♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Serret
Mistyk
*

Gatunek:Karakal Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:3/4 Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:618 Dołączył:Wrz 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 18

#91
10-07-2017, 15:48
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

Karakalce trudno było skupiać się na obserwowaniu coraz to nowych osób dołączających do ich towarzystwa. Nie była w stanie zidentyfikować każdego potomka Sadie, zwłaszcza tej ostatniej lwiczki, nie przypominała sobie też, czy kiedykolwiek widziała lwiątko przeniesione przez Shakę. Obserwowała ich, śledziła słowa, ale odnosiła wrażenie, że to wszystko znajduje się za mgłą.
W tym momencie interesowało ją tylko jedno.
Jej mała Samiya została Kapłanką. I, jak widać, świetnie sobie w tej roli radziła.
Fiołkowooką rozpierała taka duma, jakiej nie odczuwała nawet wtedy, gdy sama została Mistyczką. Co tam po niej, ona już swoje przeżyła... Ale oto jej najukochańsza na świecie serwalka wkracza w prawdziwie odpowiedzialne, dorosłe życie - i to z jakim przytupem!
Na razie nie będzie jej przeszkadzać. Nadal będzie tu siedzieć i patrzeć z zachwytem... Ale jak po święcie ją wyprzytula, to ona sobie nawet nie wyobraża!
[Obrazek: chibi_serret_by_altairsky-d9vtdmc.png]
Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

#92
11-07-2017, 18:01
Prawa autorskie: Ja

Przepełniała go całego ogromna duma, a na pyszczku pojawił się zadowolony uśmiech słysząc słowa cioci. Stał pewnie, z wypiętą piersią niczym bohater, jakby właśnie miał dostać nagrodę za swoje męstwo. Jego wzrok szybko powędrował na siostrę, nie mógł się już doczekać, ledwo powstrzymywał się by nie przebierać łapami w miejscu z tych wszystkich emocji, też już chciał mieć znamię, choć dzieliło go od tego co najwyżej kilka minut, albo mniej. I wreszcie się doczekał, postarał się ani drgnąć, by jego znamię wyszło idealnie, łebek uniósł dumnie i stał tak jeszcze chwilę, nim zorientował się że to już, a dokładniej zorientował się wtedy kiedy ciocia znów do nich przemówiła. Już po otrzymaniu rangi odwrócił się do stada, oczywiście prawym bokiem, by każdy mógł podziwiać jego znamię.
- Nie zawiodę, będę zgłębiał naszą wiarę i nie tylko, aż tutaj będzie calutki Księżyc - powiedział jeszcze głośno, niezwykle pewny siebie, wskazując łapką na świeżo namalowany czarny okrąg i uważając by go nie dotknąć, jeszcze by się rozmazał, a tego by nie chciał. Udał się z lekkim ociąganiem w stronę mamy, wciąż przeżywając tę chwilę, radość tak go przepełniła że nie umiał już myśleć o niczym innym i przestać przypatrywać się swojemu nowemu znamieniu, ledwie powstrzymywał się by nie skakać z radości. Usiadł dumie obok mamy.
Iris
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:221 Dołączył:Lis 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 60
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 75

#93
11-07-2017, 18:04
Prawa autorskie: Ja

Serce waliło jej w piersi i to mocno na widok tego co się wydarzyło, nie spodziewała się zobaczyć ataku ze strony jeszcze lwiątka i jego wyrzucenia ze stada, to tylko nasiliło jej czarne wizje, co jeszcze mogło się wydarzyć? Widziała już krew i ranę na oku lwiczki, jedno szczęście że pazury nie uszkodziły oka. Niepokój Iris w niej narastał, nawet gdy było już po wszystkim, siedziała wciąż roztrzęsiona tym co zobaczyła, mimo że lwiątka przystąpiły już do przyjmowania znamienia. 
Ogarnęło ją przerażenie kiedy zauważyła obcego, spodziewała się kolejnych niezbyt przyjemnych wydarzeń, wolała by już było po wszystkim. Bała się jednak że ją wyrzucą, po co im nic nie warta kaleka? Przecież nic dotychczas nie dała od siebie, kolejne próby spełzły na niczym, nie czuła się nawet godna spojrzeć nocą na Księżyc, a tym bardziej o cokolwiek go prosić. Na razie czekała już pełna lęku i stresu na to co się dalej wydarzy, czy pozwolą jej zostać, czy jak sądziła pozbędą się zbędnego problemu, jakim wierzyła że jest. Łapy trzęsły jej się z narastającego stresu, końcówka ogona zresztą też już drgała w nerwowym tiku, a wzrokiem uciekała od każdego kto tylko popatrzył w jej stronę.
[Obrazek: hshhAbo.png]
Lerato
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Liczba postów:57 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 70
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 40
Doświadczenie: 10

#94
19-07-2017, 17:44
Prawa autorskie: Lioden

Prawdę mówiąc to całe czekanie i cała ta ustawiona sielanka zaczęła go porządnie... Wkurwiać. Tak, wkurzać to zbyt delikatne słowo. Nie dość, że matka się z nim nawet nie przywitała to jeszcze przyszedł jakiś zapchlony Shaka, który również się już słowem nie odezwał. Wbił pazury w ziemię i zagryzając zębiska zlustrował Ines i Samyię. Następnie bez jakiegokolwiek poszanowania dla rozmówców podszedł do nich i odparł:
-Nie chce mi się dłużej czekać. Oświadczam wam...-
I tutaj popatrzył po kapłankach, raz na jedną, raz na drugą. Machnął ogonem marszcząc nos.
-...Że odchodzę. Nie będę brudził swojej sierści waszym znamieniem.-
Warknął i odwracając się ruszył w stronę Azima i Sirsy.
-Przepraszam... Ale to nie jest miejsce dla mnie. Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.-
Odpowiedział spokojnie, a potem rzucając im przepraszające spojrzenie ruszył w stronę granicy, nie oglądając się już na nikogo.

[ZT]
[Obrazek: leratosygna_by_tokka_a-dbbrkjj.png]

Iris
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:221 Dołączył:Lis 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 60
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 75

#95
29-07-2017, 21:35
Prawa autorskie: Ja

Serce lwicy już prawie wyskoczyło z piersi, gdy serwalka się do niej zbliżyła, zamknęła oczy, bojąc się najgorszego, ale poczuła jedynie jej łapę na swoim barku, otworzyła powoli oczy w niedowierzaniu. To znaczyło że zostaje, nie usłyszała nawet żadnej skargi skierowanej do niej, żadnego zażalenia, w oczach lwicy oprócz zebranych chwilę wcześniej łez, malowała się też wdzięczność, wreszcie mogła odetchnąć, podziękowała w myślach Księżycowi za tą szanse i chciała także podziękować Kapłance, ale nie śmiała jej przerywać gdy ta przemawiała. Jedyne co zrobiła to uśmiechnęła się prawie niewidocznie, w wyrazie wdzięczności w stronę Samiyi i pochyliła w szacunku głowę.
[Obrazek: hshhAbo.png]
Sadie
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:291 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 64
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 40

#96
30-07-2017, 20:12
Prawa autorskie: Lineart - Malaika4 - kolor - ja/witam (DeviantART) | The Fray

Sadie z pewnością w głowie miała też pewien mętlik. To co zdarzyło się podczas Święta Północy było niczym miliardy drobnych igiełek, które z wolna wpijały się w tłoczące w lewym śródpiersiu krew serce. Starała się nie dać po sobie poznać swoich uczuć, ale to wszystko kumulowało się gdzieś głęboko w niej, kłębiło po zakamarkach jej jaźni nie dając spokoju swym istnieniem. Dostrzegła jednak kątem oka gdzieś w oddali ruch, co zmusiło ją to wyostrzenia wzroku. Z początku dość zamazana i niewyraźna sylwetka stawała się pełniejsza, a plamy nabierały kształtu. Podobnie jak i radość w jej wnętrzu zaczynała się formować. Miała ochotę w jednej chwili poderwać się z miejsca i ruszyć białogrzywemu naprzeciw. Przywitać go. Ale to mógłby być zbyt duży szok dla wszystkich tutaj zgromadzonych. Zbyt wielki szok dla jej dzieci. Matka, która wyruszyła poszukiwać ojca i wróciła z innym lwem. I w dodatku innym lwiątkiem. Nie bardzo chciała nawet myśleć o tym, kim stałaby się w oczach swoich dzieci. Właśnie. Swoich dzieci. Większość z nich postanowiła zostać przy stadzie, co ogromnie ją cieszyło. Chociaż tak natychmiastowe odejście Lerato ponownie wywołało ten dziwny ból w sercu. Z lekka złożyła swoje czekoladowe uszy i kiedy dzieciaki rozmawiały z Kapłanką postanowiła zbliżyć się nieco do Shaki. Cillianek wydawał się być wyjątkowo zagubiony w tym całym panującym tutaj chaosie. Ale przecież miejsce to wkrótce miało stać się dla niego nowym domem, a wszystkie tkwiące tutaj zwierzęta – jego najbliższą rodziną. Słyszała słowa Ines. Słyszała dziwny zgrzyt w ich brzmieniu. Rozmawiała nieco z Shaką o tym wszystkim. Przecież mieli wyjątkowo dużo czasu dla siebie. Pochyliła się nad małym i powiodła nosem po jego karku, trąciła policzek i uśmiechnęła się do niego by po chwili przysunąć go do siebie łapą i poczochrać po łebku. Wzrokiem zaś wróciła po chwili na Shakę, który zgodnie ze swoimi obietnicami wyruszył za nią niedługo potem. I dotarł na tereny Srebrnego Księżyca. Wyczuwała jego strach i to wyjątkowo dobrze. Shaka nie był raczej jak otwarta księga, z której każdy mógł wyczytać co chciał. Ale Sadie wiedziała, że oprócz radości i podekscytowania wynikających z powrotu w rodzinne strony, istnieje również strach przed spotkaniem z tymi, których swego czasu tu zostawił. Ale dzisiaj wracali tutaj obydwoje. Marnotrawne dzieci, które doznawszy niedostatku, chłodu i głodu, powracają na matczyne łono, gdzie było im dobrze. Ale teraz byli tutaj obydwoje, a właściwie we trójkę. Chociaż perspektywa braku akceptacji ze strony dzieciaków Otieno wydawała się niezbyt przyjemna. Nie chciała by Cillian czy Shaka odczuli to na sobie. Ale Otieno odszedł. Zostawił ją i dzieci. Dlaczego zatem miałaby wciąż ślepo podążać jego śladem i błagać nocne duchy by pomogły jej go odnaleźć…? Ile można kroczyć tymi samymi ścieżkami? Ile można uzależniać swoje dalsze życie od jednej osoby?! Przecież miała całą gromadkę takich istot, dla których powinna się poświęcić. Spojrzała pociesznie samcowi w oczy, dając mu tym samym znak, że jest obok. I będzie przy nim.
- Shaka podążył tu za mną. I chce… chcielibyśmy właściwie aby mógł tu zostać. – mruknęła nagle, a jej ogon smyrnął białogrzywego po boku co by dodać mu z lekka otuchy – On i Cillian. Nasz syn. – oświadczyła w końcu, chociaż pokonanie tego grubego muru strachu wydawało się z początku wręcz niemożliwe. Zerknęła na swoje dzieci, czując pewien chłód na karku. Sierść nieco uniosła się w tym miejscu, a uszy z lekka uniosły jakby oczekiwały natychmiastowej reakcji, której… nie chciała poznać. Dokonała jednak wyborów, które jej zdaniem były właściwe. Teraz nie mogła się wycofać.
Be still and know that I'm with you 
Be still and know I am.
[Obrazek: 34ngl5v.png]
Shaka
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:4/4 Liczba postów:257 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 74
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 60

#97
04-08-2017, 12:28
Prawa autorskie: ~Ki-Re/~Onalew

Czekał cierpliwie, aż świeżo upieczona kapłanka zakończy nadawanie znamion młodym Srebrnym. Z każdą chwilą jednak jego cierpliwość malała, zastępywana niepokojem. Mimo, że na samym początku, kiedy dołączał do stada, te kilka lat temu nie miał do niego pewności, jak i swojego wyboru, tak później poczuł bliską więź ze stadem, jak i jego członkami. Teraz za to, po tej rozłące, obawiał się reakcji ze strony Srebrnych. A w szczególności tych, na których akceptacji mu najbardziej zależało...
Jedynie zerknął na lwiątka, które zdecydowały się na zostanie w stadzie, a kiedy rozejrzał się nieco bardziej przekonał się, że poza kilkoma osobami, stado miało teraz zupełnie inny skład.
Lew postawił uszy, kiedy białowłosa wypowiedziała jego imię. A kiedy spojrzał w jej kierunku musiał się naprawdę postarać, aby ich zaraz nie położyć. Oto szła ku niemu najwyższa kapłanka księżyca, a każdy jej krok sprawiał, że pewność siebie samca malała i, mimo że wcześniej był on naprawdę dobry w ukrywaniu czy też odgrywaniu odpowiednich emocji, teraz coraz trudniej było mu te emocje ukrywać. Póki co jednak szło mu to wyjątkowo dobrze, do momentu, w którym Inés wypowiedziała swoje kolejne słowa. Te zabolały samca, tak jakby ostre ciernie wbiły się w jego już nadszarpane serce. I tego już nie udało mu się ukryć, samiec skrzywił się wyraźnie, jako że złośliwość Inés nie była wycelowana jedynie w brązowego, ale również i brata, którego przez całe życie przecież tak sobie cenił. 
Przymknął oczy, aby uspokoić nieco swoje myśli. Wtedy też poczuł bliskość syna, co jedynie dodało mu otuchy. Spojrzał na przestraszonego malca i uśmiechnął się do niego pocieszająco.
- Wszystko będzie dobrze. - wyszeptał w jego stronę i językiem przejechał po jego łepetynie.
Wtedy też odezwała się Sadie, zanim on zdobył się na wypowiedzenie choć jednego słowa w stronę Białowłosej. Mimo, że swojego wzroku nie odwracał od jasnej, poczuł się znacznie lepiej wiedząc, że ma przecież Sadie po swojej stronie. -Wszystko będzie dobrze. - powiedział raz jeszcze, ledwo słyszalnie, nie wiadomo czy po to, aby upewnić w tym syna czy też siebie samego. W końcu też podniósł łeb wyżej i dzielnie spojrzał w oczy Inés.
- W tym momencie najważniejszy jest dla mnie mój syn. - powiedział pewnym siebie głosem, jakimś cudem pozbywając się wcześniejszej niepewności.
- Nie mogę nic od Ciebie oczekiwać, Najwyższa Kapłanko. Znam prawa rządzące Srebrnym Księżycem i wiem, że po tym jednym odejściu nie mam już prawa mianować się Srebrnym. - tutaj zrobił krótką przerwę, chcąc pozbierać myśli. Na jego pysku wciąż widniała pewność siebie, ale i ból, bo doskonale zdawał sobie sprawę z prawdziwości jego słów. Nie miał już prawa powrócić na te ziemie. Nie po takiej przerwie, a tym bardziej, że miał tutaj wyższy stopień. Inés nie mogła tak na to machnąć łapą i przyjąć go z powrotem, skoro nosił miano Mistyka, to nie dość, że wyglądałoby niesamowicie źle i mogłaby stracić na swojej słowności, to i on sam nie wiedział czy byłby w stanie znowu żyć w tym stadzie, jak dawniej. Zrobiłby to, oczywiście, ale wątpił, aby udało mu się poczuć jego częścią, tak jak kiedyś. Jeszcze Sadie miała szansę powrotu i ponownego zaaklimatyzowania się, jako że miała niższą rangę i jej odejście mogło wiązać się ze zbłądzeniem ze ścieżki kreowanej przez Księżyc, jednak w jego wypadku nie mogło tak być. Ze strony brązowego była to bardzo świadoma decyzja, aby odejść. Tak to przynajmniej wyglądało, jeśli się na to patrzyło z boku. W rzeczywistości Shaka nigdy nie chciał odejść ze stada i był zmuszony do tego, może i nieco z jego winy, jednak nikomu o tym nie powiedział, nie wiedział czy byłby w stanie to zrobić.
- Nie mogę nic od Ciebie oczekiwać. W tym momencie najważniejszy jest jednak dla mnie mój syn. - powtórzył to jeszcze raz, chyba nie za bardzo zdając sobie z tego sprawę.
- On niczemu nie zawinił. Jest jak czysta karta, którą trzeba zapełnić. Pragnąłbym, aby chociaż on miał tę szansę, aby wychowywać się w stadzie, w wierze Księżyca, razem z matką. Jedyne, o co chciałbym prosić to, abym mógł czasem ich zobaczyć, oczywiście na Twoich warunkach. - powiedział, a jego oczy pod koniec zamgliły się, jakby zgasły. Mimo, że Sadie prosiła Kapłankę, aby ta pozwoliła im obu zostać, on wiedział, że ta się na to nie zgodzi. Jednak móc choć od czasu do czasu widywać ją i Cilliana, byłoby dla niego wystarczające. Wiedział, że dla syna będzie w stadzie znacznie lepiej, niż gdyby miał być wychowywany jako samotnik. Chciał, aby chociaż on mógł tego zaznać.
[Obrazek: shaka_do_av_by_chotara-d8cm72u.png]
Inés
Jasnowłosa | Kapłanka
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Szamanka Liczba postów:1,076 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 85
Spostrzegawczość: 83
Doświadczenie: 15

#98
04-08-2017, 13:52
Prawa autorskie: CherryColaax (Soma) | OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Profil roku / Misterium

Kapłanka wysłuchała ich obojga, nie przerywając im ani na moment, mimo że kilkakrotnie nachodziła ją taka ochota. I choć myśli kołatały się w jej łbie, to wydawało się, że krążyły one gdzieś daleko; lwica sprawiała wrażenie nieobecnej. Nie patrzyła na żadnego z rozmówców, a raczej spoglądała to na Sami, to na niebo, to gdzieś zupełnie indziej, jakby sama nie była pewna, skąd powinna domagać się podpowiedzi w rozstrzygnięciu dylematu, przed którym właśnie została postawiona. Nigdy nie uważała się za przykładnego sędzię, zwłaszcza w kwestiach rodzinnych, które stanowiły dla niej istną czarną magię, ale skoro tego właśnie od niej oczekiwano, to jak mogłaby ich zawieść?
Zawiesiła wzrok na małym Cilianku. Czuła się z tym nieswojo; nigdy nie lubiła lwiątek ani ich nie rozumiała.
- Dziecko nie powinno być oddzielane od matki - orzekła w końcu mentorskim głosem, jakby odkrywała przed nimi jakaś wielką tajemnicę. - Dlatego od tego momentu pozostaje on pod opieką Twoją, Sadie, ale i całego Stada Srebrnego Księżyca.
Odchrząknęła, a jej niepokojąco chłodne spojrzenie padło na białogrzywego.
- Co zaś się tyczy ciebie - ciągnęła - rozumiem fakt, że pragniesz brać udział w wychowywaniu swego syna. Nie sądzę jednak, byś stanowił dlań dobry wzorzec Srebrnego, który, jak wiesz, powinien podążać ścieżką wyznaczoną mu przez Jasnego Pana - stwierdziła stanowczym tonem.
Tu zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad dalszą częścią tego, co zamierza mu przekazać. Na Sadie nie zwracała już uwagi, to była sprawa między nią a Shaką.
- Jak sam dobrze wywnioskowałeś, trudno mi dostrzec dla ciebie drogę powrotu. Jestem jednak gotowa przystać na to, byś nie stracił całkowicie kontaktu ze swoim potomkiem - uznała wspaniałomyślnie. - Niniejszym daję ci przyzwolenie na to, byś mógł widywać się z nim na terenach przygranicznych, to znaczy bez możliwości wchodzenia w głąb naszych terenów, a już zwłaszcza w okolice Złotej Skały. W zamian oczekuję od ciebie jedynie lojalności, to jest wieczystego zobowiązania do niedziałania na szkodę Stada Srebrnego Księżyca, a w razie zagrożenia - do przyjścia nam z pomocą. Wydaje mi się to też z korzyścią dla ciebie, skoro zależy ci na bezpieczeństwie Sadie i... - Zawahała się, niepewna, czy dobrze zapamiętała imię szarego lwiątka. - Ciliana.
Trzymała łeb wysoko, choć nadal nie znajdował się on na równi z pyskiem Shaki. Ines szczyciła się dość filigranową sylwetką, choć przy drugiej kapłance z oczywistych względów i tak prezentowała się całkiem okazale.
- Czy przystajesz na te warunki?
Think of me, think of me waking
Silent and resigned 



[Obrazek: e61c479cd03d.png] 

Imagine me trying too hard
To put you from my mind



***  |  Głos
Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

#99
06-08-2017, 23:15
Prawa autorskie: Ja

Wciąż zajmował miejsce przy mamie, w głębi duszy liczył na jakąś pochwałę, albo chociaż uwagę z jej strony, wystarczyłby lekki uśmiech. Tak długo jej nie wiedział, mieli tak mało czasu by się sobą nacieszyć i wciąż mu to nie wystarczało, nie mówiąc o tym co się stało i nie wspominając też tego że musiał dzielić się nią z rodzeństwem. Nie doczekał się niczego, w dodatku zdziwił się gdy podeszła do zupełnie obcego mu lwa. Czerwonooki poderwał się na łapy, patrząc na tą scenę, która rozgrywała się przed nim nie tylko z szokiem, ale kompletnym niezrozumieniem, a co z tatą? Uszu mu oklapły, a ogon wcześniej postawiony wysoko, opadł na ziemie, niczym bezwładny, cała jego duma nagle przygasła.
Azim nie chciał by białogrzywy zajął miejsce taty, choć nie pamiętał ojca, to i tak był pewny że ten obcy nim nie jest. I znów nie wiedział co zrobić, ogarnęła go zazdrość o młodsze lwiątko, jego przyrodniego brata, choć wcale nie chciał by on nim był, nie zamierzał go zaakceptować, już miał rodzeństwo, czy mama kochała tego szarego bardziej od nich? Może to dlatego zniknęła? Po krótkim namyśle był pewien że mama znalazła sobie inną rodzinę i to dlatego ich zostawiła. Poczuł lekki gniew, ale głównie żal, w czerwonych ślepkach zgromadziły się łzy, nie zamierzał uronić ani jednej, w końcu jest już duży i nie chciał robić sobie obciachu i to jeszcze na tak ważnym święcie. Nie ma mowy. Obrócił się tyłem do matki i Shaki, z grymasem złości na pysku, choć tak na prawdę strasznie było mu przykro, poczuł się niemal jak odtrącony. Już teraz znielubił szare lwiątko i fuknął pod nosem, kiedy usłyszał że Cillian zostaje, podniósł się szybko, zajmując miejsce przy cioci Serret. Chciał pójść do cioci Samiyi, ale wtedy przecież mógłby przerwać tak ważne święto, a tego nie chciał. Dlatego po prostu usiadł obok Serret, nieco naburmuszony, wciąż z widoczną żałością w oczach, zwróconych na swoje łapy. Zapragnął być w tym jednym, jedynym momencie młodszy, mógłby wtedy bez robienia sobie wstydu wtulić się do sierści cioci Serret i powiedzieć co leżało mu na sercu, wtedy gdy był małym kociakiem wszystko wydawało mu się takie prostsze. Marzył już tylko o końcu święta, bo jednak będzie musiał nieco ochłonąć po tym wszystkim.
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

11-08-2017, 00:46
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Wcześniej była tak bardzo skupiona na rozdawaniu znamion, tytułów, awansów, że zupełnie nie zwróciła uwagi na pojawienie się znanego jej białogrzywego. Nawet zaskakująco zaczepną, złośliwą uwagę Ines zignorowała, zatracając się w obowiązkach. I dopiero nagłe zerwanie się Azima zwróciło jej uwagę, dopiero wtedy Samiya podążyła za jego spojrzeniem i zauważyła Shakę. Sama położyła po sobie uszy, gdy rozpoznała natychmiast białogrzywego, chociaż był on teraz w o wiele gorszej kondycji. Zmatowiała sierść, rzadsza grzywa, wychudzone boki i wystające kości, oraz... Oraz kocię przy łapach.
Z początku nawet nie pomyślała, że to może być jego syn, chyba nie chciała, by taka myśl chociaż na ułamek sekundy ukazała się w jej głowie. Więc zdołała się uśmiechnąć radośnie, nagle ucieszona, że Shaka, jej wujek! powrócił, i to jeszcze z jakąś przybłędą, którą postanowił się zaopiekować. Lecz zamarła, gdy Shaka sam nazwał malca swoim synem. I... Poprosił, by Srebrni się nim zaopiekowali?
Kotka fuknęła głośno, z wyrzutem, niemal wściekłością.
Do tego Sadie przyznała, że to jest także jej syn. Jej kolejny syn. Spojrzała na nią, a w jej oczach z początku kryło się tylko niedowierzanie, lecz szybko zostało zastąpione wyrzutem skierowanym w ich stronę. Choć w jakimś stopniu mogła zrozumieć zniknięcie Sadie, choć jej powody były niezwykle marne, nagłe pojawienie się tutaj Shaki, który chciał im oddać swego syna na wychowanie... Dobrze, że miał na tyle rozsądku, by samemu uznać się za niegodnego ponownego wstąpienia do stada. Chociaż tyle.
I wtedy serwalka oderwała na moment oczy od parki dorosłych lwów, w sam raz, by jeszcze zdążyć zauważyć łzy w czerwonych ślepiach Azima, gdy odwrócił się i usiadł przy jej ciotce. Natychmiast poczuła, jak zaciska się jej gardło, przepełnione żałością i goryczą, tymi samymi uczuciami, którymi z pewnością był teraz przepełniony samczyk. Jeden z jej ukochanych podopiecznych, którym przecież zajmowała się od małego, gdy jego matki zabrakło.
Serce jej niemal pękło na ten widok, więc natychmiast ruszyła w kierunku Azima, by delikatnie trącić go nosem w szczękę, gdy tak naburmuszony, wpatrywał się we własne łapy. Jednym uchem śledziła wymianę zdań między starszymi, chcąc wiedzieć co się dzieje, lecz poza tym skupiała się na młodziku. Nagle poczuła ogromny żal i złość, skierowane na Sadie, przede wszystkim właśnie na turkusowooką. Lecz zdołała je ukryć w sobie, po to, by móc polizać czule samczyka w ucho i odezwać się łagodnie, choć bardzo cicho.
- Azim. - zaczęła -Azim, nie przejmuj się tym tak. Zawsze miałeś mnie i ciocię Serret, to się nie zmieni, rozumiesz? Byłyśmy przy was od małego, nawet gdy wasza mama zniknęła. Nie ważne, co ona robi, z kim nie wraca, to jest... - westchnęła - jej sprawa. Cokolwiek by się nie stało, masz mnie, masz Serret, masz Ines, masz swoje rodzeństwo, masz resztę Srebrnych, tych, którzy wciąż trwają w stadzie. Pamiętaj o tym.
Potarła pyskiem o jego polik, spoglądając na niego ciepło. Tak bardzo było jej żal, że Azim również musiał się nauczyć tej brutalnej prawdy, że nawet ci, którzy, jakby się wydawało, winni są lojalność, uwielbiają znikać. Nawet rodzina potrafi cię zdradzić i zawieść. Ale prawdziwi Srebrni nie uciekali ze stada, trwali w nim, tworzyli twardy trzon, którego nie dało się złamać. I na nim mógł się wesprzeć Azim, tak jak i Samiya niegdyś.
W końcu odwróciła się ku Shace i Sadie, by uraczyć ich zimnym, twardym spojrzeniem zielonych ślepi. Wciąż nie ruszając się ze swojego miejsca przy boku syna Sadie, który wyraźnie źle sobie radził z tymi wieściami.
- Lepszych na pewno nie dostaniecie - powiedziała ostrym, szorstkim tonem, by po chwili skupić się już tylko na turkusowookiej lwicy - Ale mam nadzieję, że tego lwiątka nie porzucisz.
Ostra szpila wbita tak brutalnie, bez namysłu, bez wątpliwości.
Och, Samiya była skłonna wybaczać, mogła zrozumieć czyjeś błędy, przyjąć przeprosiny. Lecz gdzie zadośćuczynienie? Gdzie szczera chęć poprawy? Wcześniej stłumiła swoje emocje dla dobra lwiątek i matki, która wreszcie wróciła, by naprawić, co zrobiła źle. By wreszcie było lepiej. Lecz wyglądało na to, że Sadie popełniała kolejne i kolejne błędy, a łzy i żal Azima przelały czarę goryczy. Jej podopiecznego, młodzika, którego pokochała, niemal tak mocno jak własne dziecko.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Sadie
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:291 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 64
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 40

18-08-2017, 19:37
Prawa autorskie: Lineart - Malaika4 - kolor - ja/witam (DeviantART) | The Fray

Sama Sadie czuła do siebie potworny żal… który ponadto pogłębiał się z każdą kolejną chwilą. Czarę goryczy przepełniło zachowanie Azima, który odwrócił się od matki z wyraźną niechęcią skierowaną ku niej. Zacisnęła szczęki. Do tego Samiya. Jej wymowne spojrzenia, to jak kładła po sobie uszy. Ton jej głosu, który powodował, że turkusowooką zaczęły targać różne sprzeczne emocje. W jednej chwili miała ochotę wydrapać wszystkim po kolei oczy. Poszła w ślad za cholernym ojcem, który zostawił ją z siedmiorgiem dzieci. Ot po prostu. Zwiał. Bo to on uciekł z podkulonym ogonem. A tymczasem cała wina spadała w tej chwili na jej barki. I w tej chwili czuła jej potworny ciężar. Powiodła wzrokiem po obecnych, zatrzymała na moment matczyne spojrzenie na Azimie. Chciała wykrztusić liche przepraszam. Ale wszystko to zburzyły słowa Sami. Wściekłość napłynęła do oczu samicy, która obrzuciła cętkowaną wrogim spojrzeniem. Ogon świsnął nerwowo w powietrzu i trzasnął z łoskotem o podłoże, wzbijając w powietrze kłęby kurzu, które zatańczyły rozkosznie i opadły z powrotem, zniechęcone sytuacją.
- Naprawdę sądzisz, że porzuciłam WŁASNE dzieci po to, aby pójść na boku zrobić sobie inne? – warknęła na nią, nie bardzo zastanawiając się właściwie nad tym co mówi. I czemu to mówi w obliczu kapłanki. Wprost w jej pysk. Bez żadnego skrępowania bądź poczucia niższości. Uniosła pysk i złożyła czekoladowe uszy. - Dzieci wbijają we mnie wrogie spojrzenia, podobnie jak ty, podczas gdy to ich ojciec uciekł z podkulonym ogonem w obawie przed konsekwencjami i obowiązkami. Tak. Poszłam za nim. Po to, żeby przyciągnąć go tutaj choćby siłą. Przepadł. Jak kamień w wodę. – ciągnęła, czując narastający w jej wnętrzu gniew, którego chyba już nie była w stanie okiełznać. Chciała, żeby dzieci też to usłyszały. Bo tatuś był taki dobry! Kochany! On na pewno musiał coś zrobić! A matka?! Matka uciekła od nich przecież żeby znaleźć innego partnera. Przełknęła ślinę i ściągnęła ku sobie brwi, wpatrując się w serwalkę uważnie. Może i nie powinna była używać wobec niej takich słów. Ale było za późno. Mięśnie na jej pysku i ciele wyraźnie się napinały pod warstwą skóry i sierści. Zastrzygła nerwowo uchem i omiotła inne lwy i lwiątka spojrzeniem. Spojrzeniem – mimo wylanego gniewu – pełnego skruchy. Pełnego żalu za własne błędy i głupotę związaną z pozostawieniem dzieci, które już nawet nie widziały w niej teraz matki. Ciche westchnienie wyrwało się z jej trzewi.
- Nie naprawię swoich błędów. Mogę jedynie próbować zachować twarz w oczach innych. Nie wbijaj tej szpilki głębiej Sami, bo wiem doskonale co zrobiłam. – dodała ponurym tonem, patrząc serwalce uważnie w oczy już z mniejszą hardością niż poprzednio. - Przepraszam. Tyle mogę powiedzieć. Tobie i innym. Bo moje tłumaczenia i tak nie mają głębszego sensu.
Be still and know that I'm with you 
Be still and know I am.
[Obrazek: 34ngl5v.png]
Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

19-08-2017, 16:36
Prawa autorskie: Ja

Starał się na nic nie zwracać już uwagi, a tym bardziej się nie rozkleić, co nie znaczy że nie wiedział co się wokół niego dzieje. Gdy ciocia Samiya do niego podeszła, to nawet na nią nie spojrzał, zerknął dopiero gdy poczuł jej dotyk, by znowu na powrót powrócić wzrokiem do swoich łap. Nie trwało to zbyt długo, wystarczyło liźnięcie cioci i już poczuł się o drobinę lepiej, ale dopiero jej słowa mu pomogły, które nie tylko zaczął słuchać, patrząc już uważnie w zielone oczy serwalki, ale też chłonąć całym sobą. Już rozumiał, to tutaj miał swoją rodzinę, srebrni nią byli, jego ciocie, rodzeństwo, reszta stada. Nie był sam i nigdy nie będzie, nie musiał być zazdrosny o matkę, bo może wcale jej nie potrzebował. Oczywiście że za nią tęsknił, tak samo jak za tatą, choć go zbyt dobrze nie pamiętał, o ile w ogóle. Zawsze byli to jego rodzice, ale tak na prawdę ich nie znał, oczywiście bolało go to co zobaczył, ale nie poznał wystarczająco matki by się do niej tak przywiązywać. Zaczął mieć wyrzuty że wtedy stanął w jej obronie przed bratem, przed Asurą, go przecież znał, byli rodziną, a on się od niego odwrócił, ale z drugiej strony jego brat zdradził stado i odszedł... Wolał już tego nie roztrząsać.
- Dziękuję ciociu. To wy jesteście moją rodziną i zawsze nią będziecie, nie potrzebuję mamy - stwierdził również cicho, choć pewnie, by tylko ciocia mogła go usłyszeć, może też ciocia Serret, bo była blisko. Uśmiechając się lekko, choć w nieco smutnym wyrazie. Miał ochotę przytulić się do cioci, ale przecież był na to za duży, odwzajemnił jej gest, ocierając się o nią łebkiem, jakby już naprawdę chciał się do niej wtulić, aczkolwiek trwał przy tym by być dzielnym i się nie łamać. Mimo to wciąż było mu z tym wszystkim ciężko, myślał że odzyskał mamę, ale się zawiódł, czuł się tak jakby jego miejsce zajął Cillian, ale nie musiał go zaakceptować, nie miał takiego zamiaru, niech sobie weźmie mamę, ale do jego rodziny nie będzie należał.
Przestraszył się odruchowo, prawie zrywając na równe łapy, na nagły wybuch matki, nie bał się jej, ale nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji. Tylko słuchał i patrzył, nie wtrącając się słowem, z lekkim grymasem złości na pysku, podburzony panującą tu atmosferą, później już z zaskoczeniem, gdy dowiedział się że jego ojciec po prostu uciekł, jakby nigdy go nie było, a pomyśleć że go kiedyś szukał, tata to już w ogóle go nie chciał. Odwrócił wzrok, tłumiąc w sobie chęć ucieczki, nie chciał się rozkleić jak jakaś lwiczka, a było już bardzo ku temu blisko, w obliczu okrutnej prawdy. Próbował przekonać samego siebie że to nic nie znaczy, że wcale już mu nie zależy ani na ojcu, ani na matce, ale nie do końca tak było. Ostatnie jej słowa i ton, sprawiły że popłynęła po jego policzku samotna łza, zaraz po tym prychnął, już nie mając zamiaru przyjąć przeprosin matki, traktując to jak puste słowa, przepełniał go zawód i żal skierowany ku niej, wciąż uważał że miała już nową rodzinę, a on i jego rodzeństwo nie są już jej potrzebni, że już jej nie obchodzą. Był jeszcze młody, nie potrafił wszystkiego zrozumieć, z jego perspektywy tak to właśnie wyglądało, starał się pogodzić z tym że matki już nie odzyska, bo zabrał ją ten białogrzywy lew i Cillian.
Shaka
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Znamiona:4/4 Liczba postów:257 Dołączył:Cze 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 74
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 60

04-09-2017, 17:44
Prawa autorskie: ~Ki-Re/~Onalew

W napięciu czekał na werdykt kapłanki. Po jej pierwszych słowach, odetchnął w duchu. To, że mały zostanie z matką i stadem liczyło się najbardziej. Kolejnych słów mógł się domyśleć. Był dla nich zdrajcą, nie będą go chcieli na ich terenach, to było oczywiste. Spodziewał się, że też nie pozwolą na jakiekolwiek kontakty jego z synem, jako, że stanowił zły przykład dla niego. I to też usłyszał. Przygotowany był na taką ewentualność i skinął jedynie łbem w ciszy. 
Najwyraźniej jednak nie były to wszystkie słowa, jakie przyszło mu usłyszeć. Zdziwił się, że kapłanka zezwoliła mu na widywanie się z synem, pomimo warunków, które przed nim postawiła.
Kiedy skończyła, spuścił łeb na chwilę, zastanawiając się nad jej słowami. Wiedział, że nie miał innego wyjścia i, jeśli chciał wciąż widywać syna, musiał przyjąć jej warunki.
- Nie będę działać na niekorzyść Księżyca. - zadeklarował, co było dosyć oczywiste. Szkodząc stadu, szkodziłby również i swojej rodzinie tutaj.
- Jednak nie chciałbym być waszym wiecznym niewolnikiem. Zgadzam się na postawione warunki, a w razie potrzeby przyjdę dla was walczyć i zginąć, jeśli będzie taka potrzeba. Jednak kiedy mój syn dorośnie i sam zadecyduje o swoim pozostaniu lub odejściu ze stada, to równocześnie mnie zwolniłoby z mojego warunku. Jako dorosły lew, Cillian nie będzie już mnie potrzebował. - odpowiedział. Odrażała go myśl o byciu zależnym od stada przez całe swoje życie. Tym bardziej od stada, które uważało go za zdrajcę. Dlatego, jeśli Białowłosa nie zgodziłaby się na to, już lepiej, jeśli jego syn zostanie z matką, bez kontaktu z ojcem "zdrajcą".
- Jeśli nie pasuje wam taki układ, odejdę i już nigdy mnie nie zobaczycie na terenach Srebrnego Księżyca. - zakończył swoją wypowiedź. Zignorował zupełnie wtrącenie Samiyi, to była rozmowa jego i Białowłosej. W międzyczasie przysłuchiwał się również rozmowie między Samiyą, Sadie i Azimem. Zakłuło go w sercu, kiedy Azim stwierdził, że nie potrzebuje Sadie. Nie wiedział, jak dziecko mogłoby tak powiedzieć o własnym rodzicu. Jego matka go porzuciła, kiedy był jeszcze bardzo małym lwiątkiem, a z ojcem nigdy nie miał zbyt częstego kontaktu, ale nigdy nie zdobyłby się na podobne słowa.
Poczekał na odpowiedź Kapłanki, po czym podszedł do syna. Liznął go po łebku, a na jego pysku pojawił się szeroki uśmiech.
- Zostaniesz teraz z mamą, ale jeszcze się zobaczymy. Kiedy będziesz mnie potrzebował, przyjdę Ci pomóc. - powiedział do niego cicho, że tylko on mógł to usłyszeć. Przytulił jeszcze młodego łapą, po czym wstał.
- Muszę już iść. - powiedział, po czym spojrzał na Sadie. - Osiądę gdzieś na wolnych terenach, gdyby coś się stało, tam mnie szukaj. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, wiem, że będzie wam znacznie lepiej w stadzie. - powiedział do niej, również dość cichym głosem. Posłał jeszcze jedno, pożegnalne spojrzenie Białowłosej Kapłance, po czym odwrócił się i odszedł powolnym krokiem, w stronę ziem wolnych.

zt
[Obrazek: shaka_do_av_by_chotara-d8cm72u.png]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04-09-2017, 17:51 przez Shaka.)
Inés
Jasnowłosa | Kapłanka
*

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Szamanka Liczba postów:1,076 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 77
Zręczność: 85
Spostrzegawczość: 83
Doświadczenie: 15

07-09-2017, 00:42
Prawa autorskie: CherryColaax (Soma) | OwlyBlue (Ghalib)
Tytuł pozafabularny: Profil roku / Misterium

Jasnowłosa starała się nie zwracać uwagi na to, o czym mówiła Sadie. Puszczała jej tłumaczenia mimo uszu, ze stoickim spokojem skupiając się na tym, by wysłuchać odpowiedzi jej... Partnera? Nie była pewna, czy mogła go określić takim mianem.
Czy mogła zatem wymagać od niego, by ten został, jak to ujął, "wiecznym niewolnikiem"? Czy czyniłoby to zadość zasadom moralności i sprawiedliwości? Kapłanka nie była tego taka pewna, toteż nie zamierzała wymagać od Shaki niczego podobnego. Pomijając fakt, że sam właśnie oświadczył, że nie miałby zamiaru przystawać na takie zasady.
- Niech i tak będzie - odparła więc, lekko mrużąc swe ślepia.
Nie trzeba było nic więcej. Powiodła zań wzrokiem, obserwowała jego pożegnanie z rodziną i skinęła za nim łbem, gdy utkwił w niej spojrzenie. 
Kiedyś patrzył na nią zupełnie inaczej. Teraz, widząc tą różnicę, biała zaczynała dobitnie to dostrzegać. A może całkiem się zmienił, w stosunku do wszystkich...? Trudno orzec po tak krótkim spotkaniu. Za to faktem jest, że ich relacja, choć nigdy nie była nazbyt głęboka, teraz zupełnie dobiegła końca. Zaprzepaścili szansę na przyjaźń, a może i coś więcej, tak jak niedyś Ines z Anubisem, nawet jeśli tamten podawał się za jej przyjaciela... Pytanie, po czyjej stronie leżała wina - jej czy braci? I na ile błękitnooka miała świadomość, co się właściwie działo?
Spojrzała w niebo. Robiło się późno. Nie tak wyobrażała sobie przebieg święta, które teraz najwyraźniej trzeba będzie ukrócić. Już chyba nie pozostała ani jedna osoba, która miała nastrój na świętowanie.
Kątem oka spoglądnęła na Iris. Przywódczyni sprawiała teraz wrażenie zamyślonej.
Think of me, think of me waking
Silent and resigned 



[Obrazek: e61c479cd03d.png] 

Imagine me trying too hard
To put you from my mind



***  |  Głos
Amai
Wtajemniczony
*

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:306 Dołączył:Sty 2014

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 65
Zręczność: 87
Spostrzegawczość: 60
Doświadczenie: 20

08-09-2017, 18:10
Prawa autorskie: ja

Amai czekała zastanawiając się co zaczęło się odstawiać na święcie. Jej umysł już dawno stracił wątek a może to nawet i lepiej. Cicho westchnęła do siebie
-Znamię... ciekawe czy jak będzie to z jakimś słowem-
Zastanawiało ją to strasznie, bo jak na razie czuła się nieco jak by była niewidzialna, a może to nawet i lepiej, chociaż siedząc prawie w "pierwszym" rzędzie może to być trudne. "Ciekawe czy w walce miałabym podobną umiejętność. Była by przydatna do ataków z zaskoczenia". Jej wzrok spoczął to na Ines to na Sami. "Ciekawe czy ich tolerancja mnie nie polega na samej litości"


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości