♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Venety
Rekrut
*

Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Liczba postów:1,177 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 72
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 105

#91
25-08-2017, 19:41
Prawa autorskie: Bjorn | BaxiaArt
Tytuł pozafabularny: Administrator / Pomoc Techniczna

Za dużo. To wszystko to było za dużo. Dopiero co stracili dom, straciła swojego siostrzeńca, okazało się, że Mako jest poważnie chory, po medykach nie ma śladu - Chciałabym to wiedzieć... - mruknęła w odpowiedzi na pytanie Samiyi. Miała pewne przypuszczenia co do Ayumi - choć złocista lwica nie była typem osoby, który znika bez słowa i porzuca stado, być może z młodymi ruszyła na poszukiwanie partnera. Szarego samca naprawdę dawno nie widziała na ich ziemiach i choć nie wyglądał na takiego, który umiałby się wpasować do Lwich, sprawiał wrażenie rozsądnego ojca (hehe). Zaś co stało się z Vei? Nie umiała stwierdzić, ale im bardziej o tym myślała, tym rodziła się w niej większa nienawiść do rówieśniczki. Już raz spieprzyła sprawę po całości - czyżby jednak weszła w jeszcze większe bagno? I choć jeden głos, ten łagodny, nakazywał poszukać siostry, upewnić się, czy nie została porwana - tak ten drugi, o wiele głośniejszy i tak obcy fiołkowookiej lwicy nakazywał jej następnym razem przywitać się z "siostrzyczką" pazurami. Nie zareagowała zbytnio na oblanie wodą - zwyczajnie potrząsnęła łapami, pozbywając się nadmiaru cieczy z futra. Nieznośnego uczucia kropelek wody na sierści i tak się nie pozbędzie, ale wraz z pojawieniem się białej samicy przestało jej to tak przeszkadzać. Prawdę mówiąc Venety oniemiała na widok tak niezwykłego stworzenia - jeszcze nigdy nie spotkała lwa o tak śnieżnobiałym kolorze sierści. Z chwilą, gdy najwyższa kapłanka pojawiła się w jaskini, lwioziemka miała wrażenie, że to sam blask księżyca zawitał do tej tak ponurej teraz jaskini, zbierającej lwie nieszczęścia. Długa, miękka sierść opadająca na szyję samicy, swą długością dorównującą samczej grzywie, przedziwnie splecione w warkocz włosy... I te oczy, tak błękitne, tak nieobecne... A jednocześnie tak żywo zaniepokojone...
Wpatrywała się urzeczona w anielską istotę, zdecydowanie zbyt długo niż to było potrzebne. Chyba tylko jej głos obudził samicę ze zdziwienia i z wrażenia schyliła łeb ku ziemi, witając w milczeniu nowoprzybyłą. Nie miała pojęcia, kim jest, ale była niemalże pewna, że to był ktoś ważny.
Rzeczowe słowa Samiyi sprawiły, że nie podniosła wzroku, aby nie pokazywać łez, cisnących się do oczu. Nie mogła w to uwierzyć, że Lwia Ziemia jest martwa... Ale... Czy aby na pewno? Nie możesz się poddać, nie teraz... Uniosła łeb, wpatrując się w Mako... Nie jesteś królem...
Napięła mimowolnie mięśnie, widząc odpowiedź samca. Zamachała nerwowo ogonem, decydując się nic nie mówić - i trwałaby tak dalej, gdyby nie czyn nie-króla. Miejsce, które zajął. Wśród nich. W tym momencie Mako wręczył Venety niewidzialną przepustkę, aby się za nim wstawiła. Spojrzała na dwie kapłanki.
- Z całym szacunkiem... To nie ma najmniejszego znaczenia, dlaczego, jak, za co. Fakty są takie, jakie przedstawia pani Samiya. Nie widzę sensu rozpatrywania czy robienia jakichkolwiek dochodzeń. Sama mam wiele pytań, dlaczego, jak to w ogóle możliwe, być może wiele pozostanie bez odpowiedzi. Ale wiem jedno - wszyscy, którzy tu są, ta mała garstka lwów, jesteśmy Lwioziemcami. Nie ziemia kształtuje twoje "ja", to wypływa z serca i sprawia, że jesteś kimś. Ale, jesteśmy też zmęczeni. Brak domu to niepokój. Potrzebujemy odpoczynku, a zwłaszcza Mako, on najbardziej. Nie potrzeba wiedzy medyka, aby stwierdzić, że najlepszym lekarstwem jest sen. Odłóżmy pytania na następne dni. Dzisiaj już nic nie zrobimy - i tu odwróciła się, poszukując wzrokiem partnera.  Był tam, gdzieś daleko... Tak bardzo chciałaby znaleźć odosobnione miejsce, przytulić się do niego i móc zasnąć... Choć wiedziała, że czeka ją jeszcze jedna rozmowa. Gorsza od wszystkich dotychczasowych dyplomacji i pertraktacji. W końcu, czy jest coś gorszego, niż przyznanie partnerowi racji? Tak często powtarzała, że się mylił, a on znosił to cierpliwie. Tak często twierdziła, że Vei jest inna... Że wszystko będzie dobrze...
Musiała go przeprosić. Za to, że nie umiała mu do końca zaufać... Za co teraz płaciła wysoką cenę.
Maru
Wiarus
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:5,5 roku, dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:543 Dołączył:Lis 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 64
Doświadczenie: 57

#92
27-08-2017, 20:43
Prawa autorskie: Sambirani & Inn

Wysłuchiwał tych wszystkich pytań, aż dało się czuć ten ciężar w powietrzu. Najbardziej ciążył on chyba byłemu już władcy Lwich. W sumie dobrze się stało, że złoty trzymał język za zębami tak długo, bo w końcu Venety zdaje się ukróciła całe to przesłuchanie. On by zrobił to samo tylko pewnie w dosadniejszych słowach, a to mogłoby się nie spodobać obecnym tu kapłankom. Poza tym oni byli tu tylko gośćmi, zdani na ich łaskę. I chyba to najmocniej bolało. Znowu być zdanym na kogoś, jak małe lwiątko musi być zdane na swojej matce. Ale tłumił to w sobie, jak zwykle zresztą.
Jego obecność została zauważona dopiero po przemowie partnerki, co więcej ona sama go dojrzała. Ach te fiołkowe oczy znowu wpatrzone w niego, a on odwzajemnia spojrzenie w te dwa błyszczące kwiatki. Widać było, że lwica była wyczerpana psychicznie. Posłał jej ciepły uśmiech i skinął głową, zapraszając ją, by przysiadła się tuż obok.
Prawie wszyscy to robią, więc... głos Maru.

[Obrazek: maru_by_salvathi_dayrvm3_by_artur1989-dazdvl0.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#93
27-08-2017, 21:18
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Zmrużyła silnie zielone ślepia, rozumiejąc, co znaczy jego ruch łbem. Nie? Czy ona właśnie zaprzeczył? Więc kim on był, upadłym monarchą? Zabrali mu tron za beznadziejne władanie, czy właśnie sam się go pozbawił, widząc, jak bardzo skrewił? A może już uznał, że nie ma czegoś takiego, jak król Lwiej Ziemi. Jak Lwia Ziemia.
Bo też jego reakcja nie była odpowiedzią na zwykłą pomyłkę, a ona tylko utwierdziła się w przekonaniu, że nie pomyliła imienia lwioziemskiego króla. Mało kto zaś mógł mieć to samo imię i pochodzić z tego samego stada.
Serwalka fuknęła cicho, i mimowolnie wykrzywiła wargi, widząc, jak lew się podnosi i zajmuje miejsce pośród swoich. No, teraz to ona nie będzie za nim biegać z tą miską. Cofnęła łapę, lecz sama nie ruszyła się z miejsca.
Przeniosła swe spojrzenie na Venety i wzruszyła lekko barkami.
- Od pytań tak czy siak nie uciekniecie, to zbyt ważne informacje. A jako Lwioziemcy, jako nasi Azylanci, macie do odpoczynku całe nasze ziemie. Korzystajcie z nich mądrze.
Westchnęła cicho, po czym ruszyła się, by powrócić do miski z fioletowym barwnikiem. Nie ociągając się dalej, narysowała znamienia na barkach Venety oraz Maru, by następnie podejść też do chorego czarnogrzywego.
- Ty też. I zostajesz pod moją opieką, aż wyzdrowiejesz. - mruknęła, nie siląc się na specjalnie uprzejmy, czy entuzjastyczny ton. Dla niego może to jakaś nadzieja na powrót do zdrowia, dla niej kilka kolejnych, męczących dni, w których będzie musiała się o niego troszczyć.
Fioletowe znamię znalazło się i na barku Mako.

/zt wszyscy w temacie (mam zgodę Ines i Venety/no chyba, że ktoś nie chce:v)
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#94
11-11-2017, 21:58
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Im większy i pełniejszy był brzuch cętkowanej kotki, tym więcej czasu spędzała ona w swojej, dobrze znanej sobie norze. Najpierw zresztą należycie ją do tego przygotowała - wraz z Firraelem umościła jeden kąt suchymi trawami, poprzetykanymi miękkim mchem, tworząc zaskakująco wygodne legowisko. Ten pomysł podobał jej się o tyle, że równie dobrze mogło on się przydać przy przyjmowaniu chorych bądź zranionych.
Z początku jeszcze wytrwale wykonywała wszystkie swoje możliwe obowiązki, lecz wkrótce zmęczenie, huśtawki nastrojów i szybko zmieniające się na gorsze samopoczucie coraz częściej wymagały od niej wylegiwania się właśnie tutaj. Właściwie nie miała nic przeciwko - miło było wreszcie odpocząć, mieć mniej roboty w łapach. Całe szczęście nie działo się nic wymagającego jej interwencji, więc mogła spokojnie zająć się sobą. I Zevranem, który często ją odwiedzał w norze, by pobierać nauki medyczne. Ciemny lew był pojętnym uczniem, a przede wszystkim - niezwykle się przykładał do nauki. Samiya czuła, że będzie z niego dobry medyk. Oczywiście, nierzadkie były też wizyty Serret, która była wprost zachwycona wizją narodzin "wnucząt", a jej radosne szczebiotanie zawsze poprawiało zielonookiej humor.
Jednak w ciągu ostatnich kilku dni towarzystwa dotrzymywał jej jedynie Firrael, co raczej cieszyło zazwyczaj niezwykle społeczną serwalkę. Nieubłaganie zbliżał się termin rozwiązania, a jak wiadomo, kotki zazwyczaj wolą przechodzić to samotnie, bez niepotrzebnych świadków. Samiya była ogromnie uradowana myślą, że już niedługo będzie mogła polizać, przytulić swe własne, pierwsze kocięta, często nawet nuciła coś wesoło, lecz dziś akurat nie miała na to humoru. Zamiast tego, ciągle poruszała niespokojnie ogonem, kręciła się, zagrzebywała w legowisku, nie chcąc się ruszyć nigdzie indziej, choć jednocześnie dziwnie ciągnęło ją do działania. Wiedziała, co to oznaczała.
Akurat leżała w kącie, swobodnie rozciągnięta na boku, z pyskiem wygodnie ułożonym na własnych łapach i przymkniętymi ślepiami, gdy poczuła silny skurcz. Westchnęła głośno, zaskoczona, i uniosła raptownie łeb.
To już! Jeszcze oddała się w duchu pod opiekę Jasnego Pana, nim poród zaczął jej się dawać w znaki z całą siłą.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Remiel
Konto zawieszone

Gatunek:Złotoserwal Płeć:Samiec Wiek:szkrab Liczba postów:5 Dołączył:Wrz 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 10
Zręczność: 10
Spostrzegawczość: 10

#95
13-11-2017, 23:27
Prawa autorskie: Eusiler

Coś się zmieniło.
Świat był teraz inny. Samczyk był tego całkowicie pewien.
Świat też zauważył, że coś się zmieniło, był całkowicie pewien, że jeszcze przed chwilą nie było tu samczyka. Teraz jednak był i zarówno samczyk jak i świat musieli się pogodzić z tym faktem.
Kociakowi to nie przeszkadzało, możliwe, że ze względu na okres skupienia jaki maja noworodki, ale w końcu przygotowywał się do tego ostatnie dwa miesiące. I gdzieś głęboko w kocim umyśle wiedział, że jest gotowy.
Poruszył łapkami i  spróbował wstać. Kilka pierwszych prób skończyło się nie powodzeniem. W końcu natrafił na coś miękkiego i opadł z powrotem na pokryty futerkiem brzuszek mamy. Czy może być lepsze miejsce we wszechświecie dla małego kociaka?
[Obrazek: mw89bog.png]






Demyt
Samotnik
*

Gatunek:Złotoserwal Płeć:Samiec Wiek:podrostek Liczba postów:9 Dołączył:Lis 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 21
Zręczność: 35
Spostrzegawczość: 40

#96
14-11-2017, 00:27
Prawa autorskie: Rain-Strive/Samiya

Coś się kończy, coś się zaczyna. Pierwszy kontakt z nową rzeczywistości był dla samczyka mało przyjemnym doświadczeniem. Opuścił ciepłe i bezpieczne miejsce, by znaleźć się w pełnym zła i niebezpieczeństw świecie, a na dodatek było tu starsznie zimno. Mały Demyt oznajmił swoje przybycie wydając z siebie stłumiony pisk. Pierwsze próby ustania na nieporadnych łapkach skończyły się dla malucha zaliczeniem pierwszej w życiu gleby. Zniesmaczony swoim niepowodzeniem noworodek dał sobie spokój z chodzeniem i przyczołgał się do brzucha matki, po czym wyulił się w jej futerko. Było mu tutaj ciepło i wygodnie.
Firrael
Samotnik
*

Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 35

#97
14-11-2017, 01:29
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi

Największym problemem Firraela była aklimatyzacja. Czuł, że zupełnie nie pasuje do tego miejsca i tego stada. Psioczenie na lwy straciło sens odkąd to on przebywał na ich terytorium, a nie oni na jego. Choć rudzielec zawsze potrafił znaleźć coś, co nie podoba mu się w danej osobie. Tylko tutaj kolejne utrudnienie - nie powinien obrażać członków stada. Więc jego głównym zajęciem od czasu rekrutacji było unikanie wszystkiego i wszystkich. Wciąż wymykał się do dżungli, bo na otwartym terenie nie potrafił polować.
Zrelaksować mógł się dopiero wieczorem, gdy Samiya kończyła swoje obowiązki i miała czas tylko dla niego. Oprócz bliskości i pieszczot, były to też chwile spędzone na przybliżaniu tajników wiary. Co prawda złotokot wciąż tego nie czuł, ale dzięki teorii coraz lepiej rozumiał ideę religii. Z czasem te chwile były coraz dłuższe i stan serwalki wymagał coraz bardziej jego pomocy. Ale bynajmniej mu to nie przeszkadzało; był rad, że może się jakoś przysłużyć i nie być tylko ciężarem.
Tego dnia, jak zwykle spędzał czas z partnerką. Tylko na chwilę wyszedł z nory, zawołany przez Jicho. Chciała mu coś pokazać. Z jej pisków zrozumiał, że uwiła sobie gniazdo tuż nad ich legowiskiem. Firrael nie był w stanie obejrzeć jej dzieła, co raczył jej wypomnieć. Jak zwykle pod szorstką skorupą chował swoje mieszane uczucia. Pierwszy raz zatrzymali się gdzieś na tyle długo, że pustułka postanowiła założyć gniazdo. Z jednej strony był dumny, że jego podopieczna zbudowała swoją pierwszą konstrukcję, ale z drugiej było to irytujące przypomnienie, że to już koniec wędrówek.
Kiedy wrócił do środka z zamiarem przekazania wieści, w powietrzu unosił się zapach krwi i nie tylko. Usłyszał przyspieszony oddech Samiyi. I nie tylko jej. Drobne, słabowite noski płytko i nieregularnie nabierały powietrza. Jak uciekające gryzonie. Zaniepokojony kocur podszedł do samicy i nosem otarł się o jej policzek.
- Jeszcze jedno - powiedział uspokajającym głosem, być może bardziej do siebie niż do samicy. Jego niemal nietoperzy słuch już od dawna alarmował go o ilości maluchów. Odkąd tylko ich serca zaczęły bić. Teraz słyszał dwa u boku matki. Pozostało czekać na ostatnie.
Nie wiedział, co powinien robić. Instynkt samotnego wędrowca podpowiadał mu tylko, że kiedy coś żywego wychodzi z TEJ strony, to nie wróży nic dobrego. Ale to raczej nie uwzględniało młodych. Cała profilaktyka, jaką starała się wyłożyć mu Samiya, gdzieś nagle wyparowała. Więc po prostu siedział blisko i wciąż nie dowierzał, że właśnie został ojcem.
[Obrazek: t2LmOVE.png]
THEME || VOICE
Kamuti
Konto zawieszone

Gatunek:Złotoserwal Płeć:Samica Wiek:Maluszek Liczba postów:24 Dołączył:Lis 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 10
Zręczność: 21
Spostrzegawczość: 25

#98
14-11-2017, 20:24
Prawa autorskie: raven-morticia, Samiya

Jak było ciemno tak było ciemno.
Nic się nie skończyło, trochę się zaczęło, ale dużo się jednak nie zmieniło. Było zimno i przeraźliwie sucho, pierwsza zmiana. Poruszanie się zrobiło się okropnie dziwne, druga negatywna zmiana. Ogrom informacji jakie spływał do kociej główni był nie do ogarnięcia. A narzędzi do interpretacji czy choćby poznania ba, nawet do wygodnego rozdzielenia nie było. Świat się zrobił nagle ogromny. Spróbowała wstać, i tak jak reszcie rodzeństwa próba się nie udała. Czołganie kociego kluska było już bardziej efektywne. Poczuła ciepło oraz zmęczenie i... dwa znajome kluskowate kształty braci między które się wcisnęła czując ciepło ich oraz brzucha matki.
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#99
14-11-2017, 23:10
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Nadzieja, która wydawała się być naiwną, bolesne rozmowy, następnie długie dni oczekiwania, znużenie, teraz ból i ogromny wysiłek, wszystko to po to, by mogła ujrzeć wreszcie to niezgrabne, umorusane, tak drobne i kruche kocię? Wciąż targana skurczami, w bezbrzeżnym zdumieniu spojrzała na rudawe maleństwo, które zaskakująco szybko postanowiło rozruszać swe kończyny w tak szerokim świecie. Lecz błyskawicznie się otrząsnęła i zajęła nim tak, jak kazały jej wszelakie instynkty, gdy tylko maluch zaczął przejawiać zbytnią ruchliwość jak na jego niezwykle młody wiek. Jeszcze nie wszystko to do niej dotarło, a już jej pierworodny syn, oczyszczony i wylizany jak należy, leżał pośród jej futra, przy brzuchu. Ledwie zdążyła podsunąć go do sutków, którymi noworodek powinien zresztą się zaraz zainteresować, gdy już musiała się zająć pomaganiem drugiemu dziecku w wydostawaniu się na świat.
Aż drugi syn został z największą troskliwością umieszczony koło swego brata, a kotka jeszcze po raz ostatni przeciągnęła językiem po jego łbie, gdy do nory wszedł wspólnik w tej całej zbrodni. Choć w tej chwili miała ważniejsze rzeczy na głowie, niezwykle wyostrzone instynkty i zmysły nie pozwoliły jej zignorować wparowania ukochanego rudzielca. Choć wydawać mogłoby się inaczej, bowiem nie odwzajemniła jego czułości, jak to miała w zwyczaju, miast tego z pewnym opóźnieniem wydała z siebie głębokie westchnięcie, zawierające pełną gamę jej różnorodnych, lecz jakże silnych odczuć. Skinęła niemrawo łbem, przygotowując się na kolejny seans, całe szczęście, że zyskała choć chwilę oddechu. Lecz stanowczo zbyt krótką, by uzyskać prawdziwy odpoczynek.
I już, światło dzienne ujrzało kolejne dziecię, drobniejsze od swych braci, którym matka zajęła się z równą troską i miłością. Po starannym wylizaniu ze wszystkich stron, by maluch był suchy jak Jasny Pan przykazał, córka znalazła się pośród swych braci. Teraz wreszcie mogła odetchnąć w pełni, czując, że już po wszystkim. Czy to może dopiero początek?
Ułożyła się wygodniej, by przy nieco zwiniętej formie jak najlepiej otoczyć kocięta swym ciałem, dając im jak najwięcej ciepła. W końcu przez tak długi czas ogrzewała je własnym organizmem, nosiła w sobie, jakże by mogła im tego teraz odmówić? Choć była niebywale szczęśliwa, że wreszcie znalazły się poza jej brzuchem.
Dopiero teraz uniosła swój wzrok na Firraela i zdołała spojrzeć na niego choć przez dłuższą chwilę. Była oszołomiona, lecz i tak szukała na jego pysku jakiejkolwiek reakcji - nie, tej pozytywnej reakcji, oczywiście. A przynajmniej nie negatywnej. Lecz nie trwało to zbyt długo, bo nie potrafiła na dłużej spuścić oka z noworodków.
Trójka maleńkich kociąt, tak drobnych i kruchych, tak nieporadnych i potrzebujących matki, ojca, dobroci i miłości. Nie mogła się nadziwić myśli, że oto właśnie one - jej dzieci, o których nie sądziła, że kiedykolwiek się doczeka, z kimś, kogo naprawdę kochała. Naginając prawa natury, powiła miot trójki zdrowych kotów - jej własnych!
Przecież wiedziała, że to nastąpi, już od jakiegoś czasu, na tyle długiego, by oswoić się z myślą. A mimo to, nie mogła pozbyć się uczucia, że oto zdarzył się cud, że ma przy sobie te puchate kuleczki, których serca biją tak szybko. Cud, którego tak pragnęła.
- Remiel - szepnęła, delikatnie dotykając nosem pierworodnego. Już nie pamiętała, kto pierwszy podał jej to słowo i jego znaczenie, czy też wcześniej wiedziała, że było ono używane jako imię, czy sama postanowiła w ten sposób je wykorzystać? Jednak doskonale przedstawiało ono to, czym według niej były te cudowne kocięta. "Łaska Pana", samego Najjaśniejszego.
- Są takie piękne - powiedziała już trochę głośniej, kątem oka spoglądając na Firraela, lecz wciąż nie potrafiła zdjąć spojrzenia ze swoich dzieci. Zwinęła się jeszcze trochę ciaśniej, przytulając je mocniej do siebie, nie chcąc by zmarzły w tym surowym afrykańskim klimacie, a jednocześnie zastanawiając się, czy przypadkiem nie ogranicza zbytnio ich przestrzeni osobistej. Choć zaraz, przecież jeszcze chwilę temu ciaśniły się w jej brzuchu, nie powinny teraz narzekać?
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Firrael
Samotnik
*

Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 35

20-11-2017, 13:34
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi

W końcu i ostatni owsik opuścił ciało żywicielki. Firrael jedynie za pomocą słuchu mógł orientować się w tym pełnym emocji wydarzeniu. Nie odważył się dotknąć młodych z obawy, że nie będzie wystarczająco delikatny i wyrządzi im krzywdę. Ich wygląd pozostawał więc dla niego tajemnicą. Wiedział tylko, że są wielkości szczura i poruszają się jak sparaliżowany kameleon. Wciąż był pod wrażeniem, że coś, co powstało z bliskości dwóch różnych gatunków, może tak po prostu sobie żyć. Istnieć.
- Demyt… - westchnął trochę głośniej niż planował. Nie był to wyraz rozczarowania, a raczej zdumienia, że miłość jego i serwalki zaowocowało czymś, co rzeczywiście ma ręce i nogi - może bardziej cztery łapy.
Samiya odnajdywała się w sytuacji nieporównywalnie lepiej od niego. Oprócz wydawania na świat kolejnych kociąt, ekspresowo zajmowała się każdym przybyszem czyszcząc ich i udostępniając im ciepło swojego ciała. Złotokotowi było aż wstyd, że jego instynkt nie podsuwał mu żadnych wskazówek, jak się do czegoś przydać. Ani jednego impulsu. Za to czuł wyraźną potrzebę wyjścia na zewnątrz; podświadomość prawie mu wmówiła, że to dla dobra maluchów, żeby ich nie przestraszył. Jednak wciąż tkwił w miejscu.
- Wszystkie są zdrowe? - zapytał niepewnie. Mimo komentarza Samiyi obawiał się, że ten “cud” może mieć swoją cenę. Odkąd ciąża stała się rzeczą pewną, żył w strachu, że jego dzieci mogą urodzić się ślepe - co w sumie nie było dalekie od rzeczywistości. Firrael nie znał się na dzieciach, tym bardziej noworodkach. W każdym razie nie życzył im, żeby skończyły jak on.
Serwalka była wyraźnie szczęśliwa, co dodawało mu otuchy. Jednak nie podzielał tego entuzjazmu w równym stopniu. Dzieci to nowe obowiązki i odpowiedzialność, a rudzielec nie był przyzwyczajony do tych wartości. Z drugiej strony uważał, że przywiązanie się do maluchów nie powinno zająć mu dłużej niż wytworzenie więzi z Jicho. W końcu to krew z jego krwi. Ciekawe, jak szybko uczą się sztuczek...
Upewniwszy się, że całe potomstwo leży tuż przy matce, ostrożnie położył się obok. Zbliżył nos do kociąt, żeby je powąchać. Pachniały prawie jak Samiya, z dodatkiem krwi i paru innych woni. Żadnego nie dotknął. Chciał, ale zawahał się i ostatecznie z tego zrezygnował. Pozwolił im w spokoju pić mleko i spać.
[Obrazek: t2LmOVE.png]
THEME || VOICE
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20-11-2017, 13:44 przez Firrael.)
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

24-11-2017, 23:26
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Jednak wyglądało na to, że kocięta nie czuły się źle przy jej boku, nie słyszała jeszcze głosu sprzeciwu. Właściwe, były całkowicie spokojne - Samiya spodziewała się chociażby większej ilości pisków, ale wyglądało na to, że jak na razie młode wykazywały się stoickim podejściem do życia.
- Nic nie wskazuje na to, by było inaczej - mruknęła głęboko, z zadowoleniem, choć w głębi duszy już musiała dusić w sobie paniczne myśli, że spokój kociąt może być oznaką czegoś niewłaściwego. Lecz właściwie nie dziwiła im się, że wolały po prostu się najeść i ogrzać, a nie tracić siły na nadmierne kręcenie się czy piski. Ona sama była całkiem zmęczona tą całą akcją, i czuła, jak powoli opatula ją znużenie, a wszystkie emocje towarzyszące porodowi powoli wygasają. Tylko bezbrzeżne zdumienie, radość i miłość jej nie opuszczały.
- Zatem Remiel, Demyt, i... - zawahała się na moment, przyglądając się środkowej kruszynce, samiczce pomiędzy braćmi. - Kamuti - powiedziała w końcu, z szerokim uśmiechem na pysku. Była przekonana, że imię doskonale będzie pasować małej. I tym samym uśmiechem obdarowała Firraela, gdy samiec wreszcie ułożył się koło niej, a ich - ich wspólne! - dzieci znajdowały się pomiędzy ciepłymi ciałami rodziców.
Sięgnęła pyskiem do złotokota i delikatnie trąciła go nosem, by zaraz otrzeć się o niego polikiem. Mała czułość, którą chciała mu podarować, bo przecież rozumiała, że dla samca to wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, być może potrzebował małej otuchy? Ona sama już była całkiem spokojna, już sama obecność rudzielca i rozkosznych puszków koło niej była bardzo kojąca.
- Było łatwiej, niż mogłam była się spodziewać - szepnęła cicho, czy to do siebie, czy do partnera? Lecz było to zgodne z prawdą, kocie instynkty przeprowadziły ją przez cały proces tak sprawnie, że wszystko robiła całkowicie odruchowo.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Firrael
Samotnik
*

Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 35

26-11-2017, 13:38
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi

- Całe szczęście - Firrael odetchnął cicho.
Zdecydowanie mu ulżyło, gdy Samiya swoim bądź co bądź fachowym wzrokiem oceniła stan kociąt i nie wykryła żadnych schorzeń. Więc przynajmniej na samym starcie ich życie nie było przez niego spieprzone. I oby to się utrzymało jak najdłużej.
Zastrzygł uszami, gdy partnerka wymieniła imiona. Zdziwił się, że pojawiło się tam słowo, które niekoniecznie podsunął w ramach sugestii. Przez chwilę chciał na to zwrócić uwagę, ale w końcu zrezygnował. Jakoś nie miał ochoty tłumaczyć, dlaczego zaklął w takiej chwili, no i skoro Samiyi się spodobało… W ten sposób jeden syn został błogosławieństwem, drugi przekleństwem. Jeszcze się okaże, jak trafne są te imiona.
- Ładnie - skomentował całość, gdy odniósł wrażenie, że serwalka spojrzała na niego.
Drobne pieszczoty dodały mu trochę otuchy. Jednak i tak prześladowała go świadomość, że od teraz będzie tylko trudniej. Właśnie pojawiły się trzy kolejne osoby, które dla niego będą najważniejsze na świecie. Pilnowanie i dbanie o tylu bliskich brzmiało jak spore wyzwanie. Przez długi czas troszczył się jedynie o siebie…
- Mam nadzieję, że to nie sugestia do powtórki - mruknął z uśmiechem w odpowiedzi na szept. Trzy kocięta to aż zanadto. Nawet nie myślał o kolejnych. Co prawda wiązało się to z chwilą nieopisanej przyjemności, ale nie było warte swoich konsekwencji. W sumie trochę zazdrościł swoim pobratymcom, którzy brali, co chcieli i od razu znikali, unikając odpowiedzialności. Ale on by tak nie mógł. Za wiele łączyło go z Samiyą.
Położył głowę na ziemi i zaciągał się wonią noworodków. Kiełkowało w nim powoli przywiązanie i poczucie troski. Tylko jeszcze nie wiedział, co z tym zrobić. Nie będzie łatwo, ale czego się nie robi dla rodziny?

/po skipie zt
[Obrazek: t2LmOVE.png]
THEME || VOICE
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

13-12-2017, 19:41
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Zachichotała cicho, a na jej pysku pojawił się podstępny uśmiech skierowany do złotokota, nie zważając na to, że raczej nie miał on możliwości dojrzenia go.
- Teraz na pewno nie - odpowiedziała stanowczo, zgodnie z prawdą - Ale może kiedyś...? - dodała po chwili, a w jej głosie pobrzmiewał śmiech, choć wcale nie chciała w tej chwili kończyć tylko na jednym miocie młodych. Dopóki nie wychowa tych kociąt na dorosłe, w pełni samodzielne, rozsądne i wierzące ser... Złoto... Złotoserwale, dopóty nie miała zamiaru nawet o tym myśleć, oczywiście. Najpierw musiała się w pełni zająć tymi trzema puchatymi kulkami, i na pewno nie będzie to najłatwiejsze zadanie. Ale kiedyś, w dalekiej przyszłości, kto wie?
Jednak w tej chwili znużenie coraz bardziej ją ogarniało, i sama zaraz złożyła łeb na ziemi, tak jak Firrael. Czując przy boku drobne ciałka, a tuż obok siebie także i ciepło ukochanego, czuła się tak szczęśliwie i błogo, że nie minęła dłuższa chwila, nim zamknęła w spokoju powieki i usnęła.

***

Minęło już trochę czasu, wypełnionego troską o kocięta, które z każdym dniem były coraz żywsze i sprawniejsze, nauczyły się nieźle hałasować oraz psocić! Ostatnio już nawet zaczęły lepiej sobie radzić z prostymi słowami. Dobrze, że Samiya jeszcze przed ich narodzinami zdążyła jakoś usunąć medykamenty z zasięgu ich krótkich jeszcze łapek, bo nadal nie była przekonana, czy dałaby radę wytłumaczyć im, dlaczego nie powinny brać ich wszystkich jak leci do pyszczka, też nie bardzo widziało jej się czyszczenie młodych futer z lepkiego miodu czy węglowego pyłu. Odkąd kocięta nauczyły się wreszcie sprawnie biegać, a nawet skakać, coraz trudniej było je powstrzymywać od rozbiegania się na wszystkie strony, w końcu przeskakiwanie różnych przeszkód także szło im coraz lepiej. Całe szczęście były jeszcze całkiem posłuszne, no a w przypadku krnąbrnego zachowania wzięcie szkraba za kark i wniesienie do legowiska nie sprawiało trudności. Choć Samiya nie chciała za bardzo hamować ich naturalnej ciekawości, była doskonale świadoma, jak łatwo mogłoby się to źle skończyć, nawet na całkowicie bezpiecznych ziemiach Księżyca. W końcu sama była jeszcze małym dzieckiem, gdy udało jej się tak bardzo zagubić, że już nigdy więcej nie ujrzała swych rodziców. A jej młode już strasznie nosiło, lada dzień serwalka będzie zmuszona do wyjścia na pierwszy dłuższy spacer po okolicy, by dzieci nie postanowiły wziąć tego we własne łapki i nie oddaliły się bez opieki.
Akurat stała w progu nory, wyglądając na Ognisty Step, w zastanowieniu spoglądając na rozsiane gdzieniegdzie drzewa akacji, które odżywały po pierwszym deszczu. Nadchodzącą porę mokrą było już czuć nosem, lada chwila deszcze staną się częstsze i wręcz męczące, a rośliny rozkwitną jak należy. Już teraz na pewno młode listki zaczynają rosnąć, czyż to nie doskonały moment do zebrania odpowiednich medykamentów? Pytanie tylko, czy da radę to zrobić porządnie, mając przy sobie maluchy. A może proces zbierania ziół przykułby ich uwagę na jakiś czas?

//sry jak coś nie ma sensu, średnio kontaktuje, a nie chciałam dłużej tego przeciągać :v
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Kamuti
Konto zawieszone

Gatunek:Złotoserwal Płeć:Samica Wiek:Maluszek Liczba postów:24 Dołączył:Lis 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 10
Zręczność: 21
Spostrzegawczość: 25

14-12-2017, 11:32
Prawa autorskie: raven-morticia, Samiya

A młody kotek z imieniem od słodkiego ziemniaczka wyrósł na pięknego młodego ziemniaczka mimo że szkraba. Najłatwiej można by było nazwać kotkę pseudonimem "odkurzacz", była wszędzie i to dosłownie wszędzie, gdzie się dało wleźć to wlazła zawsze wracając uśmiechnięta do matki cała oblepiona kurzem, pajęczynami a czasem nawet i pajęczynami razem z pająkami. I tylko tymi słodkimi zielonymi oczkami mówiła matce "czyść mnie!". Dodając Samiyi do diety pokaźne dawki pajęczyny. W takim razie szybko poznała znaczenie słów "nie" i "wolno" ale osobno, razem stanowiły jakieś taki dziwny zbitek słów którym się zbytnio nie chciała przejmować.
Tak i teraz znów po codziennej dawce szorowania futerkiem zakamarków jaskini ten uśmiechnięty brudas podszedł do dumającej matki.
- Mamo~ - Powiedziała radośnie rozpoczynając dość częsty rytuał. Wbiła zielone oczka w matkę i ze wzroku dało się wyczytać doskonale dwa słowa "czyść mnie!"
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

24-12-2017, 13:59
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Zastanawiała się dość intensywnie, czy jej szkraby zdołałyby na moment zachowywać się przyzwoicie, ale jej córka najwyraźniej postanowiła zostać argumentem "przeciw". Westchnęła, słysząc wołanie kocięcia. Wydawało jej się, że akurat takiej intonacji młoda używała zawsze w tym samym przypadku, i jeszcze nim spojrzała na swoje dziecko, była pewna, na co to znów pora. Ale i tak, umorusany, wielkooki kociak ją rozczulił.
- I czego tym razem szukałaś, moja pyrko? - odezwała się nieco zrezygnowanym, lecz bardzo ciepłym tonem do córki - Wydawało mi się, że już każdy kąt dokładnie zbadałaś.
Polizała łapę i bez czekania zdjęła z Kamuti największe kłaki kurzu oraz pajęczyny, by zaraz przyciągnąć ją do siebie i pracowicie zacząć czyścić na koci sposób. Choć musiała to robić stanowczo zbyt często, pomrukiwała przy tym łagodnie i co jakiś czas łaskotała małą kotkę, by usłyszeć jej śmiech.
Na zakończenie jeszcze tylko trąciła własnym nosem mały nosek Kamuti, i odezwała się do niej.
- Nie chciałabyś może posprawdzać wszystkich kątów o tam? - spytała, wskazując na sięgające po horyzont pole trawy, poprzetykane krzakami czy drzewami, i widziane z wnętrza nory. Ognisty Step, należyte miejsce do wychowywania młodych złotoserwali, bezpieczne tereny Srebrnego Księżyca. Cóż mogłoby pójść nie tak?
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości