sierść, ogólnie mówiąc zła kondycja. A z tego co wspominała wcześniej karakalka, nie potrafił on mówić? Zatem dopytywanie go o stan byłoby stratą czasu. A lew wyglądał tak, jakby samo oddychanie było dla niego zbytnim wysiłkiem. Nie przerywając oceniania jego zdrowia, Samiya odezwała się do Venety.
- I co, to ktoś z waszych?
Nigdy go nie widziała, nie pojawił się na żadnym spotkaniu ze Srebrnym Księżycem. Zatem gdyby faktycznie pochodziłby z Lwiej Ziemi, musiałby być dość nowym członkiem... A przynajmniej tak jej się wydawało.

//link do obrazka przedstawiające znamię, jakby ktoś chciał to zobaczyć - http://68.media.tumblr.com/0baaf47257873...o1_500.jpg
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

#81
06-08-2017, 22:59
Prawa autorskie: Ja

Samczyk przymaszerował tu za ciocią, pilnując by przypadkiem nie zgubili lwa po drodze. Czerwonooki stwierdził że zrobiło się już trochę nudno, zresztą za bardzo nie ciekawiło go leczenie dorosłego lwa, w łebku zaświtała mu myśl by już teraz poszukać Hakiego.
- Zadanie wykonane ciociu Kapłanko - odezwał się, wskazując łebkiem na Mako, bo przecież też pomagał przyprowadzić tu lwa: - Mogę już iść? - zapytał, czekając troszkę niecierpliwie na pozwolenie. Nie mógł się doczekać przygód, jakie miał nadzieje go spotkają, już zdawał się zapominać co się wydarzyło, zresztą nie zamierzał pójść na Lwią Ziemie. Te ryki, które usłyszał, w dalszym ciągu były straszne.
Venety
Rekrut
*

Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Liczba postów:1,177 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 72
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 105

#82
09-08-2017, 20:48
Prawa autorskie: Bjorn | BaxiaArt
Tytuł pozafabularny: Administrator / Pomoc Techniczna

Patrzyła oczarowana, jak zwinne łapki serwalki suną po sierści młodzieńca, nakreślając znak. Musiała już wcześniej to trenować - zważywszy na znamienia księżyca wyrysowane na barkach srebrnych konkluzja była oczywista - lub też zupełnie się nie denerwowała. Venety była niemalże pewna, że gdyby ona miała narysować coś takiego, delikwent skończyłby ze znamieniem w kształcie lassa lub bliżej bezkształtnej figurze, ale zdecydowanie nie byłby to trójkąt.
- Wow. Niezła precyzja - wyrwało jej się, po czym mimowolnie położyła nieco uszy po sobie, speszona śmiałością swoich słów - To znaczy... Chciałam powiedzieć, że ja bym tak nie umiała - poprawiła się, unosząc pysk. Szybko jednak musiała skończyć zachwyt nad serwalim dziełem, ponieważ pojawiła się karakalka, a za nią...
- MAKO! - krzyknęła z mieszanką strachu, gniewu i radości w głosie, po czym nie zważając na nic doskoczyła do lwa. Szturchnęła nosem jego policzek, jakby nie wierząc, że tu stał. Jednocześnie chciała wyłapać jego zapach, który utwierdził ją w przekonaniu, że to autentycznie był król Lwiej Ziemi. A jednocześnie coś w woni samca było dziwnego. Nie umiała tego stwierdzić, ale to było coś... Niepokojącego. To nie był zapach zdrowego samca. Ale nawet on był zupełnie zbędny, gołym okiem widać było, że Mako zjadała choroba. I to w całkiem niezłym stadium. Cofnęła się o dwa kroki, obserwując go uważnie - To dlatego nie pojawiłeś się... - mruknęła, patrząc na niego ze zrozumieniem. To umiała wybaczyć. Odwróciła się, kierując spojrzenie na serwalkę - Tak, to jeden z nas. Jak mówiłam, nie jestem medykiem... Ale zabrałam ze sobą parę naszych ziół. Nie znam się na nich, ale jeśli jest wśród nich coś, co mogłoby pomóc Mako, śmiało, wolę żeby tak zostały zużyte, niż żeby miały leżeć i się marnować lub żebyś zużywała stadne zioła, gdy mamy parę swoich - mówiąc to wskazała łapą miejsce, gdzie położyła medykamenty, zanim serwalka zaczęła malować. Obdarzyła też życzliwym spojrzeniem i uśmiechem karakalkę - Dziękuję ci, fioletowooka. Naprawdę, dziękuję.
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#83
12-08-2017, 00:56
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Wzruszyła barkami, lecz podziękowała fiołkowookiej lwicy lekkim uśmiechem za komplement.
- Jako kapłanka muszę umieć nadawać znamiona. Zresztą, w naszym stadzie sztuka malowania nie jest rzadkością.
Właściwie należała do zwyczajów Srebrnych, którzy zostawiali swe malunki na Barwnym Ołtarzu, ku pamięci przyszłych pokoleń, ku chwale Księżyca.
Na chwilę zwróciła swą uwagę na czerwonookiego samczyka.
- Dobrze się spisałeś. A gdzie chcesz iść? - zapytała, z lekką dozą ostrożności w tonie. Miała tylko nadzieję że nie wpadł na głupi pomysł pójścia na Lwią Ziemię.
Zastrzygła gwałtownie uszami, gdy Venety wykrzyknęła imię ciemnogrzywego samca. Lew trącony przez Lwioziemkę zachwiał się, i położył nagle, chyba zabrakło mu sił na dalsze stanie na równych łapach. Przymknął lekko oczy, wyraźnie wyczerpany. Samiya fuknęła cicho. Mako... Czy to przypadkiem nie było imię lwioziemskiego króla? Ich wspaniały monarcha, dumny lew, w tej chwili wyglądał jakby jedną łapą już był po drugiej stronie.
- Co się stało z waszymi medykami? Tak rozwinięta choroba to nie jest kwestia paru dni - odezwała się cicho do lwicy.
Znała dobrze przynajmniej jedną medyczkę z Lwiej Ziemi, i znów zaczęła się o nią lekko niepokoić. Zresztą, widziały się jakiś czas temu, wtedy wyglądała na całą i zdrową - czyżby coś jej się przydarzyło podczas poszukiwań?
- Azim, nim odejdziesz, wyświadczysz mi przysługę? W środku nory są połówki kokosa, weź jedną taką miskę i napełnij mi ją wodą. Widzisz tamte drzewo? - Uniosła łapę, by wskazać kierunek lwiątku. - Musisz iść w jego kierunku, a jak już tam dotrzesz, pójdź jeszcze jakieś trzydzieści kroków w prawo, tam znajdziesz źródło.
Nie była pewna, czy Azim je zna, bo było całkiem nieźle ukryte, i zazwyczaj istniało tylko w czasie pory mokrej - gdy było sucho, zostawała jedynie smętna kałuża, dlatego na wszelki wypadek powiedziała mu jak je znaleźć.
Tymczasem ona postanowiła sprawdzić, co takiego przynieśli ze sobą Lwioziemcy, i musiała się rozczarować. Jedna szałwia, troszkę mięty, po jednej porcji soli, miodu oraz węgla. Podejrzewała, że część z tego zużyje od razu do leczenia czarnogrzywego. Szkoda, że nie wiedziała wcześniej, jak bardzo zły był jego stan, mogłaby od razu pójść po wodę z ciepłych źródeł i sporządzić wzmacniający napar. Cóż, mogła o tym pomyśleć, lecz w takim razie musiała działać w inny sposób.  
- Dziękuję. Najlepiej jak od razu ich użyję do leczenia twojego pobratymca - powiedziała do Venety, po czym oddzieliła łapą bryłkę soli oraz szałwię od reszty. Te będą jej potrzebne.
Rzuciła jeszcze jedno, badawcze spojrzenie na lwa, by skoczyć w kierunku swej nory i zniknąć w jej wnętrzu na moment. Wróciła już dzierżąc w pysku całkiem świeży kwiat hibiskusa, który złożyła u łap czarnogrzywego.
- Musisz to zjeść, a najlepiej najpierw porządnie przeżuć - poleciła mu.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

#84
14-08-2017, 18:19
Prawa autorskie: Ja

Jak już wiadomo, ubóstwiał wszelkie pochwały, trochę szkoda że lwioziemka nie doceniła też jego, niezbyt mu przypadła do gustu, tak jakby go wcale, a wcale nie zauważała i to już drugi raz, ale za to nie zapomniała o nim ciocia Samiya, uśmiechnął się zadowolony, w lekkim zastanowieniu, które spowodowało zadane pytanie, a myślał że puści go i już. I co teraz? Powiedzieć prawdę czy nie powiedzieć? A zresztą, jest już przecież całkiem duży.
- Na wolne tereny, te całkiem blisko naszych - odpowiedział, i po części to była prawda, bo tam najpierw zamierzał szukać Hakiego, a dokładniej przy pniu, przy którym spotkali się po raz pierwszy. Liczył jednak na dłuższą wycieczkę, ot, zwykła ciekawość i chęć przeżycia przygody. Już się nakręcał na tę wyprawę, po chwili ciocia prosiła go o przysługę, był dumny że wybrała właśnie jego.
- Już się robi! - powiedział ochoczo, po wysłuchaniu uważnie słów cioci. Zniknął w środku nory, wpadł do niej tak szybko że ciężko było mu wyhamować i zrzucił to i owo w środku, powodując odgłos spadających kokosowych misek. 
- Nic się nie stało ciociu! - zawołał prędko, układając wszystko, może nie tak jak było, ale starał się by stało czy leżało, jak w przypadku ziół, jak przedtem. Ulżyło mu że nic nie podeptał, ani nic mu nie pękło, czy nie rozsypało się w pył, bo nigdy nie wiadomo, a wtedy to by dopiero było nie za ciekawie. Pochwycił pierwszą lepszą miskę i wyskakując z nią na zewnątrz, ruszył we wskazanym kierunku. Po drodze zastanawiając się, ile to było kroków? Końcem końców dotarł do źródła wody i nabrał ją do kokosa, szedł ostrożnie, z wysoko podniesionym łebkiem, by nie stracić, ani jednej kropli, a napełnił miskę do pełna. W rezultacie dotarł o wiele wolniej niż wyruszył. I już zbliżał się do serwalki, kiedy przed jego łapą znalazł się mały kamień, a że nie bardzo miał jak patrzeć pod nogi, potknął się, na szczęście szybko łapiąc równowagę, miska też przechyliła się tylko lekko w bok, a woda ubyła w niewielkiej ilości. Na nieszczęście lecąc wprost na łapy Venety. Azim położył prawie pełną połówkę kokosa przed ciocią, udając że nie ma pojęcia że kogoś ochlapał, po za tym to był wypadek, to nie jego wina, tylko tego niesfornego kamyka, którego kopnął w trawę, tylną łapą.
- Zadanie wykonane, mogę zrobić coś jeszcze ciociu, czy mogę już iść? - zapytał, nie miał nic przeciwko by znów się wykazać.
Inés
Jasnowłosa | Kapłanka
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Szamanka Liczba postów:1,076 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 85
Spostrzegawczość: 83
Doświadczenie: 15

#85
16-08-2017, 19:56
Prawa autorskie: CherryColaax (Soma) | OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Profil roku / Misterium

Po spotkaniu z Ghalibem Kapłanka zdążyła się wyspać, wykąpać (by choć po części zmyć z siebie jego cudowny zapach) i przespacerować, tak że ponownie zawitała na stepie. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział, jeszcze nie.
Jak zwykle po wyczuciu obcych zapachów na swoich ziemiach, starała się jak najprędzej tam dotrzeć. Tym razem jednak ta mieszanka woni nie wydawała się jej tak całkiem obca, choć część z nich przywodziła jej na myśl raczej odległe, rozmyte wspomnienia niż konkretne, niegdyś ważne dla niej osoby.
- Niech Księżyc... - zatrzymała się wpół słowa, zawiesiwszy wzrok na zebranych - ...oświetla wasze drogi.
A jednak okazało się, że to wcale nie musi się wykluczać, acz trudno powiedzieć, czy ten, którego pamiętała sprzed lat, należał już bardziej do tego, czy może do tamtego świata. Roztaczający się wokół zapach ziół napawał jednak nadzieją, że wszystko skończy się dobrze. Pytanie tylko, dlaczego lwioziemski król znalazł się tutaj i dlaczego nie zajmowała się nim Vei.
Biała podeszła do Samiyi i Serret, na moment utkwiła wzrok na pozostałych tu obecnych, potem na dłużej na Mako, by ostatecznie zawiesić pytające spojrzenie na kotkach.
- Dlaczego...? - wyrzuciła z siebie.
Nigdy nie postrzegała brązowego w taki sposób, w jaki on swego czasu zdawał się patrzeć na nią, co nie zmienia faktu, że robiło jej się nieswojo, gdy widziała go w takim stanie. Zawsze wyglądał młodo, zdrowo, jego czarna grzywa lśniła, a teraz...? Teraz wzbudzał jedynie litość. Nie tak powinien prezentować się monarcha.
Think of me, think of me waking
Silent and resigned 



[Obrazek: e61c479cd03d.png] 

Imagine me trying too hard
To put you from my mind



***  |  Głos
Maru
Wiarus
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:5,5 roku, dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:543 Dołączył:Lis 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 64
Doświadczenie: 57

#86
16-08-2017, 20:30
Prawa autorskie: Sambirani & Inn

Przybył tu z całą grupką, ale nie udzielał się, stał z boku. Coraz to nowe postacie tutaj przychodziły na czele z samą kapłanką. Na swojego "króla" nie za bardzo już zwracał uwagę. Jedynie na początku, ale był to wzrok wyrażający bardziej politowanie. Teraz ten "król" nie ma nic. Stada, ziemi, kogokolwiek. Jest na łasce właściwie obcych mu lwów. Naprawdę przykro się patrzy na taki widok i to w dodatku samca, który to powinien odznaczać się siła, męstwem, chwała czy honorem. Złoty znalazł sobie przytulne miejsce przy jednej ze ścian w pewnej odległości od tej grupki, nawet od Venety, która to teraz przejęła funkcję królowej, tylko nad kim i nad czym chce ona panować? Nad tymi rozbitymi grupkami lwów czy nad ziemią, której praktycznie nie ma? Aż go dziwiło jak szybko i jak brutalnie może upaść stado, co więcej ta brutalność nie została naznaczona żadną krwią. Zwyczajnie uświadomiła Lwioziemcom, że są nadzy. A jak Maru o tym wspominał tu i ówdzie to odwracali dumnie głowy. Tak prawdę mówiąc to tryumfował on teraz w głębi ducha, że miał rację. Nie dawał po sobie tego poznać, wszak on też stracił swój dom... już drugi raz...
Prawie wszyscy to robią, więc... głos Maru.

[Obrazek: maru_by_salvathi_dayrvm3_by_artur1989-dazdvl0.png]
Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

#87
17-08-2017, 18:19
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Szczęśliwie podróż z groty medyków minęła spokojnie i – co najważniejsze dla niego – w ciszy. Czarnogrzywemu wydawało się, że ktoś jest w norze, ale obraz jaki ukazał się jego oczom po wejściu do środka zdecydowanie odbiegał od tego co zakładał. Nieobecny wyraz na pysku został wyparty przez konsternację, gdy mierzył wzrokiem Liwch.
I nie musiał czekać na wyjaśnienia, posłyszane słowa Samiyi mu wystarczyły. „Azylantami”... Aż zjeżyła mu się sierść na karku, a całe ciało przebiegł dreszcz. Ale spokojnie, nie wyciągajmy zbyt daleko idących wniosków, może tę sytuację ktoś mu wyjaśni, w przeciwieństwie do tej znad rzeki.
Jego imię, choć zdawałoby się miłe do usłyszenia po takiej przerwie, teraz było wykrzyczane za głośno, co spowodowało, że brwi Mako zbiegły się nad czołem, a oczy zamknęły się ściśle, jakby lew chciał się w ten sposób odgrodzić od dźwięku. Zaraz też poczuł, że ktoś go dotknął i – choć nie zrobił tego naumyślnie – cofnął się o parę kroków, by ostatecznie spocząć na ziemi i otworzył oczy.
Padło też pytanie o ich medyków. Chciał złapać spojrzenie Venety i dać jej znać przez przeczące pokręcenie łbem, że nie wpadł na Vei, ale w takim natłoku, uznał, że jego „wypowiedz” nawet nie zostanie dostrzeżona. Lepiej będzie, żeby odpowiadał na pytania kierowane bezpośrednio do niego.
Skinął łbem Samiyi, która musiała być rzeczonym medykiem, gdy u jego łap znalazł się leczniczy kwiat. Hibiskus – pomyślał. Doskonale pamiętał wszystkie te godziny spędzone w dawnej grocie medyków razem z Hewą, dlatego też nie miał wątpliwości, że medyczka chce mu pomóc. Niech on tylko odzyska głos, przecież ma tyle pytań niecierpiących zwłoki! Schwycił w zęby kwiat i zaraz zaczął go rzuć. Z początku było to dość trudne, zwłaszcza, że w jego paszczy było sucho jak na pustyni. Cóż, zebra to to nie była, ale przecież mogło być gorzej.
O, i jeszcze Ines się przypałętała. Hm, ile oni się nie widzieli...? Pamiętał, że podczas ostatniego spotkania wparowała do lwioziemskiej groty medyków, bo czegoś tam potrzebowała, nie miał pojęcia o co wtedy chodziło, ale pamiętał, że był na nią zły po tej wizycie... Niemniej, Ines to Ines, Kapłanka Stada Srebrnego Księżyca, a oni są azylantami. Zacisnął zęby i podniósł się na przednich łapach, co o dziwo poszło dość sprawnie, a gdy był już wyprostowany, dostojnie skinął jej łbem.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#88
19-08-2017, 22:38
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Zastrzygła uszami i spojrzała z niepokojem w stronę swej nory, gdy w jej wnętrzu zniknął Azim i narobił dużo hałasu. Nawet jego tekst niezbyt ją uspokoił, lecz wyraziła to jedynie zaciśnięciem ust. Jednak musiała się skupić na nagłym przybyciu samej Ines, która przecież wiedziała jeszcze mniej niż cętkowana.
- Lwia Ziemia została podbita przez Królestwo. - W krótkich, żołnierskich słowach przedstawiła sedno całej sytuacji. - A co się stało z lwioziemskimi medykami, sama chciałabym wiedzieć.
Młody samczyk ponownie zwrócił na siebie jej uwagę dopiero, gdy wylał część zamówionej wody na łapy fiołkowookiej lwicy, co sprawiło, że Samiya niemal się uśmiechnęła, lekko rozbawiona. Choć szybko to ukryła, spoglądając przepraszająco na Venety.
- Dziękuję, Azim. Możesz iść, tylko uważaj na siebie - odpowiedziała młodemu.
Może to i lepiej, że zostawi dorosłych z ich sprawami.
Nie czekając już dłużej, sama weszła na jeszcze chwilę do swej nory, przynieść sobie kolejną miskę. Zerknęła tylko jeszcze, czy lew jej posłuchał i zajął się pracowitym żuciem. Następnie wrzuciła lwioziemską szałwię do miseczki, a zaraz za nią bryłkę soli. Łapą zaczęła rozcierać sól po powierzchni zioła - by jednocześnie skruszyć białą bryłkę, jak i rozgnieść szałwię, wydobywając jej soki i lecznicze właściwości. Po chwili wzmożonego szurania - dźwięki mogły być średnio przyjemne dla postronnych - otrzymała ziołowo-mineralną papkę, która pokona każdą infekcję. Tak drastycznych metod wymagał stan chorego czarnogrzywego. Zalała to wszystko przyniesioną wodą, potrząsając lekko naczyniem, by sól lepiej się rozpuściła.
Następnie chwyciła miskę w pysk, by podejść ku pacjentowi i znów położyć lekarstwo przed nim, lecz jeszcze zakryła je łapą, chroniąc przed dostępem lwa. Spojrzała prosto w oczy samca, równie zielone co jej własne.
- Mako. Ty jesteś królem Lwiej Ziemi, prawda? Czy raczej... Byłeś.
To pytanie nie dawało jej spokoju, bo choć imię było jej znajome, nie kojarzyła, by kiedykolwiek spotkała tego lwa - zresztą, tak jak nigdy nie spotkała Mako. Nie mogła się przy tym powstrzymać od przeciągnięcia swego spojrzenia po innych Lwioziemcach. Jest, czy był? Czy ktokolwiek może się jeszcze mianować królem tej smutnej resztki niegdyś ważnego, silnego stada?

//-1x szałwia i 1x sól
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

#89
20-08-2017, 16:43
Prawa autorskie: Ja

Ciocia nie powierzyła mu już żadnej misji, więc śmiało mógł wyruszać.
- Będę uważał - obiecał, z wesołymi iskierkami w czerwonych ślepiach, nie wiadomo co mu chodziło po łebku, miał ochotę na przygodę na miarę wielkiego bohatera, Simby. Jednocześnie wolał nie spotkać właścicieli ryków, które usłyszał w wąwozie. Popatrzył jeszcze ukradkiem na poszkodowaną Venety, przez jego malutki wypadek z wodą i: - Do zobaczenia ciociu - ruszył szybko w drogę, nim wynikną z tego jakieś konsekwencje. Wołając jeszcze do reszty: - I niech Księżyc zawsze wszystkim mocno świeci! - i już po chwili zniknął za horyzontem.

zt
Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

#90
20-08-2017, 19:35
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Słowa medyczki rozwiały wszelkie wątpliwości. Czy to w ogóle możliwe, żeby przespał całą akcję? A co dziwniejsze, że nikt nie wpadł na niego – zarówno Lwi jak i ci z „Królestwa”. Może lepiej by było, gdyby spotkał swoich wrogów, przynajmniej nie chciałby się teraz zapaść pod ziemię. Co ciekawe, wyglądało na to, że nie tylko on miał pecha z wpadnięciem na Vei. Choć równie dobrze mogło jej się coś stać. Czarnogrzywy rozważył kilka scenariuszy możliwości zniknięcia Vasanti, a ostateczna konkluzja była taka, że ona zawsze wiedziała, jak się ustawić w życiu... A przynajmniej to sobie wmawiał. Bo jeżeli coś jej się stało... A co z innymi?! Przecież tu jest ich tylko garstka!
Venety... Maru... – Przerzucił spojrzeniem między nimi. Zupełnie go teraz nie obchodziło, jak bardzo go nienawidzą, chciał jedynie, żeby przemówili, powiedzieli coś więcej.
Medyczka kolejny raz zwróciła się do niego, ale bynajmniej nie wybrała pytania, na które łatwo było odpowiedzieć – między innymi przez jego chorobę. Trwał tak chwilę, spoglądając w oczy Samiyi, po czym opuścił nieco wzrok na miskę z lekiem. Czemu w ogóle ma służyć takie pytanie? Przez moment chciał także spotkać spojrzenie Lwich, ale ostatecznie to właśnie Sami zmierzył wzrokiem.
Nie. - Właśnie taką odpowiedz dało się wyczytać z wolnego ruchu jego łba. Nigdy nie uważał się za króla i nigdy nie chciał nim być. Medyczka miała prawo nie posiadać tej wiedzy. Niektórzy z Was pewnie zapytają, co to za władca, który nawet nie przyznaje się do swoich, dlatego też Mako po chwili „dodał” drugą część wypowiedzi. Podniósł łapę by zaraz z impetem wylądowała ona z powrotem na ziemi, po czym ponownie pokręcił przecząco łbem, tyle, że tym razem dużo bardziej energicznie. Może nie uważa się za króla, może nim nie był, nie jest i nie będzie, ale Lwioziemcy, choć zupełnie inni od tych, z którymi zaczynał swoją przygodę, byli jego rodziną...
Zaraz też Mako podniósł się, minął Samiyję i zasiadł gdzieś między będącym na uboczu Maru, a Venety, słowem, znalazł się wśród Lwich.
Nawet nie robił sobie nadziei, że Serret właściwie zinterpretuje jego odpowiedz, ale przecież w tej norze ktoś musi go zrozumieć, to nie jest aż takie trudne.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości