28-04-2017, 11:54
Czasem lubię napisać sobie recenzję. Krytyka mile widziana, no i zapraszam do dyskusji.
Droga do El Dorado z 2000 r. to ciekawy przypadek (acz wcale nie taki wyjątkowy), bo animacja ta nie zdobyła wielkiej popularności w momencie wydania, ale jest dość powszechnie lubiana w internecie, a rozsławił ją m.in. ten oto gif: http://earnthis.net/…/uploa…/2013/07/Road_fe0441_1027017.gif i trochę innych memów czy zabawnych wycinków: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564...a75520.jpg.
Zakładam, że wiecie, o co chodzi, ale trochę przybliżę temat tym, którzy nie bardzo ogarniają, o czym mówimy. Fabuła sytuuje się gdzieś między sztampą a lekką oryginalnością. Mamy dwójkę krętaczy, Miguela i Tulio, którzy przypadkiem trafiają do El Dorado, krainy złotem płynącej, i zostają tam uznani za bogów. Oczywiście, wynika z tego masa komediowych sytuacji i zasadniczo na tym skupia się większość filmu, a w międzyczasie przemycane są motywy siły przyjaźni, modele działania religii, motywy miłości i uczciwości. Historia jest przedstawiona w raczej dojrzały sposób; nie jestem przekonana, czy spodobałaby się najmłodszym.
Z tą miłością to w ogóle jest ciekawie, bo pewne filmiki z żółtymi napisami usiłują nas przekonać, że w pewnej scenie wybranka jednego z naszych głównych bohaterów... Zaspokaja go w niekonwencjonalny sposób (przyjrzyjcie się, na jakiej wysokości miała głowę): https://www.youtube.com/watch?v=ZR7azhjUJuo Najpewniej jest to zwykły żart animatorów, bo tak poza tym film jest stosunkowo grzeczny.
Bohaterowie są całkiem przyjemni w obyciu, ale też niepozbawieni wad. Tulio i Miguel wydają się bardzo ludzcy, a ich relacja jest wiarygodna. Jednak najwięcej uwagi zgarniają nie chłopcy, tylko charakterna Chel, którą osobiście uwielbiam. To niezwykle wyrazista, nie do końca jednoznaczna postać, która zapada w pamięć bardziej niż większość disneoywskich księżniczek.
Z postaci drugoplanowych najbardziej rzuca się w oczy dwójka kapłanów o różnych wizjach działania samozwańczych bogów i, jak to często bywa, koń. Jeśli ktoś jest fanem animacji Disneya, to wie, o czym mówię - w tym przypadku DraemWorks wyraźnie poszedł jego śladem.
Fabuła fabułą, zwykle nie tylko na to się patrzy w przypadku tego typu produkcji. No właśnie, patrzy. Animacja jest bardzo ładna, jedno z nielicznych dreamworksowskich 2d (a szkoda!). Nie jest to kopia stylu Disneya, widać pewne różnice. Tulio i Miguel nie wyglądają na typowych "książąt", choć należy uczciwie przyznać, że Chel różni się od księżniczkowego wzoru tylko drobnymi szczegółami.
Muzyka brzmi porządnie, choć brak jest czegoś, co naprawdę wzbudzałoby zachwyt, mimo że ci sami twórcy komponowali wcześniej sountrack do "Króla Lwa". Wiele osób wskazuje It's tough to be a god jako ten "główny" utwór, ale moim zdaniem jest on nieco przeceniany.
Polskie wersje piosenek jak zwykle trzymają poziom (żeby nie powiedzieć, że, jak dla mnie, niektóre wypadły nawet lepiej).
Ogólnie rzecz biorąc, Droga do El Dorado jest godna polecenia zarówno tym, którzy nigdy jej nie widzieli, ale także osobom, które oglądały ją zylion lat temu i mają ochotę na umilenie sobie dnia. Niech nie zmyli was fakt, że był to jedyny (!) film DreamWorksa, który nie przyniósł zysku (przez co nie pojawiła się początkowo planowana seria sequeli). Fakt, nie jest to najbardziej ambitny film wszech czasów, ale jeśli ktoś lubi rysowane komedie i klimat amerykańskich animacji z początku wieku i końca poprzedniego, to jak najbardziej warto się z nim zapoznać.