♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#1
04-07-2017, 22:56
Prawa autorskie: Własne

Przeszukując dobrze Vincentowi znaną dżunglę w poszukiwaniu ziół i potrzebnych medykamentów natknął się na mały zbiornik krystalicznie czystej wody. Postanawiając wziąć porządną "kąpiel" odłożył swoje rzeczy zaraz przy brzegu i zanurzając się w wodzie przymknął czerwone ślepia w nadziei, iż spędzi kilka godzin sam, mimo iż miał pewien cel - odnaleźć Hakiego i jego towarzyszy. Lecz chwila dla siebie nie powinna być jakąkolwiek przeszkodą, prawda? W końcu... Każdy powinien mieć trochę czasu dla siebie, na wyciszenie  się i ukojenie myśli.
Tego właśnie teraz potrzebował Vincent - czarny lew z charakterystycznym znaczkiem "dzwonka" na czole, który bardzo cenił sobie prywatność swoją, jak i innych.
Spędzi tu tylko momencik i ruszy w dalszą drogę... Oby tylko momencik.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
Nyarai
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata i 2 miesiące Liczba postów:27 Dołączył:Cze 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 70
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 5

#2
04-07-2017, 23:54
Prawa autorskie: Moje | Tło - Disney

Haha, chyba w snach.
Samotniczka właśnie badała otaczające ją tereny. W ten właśnie sposób miała okazję wybrać sobie najbardziej apetyczne miejsce na dom. Dosłownie - apetyczne. Bowiem podczas pory suchej zawsze miała problem ze zorganizowaniem sobie dobrze jedzenia oraz czasu posiłków. Nonsensem byłoby teraz osiedlanie się w pierwszym lepszym miejscu, gdy za następnym rogiem mogłoby się znaleźć o wiele lepsze, czyż nie? Może i w życiu widziała wiele, ale tak bujnej i żywej roślinności - nigdy. Parła wśród wysokich drzew i rozkoszowała się chłodem jaki dawał ich cień. Trawa miło uginała się pod zmęczonymi łapami, a chłodne, wilgotne powietrze przyjemnie muskało jej wąsy. Oczywiście nowy teren równał się z nowymi niebezpieczeństwami. Dlatego też mimo chwil przyjemności zawsze pozostawała czujna. Dopiero teraz rozniósł się echem pewien plusk, za którym podążył duży szum, aż w końcu cisza. Nyarai musiałaby nie być sobą, aby nie sprawdzić co to było i upewnić się, że nie ją to nie zabije w przeciągu kilku minut. Tak więc ominęła kilka gęstych krzewów, wspięła się na wyższą skałę i przecisnęła przez szereg słodko pachnących kwiatów. Wreszcie jej oczom ukazało się oczko wodne, a przy nim czyjeś rzeczy. Do jej nosa zbyt późno dotarł zapach innego lwa, bo zdążyła już wyjść z ukrycia. Nie zauważyła, że w wodzie przebywa jakaś ciemna masa. Jej spokojna twarzy przybrała trochę zaskoczonych rumieńców, a łapy kazały jej wynieść się jak najdalej od możliwej interakcji z drugim istnieniem. Wiedziała jednak, że teraz już nie ma odwrotu, a gdyby teraz miała zawrócić sytuacja byłaby bardziej niewygodna i niezręczna. Postawiła odważny krok w przód, aby pozwolić promykom słońca oświetlić jej twarz. Fiołkowe oczy nieśmiałe błądziły wśród wody, aby zlokalizować twarz lwa. Zatkało ją. Czy kiedykolwiek widziałeś kogoś tak pięknego, że zacząłeś płakać? Jeszcze nigdy nie widziała samca, którego kolory tak dobrze by ze sobą współgrały. Jego grzywa mimo, że mokra, nadal była kruczoczarna i połyskująca. Najbardziej jednak oniemiała przez te czerwone, magnetyzujące oczy, które teraz właśnie chyba przeszywały ją na wylot. Ogarnij się, on chyba na ciebie patrzy.
- Em - odchrząknęła nerwowo - wybacz, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - odwróciła wzrok i wbiła go jak najdalej niczym olimpijczyk rzucający oszczepem. Nie wiedziała co się dzieje i chciała się zmniejszyć teraz do rozmiarów mrówki. Wtem jednak zaryczał w niej wewnętrzny głos rozsądku i zaczęła się uspokajać. Ale co to właściwie było.
[Obrazek: tumblr_osm0457tYL1vzv85do1_400.png]
Naszyjnik:

 Na splecionym sznurku zawieszone są trzy ptasie pióra (dwa czerwono-carne oraz jedno błękitno-czarne) oraz cztery płaskie szare kamienie. Dwa kamienie po każdej stronie, a w środku pióra.
~ o ~
Jest to spora, silna młoda lwica. Jej piaskowe futro przechodzi w bardziej rdzawe odcienie tuż przy grzbiecie, na uszach, stopach oraz końcówce biczowatego ogona. Jej futro jest gładkie w dotyku, lecz jest bardzo gęste. Pod futrem zarysowywują się prężne mięśnie. Wyraz twarzy ma zazwyczaj poważny albo skupiony, natomiast jej ciało jest zazwyczaj albo ostrożnie schylone albo dumnie rozprostowane. Posiada fiołkowe, uważne oczy.



(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04-07-2017, 23:55 przez Nyarai.)
Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#3
05-07-2017, 16:42
Prawa autorskie: Własne

Z początku Vincent nie zwrócił uwagi na szum dobiegający spomiędzy drzew i zza krzaków zaraz przy źródle. Był zbyt skupiony na przyjemnie chłodnej i czystej wodzie, dzięki której mógł się trochę ochłodzić. Z zamyślenia wytrąciło go dopiero bardzo dziwne uczucie bycia obserwowanym... Powoli rozejrzał się naokoło i zaraz nad brzegiem wody dojrzał młodą lwicę. Przebijające się przez liście drzew promienie słońca oświetlały jej pysk i przednie łapy, na co samiec od razu zwrócił uwagę. Na jej słowa znachor uśmiechnął się ciepło.
-Nie przeszkadzasz, nieznajoma.-
Odpowiedział niskim, aczkolwiek spokojnym i przyjemnym dla ucha głosem. Jego czerwone ślepia wpatrzyły się w jej, jasne niebieskie. W końcu jeśli zaczęli rozmowę, niegrzecznie byłoby, tym bardziej z jego strony, patrzeć zupełnie w innym kierunku niż w kierunku swojego rozmówcy.
-Zgubiłaś się?-
Zapytał, gotów wskazać jej w razie czego drogę. Nie chcąc tak przekrzykiwać się z nią na odległość kilku metrów podpłynął bliżej lwicy, powoli wychodząc z wody. Odszedł na chwilę na bok i potrząsnął łbem, aby wysuszyć grzywę i przy okazji nie ochlapać samicy. Potem wrócił do niej nad źródło. Uśmiechnął się głupio, doskonale wiedząc jak teraz wyglądał z całym tym puchem zamiast grzywy.
-Wybacz, jeśli Cię ochlapałem.-
Powiedział tak jeszcze na zaś.
Nyarai
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata i 2 miesiące Liczba postów:27 Dołączył:Cze 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 70
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 5

#4
05-07-2017, 17:39
Prawa autorskie: Moje | Tło - Disney

Trochę jej było głupio.
Cóż po pierwsze może dlatego, że przeszkodziła przystojnemu samcowi w zażywaniu kąpieli i spokoju, duh. Ale to był jedynie pierwszy punkt. Z kolei czuła się jeszcze bardziej niezręcznie przez to, ze ten specjalnie wychodzi z wody, aby a nią porozmawiać. Nie dość, że w sumie mogła przeprosić i wybiec jak najdalej stąd, to jeszcze na dodatek będą konwersować, nie na odległość. Po jej grzbiecie przeszedł mroźny dreszcz, który nieprzyjemnie prześlizgnął się nawet po jej ogonie. Oh jeszcze zapytał czy się zgubiła! A ona sterczała tu jak ten kołek i przeszkadzała mu zakłócając mu ciszę i spokój. Dopiero teraz chciała zapaść się pod ziemię. Dobrze, że najmniej zestresowany miejscem na jej ciele była właśnie twarz, która nie wyrażała nic szczególnego. Dopiero, gdy ujrzała, że samiec wychodzi z wody jej twarz rozjaśniła się trochę. Nie, nie była z tego zadowolona, ani trochę, ale widok jego obmokłego, ciężkiego futra sprawił, że kąciki jej ust machinalnie uniosły się odrobinę ku górze. Cały czas wodziła za nim wzrokiem, gdy ten poszedł się wytrzepać. Odległość była wystarczająca, aby Nyarai nie podzieliła z nim kąpieli, wiec w tej sprawie wszystko było w jak najlepszym porządku. Kiedy nieznajomy się odwrócił jego grzywa nie przypominała już tak idealnie ułożonej, ale ten artystyczny nieład również dodawał mu uroku. Lwica chichotała wewnętrznie jak mała dziewczynka. Gdy ten na nowo do niej podszedł zebrała się w sobie, aby wreszcie coś powiedzieć.
- Nie, nie ochlapałeś mnie - gry mówiła na jej twarzy widniał delikatny uśmiech, przez który dało się zobaczyć błyskające białe kły - I co prawda nie zgubiłam się, ale właśnie pierwszy raz przechadzam się tutaj. Nie pochodzę stąd. Wędruję, aby zobaczyć wszystko co oferuje mi ta kraina - zastrzygła uchem i spojrzała raz jeszcze w czerwone ślepia lwa - Jestem Nyarai, zwykły samotnik szukający swojego miejsca na świecie - uniosła łeb trochę wyżej, aby pozwolić nieznajomemu na dokładne obejrzenie sobie jej twarzy. Nie miała w końcu nic do ukrycia, prawda?
[Obrazek: tumblr_osm0457tYL1vzv85do1_400.png]
Naszyjnik:

 Na splecionym sznurku zawieszone są trzy ptasie pióra (dwa czerwono-carne oraz jedno błękitno-czarne) oraz cztery płaskie szare kamienie. Dwa kamienie po każdej stronie, a w środku pióra.
~ o ~
Jest to spora, silna młoda lwica. Jej piaskowe futro przechodzi w bardziej rdzawe odcienie tuż przy grzbiecie, na uszach, stopach oraz końcówce biczowatego ogona. Jej futro jest gładkie w dotyku, lecz jest bardzo gęste. Pod futrem zarysowywują się prężne mięśnie. Wyraz twarzy ma zazwyczaj poważny albo skupiony, natomiast jej ciało jest zazwyczaj albo ostrożnie schylone albo dumnie rozprostowane. Posiada fiołkowe, uważne oczy.



Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#5
05-07-2017, 21:46
Prawa autorskie: Własne

Po jej słowach Vincent ponownie obdarował ją ciepłym i przyjaznym uśmiechem. Kiedy się przedstawiła znachor skinął łbem ku niej i sam postanowił się jej przedstawić.
-Bardzo miło mi poznać, Nyarai. Ja nazywam się Vincent. Jestem znachorem.-
Odpowiedział jej ze spokojem i uśmiechem na pysku, a na wzmiankę o szukaniu miejsca dla siebie ciemny lew zastrzygł uchem i przysiadł przed nią, słuchając jej uważnie.
-Skąd więc pochodzisz, Nyarai? I... Mówiąc o swoim "miejscu" poszukujesz czegoś na wzór stada? Jeśli źle rozumiem, proszę, popraw mnie. Z reguły jesteśmy zwierzętami stadnymi, stąd też moje pytanie.-
Powiedział z ostrożnością dobierając kolejne słowa. Chwilę później sięgnął po swoją liściastą torbę i wstał na równe łapy.
-Poza tym, jeśli chcesz, mógłbym dotrzymać Ci towarzystwa na jakiś czas. Muszę poszukać kilku ziół. Wiele z nich straciłem podczas pory deszczowej... A kim jest znachor bez medykamentów?-
Zaśmiał się gardłowo i machnął końcówką ogona.
"जननी जन्मभूमिश्च स्वर्गादपि गरीयसी"
"One's mother and homeland are greater than even heaven"
Nyarai
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata i 2 miesiące Liczba postów:27 Dołączył:Cze 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 70
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 5

#6
06-07-2017, 14:19
Prawa autorskie: Moje | Tło - Disney

A więc znachor.
Znachor Vincent. Jedyną styczność ze znachorstwem miała w swoim rodzinnym domu. Ich stado posiadało swojego medyka, ale Nyarai nie interesowała się jego istnieniem, aż do czasu pożaru. Jego pracę zawsze mogła zobaczyć, kiedy zdarzyło się jej odwiedzić Chidi w lecznicy. A tuż po pożarze miał jej najwięcej. Był to młody lew o dużym zapale, który nosił w sobie dużo wiedzy. Nya mogła czsem dojrzeć jak robi napary, maści, bandażuje rany jakimiś liśćmi czy innymi różnorakimi materiałami. Dla mniej wyglądał on bardziej na czarnoksiężnika, aniżeli na lekarza. Nie rozumiała co robił, ale póki przynosiło to zdrowie dla chorych lwów - było to dobre. Gdy usłyszała pytanie samca uniosła pysk ku niebu. Fiołkowe oczy jeszcze chwilę błądziły po otoczeniu, a ona zastanawiała się nad odpowiedzią. Zazwyczaj nie stroniła od wyjawiana komukolwiek, skąd jest, ale z czasem zaczęła się przekonywać, że zapewne nikomu nie chciałoby się przechodzić przez tak nieziemską odległość, aby dostać się do jej rodzinnych stron. Dlatego po chwili bez żadnych ogródek powiedziała z nutą dumy w głosie:
- Pochodzę z Doliny Grzmiącego Nieba,  ze stada Wyjącego Wiatru. Jest to kraina położona na dalekiej Północy. - na chwilę zamilkła, aby znowu pozbierać w sobie słowa - Jestem przyzwyczajona do bardziej samotniczego trybu życia. Poszukuję to jedynie cichego i spokojnego miejsca na założenie legowiska. Natomiast co do tutejszych stad... - przygryzła wargę nie wiedząc dokładnie co powinna powiedzieć. Wolała ostrożnie dobierać słowa, w końcu Vincent mógł być znachorem jednego ze stad, a nie chciała przez przypadek powiedzieć złego słowa - póki co mogę przeżyć sama. Jeżeli sytuacja życiowa mnie do tego zmusi to dołączę do jakiegoś. A przynajmniej mam nadzieję, że mi się uda. W moich rodzinnych stronach nie było nawet mowy o tym, aby jakiś obcy lew dostał się do stada, bez uprzedniego przejścia wielu prób i testów. Stado zawsze dla mnie było czymś... zamkniętym? Chyba mnie rozumiesz - spojrzała w jego czerwone patrzałki szukając chociażby iskry zrozumienia. I niby lwy są zwierzętami stadnymi, jednak w jaki sposób ma to wyjaśnić fakt, że zdążyła już spotkać tyle wędrowców i włóczykijów, którym nawet przez głowę nie przeszło dołączyć do stada. Dostrzegła, że Vincent zabiera swoje rzeczy. Gdy usłyszała jego propozycję, to oczy jej się zaświeciły. Zostać oprowadzoną przez przystojnego znachora? To jak wygrać los na loterii! Może poznawanie tutejszych lwów nie jest takie złe, może wymagało to zaledwie większej wprawy, przyzwyczajenia?
- Z przyjemnością wybiorę się z tobą na poszukiwania - mruknęła posyłając samcowi delikatny uśmiech - Opowiedz mi proszę jednak trochę więcej o znachorstwie. Nie miałam okazji w życiu zapoznać się z tą profesją. - przekręciła głowę pytająco, a w oczach zabłysła jej ciekawość - Poszukujesz dzisiaj konkretnego medykamentu, czy ogólnie przeszukujesz dżunglę? - podeszła troszeczkę bliżej do Vincenta oznajmiając tym samym, że jest już gotowa wyruszyć. Przyjazne podejście ciemnego samca sprawiało, że czuła się mniej spięta w jego obecności. Kto wie, może jego towarzystwo również miało właściwości lecznicze?
[Obrazek: tumblr_osm0457tYL1vzv85do1_400.png]
Naszyjnik:

 Na splecionym sznurku zawieszone są trzy ptasie pióra (dwa czerwono-carne oraz jedno błękitno-czarne) oraz cztery płaskie szare kamienie. Dwa kamienie po każdej stronie, a w środku pióra.
~ o ~
Jest to spora, silna młoda lwica. Jej piaskowe futro przechodzi w bardziej rdzawe odcienie tuż przy grzbiecie, na uszach, stopach oraz końcówce biczowatego ogona. Jej futro jest gładkie w dotyku, lecz jest bardzo gęste. Pod futrem zarysowywują się prężne mięśnie. Wyraz twarzy ma zazwyczaj poważny albo skupiony, natomiast jej ciało jest zazwyczaj albo ostrożnie schylone albo dumnie rozprostowane. Posiada fiołkowe, uważne oczy.



Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#7
07-07-2017, 15:01
Prawa autorskie: Własne

Vincent słuchał Nyarai z uwagą kiedy zaczęła mówić o swoim stadzie. Pozytywnie zaskoczył go fakt, że lwica była dosyć rozmowna. Spodobało się to Vincentowi gdyż poczuł, że nie musi na siłę podtrzymywać z nią rozmowy ponieważ wymiana zdań pomiędzy nimi była płynna i luźna.
-Z dalekiej północy...-
Powtórzył za nią i uśmiechnął się lekko.
-Z jakiego powodu opuściłaś więc rodzinne tereny? A co do cichego i bezpiecznego miejsca...-
Uniósł lekko brwi i rozejrzał się po naokoło nich. Po chwili pochylił się lekko ku niej i nieco przyciszając głos powiedział:
-Słyszałem od pewnej lamparcicy, że dwa samce lampartów "chronią" tej dżungli przed lwami. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale wolę, abyś wiedziała na przyszłość. Sam od tamtej pory jestem bardziej uważny i czujniejszy niż zwykle.-
Przewrócił oczyma, nieco poirytowany zachowaniem innych kotowatych, które chyba z braku zajęcia postanowiły uwziąć się na lwy. A przynajmniej na to wskazywało ich zachowanie w mniemaniu Vincenta. Coraz więcej spotykał takich osobników...
-Dżungla nie należy do nikogo... Ale najwyraźniej komuś to nie pasuje i musi pokazać, że jest inaczej.-
Mruknął, potem skupił się na dalszej wypowiedzi piaskowej. W międzyczasie powoli ruszył małą, wydeptaną ścieżką przed siebie wzdłuż zbiornika. Kiedy zadała mu pytanie lew kiwnął głową.
-Rozumiem, rozumiem... I w prawdzie nie ma co się dziwić. Moje stado postępowało podobnie. Było bardzo niechętne co do obcych.-
Odparł z delikatnym uśmiechem przypominając sobie kilka sytuacji sprzed lat w swoim stadzie. Zainteresowanie Nyarai znachorstwem zdziwiło Vincenta, ale i zaskoczyło, po raz kolejny, pozytywnie. Medyk zwrócił pysk w jej stronę i z uśmiechem odpowiedział:
-Definicji samego znachorstwa nie muszę Ci chyba opowiadać, co?-
Zaśmiał się zaczepnie.
-Ale kontynuując. Aby zostać znachorem czy medykiem trzeba posiadać sporą wiedzę o leczniczych, ale również i o trujących ziołach, ale myślę, że o tym także wiesz. Mnie uczyła moja babcia, już świętej pamięci, która pokazała mi wszystko, co potrafiła. Cóż, myślę, że wciąż i tak czy siak jej nie dorównuje. Była wspaniałą lwicą. Pokazywała mi jak robić poszczególne mikstury, omawiała ze mną dzień w dzień właściwości roślin, uczyła mnie nakładać opatrunki... Jest to ciężka i mozolna praca. Podziwiam ją do dzisiaj za jej cierpliwość do mnie...-
Uśmiechnął się ciepło przywołując w myślach obraz małego siebie i swojej babki, ślęczącej z nim nad kilkoma rodzajami ziół.
-Dzisiaj miałem zamiar ogólnie przeszukać dżunglę. W porę suchą niektórych roślin nie będziemy w stanie znaleźć i tak.-
Wytłumaczył ze spokojem.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-07-2017, 15:03 przez Vincent.)
Nyarai
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata i 2 miesiące Liczba postów:27 Dołączył:Cze 2017

STATYSTYKI Życie:
Siła: 70
Zręczność: 60
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 5

#8
11-07-2017, 13:53
Prawa autorskie: Moje | Tło - Disney

A to był... bardzo godny zaufania gest!
Nyarai nie była nieufną istotką. W zasadzie to była podejrzliwa jedynie w oczywistych sytuacjach. Dobrym przykładem byłoby wpadnięcie w szemrane towarzystwo. Vincent jednak był tak pozytywnym lwem, że wręcz ciężko było się jej opędzić od ciepłego uczucia w środku. W dodatku teraz ją ostrzegał.
- Oh, to... to bardzo miłe z twojej strony - przez chwilę, aż ją zatkało. Nie często otrzymywało się pomoc od nieznajomego. Zwłaszcza, że starał się on trzymać tą informację poufnie prze kolejnymi oczami - Naprawdę nie wiem co powiedzieć, dziękuję ci - starała się bardzo, aby głos nie załamał się jej w połowie zdania. Weź się w garść kobieto, umiejętności rozmowy może i masz bardzo niskie, ale postaraj się tym razem! - Słyszałam, ze lamparty potrafią być... bardzo zaborcze, ale żeby przejmować całą dżunglę? - również mówiła przyciszonym głosem, aby nie wpędzić ich w tarapaty. Oprócz tego, była również bardzo zadowolona z tego, że ciemny samic uważnie słuchał tego, co miała do powiedzenia. Takie zachowanie sprawiało, że jakoś łatwiej było jej rozmawiać, pomimo jej naturalnego wstrętu to interakcji społecznych. Okazuje się nawet, ze jego rodzinne stado miało dość podobne tradycje, to zawsze jakiś element dający im poczucie podobieństwa, zrozumienia. Uśmiechnęła się przelotnie, gdy ten ironicznie zadał jej pytanie. Po chwili starała się go dobrze wysłuchać i zaczerpnąć jak najwięcej wiedzy z jego tłumaczenia. W dodatku mogła się czegoś więcej dowiedzieć o samcu, co z kolei sprawiało, że z każdą chwilą przestawał się jej wydawać taki niepewnie nieznajomy. A z kolei to owocowało tym, że Nyarai była mniej zestresowana całym spotkaniem. Mimo tego, jej ogon dalej bujał się za nią po to, aby jakoś ruchowo się uspokajać.
- Rozumiem, zawsze dobrze jest mieć wsparcie kogoś z rodziny - mruknęła sama natomiast wspominając swoich rodziców, którzy byli bardzo dobrym przykładem porządnego rodzicielstwa. Z kolei jednak musiała wspomnieć mistrza, którego wyraźnym śladem był naszyjnik na jej szyi. Póki nie miała solidnego domu, musiała nosić go wszędzie ze sobą, dopiero wtedy będzie mogła go bezpiecznie schować. - Dla mnie dobrym wzorem był mój mistrz - niepewnie skazała na wisiorek na jej piersi - Był strażnikiem, przekazał mi całą swoją wiedzę, dzięki czemu mogłam sama przetrwać w podróży. - nie była pewna, czy Vincenta będzie to obchodziło, ale czuła że jest winna Mavuto rozprzestrzeniania dobrego słowa o nim. Dalej podążała już tylko u boku lwa, nie wiedziała czego powinna szukać, ale jeżeli rzuci jej się w oczy jakaś roślinka, to z pewnością zapyta Vincenta, czy może stać się użyteczna.
[Obrazek: tumblr_osm0457tYL1vzv85do1_400.png]
Naszyjnik:

 Na splecionym sznurku zawieszone są trzy ptasie pióra (dwa czerwono-carne oraz jedno błękitno-czarne) oraz cztery płaskie szare kamienie. Dwa kamienie po każdej stronie, a w środku pióra.
~ o ~
Jest to spora, silna młoda lwica. Jej piaskowe futro przechodzi w bardziej rdzawe odcienie tuż przy grzbiecie, na uszach, stopach oraz końcówce biczowatego ogona. Jej futro jest gładkie w dotyku, lecz jest bardzo gęste. Pod futrem zarysowywują się prężne mięśnie. Wyraz twarzy ma zazwyczaj poważny albo skupiony, natomiast jej ciało jest zazwyczaj albo ostrożnie schylone albo dumnie rozprostowane. Posiada fiołkowe, uważne oczy.



Vincent
Wiarus
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Medyk Liczba postów:186 Dołączył:Gru 2015

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 75
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 50

#9
16-07-2017, 18:31
Prawa autorskie: Własne

Krocząc razem z lwicą przez dżunglę i gęste zarośla słuchał tego co teraz miała mu do powiedzenia Nyarai. Na jej podziękowania Vincent obdarował ją ciepłym uśmiechem.
-W porządku. Nie chciałbym, aby coś się komukolwiek przez nich stało.-
Skinął jej głową i obejrzał się za siebie, jakby kontrolnie. Nie widząc nikogo znów zwrócił swój pysk na przód.
-Jak widzisz... Tak. Nie wiem, o co może im chodzić. Co jak co, ale dżungla jest takim miejscem przez które co dzień przewija się mnóstwo różnych zwierząt... Ciężko jest tu posiadać wyłącznie swoje terytorium.-
Mruknął cicho pod nosem spoglądając na mijane przez znachora i lwicę krzewy i drzewa. Na jej kolejne słowa znów na nią popatrzył i zastrzygł jednym uchem, odganiając od siebie jakiegoś irytującego owada.
-Strażnikiem, hm?-
Uśmiechnął się delikatnie.
-Tooo... Dobrze. Chyba każdy z nas ma lub miał jakiś wzór... Takiego właśnie mistrza. Długo planowałaś swoją wędrówkę?-
Zerknął na nią kątem czerwonych ślepi.

//wybacz, że tak biednie, nie mam chwilowo weny na dłuższe posty :c


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości