Król Lew PBF

Pełna wersja: Polowanie - Ragnar
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Przynieść władcy pokarm...
Gdyby chodziło o Demiego, tak jak niedawno poprosił o to Echo, albo o Vasanti, albo o Kovasę - pewnie władcy byliby zadowoleni z samego wysiłku i docenili staranie, ciesząc się nawet ze średniego efektu. Arto jednak taki nie był. Tutaj trzeba było przynieść coś naprawdę... dużego.
W pojedynkę. I najlepiej szybko.
Jaki plan miał Ragnar?



//normalnie na rodzaj zwierzęcia rzuca się kością i ewentualnie dodaje modyfikatory ze spostrzegawczości, których Ty jednak nie masz. tu zrobimy trochę inaczej - wielkość zwierzaka będzie częściowo zależała od tego, dokąd udasz się na polowanie i jak zaczniesz tropić. pasuje?//
Szary zjawił się na sawannie szybkim krokiem. Władca zażyczył sobie posiłku, a on jako nowo awansowany nie zamierzał zwlekać z tym zadaniem. W końcu powiedział, że nie zawiedzie, a odpuszczenie sobie nawet tak błahej misji urągało jego godności i w niewielkim stopniu łamało daną obietnicę. Rozglądał się dookoła uważnie analizując swoje otoczenie, w poszukiwaniu jakiejś zwierzyny godnej króla. Zwracał przy tym uwagę, na co zieleńsze, bardziej urodzajne obszary, na których mogła przebywać potencjalna zdobycz. Wypatrywał też na niebie zbiorowisk ptaków, które mógł z kolei świadczyć o wodopoju. Czy los okaże się mu przychylny?
Lew wspiął się na wzniesienie na sawannie, by widzieć większą jej połać. Była to naturalna w tej sytuacji decyzja. I owszem, w zasięgu wzroku Ragnara znalazło się stado ptaków, które wielkością i wysokością krążenia raczej nie przypominały sępów. Miał też o tyle szczęścia, że nie znajdowały się aż na horyzoncie - bliżej, jakąś godzinę lub trochę więcej stabilnego tempa truchtu. Owszem, kawałek drogi... Ale czy nie warto się postarać po awansie, by udowodnić swoją wartość?

//jeśli będziesz się jakoś szykować do drogi, opisz mi to, proszę. oczywiście nie musisz.//
Szary widząc skupisko ptaków uśmiechnął się sam do siebie. Rozglądnął się, szukając wilgotniejszego kawałka ziemi, aby po szybkim odnalezieniu takowego umazać się błotem, a następnie wytarzać w trawie- tak jak nauczył się od Arto. Zamaskowawszy swoją woń ruszył w drogę umiarkowanym, acz niewyczerpującym truchtem.
Kiedy znalazł się już dosyć blisko wodopoju, powoli i ostrożnie stawiając łapy zakradł się bliżej, zatrzymując się w kępie wysokiej trawy. Źrenice lwa zmniejszyły się do minimum i z uwagą wypatrywały potencjalnej ofiary.
Kilka susów w przód od kępy, co zdradzały szum i wilgoć wyczuwalna w powietrzu, płynęła struga wody, rozlewająca się zaraz w nieduże oczko wodne. A jak to nad oczkami, poza stadem ptaszydeł pewnie będzie i zwierzyna.
Węszenie słabo zdawało egzamin, bo wiele zapachów mieszało się w otoczeniu, zarówno tych świeżych, jak i trochę starszych; pewnie mógłby skupić się i wyłowić w końcu z tej kakofonii woń konkretną, mogącą zaprowadzić go do odpowiedniej zwierzyny, jednak od czego miał pozostałe zmysły?
I rzeczywiście, nad źródłem wody kręciło się w tej chwili stado zeber - zarówno osobniki dorosłe, w sile wieku, jak i schorowane starsze oraz nieodpowiedzialne źrebięcia. Piły po kolei z sadzawki, mocząc pyski, co chwila nasłuchując i zmieniając się przy brzegu. Stado ptaków to siedziało im na grzbietach, to skakało wzdłuż brzegu, mocząc dzióbki. Tafla wody była cały czas zmącona - Ragnar nie był w stanie dostrzec, czy pod jej powierzchnią kryje się krokodyl, czy tym razem trafił na czyste miejsce. W każdym razie na pewno nie mógł tego wykluczyć.

Co dalej?
Zebrze mięso z pewnością powinno zadowolić królewskie podniebienie. Szary zmrużył oczy przyglądając się grupie kopytnych. Źrebak za mały, a starszy zbyt żylasty.. Wyglądało na to, że lew zamierzał zapolować na dorosłego osobnika, pełnego sił witalnych. Co prawda z takim będzie najtrudniej, ale Ragnar nie zamierzał iść po najmniejszej linii oporu.
Bezszelestnie zakradł się jeszcze kilka kroków bliżej i wynurzając się z zarośli począł biec wielkimi susami w kierunku zebr.
Niessstety... Nie wyszło to całkiem tak, jak Ragnar zakładał. Któraś z zeber usłyszała jego ruch - a może zdradziły go ptaki, których głośne krzyki poniosły się nad wodą. Stado zerwało się do panicznej ucieczki, jeszcze zanim szary samiec wychynął spomiędzy traw.
Jasne, mógłby złapać kilkutygodniowe źrebię, kłusujące na wątłych nóżkach na końcu grupy, ale to przegryzka na dwa kęsy. O wiele lepszym celem była jego matka, która popychała dziecko do przodu, w stronę większych pasiastych; popatrywała w stronę lwa i kwiczała co chwila, świadoma tego, że szanse ma marne. Ale nie ustąpi tak łatwo.

Czas na pościg.
Szary burknął coś do siebie niezrozumiale po czym rzucił się do biegu. Ogarniał wzrokiem pędzące przed sobą stado, próbując wyznaczyć sobie jakiś konkretny cel. Jego uwagę zwróciła samica, popychająca swoje źrebię do przodu- to ona miała zaraz stać się jego ofiarą, dlatego ukierunkowując się odpowiednio podbiegł sprintem w jej stronę. Aby uniknąć kopniaka Ragnar zamierzał atakować nie z tyłu, a z boku- dlatego obrawszy tę pozycję wymierzył szybko parametry skoku i bez dłuższego namysłu rzucił się na bok zebry. Z wysuniętymi pazurami i rozwartą szczęką oczywiście.
//ojojoj, kostki są wredne dla takich deklaracji xd

Ha, pudło! I to jakie pudło! Ragnar, zapatrzony już w wizję pyska ociekającego ciepłą, zebrzą krwią - a może żyły też mają w paski, tylko jeszcze nigdy tego nie zauważył? - za późno spostrzegł się, że stado wykonało zwrot, by go zmylić. Nie miał więc ani na kogo wykonać skoku, ani po co; tracił do nich tyle, że musiał się skupić wyłącznie na biegu. Bo kto wie, na co wpadnie następnym razem, jak się zagapi?
Samiec warknął podenerwowany całym zajściem i ponowił pościg. Tym razem miał zamiar zastosować nieco inny manewr. Biegł za stadem, jednak spory kawałek z boku (w linii równoległej do trasy zebr)- z czasem udało mu się je wyprzedzić, a wtedy dużymi susami począł przemieszczać się w miejsce, przez które będą przebiegać kopytne. Będąc na miejscu skrył się w trawie, czekając aż wpadną w jego sidła. Zebry szybko pojawiły się na miejscu, migając szaremu przed oczyma, a gdy tylko uważne ślepia wychwyciło poprzednio zaatakowaną samicę, lew nie czekając ani chwili wyskoczył z trawy, ponownie celując w bok zebry.
//Rag, czy Ty wiesz, co to jest power gaming? to zamieszczanie opisów niezgodnych z zasadami gry. w tym wypadku - i we wszystkich, w których akcje dzieją się pod nadzorem Mistrza Gry - to MG decyduje, czy lwu udało się przegonić stado, dokąd ono pobiegło itd. a nie gracz. gracz opisuje wyłącznie zamiary postaci, nie efekty działań - plus trochę realizmu.//


Ragnar jak zamyślił, tak zrobił. Pobiegł, oddalając się od pasiastych; stado widząc, że lew biegnie w uprzednio przez zebry wybranym kierunku, skręciło znowu. To nie były pluszowe zabawki, tylko żywe zwierzęta, które wiedziały, jak uniknąć drapieżnika i jak go przechytrzyć. Dlatego kiedy lew dobiegł w końcu zziajany i wykończony sprintem tam, gdzie chciał spotkać "ofiary", powitała go pustka.
Zebry dawno odbiegły w głąb sawanny, gonienie ich teraz to jak pogoń za sępem na niebie.

Został bez ofiary. Polowanie trzeba zacząć od nowa.
Szary ryknął wściekle i wyszedł z zarośli z poirytowaną miną. Rozglądnął się dookoła, po czym postanowił nie poddawać się i pójść tropem stada. Na pewno nie spodziewają się, że po takim pościgu i porażce będzie je jeszcze nękać. Kierując się śladami kopyt szary potruchtał w kierunku, w którym uciekało stado.
To prawda, reakcja Ragnara należała do tych rzadko spotykanych. Szary zawziął się - i podjął trop.
Szedł śladami stada długo; słońce, początkowo grzejące przyjemnie w karki, nachyliło się już nad horyzont i zrudziało, oświetlając sawannę nieco krwistą barwą. Może to była zapowiedź udanych łowów?
Gdy zbliżył się do zebr na tyle, by móc ponownie zaplanować taktykę, dzień miał się już wyraźnie ku końcowi. Stado powoli szykowało się do spoczynku, przekonane, że nic mu tu nie grozi. Obserwował je zza niewielkiego, wyschniętego zagajnika; niestety nie było tu błota, w którym mógłby powtórzyć poranny, skruszony już dawno kamuflaż, a powietrze stało nieruchomo - nie dało się stada podejść pod wiatr.

Jaki plan miał teraz?
Ragnar nie wychylając się z zagajnika obserwował z uwagą stado- wyglądało na to, że udana ucieczka uśpiła nieco jego czujność. Chciał zaplanować jakiś manewr, obmyślić taktykę, ale nie miał już na to siły i postanowił improwizować. Z ogromną uwagą począł się przesuwać w gęstwinie coraz bliżej upatrzonej uprzednio zebry. Zmniejszył tym samym odległość między sobą a ofiarą do minimum. Jedna szybka kalkulacja i skok.
Atak, tym razem, się udał. Źrebiątko przebywało pod opieką innych zebr, więc jego matka osłabiła czujność, skupiając się przede wszystkim na bezpieczeństwu dziecka. Wyglądało na to, że to będzie jej zguba.
Ragnar wyskoczył zza drzew na niczego nie spodziewającą się samicę i zdołał wbić kły w jej bok, nim ruszyła z kopyta, zrzucając go z siebie silnym wierzgnięciem. Miała mocno rozorane żebra; pasy skóry zwisały w dół, a rana coraz szybciej wypełniała się krwią. Samica rzuciła się do ucieczki.
Teraz wystarczało nie odpuszczać.
Stron: 1 2