♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Makali
Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły. Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:179 Dołączył:Lis 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 52
Zręczność: 67
Spostrzegawczość: 51

#1
20-08-2013, 19:25
Prawa autorskie: ---

Oczy Makalego oglądały wiele zachodów słońca, odkąd ostatni raz gotowy był zająć się Wielkimi Sprawami. Afera z Akirą odwróciła porządek rzeczy, Morana nigdy nie był pod łapą, a na dodatek Ares gdzieś zniknął, a wszelkie poszukiwania spełzały na niczym, kończąc siew punkcie wyjścia.I to miała być ta jedność? Moran nie wywiązywał się ze swych obowiązków jak należy. Pal licho Stado, ale żeby tak zaniedbywać braci? Zupełnie, jakby jego uwagę odwracały inne sprawy, nie pozwalające mu skupić się na tych najważniejszych. I chociaż mieli zrobić to razem, burkowi nie pozostawało nic innego, jak zdać się na własną łapę. Domniemana ścieżka do jednego z Owoców Starego Świata miała swój początek gdzieś tutaj, pośród beżów sawanny, otulającej zbocza majestatycznego Kilimandżaro. Cętkowany uniósł łeb ku górze, wypatrując lodowych czap, próbując sobie przypomnieć, gdzie dokładnie mieści się Śnieżny Las. To tam narodziła się Idea, którą burek miał za klucz do rozwiązania zagadki. Żałował, że nie ma przy nim brata, ale nie mógł dłużej odkładać poszukiwań dziedzictwa Taty. Ruszył dalej, samotnie stawiając kolejne kroki na ścieżce ku zimnemu pustkowiu. W drodze, przyglądał się terenom leżącym pod górą, z dziwnym ciężarem na sercu stwierdzając, że nie potrafi odróżnić ruin Starego Ładu od porządku, który przyniósł ze sobą Nowy Świat. A przecież gdy rzeczy się nie zmieniają, to znaczy, że... umarły?
Kudadisi
Konto zawieszone

Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 45
Zręczność: 37
Spostrzegawczość: 38
Doświadczenie: 10

#2
30-08-2013, 15:36
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek

W pobliżu było jednak trochę istot, które nie zajmowały sobie łba takimi przemyśleniami, zajęte zwykłym, prostym życiem. Poza ptakami i gryzoniami znajdowała się jednak tutaj jeszcze istota, która skupiona była na rzeczach całkowicie odwrotnych do rozmyślań hieny. Był nią mały, nadąsany lewek, siedzący na pewnej skale, z uszami położonymi po sobie i ogonem otaczającym łapy. Bębnił pazurkami o skałę, prychając co chwila i rzucając obrażone spojrzenie w dół.
Był zmęczony, był zły i obrażony na cały świat, jak można było się zresztą spodziewać. Polował, do czego Khayaal zachęcała go coraz częściej, jednak ostatnia próba dopadnięcia marnej surykatki skończyła się dla niego bardzo nieprzyjemnie. Wpadł w gęste zarośla. Cierniste zarośla. Jakby tego było mało, poza łapami, ostre kolce nie ominęły również jego ogona i tyłka. Kudadisi był wściekły - jakby tego było mało, Khayaal wyraźnie nie podzielała jego nieszczęścia. Ze śmiechem pomogła mu pozbyć się kolców, bąknęła coś tam o tym, że nie zawsze wszystko się udaje, że wypadki się zdarzają, po czym poszła na polowanie sama. Lwice są głupie, prychnął ze złością lewek. Skoro jemu się nie udało, to czemu nagle jej ma się udać? Oby ona też wpadła w te krzaki. Gdyby to ją tak załatwiły te ciernie i nie miałaby jak usiąść, ciekawe, czy też by się tak śmiała. Kudadisi był na nią teraz śmiertelnie obrażony. Zostawiła go samego na stokach góry, poleciwszy mu na nią zaczekać - więc robił to. Kawałek drogi dalej. Nadąsany tak, że burzowe chmury przy nim były ledwie obłoczkami.
[Obrazek: kudadisiopis2_zps42ae4c28.png]
[Obrazek: Kudadisisygna3_zpsecc3c2a8.png]
Makali
Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Dorosły. Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:179 Dołączył:Lis 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 52
Zręczność: 67
Spostrzegawczość: 51

#3
06-09-2013, 00:14
Prawa autorskie: ---

Z czasem Makali zwolnił, coraz częściej oglądając się za siebie czy to na boki, jak gdyby tracąc przekonanie co do swej wędrówki. W końcu zupełnie się zatrzymał, ostrym warknięciem ganiąc samego siebie. Gdzie w tym wszystkim był sens? Po co szedł tutaj sam, bez Morana? Żeby się upewnić, czy to dobry trop, nie wiedząc nawet, czego szuka? dwukrotnie błądził samemu, szukając odpowiedzi, jak dotąd, daremnie. Dlaczego więc dalej parł tą ścieżką samotnie, skoro dobrze wiedział, że czyni to na daremno? Klapnął zadem na ziemi, mocno zaciskając powieki. Sam postanowił wrócić do Lwiej Krainy, do braci, którzy go potrzebowali. A przynajmniej tak szeptał wiatr, o tym wspominała ziemia, która wraz z Ojcem tak obficie napoili krwią. Ruszył tu, by choć trochę złagodzić skutki odejścia Arto, przynajmniej w sferze Rodziny. A co robił? Szwendał się po nieprzyjaznej ziemi, nieudolnie próbując połączyć ze sobą elementy rozrzuconej układanki. Jego bliscy zniknęli wśród rzeszy obcych, nie niosących ze sobą niczego cieni, gdzie w tej zimnej, kolorowej mieszaninie była Rodzina? Głośno przełknął ślinę, zadając sobie pytanie, dlaczego nie czuł przy swym boku Morana czy Aresa, nie wspominając już o trzymającym się Mai Akirze. Miast tego, uderzał w niego wiatr, wyginający źdźbła okalającej go trawy. Zimno. Czy tylko na tyle mógł liczyć ze strony Kudłacza? Pod zaciśnięte powieki napłynęło ciepło, z którym nie umiał walczyć. Nie w tej Sprawie. Rozumiał, że jego powrót uderzył w brata nagle, więc z początku trudno było mu znaleźć czas dla hieny, utrwalenie swej pozycji, pomimo cienia, jaki zostawili za sobą dawni Przywódcy nie było łatwym zadaniem. Ale przecież minęły już co najmniej dwa księżyce, a widzieli się ledwie trzy razy... Pociągnął nosem, nie potrafiąc już dłużej odepchnąć tej myśli. Czyżby w obliczu ustalania nowego porządku w Świcie, burek nie był już potrzebny tamtemu? A wręcz, zbędny, przeszkadzał? Czy... Czy Kudłacz się go brzydził? Spuścił łeb, przypominając sobie, że ledwie raz samiec okazał mu jakąkolwiek czułość, by zaraz potem zniknąć mu z oczu. Przecież nie tak powinno to wyglądać... Nie wspominając już o Aresie, który przepadł jak strzęp mięsa, z którego na chwilę spuściło się wzrok. I nawet nie mógł zapytać Kudłacza, skąd taka sytuacja, bo i jego nigdzie nie było. Jaka była jego hierarchia, skoro zostawiał brata, jedynego samca na tych ziemiach stojącego na równi z nim, samemu sobie? Przecież... tak nie wolno!
-I czego syczysz! -szczeknął przed siebie, rozdrażniony szeptem wiatru. Miał go prowadzić, nie zwodzić, by później drwić sobie z samotnego burka, pochlipującego na koronie Afryki. Niedbałym ruchem łapy starł wilgoć z pyska, wściekle kłapiąc zębami za przelatującą obok muchą. Owad wymknął się rozgoryczonej hienie, jednak ta nie zamierzała popuścić, całym jestestwem gotowa przelać swój ból na irytujące stworzenie. W pogoni za bzyczącym punkcikiem, cętkowany kluczył wśród sawanny, nieraz przyspieszając trucht, albo skacząc, byle dorwać drobną istotkę. Ostatecznie, zmęczony bezowocna bieganiną, postanowił użyć łba i przystanął, szeroko rozdziawiając mordę, czekając, aż mucha sama zainteresuje się pyskiem padlinożercy, który już po chwili kłapnął paszczą, zachwycony własnym talentem. Samczyk, pewny zwycięstwa, już miał wygłosić zwycięski monolog, rzucając wyzwanie samemu Wiatrowi, którego sługę sponiewierał, lecz zamiast niego, z pyska Makalego dobyło się suche kaszlnięcie. Nie mogąc zaczerpnąć tchu, w przypływie paniki cętkowany począł charkać i prychać, chcąc pozbyć się zdobyczy, nie zważając na otoczenie. Rozpaczliwie parskał wymachując łbem, póki ten nie napotkał pierwszej przeszkody.
Łup!
Czoło hieny głucho walnęło w niewielką skałkę, a jej właściciel z jękiem osunął się na ziemię. Z rozchylonego pyska padlinożercy wyleciała tłusta, czarna mucha. Widać burek nie gardził nawet największym ścierwem.
Kudadisi
Konto zawieszone

Gatunek:lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:18 miesięcy Liczba postów:113 Dołączył:Gru 2012

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 45
Zręczność: 37
Spostrzegawczość: 38
Doświadczenie: 10

#4
22-09-2013, 21:34
Prawa autorskie: Malaika4/Cynek

Nie trzeba było długo, by całe to przedstawienie, a zwłaszcza jego finezyjny finał zwróciło na siebie uwagę dotychczasowego okupanta skałki. Tego samego, naburmuszonego lewka, którego złość zdawała się przerastać w rozmiarach same Kilimandżaro, z tą swoją śnieżną czapką na szczycie. Wściekły kociak słyszał szelest wśród traw i szybko skojarzył go z powracającą Khayaal. Ani trochę spokojniejszy przewiesił łebek przez krawędź skały. I natychmiast schował go z powrotem, o mało nie przewracając się ze strachu.
To była hiena! Całe to przerażenie sprawiło, że natychmiast wymazał z pamięci całą swoją złość, gotów panicznie mknąć przez stoki Kilimandżaro, wykrzykując jej imię.
Tylko czy Makali spędził przyćmiony wystarczająco dużo czasu, żeby lewek zdążył otrząsnąć się i uciec?
[Obrazek: kudadisiopis2_zps42ae4c28.png]
[Obrazek: Kudadisisygna3_zpsecc3c2a8.png]


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości