♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Sadie
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:291 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 64
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 40

#61
01-06-2017, 15:21
Prawa autorskie: Lineart - Malaika4 - kolor - ja/witam (DeviantART) | The Fray

Turkusowe oczyska Sadie, w których ktoś dawno temu zamknął głębię wszystkich oceanów, spoglądały z ogromem wzruszenia na nieco wyrośnięte dzieci, które z dziecięcą miłością przybiegały do niej bez żalu, tuląc się. Rozpoznały ją. Ciche westchnienie pełne ulgi wydobyło się z jej wnętrza, kiedy zagarniała je wszystkie do siebie, nie pozwalając im umknąć ze swych objęć. Nie byłoby niczym dziwnym gdyby uroniła teraz łzy. I istotnie kilka z nich popłynęło po polikach, ale szybko je zgarnęła łapą, wracając do tulenia swoich maluchów, za którymi tak się stęskniła. Jakim prawem zostawiła dzieci, które tak potrzebowały matki…? Jak mogła je porzucić bez słowa, uciekając przed światem, który znienacka przygniótł ją swoim ciężarem, ukazując jak bezlitosny potrafi być wobec każdego stworzenia.
- Macie prawo mieć do mnie żal… i zrozumiem, jeśli nie będziecie chciały ze mną więcej rozmawiać. Wiem, że was zawiodłam po całej linii. I nigdy sobie nie wybaczę, że zostawiłam swoje dzieci w okresie, kiedy potrzebowały mnie najbardziej… - zaczęła tym kojącym głosem, pomrukując cicho, gdy jej berbecie tuliły się do niej mocno, nie dając jej możliwości odsunięcia się teraz. To utwierdzało ją w przekonaniu… iż również one za nią tęskniły. - …mam jednak nadzieję, że wy kiedyś wybaczycie mi to potknięcie. – dodała szeptem, aby nie słyszały potężnego wzruszenia, które łamało jej głos i odbierało mowę. Ocierała pysk o nie, wzdychając raz po raz ucieszona ich obecnością.
- Miałam… zbyt wiele się po prostu wydarzyło. Nie umiałam sobie z tym poradzić. – wyjaśniła dzieciakom po czym skupiła wzrok na Azimie, który tulił się do niej najmocniej, jakby chciał ją wyrwać rodzeństwu i zatrzymać teraz tylko dla siebie. – Nie zniknę. Już nigdy więcej. Już zawsze będę tutaj, przy was… obiecuję. – dodała po chwili, po czym wzniosła wzrok na Kapłankę. Powoli wyswobodziła się z objęć dzieci, pyskiem popychając je lekko aby zajęły swoje miejsca i skłoniła się przed Jasnowłosą nisko na znak swej pokornej służby względem niej i względem stada.
- Najwyższa. Wiem, że aktem najwyższego tchórzostwa była moja ucieczka. Wiem również jaką zbrodnię popełniłam tym względem swego stada jak i moich dzieci. Przychodzę jednak dzisiaj prosić cię pokornie być pozwoliła mi wrócić. Zdążyłam dojrzeć przez ten czas do swojej posługi. Zarówno jako matka jak i Księżycowa. O ile tylko pozwolicie mi zostać i dacie mi ostatnią szansę… - bez lęku wzniosła swój pysk na Ines, a lekki uśmiech spowił jej wargi. W jej sylwetce coś się zmieniło. Jakby istotnie dojrzała. Jednak uśmiech wciąż pozostawał ten sam. Długotrwały i ciepły.
Be still and know that I'm with you 
Be still and know I am.
[Obrazek: 34ngl5v.png]
Nymeri
Zbanowany

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:12 miesięcy Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Uczennica Medyka Liczba postów:139 Dołączył:Kwi 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 38
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 41
Doświadczenie: 30

#62
03-06-2017, 08:45
Prawa autorskie: DestinyBlue / Lioden

Uśmiechnęła się lekko słysząc słowa matki, w końcu mogła się do niej przytulić, porozmawiać, poradzić... tak tego potrzebowała. Po chwili usłyszała słowa kapłanki, już teraz? A chciała spytać Sadie co ma teraz zrobić, odejść czy zostać? Czy miała jakąś przyszłość jako samotnik, bądź członkini Lwiej Ziemi? No tak, sama musiała to poczuć. Przez chwilę jeszcze siedziała przy matce, obserwując jak reszta się zleciała, brakowało jeszcze Lerato który usnął gdzieś w kącie i oczywiście Asury... przegapił nie dość że święto, ale i jej powrót. Będzie musiała go odnaleźć i mu o wszystkim powiedzieć. Jednakże póki co skupiła się na tym pięknym, rodzinnym widoku. Słysząc jak Azim wspomina ojca westchnęła, także chciała go zobaczyć, lecz czasem nie można było mieć wszystkiego. Czasem niektóre lwy były samotnikami, ponoć on był jednym z nich i nakrapiana liczyła że gdzieś własnie przemierza kolejne ziemie, żyje i jest szczęśliwy, to było najważniejsze. Z zamyślenia wyrwały ją słowa matki, ponownie więc westchnęła. -Gdyby role sie odwróciły i to ktoś z nas by odszedł, bądź zrobił jakąś głupotę nigdy byś się od nas nie odwróciła. Jesteśmy rodziną, każdy popełnia błędy. Ważne by wyciągnąć z tego wnioski, oraz pamiętać że każdy zasługuje na kolejną szansę.- odpowiedziała głośno tak, by słyszało to rodzeństwo, tak w razie gdyby mieli zamiar mówić mamie jakieś wyrzuty. Zrobiła błąd zostawiając ich, lecz nic się takiego nie stało, wyrośli, dzięki opiece stada, teraz czas nadrobić stracony rok, zamiast wytykać błędy, szczególnie że obiecała, iż więcej ich nie zostawi. 
Gdy mama wstała, westchnęła bowiem nadchodził czas decyzji, ciężkiej, lecz w końcu musiała to zrobić. Ruszyła więc na swoje miejsce przed ołtarzem i przyglądała się mamie, która jako pierwsza postanowiła się odezwać.
Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

#63
05-06-2017, 12:41
Prawa autorskie: Ja

Słuchał uważnie słów mamy, a złość na nią, czy raczej jej nagłe zniknięcie, która jeszcze gdzieś w nim się tliła, po woli mu przechodziła, wraz z próbami zrozumienia dlaczego odeszła. Pomogły mu też słowa Nymeri, ostatecznie przestać się w ogóle gniewać na mamę, wybaczyć, choć nie przyznał tego na głos. Pozostał w nim jedynie zawód, jaki przeżył przez najbliższy rok, którego też najchętniej by się pozbył. Wreszcie nie musiał już za nią tęsknić. Przyszedł czas by się cieszyć że znów po prostu jest i to nie w byle jakim dniu, bo przecież bardzo ważnym dla niego, o czym ledwo co sobie przypomniał. Za dużo emocji w jednym momencie na raz. I wcale nie spieszyło mu się teraz do święta, nie chciał być w tak bardzo upragnionym jeszcze niedawno centrum uwagi. Jedyne o czym teraz myślał to mama, nie chciał jej już odstąpić na krok, pragnął właśnie jej uwagi, nikogo innego. Mógł wreszcie usłyszeć złożoną obietnice, której pragnął równie mocno, która dawała mu pewność że mama już ich nie zostawi. Wtulałby się w jej ciepłe, matczyne futro jeszcze bardzo długo i mocno, gdyby nie znak, jaki dała mu mama i jego siostrą by wrócić do uroczystości. Tak bardzo chciał przedłużyć tą chwilę. Niezbyt chętnie odsunął się od mamy, stając obok niej. Miał nadzieje że przyjmą jego mamę do stada, on by tak zrobił, słysząc jej słowa. Gdyby jednak tak się nie stało, Azim przeczuwał że będzie rozdarty, nie wiedząc jaką wtedy podjąć decyzje, jeszcze niedawno była ona oczywista, cieszył się że dostanie totem i specjalne znamię. Na razie jednak czekał.
Asura
Konto zawieszone

Gatunek:Panthera leo berbericus Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:118 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 45
Doświadczenie: 5

#64
07-06-2017, 21:08
Prawa autorskie: Av - Askari, Ref - ja

Szedł z początku powoli jak do kościoła z myślą, ze jak spóźni się na mszę to prędzej z niej wylezie. Nic tylko cały dzień się opierdzielał z myślą; iść czy nie iść? Oto jest pytanie. Swoje szanowne cztery litery postanowił ruszyć i w ten sposób usadowić gdzieś z tyłu i dać se spokój z większymi tłumaczeniami, jeżeli w ogóle dojdzie na czas.
Ale zawsze musi być jakieś ale.
Swoją drogą z początku wyczuł całą masę zmieszanych, znajomych woni. Nic nowego. To "ale" pojawiło się dopiero gdy wydawało mu się, że jest blisko. To "ale" zmusiło go do nagłego zniżenia się do poziomu gleby, schowania w wysokiej trawie w pobliżu zgromadzenia. Wytrzeszczał oczy, a jego oddech wraz z biciem serca diametralnie przyspieszył. Tak idioto, to prawda. Niewiele myśląc wyjrzał jeszcze pare razy zza swojej kryjówki jakby właśnie zbierał się do polowania na zwierzynę. Zwierzynę. Nic więcej.
Przejechał pazurami po glebie w błyskawicznym tempie odbijając się od jej powierzchni. Pędził jak w amoku, nie dając się zatrzymać niczemu i nikomu podążał za zapachem z uporem nosorożca taranując trawę i ewentualne mniejsze stworzenia które mogły mu się napatoczyć pod nogi.
Stanął. Trochę zdyszany. Wszyscy tam byli, wszystko wirowało. Spojrzał wciąż zdziwiony, jednak wyglądał raczej niewinnie i smutno, spoglądając wprost w oczy swojej... matki. Nawet się z nikim nie przywitał, wyglądał jakby chciał nawiązać z nią jakiś kontakt wzrokowy, który od tak dawna nie miał prawa bytu.
Podszedł jeszcze pare kroków, nic nie mówiąc, przygryzł dolną wargę. I wtedy, w miniaturowym ułamku sekundy wezbrało się w nim wszystko - to, co było, czego nie było, co dopiero odczuł, dlaczego tu biegł.
Adrenalina. Z jak największą możliwą do wykrzesania przez siebie prędkością zarzucił otwartymi pazurami prosto w pysk Sadie.

[Obrazek: lemon-tuesday.regular.png]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-06-2017, 21:08 przez Asura.)
Nymeri
Zbanowany

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:12 miesięcy Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Uczennica Medyka Liczba postów:139 Dołączył:Kwi 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 38
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 41
Doświadczenie: 30

#65
07-06-2017, 21:45
Prawa autorskie: DestinyBlue / Lioden

Cieszyła się że Azim spokojnie się zachował, nawet się zaśmiała pod nosem widząc jak zabiegał o matkę, jej wzrok, czułość, jakieś słowo, jednakże ta musiała podejść do kapłanek by zdecydowały o jej losie, w końcu opuściła stado a jasno się mówi co później, jest to traktowane jako zdradę, lecz liczyła że te jej wybaczą, tak jak uczyniły to jej lwiątka, w końcu sam księżyc ją tu sprowadził i jeśli one nie będą chciały jej przyjąć, z pewnością podzieli się z nimi tą wiedzą, wtedy decyzja będzie jednomyślna, przynajmniej tak czuła. 
Z zamyśleń wyrwał ją odgłos łap, znów odwróciła się, zastanawiając się kto teraz, ojciec? Niestety, tyle szczęścia mieć nie mogli mieć, lecz zamiast tego zjawił się długo przez nią wyczekiwany brat. Dostrzegła w jego wzroku coś niepokojącego i długo nie musiała czekać, by poznać co to było. W ułamku sekundy rzucił się w stronę ołtarza, konkretniej na matkę z pazurami wyciągniętymi. Nie mogła na to pozwolić, nawet nie musiała myśleć, jej ciało naturalnie rzuciło się do obrony, osłoniła rodzicielkę własnym ciałem, przypłacając to szramą na oku, z której lała się krew. Oko piekło, lecz chyba nic poważnego się nie stało, oprócz tego że zostanie jej blizna, to było pewne, była uczennicą medyka więc wiedziała to od razu. Chwilę leżała na ziemi, by po chwili wstać i spojrzeć na brata, z którym dotąd miała najlepsze relacje. Jedno oko miała zamknięte, bolało okropnie lecz nie ten ból teraz odczuwała, on dochodził z serca. -Jak mogłeś Asura. To nasza matka! Członek stada! -warknęła. Czuła że już długo go usprawiedliwiała, jego żarty z księżyca, życie w większości na własną łapę niż z resztą, teraz to... nie miała żalu że miała szramę, nawet jeśli jeszcze jej nie widziała, na własną odpowiedzialność zareagowała, była zła za to, że w ogóle zaatakował, na dodatek w świętym miejscu.
Asura
Konto zawieszone

Gatunek:Panthera leo berbericus Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:118 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 45
Doświadczenie: 5

#66
07-06-2017, 22:53
Prawa autorskie: Av - Askari, Ref - ja

Pewny siebie, usatysfakcjonowany poczuwszy że dokonał swego otwierał swe dwojakie oczy powoli, jednakże do nagłego ich wytrzeszczenia zmusił go krzyk.
Znowu jakieś ale. Ale nie ten krzyk.

-NYMERI DO CHOLERY JASNEJ, POWALIŁO CIĘ!? Wydarł się, nie mogąc zrozumieć, dlaczego. -Dla takiego ścierwa... Wysyczał przez zęby z jakimś zażenowaniem i głębokim szokiem. Dopiero wtedy zauważył. Dopiero zdał sobie sprawę, że krew na jego łapie i kilka samotnych kropli nie należały do odpowiedniej osoby. Co właśnie zrobił? Spojrzał w dół, wszystko znowu zaczęło mu wirować przed oczami. Wiódł wzrokiem coraz wyżej, aż

helikoptery nie ustały dokładnie na posturze siostry. -Ja... Warknął. Sytuacja była naprawdę patowa. -Tsss... Syknął wyraźnie

zdenerwowany. Chciał walnąć tekst typowy dla niego, powiedzieć, że po co się wtrącała, zażartować, udawać debila po swojemu. Nie mógł. Tym razem było inaczej, nie rozumiał dlaczego, ale nie mógł tego powiedzieć ok tak. Było zbyt poważnie. Nie umiał nawet wycedzić głupiego "przepraszam". Już i tak było na to za późno. -Ja. Nie. Mam. Matki. Powiedział wytrzeszczając z impetem kły i usiłując spojrzeć zza ramienia Nymeri prosto w oczy niby-matki. Nie wyszło mu to za dobrze, zwiesił łeb. Grzywka zasłoniła na moment jego oczy, tylko po to, aby za drugim podejściem wyłoniło się zza niej tym razem tylko jedne, szkarłatne, z uczuciem jakby zrodzone z całej kwi, nienawiści i gniewu tego świata. Powarkiwał i machał  ogonem, niespokojny. Przełknął z trudem ślinę. -Cholera...- Sam już nie wiedział czy to on zdradził, czy poczuł się zdradzony. Wyprostował się nagle i odszedł parę kroków, zaczął nerwowo rzucać wzrokiem po wszystkich.
-EJ TY, BIAŁA TAM NA GÓRZE. Nagle wrzasnął. - MAM GŁĘBOKO GDZIEŚ TĘ WASZĄ CEREMONIĘ. ROZUMIESZ? ŻRYJCIE SOBIE PIACH BEZE MNIE.

...ale, co teraz?

[Obrazek: lemon-tuesday.regular.png]
Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

#67
08-06-2017, 00:11
Prawa autorskie: Ja

Trzymał się wciąż blisko mamy, podobnie jak jego siostra usłyszał kroki brata, ucieszył się na jego widok, w końcu i go oczekiwał, ale nie myślał nawet że Asura spróbuje zaatakować ich matkę. Zobaczył tylko jak rzuca się z pazurami na Sadie, co było dosłownie sekundą w oczach Azima. Nie zareagował i nie zrobił kompletnie nic, jak zamiast mamy oberwała jego siostra, stał w szoku, kompletnie zdezorientowany, nie mogąc poznać własnego brata. Wysłuchał wymianę zdań pomiędzy rodzeństwem. To co powiedział Asura do Kapłanki wprawiło go w dodatkowe osłupienie. Zbliżył się do siostry gwałtownie, próbując nie okazywać przerażenia jakie go całego wypełniło na widok jej rany: - Nic ci nie będzie, prawda? - zapytał z nadzieją, nie mogąc powstrzymać drżących łap, zdenerwował się, patrząc krzywo na Asure. Warknął w jego kierunku, zły o to co zrobił, miał ochotę go uderzyć, albo wdać się z nim w bójkę, ale nie potrafił tak po prostu zaatakować własnego brata. 
- To jak nie masz matki... To nie masz też brata! - krzyknął, nie myśląc nawet nad własnymi słowami, wcale tak nie uważał, po prostu przemawiał przez niego gniew, któremu musiał gdzieś dać upust. Coś zakuło go w środku gdy zdał sobie sprawę że zranił najprawdopodobniej Asure. Przez myśl przebrnęło mu by się za nim wstawić, tak bardzo nie chciał go stracić, ale co miał wybrać? Brata czy własną rodzinę i stado? Odpowiedź sama się nasuwała. Zamyślając się, szybko przemówił przez niego egoizm. Dostrzegł w tych okolicznościach szanse, by zrobić wrażenie na innych, tyle już razy się starał, nie mógł się oprzeć pokusie, chciał wreszcie wyjść na bohatera, choć nie powinien teraz o tym myśleć, to jednak nie mógł wybić sobie tego z łba, wciąż był zły na brata, a to co zrobił chyba i tak nie zasługiwało na wybaczenie?
- Głupek! - krzyknął, wysuwając pazury, jakby chciał sprowokować Asure. Istotnie tak było, wiedział że mama w razie czego go obroni, choć teraz osłonił i ją, i siostrę: - Jak śmiesz obrażać Kapłankę?! I nas atakować?! - warknął, robiąc jeszcze jeden krok w jego stronę i mierząc go wzrokiem, w środku cały się trząsł, zastanawiając się czy aby na pewno tak bardzo mu na tym zależy? Liczył na atak ze strony brata, gotów by z nim walczyć i że wszyscy to zobaczą. No przecież, chciał być bohaterem, ale czy powinien odwrócić się od brata, w zamian za to, za uznanie? Szybko wrócił myślami do tego co przed chwilą zobaczył, upewnił się w przekonaniu że dobrze robi, wierzył  że wreszcie go docenią, był tego pewien.
Sirisa
Poszukujący
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Znamiona:1/4 Towarzysz:Krogulec krótkonogi Liczba postów:113 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 30

#68
08-06-2017, 07:15
Prawa autorskie: Orginał: dukacia, przeróbka: Chawa

Sirisa nie zgodziła się z Nymeri. Przebaczenie? Mam ich opuściła! Poszła sobie gdzieś a oni musieli sobie radzić sami! Drgneła miedy pojawił się Asura. I nagle.. pac uderzył mame w pysk! Ale jaja! Siri parsknęła,co zamaskowała kaszlem. Dziś jest przynajmniej trochę ciekawie. Nie ma nic lepszego niż bijatyki w rodzinie. Ciekawe czy się pobiją? Chociaż w pewnym sensie już to zrobili. Cała sytuacja niezmiernie Siri bawiła. Zawsze najbardziej z rodzeństwa lubiła Asure, ale on cały czas gdzieś łaził. On przynajmnjej nie boi się mówić o tym co myśli. Czekała na rozwój sytuacji starając się wyglądać na przestraszoną. Jednak gdy złapała spojrzenie Asury puściła mu oczko. Tak żeby
wiedział że go popiera
[Obrazek: sirisa_eyes_by_lulubabulu-dc5igzl.png]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08-06-2017, 10:59 przez Sirisa.)
Nymeri
Zbanowany

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:12 miesięcy Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Uczennica Medyka Liczba postów:139 Dołączył:Kwi 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 38
Zręczność: 41
Spostrzegawczość: 41
Doświadczenie: 30

#69
08-06-2017, 09:07
Prawa autorskie: DestinyBlue / Lioden

/Siri, Nym dostała, ma bliznę na oku pacz sygna, mamci nic nie ma :) 

Patrzyła na Asurę z niedowierzaniem, zawsze czuła że był w nim duch buntownika, nie było to jego miejsce, ale mimo wszystko nie sądziła że jest zdolny do takich czynów czy też słów. Serce pękało jej na pół, rozpacz mieszała się z bezradnością, do tego jeszcze kapiąca na posadzkę krew. Nie było już czego ratować, szczególnie po słowach kapłanki. Gdy Azim podszedł kiwnęła mu głową, z pewnością się wyliże, mieli przy sobie medyka, jakoś to będzie lecz nie to było teraz istotne. Nymeri zawsze stawiała rodzinę na pierwszym miejscu, robiła wszystko by rodzeństwo trzymało się razem, powtarzała im że kiedyś mama wróci i musi zastać ich wszystkich. Czemu więc teraz on się tak zachowywał? Zerknęła jeszcze na Azima, od zawsze starał się być taki odważny, lecz ona mu wchodziła w drogę. Na prawdę chciała, by był jej rycerzem, ale musiała to z bratem załatwić sama, bądź co bądź mieli najbliższe relacje. Podeszła więc do Azima i przytuliła się do niego prawą stroną, by nie wybrudzić go krwią z lewego oka. -Proszę, pozwól mi to samej załatwić. Lepiej żebyś pilnował mamy gdyby jeszcze komuś odbiło.- szepnęła błagalnie do Azima, by tylko on to słyszał, uśmiechnęła się do niego lekko po czym machnęła ogonem i podeszła do Asury. Miała mnóstwo myśli, co teraz? Za to zachowanie najpewniej wyrzucą go ze stada, lecz on nigdy nie myślał by tu zostać. Podeszła jeszcze bliżej, aż ich nosy się prawie stykały, spojrzała jednym okiem w jego ślepia, po czym przytuliła go, po prostu. -Asura, proszę, uszanuj to stado choćby przez wzgląd na mnie. Zostaję tu więc nie pozwolę ci ich obrażać, szczególnie mamy. Ty też zniknąłeś na jakiś czas, lecz cię nie obwiniałam.- szepnęła mu po czym usiadła przed nim. -Jeśli nie chcesz być jednym z nas, odejdź w zgodzie bądź pozostań do końca życia zdrajcą. - dodała łamiącym głosem, chciała by został tu z nią, lecz wiedziała że to nie tu jego miejsce, więc liczyła że choć przestanie innych obrażać i po prostu odejdzie, nie zniosłaby ,myśli że jest zdrajcą.
Ua
Weteran
*

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Tytuł fabularny:Posłaniec Liczba postów:283 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 96
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 35

#70
08-06-2017, 09:42
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry

Zachwiałam się i przewróciłam w tył. To bolało. Ale jeszcze bardziej bolało, że próbowałam pomóc, a zostałam tak potraktowana. Słowa kapłanki brzmiały groźnie. Podniosłam się z trudem. Cofnęłam uszy na dźwięk tego "ty". Było to naprawdę nieprzyjemne "ty", a przynajmniej tak mi się zdawało. Zawachałam się, czując, jak moje oczy wilgotnieją. Nie wiedziałam, co robić. Zawsze chciałam mieć stado, ale teraz miałam wrażenie, że tu nie pasuję. To było stado Azima, nie moje.
Stałam tak, nie wiedząc, co robić, gdy nagle pojawiła się jakaś lwica... Lwica, która była mamą Azima! Obserwowałam ich radosne powitanie, wiedząc, że powinnam się cieszyć. Nie potrafiłam. Gdzie była moja mama? Czemu oni swoją odnaleźli, a ja mojej nie? Czy moje życie miało być dramatem? Teraz naprawdę miałam ochotę się rozpłakać. Na domiar złego przyszedł Asura i... Krew! Musiałam odwrócić wzrok od tego widoku. A raczej nie wzrok, lecz całe ciało. Podniosłam się i płacząc głośno uciekłam.

Z.t.
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

#71
08-06-2017, 13:53
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

//ej, ale wy wiecie, że tu zasadniczo nie ma "zewnątrz" i "wewnątrz" xD to nie jest grota, tylko, ee, bardzo duża półka skalna, "taras", więc schodząc z niego, bylibyście gdzieś na jakimś random zboczu xD

Nie skomentowała sytuacji z Uą, a jedynie spojrzała z zaskoczeniem na działania lwiczki. Skupiała się przede wszystkim na Ines, w końcu to ich dwójka była teraz najważniejsza - dwie Kapłanki.
-Dziękuję - odpowiedziała z powagą, ale i śladem szczęścia w głosie, i skinęła łbem Ines. Na jej pysku malował się delikatny uśmiech, gdy wysłuchiwała słów Jasnowłosej, a jej zielone ślepia błyszczały radośnie.
Ale okrzyk Nymeri, której zawtórowała szybko Sirisa, a i to krótkie słowo wypowiedziane przez Ines...
Samiya spojrzała natychmiast w stronę lwicy, której tak dawno nie widziała.
Wyglądała zupełnie tak samo. Te same, łagodne, poważne oblicze, choć szybko wymalowała się na nim radość. Te same morskie ślepia, ta sama sylwetka, wcale nie wskazująca na to, by beżowa źle radziła sobie z samotniczym życiem. Zero okropnych blizn i śladów okaleczenia.
Jak gdyby nie minął niemal rok, a parę dni. Jakby była duchem przeszłości.
Gdy inni nawoływali, wzdychali, wypowiadali imię niespodziewanego gościa, Samiya milczała jak zaklęta, wpatrując się łzawe powitania młodych. Jak matka obejmuje swe dawno niewidziane dzieci.
Było w tym coś pięknego, ale i bolesnego. Dlaczego teraz, gdy wreszcie przyszedł kres samotności, wszyscy odczuli najmocniej jej kąsanie?
Powoli, jak we śnie, poruszyła swymi łapami, postępując te kilka kroków w ich kierunku. Zbliżając się do bocznej krawędzi ołtarza, by tam stanąć wyprostowana, z nieodgadnionym wyrazem pyska, wpatrując się w Sadie i jej dzieci.
Nie drgnęła ani o milimetr, wysłuchując tłumaczenia lwicy. To nie do niej się odezwała, więc młoda kapłanka wyczekiwała głosu Ines, wiedząc, że Jasnowłosa jednak nie będzie się spieszyć z odpowiedzią.
A może powinna, bo sprawa błyskawicznie się zmieniła.
Gdy Asura podniósł łapę na własną matkę, Samiya wybudziła się z letargu, kładąc po sobie uszy i sycząc wściekle. Lecz poza tym, nadal się nie ruszyła z miejsca, wysłuchując krzyków młodych, ich racji, ich żali. Skrzywiła się cierpko, gdy Asura wrzasnął w kierunku Ines, a jej ogon poruszał się niespokojnie.
- Zatem nie masz też stada.
Dźwięczne i donośne słowa nowej kapłanki przerwały zamęt choćby na chwilę, a jej zielone ślepia, pełne powagi i tak niecodziennie zimne, wpijały się tylko w młodego Asurę. Trwała tak przez chwilę, po czym pokręciła łbem z dezaprobatą.
- Odejdź stąd, Asuro, i nigdy więcej nie zakłócaj świętego porządku Srebrnego Księżyca.
Niczego więcej nie chciała, tylko rozwiązania jego kwestii raz na zawsze. Nie mogła tolerować jego buty, braku szacunku, krnąbrności i zamkniętego umysłu.
Choć zabolało ją, gdy pamięć podsunęła jej wspomnienie małego, niefrasobliwego, jasnego lwiątka o dwukolorowych ślepiach, który pozwalał się jej przytulać i mierzwić sierść językiem, których chciał się z nią bawić i przysypiał na "nudnych" wykładach o Księżycu czy życiu w stadzie.
Mimo to, zachowała to zimne spojrzenie, sylwetkę wykutą z kamienia, nie odwołała swych słów, bo wiedziała, że były ostateczne. I nie przesuwała swych ślepi z Asury. Nie chciała widzieć pyska jego matki.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Sadie
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:291 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 64
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 40

#72
08-06-2017, 16:06
Prawa autorskie: Lineart - Malaika4 - kolor - ja/witam (DeviantART) | The Fray

Spoglądała na swoją córkę z nieukrywanym wzruszeniem w tych pięknych turkusowych oczach, w których nie trudno było znaleźć ogrom miłości i ciepła jak również radości z okazanego przez dzieci zrozumienia. Przymknęła z lekka oczy i ciche westchnienie wyrwało się z jej trzewi, kiedy pomyślała raz jeszcze o tym wszystkim co zrobiła. A jej kochane bąble tak wyrosły. W pewien sposób dojrzały, chociaż w dalszym ciągu z ogromem dziecięcej miłości wtulały się w miękkie i ciepłe ciało matki, które nie odpychało ich od siebie. A wręcz przeciwnie. Przytulało. Nie chciało puścić… Oczywiście nie wszystko mogło pójść po jej myśli. Nie wszystko mogło skończyć się szczęśliwie. Mignęła jej znajoma postać przed oczyma. Widziała wzrok Asury. Pełen skrywanej głęboko nienawiści wycelowanej prosto w jej postać. Poczuła jak zasycha jej w gardle i odruchowo podniosła się, chcąc wyjść dziecku naprzeciw. Jednak to on rzucił się na nią. Z pazurami. Z bezwzględnością w tych jeszcze młodych ślepiach. Nymeri mignęła jej przed oczyma, broniąc własną matkę przed bratem. Podbiegła do córki i pomogła jej się podnieść, spoglądając uważnie na ranę wyżłobioną przez mściwe pazury brata.
- W porządku, kwiatuszku? – zapytała cicho, zagarniając ją na moment do siebie. I wówczas padły słowa Asury. Słowa, które powoli wbijały się w jej serce milionem drobnych igieł. Kuły niesamowicie mocno. Żal ścisnął jej gardziel, odebrał głos. Stłamsił całą radość w jednej krótkiej chwili. Źrenice Sadie zwęziły się z lekka, a ona zastrzygła czekoladowym uchem. Ale Sadie nie spojrzała na syna ze wściekłością. Wiedząc, że Nym nic się nie stało, powoli wyprostowała się i zwróciła lico w kierunku Asury, aby posłać mu przepraszający uśmiech. Spokojny. Matczyny. Pełen wyrozumiałości i zrozumienia dla jego postępowania. Pełen zrozumienia dla buntu, który zaczął targać młodym samcem. Dużą winę tego pokładała w sobie. Zerknęła na Sammi z pewnym zaciekawieniem w ślepiach. Właściwie… Serwalka siedziała tuż obok Ines. Czyżby… Uśmiechnęła się do niej. Nic nie powiedziała. Po prostu się uśmiechnęła, jakby tym lekkim uśmiechem chciała jej pogratulować. Rozumiała słowa Sammi. Rozumiała decyzję i nie miała zamiaru jej egzekwować. Po prostu wolno ruszyła w kierunku syna, bez ostrzeżenia przyciągając go do siebie pomimo jego chęci ataku na nią. Wojowniczy jak jego ojciec. Trąciła pyskiem jego polik i cicho westchnęła.
- Przepraszam Asura. Powinnam być przy was. Nawaliłam jako matka. Może jeszcze nie nadszedł czas byś mi wybaczył. Może nadejdzie kiedyś. A może nigdy… - ciepłe ciało matki, które przyciągnęło do siebie zbuntowanego malucha. Choć z pewnością zaraz jej się wyszarpie. Kto wie czy znowu nie zaatakuje? Mimo to chciała by jej chociaż wysłuchał. Taki los każdej matki… Są chwile piękne. Pełne wzruszenia, uśmiechu i radości. Ale są i takie, w których rozpacz rozdziera serce, a żal ściska żelazną obręczą za gardziel. Przymknęła ślepia. – Mnie możesz nienawidzić. I zrozumiem to. Chociaż łudzę się, że kiedyś mi to wybaczysz… ale pamiętaj, że masz braci i siostry, którzy zawsze tu byli. Nie odwracaj się od nich. Kiedyś możesz ich potrzebować... – potargała jego grzywkę i powoli się odsunęła, chociaż jej łapa wciąż spoczywała na synu. A te turkusowe oczy, w których ktoś kiedyś zamknął wszystkie oceany tego świata, wpatrywały się w niego uważnie. Z pokorą i matczyną wyrozumiałością.
Be still and know that I'm with you 
Be still and know I am.
[Obrazek: 34ngl5v.png]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08-06-2017, 16:10 przez Sadie.)
Firrael
Samotnik
*

Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 55
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 35

#73
08-06-2017, 17:54
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi

Do tej pory całe to święto przebiegało spokojnie, wręcz nudno. Dopiero po nadaniu władzy Samiyi zaczęło dziać się tyle, że Firrael z trudem nadążał. W dodatku nie było to nic należącego do repertuaru wydarzenia.
Rudzielec ignorował lwiątka, ale jedno z nich podeszło blisko serwalki, musiał zwrócić na nie uwagę. Z tego, co sam wywnioskował, i relacji Jicho wywnioskował, że młódka rzuciła się na kapłankę. Tą lwią kapłankę. Skończyło się to jej upadkiem i ostrzeżeniem lwicy. Mogło być gorzej. Potem się trochę uspokoiło. Ines wyjaśniła, na czym będzie polegać teraz rola Samiyi. I nagle przeszła do tej części, która odstraszała Firraela. Wywołała tych, którzy nie składali przysięgi. Teoretycznie należał do tej grupy, ale nie przyszedł tu, żeby coś obiecywać. Poczuł gulę w gardle, gdy po wymienionych imionach pojawiło się bezceremonialne słowo "ty". Przez chwilę miał wrażenie, że chodzi o niego. Jednak szybko doszedł do wniosku, że stał za daleko, by kapłanka mogła się do niego zwrócić w ten sposób. Złotokot odetchnął. Chyba mu się upiekło.
Przy ołtarzu pojawiła się kolejna lwica. Wywołała niemałe poruszenie. Z tego, co zdołał usłyszeć Firrael, zrozumiał, że od dawna nikt jej nie widział, a ponadto zostawiła tu swoje młode. Przylgnęło do niej tyle lwiątek, jakby była matką każdego dzieciaka w stadzie. Scena była dość rozczulająca, ale bez względu na to, co działo się wewnątrz ślepca, na jego pysku występował niezmiennie beznamiętny wyraz. Nie znał się na relacjach, nie pamiętał nawet swojej rodzicielki. Dla niego matką była dżungla.
Większe zamieszanie powstało, gdy pojawiło się kolejne lwiątko, które postanowiło zaatakować powracającą po długim czasie lwicę. Rudzielec wcale nie był zdziwiony, że to kolejne z jej dzieci. Chyba mu się to nie powiodło, bo zaczął się wydzierać wyraźnie niezadowolony. Choć Firrael cenił szczerość, to sposób postępowania tego młodzika wydawał mu się wyjątkowo bezmyślny i bezczelny. Aż dziw, że po tym wszystkim okazano mu łaskę.
Kocur drgnął, gdy buntownik krzyknął do kogoś na ołtarzu. Gdyby chodziło o Samiyę, z pewnością by zainterweniował. Dla niego niestety kolor nie był wskazówką. Jednak doszedł do wniosku, że młodzik nie mógł wiedzieć o tym, że serwalka została kapłanką i zwracał się do tej starszej. Trzeba przyznać, że to dość spektakularny sposób na ogłoszenie swojej nienawiści do stada. Dziwne, że czekał tak długo. A może dopiero pojawienie się matki zdeterminowało jego decyzję?
- Niewdzięczny bachor - mruknął pod nosem, nie oczekując, że ktokolwiek go usłyszy. Był ciekaw, jak długo młodzik poradzi sobie w samotności. Lwy nie są do tego stworzone. Zawsze to o jednego mniej.
[Obrazek: t2LmOVE.png]
THEME || VOICE
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08-06-2017, 17:55 przez Firrael.)
Asura
Konto zawieszone

Gatunek:Panthera leo berbericus Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:118 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 55
Spostrzegawczość: 45
Doświadczenie: 5

#74
08-06-2017, 23:26
Prawa autorskie: Av - Askari, Ref - ja

A więc Asura najwyraźniej na co dzień nie wyglądał, a jednak posiadał więcej prawdziwej odwagi od Azima. Ponadto wyczuwał od niego tę dziwną atmosferę, która dodatkowo go żenowała, czego nie dał po sobie poznać, a jednakowoż nie dawał się zastraszyć. Nie poczuł się tyle zraniony, co po prostu zdradzony. Już nie wiedział, czy w końcu jest zdrajcą czy ofiarą zdrady - czuł się jednak nienajlepiej, irytacja i wkurwienie rosło u niego z każdą chwilą coraz bardziej. -Racja. Nie mam. Warknął chłodno, ale gdy zauważył zblizającą się prowokację ze strony Azima, najzwyczajniej ryknął na ile pozwoliło mu jego młode gardło, może nie donośnie, acz z pełną gamą emocji jakie mógł wtedy odczuwać.
Byłby gotów odeprzeć atak z całą swoją głupotą i pewnością siebie. Spojrzał jeszcze na Sirisę, co przykuło jego uwagę - oczko? Zabawne. Jednak jedyne co zdążył zrobić to zdezorientowaną minę na ułamki sekund, a co miał dokonać, nie dokonał - wtedy znów wtrąciła się Nymeri.
Odszedł pare kroków, patrząc teraz nie tyle na samą siostrę a na to, co jej wyrządził. Wytrzeszczając oczy wyglądał trochę, jakby zamiast siostry zobaczył ducha. Trwało to tak długo aż kompletnie nie osłupiał czując jej dotyk i słysząc jej słowa. Uśmiechnął się połowicznie od niechcenia na okres paru sekund. Nie umiał odpowiedzieć normalnie na słowa siostry, właściwie już zaczęło mu się mieszać co tak właściwie przed chwilą powiedziała - był zbyt przejęty całą sytuacją. -Powtórzę... nie mam matki. Nie udawaj, że nią jesteś. Wyszeptał dość smutno i beznamiętnie odepchnął ją ramieniem, jednak nie daleko, a sam zbliżył się i pojedynczym ruchem zlizał krew z jej polika. Próbował w końcu wydusić to z siebie, choć sam nie wierzył w wartość tego słowa - -Prze...pra... Usiłował wyszeptać, a nie zdążył, bo w tem głos jak z koszmaru wyjawił mu się niemiłosiernie budząc ponownie jego demony. Słowa, które kazały mu zabierać stąd dupsko dobrze usłyszał, ale nawet się nie postarał, by je zlokalizować. Na aktualny moment kompletnie je zignorował.
Czuł się jeszcze gorzej. Brak wspomnień, wszystkie koszmary... przez chwilę dalej pozostawał w osłupieniu, a potem wyskoczył prawie jak opętany, przez sekundę rzucając łapami gdzie popadnie w stronę matki. Tym razem jednak bez pazurów. Nie chciał znowu... agh, szlag by to! -ODEJDŹ ODE MNIE! Wrzasnął jednocześnie. Nie chciał jej słuchać. Nie chciał z nią rozmawiać. Ta cała matczyna otoczka nie robiła na nim żadnego wrażenia. Ba, nie widział jej, nie rozumiał, może nie chciał rozumieć. Nie pamiętał uczucia już jakiegoś tam matczynego ciepła, stracił je z oczu wystarczająco dawno, żeby zostało wymazane z jego pojmowania.
Wycedzenie kilku prostych zdań jeszcze nigdy nie było dla niego tak trudne. Oderwał wzrok, odszedł jeszcze dalej do tyłu na ile mógł i przypomniał sobie, co miał tak właściwie zrobić. Zanim zrobi się jeszcze bardziej nieciekawie, rusz łbem, musisz zacząć myśleć choć odrobinę racjonalnie. Jeszcze jeden krok do tyłu... i jedna z jego tylnych łap poślizgnęła się strzepując kilka kamieni.
-Jeszcze to zakończę. Wydusił półtonem, po czym w chwili się odwrócił i jak wybiegł, tak zaraz już go tam nie było.


//zt

[Obrazek: lemon-tuesday.regular.png]
Sirisa
Poszukujący
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Znamiona:1/4 Towarzysz:Krogulec krótkonogi Liczba postów:113 Dołączył:Maj 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 30

#75
09-06-2017, 08:00
Prawa autorskie: Orginał: dukacia, przeróbka: Chawa

Siri stała z zaciekawieniem patrząc na calą sytuacje. O nie wszyscy wyrzekli się biednego Asurki o matko. Bawiło ją to że matka próbowała dotrzeć do Asury i zgadywała że jej sie to nie uda. I miała rację.
-As przynajmniej masz jeszcze siostre -stwierdziła i gd powolnym krokiem podeszła do cioci-kapłanki.
- Ciociu jak skończy się święto będę mogła za nim pójść? Wrócę, tylko chcę z nim pogadać.- nie sądziła że Samiya wypuściłaby ją przed końcem święta. W końcu teraz mieli otrzymać znamiona
[Obrazek: sirisa_eyes_by_lulubabulu-dc5igzl.png]


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości