♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Kamui
Wódz
*

Gatunek:Lew Tsavo Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Nietoperz borsuczy Liczba postów:496 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 86
Siła: 81
Zręczność: 69
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 15

10-06-2018, 18:57
Prawa autorskie: Ian Hinley/kosekiasai/XylaX

Nawet jeśli trafił Tiba i uniknął ciosu nie czuł dumy, nie czuł też w żadnym stopniu przyjemności z walki, walki którą od samego początku uważał za całkiem bezsensowną, zainicjowana przez pozbawionego rozumu grubego starca, który kosztem cudzego życia chciał się raczej zabawić niż osiągnąć coś konkretniejszego. Tak uważał biały, a jedno wiedział, nie zamierza być zabawką w niczyich łapach.
Nieprzyjemny ból rozszedł się po pysku Kamuiego, gdy zajęty Tibem nie spostrzegł w porę ataku Guntera, wycofał się skrzywiony i przypuścił zaraz potem atak w odwecie, zamiast jednak obrać sobie za cel którąś mordkę, lub też inną z części ciała lwów zgarnął z podłoża śnieg możliwe że wraz z piachem igliwiem sypiąc nim jak miał nadzieję prosto w mordę szarżującego Tiba, albo też i obu agresywnych samców jeśli sprzyja mu bliskie ich położenie, jeśli dobrze pójdzie na kilka sekund będą oślepieni, co sprzyjać będzie atakowi Baltazara, sam przydzwoni w tym czasie Gunterowi w ucho nie szczędząc lewego sierpowego. Kolejny atak na błędnik powinien sprawić mu sporo przykrości tym razem.

Dudnienie w oddali u szczytu gór i wibracje podłoża nie zwiastowały niczego dobrego, zupełnie jakby ku nim szarżowało stado gnu, znajdowali się na mniej porośniętym zachodnim krańcu lasu, pustynia w oddali, skały, co miało tu utrzymać zwalający się śnieg, lód i kamienie? 
W swoim życiu nigdy nie widział takiego typu lawiny, ale poza tym że był w niej śnieg niczym nie różniła się od tej zwykłej skalnej i nie potrzebował dużego pokładu wyobraźni żeby wiedzieć czym to zjawisko grozi.
- Głupcy. Chcecie ginąć tu w błędzie, wasza sprawa!- Warknął szorstko pod adresem przeciwników nie oczekując odpowiedzi, on nie będzie tu stać i liczyć na szczęście. Wątpił też by słowa Baltazara czy Bartoliniego dotarły do któregokolwiek, równie dobrze mogli gadać do pobliskiego kamienia z podobnym efektem.
Dlatego jeśli Gunter i Tib zostali na chwilę okiełznani nie będzie czekać, trzeba stąd wiać.
- Komu życie miłe w nogi!
Vari
Cesarzowa
*

Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 16

14-06-2018, 18:53
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry

To co się działo przestawało obejmować granice jakie z góry przyjmowała dla swojej persony Vari i mimo masy różnych reminiscencji nadal uparcie trwała przy tym co wcześniej sobie za ideę przyjęła. Warknęła czując powodzenie swojego czynu. Nie chciała co prawda go zabijać, a jedynie unieszkodliwić... i nie nie była hipokrytką, ale po prostu musiała włączyć się do bitwy, której szczerze wolałaby uniknąć po to aby bronić to co dla niej ważne - Uę. Nie liczyło się to, czy jej przeciwnik był na przegranej czy wygranej pozycji, ważne było wciąż dla niej realne zagrożenie zdrowia i bezpieczeństwa białej ulubienicy.
W momencie gdy usłyszała schodzącą lawinę, wyzwała ten okropny, znienawidzony przez nią śnieg, który po dziś dzień nie przypadł jej do gustu, mimo iż musiała spędzać z nim dość sporo czasu od osiedlenia się na Kilimandżaro. W każdym razie z lawiną nigdy nie miała styczności, więc postępowanie w jej wypadku też było jej zupełnie obce. Miała jedynie nadzieję, że zanim ten cały syf z góry zleci to ona da radę obronić cesarskich i wraz z nimi przenieść się w bezpieczne miejsce. Mimo sytuacji myślała też o obcych... ich też chciałaby bezpiecznie odprowadzić w bardziej bezpieczne miejsce. Śmierć nawet wroga w niehonorowy sposób nie jest niczym czym chciałaby później się chwalić potomnym. 
Słysząc słowa atakowanego przez nią samca utwierdziła się w przekonaniu, że całe to zamieszanie to jedna wielka pomyłka. Brat. To słowo klucz zadziałało na nią chyba najmocniej i choćby nawet wzniosła okrzyk do dalszej walki nie wybaczyłaby sobie jej konsekwencji. Musiała myśleć nie tylko o tym by atak odeprzeć i obronić znajomych, ale także o tym by wyszli cało spod masy białej pierzyny, która byłaby w stanie pozbawić życia większość zwierząt sawanny nie zdolnych do szybkiej ucieczki. Czas płynął. Zdecydowała się wbić pazury w kończyny brązowego jeszcze głębiej lecz na krótko, by zaraz potem wybić się i biegiem ruszyć w stronę Tiba. Po drodze dostrzegła najeżdżającego oponenta. Starała się przyśpieszyć i przed samymi walczącymi wybić się z kończyn tylnych i wbić w nich z impetem w celu rozdzielenia walczących osobników i jednoczesne odepchnięcie ich od nacierającego. 
- Koniec! Tib przestań, schodzi na nas lawina! - starała się być słyszalna dla wszystkich zgromadzonych tu zwierząt. 
Kątem oka spojrzała na osaczonego biało-czarnego samca, widząc w nim jedynie chęć zaprzestania boju. Zamierzała rozwiązać tę żałośnie nieprzyjemną akcję w sposób jak najlepszy i najkorzystniejszy dla wszystkich aktualnie wojujących.
[Obrazek: Dulw2MX.png]
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

15-06-2018, 23:52

Gniew gór nie wszystkich zniechęcił do walki. Sfrustrowany Tib ruszył znów na Kamuiego, zdeterminowany, żeby dopiąć swego. Jednak liczne rany osłabiły go bardziej, niż to wykalkulował. A garść zimnego puchu, którą został posypany po pysku, dodatkowo go zdezorientował i zatrzymał. Śnieg jednak nie powstrzymał Guntera, który w porównaniu do towarzysza, miał jeszcze mnóstwo sił. Udało mu się złapać przednią prawą łapę Kamuiego (choć w jego przypadku chyba wypada nazwać ją środkową) i sprowadzić przeciwnika do parteru bolesnym szarpnięciem. Tib w międzyczasie zdążył się otrząsnąć i wznowić atak, ale został powalony zanim dotarł do tsavo. To Baltazar rzucił go na śnieg. 
Tymczasem Bartolini kombinował, jak uwolnić się od lwic. Przygotował całkiem niezły plan, ale Vari szybko odskoczyła, żeby pomóc samcom. Na pożegnanie pogłębiła rany w łapie ciemnogrzywego, na co ten zawył i zachwiał się, w ten sposób zrzucając z siebie Uę, która dosyć niefortunnie upadła na sękaty konar pokryty śniegiem. 
Cesarzowa wbiła się w tłum, obijając się przy tym po trochu o każdego z lwów i zostawiając im drobne zarysowania. W ten sposób uratowała łapę Tiba, która po dalszym kąsaniu mogłaby zostać nieodwracalnie uszkodzona. Stworzyła zamieszanie, w którym jej teść zdołał stanąć na równe łapy, ale i Kamui zyskał szansę, żeby przydzwonić Gunterowi, przyprawiając go o ból głowy i pisk w uchu. Vari stała teraz dokładnie między Tibem i Baltazarem a Gunterem i Kamuim. 
Moyo pozbierał się po ciosie Baltazara, ale już nie przykładał tak dużej uwagi do walki. Obserwował lawinę. Puszysta fala wciąż pędziła w dół zbocza, gromadząc coraz więcej śniegu. Nieubłaganie zbliżała się do Śnieżnego Lasu, wcale nie tracąc na prędkości ani masie. Wyglądało na to, że dalsze lekceważenie jej może zostać przypłacone niejednym życiem. Ua podbiegła do poety i teraz oboje patrzyli wyczekująco na pozostałych, zwłaszcza Cesarzową. Co dalej?

Kamui, Baltazar, Bartolini → Tib, Gunter, Moyo, Vari, Ua

//Lawina dotrze na koniec kolejnej tury. Postacie z HP niższym niż 70 mogą mieć problem z samodzielną ucieczką, dlatego potrzebują wsparcia przynajmniej jednego lwa. Postronnym też radzę zwiewać :P

Kamui -16 HP
Gunter -14 HP
Tib -11 HP
Ua -5 HP
Baltazar -4 HP
Bartolini -3 HP
Kamui
Wódz
*

Gatunek:Lew Tsavo Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Nietoperz borsuczy Liczba postów:496 Dołączył:Wrz 2015

STATYSTYKI Życie: 86
Siła: 81
Zręczność: 69
Spostrzegawczość: 69
Doświadczenie: 15

16-06-2018, 19:17
Prawa autorskie: Ian Hinley/kosekiasai/XylaX

O nic więcej mu nie chodziło, przeciwnicy jednak byli upierdliwi jak kąśliwe muchy  tse tse, nie wiadomo ile razy odgonisz taką łapą ta wróci, wracać będzie aż nie rozgnieciesz jej pozbawiając życia. Czy to było i teraz jedyne wyjście? 
Nie udało mu się wywinąć przed szarżą Guntera, nadprogramowa łapa poczuła na sobie ostre kły lwa i zaraz w odwecie smagnął go w mordę, złość z przewagą rozlało się po ciemno jasnym ciele, znalazła się jednak i szczypta satysfakcji, szalony Medyk poczuł na swoim łbie prawdziwość ostrzeżeń, których w swoim czasie dał im dość.
Wdzięczny był Baltazarowi i Bartoliniemu za pomoc, nie zapomni im tego i nagrodzi w swoim czasie.
Teraz jednak były ważniejsze rzeczy na łbie młodego Dragona, zamierzał wykorzystać fakt iż rozdzielono agresorów zanim jednak zdążył wybić naprężone ciało ku stojącemu oponentowi Vari wmieszała się do ich walki rozdzielając samców, mruknął na nią ostrzegawczo szczerząc kły, to że jest lwicą nie zmieni niczego. Wedle kodeksu każdy kto przystępuje do walki której stawką jest życie objęty jest takimi samymi zasadami, bez względu na wiek, płeć i zdrowie, czy gatunek.
Totalna głupotą jednak byłoby kontynuować walkę.
- Zapamiętam to.- Tylko co? Ten Atak? Ich? Czy ostatki rozsądku którymi wykazała się samica? Oschłe słowa prawdopodobnie nie były skierowane tylko do brązowej lwicy, kiwnął łbem Baltazarowi na znak że wynoszą się, obierając  w tym samym czasie kierunek tak by po drodze zabrać też Bartoliniego i uciekać w zbitej grupie w razie kłopotów, w stronę dżungli, gęstszych partii lasu. Nie tracił przy tym czujności, wiedział że Vari może tylko grać, a Ua i Moyo czekają tylko na okazję, Tib i Gunter mogą próbować kolejnych kretyńskich pomysłów.
Jeśli tamci pozostaną w tyle staną się zmartwieniem brązowej Moyo i Uy, a on i jego kompani będą szukać schronienia wśród drzew, skał, najlepsza jednak będzie jaskinia.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-06-2018, 19:19 przez Kamui.)
Baltazar
Konto zawieszone

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Liczba postów:39 Dołączył:Lis 2017

STATYSTYKI Życie: 96
Siła: 80
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 15

17-06-2018, 16:37
Prawa autorskie: własne

Wpadając w rozjuszonych walczących samców, cesarzowa powinna liczyć się z tym że interpretacje takiego zachowania mogą być różne, a słowa jak sam odczuł po sobie - nie rozwieją wątpliwości, szczególnie te wykrzyczane w biegu, po których następuje atak. Bo tak widział to Baltazar otoczony wrogimi lwami i raniony przez samicę, łapa bez namysłu zareagowała natychmiast po jej pojawieniu się nie celując w nic konkretnego, odruch który miał na celu odegnać źródło ataku czymkolwiek by ono nie było. Odskakując po tym cofał się czujnie obserwując Vari i Tiba, których miał najbliżej i gotów był w każdej chwili się odgryzać jeśli znów zaatakują. Szczególną uwagą lazurowych ślepi obdarował Vari, która swoimi sprzecznymi w jego mniemaniu działaniami zaskarbiła sobie największą nieufność. Znak Kamuiego był mu ogromną ulgą, dopiero spostrzegł w tym chaosie że jest całkowicie wolny i zgodnie z poleceniem wycofał się z walki dołączając do pięciołapego w zabraniu brata i ucieczce. Umyślnie nie spoglądał na lawinę, przerażony tym co może zobaczyć, wystarczy że słyszy szum jakby mu z własnej głowy się wydobywał.
Bartolini
Iskra
*

Gatunek:Lew afrykanski Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Zezwolenia:Może zbierać kocimiętkę. Liczba postów:39 Dołączył:Lis 2017

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 58
Zręczność: 72
Spostrzegawczość: 80
Doświadczenie: 15

17-06-2018, 17:36
Prawa autorskie: Av od Baltazara
Tytuł pozafabularny: Doskonały design

Boli, wszystko boli, ale przynajmniej lżej mu na grzbiecie. Odetchnął głęboko. Musiał się zatrzymać i nieco otrząsnąć się po tej szarpaninie. W głowie słyszał szum nie ogarniając, że to szum zbliżającej się lawiny. Spojrzał na to co się dzieje z bratem i Kamuim. Widząc, że srebrnogrzywy i brat są wolni odetchnął z ulga. Chce już stąd iść. Chce się gdzieś położyć i wyleczyć rany, z dala od tej powalonej naćpanej bandy. Dokuśtykał do nich próbując utrzymać równe tempo z trudem.
Gunter
Samotnik
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Tytuł fabularny:Młodszy Znachor Liczba postów:208 Dołączył:Lut 2018

STATYSTYKI Życie: 94
Siła: 76
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 30

18-06-2018, 19:36
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Geniusz

Nasilający się szum i naciągająca z góry biała fala doprowadziły Guntera do wniosku, że obliczając prawdopodobieństwo zejścia lawiny musiał niefortunnie podzielić przez zero. Wywołało to matematyczny paradoks, który wyrwał dziurę w kontinuum czasoprzestrzennym i zagiął wszelkie granice nieprawdopodobieństwa, umożliwiając zajście tego nielogicznego zjawiska. Niestety tak kończy się łamanie zasad matematyki, z którą, jak z każdą kobietą, dla własnego dobra lepiej nie dyskutować.
Znachora tak pochłonęły rozmyślania, że nawet nie zauważył zbliżającej się z siłą wściekłego słonia łapy Kamuiego, skierowanej prosto w jego ucho. Pięciołapy był równie zdeterminowany, żeby pozbawić Guntera słuchu, jak ten, żeby pozbawić Kamuiego nadprogramowej kończyny. Być może gdyby spotkali się w przyjemniejszych okolicznościach po prostu ubiliby zadowalający dla obu stron interes. Znachor i tak nie przepadał za słuchaniem innych, więc nie narzekałby na brak tego zmysłu.
Takim oto sposobem czarnogrzywy lew znów został ogłuszony. Potężny ból w czaszce uniemożliwiał skupienie myśli ani oczu na czymkolwiek, więc znachor nie zdawał sobie sprawy, co dzieje się z innymi walczącymi. Wiedział tylko, że czas jak najszybciej się stąd zmywać, bo jeśli kiedykolwiek chciał wynaleźć sposób na nieśmiertelność, nie mógł zginąć w tak błahy sposób jak przysypanie śniegiem. Zerknął tylko przelotnie, co dzieje się z Tibem, ale ten nie był już atakowany, więc nie potrzebował pomocy i mógł się sam ewakuować. Irytujące dzwonienie w uszach i rozdzierający ból głowy sprawiały, że Gunter nie był w stanie samodzielnie wymyślić, jak wydostać się z obszaru zagrożenia. Między drzewami widział sylwetki uciekających lwów i kierowany instynktem podążył za nimi z nadzieją, że wiedzą jak uciec od lawiny. Ale zaraz, przecież nie mógł pozwolić uciec mordercy Kamy i jego sługusom. Postanowił dogonić ich i zatrzymać, kiedy tylko wydostaną się z obszaru zagrożenia.
- Dopadnę cię, ty łachudro! - krzyknął do pięciołapego - Hultaje, nicponie, nie uciekniecie mi! - zwrócił się mocnymi słowami do braci.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19-06-2018, 21:10 przez Gunter.)
Ua
Weteran
*

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Tytuł fabularny:Posłaniec Liczba postów:283 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 96
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 35

20-06-2018, 11:05
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry

Byłam kompletnie zdezorientowana. Wszyscy krzyczeli o zakończeniu walki i bili się dalej. A ja... Ja byłam przerażona. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na ziemi, a konkretniej na konarze. Poczułam okropny ból. W oczach pojawiły mi się łzy. Podniosłam się z trudem. W głowie mi szumiało... Chwila, czy aby na pewno w głowie? Zadarłem głowę. Moim oczom ukazały się masy białego puchu, pędzące wprost na nas. Moja mina z pewnością wyglądała jak mina Simby, gdy zobaczył stado gnu. I tak jak on, zaczęłam szaleńczo biec. Z początku instynktownie udałam się w stronę Moja (miałam nadzieję, że mnie obroni?), lecz w pewnej chwili odwróciłam się i dostrzegłam, że to zły kierunek. Wszyscy biegli w inną stronę, więc pewnie tam było bezpieczniej. Skręciłam, kierując się za Gunterem. Biegłam jak jeszcze nigdy w życiu. Miałam nadzieję, że dojrzały samiec wie, co robi.

Z.t?
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20-06-2018, 11:05 przez Ua.)
Hazina
Samotnik
*

Gatunek:Okapi Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Liczba postów:13 Dołączył:Mar 2018

STATYSTYKI Życie:
Siła: 60
Zręczność: 65
Spostrzegawczość: 70

21-06-2018, 22:11
Prawa autorskie: Ja

Wrzaski odbijały się nieprzyjemnie od tej góry w oddali, cofnęła się kawałek, nagle do tego przyłączył się zupełnie odróżniający się dźwięk, nieznany, ale wyjątkowo złowrogi, burze już po ułamku sekundy wykluczyła, choć coś w tym dźwięku przypominało właśnie ją. Skupiła się na zagrożeniu, bo nie musiała brać czynnego udziału w walce, a odległość od drapieżników zapewniała jej bezpieczeństwo, choćby na tę chwilę by się upewnić co się dzieje.
Wystarczyło że zobaczyła jak zabójcza biel postanowiła spadać tu na dół, a zerwała się do ucieczki. Na którą zresztą instynktownie, w każdej chwili była gotowa, tyle że przed drapieżnikami, a nie białym kataklizmem niszczącym dosłownie wszystko na swojej drodze. Kątem oka nieustanie widziała potęgę żywiołu, nie szczędził nawet drzew. Gnała najszybciej jak umiała, w jej oczach malował się już tylko szok i najprawdziwszy strach, już dawno tego nie czuła, niczym surowe przypomnienie że z matką naturą nie należy nigdy igrać. Zamierzała się stąd wynosić jak najprędzej, a jednak uważając na śliskie podłoże, zwalniała odrobinę gdy czuła się mniej pewniej, wszystko aby nie upaść i umknąć stąd jak najszybciej w jednym kawałku.
Kiedy pierwszy szok minął, przez chwilę się zawahała nad ucieczką, skoro niektórzy najwyraźniej nic sobie nie robili z sił natury i kontynuowali walkę; ale nawet ona nie była tak szalona, żadne widowisko nie wynagrodzi zbyt dużego ryzyka śmierci...

zt, jeśli to możliwe
Vari
Cesarzowa
*

Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 16

22-06-2018, 17:42
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry

Nie ważne co sobie teraz mogli o niej myśleć obcy, miała to zresztą totalnie głęboko w puszystym zadku, który nadal dumnie zdobił ogon z bujną kitą na samym jego końcu. Lwica nie wahając się podeszła czym prędzej do boku Tiba umożliwiając mu oparcie się i ułatwienie ucieczki z niebezpiecznego siedliska. Serce biło jej jak opętane, dudniąc w klatce piersiowej niezwykle szybko i zarazem głośno.
Tumany śnieżnego popiołu zaczynały coraz szybciej zbliżać się do uciekinierów. Przez to całe zamieszanie nie była pewna, czy aby na pewno wszyscy uciekają. Przeklinała ten okropny śnieg zarazem, czując jego zimny dotyk na poduszkach łap.
Wzrokiem odprowadzała kolejne osobniki starając się przyśpieszyć jeszcze bardziej, choć zapewne nie będzie to zadaniem na tyle łatwym, by ich wyprzedzić. Ze względu na położenie Śnieżnego Lasu, ona również zdecydowała się udać w stronę dżungli i czym prędzej przejść przez znajdującą się nieopodal rzekę, która w jej mniemaniu może zapewnić ratunek, ale przekraczając ją nie zatrzyma się ani na chwilę póki nie będzie pewna, że jest bezpieczna.


z/t ?
[Obrazek: Dulw2MX.png]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01-07-2018, 23:51 przez Vari.)
Tib
Samotnik
*

Gatunek:Lew afrykański Płeć:Samiec Wiek:Wiek średni Znamiona:1/4 Tytuł fabularny:Wędrowiec Liczba postów:387 Dołączył:Sie 2016

STATYSTYKI Życie: 73
Siła: 91
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 65
Doświadczenie: 14

02-07-2018, 23:49
Prawa autorskie: tigon
Tytuł pozafabularny: Świrus

Po raz kolejny stary Tib wylądował w śniegu klnąc przy tym w myślach.
Scheiße, chyba rzeczywiście się starzeję...- przeszło mu przez myśl gdy zaraz po upadku podjął niezdarną próbę podniesienia się ze śniegu. Niestety rany które otrzymał nieco utrudniały mu zadanie. Zaskoczony nagłym uderzeniem bólu, stary o mały włos nie upadł na glebę, jednak w tym momencie z pomocą przysła mu Vari.
- W samą porę mein Lieber- rzucił do cesarzowej, jednocześnie wywołując na pysku delikatny uśmieszek. Odprowadził wzrokiem uciekających przeciwników a także Guntera, któremu najwyraźniej znowu coś odbiło. No chyba że tym razem miał jakiś plan, ale Tib jakoś nigdy nie wierzył w cuda  zwłaszcza jeżeli chodziło o jego kompana.
Nie tracą czasu na zastanawianie się, Tib z pomocą Vari podają się rozpaczliwej ucieczki przed rozwścieczonym żywiołem.
Jeżeli odwrót okaże się niemożliwy i rozpędzone warstwy nie pozostawią mu nadziei na ucieczkę, Tib spróbuje rzucić się na ziemię i położyć się bokiem do nadciągającego śniegu by  dać się mu ponieść.
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-07-2018, 23:49 przez Tib.)
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Płeć:Samiec Liczba postów:1,683 Dołączył:Cze 2012

STATYSTYKI Życie: 0
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:

05-07-2018, 19:40

Kiedy zagrożenie ze strony lawiny okazało się więcej niż prawdopodobne, większość lwów się opamiętała, chłodno kalkulując, że ratowanie swojej skóry jest ważniejsze niż okładanie przeciwników. Co prawda Baltazar odruchowo drasnął Vari, ale ona nawet nie zwróciła na to uwagi. W końcu wszyscy się rozbiegli. Członkowie Klanu Ognia wystrzelili jako pierwsi, korzystając z przychylności losu. 
Za nimi pognał Gunter, który wciąż nie zamierzał rezygnować z urojonej zemsty. Towarzyszyła mu Ua, która była przekonana, że starszy lew po prostu stara się uciec z pola rażenia śnieżnej kaskady. Jednak pościg ten został przerwany przez stado przerażonych jeleni, które przecięły im drogę. Przemknęły im dosłownie przed nosami. Widać było, że bardziej boją się lawiny niż lwów. Klan Ognia zdążył zniknąć w gęstwinie drzew zanim Gunter i Ua mogli kontynuować gonitwę. Wciąż można było podążać śladem łap odciśniętych w śniegu i krwi, ale nie było większych szans, by dogonić szarych samców przed dotarciem do rzeki. 
Vari jako priorytet obrała pomoc rannemu przyjacielowi. Biegnąc u jego boku parę razy uratowała go przed potknięciem. Tylko dzięki niej Tib nie został pogrzebany żywcem pod białą masą. Dotarli do krawędzi lasu, gdzie byli już bezpieczni. Ryk góry ustał, a gdy lwy się odwróciły, zobaczyły tumany śniegu, które zalegały kilkadziesiąt metrów za nimi. W najwyższym miejscu sięgały powyżej połowy pni smukłych drzew. Szczęśliwie wszystkim udało uniknąć się katastrofy. Chociaż... Czy na pewno? Gdzie podział się Moyo?



Uznaję akcję za zakończoną. W związku z nadchodzącym globalnym skipem nie ma sensu tego przedłużać, zwłaszcza, że tury tutaj trwały dość długo. Gunter i pozostali mogą wejść do następnego wątku, w którym pojawią się Kamui, Bartolini i Baltazar z argumentem, że udało się ich wytropić po dłuższym czasie. Tylko wtedy już na własną odpowiedzialność, pamiętajcie.
Nie odejmuję Vari HP, bo skip i tak od razu je wyleczy. Jeśli chodzi o Moyo, to sprostuję, że niekoniecznie zginął. Ale póki się nie pojawi na forum, można uznać, że tak właśnie się stało. 

Wszyscy dostają 15 PD
Ua
Weteran
*

Gatunek:lew Płeć:Samica Wiek:Młoda dorosła Tytuł fabularny:Posłaniec Liczba postów:283 Dołączył:Cze 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 50
Zręczność: 96
Spostrzegawczość: 68
Doświadczenie: 35

28-07-2018, 09:31
Prawa autorskie: ja
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry

Nie chciałam tu wracać. Zdarzenia sprzed dwóch miesięcy wciąż napełniały mnie przerażeniem. W snach widziałam moje łapy, całe we krwi, i morderczy puch, pędzący prosto na mnie. W snach widziałam jeszcze jedną postać, postać Moya. Szedł do mnie, uśmiechając się szeroko. Chciałam podbiec do niego, poczuć jego ciepło, przytulić, ale zanim zdążyłam się do niego zbliżyć, zabierała go lawina. Budziłam się z płaczem albo krzykiem, a potem bałam się znów zasnąć. Miałam nadzieję, że z czasem wszystkiego zapomnę, ale wspomnienia wciąż były tak żywe jak pierwszego dnia. Nie chciałam się ani na metr zbliżyć choć do najcieńszej warstewki śniegu. Oczywiście na terenach Cesarstwa unikanie go było dość trudnym zadaniem. Jak można się domyślić, zaniedbałam przez to moje obowiązki. I tak nie miałam do nich głowy. Ciężko mi powiedzieć, co robiłam podczas trwania powodzi, podobnie jak ciężko mi powiedzieć, czemu właściwie zgodziłam się na propozycję pana Athastana. Chyba mój umysł nie zarejestrował w pierwszej chwili miejsca spotkania. W każdym razie gdy się opamiętałam, było już za późno. Nie zjawić się też nie mogłam. Chyba po prostu powiem, że źle się czuję...
Moyo
Wiarus
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:Młody dorosły Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:203 Dołączył:Lis 2016

STATYSTYKI Życie: 77
Siła: 76
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 71
Doświadczenie: 37

28-07-2018, 17:39
Prawa autorskie: Angelo, disney
Tytuł pozafabularny: Marzyciel

Głowa łupała go niemiłosiernie. Otworzył oczy i  natychmiast ścisnęło mu się serce. Było ciemno. Coś go przygniatało, ciężko było mu oddychać. Ogarnęła go panika i zaczął się rzucać. Po chwili uderzyło w niego światło i lew nabrał większy łyk powietrza. Zamrugał przyzwyczajając oczy do światła. Nie wiedział gdzie się znajduje... wiedział że było bardzo biało. Głowa znów dała o sobie znać. Krzyknął i chciał złapać się za bolące miejsce, lecz jego kończyna wylądowała kompletnie w innym miejscu i Moyo zachwiał się. Upadłby ,gdyby nie fakt że był w połowie jeszcze zakopany. Odkrywając ten fakt lew spróbował wydostać się ze śniegu. Nie wiedział ile czasu minęło zanim wyszedł w miejscu, gdzie nie było tego białego gówna. Gdy nie musiał już brnąć i postawił łapy na ziemi świat zawirował i grunt niebezpiecznie zbliżył się do jego pyska. Rudogrzywym wstrząsnęły torsje i upadł ozdabiając swoją futrzastą szatę porannym posiłkiem. Było mu niedobrze i wszystko się kręciło. Co sie działo. Jak prze mgłę pamiętał walkę, napastnika, Uą a potem... Potrząsną głową próbując zebrać myśli. Nie pamiętał, lecz najwyraźniej przysypał go śnieg. Tak! Lawina! Nie pamiętał żadnego uderzenia, ale widocznie musiało go o coś rzucić.
Spróbował wstać lecz wywołało to tylko kolejną falę wymiotów. Moyo dał za wygraną i postanowił odpocząć.


Dwa miesiące później Moyo leżał odpoczywając. Nie dość, że przez miesiąc wylizywał rany, to jeszcze ta powódź. Gdy zobaczył zwiększający sie poziom wody bał się, że nie zdąży uciec, osłabiony po lawinie. Udało mu się jednak znaleźć miejsce, które zapewniło mu schronienie. Musiał przejść sporo w kierunku Kilimandżaro jednak udało się uciec przed wodą. Głaz który chronił go przed słońcem i deszczem nie był jakimś cudem świata, jednak Moyo nie miał siły by dalej podróżować. Mdłości po dwóch tygodniach ustąpiły, jednak otępienie i ból głowy wciąż mu dokuczały. Wylizując wszystkie zadrapania i bolesne miejsca zastanawiał się co dzieje się u cesarskich. Miał tylko nadzieję, że wszyscy uciekli przed powodzią. Nie wiedział też jak skończyła się walka. Moyo otrząsnął się próbując odegnać strach o Uę. Wstał i rozejrzał się wokół siebie. Piękno tej krainy nadal nie przestawało go zadziwiać. Westchnął i niemal natychmiast syknął z bólu. To jeszcze nie ten czas by wrócić na Kilimandżaro. Jeszcze nie. Wrócił pod głaz i legł, zasypiając mocnym, pokrzepiającym snem.
[Obrazek: iTJUvVI.png]
Athastan
Radca
*

Gatunek:Lew Płeć:Samiec Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Posłaniec / Młodszy Szaman Liczba postów:384 Dołączył:Paź 2016

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 61
Zręczność: 76
Spostrzegawczość: 81
Doświadczenie: 8

29-07-2018, 01:25
Prawa autorskie: Subi-cub(generator) Ja (edycja)
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry / Przodownik pracy

Zmierzał dosyć szybko w stronę śnieżnego lasu, i prawdę mówiąc, był nieco zaniepokojony. Chciał tu dzisiaj wybrać się z Uą, ale z tego co pamiętał, mieli spotkać się jeszcze na Kilimandżaro i potem razem tu przyjść. A tymczasem, jak udało się mu dowiedzieć, Ua zebrała się zanim zdążył wyjść z jaskini, więc nie namyślając się zbytnio, ruszł do miejsca gdzie miał nadzieję ją spotkać.
I oto była, biała jak otaczający ją śnieg, z większej odległość niemal niewidoczna w tym otoczeniu.
Podszedł i chcąc się przywitać powiedział:
- Hej... - po czym słowa uwięzły mu w gardle, gdy spostrzegł, że coś jest nie tak. Lwica nie powinna tak tu stać, smętnie, ze zwieszoną głową. Od razu przez głowę zaczęły mu przebiegać różne możliwość, w tym, czy sam czegoś nie sknocił. Najłatwiej było chyba jednak po prostu zapytać, co też uczynił. Teraz jednak jego głos brzmiał poważnie i łagodnie.
- Ua, co się stało? Coś jest nie tak?
Jednak domysły wciąż krążyły po jego głowie nie mogąc trafić na swoje miejsce, a do tego doszło przeczucie, iż plany które miał na dzisiaj właśnie straciły znaczenie.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości