♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Kahawian
Dwugrzywy | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 17

30-09-2015, 14:41
Prawa autorskie: MadKakerlaken

Pokręcił lekko łbem.
- Skądże znowu. Nie było rozkazu, ale to również nie jest samowolka. Czyż strzeżenie granic nie jest obowiązkiem strażnika?
Dwugrzywy z kamiennym wyrazem pyska przyglądał się temu, co działo się w zazwyczaj spokojnej Oazie. Dwie lwice czatowały nad brzegiem, obserwując bieg sytuacji, dwóch samców usiłujących utopić jedną lwicę.
Przecież to nigdy nie musiało mieć miejsca. Wystarczyło wycofanie się w odpowiednim momencie... Atak nie jest pierwszą reakcją strażnika. Najpierw ma miejsce wywiad... potem wyraźne ostrzeżenie. Gdy to ostatnie nie skutkuje, dopiero wtedy wkracza brutalna siła. Niski pomruk wydobył się z jego gardzieli na słowa Kami.
- I nadal intruz. Inne cechy mnie nie interesują.
Brew samca uniosła się w lekkim zaskoczeniu.
- Kojarzyć...? To pierwszy raz, kiedy z nią rozmawiałem. Chyba, że masz na myśli jedyny raz gdy ją widziałem, za czasów... kiedy to było... a, już wiem. Przemknęła na zebraniu, gdy Ragnar przejmował władzę. Nie znam nawet jej imienia.
Rzeczywiście, zobligowany był do znania tej lwicy sprzed niemalże dwóch lat, z którą nie zamienił nawet słowa.
- Owszem, obcego. Ze stada którym rządził Moran, zostałem jedynie ja i dwie lwice, z czego jedna jest umierająca. To, że Otieno i Saix są tutaj, to ich decyzja co do powrotu. I to jedyni członkowie twojej rodziny, o których ja wiem, że są tutaj.
Nie sądził, żeby Giza pozwoliła swoim młodym na zbliżenie się do lwicy, której sama w życiu nie widziała. Ciężko było mu przewidzieć nawet w tej kwestii reakcję Saixa, który był przecież jej synem. Rude uszy drgały lekko, wyłapując każdy warkot, zagłuszony ryk i plusk wody. Jeszcze kilkanaście minut temu, dwójka jego podopiecznych odpoczywała po treningu...
Teraz woda mogła w każdej chwili zmienić barwę na szkarłatną.
- Być może dałem, być może nie. Jedno jest na tych ziemiach niezmienne. Za swoje czyny i słowa ponosi się konsekwencje. Dotyczy to każdego, nie tylko intruzów ale i członków stada.
Czerwone ślepia spojrzały ciężko na samicę. Czyżby ta sytuacja tak ją bawiła? Czemu więc zawraca im wszystkim głowę i marnuje ich czas...
- To imię nic nie znaczy w moich uszach. Saix i Otieno, nawet nie wiem czy wiedzą, z kim mają do czynienia, ale to chyba już nie moja wina. I co dałby mi niby sojusz z tobą...? Nie mówiąc już o tym, że twoja córka, o czym wiem od kilku chwil, o ile wyjdzie z tego żywa, nie powinna zbliżać się do tych ziem na odległość kilkudziesięciu kroków, o ile nie chce już z pewnością stracić głowy.
Taka była prawda. Nie miał pojęcia, z czym mogła pomóc mu lwica. Nie sądził, żeby oprócz Lwich pozostało jakieś stado z przeszłości, sam przyłożył łapę do zniszczenia jednego z nich. Imię Kami budziło teraz już jedynie ciekawość i zaprzeczenie, by ktoś je znał. Tutejsze stada skupiły się na tym, co działo się obecnie.
A historia...? Stała się czymś, o czym większość albo zapomniała, albo nie miała pojęcia.
- Obawiam się, że ten widok mam już za sobą.
Ciemna iskra błysnęła w jego ślepiach. Nie wszystko musiała wiedzieć o jego przeszłości... ale zapewne widział kilka rzeczy więcej niż ona.
- Mam lepszy pomysł. Jako matka i babka, ty ich powstrzymaj.
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

01-10-2015, 09:11
Prawa autorskie: Dirke

Saix z całą pewnością nie spodziewał się, że nagle do walki wkroczy również Otieno. Podejrzewał, że brązowy prędzej będzie siedział na brzegu i czuwał, w razie gdyby czarna chciała mu nawiać. W końcu lwy raczej nie przepadały za sobą, nie? Jak Kah zauważył, był to dość dziwny sposób na pogodzenie się, choć niekoniecznie Otieno chciał uczynić właśnie to. Może po prostu stwierdził, że "Saix nie odbierze mu całej chwały" z walki z intruzem? Cóż, czarny nie wiedział, jakimi cechami kierował się jego bratanek, w każdym razie pomoc się przyda.
Spadająca woda wypchnęła ich już spod bezpośredniego strumienia wodospadu. Ciecz przestała zalewać im oczy, choć jezioro nadal było dość wzburzone. To nic, przynajmniej nie trzeba było aż tak chronić oczu. No i prawdopodobnie dzięki temu, Saix zauważył w końcu Kami. Przez myśl przemknęło mu co ta wielka kupa futra tutaj robi. Nie sądził by zaglądała tutaj, żeby zobaczyć jego młodego. Okej, obiecał jej, że się o nie postara i słowa dotrzymał, miał przecież syna i trzy córki. Ale kiedy mówił o swoich planach Kami, nie byli jeszcze nawet oficjalnie parą z Gizą!
A czy podejrzewał, że walczy właśnie ze swoją siostrą? Nie. Widział ją pierwszy raz w życiu na oczy. Nie słyszał nigdy wcześniej jej imienia. Dlatego też nie gapił się na matkę, zaszczycił ją tak naprawdę tylko krótkim, przelotnym spojrzeniem. Skupił się znów na ataku. Te kopniaki sprawiły, że jego mięśnie mimowolnie nieprzyjemnie się zacisnęły, wyduszając z niego powietrze. Stęknął, na chwilę zszedł pod wodę. Zaraz jednak się wynurzył kilkoma machnięciami łapy. Postanowił bardziej osłaniać swój dół, kiedy już wystawił łeb nad wodę jego tylnie łapy utrzymywały go na powierzchni, jednocześnie będąc w każdej chwili gotowe by zasłonić brzuch przed ewentualnymi kolejnymi kopniakami. Jednocześnie kiedy się już wynurzył, uderzył łapą w powierzchnię wody pod kątem. Wprost w pysk Chikji. Liczył że zamknie oczy, by je chronić. To dałoby mu lukę w jej obronie. Pazurami jednej łapy znów sięgnąłby do jej barku, natomiast drugą zamachnął się na jej pysk, chcąc zostawić krwawe bruzdy. Chciał by z bólu zarzuciła łbem. W takim wypadku zaraz rzuciłby się zębami w przód, planując wgryźć się w jej gardło. A nawet jeśli nie odsłoniła gardła, i tak napiął wszystkie mięśnie, by zacisnąć kły na jej ciele. Może w końcu uda mu się złapać to nieszczęsne ucho?
Cóż, jeśli topienie się nie powiodło, trzeba było zabarwić wodę na czerwono.
Chikja
Poszukujący
*

Gatunek:Hydra vulgaris Płeć:Samica Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Szaman Liczba postów:766 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 63
Zręczność: 83
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 10

01-10-2015, 12:13
Prawa autorskie: Vegava/ Koseki-L/Lioden
Tytuł pozafabularny: VIP

Chociaż zdawała sobie sprawę z tego że nie ma większych szans w walce, nie stało to na przeszkodzie by dać z siebie wszytko i zadać przeciwnikom jak najdotkliwsze rany, Chikja była czarnym lwem, czarnym na zewnątrz i czarnym w środku, także jej dusza była smolistej barwy. Nikt nie tylko nigdy nie wymierzył jej żadnej kary, nikt nigdy nie próbował zmienić tej czerni. Dzieci rodzą się i są niczym puste naczynia, naczynia z dwoma wlotami. Ich wielkość rzadko bywała równa. Podatność na zło, to straszna cecha.
Wychyliła łeb ponad wodę po haust powietrza, dostrzegła zbliżającego się miśka, co szkodzi by złapać gnoja za tą łapę? Tak ochoczo wyciągnął ją w kierunku jej pyska, mógł być to ułamek sekundy jak pysk zarazy rozdziawił się, a białe zęby wbiły w paluchy Otieno, zabawne, czemu to było takie zabawne? Figle we wodzie, nie walka na śmierć? Kto bał się śmierci, musiał być ostrożny. A ostrożność.. była dla ciot, takie własne spostrzeżenie idącej na żywioł postaci.
Skura na karku Chikji jak to u większości kotów była luźna do tego znacznie bardziej kosmata, po mamie, kilka kłaków to żadna cena, chociaż piekący ból po ich wyrwaniu wcale nie był przyjemny.. przeszył ją dreszcz.
Wszyscy mieli jakieś nieopisane ciągoty do jej szpiczastych uszu. Może to ich nietypowy kształt nadawał im taką atrakcyjność? Albo to zwykła zazdrość. Nie zamknęła oczu tylko je przymrużyła, nie była malutkim kociakiem kwilącym na odrobinę wody, przecież właśnie dała nura do jeziora, prosto pod wodospad, inaczej niz piach.. woda nie mogła zrobić jej w tej chwili krzywdy.
Tylko że skupienie się na walce z dwoma rosłymi samcami wcale nie było łatwe. Jeden z przodu, drugi gdzieś z tyłu. Trzeba było to zmienić. Skoro nie byli już w najgłębszej części zbiornika może odnajdzie dno, które da oparcie jej łapom, odbije się w któryś bok i wysmyknie spod mord łaknących błękitnej krwi. Tak też zamierzała uczynić.
Pozwoliła by łapa Saixa smagnęła jej mordę wraz z ciosem jednak uchyliła pysk, tak by ślizgnęła się tylko po nim, z całej siły, najszybciej jak mogła odpowiedziała ciosem od spodu, kolejny plus, wierzch jej łapy miał trafić podbródek ciemnoszarego, chciała kupić w taki sposób kilka sekund by wreszcie wymknąć się spod oblężenia. Jeśli wszystko poszło po jej myśli nie czekała ani milisekundy dłużej, zrobiła to.
Kaaivy
Konto zawieszone

Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:4 lata Liczba postów:121 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 83
Zręczność: 68
Spostrzegawczość: 59
Doświadczenie: 25

01-10-2015, 19:35
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4; Kolory: Inn.

Kaaivy, choć z wzrokiem skupionym na postaci hydry, doskonale zrozumiała słowa przywódcy. Nie zamierzała atakować Chikji dopóki nie zajdzie taka konieczność. Jej mięśnie były nieprzerwanie napięte, w gotowości do ewentualnej obrony. Mimo wszystko Ivy miała ogromną ochotę rzucić jej się do gardła. Dlaczego? Czyżby konflikt zaistniały między Chikją a Kahawianem w pewien sposób na nią wpłynął? Być może. Być może pragnęła w jakiś sposób przysłużyć się jej władcy, którego wyraźnie szanowała. Tak czy inaczej, do ataku z jej strony nie doszło, gdyż nagle na czarną... rzucił się jakiś lew. Oboje momentalnie zawisnęli na skale, by po chwili zostali pochłonięci przez wzburzoną wodę. Kaaivy podeszła prędko ku brzegowi, by spojrzeć na jezioro. Jak się okazało, zarówno Saix, jak i Chikja, wylądowali w wodzie w jednym kawałku. Złotooka warknęła cicho z wściekłością. Tą pierwszą wolałaby ujrzeć konającą w zębiskach Saixa. Była zirytowana, lecz nie czuła takiej desperacji, by rzucać się w spienioną taflę... Cóż, ekhm... Nie przepadała za wodą. Nim zdążyła się zorientować, w wodzie wylądował kolejny samiec, wpadając w wir walki. Kaaivy zastanawiała się, czy nie powinna zrobić tego samego. Była gotowa w każdym momencie skoczyć na pomoc dwóm Zachodnim lwom. Być może nawet lepszym wyjściem jest pozostać tutaj, niż robić jeszcze niepotrzebnie większe zamieszanie tam, w wodzie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

01-10-2015, 21:27

https://pbf.krollew.pl/showthread.php?ti...8#pid58648
Ta zmiana tyczy się również tej walki.

Nie unikanie ataków czasem jest skuteczną taktyką.
A czasem śmiertelną.
Łapa Saixa trafiła w pysk lwicy z dużą siła, a jego pazury poharatały powiekę oraz oczywiście oko Chikji. Obrażenia były na tyle poważne, by lwica poczuła silny ból i wiedziała, że już nigdy więcej nie będzie widziała na prawe oko. Kolejne uderzenia były równie silne... A przecież wszyscy wiemy, jak się kończą urazy głowy, prawda?
Po drugim ciosie w łeb lwica straciła świadomość. Zaczęła opadać na dno niczym kamień, przytrzymywana jedynie przez Saixa, który wczepił się w nią pazurami.
Zła wiadomość była taka, że przecież dorosły lew swoje waży - w ten sposób Saix zaczął opadać razem z Chikją.
Nieprzytomne ciało domagało się tlenu... I zaczęło krztusić wodą. Jeszcze kilka chwil, a lwica może naprawdę umrzeć.
Chikja -47 HP
Otieno
Zbanowany

Gatunek:Lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:336 Dołączył:Lis 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 95

01-10-2015, 22:12
Prawa autorskie: Dirke | Lioden/Kami

Nie interesowała go rozmowa Kahawiana z Kami, bowiem było za dużo zamieszania w wodzie, zresztą nawet by słów nie usłyszał przez szum wodospadu. Gdy skoczył a ta złapała jego łapę, ryknął i udeżył ją w pysk drugą łapą, choć nie wiedział czy trafił. Spora szamotanina, tu Saix coś zrobił, tamta mu oddała, w brązowego też próbowała ale nie za bardzo się jej to udało. Gdy dostrzegł szkarłat wokół nich, rozejrzał się, lecz nie czuł bólu, czyżby jego wuj? Po chwili czarna zaczęła opadać na dno, wraz z samcem z którym tak walczyła. Otieno nabrał powietrza i zanurkował, po czym dorwał się do dwójki i próbował odczepić swego krewnego od nieprzytomnej lwicy. Gdy mu się to udało, wypłynął na chwilę, by znów nabrać powietrza, po czym ponownie zanurkował, by dopłynąć na dno i chwycić nieprzytomną lwicę, aby zabrać ją na powierzchnię, co łatwe nie było. Chwycił ją za skórę na grzbiecie, którą już wcześniej miał okazję poznać, a że była luźniejsza to się idealnie do tego nadawała. Gdy już ją chwycił ruszył w stronę brzegu i zaczął ją wyciągać. Wiedział że czarnemu może się to nie spodobać, nie zamierzał jednak tak tego kończyć. Jeśli Kahawian będzie chciał jej śmierci, to ją zabije albo brązowy, albo czarny, ale tak jak należy, a nie przez utopienie. Gdy wyczołgał się już na brzeg razem z nieprzytomną lwicą, zaczął ciężko oddychać, nie było to bowiem łatwe zadanie, nawet z jego siłą. Gdy już się ogarnął, położył się na niej, by ta po obudzeniu się nie postanowiła nagle zwiać, choć pewnie i ona nie miałaby na to siły, lecz lepiej być zabezpieczonym.
-Kahawianie, czekam na twój rozkaz.- odparł ciężko dysząc w stronę swego króla. Nie chciał samowolki, byli stadem, które dbało o siebie, ale i szanowało swego władcę. Walka była wygrana, lwica odniosła uraz w postaci poharatanego oka. Jednakże czy będzie żyć, to już była jego decyzja, chyba że Saix postanowi sam zadecydować i dokończyć dzieło.
Kami
Kanibal | Abajifo
*

Gatunek:Panthera spelaea+ Płeć:Samica Wiek:Antyk Znamiona:5/5_{1} Tytuł fabularny:Znachor Zezwolenia:Cechy Panthera spelaea 500kg/ 350cm(bez ogona) / Postać Specjalna Liczba postów:1,637 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 80
Siła: 95
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 74
Doświadczenie: 15

02-10-2015, 11:54
Prawa autorskie: ~KamiLionheart/ *jollyjack/ bethesda
Tytuł pozafabularny: VIP

Parsknęła cicho pod nosem.
- Jesteś jakiś dzisiaj niezdecydowany.- Dopadli ją i nie panoszy się już, a cała reszta. to niby czym jest? Ale nie ma zamiaru wdawać się w głębszą dyskusję. Kto kogo tu przegada, tak to ma wyglądać? Ona nie stroniła od dobrej rozmowy, o ile miała cokolwiek wnieść, bo takie pieprzenie byle czego było marnowaniem czasu.
Wycofać się? Chodziło tylko o manifest siły, chociaż łatwo ją manifestować na kimś 'mniejszym', więc o tyle było to zabawne. Nie było na kim pokazać wielkości tego stada..
Kahawianie, będziesz uganiał się teraz za ptakami? Z braku lepszych zajęć? Może faktycznie nie służy Ci siedzenie za granicami własnych terenów, może faktycznie jesteś ambitniejszy? Tylko.. trudno Ci się przyznać przed samym tobą. Będziemy to rozważać dalej.
Olała to o intruzach, nie jej sprawa jak sobie klasyfikują wszystkich i według jakiej miary to następuje.. każdy dziedzic kosmatej wywłoki będzie teraz intruzem, chyba że poliże gdzie trzeba, oj tak pieszczoszek z ciebie rudzielcu. Posmyraj za uszkiem, a na tej podrapanej mordce pojawi się uśmieszek. Puci puci.
- A tak obiło mi się o uszy co stało się z Moranem. Więc może i lepiej, że część stada odeszła, a teraz powraca? Nie odpowiada Ci to? Dość dziwne.. od twoich decyzji zależy prawie wszystko. Jeśli decydujesz się traktować kogoś jak obcego i niechcianego, licz się z tym samym w odpowiedzi.- Popatrzyła na niego bardzo uważnie, możemy być obcymi, a nawet wrogami, tą decyzje zostawiła mu, dlaczego? Bo tak zawsze było zabawniej. Kami była gotowa na prawie każdy scenariusz, ubieganie faktów było jej ulubionym zajęciem, jako strateg wojenny nie miała sobie równych, ale każdemu jakoś to wyleciało z łba. Ośmieszenie wizerunku kogoś strasznego, nie sprawia że ten ktoś jest mniej straszny, to tylko ucieczka przed faktami.
- No i dobrze. Była pyskatym kmiotem to dostała wpierdol. Co w tym takiego niezwykłego? - Majtnęła ogonem, gruba wiecha futra ze świstem przecięła powietrze. Co on właściwie chciał przekazać jej tymi słowami? To jak stwierdzić w bezchmurne południe, 'niebo jest błękitne', no jest, fajnie. - Byle konsekwencje były adekwatne do przewinienia.- Dodała tylko na koniec tego tematu. Cała ta sytuacja była jak szopka i tak bawiła ją niemiłosiernie. Ouh, chcesz powiedzieć że to od niej zależy ile będziecie teraz tutaj siedzieć? Jesli szkoda Ci czasu, było urwać to wszystko, a nie wdawać się w przepychanki słowne, awantury itd. Twoja decyzja po raz enty.
- Masz trzy opcje do wyboru: mieć mnie po swojej stronie, być mi obojętny, albo zrobić ze mnie swojego wroga, twoja decyzja do której ślicznie się dostosuje. A moja córka.. no cóz chyba dostała lekcję którą zapamięta dość długo, chyba że po tej bitce.. będzie miała amnezję.. - A po takiej ilości ciosów w łeb jest to całkiem możliwe, może też wreszcie ustawią się jej odpowiednio wszystkie klepki i przestanie być cierniem w dupie.. dupach, bo tylko to jej w głowie.
Jak zwykle nie wybiegał dalej w przyszłość niż kilka następnych dni, przyzwyczaił sie do spokoju i nie toleruje myśli że mogłoby to nagle ulec zmianie. Stado Morana tez nie spodziewało się zarazy.
Może imię Kami niewiele znaczyło w obecnej chwili, ale co szkodzi zmienić to? I bardzo nieroztropnie jest zapominać o historii, albo celowo pozwalać osiąść kurzowi na zapisanych nią woluminach. Sukcesy i błędy poczynione przez przodków niosły ze sobą lekcję życia, tak by nowe pokolenia nie musiały odkrywać wszystkiego na nowo i mogły przeć dalej, bez cofania się.
Tylko nikły uśmiech zagościł na jej pysku, coś niewiele żalu wyłapała w mimice jego pyska gdy wypowiadał swe 'obawy', zainteresowało ją to dość by może w przyszłości drążyć temat dalej.
Podniosła łapę i poklepała go po mordzie opuszkami okraszonymi miękkim futrem pieszczotliwie.
- Zabawny jesteś... tego też się nie spodziewałam po tobie.- Zaśmiała się gromko, jakby pioruny pierdolnęły w pobliską skałę. Skoro ma sama ich powstrzymać.. ruszyła w kierunku szamotaniny, przygryzła lekko dolna wargę i gwizdnęła, patrzcie jakiej fajne sztuczki można nauczyć się na północy. Przeszła po płytkim brzegu mocząc łapy do kudłatych łokci.
- Saix, Otieno! Kahawian stwierdził że wasza siostrzyczka i cioteczka dostała to na co sobie wybitnie zasłużyła!- Aww cholera, jeszcze się utopi teraz.. kudłata zmora stanęła nad dwójką potomnych, gdyby nie to ze ma mokrą łapę chwyciłaby się za głowę, dostaje migreny za każdym razem jak widzi podobny wyczyn tego bękarta.
Wlepiła ślepia w dwukolorowe oczy Otieno, a potem zerknęła też na zziajanego Saixa. Dawno nie było okazji do podobnej szamotaniny co? Udawane walki na treningu to jedno..
[/b]
My Lioden Den 

~X~
A co jeśli życie jest zbyt krótkie, 
by poddać się mądrości milczenia? 


[Obrazek: Fuck_Stamp_by_Voltaira.gif] [Obrazek: 3k8uyjj_by_kamilionheart-d9q7uas.png]
MÓJ GŁOS!                                                       
Twój koszma                                     Moje Rozmiary

[Obrazek: trollface.png]
Kahawian
Dwugrzywy | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:1,101 Dołączył:Kwi 2013

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 17

03-10-2015, 17:49
Prawa autorskie: MadKakerlaken

Puścił kilka jej pierwszych słów bez komentarza. Nie wiedział już, co bardziej go męczyło... całodzienny trening, czy cała ta sytuacja tutaj. Słowo przeciwko słowu, opinia przeciwko opinii bez szans na jakiekolwiek porozumienie.
- Nie zrozumiałaś mnie. Ani Saix ani Otieno nie należał do stada Morana, nie od kiedy ja tu jestem. Nie mam nic przeciwko starej krwi w stadzie... przed nosem masz dwa tego żywe dowody.
Gdyby zależało mu na zupełnie nowym stadzie, sprawy dotyczące Otieno i Saixa z pewnością potoczyłyby się inaczej. Jakby nie patrzeć, nie dość że potomkowie Kami, to jeszcze oba samce...
Nie miał ochoty dłużej bawić się w słowne potyczki... zbyt dużo czasu zmarnował tutaj użerając się zarówno z samą czarną, jak i jej matką.
- Omówimy to przy innej okazji... w tej chwili co innego jest do rozpatrzenia.
Czerwone ślepia bacznie obserwowały Saixa, któremu najwidoczniej udało się zranić dosyć poważnie uszastą. Coś jednak jeszcze było nie tak...
Czoło samca zmarszczyło się delikatnie.
Czas skończyć tą parodię.
Wzrokiem odprowadził Kami. Czy ona kiedykolwiek zacznie brać sprawy poważnie, czy wszystko było dla niej jednym wspaniałym żartem...?
- Starczy już tego.
Jego spojrzenie tkwiło nieruchomo w pochlastanym pysku samicy. Nie interesowało go to, co dalej będzie się z nią działo. Wiedział jedno... żaden z dwóch samców nie zasługiwał na miano mordercy. On sam już takie miano z racji historii nosił.
- Nie mam pojęcia, co z nią zrobisz Kami... ale jedno powinnaś zrobić. Nauczyć ją rozumu, bo tego jej brak. I niech lepiej trzyma się z dala od granic dla własnego bezpieczeństwa.
Nie miał nic więcej do dodania. Skinął łbem w stronę Nataki i Kaaivy, dając im znać, że mogą odejść. Czy Saix i Otieno zechcą opuścić to miejsce... to ich decyzja, czy też będą chcieli sami rozwiązać sprawę z matroną. Choć chyba dla nich wszystkich najlepiej by było, gdyby każdy poszedł w swoją stronę...
A o samej walce i patrolu będzie musiał z nimi jeszcze porozmawiać... z pewnością nie dzisiaj. Może też nie jutro. Ale porozmawiają z pewnością.
Czas na niego. Krótki pomruk wydobył się z piersi samca, nim odwrócił się i zniknął w zaroślach.
- Oby następne spotkanie było spokojniejsze.

z.t
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

04-10-2015, 13:36
Prawa autorskie: Dirke

Udało się?
Nie sądził, że jego atak będzie miał aż taki skutek. Jak się jednak okazało, czarnemu intruzowi pole widzenia zostało okrojone o połowę. Ładnie! Przynajmniej będzie pamiątka. Teraz to się dziecinka może będzie obawiać pazurów swoich pobratymców, who knows? Jakaś trauma malutka?
On osobiście zostawiłby Chikję w tej wodzie, żeby się utopiła. Po jaką cholerę Otieno ją wyciągał. Naprawdę, trzepnąć tego durnego bratanka w łeb. Nie po to Saix się tu z nią kotłował i sam próbował jej wsadzić pysk do wody, żeby ją teraz ratować.
Nie miał jednak sił się spierać. Był zmęczony, utrzymywanie się na powierzchni wody połączone z jednoczesnymi próbami wepchnięcia czarnej w jej odmęty wyczerpało go. Jak widać siły ogółem trochę miał, ale nie były to rezerwy wystarczające na długo. Dlatego właśnie zdecydowanie wolał wykorzystywać otoczenie w ewentualnych potyczkach.
Dopłynął do brzegu i legł na piasku. Odwrócił łeb w stronę Otieno i warknął głucho. Nie zrobił jednak nic, tym bardziej że po chwili Kahawian oddał los czarnej w łapy Kami. A z jakiej racji ona ma o tym decydować? Odpowiedź dostał już po chwili. Skierował swoje zirytowane spojrzenie na matkę.
- "Siostrzyczka"? "Cioteczka"? Ilu gówniarzy jeszcze się dorobiłaś? - warknął.
A więc po to tu sterczała? Bo zauważyła że jej dzieci się tłuką? Swoją drogą, miło by było, gdyby przy ich wcześniejszej rozmowie Kami powiedziała mu, że dorobiła się kolejnego bękarta. Teraz wychodziło na to, że Saix nie mógł podnieść łapy na żadnego intruza, bo zaraz się okaże, że to jego brat/siostra/bratanek/stryjek/praprapradziadek.
Wstał na łapy i otrzepał się z wody. Zerknął za odchodzącym Kahawianem. On chciał jeszcze chwilę z matką porozmawiać. Zerknął na leżącą pod cielskiem Otieno czarną lwicę. W miejscu jej prawego oka widniała spora i dość głęboka dziura. Krew nadal się z niej sączyła. Nie czuł żalu. Widział tę lwicę pierwszy raz na oczy. Poza tym, nie znał jej. Nie wiedział, jakie ma zamiary. Mogła stanowić zagrożenie dla jego młodych, nawet jeśli byli rodzeństwem.
Otieno
Zbanowany

Gatunek:Lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:336 Dołączył:Lis 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 95

04-10-2015, 16:22
Prawa autorskie: Dirke | Lioden/Kami

Wszystko znów zaczynało być pokręcone, co zaczynało Otieno serio irytować. Gdy usłyszał słowa Kami, spojrzał na czarną lwicę, na której to leżał, po czym warknął. Czy jego rodzinka musiała być tak popaprana? Pół roku temu dowiedział się że Saix to jego wuj, a teraz ta czarna była jego ciotką. Czy wszyscy musieli zaleźć mu za skórę?
-Mi tak wygodnie.- mruknął, po czym wbił pazury w jej skórę na karku, jednakże skoro była nieprzytomna, nie bardzo go to usatysfakcjonowało. Zerknął więc na jej łeb, który to był w odcieniach szkarłatu, bowiem z oka nadal sączyła się krew. Ciekawe, czy przeżyje, była to bowiem dość głęboka rana. Gdy Saix się odezwał, skierował w jego stronę swój wzrok. Dostrzegł że był zły za wyciągnięcie czarnej już wcześniej, lecz nie komentował tego. Zadał jej ranę, to wystarczyło, od Kahawiana zależało czy ma nie żyć. A znając życie jeśli przeżyje, znów się zjawi na tych terenach, wtedy będą mogli dokończyć swe dzieło.
-Pewnie sama już nie pamięta...- mruknął, po czym oblizał pysk. Nie zamierzał póki co odchodzić, chciał się dowiedzieć kto jeszcze należał do tej rodzinki. Nie czuł się źle, wiedząc że prawie zabił swą ciotkę, bowiem pogodził się z brakiem rodziny, nie potrzebował kogoś, z kim łączyły go jedynie więzy krwi. Ona pewnie również by go rozszarpała, próbowała to zrobić zresztą. Ważni są ci, którzy są chętni pomóc mu w każdej chwili.
Kami
Kanibal | Abajifo
*

Gatunek:Panthera spelaea+ Płeć:Samica Wiek:Antyk Znamiona:5/5_{1} Tytuł fabularny:Znachor Zezwolenia:Cechy Panthera spelaea 500kg/ 350cm(bez ogona) / Postać Specjalna Liczba postów:1,637 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 80
Siła: 95
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 74
Doświadczenie: 15

06-10-2015, 16:54
Prawa autorskie: ~KamiLionheart/ *jollyjack/ bethesda
Tytuł pozafabularny: VIP

Ojejku jejku, po co zaraz to napięcie?
- W takim razie nie wiem o co ci chodzi.. - Wzruszyła barkami, może to to że ona już przywykła do ciętego języka czarnej? I jakoś niespecjalnie robił on na niej wrażenie... właściwie to wszystkie jej bachory miały z tym pewien problem. To dobrze, czy źle? Trudno ocenić.
- Rozum musi przyjść sam.. i lepiej byłoby, gdyby zjawił się przed kostuchą.- Można komuś wpoić pewne zasady, ale to niewiele ma wspólnego z myśleniem, życie było wspaniałą nauczycielką, surowa i wymagającą.. Zaśmiała się krótko i dość cicho odprowadzając go wzrokiem.
- Do następnego rudzielcu..- Na pewno nastąpi to szybciej niż nam się wydaje.
Ah, ale czas zająć się rodzinnymi sprawami. Dwa mokre samce i.. jedna samiczka która trzeba ocucić zanim zacznie wąchać wodorosty od spodu. Tym się zajęła na wstępie, przytknęła głowę do jej boku wsłuchując się w bicie serca, wtedy też czarnula zakasłała i wydaliła z płuc resztkę wody której sie opiła szamocząc z bratem, była kompletnie nieprzytomna, majaczyła coś niewyraźnie, ale chyba nic nie zagrażało jej życiu.. co do oka. Hmh.. ma jeszcze jedno hohohooo.. więc chyba nie tak źle? Legła koło córki i zaczęła wylizywać mordę małej. No weź zejdzz niej Oti, nie widzisz że to ledwo dycha? Raczej o uciekaniu mowy nie było.
- Całego stada Saixie, chociaż nie masz się co martwić, ona i jej brat są najmłodsi.. na razie.- Posłała mu uśmieszek. Kto wie kiedy najdzie ją ochota na małe bara, bara i te sprawy. Zaśmiała się znowu i oblizała z przyjemnością, krew lwa była całkiem smaczna.
No niestety, trzeba się z tym liczyć, że spora część lwów w tej krainie jest jakoś z wami skoligacona, jak nie bliżej to dalej... ah, te więzi krwi.
- Tak się składa Otieno że pamiętam wszystkie swoje bękarty, także to z kim się ich dorobiłam.. i nigdy nie był to pierwszy lepszy lew. - Przestała się uśmiechać, wielki i nabzdyczony adekwatnie do masy. - Więc w czym tkwi główny problem? Bo chyba nie w żalu do starej matki i jednego z członków rodziny? - Popatrzyła to na jednego to na drugiego. Może dowie się czegoś istotniejszego, bo dąsy dorosłych już lwów były co najmniej.. problemem który średnio ją interesował. No chyba że był to aktualnie jedyny problem... wtedy będzie można go przedyskutować od deski do deski.
Sapnęła.
- O co ta cała awantura?- Spytała i zerknęła na dwie lwice, które wciąż były w pobliżu. Sorki pindzie szoł się skończył.
My Lioden Den 

~X~
A co jeśli życie jest zbyt krótkie, 
by poddać się mądrości milczenia? 


[Obrazek: Fuck_Stamp_by_Voltaira.gif] [Obrazek: 3k8uyjj_by_kamilionheart-d9q7uas.png]
MÓJ GŁOS!                                                       
Twój koszma                                     Moje Rozmiary

[Obrazek: trollface.png]
Giza
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:7 lat Liczba postów:307 Dołączył:Lut 2014

STATYSTYKI Życie: 99
Siła: 72
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 73
Doświadczenie: 55

07-10-2015, 00:38
Prawa autorskie: av - Chotara,; podpis -Nataka

Gdy maluchy były już w bezpiecznym miejscu, zostawione pod czujnym okiem Busary i Damai w termitierze, Giza postanowiła udać się na miejsce pojedynku. Dobro stada było ważne i jeśli należało je wesprzeć to Szara potrafiła odsunąć się na chwilę od życia prywatnego.
Przybiegła do oazy, jak to lwica łowczyni. Cicho i ostrożnie, uważnie stawiając każdy krok, nawet przy truchcie.
W końcu dostrzegła parę lwów, dwoje z nich to na pewno był Saix i Otieno. Widziała u ich stóp jakiś czarny kształt w wodzie i monstrualnie wielką lwicę (chyba, nie była do końca pewna). To z całą pewnością byli intruzi. To znaczy, tylko ta czarna w wodzie została za niego uznana, o czym Giza raczej nie mogła widzieć. Wiedziała tylko, że coś się działo, intruz i najwyraźniej niebezpieczny, skoro obaj strażnicy tu byli.
Drobna ale zadziorna lwica musiała wyglądać dość groteskowo w tym otoczeniu przerośniętych kocurów. Pewnym krokiem podeszła do wody i do Saixa oglądając go dokładnie. Rzuciła również okiem na Otieno a potem dokonała szybkich oględzin tej tam bezimiennej, z której najwyraźniej sączyła się krew.
Szara uniosła jedną brew i cmoknęła z niesmakiem. Obróciła pysk w stronę wielkiej nieznajomej.
- Kto to jest? - Odezwała się hardym głosem.
Na razie nie przejmowała się ewentualnym zdziwieniem Otieno i Saixa. Giza oddychała pełną piersią i bez lęku spoglądała na większą i starszą samicę. Postawa silnego i dominującego osobnika, który zadziwiająco dobrze czuje się we własnej, niepozornej skórze. Cóż, ktoś kto zdołał urodzić Tjalve do słabych należeć nie mógł!
Saix
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Liczba postów:228 Dołączył:Kwi 2015

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 55
Zręczność: 77
Spostrzegawczość: 78
Doświadczenie: 55

07-10-2015, 10:39
Prawa autorskie: Dirke

Saix spojrzał z niesmakiem na swoje łapy. Piasek zaraz się do nich przykleił, przez co każda płaszczyzna jego ciała która stykała się z ziemią, niemalże zmieniła kolor z czarnego na piaskowy. Cóż, wyschnie mu futro to się otrzepie a tymczasem musiał siedzieć jak ta zmokła, brudna kura. Otrzepał się tylko, pozbywając się nadmiaru wody.
Zmarszczył wyraźnie brwi. No tak, takiej odpowiedzi mógł się spodziewać za życia. Ktoś mógłby sądzić że taka wielka lwica o tak paskudnym charakterze raczej nie będzie się brała do rodzenia dzieci. A tymczasem wyskakiwał z niej jeden bękart za drugim. Przecież Saix nawet nie znał większości swojego starszego rodzeństwa, jedynie o nich słyszał. Pyskiem w pysk spotkał się chyba tylko z Dartem.
- I jeszcze młodszy brat? - przewrócił oczami.
Cóż, fakt że był w pewien bliższy lub dalszy sposób spokrewniony z większością lwów na tych ziemiach nie zmieniał jego podejścia do sprawy terenów stada. Tym bardziej teraz, kiedy miał niewielkie maluchy. Podniósł łapę na Chikję, choć nie wiedział, że to jego siostra. Ale podniesie ją i na ewentualnego wujka, dziadka czy inną prababcię, jeśli ci okażą się zagrożeniem.
Bez słowa przyglądał się jak Kami zabiera się za doprowadzenie czarnej lwicy do stanu używalności. Cóż, może to jednak dobrze że jej nie zabili, chociaż nie bardzo wierzył, żeby obeszło to kudłatą jakoś specjalnie. Nie przejęła się faktem, ze pozbawiono ją oka.
- Ja nie mam żadnego problemu. - założył łapę na łapę. - Czarna wlazła na nie swój teren i znalazła się zbyt blisko twoich wnuków. Koniec tematu.
Nie miał zamiaru się tłumaczyć. To, że czarna zalazła za skórę Kahawianowi to swoja sprawa. Dla niego najbardziej liczyła się kwestia dzieci. A to że przy okazji uszata dostała nauczkę, że lepiej nie pchać dupska gdzie cię nie chcą... cóż.
Zdumiał się natomiast, widząc Gizę. Co ona tu robiła? Przecież miała zabrać lwiątka w bezpieczne miejsce. Wiedział, ze tak zrobiła, ale czy zostawiła je same? Nie, na pewno ktoś z nimi siedział. Ale Saix nie był zdania, że to dobry pomysł, przecież maluchy dopiero poznawały innych członków stada! A skoro zostały z kimś same, trzeba będzie kończyć powoli tę szopkę.
- Co ty tu robisz? - zapytał szarą, marszcząc brwi. Mimo wszystko nie mógł sie powstrzymać by jej troche nie zrugać - Gdzie są małe? Miałaś z nimi zostać.
Cała Giza. Niewielka lwica która za nic ma rozmiary rozmówcy, będzie stać wyprostowana, z dumnie zadartym łbem i chytrym błyskiem w oku. Saix westchnął. Postanowił odpowiedzieć na jej pytanie, zanim kudłata sama się przedstawi.
- Kami. Moja matka - powiedział. Potem wskazał łapą na jednooką już teraz, Chikję. - A to tam uszate to nasz intruz i, jak sie okazało przed chwilą, kolejna z moich sióstr. Której imienia nadal nie znam. - posłał Kami spojrzenie.
Kami
Kanibal | Abajifo
*

Gatunek:Panthera spelaea+ Płeć:Samica Wiek:Antyk Znamiona:5/5_{1} Tytuł fabularny:Znachor Zezwolenia:Cechy Panthera spelaea 500kg/ 350cm(bez ogona) / Postać Specjalna Liczba postów:1,637 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 80
Siła: 95
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 74
Doświadczenie: 15

08-10-2015, 17:18
Prawa autorskie: ~KamiLionheart/ *jollyjack/ bethesda
Tytuł pozafabularny: VIP

Paskudny charakter, czy nie, Kami jednak była samicą, z krwi i kości, więc posiadanie potomstwa to raczej w jej wypadku norma, a co do jego rodzeństwo rozeszło się po świecie i.. toteż nie było jakoś niezwykłe, kto wie, może założyli własne stada. Albo też zginęli wędrując.
To trochę przykre że tak sądził, los jej rodziny nie był jej obojętny, ale zdawała sobie sprawę że nie tylko nie jest w stanie poświęcić każdemu jej członkowi tyle czasu ile by chciała, ale też nie powinna nawet. A Chikja.. dostała to o co się prosiła...
- Najpierw w pysk, a dopiero potem pytania.- Az parsknęła, postawa Saixa była zabawna, o tyle, że właśnie wpadł skopał tyłek siostrze nawet nie rozeznawszy się porządniej w sytuacji. I nie chodzi tu już o więzi rodzinne, ale całokształt. Krewki jak zawsze.
Czekała jednak na jakaś konkretniejszą odpowiedz, cokolwiek.. zanim jednak ktokolwiek w ogóle zdążyli się odezwać na scenę wkroczyła kolejna postać, mała lwica. Cos pokroju Chikji zapewne, małe to to, ruchliwe i zuchwałe. Nieszczególnie przejęła się postawą szarej myszki bo faktycznie w ich towarzystwie wyglądała komicznie, jakby urwała się z nieco innej bajki.. o Calineczce może? Nadal leżała koło wnuka i czarnej, z tej pozycji praktycznie była to rozmowa na poziomie, gdyby wstała znów patrzyłaby na wszystko z góry, tudzież musiałaby się pochylać.
Uniosła uszyska do góry, czyli to ta lwica o której wspomniał ostatnio? Szybko poszło! Spodziewała się może wpierw ją poznać, a potem.. po jakimś czasie, znacznie dłuższym poznać wnuki. No ale masz, młodzi to się spieszą z wszystkim, chociaż Saix to już nie taki młody był. Skoro została przedstawiona, pozwoliła sobie nie wtrącać się w ich rozmowę. Trochę ją drażniło że Saix kwestionuje decyzje partnerki.. samce, zawsze się im wydawało cholera wie co.. a tak naprawdę nie mieli bladego pojęcia o odchowywaniu młodych. No ale to ten testosteron każe im myśleć że pozżerali wszystkie rozumy, sapnęła ciężko zajęłaby się córeczką lepiej, ale Otieno chyba przysnął, pacnęła go łapą w pysk lekko. Pobudka młody.
- Chikja.- Bąknęła nawiasem zerkając na synka ukradkiem. - Ah.. przedstawiłbyś nas sobie poprawniej, gdzie twoje maniery?- Skwasiła się, chociaż tak zupełnie serio nie była oburzona. Podniosła zadek z ziemi otrząsając się lekko.
- Znowu zostałam babcią, a nawet nie znam imienia synowej..
My Lioden Den 

~X~
A co jeśli życie jest zbyt krótkie, 
by poddać się mądrości milczenia? 


[Obrazek: Fuck_Stamp_by_Voltaira.gif] [Obrazek: 3k8uyjj_by_kamilionheart-d9q7uas.png]
MÓJ GŁOS!                                                       
Twój koszma                                     Moje Rozmiary

[Obrazek: trollface.png]
Otieno
Zbanowany

Gatunek:Lew berberyjski Płeć:Samiec Wiek:5 lat Liczba postów:336 Dołączył:Lis 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 82
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 95

08-10-2015, 18:29
Prawa autorskie: Dirke | Lioden/Kami

Leżał sobie wygodnie na czarnej ciotce i przyglądał się to Saixowi, to Kami, zastanawiając się czy w ogóle się odzywać. Trzeci raz widział ją na oczy, o czym miał gadać? A tłumaczyć się z zachowania nie będzie, dostała to, na co sobie zasłużyła, miała szczęście że dychała. Gdy babka położyła się obok, mruknął jedynie, po czym obrócił łeb w stronę wuja. Nie miał zamiaru z niej złazić, najwyżej się udusi, kłopot z głowy. Już chciał powiedzieć, o co cała ta awantura, skoro ona się tak tego dopytywała, lecz nagle wparowała Giza, jego niedoszła miłość. Ostatnio widział ją... na cmentarzysku słoni, gdy to wybrała czarnego. Przeszła mu już złość na nią, jednakże miłością to on mimo wszystko pałać znów do niej nie będzie, nawet przyjacielską.
-Idź lepiej do dzieci, nie masz po co tu być.- mruknął do niskiej lwicy, która faktycznie wyglądała nieco komicznie w towarzystwie trójki dość rosłych lwów, lecz cóż, natura dała jej co innego w zamian, a mianowicie charakterek. Gdy babka pacnęła go w pysk, zaryczał głośno i wyszczerzył kły. Nie miał zamiaru z niej zleźć, bo ona tak chciała. Jak mu się zechce, to zlezie, zresztą aż tak na niej nie leżał, by nie umiała oddychać. Spojrzał na czarną, której to powoli krzepła krew lejąca się z oka, po czym oblizał kły, wbił ponownie pazury w jej cielsko i podniósł się, próbując nie połamać jej przy tym jakichś kości, po czym udał się w stronę Saixa, który z dwojga złego był lepszy w całej tej sytuacji, zresztą chyba i wobec niego złość brązowego uleciała, możliwe więc że po tej akcji się jakoś zaczną dogadywać. Gdy był koło niego, usiadł i obserwował to zdarzenie. Nie chciał już wspominać, że jego matką to się ona nie interesowała, choć w sumie i nie było czym, lwica jak każda inna, która przesadnie się nim opiekowała, dlatego też ten udał się na poszukiwania ojca, który i tak się z czasem zmył. Ach te piękne dzieciństwo...


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości