♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

23-04-2016, 16:32
Prawa autorskie: Malaika4

I wtedy znów się objawił. Ognik, który zaprowadził mnie tutaj, zawsze widniejący długich kilkaset kroków przede mną. Mogłam przyspieszać i zwalniać w nieskończoność, a ten zawsze pokazywał się moim oczom daleko przede mną. Teraz jednak zobaczyłam go bardzo blisko, ledwie kilka, kilkanaście kroków od siebie. Przestałam nucić. Powolnym ruchem położyłam swoją laskę na ziemi, w pierwszym stabilniejszym miejscu i pogładziłam ją łapą.
- Dokąd mnie zaprowadziłeś, biedny ogniku? - Zapytałam, starając się ze wszystkich sił nadać mym słowom miły, spokojny ton, mimo niepokoju, który targał moim sercem.
Sercem, które ułamek sekundy później pękło. Przed mymi oczyma nie stał teraz błysk światła. To był anioł. Anioł, którego znałam. Jego świetlista sylwetka. Jak wtedy, gdy widziałam go po raz ostatni.
- Derion. - Wyszeptałam.
Oczy zaczęły piec. Oddech boleśnie uwiązł w gardle.
- Derion... - Zapłakałam.
Zamknęłam mocno ślepia, ale kiedy otworzyłam je znów, on dalej tam był.
- Deri...! - Skoczyłam w jego stronę.
To naprawdę był on. To on. To naprawdę on. Przez łzy ledwie widziałam zarysy jego sylwetki. Jego łeb wpatrywał się we mnie, słyszałam jego cichy głos, wypowiadający moje imię.
- Deri, to ty, to naprawdę ty!
Nie potrafiłam powiedzieć nic więcej. Doskoczyłam do niego, tuż przy nim, rozbryzgując błoto wszędzie dookoła siebie. Machającym ogonem, dygoczącymi łapami - jedynie łzy zanikały w strugach deszczu.
- Derion, Deri... Deri...
Nie potrafiłam.
Derion
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 87
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 44

23-04-2016, 17:02
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP

Nagły wybuch radości ze strony Lai i jego momentalnie podniósł na duchu, rozpogodził, uskrzydlił dawno nie doświadczaną uciechą. Uśmiechał się do jej szaleństw, jakby przyglądał się młodej kapucynce fikającej przed nim koziołki.
- Jestem, to ja - odpowiedział rozpromieniony, pogłębiając naciągniętym mocno uśmiechem dołki w policzkach.
Schylił głowę, zamknął oczy i zbliżył się do lwicy uspokojony, mając nadzieję, że i na nią przeleje trochę ze swojego opanowania. Był wielki przy niej, wysoki. Niegiętki w ruchach, zesztywniały jakimiś bólami i kulawizną tylnej łapy, która dokuczała mu od dłuższego czasu jeszcze kiedy żył. Teraz nie czuł już nieprzyjemnego promieniowania, zostały z nim tylko koślawość ruchów i twardość stawów. I chłód spojrzenia, którym zmroził Laję, kiedy odnalazł jej oczy tuż przy swoich, dopełniając rytuału powitania.
Wydobył z gardzieli urwany szybko pomruk, chrypnięcie.
Pamiętał ją wychudzoną, zniszczoną przez głód i pragnienie.
- Pięknie wyglądasz - powiedział.
Milczał długo. Chłonął ją. I ona chłonęła go - był tylko powidokiem w jej ślepiach, kłębem myśli, chłodem. Ale kiedy mówił, kiedy skupiała na nim swoją uwagę, był wyraźny, jakby budowały go prawdziwe kości i mięśnie. I wtedy właśnie, prawdziwy niemal, namacalny, z całą mocą i z całym smutkiem, który nosił w swoim sercu, powiedział cicho:
- Nie pamiętam, kiedy widziałem ją po raz ostatni.
Zamknął oczy. Zacisnął czarne wargi. Uniósł się cały przelotnym fuknięciem niedowierzania. Żałości wobec samego siebie.
- Dlatego przyszedłem tutaj - dodał wstydliwie, otwierając oczy, by spotkać się spojrzeniem ze spokojnym pyszczkiem Lai. - Kiedyś ją tutaj zaprowadziłem, opowiadałem ci o tym?
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

23-04-2016, 17:23
Prawa autorskie: Malaika4

Płakałam. Żaden sposób na uspokojenie się nie pomagał, im dłużej wpatrywałam się w jego mgliste oblicze, tym wyraźniejsze stawało się w moich oczach. W końcu widziałam go dokładnie takim, jakim go zapamiętałam. Wielkim, pięknym, dumnym lwem o szafirowych oczach, przenikliwym spojrzeniu i głębokim, samczym głosie. Mój anioł.
Lew, który z mojej przyczyny stracił życie.
Widząc jednak jego reakcję, ani śmiałam teraz pisnąć chociaż słowa, nawet, jeśli łzy obficie spływały mi teraz po policzkach, a szczęki same zaciskały się ze wszystkich sił. Parsknęłam sama śmiechem, gdy dźgnął moje serce swoim komplementem. Ale wtedy zobaczyłam w jego oczach wielki smutek. Usłyszałam gorzkie, pełne żalu słowa. W tej chwili coś we mnie umarło.
- Deri... - Wyciągnęłam łapę w jego stronę, ale nie ważyłam się go dotknąć. Zbyt mocno bałam się, że rozmyje się w moich oczach. Dał mi następny powód do zmartwień: czy to o Ivy on mówił? Widziałam, że tak strasznie chciał mi o czymś powiedzieć. Tak bardzo rozpaczliwie szukał pomocy.
I chciałam dać z siebie wszystko, by we mnie tę pomoc odnalazł. Nawet, jeśli jego żałość chwyciła moje serce w swoje szpony, zamykając je w swej garści. Byłam mu winna pełną szczerość. Byłam mu winna całą prawdę. Ale chciałam, żeby najpierw opowiedział mi o tym, co go gnębiło. Opowiedział mi wszystko. Nie chciałam, by zniknął niepocieszony.
Nie dałam mu poznać po sobie, że nie jestem pewna, o kim mówił. Zamiast tego uśmiechnęłam się do niego, z moją łapą tuż przy jego policzku.
- Nie opowiadałeś mi o tym. - Zaprzeczyłam delikatnie, niepewnie.
Nie opowiadałeś mi o tym, aniele mój.
Derion
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 87
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 44

23-04-2016, 17:45
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP

Jego oczy zmrużyły się w lekkim uśmiechu, którym odpowiedział na czułość lwicy. Gdyby rozmawiał z kimś mniej podobnym do niej, odbryknął by pewnie gdzieś w bok w koźlęcym susie, pełny energii jak roczny lwiak. Ale nie mógł. Chciał zostać przy niej. Tak blisko, jak była teraz.
Spuścił wzrok, oblizał wargi, przejęty nieśmiałością.
Może dzisiaj ona wychowywałaby Ivy.
Opuścił go ten moment słabości, odnalazł się w sobie i przestał łudzić. Następny uśmiech był przepraszający, wstydliwy niemal. "Chodź" - bąknął niewyraźnie i zaprowadził Laję pod nawis skalny, ten sam, pod którym skrył się wtedy przed deszczem razem z Manuelą. Czekał, aż ona usiądzie, samemu stojąc w zapatrzeniu przed siebie. Zwątpił przez chwilę w sens tego, co czuł. W tęsknotę. Być może miała go już nigdy nie opuścić, być może miał już zawsze snuć się po ziemi w wiecznie bezowocnych poszukiwaniach. Miał teraz Laję. Na chwilę. Spojrzał na nią i nadal stojąc, powiedział:
- Ją też poznałem w tym wąwozie na Lwiej Ziemi. Straszne miejsce, co? - zapytał z szelmowskim uśmiechem. Skrzywił się z niesmakiem, gardząc samym sobą za tę nieśmieszną uwagę. Odczepił wzrok od Lai, zapatrzył się na strużkę wody płynącą środkiem wąwozu i ciągnął: - ten jest dużo przyjemniejszy. Tak też pomyślałem, kiedy mieliśmy gdzieś spędzić noc, ja i Mania. Przyprowadziłem ją tutaj. Cieszyła się. A ja się bałem jak głupi - zaśmiał się z siebie cicho. Ożywiony przekręcił łeb w stronę Lai i, szowinista, wyzwał ją zaczepnie na pojedynek: - nadal myślę, że takie zabawy nie są dla nas. Wy możecie do nas wzdychać, ale nam wzdychanie nie pomaga w patrolu ziemi i byciu silnym. Przy niej byłem słaby, gdyby ktoś mnie przy niej zaatakował, rozerwałby mnie na strzępy, naprawdę! - miauknął żałośnie.
A ty, Laju? Czy wiesz cokolwiek o życiu, samotniczko, czy wiesz więcej od ducha?
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

23-04-2016, 18:38
Prawa autorskie: Malaika4

Radość i smutek. Jasność i mrok. Obijające się o żebra serce, niespokojny oddech. Westchnienie i uśmiech. Tego wszystkiego doświadczałam tej nocy, wpatrzona w Deriona, mojego anioła. Brakowało mi już łez - zamiast tego w mojej piersi co chwila odczuwałam na przemian uderzenia wesela, jak i rozpaczy. Anioł, który oddał życie za mnie i za swoją córkę, teraz cieszył się z mojego towarzystwa, prowadził mnie i otwierał przede mną swoje serce. Ja zaś za żadne skarby tego świata nie chciałam otrzeć piekących oczu, bojąc się, że zniknie on znów, jak dziesiątki razy wcześniej tej nocy. Teraz już rozumiałam, że on nawoływał mnie, że on szukał mnie, że on prowadził mnie.
To dlatego, gdy uśmiechem odpowiedział na mój dotyk, odpowiedziałam mu tym samym, a serce ocknęło się w mojej piersi. Teraz już nie miałam żadnych wątpliwości, że to nie był sen. Jakbym potrzebowała następnego powodu, lew poprosił mnie, bym poszła znów za nim - dostrzegłam jednak niepewność w jego posturze, niemal czułam na sobie jego żal.
To zaś łamało moje serce. Nikt tak jak on nie zasługiwał na szczęśliwy odpoczynek. Chwyciłam w zęby swoją laskę, a później ruszyłam za nim, z tykwami szeleszczącymi i grzechoczącymi przy każdym moim kroku. Zatrzymałam się we wskazanym przez niego miejscu, umorusana świeżym błotem od ogona po przednie łapy. W tej chwili nie przejmowałam się tym jednak w najmniejszym stopniu - obserwowałam ze smutkiem jego oblicze, czekając w ciszy, aż zacznie mówić. Jakież było moje zdziwienie, gdy dostrzegłam na jego pysku uśmiech. Odpowiedziałam mimowolnie tym samym. Mimo wąwozu, którego przywiódł w swoich myślach. Bałam się go i nie chciałam do niego wracać, nawet we wspomnieniach. Mimo to, włożyłam całą swoją siłę woli w stłumienie tego ukłucia w moim sercu. Przyszło mi to ostatecznie znacznie łatwiej, niż mogłabym sądzić. A wszystko dlatego, że dotarło do mnie w końcu, kogo miał na myśli mój anioł. Moją siostrę, Manuelę.
Moją ukochaną siostrzyczkę z moich snów. Miałam w moich oczach łzy, znów. Poczułam, jak robi mi się cieplej, zarówno na ciele, jak i przede wszystkim na duchu. Tak strasznie cieszyłam się do wspomnień, którymi dzielił się ze mną Derion. Wspomnień szczęścia, wspomnień tych dobrych i wspaniałych chwil. Tym bardziej cieszyłam się, że byli ze sobą szczęśliwi. Kiedy opowiadał mi o tym, jaką słabość miał do Manueli, był taki słodki, w jego ślepiach odbijało się to wielkie zakochanie, wielkość i żar uczucia, którym obdarzył moją siostrę. Nawet, jeśli nie potrafiłam na to odpowiedzieć. Zaśmiałam się jedynie w odpowiedzi, mogąc jedynie domyślać się tego, jak strasznie kochał moją siostrę. Uśmiechnęłam się do niego, najpiękniej, jak tylko potrafiłam. I trochę tylko figlarnie.
- Cóż mogę powiedzieć... moja siostra miała nosa. - Odparłam, w końcu zdobywając się na jakiekolwiek słowa.
Derion
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 87
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 44

23-04-2016, 19:00
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP

- A ty? - odpowiedział z zachwytem w oczach, wchodząc Lai w ostatnie słowo.
Serce Deriona pęczniało radością, jej radością. Usiadł, chcąc się uspokoić. Z przyzwoitości. Przez chwilę był niedorosłym lwiakiem bez cienia rozumu pod grzywą, ale kiedy otwarł pysk, żeby ciągnąć myśl, dojrzał w zielonych ślepkach lwicy smutek zbyt dojmujący i silny, by móc dłużej błaznować przed nią i sobą samym. Zawsze błaznował. To było jego lekarstwo na wyrzuty sumienia.
- Co z twoim nosem, Laju? - zapytał, sycąc pytanie jeszcze odrobiną minionej wesołości. Zbliżył pysk do ucha lwicy, schylił łeb i przechylił go na bok, jakby szykował w swojej grzywie miejsce dla głowy Lai. Wytrzymał chwilę w ciszy, która miała uspokoić ich obu. - Żyj - szepnął. - Nie szukaj już dłużej cieni. To zadanie umarłych.
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

23-04-2016, 19:36
Prawa autorskie: Malaika4

Pytania, które tej nocy zadawał mi Derion, były jak dźgnięcia w samo serce. Nie byłam już tym wrakiem żyjącej istoty, którym byłam jeszcze nie tak dawno temu. Każde pytanie, które mi zadawał było dla mnie próbą - przynajmniej tak to rozumiałam z perspektywy czasu. W tamtej chwili jednak mnie zamurowało.
A co ze mną?
Nie wiedziałam zupełnie, co mam na to odpowiedzieć. Jakby nagle kontekst całej tej rozmowy, tej pięknej opowieści o szczęściu wyfrunął mi z głowy. Tym jednym, tym prostym pytaniem Derion całkowicie zbił mnie z tropu. Pamiętam, że nie odpowiedziałam z początku - nie zdążyłam.
Wtedy bowiem lew zbliżył się do mnie. Zaprosił mnie do siebie. Musiałam wtedy wyglądać naprawdę głupio, gapiąc się tak w niego... ale później, powoli, powolutku... przytuliłam się do niego. Wzniosłam obydwie łapy, z trudem zachowując równowagę, a potem zarzuciłam mu je na szyję. Mogłabym przysiąc, że czułam w tej chwili jego zapach... a jednak wiedziałam, że nie mogę go dotknąć. Mimo to, trwałam przy nim, trwałam przy nim długo. Nie pamiętam już, czy płakałam wtedy, czy też nie, ale wiedziałam jedno. Ciepło, którym obdarzył mnie w tamtej chwili Derion na zawsze pozostanie w moim sercu.
- Mój nos, hm. Powiedzmy, że wiele mu brakuje. - Zachichotałam jeszcze tylko, zanim spoważniałam, wsłuchana w jego słowa.
Brzmiały tak znajomo, a jednak tak obco - w tej chwili, w której wypowiadał je on sam. Lew, który oddał swoje życie za to, abym ja mogła żyć. Chociaż pomoc Ate, Kiu czy Kahawy na trwałe zapisała się w moim sercu, nigdy nie zaakceptowałam ich słów do końca. Zawsze miałam świadomość tego, że gdyby tamtego feralnego dnia wydarzenia potoczyłby się inaczej, Derion oraz Ivy wciąż kroczyliby po tej ziemi. Nigdy już nie wyzbędę się tej świadomości. Jednak teraz, gdy słowa te padały z ust samego Deriona... nie mogłam dłużej powstrzymywać łez.
To było jak jego przebaczenie. Jak jego zrozumienie.
- Aniele mój... - odpowiedziałam mu. - Przez tak długi czas nie rozumiałam. Przez tak długi czas nie potrafiłam zrozumieć. Przez tak długi czas cierpiałam. Ale teraz, po całym tym czasie, rozumiem. - Przytuliłam się do niego nieco ciaśniej. - Teraz rozumiem, że cień nie może istnieć bez światła. Odnalazłam swoją ścieżkę. Jestem szamanką, Derionie. Dla mnie granica między światem żywych i umarłych jest zatarta. Czuję ból i żałuję, że przez cały ten czas, który spędziłam w mroku... mogłam pomóc tak wielu. - Przyznałam ze skruchą. - Mogłam pomóc tobie, aniele. Żyję dzięki tobie. Żyję dzięki Ivy. A choć potrafiłam, nie zrobiłam nic. Aniele mój: proszę cię... wybacz mi. Wybacz mi za wszystko, czego nie zrobiłam.
Derion
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 87
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 44

23-04-2016, 20:13
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP

- To nie była twoja wina - powiedział najprostsze, co mógł powiedzieć.
Krąg Życia zatoczył koło. Koniec spotkał swój początek. Jak długą drogę przebyła Laja, wiedziała tylko ona. Zapłaciła ogromną cenę za błąd Deriona. Za jego winę. Bezmyślność. Czy któryś wschód słońca miał być dla niej początkiem nowego życia, życia bez ciężaru, który dźwigała każdego dnia razem ze swoją różdżką?
- To nie była twoja wina - powtórzył lew.
Był wtedy wykończony, ale i zły na siebie. Od wielu tygodni tułał się po sawannie bez Manueli, która zniknęła pewnej nocy bez śladu. Myślał, że chodziło o Mino Eive. Myślał, że chodziło o jego frustrację, o jego wybuchy i oziębłość od czasu, kiedy musiał zajmować się wiecznie milczącym kłębkiem zachowań, których nie rozumiał. Ivy. Miał wtedy ochotę spalić całą nienawiść wysiłkiem mięśni. Laja, kiedy ją spotkał w wąwozie, przypomniała mu o misji, którą obiecał Manueli, i którą teraz właśnie, kiedy jej nie było obok, wykonał. Wiele już razy świadomie ryzykował, tym razem nie miał tyle szczęścia.
On był winien nieszczęścia Lai.
On zniszczył życie obu sióstr.
- Zrobiłaś więcej, niż ktokolwiek mógłby od ciebie oczekiwać - powiedział, odsuwając się od lwicy. Zajrzał głęboko w roziskrzone łzami oliwkowe oczy i położywszy łapę na piersi Lai, gdzie tykany przez delikatny powiew wiatru kołysał się na rzemieniu jego stary szmaragdowy amulet, szepnął: - nie strać siebie na tej drodze. Nie zapomnij o sobie. Znajduj siebie w innych. Samotność poprowadzi cię moim śladem, nie chcesz tam dojść. - Zmrużył oczy, z żalem spoglądając na pyszczek Lai, który chociaż zapewniał o odnalezionym spokoju duszy, ciągle wydawał się Derionowi napięty wyrazem wewnętrznego smutku. Lew podniósł łapę z amuletu i zbliżył ją do noska lwicy. - Użyj go. - Uśmiechnął się delikatnie w ich ciasną, prywatną przestrzeń. - Żebyś poza duchami, które czujesz na skórze, kiedy dotyka cię wiatr, potrafiła znajdować wokół siebie żywych. Nos. Dobre narzędzie - zapewnił. - Kiedy po kilku latach wróciłem na te ziemie, pierwszym, co zrobiłem, było wetknięcie go do jakiejś nory w poszukiwaniu korzeni, z których chciałem zrobić sobie coś na poprawę nastroju.
Nie wiedział, czemu to powiedział. Może miał ochotę wywołać uśmiech na pyszczku lwicy.
Wstał. Odszedł od Lai kilka kroków i stanąwszy w strugach deszczu, skierował łeb w stronę, w którą spływał strumień.
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

23-04-2016, 21:53
Prawa autorskie: Malaika4

Podążyłam za jego spojrzeniem w dół. Od chwili, w której zaczęłam biec za nim, jeszcze nad Źródłem Życia, w ogóle zapomniałam o swoim amulecie, choć obijał mi się o pierś w rytm moich kroków i susów. Tam było jego miejsce - tuż przy moim sercu. Tam też był i teraz, obejmowany łapą Deriona. Przysięgłabym, że drgał pod wpływem jego dotyku. Przysięgłabym, że czułam na swojej piersi miękki, a zarazem stanowczy nacisk samczej łapy. Czułam, jak drżało moje serce, a każdy następny oddech przychodził mi z wielkim trudem.
To nie twoja wina.
To przez te cztery słowa. Cztery proste słowa, które układały się w jedno zdanie. W ustach Deriona miały jednak zupełnie inne znaczenie. Znaczenie, które było mi tak obce. Tymi czterema słowami sprzeciwiał się ciemności, w której pozostały moje łzy. Sprzeciwiał się koszmarom, co noc szarpiącym moje serce. Sprzeciwiał się samotności, w której ukryłam samą siebie. W tamtej chwili jeszcze tego nie rozumiałam, w tamtej chwili bliżej mi było oponować jego słowom. Wtedy jednak powtórzył je po raz drugi.
I w tej chwili runął cały ten żałosny obraz, który powstawał w mojej głowie. Jestem pewna, że zaczęłam wtedy płakać - jego słowa uderzyły mnie bowiem z wielką siłą, prosto w samo serce. W jednej, krótkiej chwili, w mojej głowie zapanowała cisza, którą Derion wypełnił całą swoją osobą. A ja słuchałam... słuchałam ze łzami w oczach.
Słowa, które do mnie skierował były ogromne. Nie byłam w stanie objąć rozumem mądrości, którą do mnie kierował. A jednak słuchałam, słuchałam i kiwałam głową, choć jedna bolesna kwestia goniła drugą. A wtedy, swoim zwyczajem, znowu wybił mnie z rytmu, który zaczynałam nabierać, kładąc swoją łapę na moim nosie. Spojrzałam mu prosto w oczy, przesiąkając jego uśmiechem. Nie potrafiłam z siebie wydusić nawet słowa, dlatego pokiwałam jedynie głową.
To była jedna z najtrudniejszych chwil w moim życiu. Jak trudnym i bolesnym było zderzenie własnego, płytkiego zrozumienia przeszłych wydarzeń ze spojrzeniem samego Deriona: ducha, który w swej tęsknocie nie zaznał spokoju. Który robił wszystko, bym zawróciła ze ścieżki, po której miałabym iść samotnie. Mogłam czuć jedynie żal, że komuś tak cudownemu jak Derion przyszło zaznać jej gorzkiego smaku. Nie potrafiłam zrozumieć, jedne rzeczy docierały do mnie jakby po chwili, inne zupełnie umykały mej uwadze - ale całą tamtą chwilę, od początku do końca, zapamiętałam dokładnie. Co do słowa.
Żebym poza duchami, których dotyk czułam na swej skórze, potrafiła znajdować też żywych.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy Derion znowu nie dał mi nawet czasu, by zrozumieć potęgę tych słów, napominając o... korzeniach. Mój smutny, pewnie też poważny wyraz pyska, a może i uśmiech... cokolwiek gościło wtedy na moich licach, zostało całkowicie wyparte przez zdziwienie i lekki, niepewny uśmiech.
- Jakich korzeni? - Zdziwiłam się. A potem, rozumiejąc już, dlaczego o tym wspomniał, rozluźniłam się i obdarzyłam go szerszym uśmiechem. Westchnęłam. - Kiedy przybyłam tu po raz pierwszy, mój nos od razu zwęszył króla i królową Lwiej Ziemi. Teraz co najwyżej za ziołami przychodzi mu węszyć.
Chwilę później dołączyłam jednak do niego, deszcz obficie lunął mi na głowę. Ale to nic. Chciałam być z nim. Teraz... gdy docierało do mnie, że i on tego potrzebował.
- Deri... nie wiem, dokąd zaprowadziła cię twoja ścieżka. - Powiedziałam. - Ale chcę, żebyś wiedział, że zawsze jestem przy tobie, na wyciągnięcie łapy. O każdej porze dnia i nocy, we śnie, czy na jawie. Nie jesteś sam. Jestem tutaj, z tobą i dla ciebie, mój aniele.
A potem przybliżyłam się trochę do niego, szukając miejsca u jego boku.
Derion
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 87
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 44

24-04-2016, 02:54
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP

Rozmawiali w dwójnasób. Myślą i głosem - pomyślał Derion i odwrócił głowę ku Lai, kiedy ta na potwierdzenie jego przypuszczenia wspomniała o zapachu władców Lwiej Ziemi. Spodobała mu się ta odpowiedź. Fuknął do niej pod nosem przyjaźnie. Z radością w oczach spojrzał na lwicę, kiedy do niego podeszła. Zdało mu się, że po raz pierwszy widzi w patrzących na siebie oczach radość i że brzęczy on w aksamitnym głosie Lai szczerze, prawdziwie.
- Dziękuję - odparł.
Czy to chciał osiągnąć? Chciał zobaczyć ją uśmiechniętą? I tak musiała złożyć coś za ten uśmiech w ofierze, musiała się ofiarować, być dla niego o każdej porze dnia i nocy, we śnie, czy na jawie by móc nieśmiało się rozpogodzić, spojrzeć na siebie samą przychylniej. Niech i tak będzie, niech będzie tak, a nie inaczej, jeśli tak jest dla niej najlepiej. Derion mógł jedynie przechylić na bok łeb i przymknąwszy oczy, oprzeć się policzkiem delikatnie o głowę Lai i zacząć pobłażaj jej w duchu. Zrozumiał, że tak jak i on dawno temu okulał, tak nadal stawiał koślawe kroki.
Ale stawiał je.
Być może Lai będzie teraz odrobinę lżej. Może w jej chęci bycia blisko lwa, nawet w deszczu, było już tylko przyziemne, fizyczne pragnienie czyjejś bliskości obok siebie; łaknienie duszy za duszą. Chyba oboje chcieli tego samego. Ona miała jeszcze szansę się o to postarać za życia.
- Miłorzębu - doszedł do uszu lwicy głos Deriona. Brzmiał spokojnie, nie spieszył się z wypowiadaniem słów. - Korzeń miłorzębu. Wielu znachorów i szamanów zna właściwości lecznicze liści, mało kto wie o tym, cóż można zrobić z korzeniem tego drzewa. Mocz go w słonej wodzie przez dwa dni. Wypij. - Odsunął się od Lai i ciągnął, celując zaczepny uśmiech w jej stronę. - Przypomnisz sobie o mnie wtedy.
Badał przez długą chwilę jej reakcje, jej całą sylwetkę, jej mimikę. Chciał mieć pewność, że nie zostawi jej zagubionej.
- Wszystko dobrze? - zapytał.
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

24-04-2016, 14:59
Prawa autorskie: Malaika4

Nie wiem, czy istniały słowa, którymi potrafiłabym opisać to, jak się czułam u jego boku. I to było w tym wszystkim najdziwniejsze. Serce rosło w mojej piersi, biło mocno, oddech raz przychodził łatwiej, raz trudniej, co chwila w kącikach oczu budziło się pieczenie. Byłam świadoma tego wszystkiego, a jednak, w moich myślach panowała dalej cisza. Liczył się teraz dla mnie tylko Derion i jego towarzystwo - nic więcej. Ta zaś myśl, wraz z jego dotykiem, przyniosła ze sobą spokój. Ukojenie. Nie wiedziałam nawet, kiedy usiadłam wygodnie obok niego. Chłodny deszcz spływał mi po pysku, lepił futro, ale to nic. Liczyło się teraz dla mnie tylko to, że byłam tu teraz, z nim.
Nie potrafiłam zrozumieć, jak wielkie spotkało mnie szczęście. Ale czy w takich kategoriach powinnam o nim myśleć? To sam Derion, po całym tym czasie, przyszedł do mnie. Szukał mnie. Zaprowadził mnie tutaj, by otworzyć przede mną swoje serce. Wiedziałam tylko dwie rzeczy, te zaś bardzo szybko i na stałe zagościły w moim sercu. Derion przybył wskazać mi drogę. Ostrzec mnie przed tym, co czekałoby na mnie, gdybym zatraciła siebie samą. Ja zaś chciałam dotrzymać mu towarzystwa: pomóc, jak tylko byłam w stanie najlepiej. Cieszyłam się na każdy uśmiech, który do mnie kierował, na każdy gest i każde jedno słowo. W chłodnych objęciach deszczu czułam jego ciepły, samczy dotyk.
Upływający czas jedynie utwierdzał mnie w przekonaniu, że Derion potrzebował mojej pomocy. Zrobił już dla mnie tak wiele - jego troska o mnie wzruszała mnie, doprowadzała do łez na każde wspomnienie, nieważne, czy było to następnego dnia, miesiąc, czy rok później. Tak żywe i głębokie było ciepło, którym się ze mną podzielił. I chciałam z całego serca, by i on w mojej obecności odnalazł przynajmniej odrobinę ukojenia. Moich oczu nie oszuka.
Ze względu zaś na te wszystkie myśli nie byłam przygotowana na późniejsze słowa, które do mnie skierował. Już kolejny raz. Odsunął się ode mnie, a ja mogłam jedynie patrzeć na niego ze zdziwieniem.
- Nie wiedziałam, że znasz się na roślinach. - Spojrzałam na niego, nie bez podziwu.
Miłorząb nie był mi nigdy dobrze znany, aczkolwiek Rafiki zdecydowanie stosował go w swej medycynie - pamiętałam jedynie, że wykorzystywał zarówno listki świeże, jak i ususzone. Nie przypominałam sobie jednak, by kiedykolwiek wykorzystywał do czegoś korzeń tego drzewa.
- Miłorząb, powiadasz? - Odparłam. - Mój mistrz wykorzystywał jedynie liście, świeże oraz suszone. Ale korzeń? - Po chwili pokiwałam powoli głową, wypuszczając powietrze z płuc i uśmiechając się. - Dobrze, spróbuję. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to biegunką. - Zmrużyłam nieufnie oczy. Widziałam ten jego uśmieszek. Po chwili jednak podniosłam naburmuszone brwi i uśmiechnęłam się do niego jeszcze szerzej. - Coś czuję, że wiele mogłabym się od ciebie nauczyć.
Kiedy jednak zadał mi pytanie o to, czy wszystko u mnie dobrze... nie wiedziałam, jak na to pytanie odpowiedzieć. Tak jak jednak chmury z czasem odsłaniały niebo, tak i przede mną otworzył się w końcu szerszy obraz. Domyśliłam się, o co pytał Derion. Spoważniałam, spoglądając mu prosto w oczy.
- Chciałabym tylko móc coś zrobić dla ciebie, mój aniele. Chcę tylko zasłużyć... na szansę, którą mi dałeś.
Ślepia zapiekły mnie znów.
- Chcę, żebyś i ty odnalazł swój spokój. - Pociągnęłam nosem. - Pragnę go też dla waszej córeczki... i dla Manueli. Ale nie udało mi się jej znaleźć. Przepadła jak kamień w wodę, znów.
Nie czułam nawet chwili, w której łzy znów zaczęły spływać mi po policzkach.
- Uratowałeś moje życie, Deri. Kosztem... - Przymknęłam na chwilę oczy, potrząsając głową. - To dług, którego nigdy nie będę w stanie spłacić, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy. I wypełnię twoje słowa. Nos. Nie zawiodę cię. Ale proszę... odwiedzaj mnie, dobrze?
Podniosłam na niego wzrok, rozpaczliwie szukając pierwszego lepszego pretekstu. Moje serce znowu znalazło się w objęciach obawy. Czy to już... pożegnanie?
- Tak wiele mogę się jeszcze od ciebie nauczyć.
Zbliżyłam się do niego. Nachyliłam się. I ucałowałam go w policzek. A później odstąpiłam od niego o krok, przysiadając obok niego. Ze łzami w oczach powtórzyłam pytanie, które zadał mnie.
- Wszystko dobrze? - Zapytałam, uśmiechając się przez łzy.
Derion
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 87
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 44

25-04-2016, 00:09
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP

- Pewnie masz rację - mógłbym cię wiele nauczyć - odparł spokojnie dźwięcznym, niskim głosem i uśmiechnął się do ostatniego pytania Lai, po którym pozwolił brzmieć ciszy długą, niemogącą się sobą nasycić fermatą.
Bardzo długą.
Na tyle długą, by przyrzekająca posłuszeństwo jego wskazówkom Laja mogła po raz kolejny spróbować ostudzić wzbierającą w niej gorączkę altruizmu. Ktoś nazwałby ją obłąkaną. Szamanką. Tylko ona mogła zapałać takim gorącem w stronę ducha, tylko ona mogła bez nawet jednej myśli o strachu zapragnąć uczyć się od niego, chcieć mieć Deriona obok siebie tak blisko jak tykwy, których pusty dźwięk obijania się o siebie ich suchych skorup zadzwonił przyjemnie w powietrzu, kiedy uderzył w lwy mocniejszy podmuch wiatru. On był przecież tylko tchnieniem. Tym, co uleciało z nieruchomiejącego w szumie trawy ciała - oddechem. Tylko Laja mogła wierzyć w to, że piękny świat łączy przeszłość z teraźniejszością. Jej idealizm, gdyby tylko miał moc sprawczą, mógłby wskrzeszać umarłych.
- Nie masz już komu tutaj pomóc, Laja - powiedział w końcu, patrząc z ojcowską czułością w błyszczące zaciekłą miłością oliwkowe oczy. - Jestem tylko tym, czym byłem za życia, nie stanę się nikim więcej. Naukę, którą zdobywasz, możesz przekazywać żywym, nie mnie, a i przywilej rozmowy ze mną to tylko jedno mrugnięcie powiek, moja mała, jedno mrugnięcie. Kieruj swoją troskę w stronę tych, których ślady łap odciskają się jeszcze w mokrej ziemi. - Uśmiechnął się jakoś smutno. Spuszczając powoli wzrok, poprowadził oczy Lai ku glinie i kamieniom, które prześwitywały przez jego potężne, utkane z mgły łapy. - Wszystko ze mną dobrze, Laja - mówił cicho i smutno, patrząc nic niewidzącymi oczyma na łapki lwicy. - Wszystko ze mną dobrze. Jesteśmy częścią tego samego Kręgu Życia, jestem obok ciebie cały czas, wiesz o tym bardzo dobrze. W każdej kropli deszczu. W powiewie wiatru. Zajmują nas tylko już zupełnie inne sprawy, inny czas. - Podniósł łeb i posłał lwicy delikatny, nieśmiały uśmiech. Obiecał: - spotkamy się jeszcze.
I zniknął jej z oczu.

zt
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

25-04-2016, 01:53
Prawa autorskie: Malaika4

Jedno mrugnięcie powiek. Jedno mrugnięcie.
Tylko tyle wystarczyło, by na jego miejscu pozostała pustka. Widziałam tylko moją wyciągniętą przed siebie łapę. Lecz nie Deriona. Jego poświata zniknęła, jak łzy znikają pośród deszczu. W tej jednej, krótkiej jak oka mgnienie chwili przesiąkłam jego zimnem aż do samego serca.
Nie wiem, ile upłynęło czasu. Musiałam tak tkwić aż do momentu, w którym deszcz zelżał, a w końcu ustał już całkiem.
Byłam mokruteńka cała. Było mi zimno. Oczy piekły mnie od łez, mój ogon, tyłek i łapy umorusane były w błocie. Ale najgorszy był ten zimny ból w mej piersi. Ciężki oddech, jak gdyby moje gardło najeżone było kolcami. Najgorsze było każde uderzenie serca.
Wypuściłam z trudem powietrze z płuc.
Deri...
Spojrzałam w dół, na swoje ubłocone łapy. Nie było przed nimi śladów jego wielkich, ciepłych, samczych śladów. Zabłysnął jednak wtedy zroszony wilgocią amulet, drgającym blaskiem tańcząc w objęciach nocy. Wytarłam łapę w pierś i ujęłam nią klejnot.
W tej chwili, nie w tym miejscu i poniewczasie, odwzajemniłam jego smutny uśmiech. Przytknęłam kryształ do moich ust.
- Nie zawiodę cię. - Wyszeptałam.
Amulet musiał więc przyjąć pocałunek, który należał się jego niegdysiejszemu właścicielowi.

Długo tak trwałam w tej zadumie. Jedynie strzępki myśli rodziły się i umierały w mojej głowie, z początku bardzo rzadko składając się na jakiekolwiek obrazy. Zrozumienie przychodziło po czasie. Najbardziej bolesna dla mnie, nie dająca spokoju, była jednak świadomość smutku, który dostrzegłam w jego oczach.
Znałam dobrze ten błysk. Tak dobrze, jak on sam.
Stał on jednak w tak wielkim kontraście z tymi wszystkimi słowami, które do mnie skierował. Z całą troską, którą objawił. Z dobrą, ciepłą radą i czułym objęciem. Kontrast ten stał w moim sercu wielki jak Kilimandżaro.
Pod jednym postanowieniem drogi kryły się dwie.
Nie zawiodę cię, Derionie. Nie zapomnę twoich słów. Nos. Dobre narzędzie.
Nie zawiodę cię, Derionie. Nie zapomnę twoich słów. Smutku w twoim pięknym głosie.

To zaś przyniosło mi ulgę. Amulet ciążył mi na szyi nie ciężarem brzemienia, lecz nadziei. Potrzebowałam tak wiele czasu, by to zrozumieć. Nawet wtedy nie byłam pewna, czy rozumiałam jego słowa do końca.
Prosił mnie o to, bym zmieniła coś w moim życiu. Kiwałam gorliwie głową, gdy o tym mówił: teraz nie miałam już tej pewności. Po chwili jednak miałam coś innego. Uśmiech na moim pysku, wzbierający powoli ogienek nadziei.
- Ty pomogłeś mnie. Ja pomogę tobie. - Wyszeptałam do amuletu, a później delikatnie przycisnęłam go do mojej piersi.
Spotkamy się jeszcze.

Jak dziwne to było uczucie. Ślęczeć w bezruchu, w każdy możliwy sposób wstydliwie umorusana błotem, z sercem złamanym tylekroć, ile gwiazd świeciło na niebie. A każdy jeden z nich błyszczał nadzieją. Byłam rozerwana między nimi dwoma.
Dlaczego uśmiechnęłam się więc po chwili, podnosząc wzrok w górę? Wychodząc naprzeciw zabłąkanej kropli deszczu, która spadła prosto na czubek mojego nosa?
To dlatego, że on był przy mnie, a ja przy nim. Cały ten czas.
- Zaiste, Derionie. - Przyznałam mu rację. - Spotkamy się jeszcze.

- I dziękuję ci. Z głębi serca.
- Mój aniele.

W końcu opuściłam głowę. Przysiadłam w bezruchu, wpatrzona w jakiś nic nie znaczący teraz dla mnie punkt. Nie potrafiłam jeszcze zmusić się do otrząśnięcia. Chciałam tu po prostu trwać. Choć przez chwilę. Co chwilę. Sama, a jednak tak bardzo nie sama.
Uśmiechałam się.
Genbu
Konto zawieszone

Gatunek:Ursus arctos crowtheri Płeć:Samiec Wiek:5lat Liczba postów:73 Dołączył:Sty 2016

STATYSTYKI Życie: 0
Siła: 100
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 50
Doświadczenie: 20

25-04-2016, 12:50
Prawa autorskie: Color; Kami Lineart; IgniteTheBlaize

To było trudne, tropić lwicę w ulewie zmywającej ślady i wszelkie zapachy. Szedł powolnym krokiem, kilka razy zgubił trop, czasami przyśpieszał lub kręcił się w tym samym miejscu nie wiedząc dokąd zmierzać dalej. Kurtyna wody opadła, niebo jakoby rozchmurzyło się nieco i jego oczom na wzniesieniu ukazał się kłębek beżowej sylwetki. Wspinał się do góry, zdyszany wędrówką w niesprzyjających warunkach i wysiłkiem by dotrzeć do celu. Stał teraz za nią ciężko łapiąc oddech.
Znalazłem cię.
Chciał to nawet powiedzieć na głos, zaraz jednak wrócił mu zdrowy rozsądek. Po co właściwie za nią tu szedł. Za namiastką tego co znał dawniej. Tego co tak usilnie chował w kącie swojej pamięci.
Cichy warkot wydobył się z jego gardzieli, przemoczony kompletnie odwrócił się z zamiarem odejścia.
Laja
Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:333 Dołączył:Sie 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła:
Zręczność:
Spostrzegawczość:
Doświadczenie: 75

25-04-2016, 16:45
Prawa autorskie: Malaika4

Przez te wszystkie chwile z Derionem zupełnie zapomniałam o spotkaniu z niedźwiedziem, które je poprzedziło. Wielkie było więc moje zdziwienie, kiedy z zadumy wyrwał mnie dźwięk czyichś kroków, ciężki chlupot rozdeptywanego błota. Odwróciłam szybko głowę - i kogo tam dostrzegłam? Zdziwiłam się - to był ten niedźwiedź, dokładnie ten sam, którego spotkałam milczącego nad rzeką!
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, tym razem całkowicie wolna od strachu i obaw. Wyglądał, jak gdyby szykował się do odejścia, co zdziwiło mnie nawet bardziej. Podążył moim tropem tylko po to, by teraz odwrócić się i sobie pójść, tak bez słowa? Podniosłam się z ziemi i zrobiłam krótki krok w jego stronę.
- Witaj ponownie. - Skłoniłam się przed nim. - Miło cię znowu widzieć, przyjacielu. Proszę, wybacz mi, iż opuściłam cię tak nagle i bez słowa wyjaśnienia. Żywię szczerą nadzieję, iż nie masz mi tego za złe, przepraszam cię jednak niezmiennie.
Przyjrzałam się jego potężnemu cielsku, przejawiającym jednak tak niepewną posturę.
- Szukałeś mnie, czyż nie? - Zapytałam, uśmiechając się do niego znów. - Proszę, powiedz mi, czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości