Król Lew PBF

Pełna wersja: Kawałek od wschodniej granicy Księżycowej Polany (Azim, Skjall + chętni)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Młodzik miał ogromną potrzebę by zrobić coś wielkiego, czymś się popisać, to też do łebka wpadło mu że złapie na prawdę coś dużego i pokaże to ciociom, czy może nawet calutkiemu stadu. Nie pomyślał że jak przyszedłby z czymkolwiek to już byłby sukces dla tak młodego lwa.
Wyruszył z samego rana. Koniecznie to musiało być coś dużego i z tą myślą zanurzył się w wysokich trawach, sunąc na przód. Minął w ten sposób nieostrożne surykatki, kilka buszujących w trawach myszy i ptaka ze złamanym skrzydłem, na którego inny lew nie spojrzałby tak obojętnie, a już zwłaszcza taki, który ze skradaniem ma małe problemy. A jak z resztą? Tego jeszcze się nie dowiedział, bo nie doszło nigdy do skutku i nic więcej niż zbliżenie się do zwierzyny na te kilka metrów, która zaraz mu czmychnęła, mu się nie udało. 
I tak skradał się i skradał wypatrując tej idealnej ofiary, aż dotarł do granicy Księżycowej Polany, a że był skupiony na zadaniu nie zauważył że już ją dawno przekroczył. Jedynie ziemia pod łapami wydała mu się nieco inna, ale nie zwrócił na to zbytniej uwagi.
Ciche westchnienie wydobyło się z trzewi Skjalla, kiedy przemierzał te cholerne paskudne ziemie. Mamrotał często do siebie pod nosem, rozglądając się ponuro jakby co najmniej miał zaraz zdechnąć na środku drogi i pozwolić się pożreć sępom. Aaaale co to to na pewno nie. Oblizał swój pysk i powiódł wzrokiem. Gdzie on u licha zaszedł? Z pewnością była to jakaś polana. Może spotka jakiś szajbusów, którzy mu nieco więcej powiedzą o tych terenach? Zastrzygł naderwanym uchem, kiedy usłyszał szelesty wśród traw. Nieprzyjemny chłodny powiew wiatru wdarł się między czarną grzywę i szarą sierść, z lubością dotykając nagiej skóry jak gdyby chciał w nią wniknąć, przeszyć ciało paskudnej kreatury. Oblizał pysk różowym językiem i skrzywił się, gdy zobaczył jakieś małe skaczące coś. Z początku pomyślał, że to jakaś fretka albo inny fenek pustynny. Ale po chwili zrozumiał, że było to zbyt wielkie. Wyostrzył wzrok jedynego dziko zielonego ślepia jakie posiadał i z trudem dostrzegł małego smroda buszującego w trawie, najwidoczniej polującego na coś. A przynajmniej pokazującego parodię polowania. Obserwował go przez pewien czas, dopatrując się błędów jakie młody robił w polowaniu. Zaszedł młodego tak, by ten w pewnym momencie wpadł na jego potężne łapy. Przechylił na bok łeb. Paskudna gęba spoglądała na lwiaka z góry w dziwnej konsternacji. Pusty oczodół i blizny na połowie pyska były wręcz odrażające, jak na to spojrzeć z perspektywy osoby trzeciej. 
- Łapy muszą być bliżej podłoża. Jakby same były ziemią. - Wysunął pazury i poruszył łapą po podłożu. Łapsko miękko zatonęło w trawie i bezszelestnie poruszyło się. Obejrzał się w zamyśleniu. - Jeśli odpowiednio wyostrzysz wzrok i słuch, dopadniesz każde zwierzę. Ale ono musi czuć, że jesteś zwykłym niegroźnym elementem otoczenia. 
"A właściwie po co ja ci to mówię kurduplu, ha?" zrugał się w myślach i przewrócił jedynym ślepiem jakie posiadał. Może nie mógł patrzeć jak dzieciak się męczy z upolowaniem jednego cholernego ptaszyska. "To tylko dzieciak Skjall... ty jesteś ślepy. Też nie upolujesz." dodał po chwili a na jego pysku pojawił się cień grymasu.
Ku swojemu zaskoczeniu, coś samo na niego wpadło, a raczej on uderzył o łapy obcego lwa. Przez chwilę oszołomiony nagłym zdarzeniem nachylił się do skoku, pewien że właśnie trafił na tą idealną zdobycz. W końcu gdy jego wzrok powędrował na oblicze obcego, przestraszył się i ani myślał atakować. Nigdy nie widział lwa bez oka, ale też nie okazywał zbyt długo strachu, praktycznie po pierwszych kilku sekundach mu przeszło i nie pokazywał po sobie nawet niepokoju, jaki odczuwał, nie wiedzieć czemu, przecież lew nic mu nie zrobi, a przynajmniej tak sądził.
Otrząsnął się szybko, zdziwiony cofając się o krok i słuchając na nieznajomego z przekręconym na bok łbem. Przyglądał się uważnie i dość szybko stwierdził: - Łatwizna, dam radę - przyległ do podłoża, próbując zastosować rady obcego w praktyce, niestety niezbyt udolnie, zamiast skupić się tylko na łapach, skupił się na całym ciele. Pobrudził sobie tylko pazury grudkami ziemi, próbując się jej uczepić, a jego poza wyglądała jakby zamierzał się czołgać niczym żółw. Czerwonooki zmienił pozycje na wygodniejszą, ale w tej znowu za bardzo wystawał za traw, za mocno wyprostował łapy. 
- Widziałeś może coś dużego w pobliżu? - zapytał, zbyt pewny siebie by zorientować się że nie miałby najmniejszych szans z większą zwierzyną. Usiadł na ziemi, samemu czegoś wypatrując, próbując zastosować się do drugiej rady, przynajmniej zorientował się że nie jest już na terenach stada.