Król Lew PBF

Pełna wersja: Rozmowa międzygatunkowa
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Nie kierowany tym razem instynktem i wspaniałą pamięcią do drogi w swoje dawne okolice rudzielec trafił właśnie tutaj- na skromną i niezbyt malowniczą polankę, która ze względu na swoje położenie zachwycała go wręcz idealnym widokiem na ten niezdobyty szczyt, niegdyś jego marzenie i jednocześnie największe wyzwanie, jakiego chciał się podjąć. Czasy jego przynależności do Lwiej Ziemi, jednej wielkiej grupy, gdzie i tak nikt nikogo nie interesował, a był, bo łatwiej przetrwać w "stadzie", niż na własną łapę.
Shey wkroczył na polanę całkowicie zrelaksowany. Tylko on, niedoścignione pragnienie na wyciągnięcie łapy, półmrok... Oraz wszechogarniająca cisza, którą raz na jakiś czas zaburzały odgłosy ptactwa z oddali. Miejsce wręcz perfekcyjne, idealne po długiej podróży powrotnej.
Siedziała na gałęzi drzewa obserwując szczyt góry i zastanawiając się czy widać stamtąd całą krainę. Biały puch odznaczał się na samej górze. Mimo, że posiada skrzydła to jedyne miejsce, które nie jest dla niej osiągalne. Do latania potrzebowała jeszcze ciepłych prądów powietrza. Stąd żaden sęp nie zapuszcza się w te okolice. Pasowała tutaj jak deszcz na pustyni, przynajmniej miała pewność, że pobratymców tu nie uświadczy. Przebrała łapami, przesuwając się bardziej na prawo gdzie gałąź była grubsza. Oderwała z niechęcią swój wzrok słysząc szelest trawy i trzask łamanego patyka. Przez polanę sunął czerwonogrzywy samiec.Śledziła uważnie jego poczynania.
Lew zaś upewniwszy się, że miejsce jest spokojne i bezpieczne legł w trawie, rozwalając swoje cielsko na jak największej szerokości. Ziewnął głośno i przymknął oczy. Piękne miejsce.
- Zamieszkam tutaj.- Mruknął do siebie, przekręcając się na drugi bok.
Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Na ziemię padały coraz dłuższe cienie, jednak bystre oczy Morény potrafiły dostrzec uwalające się cielsko tuż nieopodal jej drzewa. Jeszcze trochę czasu minie zanim zapadnie całkowity zmrok i zostanie ogarnięta mrokiem nocy.
- Będę miała towarzystwo. - Rzekła wzdychając. Nie odpowiadała jej wizja zasiedlenia przez innych azylu. Dopiero niedawno znalazła to miejsce i wydawało jej się kompletnie odludne. Czemu jest wiecznie skazana na tułaczkę?
To, co zmąciło całą tą ciszę był nie odgłos w oddali, a pełne zdanie, słyszane z dosyć bliskiej odległości, wypowiedziane przez kogoś, kogo wcześniej nie zauważył, przez co pierwszą reakcją było zerwanie się na równe łapy i jak najszybsze zlokalizowanie tego, kto ów zdanie wypowiedział.
Początkowo Shey podejrzewał, że skoro dźwięk dochodził z góry, to pewnie jego twórcą był lampart. Te miały zdolności wspinaczkowe. Pytanie tylko jakim cudem nie rozpoznałby zapachu.
- Mieszkasz tu?- Rzucił w eter, dalej lokalizując obcego.
W końcu znalazł i ku jego zaskoczeniu nie był to kot.
Tylko sęp.
Każdy inny najprawdopodobniej zaśmiałby się z reakcji jaką wywołała jej wypowiedź. Dorosły kot, wstający w pośpiechu, nie mogący zlokalizować rozmówcy. Ta niepewność i zdezorientowanie, sama zachowywała się podobnie. Szczególnie na ptasie odgłosy, świergoty, skrzeki, trzepot skrzydeł. Bacznie obserwująca niebo zanim odważy się ruszyć w przestworza. Wiecznie oglądająca się za siebie czy nie jest śledzona. Istna paranoja.
Mimo młodego wieku czuła się niczym zmęczona życiem staruszka.
- Aktualnie przebywam. Nocna pora nie sprzyja podróży.
Gdyby przyszło mu coś tak głupiego jak próba wspięcia się na drzewo. Pofrunęłaby na wyższą gałąź. Bardziej cienką przy samym czubku. Tam gdzie jej nie dosięgnie.
Paranoja? Dobre określenie zwierzęcia, które instynktownie szuka innych tego samego gatunku, by nie być samemu. Lew to lew, żyje w stadzie, więc czy właśnie samotność potrafi wpędzić lwa w paranoję, kiedy to nie ma oczu i uszu w postaci innych kotowatych dookoła głowy? Niewykluczone, on od dawna jest sam.
- Nie wydaje mi się, żeby komuś, kto ma skrzydła zagrażało cokolwiek- odparł, spoglądając bystrze na samicę- zwłaszcza, kiedy jest w powietrzu.
Jednej rzeczy mogła być pewna- Shey na pewno nie porywałby się na to, by wdrapywać się na drzewo. Wspinaczka nie była dla niego.
W jej oku pojawił się dziwny błysk, skrzywiła się także nieznacznie.
- Nigdzie nie jest bezpiecznie. - Nie zamierzała wdawać się w szczegóły własnego życia. Nikogo nie interesują cudze tragedie, wolą słuchać coś wesołego. Zainteresowanie krzywdami jest tylko chwilowe, potem i tak każdy skupia się na sobie.
- Wygląda na to, że niewiele wiesz o życiu.
Odparła zmieniając temat by nie drążył tamtego.
-Nigdzie.- Powtórzył za nią głucho, jednocześnie usadawiając się w tym samym miejscu, w którym jeszcze chwilę temu leżał. Piekła nie ma, wszystkie diabły są tu.
Trudna przeszłość, temat już na tyle oklepany, że każda nowo usłyszana historia z czyjegoś życia przestaje wywierać już takie wrażenie, jak kiedy słyszysz o czymś podobnym po raz pierwszy. Jak sam czegoś podobnego nie przeżyłeś. Wspomnienia są jak kamienie- każda chwila obdarza kogoś nowym. Młodzieńcza miłość jak taki diament, utrata bliskiej osoby niczym węgiel. A gdy oglądasz się za siebie dostrzegasz długie pasmo złożone takimi kamieniami. Jakie są ich proporcje? Ile węgla dostrzegasz?
- Wiem wystarczająco.- Odparł.- Bałabyś się zejść niżej?
Nie widziała powodu dla którego miałaby schodzić niżej dla obcego jej osobnika. Czyżby lew szukał łatwego posiłku? Wprawdzie nie nasyciłby się nią, więcej wydłubywania piór spomiędzy zębów niż to warte. Mimo to gdy w brzuchu burczy, szuka się każdej deski ratunku by choć trochę zaspokoić uczucie głodu.
- Tylko głupcy się nie boją. - Strach zawsze towarzyszy rozsądnym osobom. Nawet odważni lękają się gdzieś w głębi serca. Jeśli nie o siebie to o bliskich.
- Po co? - Zapytała chcąc usłyszeć jakie to denne będzie miał wytłumaczenie czerwonogrzywy. Czemu ptak miałby się słuchać ssaka? Spełniać jego prośby, zachcianki. Przecież nie są ze sobą w dobrej komitywie. A już szczególnie padlinożercy. Ci są całkiem wykluczeni w jakichkolwiek pozytywnych relacjach. Nawet będąc z tej samej gromady.
O ile sępy trzymają się gromadnie tak ona ich unika. Nie ma dla niej miejsca wśród pobratymców. Zbytnio się wyróżnia. Nikt nie przepada za mieszańcami, odmieńcami... wyklęci.
- Masz rację- przyznał z rozbawieniem, nie odrywając bystrego spojrzenia od pierzastej- ja też się boję.
Strach przed cierpieniem bywa straszniejszy niż ono samo, a odwaga ukazuje się u tych, którzy wiedzą, że istnieją rzeczy ważniejsze, stawiane ponad własny lęk. Tak zwane przezwyciężanie słabości? Odpowiednio przemyślane. Strach kryje się pod płachtą nienawiści i wspomnień- to te drugie są odbiciem teraźniejszego usposobienia.
- Nawet moja gwarancja, że nic nie zrobię nie będzie dla Ciebie wystarczająca- wyprzedził nieco dalszą wymianę zdań, zadzierając łeb ponownie ku górze- To właśnie dzięki temu możemy rozmawiać.
W końcu nie każdy jest tak miły, prawda? Sępica dobrze robiła nie ufając obcemu. Godna postawa, sam taką obrał.
Nie po to ocalała z ataku w młodości by teraz miała zginać przy byle jakiej rozmowie z obcym. Choć jej życie było liche i marne to nie zamierzała go skracać. Nie w ten sposób.
Odwróciła wzrok od lwa i zerknęła z powrotem na górę, szczyt stał się już dla niej niewidoczny. To zabawne jak jej wzrok za dnia był tak idealny, że z wysoka zauważyłaby lwa dłubiącego pazurem w zębach. Nocą zaś była ślepa.
- Ciebie też przyciągnęło w to miejsce jego nieosiągalność? Nawet dla kogoś takiego jak, jest niemożliwym tam wlecieć.
- Nie pierwszy raz.- Westchnął Shy, odwracając wzrok od rozmówczyni w tym samym kierunku, co ona sama.
Ciekawość, czy tam na górze jest coś więcej niż tylko kilogramy śniegu napędzała go przez długi czas, kiedy był jeszcze podrostkiem. Pierwszy raz patrząc na cokolwiek nie czuł strachu przed nieznanym, a przed porażką, która skutecznie zniszczyła jego szczeniackie zapędy.
- Myślisz, że nikomu nigdy nie udało się zdobyć szczytu?- Zapytał, dalej ślepo wpatrzony w ogrom Kilimandżaro.
Siedziała tu zaledwie od dwóch dni, nie znała lokalnych historii. Nie wdawała się z nikim w rozmowy. Była cichym obserwatorem, dopóki nie pojawił się czerwonogrzywy lew. Góra była większa niźli się z tej perspektywy wydawało. Wędrówka na szczyt byłaby nie lada wyzwaniem. Mogłaby zająć tydzień a może i nawet więcej. Drugą sprawą, która zauważyła była zmiana temperatury. Im wyżej leciała tym było chłodniej i wymagało od niej więcej wysiłku podczas lotu. Szybciej się męczyła i musiała robić częste postoje by odpocząć i nabrać sił. Niewielka padlina nie dostarczała jej wystarczająco potrzebnej energii by podjąć się znów wielkich lotów. Pozostała jej tylko obserwacja.
- Nie wiem. Wydaje się jakby być na wyciągnięcie szponów. A jednak tak odległa. - Przestała się wpatrywać w czerń przed sobą. Zamknęła oczy.
- To musiałby być ktoś komu nie przeszkadza chłód, strome stoki, znajduje pożywienie pod białym puchem lub może nie jeść przez kilka dni, tygodni może i nawet miesięcy. - Zbyt ciężkie warunki, możliwe, że jednak ktoś tam mieszka. Ale bardziej trzyma się niższych partii.
- Jak byłem mały to razem z innymi glutami od siebie ze stada mieliśmy plan zdobycia szczytu.- Mruknął rozbawiony, zdając sobie z biegiem czasu sprawę, że najpewniej poprowadziłby wszystkich w paszczę śmierci. Przepełnioną śniegiem. Żeby się tam dostać musiałby chyba mieć skrzydła 2 razy większe, niż albatros wędrowny.
Shy co prawda szkoda było porzucać niespełnioną nigdy fantazję, jednak racjonalne myślenie w tym momencie było odpowiedzialniejsze, a narażanie się na śmierć z głodu, ochłodzenia czy z łap jakiś śnieżnych potworów nie była warta podejmowania ryzyka. Nie za życia.
- Czekaj chwilę.- Obudził się nagle, wracając wzrokiem na padlinożercę.- Mówiłaś, że ulokowałaś się tutaj na noc, w takim razie gdzie reszta? Z tego co wiem, sępy łączą się w grupy.
Jak na początku nawet o tym nie myślał, to teraz wydało mu się zgoła dziwne.
Stron: 1 2