Król Lew PBF

Pełna wersja: Polowanie - Moran i Padme
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Och, wspólne polowanie... Jakie to romantyczne. I na pewno zbliża dwa lwy do siebie. No chyba, że przynależność stadna zwycięży nad rozsądkiem i zamiast współpracować, zdecydują się rywalizować.
W każdym razie pogoda była dobra, by coś złowić - spokojny, lekki wiatr, jasno świecące słońce, żadnych chmur w zasięgu wzroku.
Jasnofutry przywlókł swoje ciężkie, domagające się żarcia cielsko w to miejsce. Zatrzymał się i uniósł łeb, czujnie nasłuchując i węsząc. Nie miał już siły dłużej czekać. Musiał jak najszybciej coś znaleźć, by zaspokoić stale rosnący głód nim będzie za późno. No, a gdzie ta Padme?
Tuż za nim.
Leniwie stawiała łapy, znów nie siląc się na uśmiech. Głodna też szczególnie nie była, ale może to wykorzystać, jako takie ćwiczenie, czy coś.
Nasłuchując bardziej przybycia Padme niż skupiając się na zwierzynie, Moran na razie nie dostrzegł potencjalnej ofiary. W drugą stronę to samo - Padme nie zależało na jedzeniu, a na nauczeniu się czegoś, więc obserwowała lwa. Owszem, gdzieś w zasięgu wzroku obojga widać było kurz spod kopyt przebiegającego stada, jednak odległość była taka, że w ogóle szkoda wysiłku. Czas się zabrać do roboty - porządnie.
Gdy tylko ta do niego dołączyła, ruszył do przodu. Starał się zachować ciszę i ostrożność - delikatnie stąpał po ziemi, uważaj na różne drażniące "śmieci" pod łapami. Ogon trzymał na tyle nisko, by nie zwracał na siebie niczyjej uwagi, ale też nie szurał nim po ziemi, by nie wytwarzać niepotrzebnego hałasu. Zakończone pędzelkami uszy Morana obracały się tam, skąd tylko dochodził jakiś głos, by odnaleźć jego źródło. Wytężał wzrok, by ujrzeć nawet najdalej znajdującą się od nich zwierzynę.
Ona również rozpoczęła swe poszukiwania, oddalając się nieco od Morana, uważnie rozglądając się po horyzoncie, jak i stawiając uszy na sztroc, by te, łapały każde pożądane dźwięki.
Szczerze mówiąc, miała nadzieję na złapanie czegoś większego, zwłaszcza, że miała do pomocy kudłacza...Czy tam on miał ją.
Nie ważne.
Padme miała więcej szczęścia niż Moran. Podczas gdy przed łapami samca zwiała surykatka, kryjąc się w jednej z nor i nie dając większych szans na jej złapanie - zresztą co to za obiad? - samica dostrzegła w niedalekich zaroślach szukającego pożywienia strusia. Dorodny, duży samiec mógł stanowić dla nich niezły posiłek pomimo znanego z łykowatości mięsa. A że jeszcze ich nie zauważył... Mieli spore szanse.
Ocknęła się w dobrej chwili. Struś... No cóż, tego jeszcze nie jadła, ani nie łapała, więc nie znała za bardzo możliwości owego zwierzęcia, więc dlaczego by nie spróbować?
Cicho podkradła się do Morana, szturchając go porozumiewawczo w bark, a gdy ten, zwrócił na nią uwagę, lwica wskazała tą samą łapą, upatrzonego wcześniej strusia.
Skinął do niej łbem i spojrzeniem nakazał jej pozostanie w swoim miejscu. Sam zaś ugiął łapy i, zachowując wymienione przeze mnie we wcześniejszym poście środki bezpieczeństwa, ruszył do przodu, by zajść olbrzymiego ptaka z drugiej strony. Szedł pod wiatr, tak, by jego zapach nie dotarł do nozdrzy strusia. Starał się tak dobrze ukryć, by zwierzę go nie widziało. Gdy tylko znalazł się na tyle blisko, by wykonać dobry skok, zwinnym susem rzucił się na samca. Szczęki zacisnęły się na chudej szyi zwierzęcia, zaś pazury łap zakotwiczyły się w jego skórze, by Kudłacz nie spadł tak łatwo. Wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Pad. Teraz jej kolej. Oby tylko zwierz się nie ruszył - cóż, Moran nie był przyzwyczajony do dużej prędkości.
//słońce, a wiesz, że o powodzeniu ataku decyduje MG, a nie Ty? za to spadają PDki.//

Moran sprawnie zaszedł strusia, w przygotowanie się do ataku wkładając więcej staranności i skupienia niż w samą akcję. Dlatego gdy skoczył, nie utrafił tam, gdzie chciał; struś wyrwał mu się z pazurów, kopnął go mocno w żebra i ruszył żwawym kłusem przed siebie. Pech chciał, że tam właśnie czekała Padme.
Jej kolej. To się zgadzało.
No ależ jaki w tym pech? Ja bym to znazwała szczęściem zwłaszcza, że beżowosierstna była na taki zwrot akcji jak najbardziej przygotowana. Nie dość, że schowana w trawie, to jeszcze miała dobry widok, a sam 'atak' jej partnera ją rozbawił. Oj patrz na nią lepiej...
Lwica wyskoczyła ze swej kryjówki, kiedy struś znalazł się dostatecznie blisko niej, z wysuniętymi wcześniej pazurami, chciała po prostu wbić się w ptaka i przegryzając żyłę, odpowiadającą za dopływ krwi do mózgu skutecznie uśmiercić.
//Przepraszam, postaram się pisać bardziej... "nieprzewidywanie", "niedecydująco"? chuj wie jak to ująć.

Warknął wściekle, gdy otrzymał kopniaka i zleciał na ziemię. Właściwie to chyba już odechciało mu się polować, bo rozpływający się po całym ciele ból stłumił burczenie żarłocznego żołądka. Kiedy już się otrząsnął, Padme zmagała się już ze zwierzęciem. Zacisnął więc zęby, podniósł tłusty zadek i rzucił się do biegu. Starał się okrążyć ten decydujący o życiu lub śmierci pościg, by potem, o ile mu się to uda, móc od przodu zaatakować nagą szyję ptaka.
//mhm. to taka podstawowa zasada w rpg, warto ją sobie przyswoić na później: gracz opisuje zamiary postaci i podjęte w tym celu kroki, a MG efekty działań.//

Obserwujący to wszystko z góry bezstronny duch bardzo się ucieszył, kiedy atak Padme wyszedł wprost koncertowo. Szybkie spięcie mięśni, dobre nastawienie pazurów, przygotowana do ugryzienia szczęka - elementy ciała lwicy świetnie ze sobą współpracowały, powalając strusia na ziemię w skoku, który nie dał ptakowi nawet najmniejszej szansy obrony. Może tamten nieudany atak Morana jednak nie poszedł na marne?
Teraz lew miał szansę rehabilitacji. Wystawiony przez Padme zwierz stanowił wygodny cel, jednak wciąż niepozbawiony zdolności obrony. Samiec wykazał się dobrym refleksem, unikając ciosu mocnego dzioba, i dopadł do ofiary, zaciskając kły na jego szyi. Teraz tylko wytrzymać, aż ze strusia ucieknie życie.
Jak miło. Strusie to szybkie stworzenia, wyposarzone w dziób, czający się na lwie oczy. Więc na tą broń, trzeba uważać. Lwica była z siebie zadowolona, jednak będzie się cieszyć, kiedy ptak w końcu zdechnie, a póki co, trzymała go mocno, by kudłacz mógł go w końcu zabić.
Aż przez ten wysiłek zgłodniała.
Mówi się, że głupi ma szczęście. Chyba jest to prawdą, bo Moran totalnie zapomniał o obecności twardego dzioba na łbie ptaszydła. Skleroza i głupota robią swoje. W każdym razie struś został uziemiony, a on już zacisnął na nim swoje szczęki, z każdą sekundą zwężając ucisk. Oby tylko ta metoda okazała się skuteczna w szybkim pozbawianiu zwierzęcia życia. Starał się przechylić coraz bardziej słabnący kark ptaka w tył, by złamać podtrzymujące je kości, tym samym przerywając płynące weń nerwy i naczynia krwionośne.
Stron: 1 2