♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#1
01-09-2016, 21:14
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

W czasie wędrówki na szczyt góry można natrafić na niezwykły skalny taras, tak rozległy, że spokojnie pomieści dużą grupę lwów. Ma on szczątkowy strop, który chroni jego część od deszczu. Jednak najbardziej charakterystyczną cechą tego miejsca jest wiele kolorowych odcisków - łap mniejszych lub większych, czy nawet kopyt albo pazurów, a do tego wspaniałe malowidła przedstawiające zwierzęta, rośliny oraz oczywiście Najjaśniejszego Pana - Księżyc.
Jest to ważne miejsce dla stada Srebrnego Księżyca. To tu jego członkowie pozostawiają swoje odciski, zapisując się w historii na zawsze, to tu wznoszone są modły do Jasnego Pana, to tu odbywają się święta i zebrania, to właśnie tutaj są składane ofiary Księżycowi.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#2
27-08-2017, 22:29
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Mżawka zmusiła Samiyę do zaprowadzenia Mako właśnie tutaj, by ograniczyć jego kontakt z wyziębiającą wodą. Choć odkąd się nim zajęła jego stan poprawił się nieco - pomogły przede wszystkim płukanki, które sprawiły, że teraz przynajmniej wydobywać z siebie chrapliwe słowa - nadal jego ciało trawiła choroba. Pomijając dolegliwości gardłowe, męczyła go przede wszystkim gorączka.
Serwalka zostawiła na moment czarnogrzywego na zadaszonym, skalnym tarasie, i gdzieś zniknęła na pewien czas. Powróciła dzierżąc w pysku miskę znów skrywającą medyczne wyroby - tym razem przygotowała miksturę, korzystając z ciepłych źródeł kapłańskiej groty. Postawiła ją przed rosłym samcem.
- Wypij, dopóki jest jeszcze ciepłe. Nie męczy cię katar?
Usiadła, wlepiając swój wzrok w Mako, oceniając wprawnym okiem jego stan. Było lepiej, choć jeszcze kilka dni lew się pomęczy. Na jej pysku malował się łagodny uśmiech - teraz, gdy już sytuacja z Lwioziemcami stała się stabilna, a cętkowana nie musiała się zajmować wieloma rzeczami na raz, takie gesty przychodziły jej naturalnie.

//-1x rooibos, 1x hibiskus, 1x melon kalahari
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

#3
28-08-2017, 22:15
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Wydarzenia minionych tygodni zdawały się być złym snem, bowiem czy możliwym było, żeby wraz zniknęło całe stado, a on nawet nie wiedział jak. W obecnym stanie nie mógł zrobić wiele, i choć było to strasznie upierdliwe musiał się skupić na sobie. Gdy tylko Srebrna zostawiła go samego, czarnogrzywy zaczął bacznie lustrować otoczenie, co bez nieustannie ciążącej głowy było znacznie prostsze. Naturalnie jego uwagę przykuł ołtarz, oni – Lwioziemcy – nie mają czegoś takiego u siebie... czy też raczej nie mieli.
Z rozmyślań wyrwał go dopiero dźwięk stawianej przed nim miski. Zaraz też skierował na nią wejrzenie. Kolejne lekarstwo, kolejne medykamenty zużywane na jego osobę. Mako nie czuł się na łasce medyczki – choć po prawdzie właśnie tak było – ale dołowała go świadomość, że gro swojego czasu przeznaczała na niego, choć pewnie miała lepsze rzeczy do roboty, a on nie mógł się odwdzięczyć.
Skinął jej łbem i wypił wywar, który faktycznie okazał się być ciepły. Doprawdy, ziemie Księżyca obfitowały w dziwy. Następnie pokiwał przecząco łbem, choć wystarczało powiedzieć „nie”. W dalszym ciągu zielonooki starał się oszczędzać swój głos i zdecydowanie wolał słuchać. Posłał Samiyi uśmiech, który zaczynał przypominać ten normalny, szczery, a nie ten grymas, którym zdarzało mu się raczyć rozmówców w przeciągu ostatnich dni.
- Co to? - wychrypiał cicho, rzucając przelotnym spojrzeniem na ołtarz. Kusiło go aby podejść bliżej, ale zważając, że znajdował się na Złotej Skale – jednym z tych miejsc, które, o ile dobrze pamiętał, pozostawało niedostępne dla Lwich, doszedł do wniosku, że stąd ma dostatecznie dobry widok.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#4
30-08-2017, 00:15
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

W myślach zaczęła przeliczać dostępne jej medykamenty. Nie było ich już zbyt wiele, a w tej chwili rośliny już zaczęły obumierać, dręczone zmniejszającą się ilością wody w przyrodzie. Trudno byłoby jej znaleźć cokolwiek, co jeszcze nadawałoby się do zebrania. A ile jeszcze będzie musiała zużyć, nim doprowadzi czarnogrzywego do zdrowia? Z godnych pożałowania zapasów Lwioziemców wykorzystała wszystko, co było przydatne w tym przypadku. Mogła jeszcze najwyżej uraczyć go tym smętnym plastrem miodu. Poruszyła ogonem w zamyśleniu. Jeżeli to było wszystko, co zebrali medycy Lwiej Ziemi... Nie, to niemożliwe. Nikt o zdrowych zmysłach nie poprzestałby na tak biednych zapasach. To było zwyczajną głupotą, a jej lwioziemscy medycy nie wydawali się głupi. Co więc stało się z resztą? Mieli zioła przy sobie? Akurat podczas ataku? Łut szczęścia... Jak bardzo to było prawdopodobne.
Zatopiona we własnych myślach, z początku sądziła, że pytanie lwa dotyczyło podanego mu specyfiku. Lecz zdążyła jeszcze wychwycić jego krótkie spojrzenie na ścianę pełną kolorów. Nim odpowiedziała, skontrolowała tylko, czy miska została właściwie opróżniona z leku. Wtedy jej zielone spojrzenie także spoczęło na kolorowych odciskach.
- Barwny Ołtarz. Miejsce, gdzie każdy członek Srebrnego Księżyca pozostawia swój ślad, odciskając łapę, pazury bądź kopyto, by przyszłe pokolenia, kolejni wyznawcy wiedzieli, że nie są osamotnieni. By pamiętali o tych, co byli wcześniej. - Głos serwalki wybrzmiewał spokojnie w jej zadumie, gdy cierpliwie tłumaczyła Lwioziemcowi dziwy skrywane przez srebrne stado. A przecież akurat ten skrawek wiary był pokazywany chętnie niewiernym. Księżycowi chlubili się tym pokazem swej liczności, jak wiele serc porwała ich wiara. A trochę się ich przewinęło. - Tutaj też kierujemy swe modlitwy do Jasnego Pana. Prośby, błagania, błogosławieństwa, pytania, podziękowania.
Choć dopiero co usiadła, teraz powstała, by lekkim krokiem postąpić ku kamiennej ścianie ozdobionej barwami, nie wiedząc, że czyni to, czego obawiał się dokonać czarnogrzywy. Lecz czy w ten sposób nie dawała mu przyzwolenia na to samo? Swymi ślepiami szukała dobrze znanych jej kolorowych plam. Chwilę jej to zajęło - choć studiowała tę powierzchnię wielokrotnie, zawsze gubiła się pośród tych wszystkich odcisków. Aż w końcu, jej oczy rozbłysły, a sama podeszła do litej skały, by łapą delikatnie przesunąć po zielonym, już nieco wyblakłbym barwniku pokrywającym jej powierzchnię. Dziwaczna plama, na niej dwa ślady drobnych łapek - jeden niebieski, drugi fiołkowy. Nieco psotny, acz szeroki uśmiech wstąpił na jej cętkowany pysk.
- To dzieło wykonałam sama, będąc jeszcze małym kocięciem - wyznała z rozbawieniem czarnogrzywemu, odwracając głowę, by na niego spojrzeć.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

#5
31-08-2017, 22:03
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Gdy medyczka przeniosła się bliżej ołtarza, czarnogrzywy bez zbędnych namysłów postąpił za nią. Ponownie omiótł ścianę wzrokiem, tym razem dostrzegając szczegóły, których wcześniej nie zarejestrował. Trwał tak moment, skupiając się przede wszystkim na śladach innych gatunków. Jednak jego zainteresowanie zostało skupione na śladach pozostawionych przez jego rozmówczynię. Już na pierwszy rzut oka widać było, że czas odcisnął swoje piętno na śladach serwalki. Jedno było pewne, zielonooka należała do stada od dawna, dodatkowo była medykiem, co również musiało znaczyć, że cieszy się uznaniem Ines, a przynajmniej tak mógł zakładać.
Te odciski łap przywodziły mu na myśl, jego własny, który pozostawił lata temu w ruinach, gdy odnalazł odcisk swojego przodka. Jakże on się wtedy cieszył, jakby znów spotkał się z bliskimi! Była to jedyna rzecz, która – prócz wspomnień – łączyła go z biologiczną rodziną. Wtedy, będąc praktycznie sam, ta pamiątka jawiła się jako jedyna dobra rzecz, która się mu przydarzy. Ale jak miało się okazać, to był dopiero...
- początek – wymamrotał, choć wcale nie miał takiego zamiaru. Zerknął na Srebrną, zastanawiając się, czy go usłyszała, ale gdy zobaczył radość malującą się w jej oczach, jego troski odeszły na dalszy plan. Doskonale znał ten uśmiech i zakładał, że wie jakie to uczucia i wspomnienia mogą przelatywać teraz przez łeb Samiyi. Poczucie przynależności... Czy i on sam nie odczuwał czegoś takiego, gdy jego pierwsza przyjaciółka wstawiała się za nim, by mógł zostać Lwim?
Mako zamyślił się na moment, jak mógłby zadać pytanie możliwie jak najmniejszą ilością słów.
- Od zawsze tu? - Tylko spokojnie. I tak jest dużo lepiej, tydzień temu niczego nie byłem w stanie wykrztusić.
Może faktycznie pytanie nie było najlepiej sformułowane, ale Sami wydawała się być dużo lepsza w odczytywaniu jego słów i gestów niż mistyczka Serret.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#6
02-09-2017, 01:13
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Jej duże uszy drgnęły, gdy wychwyciły ciche, wymamrotane słowo czarnogrzywego. Dla niej, serwala, dosłyszenie czegoś takiego nie było żadnym problemem, więc spojrzała pytająco na Mako, nie rozumiejąc, co chciał w ten sposób przekazać. To nie brzmiało jak pytanie, cóż więc lew nazwał początkiem? Te barwne odciski łap? Swoją obecność tutaj?
Nagle zastrzygła uszami ponownie, jakby znów usłyszała coś dziwnego, wyraz jej pyska był jeszcze bardziej zaskoczony, lecz nie odwróciła łba w żadną stronę, tylko zmarszczyła lekko nos. Drgnęła, szybko się opanowując, by nie zdezorientować swoim zachowaniem brązowego lwa, lecz zamyśliła się w tym samym momencie, co on. Jednak gdy Mako próbował dobrać odpowiednie, choć krótkie słowa, cętkowana próbowała zrozumieć, czemu nagle poczuła się tak dziwnie - a konkretnie, czym było to dziwaczne poruszenie wewnątrz niej, które odczuła. Organizm zwierzęcy czasem wydawał się żyć własnym życiem, niekontrolowane odruchy czy nietypowe doznania mogły być czymś zupełnie naturalnym, oznaką choroby bądź jeszcze czymś innym. Jednak to wydawało jej się wpadać właśnie w tą trzecią kategorię.
Z tych rozmyślań o własnym stanie zdrowotnym wyrwały ją chrapliwe słowa czarnogrzywego.
- Ja? - dopytała, nie będąc pewna, czy dobrze go zrozumiała. Lecz nawet nie czekała na jego potwierdzenie, tylko zaczęła mówić. - Nie, nie pochodzę z tych ziem. Trafiłam tu zupełnym przypadkiem, i spotkałam Serret, która się mną zaopiekowała. Bez niej bym nie przeżyła, byłam za mała. Po jakimś czasie napotkałyśmy grupę lwów w tej okolicy, która właśnie chciała przejąć te ziemie i stworzyć stado Srebrnego Księżyca, wyznające wiarę w Jasnego Pana. Ich przywódcy sławili Księżyc zebranym, i zaprosili do swego grona także nas, mówiąc, że każdy, kto uwierzy, jest pośród nich mile widziany. Więc nie zawsze byłam w Srebrnym Księżycu, lecz byłam jego członkiem od samego początku stada. - Zakończyła opowieść z uśmiechem. Lubiła wspominać tamte wydarzenia, choć była wtedy małym kocięciem, pamiętała je całkiem nieźle. Myśl, że towarzyszyła Księżycowi we wszystkich ważniejszych wydarzeniach zawsze wywoływała u niej pewną zadumę. Powróciła wzrokiem do kolorowej ściany, ponownie muskając łapą ślady. Widziała powstanie każdego z nich, wiedziała, do kogo należały - choć być może nie każdy potrafiłaby połączyć z odpowiednią osobą. Wspomnienia się zacierały, ginęły i przypominały nagle, a czasem były na skraju świadomości, choć uparcie nie dawały się schwytać.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

#7
04-09-2017, 22:01
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Czarnogrzywy dostrzegł ten dziwaczny przebłysk w zachowaniu medyczki, ale uznał, że musiał on dotyczyć jego pytania, wszak była to dość osobiste.
Po prawdzie Mako przypuszczał, że Samiya mogła przyjść na świat poza granicami Srebrnych, ale Serret była ostatnią osobą, którą uznałby za dobrą opiekunkę... No może poza Feliją.
Właśnie, ciekawe co się z nią stało. Bo o ile nigdy nie poddał się myśli, że Fel została usunięta z tego świata, o tyle zdarzało mu się myśleć nad powodem jej zniknięcia. I dlaczego się nie pożegnała. Pomimo, że powracał do tego tematu – zawsze psując sobie przy tym humor – bardzo często, to z czasem nieco odpuścił, gdyż zawsze konkluzja była taka, że w jakiś przedziwny sposób to właśnie on odpowiada za jej zniknięcie. A ta myśl była zbyt bolesna, a dołowanie się hipotetycznymi scenariuszami było ostatnim czego potrzebował, zwłaszcza, że przyszłość malowała przed nim zupełnie inne problemy.
Historia Kapłanki wydała mu się poruszająca, ale możliwe, że było to spowodowane faktem, że opowieść Sami w pewnym sensie odzwierciedlała jego życie.
To dość dziwne, że jak na kogoś, kto należy do stada od samego początku nigdy na siebie nie wpadli... Ale czy na pewno? W końcu bliskie kontakty utrzymywali jedynie na początku i choć zdarzało się organizować święta, na które spraszali również Srebrnych, to ich relacje nie były szczególnie zażyłe... Przynajmniej tak uważał, ale teraz musiał to zweryfikować, w końcu zostali ciepło przyjęci, mogą się tu swobodnie poruszać, ale nie mogli tu wiecznie zostać, uciekając od problemów. Mako westchnął, jakby chciał zebrać w sobie siły, jednocześnie spoglądając kolejny raz na ścianę.
- Czemu księżyc, a nie gwiazdy jak – tu przerwał, przełykając ślinę – kiedyś Złoci.
Cóż, Lwim zdarzało się pokładać wiarę w gwiazdy, czemu Księżyc miałby być gorszy...?
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#8
10-09-2017, 21:44
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Tym pytaniem oderwał jej uwagę na dłużej od powierzchni ołtarza. Zielone ślepia serwalki spoczęły na lwie. Czy tutejsi mieszkańcy musieli tak kurczowo trzymać się tego, co było już ładnych kilka pokoleń temu? Złota Gwiazda istniała tylko i wyłącznie w historii tego miejsca, a oni dalej porównywali Księżyc do tamtego stada. Upartość godna osła.
Westchnęła ciężko, potrząsając łbem.
- Uważasz, że przedmiotem wiary może być cokolwiek? Dlaczego gwiazdy, a nie Księżyc? - zrewanżowała mu się równie rozsądnym, według niej, pytaniem. Choć dobrze wiedziała, że chory nie miał możliwości odpowiedzieć jej wyczerpująco. - Lwioziemcy podobno wierzą w to, że dawni królowie znajdują się pośród gwiazd. My wierzymy, że każdy po śmierci staje się gwiazdą - jego dusza wędruje na nieboskłon, i tam świeci tym mocniej, im czystsza była jego dusza.
To zaś nie było bezpośrednią odpowiedzią na pytanie czarnogrzywego, lecz powinien on być zaznajomiony z lwioziemskimi podaniami. A więc i z tą legendą o królach pośród gwiazd. Może zresztą to był dodatkowy powód dla jego pytania.
Choć musiała mu przyznać, że po raz pierwszy pytanie nie brzmiało "czemu Księżyc, a nie słońce?"
- Wiara nie jest czymś, co się wymyśla z dnia na dzień. Nie przypisujesz boskości przypadkowej rzeczy czy zjawisku. Wiara pochodzi od samego Jasnego Pana, to on pierwszy objawił zwierzętom swą moc, a przede wszystkim to, że nasz los nie jest mu obojętny. Myślisz, że Srebrny Księżyc jest jedyną grupą wyznawców Jasnego Pana? Spotykałam wielu, co także wierzą, część naszych członków pochodzi z innych stad o takim charakterze.
Uśmiechnęła się z przekąsem.
- Nasz świat jest zbyt uporządkowany, by mógł być pozostawiony przypadkowi. Noc zawsze następuje po dniu, pora deszczowa przychodzi po suchej, zwierzęta rodzą się, dorastają, i umierają. Różnie to jest nazywane - Losem, Kręgiem Życia, niektórzy uważają, że wszystkim tym rządzi jedno bóstwo. Nie to jest ważne - ważniejsze dla nas, Srebrnych, jest to, że Księżyc wszystko obserwuje, i nie pozwala, by działa nam się niepotrzebna krzywda. Swej łaski potrafi użyczyć nawet niewiernemu, lecz my swymi czynami i wiarą wielbimy go i dziękujemy za to. To go raduje. Wie, że nadal jest nam potrzebny, że może czynić nasze życia lepszymi, więc właśnie to robi, ciesząc się naszą radością i wdzięcznością.
Spojrzała z ciekawością na czarnogrzywego. Czy jest w stanie pojąć cokolwiek z tego? Czy raczej jest typem idącym ślepo przez życie, nie zważającym na nic, co jest ponad czubkiem jego nosa?
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

#9
13-09-2017, 22:03
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Czarnogrzywy nie wiedział, czy przedmiotem wiary może być cokolwiek, ale z pewnością był zdania, że większość – ale nie wszyscy – potrzebują czegoś w co mogą wierzyć. Ciekawe w co wierzono w jego rodzinnym stadzie? Eh, nawet nie pamiętał! A dlaczego gwiazdy? Po prostu wiara na terenach Czterech Stad, choć mogła przejawiać się w różny sposób, kręciła się wokół gwiazd i zdawało mu się to zupełnie naturalne. Kiedyś również uważał, że Lwia Ziemia jest czymś normalnym, ale wygląda na to, że musi zrewidować swoje poglądy.
- Chyba tak. Wiara w gwiazdy od pokoleń. - odpowiedział, albo raczej wymamrotał coś co miało nią być. A później stało się coś dziwnego, lew upewnił się, że są tu sami i zbliżywszy się jeszcze trochę do medyczki, wyszeptał. - Też wierzę, że każdy staje się gwiazdą.
Co prawda nigdy nie zastanawiał się nad ich jasnością, ale nieboskłon zawierał ich tyle, że wszystko to musiało być prawdą, zwłaszcza, że czasem patrząc w niebo dostrzegał nowe gwiazdy.
Następnie odsunął się od Sami i cierpliwe jej wysłuchał, i choć nie wszystkie słowa przemawiały do niego, uznał, że zdobywanie wiedzy i prowadzenie dyskusji o wierze Srebrnych jest w pewnym sensie okazywaniem szacunku. Przynajmniej dopóki rozmawiają spokojnie.
„Wiara pochodzi od Jasnego Pana...” – powtórzył w myślach.
- Nawet jeśli to nie wiara w Księżyc? Jak objawił? - zapytał, ale dopiero kolejna część wypowiedzi serwalki wprawiła go w autentyczne osłupienie. Jakby się nad tym zastanowić, pewnie gdzieś też wierzono w gwiazdy, więc dlaczego gdzieś nie mogą zawierzać się Księżycowi? - Nie wiedziałem.
Pokiwał z poważaniem łbem, gdyż kiedyś wypowiedział bardzo podobne słowa, znaczy się te z początku wypowiedzi, o Księżycu chyba nie zdarzało się mu mówić.
- Zgadzam się, Księżyc jest i widzi... I może jest bliższy niż gwiazdy. - odchrząknął i zmierzył rozmówczynię badawczym spojrzeniem. - Myślisz, że upadki stad są też pewnym cyklem, czy też raczej karą?
Ostatnie słowa były już praktycznie ledwo słyszalne, ale ta kwestia stała się tak osobista, że wręcz musiał wydusić ją jednym tchem.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13-09-2017, 22:05 przez Mako.)
Zevran
Konto zawieszone

Gatunek:Lew (mieszanka tsavo i wschodnioafrykańskiego) Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Uczeń Medyka Liczba postów:260 Dołączył:Gru 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 67
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 30

#10
14-09-2017, 15:42
Prawa autorskie: Ale-Tie, nukotek

Nie wiedział gdzie konkretnie miałby się teraz podziać. Postanowił póki co nie ruszać się z terenów o których opowiedziała mu w skrócie Ines. Musiał kogoś ze srebrnych jednak poznać, żeby chociaż trochę poszerzyć zakres swojej wiedzy. Jak już posiądzie zalążek wymaganej wiedzy, to wtedy może się rozejrzy po terenach jakoś bardziej, niż przechodzenie między konkretnymi lokacjami w swoich poszukiwaniach.
Jedyne co mu przychodziło do głowy to ta ogromna góra, podobna bardzo do tamtego wulkanu, aczkolwiek znacznie ładniejsza. Bo gdzie miał indziej szukać członków stada, jak nie w tym centrum kultu. Zresztą, nawet jeśli tam nikogo nie znajdzie, to przynajmniej będzie miał lepszy widok. Może i przy okazji dowie się czegoś ciekawego. Nie wszystko można powiedzieć.
Na usta cisnęło mu się to jak bardzo ciężko było wchodzić pod górkę. Nie był przecież małpą do skakania po skałach, tylko zwyczajnym lwem. Jakim cudem komukolwiek chce się tutaj brnąć...
Mimo, że spodziewał się kogoś spotkać, to jednak i tak w niemałe zakłopotanie wprawiło go napotkanie na swojej drodze lwa i... serwala? Tak, to na pewno serwal. W duchu modlił się, żeby to był ten serwal o którym wspominała Ines. I bardziej jego uwagę zajmował lew niż całe te malunki na ścianie i przeróżne ozdoby. Wciąż ciężko było mu się wyzbyć strachu przed innymi dorosłymi lwami, nawet jeśli teoretycznie był już u siebie. 
- Ja... em... 
Nie mógł sobie przypomnieć tego przywitania. Jak to się zaczynało?
- Żeby księżyc świecił wam.... e nie, to nie tak..
Myśl Zevran, myśl ty głupolu, przecież powtarzałeś sobie to w czasie drogi. 
- Niech księżyc oświetla waszą drogę?
Naprawdę miał nadzieję, że tym razem powiedział poprawnie. Żeby to cholera jasna wzięła z tym powitaniem, jakby nie mógł po prostu powiedzieć cześć.
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#11
18-09-2017, 09:31
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Milkła, gdy tylko Mako próbował sił w wypowiadaniu cichych, chrapliwych słów, uważnie im się przysłuchiwała, by jego wysiłek nie poszedł na marne. I z początku, gdy czarnogrzywy nagle zbliżył się do niej, uraczyła go zdziwionym spojrzeniem, lecz szybko na jej pysku pojawił się szeroki uśmiech. Czy lew wiedział, że potwierdził każde jej słowo o wierze? Że to nie jest wymysł paru jednostek, lecz prawda, która dociera niezależnie do wielu. Spojrzała na niego z uznaniem, bo jego zachowanie pokazało, że gdyby poczynił to wyznanie głośno, mogłoby to poskutkować czymś niezbyt przyjemnym. Niezbyt potrafiła to sobie wyobrazić, lecz może Lwioziemcowi nie wypadało mówić czegoś takiego?
Potrzebowała chwili zastanowienia, nim mu odpowiedziała. Nie chciała mówić byle czego, na szybko. Jej ranga jej na to nie pozwalała, tak jak silna wiara.
- Myślę, że wiara w inne rzeczy bądź bóstwa jest wynikiem zagubienia. Ktoś wie, czuje, że potrzebuje przewodnika, rozumie, że nad nami wszystkimi ktoś lub coś czuwa - lecz gdzieś po drodze się pogubił, źle umiejscowił swą wiarę. Sama zdolność do wiary tkwi w każdym z nas, przecież wykazujemy się nią każdego dnia. Dawno temu, w zamierzchłych, odległych czasach, gdy pierwsze zwierzę zachciało skierować swe prośby do czegoś większego - właśnie do samego Księżyca, widząc jego dobroć - Jasny Pan mu odpowiedział, i uczynił pierwszym kapłanem. Obdarował go ogromną mądrością, pokazał, jak należycie czcić Księżyc, jak postępować właściwie. A jego nauki przetrwały do dziś.
Przekrzywiła lekko łeb, gdy ostatnie, najcichsze, lecz chyba najważniejsze dla czarnogrzywego pytanie dotarło do jej uszu. I znów zamilkła, nie chcąc raczyć go skleconą naprędce odpowiedzą. Cykl, czy kara? Czyż nie wszystko ma swój początek i kres? Lecz czy nasze czyny nie mają na to najmniejszego wpływu?
Czy Lwia Ziemia rozpadła się, bo musiała, czy to sami Lwioziemcy zawinili?
...A jak będzie ze Srebrnym Księżycem?
- Wszystko kiedyś się kończy, musi upaść, jeżeli powstało - zaczęła ostrożnie - ale może rozwiązać się w chwale, bądź upaść z hukiem. Stado może zniknąć błyskawicznie, nie pozostając w niczyjej pamięci, bądź trwać długie wieki.
Na moment zdjęła swe spojrzenie z Mako, spoglądając w zamyśleniu na ubarwioną skałę.
- Myślę, że upadek sam w sobie jest naturalny. Ale jest mnóstwo czynników, które mogą to nienaturalnie przyspieszyć. - Zielone oczy kotki znów spoczęły na czarnogrzywym. - Błędy przywódców, błędy samych członków, niedbałość, słabość, siła i krwiożercze zapędy sąsiadów. Wadliwe same fundamenty stada.
Być może powiedziałaby coś jeszcze, lecz jej uwagę całkowicie zajął młody, ciemny lew, zupełnie jej nieznany! Który właśnie się tu wtarabanił. Spoglądała na niego z ogromnym zaskoczeniem, bo nie dość, że obcemu ciężko byłoby odnaleźć to miejsce, to było ono specjalnie pilnowane przez Srebrnych - więc musiał on albo odznaczać się ogromną zręcznością, sprytem i szczęściem, albo mieć powód i pozwolenie na obecność tutaj. Wbijała w nieco wyczekujący wzrok, przypatrując się, jak młody próbował złożyć swe słowa w poprawne przywitanie. Swoim wpatrywaniem się w niego pewnie wcale mu tego nie ułatwiła.
- Twoją również, nieznajomy - odpowiedziała mu, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Jednak skoro tu trafił, i przywitał się należycie (choć z trudem), to nie był przypadkowym przechodniem. - Mogę wiedzieć, co cię tu sprowadza?
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Mako
Poczciwy | Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:1/1 Liczba postów:553 Dołączył:Lip 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 85
Zręczność: 79
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 84

#12
20-09-2017, 22:16
Prawa autorskie: Koseki-Leonheart | VenvaTio

Przesłanki, które stały za decyzją Srebrnych o zapewnieniu azylu Lwim, były w tym momencie nieistotne dla czarnogrzywego, nawet jeżeli czasem mogło to zahaczać o nawracanie ich na wiarę w Księżyc. Nie zmieniało to jednak faktu, iż w mniemaniu Mako, Lwi potrzebowali teraz się zjednoczyć i uwierzyć, przede wszystkim w siebie.
Co do samych podstaw stada, lew nie miał żadnych wątpliwości, Lwia Ziemia trwała na tych ziemiach znacznie dłużej niż choćby Srebrni, ale nie można zaprzeczyć, że gdyby Lwi nie byli tak rozpuszczeni, to teraz mogli by być u siebie... może i lizać przy tym rany. Hm, albo mogłoby ich już nie być na tym świecie.
Z chęcią prowadziłby dalszą dyskusję, ale zważając na nową postać, uznał, że może zaczekać. Skinął jedynie Zevranowi łbem, nie chcąc dalej nadwyrężać swojego gardła. Co prawda, medyczka go nie znała, ale w oczach Mako nowo przybyły lew nie jawił się jako zagrożenie, na dodatek znał ich powitanie, słowem wyglądał na kogoś świeżo przyjętego do stada. Biorąc pod uwagę swoje przypuszczenia, lew postanowił oddalić się nieco, dając im warunki do spokojnej rozmowy, a sam zajął się podziwianiem ołtarza.
[Obrazek: 2rmuwec_by_fileera-daqo496.png]
Zevran
Konto zawieszone

Gatunek:Lew (mieszanka tsavo i wschodnioafrykańskiego) Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Uczeń Medyka Liczba postów:260 Dołączył:Gru 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 67
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 30

#13
21-09-2017, 19:05
Prawa autorskie: Ale-Tie, nukotek

Podenerwowany był to na pewno. Zresztą, od samego początku był niemal chodzącym kłębkiem nerwów. Jako, że nie znał innych serwali, a Ines nie powiedziała, że są jeszcze jakieś inne w stadzie, to mógł założyć, że to była ta druga kapłanka. Kiedy to do niego dotarło to nie dość, że był podenerwowany to jeszcze zestresowany, pełny obaw, że może palnąć coś głupiego. I tak już źle zaczął. 
- Ja... przepraszam. Mam na imię Zevran. Nie... niedawno przyjęła mnie Ines. Do stada. 
Przełknął gorzką ślinę. 
- Tego malunku na barku za bardzo nie widać, bo mam gęstą sierść i trochę przysłania. 
Zerknął na to swoje coś, co mu Ines namalowała. Okrąg na jego sierści może i był biały, ale trochę go sierść przysłaniała. Nie sądził, że to mogłoby mieć jakiekolwiek znaczenie, ale jak widać...
- Tylko... kapłanka nie miała za bardzo...
Cierpliwości. Pomyślał, gryząc się w język, żeby tego nie powiedzieć na głos. Albo po prostu nie miała ochoty do wyjaśniania czegokolwiek. Mimo wszystko, informacje jakie mu podała były wystarczające by kogokolwiek poszukać.
-...czasu, żeby wyjaśnić mi wszystko. Dlatego zdecydowałem się poszukać kogokolwiek ze stada, kogoś, kto wie więcej. Nie wiedziałem gdzie za bardzo szukać, bo teren jest rozległy więc... trafiłem tutaj. 
Westchnął, spoglądając teraz dopiero na malunki na ścianie... przytłaczająca ilość była wręcz nie do objęcia na raz wzrokiem. Chyba na razie jednak nie miał czasu na to b przypatrywać się każdemu po kolei, ale domyślał się, że ma to wszystko jakieś znaczenie. 
- Przepraszam jeśli w czymś przeszkodziłem. 
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#14
24-09-2017, 21:33
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Dostrzegła, że zamiast jej odpowiedzieć, czarnogrzywy ustąpił miejsca czarnosierstnemu. Cóż, dla chorego rozmowa z większą ilością osób mogła być męcząca, na pewno nie sprzyjała odzyskaniu zdrowia. A dzięki temu mogła też w pełni skupić się na młodym lwie. Zatem słuchała jego słów.
Ach, zatem nowy nabytek, przyjęty niedawno przez samą Ines. Skinęła lekko łbem w zrozumieniu i zgodzie.
- Na imię mam Samiya, choć mam nadzieję, że Ines Jasnowłosa już cię o tym poinformowała. Tak jak i o tym, że również jestem kapłanką stada. - odezwała się na początek. Zerknęła na Mako, który powrócił do uważnego przyglądania się ołtarzowi, by po chwili obdarować Zevrana ciepłym uśmiechem. - Nie szkodzi. To jest Mako, lwioziemski azylant, aktualnie jako chory pozostaje pod moją opieką, więc będziemy mieli jeszcze czas na dokończenie rozmowy.
Przy okazji przedstawiła czarnogrzywego, lecz wątpiła, by miał on coś przeciwko. A raczej miała nadzieję, że Lwioziemiec nie miałby nic przeciwko, bo cóż, czarnofutry, jako Srebrny, miał pełne prawo do takich informacji.
- Ale dobrze trafiłeś, jeżeli chcesz się czegokolwiek dowiedzieć, pytaj śmiało. Z chęcią ci odpowiem.
Dalej się do niego uśmiechała, teraz bardziej zachęcająco. W końcu to jej obowiązek jako kapłanki, odpowiadać na pytania i wyjaśniać wątpliwości.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Zevran
Konto zawieszone

Gatunek:Lew (mieszanka tsavo i wschodnioafrykańskiego) Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Uczeń Medyka Liczba postów:260 Dołączył:Gru 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 67
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 62
Doświadczenie: 30

#15
26-09-2017, 23:38
Prawa autorskie: Ale-Tie, nukotek

Zevran z uwagą słuchał tego o czym mówiła kapłanka. Dobre miał przeczucie, że to ona. Przynajmniej tyle, chociaż dalej czuł się niepewnie. Mimo wszystko jednak już jakiś ciężar z niego spadł, przełamał "pierwsze lody" rozmowy, a Samiya nie sprawiała wrażenia zdenerwowanej czy poirytowanej pojawieniem się Zevrana i przerwaniem rozmowy. Wiedział, że dalej musi się odnosić z pokorą i szacunkiem, jednak mógł odezwać się już bardziej naturalnie, co z pewnością dawało ulgę. Wyraźną. Przynajmniej Zev nie patrzył się już tak jakby miał być zaraz zepchnięty z tej skały w zasadzie za nic. 
- Chory... w sensie, odpowiadasz za jego leczenie? Ja... nawet nie wiedziałem, że się tak da. Nigdy nie widziałem kogoś kto leczył, a w domu... przeżywali najsilniejsi. 
Było to co najmniej ciekawe w mniemaniu Zevrana. W rodzinnych stronach, jak ktoś źle się czuł to po prostu musiał to przeżyć. Jak ktoś nie dawał rady to... był pozostawiony samemu sobie. Czyżby to było coś w rodzaju jakiegoś błogosławieństwa, że akurat Samiya potrafiła leczyć? Była kapłanką, więc to byłoby całkiem zrozumiałe. 
Spojrzał na Mako. Chłopie, masz tyle szczęścia, że ktoś ma takie zdolności. U mnie albo byś wyzdrowiał sam, albo został pozostawiony losowi. Ewentualnie zabity przez innego samca. Pomyślał sobie nie obarczając go jednak swoim wzrokiem zbyt długo. Odnosił wrażenie, że to byłoby co najmniej nie taktowne. 
- Kapłanko, ja sam nie wiem czego nie wiem, a nie chciałbym popełnić... jakiś błędów. Ja...
Zaciął się. Powinien o tym powiedzieć? Czy po prostu udać, że odkąd został wcielony do stada, to taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Westchnął ciężko.
-... nigdy w nic nie wierzyłem. Nawet nie wiem na czym to polega. Nie mam pojęcia jak podziękować chociażby za danie mi nowego domu. Ani za to, że jeszcze żyję. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie, jednak mimo wszystko... czuję, że powinienem. I zrobić wszystko co w mojej mocy by zadośćuczynić za te wszystkie dary. 
Patrzył na nią wzrokiem pełnym obaw. Bo co miał zrobić, siąść na dupie i modlić się? Tylko jak. Na pewno na wszystko są jakieś sposoby, co jest właściwie, a co nie, tylko nie miał nawet podstaw by się czegokolwiek domyślać. Został bezczelnie wrzucony tutaj przez jakąś siłę i jakakolwiek ona by nie była, to musiał się dostosować. I podziękować. 
A podziękować chciał czynami. Tylko jak?


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości