♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Serret
Mistyk
*

Gatunek:Karakal Płeć:Samica Wiek:Wiek średni Znamiona:3/4 Tytuł fabularny:Mentor Liczba postów:618 Dołączył:Wrz 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 36
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 18

14-09-2017, 15:38
Prawa autorskie: Trollberserker (Askari) / AltairSky

Kotce trudno było znieść to, co się tu działo. Sadie z początku wydawała się być kochającą matką - karakalka była przekonana, że po prostu coś jej się stało. A teraz... Co to się teraz działo! I jeszcze Shaka, ten, który był z nimi niemal od początku, przychodzi z lwiątkiem... Owszem, nowe życie zawsze powinno być witane z radością, ale dlaczego takim kosztem?
Wysłuchawszy słów Sami skierowanych ku lwicy, a później ostrej odpowiedzi tamtej, fioletowooka od razu skierowała swą uwagę na Azima. Była tu dla niego, dla niego i wszystkich innych potrzebujących Srebrnych, a w tym momencie on zdecydowanie się do takich zaliczał.
- Właśnie Azim, zawsze masz nas - powtórzyła za serwalką i delikatnie objęła samczyka łapą, co nie było takie proste, zważywszy na fakt, że ten nie był już taki mały.
Otarła o niego łbem, by dodać mu otuchy, choć jeśli ten wykazałby jakikolwiek przejaw niechęci do tych czułości, to od razu by się odsunęła.
Patrzyła to na niego, to ja Sadie i Shakę. Oby Księżyc miał litość dla tej dwójki! Oby zrozumieli, co takiego zrobili i byli w stanie kiedyś pojednać się ze stadem - zwłaszcza kawowa, która przecież miała znów do nich należeć. W obecnej sytuacji, gdy każdy patrzył na nią wilkiem, włącznie z jej własnymi dziećmi, mogło to być trudne... Ale skoro kapłanki dały jej szansę, to pozostali również powinni spróbować darować jej swe przebaczenie.
[Obrazek: chibi_serret_by_altairsky-d9vtdmc.png]
Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

04-10-2017, 00:41
Prawa autorskie: Ja

Zgodził się ze słowami cioci Serret potakując łebkiem. Musiał się z tym wszystkim pogodzić i tyle. Zresztą zbyt wiele się nie zmieni i nie chciałby by się zmieniło, miał już tu rodzinę, wśród srebrnych, jedynej zmiany jakiej by chciał to to by i jego matka nią była, by mógł i ją uznać za kochającą go rodzinę, ale tego chyba się nie doczeka, zresztą chciał już i nie chciał... Sam nie wiedział co myśleć, czuł się rozżalony tym wszystkim, wciąż zazdrosny, zawiedziony, gdzieś w środku tętniła się w nim iskierka gniewu. Gdy ciocia objęła go łapą, nachylił się nieco by ułatwić jej zadanie, jej dotyk na chwilę rozproszył złe myśli i dodał mu ulgi, a gdy się otarła o niego, wiedział że tego właśnie potrzebuje, uśmiechnął się nikle, tak jakby chciał powiedzieć że będzie dobrze, że jakoś sobie z tym poradzi co go gnębi.
- Strasznie niefajnie byłoby bez was, cieszę się że jesteście... - powiedział lekko zawstydzony tym wyznaniem, chciał jeszcze dodać "kocham was", ale zabrzmiałby to zbyt dziwnie, znów zapragnąłby być mniejszy, nie mało że mógłby się przytulać bez przeszkód, to jeszcze tak powiedzieć. I owszem, kochał swoją rodzinę, ciocie, rodzeństwo i chciałby to samo uczucie żywić do rodziców... Jednak teraz nie wiedział co miałby czuć w stosunku do mamy i... O tacie wolał nie myśleć, nie rozumiał dlaczego mógł ich tak po prostu zostawić, poza tym mama też tak zrobiła, ale wróciła... A z nią ten białogrzywy, który wreszcie odszedł i Cillian. Na prawdę miał już tego wszystkiego dosyć.
Sadie
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:291 Dołączył:Maj 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 64
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 40

10-10-2017, 16:30
Prawa autorskie: Lineart - Malaika4 - kolor - ja/witam (DeviantART) | The Fray

Jak się czuła tak właściwie z tym wszystkim? To chyba było gorsze od umierania. Od powolnego pełnego cierpienia umierania. Może dlatego to było tak trudne do zaakceptowania, bo na końcu nie czekała spokojna śmierć. Przed nią rozciągała się perspektywa życia spędzonego prawdopodobnie w dzikiej samotności. Spojrzenia i słowa jej dzieci - o ile jeszcze miała prawo tak je nazywać - rozdzierały jej wnętrze. Miała wrażenie, że ktoś powoli obdziera ją z całej godności jaką kiedykolwiek posiadała. Jak los nagle rzuca ją prosto w paszczę niepowodzeń i skazuje na straty, rechocząc gdzieś wysoko ponad nią. Czuła się jak robal, który wije się bezradnie, chcąc uciec przed niebezpieczeństwem. A sępy spoglądają na nią zjadliwie, jakby tylko czekały na to aż zdechnie. Chociaż w tej przynajmniej byłby z niej jakiś pożytek. Podniosła wzrok na Shakę, kiedy zaczął mówić. Czy właściwie go jeszcze spotka...? Chociaż. To w ogóle miało aktualnie jakiekolwiek znaczenie? Jedna strata więcej robiła jej różnicę? Pokiwała ze zrozumieniem głową i powiodła za nim wzrokiem, kiedy odchodził. Było w tym coś wyjątkowo przerażającego. Jakby zabierał ze sobą całą chwilową nadzieję, która ją opuszczała aktualnie aby podążać za białogrzywym. Przymknęła te turkusowe ślepia, w których zgasł początkowy entuzjazm ze spotkania ze stadem. A może faktycznie popełniła błąd wracając tutaj...? Spojrzała po wszystkich tutaj zgromadzonych. Nawet w spojrzeniu Sammi widziała dziwne płomienie chorej satysfakcji. Może zbyt sobie to wyolbrzymiała. Ale kolejne słowa Azima i serwalki pogrążały ją jeszcze bardziej. Zgarbiła się jakby istotnie stała się nic nieznaczącym elementem tego wszystkiego, który już dawno temu się wypalił i można go zwyczajnie zastąpić, nie ponosząc przy tym strat. Owinęła ogon zakończony czekoladowym pędzlem wokół tylnych łap i uciekła wzrokiem. Chciała już stąd iść. Gdzieś tam głęboko w środku - pomimo zachwianej wiary - modliła się do Księżyca o siłę na najbliższy czas. Czas, który miał być prawdopodobnie jeszcze trudniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego jak wielką winę ponosi w tym wszystkim. Gdzieś w kącie turkusowego oka zawieruszyła się niechciana łza, która zniknęła pośród beżowej sierści jeszcze szybciej niż się pojawiła. 
Przyszedł czas największej próby. I doskonale to wiedziała. Cóż jej pozostało? Patrzeć jedynie jak jej dzieci odwracają się od niej. Chociaż dla nich z pewnością nie byłą już matką. Wargi drgnęły w ledwo zauważalnym uśmiechu, a w głowie brzmiało już jedynie błaganie o koniec tego wszystkiego. Chciała po prostu pójść do zimnej, ciemnej groty i tam się zaszyć.
Be still and know that I'm with you 
Be still and know I am.
[Obrazek: 34ngl5v.png]
Azim
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samiec Wiek:Młodzik Znamiona:1/4 Liczba postów:192 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 62
Zręczność: 52
Spostrzegawczość: 56
Doświadczenie: 55

01-11-2017, 00:37
Prawa autorskie: Ja

Nie chciał nawet spojrzeć w stronę matki, ale coś go podkusiło by to zrobić. Złość o to wszystko była zbyt świeża by mógł dopuścić do głosu współczucie czy litość, co nie znaczy że gdzieś w głębi jego serce nie poruszał widok Sadie, w końcu to zawsze matka. Szybko odwrócił wzrok. Uznając swój zawód za o wiele gorszy, przecież to nie on zostawił mamę, ba, starał się jej szukać, jak i taty. Może mógł tego dnia w którym zaginęła pójść jej śladami, pójść z nią? Wtedy nie dałoby się jej stracić, ale... Chyba już tak bardzo mu nie zależało, niczego by nie zmieniał, wolał być wśród księżycowych, to tu czuł się jak w prawdziwej rodzinie, a jak myślał o samotnych wędrówkach za matką, to jakoś mu się to nie uśmiechało. W dodatku nie był pewien czy i tak by go wtedy nie porzuciła. Czuł że jego miejsce jest tutaj, mimo żalu za rodzeństwem, które postanowiło opuścić stado, mimo całego zawodu, nieprzyjemności i nie mijającej wrogości do Cilliana.
Sam chciał żeby już było koniec tego święta, bo na prawdę marzył już tylko o odpoczynku, ziewną zmęczony tym całym nadmiarem emocji, patrząc z utęsknieniem na zejście na dół.
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

04-11-2017, 16:14
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

/ja chcę już to tylko skończyć xD

Wszystko wskazywało na to, że Azim rzeczywiście zdołał poczuć się lepiej, i Serret również przyłączyła się do pocieszania go. To było dla niej najważniejsze, nic więcej nie liczyło się tak mocno. Sama była już mocno zmęczona całą tą sytuacją, a zmęczenie zamieniało się szybko w irytację. A czyż Kapłanka nie powinna odznaczać się cierpliwością, zwłaszcza w stosunku do swoich pobratymców?
Zdołała jeszcze tylko pochwycić spojrzenie Ines, które spoczęło na trójłapej lwicy, a które wyraźnie jej o czymś przypomniało. Zerwała się z miejsca i ruszyła ku brązowej.
- Iris - zwróciła się do niej - jesteś już jakiś czas w stadzie, i nadszedł moment, byś otrzymała swój totem, jak każdy inny Srebrny. - Zawiesiła na moment głos, może dla zebrania własnych myśli, może po to, by wprowadzić trochę napięcia. Położyła swoją drobną łapę na barku lwicy, tam, gdzie miała jeszcze świeżę znamię.
- Od dziś nazywasz się Kimburu, czyli... surykatka - powiedziała, i zdołała się przy tym nawet uśmiechnąć, jakby z przekąsem, lecz przede wszystkim z sympatią. - Bo wierzymy, że chociaż na pierwszy rzut oka możesz wydawać się niepozorna czy słaba, jest w tobie ogromna wola przetrwania, wytrwałość i ukryta siła. Tak jak surykatki zamieszkują pustynie i świetnie sobie radzą w najbardziej trudnych środowiskach, ty również poradzisz sobie w najbardziej wymagających sytuacjach i uparcie pokonujesz przeciwności losu. Ufam, że jeszcze wiele przyniesiesz naszemu stadu.
Choć wiedziała, że wiele lwów uznałaby taki totem za obrazę, wierzyła, że Iris spojrzy na to zupełnie inaczej, jak powinien Srebrny. Przecież Księżyc oświetlał wszystkich tak samo! Ktoś mógłby uznać surykatki za stworzenia niewarte uwagi, lecz przecież miały one mnóstwo swoich zalet, jak każde inne zwierzę.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.

Iris
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Znamiona:1/4 Liczba postów:221 Dołączył:Lis 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 60
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 75

06-11-2017, 19:29
Prawa autorskie: Ja

Czas również dla trójłapej lwicy ciągnął się i dłużył, a emocje przytłaczały ją na tyle że nie miała już sił przeżywać kolejnego stresu, siedziała dość spokojnie, jakby nic złego miało się nie stać. Tak na prawdę, po prostu czekała, chyba jak wszyscy. Zamyślona nad tym jak to będzie, czy sobie poradzi, jak zwykle nie wierząc w siebie, obawiała się przyszłości. Nie skupiając się nad tym co działo się tu i teraz.
Rozproszyło ją jej własne imię wypowiedziane przez serwalke, natychmiast zwróciła na nią całą swoją uwagę, zniżając głowę by przypadkiem nie znalazła się zbyt wysoko, okazując tym samym uległość. Zdziwienie i wręcz niedowierzanie odmalowało się na jej pysku. Na prawdę zasługiwała na totem? Sama tak nie uważała, w dodatku jeszcze nie dawno bała się że ją wyrzucą. Nie mogła w to uwierzyć jeszcze długo, po tym jak już Kapłanka Samiya go dla niej wybrała. 
Surykatka. Nie zamierzała gardzić tym co otrzymała, wręcz potrafiła nawet przypuszczać że taka surykatka mogłaby być cenniejsza od niej, przynajmniej miałaby wszystkie cztery łapy. Uśmiechnęła się lekko z wdzięczności, powtórzyła w myślach nowe imię, usiłując go nie zapomnieć, bała się że zapomni, a to było dla niej ważne, dlatego żeby sobie dodatkowo utrwalić:
- Kimburu - szepnęła bardzo cicho.
Uśmiech zniknął, wątpiła że da radę dać coś z siebie, zwykle kończyło się na próbach i chciało jej się płakać z tego powodu, ale powstrzymała łzy, które utknęły jej w oczach, jednocześnie wzruszyła się że ktoś w nią wierzy, mając nikłą nadzieje że może jednak się uda, może będzie lepiej. 
- Dziękuje - odezwała się szczerze, nie dziękowała tylko Kapłance, ale też Księżycowi, prosząc by dał jej odkryć tą ukrytą siłę, której nie potrafiła w ogóle dostrzec w sobie.
[Obrazek: hshhAbo.png]
Samiya
Niezłomna | Kapłanka
*

Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 15

18-11-2017, 01:53
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów

Odwzajemniła nikły uśmiech lwicy, szczerze ucieszona w duchu jej grymasem. Iris raczej nie robiła tego zbyt często, czego Samiya nie do końca rozumiała - w głębi serca przecież dalej była tą samą radosną osóbką, jak za młodych lat, kiedy to uśmiech dosłownie nie schodził jej z pyska. Teraz o wiele częściej jej uśmiech był częścią wizerunku Kapłanki, który przecież powinna utrzymywać. Uprzejmy, łagodny, wspierający, zachęcający. Rzadziej tak po prostu... Radosny.
- Nie ma za co. Należał ci się, jak każdemu pełnoprawnemu członkowi stada - odpowiedziała lwicy.

***

//proszę już to przenieść do zamkniętych xD
Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.

[Obrazek: fA02y7o.png]

Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości