Król Lew PBF

Pełna wersja: Polowanie - Kerra i Powój
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Kerra poprowadziła Powój na tereny, które były jej znane - miejsce najlepsze do polowań w obrębie wolnych terenów. Na Ognisty Step.
Choć powinno być bardzo ciepło, utrzymuje się temperatura około 20 stopni. Słońce przebija się już przez chmury i mgły, jednak wciąż utrudniają one widzenie na dużą odległość. Powietrze jest spokojne.

Kerra

Lwice wreszcie dotarł na miejsce. Kerra przystanęła i powiedziała dość cicho do Powój
-To tutaj.
Zaczęła się rozglądać i wypatrywać potencjalnej zdobyczy. Lekko ugięła łapy, przygotowując się do polowania. Widoczność była nie najlepsza, ale znośna. Biała przez chwilę zastanowiła się, jak duża będzie to przeszkoda, po czym zaczęła wąchać powietrze, by coś wytropić. Na razie nie zwracała dużej uwagi na Powój, po co marnować czas na rozmowy i konwersację? Lepiej od razu przystąpić do działania.

Powój

Powój pozwoliła Kerrze prowadzić, uznając za naturalne, że lwica znająca te tereny powinna narzucać tempo i kierunek drogi. Jasnoszara trzymała się więc po skosie, nieco z tyłu; takie ustawienie pozwalało jej zdaniem najlepiej reagować na zbliżające się zagrożenie niezależnie od strony, z której by nadchodziło.
Kiedy biała oznajmiła, że dotarły na miejsce, lwica skinęła tylko łbem, niebieskimi ślepiami lustrując otoczenie, ale resztę zmysłów kierując na towarzyszkę. Chciała, by to był test dla niej. I choć nie zamierzała stać tylko z boku i obserwować, to Kerra ma poprowadzić to polowanie.
Kerra, której zależało na znalezieniu porządnego zwierzęcia i napełnieniu kilku żołądków, dobrze przyłożyła się do tropienia. Już po chwili złapała zapach - i podążyła za nim; wychylając się ostrożnie zza kępy niskich krzewów, dostrzegła w odległości kilkudziesięciu metrów marabuta grzebiącego w ziemi. Samiec nie był świadom obecności lwicy w pobliżu i ze spokojem grzebał w ziemi, wyciągając z niej chrupiące owady.

Powój nie znalazła nic. Cóż, najpierw trzeba by się skupić na szukaniu.

Kerra

Uśmiechnęła się. Taki marabut wystarczy na te kilka lwów. Ale najpierw trzeba go złapać! Jeszcze bardziej ugięła łapy, uniosła nieco ogon, by nie szurał po ziemi i wskazała lekko łbem w stronę zwierzyny, by pokazać ją Powój. To nasz cel.
Obeszła krzaki z drugiej strony, by zajść marabuta od boku, tym samym dając możliwość Powój żeby otoczyły go razem. Starała się stąpać jak najciszej, ale co z tego wyniknie?

Powój

Powój kiwnęła łbem, przyjmując polecenie Kerry. Teraz było już całkiem jasne, jaki mają podział zadań.
Podążyła w drugą stronę, czając się nisko, przy ziemi; tak jak biała dbała o to, by ogon nie zahaczył o suchą gałąź i nie spłoszył marabuta. Przyczaiła się w wygodnej pozycji do skoku i czekała na znak tamtej. W wizji Powoju to Kerra bowiem miała zaatakować pierwsza, a jasnoszara będzie zapobiegała ucieczce marabuta.
Ptaszydło usłyszało jakiś szelest i podniosło łeb - niewiele brakowało, by obie lwice musiały zaczynać szukanie od początku. Ale marabut uznał, że to betka i nie będzie się przejmował. Pozostał w miejscu, jednak o wiele bardziej czujny, niż był jeszcze przed chwilą.
Im dłużej obie samice będą zwlekać z atakiem, tym większa szansa, że w końcu ucieknie.

Obie mają czyste pole do skoku.

Kerra

Gdy marabut uniósł głowę, Kerra znieruchomiała, napinając mięśnie. Nie chciała, by jej kolacja zaczęła uciekać. Na szczęście był to fałszywy alarm. No, fałszywy dla Ker i Powój, ptaszysko takiego szczęścia nie miało. Zerknęła na jej towarzyszkę. Zrobiła tak, jak chciała tego biała, jednak dając wyraźny znak, kto ma zaatakować.
Po co więc marnotrawić czas, zastanawiając się?
Kerra podeszła jeszcze troszkę, a następnie naprężyła mięśnie, gotując się do skoku. Odczekała chwilę, aż...
Skoczyła, by szybko dosięgnąć szyi ptaka zębami zakończyć jego żywot. Jak dla Ker, o wiele lepiej będzie się prezentował jako danie główne tego wieczoru.

Powój

Z tą ostatnią myślą Powój bez problemu się zgadzała - jasne, że zwierzyna najlepiej wygląda przygotowana do pożarcia. Niech sobie biega swobodnie, ale wtedy, gdy żołądek jasnoszarej lwicy nie domaga się posiłku.

Gdy Kerra wykonała skok, Powój wyskoczyła z drugiej strony marabuta, tworząc z białą coś w rodzaju linii prostej. Jeśli uda jej się być odrobinę szybszą, ptak powinien się spłoszyć - i wpaść prosto pod zęby Kerry.
Ouu! Kerra, skacząc na marabuta, zrobiła jedną z najgłupszych rzeczy w życiu. Jedną z tych, co do których nie ma pewności, jak w ogóle udało im się zaistnieć. Zaplątała bowiem ogon w busz - lub zrobił to jeden ze złośliwych duchów - i rąbnęła w dół, zatrzymana nagłym szarpnięciem; marabut na ten huk i szurgot oczywiście poderwał się przestraszony i zaczął uciekać byle dalej od białej lwicy. Szczęście w nieszczęściu, prosto w łapy Powoju, która przytrzymała go, gdy uderzył w nią z dużym impetem.

Teraz jednak świadom był tego, że polują na niego drapieżniki, i zamierzał się bronić. Zamachał skrzydłami - dorosły, silny samiec - próbując odstraszyć jasnoszarą lwicę, a gdy to nie pomogło, przymierzył się do ataku.

Kerra jest w odległości jednego większego skoku od marabuta, który zasłania jej Powój; Powój zaraz zostanie zaatakowana dziobem.

Kerra

Przeklęty busz! A już miała mieć w pysku pyszne mięsko!
Kerra popatrzyła ze złością na roślinę i wydobyła swój ogon. Następnie spojrzała na Powój, by zobaczyć, czy chociaż jej się poszczęściło.
No cóż, na pewno zatrzymała ptaka, ale sama również znalazła się w niebezpieczeństwie. Biała lwica oceniła odległość, postąpiła ze dwa kroki, by mieć pewność, że tym razem jej się powiedzie i skoczyła. Tym razem nie po to, by zabić, ale żeby chociaż złapać pazurami ptaszysko i przytrzymać, dopiero później ewentualnie ugryźć. Zresztą, Powój była o wiele bliżej ptaka, może wtedy ona go uśmierci?
A miało być tak prosto!

Powój

A żeby to tak!...
Powój nie należała do lwic, które łatwo odpuszczają. Mięso - to mięso. I będzie się jak mięso zachowywać.

Niepowodzenie Kerry, wynikłe w jej ocenie z nieszczęśliwego splotu okoliczności, utrudniło im sprawę, lecz przecież jej nie skreśliło. Jasnoszara wysunęła pazury, gdy marabut zbliżał się ku niej, i wbiła je w ptaka, by lepiej go przytrzymać; zapewne dlatego miał problem z odbiciem się od niej skrzydłami. Jak by teraz uniknąć wydziobania oka?
Ryknęła, krzyk ten kierując do Kerry. Może jednak ogłuszy i marabuta, co byłoby niezłym posunięciem. Atakuj! Zamierzała trzymać ptaka i przede wszystkim unikać zranienia - jednak nie za cenę wolności samca - a nie atakować na oślep. Do tego, paradoksalnie, według niej lepiej nadawała się Kerra, mająca możliwość doskoczenia mu na plecy i przegryzienia szyi.

Co się zaraz może okazać.
Powój, spychana przez marabuta do coraz głębszej defensywy, czuła, jak ptak zaczyna się wyślizgiwać z jej pazurów. Wsparcie od Kerry nadeszło w odpowiedniej chwili - wkrótce musiałaby zacząć atakować, a nie tylko unikać, a wyraźnie nie chciała tego robić. Lew z niej czy baba?
Kerra skoczyła na marabuta, który akuratnie skupiony był na lewej łapie jasnoszarej lwicy, ciężar swego ciała uwieszając mu na plecach. Pazury przejechały po piórach i skórze, rozcinając ją, uwalniając coraz żwawsze strumyki krwi. To wybiło ptaka z rytmu, zaskakując go i raniąc mocno; szarpnął się, bezmyślnie nadstawiając szyję pod kły białej. I na tym, jak chwyta go ona za kręgi, nie do końca wygodnie, nie na tyle, by dorwać się do tętnicy - na tym właśnie zakończymy turę.
Co dalej?

Kerra

Kerra bardzo wyraźnie usłyszała ryk Powój i zrozumiała przesłanie. Obydwie miały ptaszysko w łapach, lecz mimo to Ker wbiła pazury jeszcze głębiej, by nawet nie myślało o ucieczce. Miała już w pysku szyję marabuta, lecz nie mogła przegryźć tętnicy. Co miała zrobić?
Biała lwica stwierdziła, że najlepszym pomysłem będzie złamanie karku. Chwyciła mocniej szyję i szarpnęła gwałtownie, mocno, by zabić.

Powój

Dobrze!
Powojowi spodobała się werwa i zdecydowanie Kerry, gdy przyskoczyła do marabuta i później, gdy próbując pozbawić go życia, wykorzystała dane jej przez naturę atuty. Dzięki temu sama nie musiała już walczyć o całość oczu, bo łeb ptaka był unieruchomiony.
Drugi pysk przy pierwszym nie był dobrym pomysłem, więc poprawiła błyskawicznie chwyt, na tyle tylko, by mocniej przytrzymywać jego tułów. Im mniej się będzie miotał, tym szybciej Kerra złapie go w szczęki w odpowiedni sposób.
Stron: 1 2