Król Lew PBF
Piąta po południu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Piąta po południu (/showthread.php?tid=869)

Strony: 1 2


Piąta po południu - Nahuel - 14-11-2013

Piątek, grudzień 2013. Kraków, Polska, Europa, Ziemia, trzecia planeta za Słońcem w lewo.

Zdecydowałyśmy się zorganizować mały zlot ludzi z KLa - ja dysponuję wolnym domem, a Wy zechciałyście odpowiedzieć na zaproszenie. Początkowo miało być nas więcej, ale wiecie, jak to jest; ktoś nie może, komuś zabrakło kasy, ktoś inny w sumie się rozmyślił. Będzie więc nas szóstka, same baby - i mój kot, sztuk jeden, płci wykastrowanej. Filemona, Karolina, Wiktoria, Domee, Madzia zwana Myszą i ja, czyli Wef. Przezwali mnie tak w gimnazjum i zostało. (Kot się nazywa Łajza.)
Dom jest duży; ma piwnicę, parter, piętro i strych. Można też na upartego wyjść na taras - a czasem trzeba, żeby odśnieżyć. To połówka bliźniaka na osiedlu domków, na obrzeżach Krakowa. Dookoła są ładne przestrzenie spacerowe, choć teraz, w śniegu, będzie nam trochę zimno.

Czekałyśmy w salonie, aż wszyscy się zejdą, zanim rozpoczęłam od małego przemówienia. Ok, ok, wiem, to dęte, ale nie chce mi się powtarzać tego samego kilka razy.
- Mamy przeznaczony cały weekend dla siebie. Planowo wracacie w niedzielę wieczorem, ale jeśli damy radę dobić się do centrum, to możecie oczywiście wrócić do siebie wcześniej. Chociaż kto by tam chciał jechać aż do Gdańska po zaledwie dobie, prawda, Karolino?
Puszczam do ciebie oko. Pierwsza się zgłosiłaś, obiecałaś też pomóc animować to stadko, żeby nie było nudno - nie wiem, czy wzięłaś pod uwagę to, że się ucieszę z propozycji i że zamierzam to wykorzystać.
- Kuchnia jest tam - wskazuję kierunek - łazienki są tutaj i na piętrze. Używajcie wszystkiego normalnie, jak u siebie, nie bójcie się zaglądać do szafek, a jedzenie jest po to, żeby je jeść. Niestety musimy spać po dwie. Układ jest dwa, dwa i jeden plus jeden, to znaczy dwa duże łóżka i dwa normalne. Kto chce gdzie spać? Ja zajmuję jedno normalne.
Chyba na początek wystarczy, prawda? Jeśli was teraz zagadam na śmierć, to będziecie się bały w ogóle odezwać. To może rundka z ciasteczkami?


Kilka zasad:
- to jest kolor MG. MG jestem ja.
- możecie poruszać się po domu swobodnie, nie musicie grupką. jego układ albo przedstawię później, albo same go poznacie.
- nie bójcie się próbować, co jest w tym domu możliwe, a co nie ;)
- uwaga na kota!

W pierwszym poście najlepiej by było, gdybyście się opisały - jak przyjechałyście i jakie macie pierwsze odczucia. To nie musi być zgodne z tym, co dostałam na PW; tamte informacje są na mój użytek.



RE: Piąta po południu - Derion - 14-11-2013

W głowie ciągle mi terkocze monotonne tu-tum-tu-tum pociągu, którym przyjechałam, chociaż od mojego przyjazdu do Krakowa minęło już jakieś osiem godzin. Całe przed- i popołudnie spędziłam z rodziną, której trudno było zrozumieć, że tyle mnie widzieli, tyle o moich perypetiach słyszeli. Resztę weekendu zarezerwowałam na spotkanie z ludźmi... z internetu, o zgrozo! Karol, nie poznaję cię! - stwierdziła żartobliwym tonem moja mama. Tak więc jestem teraz tu, w ukochanym Krakowie opatulonym smogową czapą, niech mnie diabli, ale lubię to cuchnące powietrze, korki na Alejach i fakt, że Lekko Stronniczy mieszkają właśnie tu. Ot co - rasowa ze mnie Krakowianka.
Lubię odwiedzać nowe domy, toteż perspektywa zwiedzenia Wefowego lokum napawała mnie jakąś tam ekscytacją. Jednak bardziej od domu rzecz jasna ekscytowała mnie myśl o poznaniu w realu tych wszystkich ludzi, z którymi zdążyłam się zżyć na forum. Ciekawe doświadczenie. Pierwsze w życiu, bo nigdy nie weszłam w tego typu społeczność, żadna do tej pory nie przyjęła mnie tak życzliwie.
Tak więc jestem tu. Stoję obok Wef, która puszcza do mnie oczko, na razie jest trochę hm... "wymuszenie". Ale to norma. Minie. Potrzebujemy tych ciasteczek.
- Daj spokój... na szczęście w drugą stronę jedzie krócej o całe dwie godziny - odpowiadam z charakterystycznym dla siebie uśmiechem jednej strony twarzy (cóż, tak już mam, kiedy nie jestem w stanie przewidzieć reakcji na moje słowa i nie czuję się zbyt komfortowo).
Spoglądam we wskazywanych przez Wef kierunkach, po czym pobieżnie przyglądam się dziewczynom. Czas na dokładne przyjrzenie się rezerwuję na później. Póki co stwierdzam, że żadna nie jest kosmitką.
- Wszystko jedno - zaczynam przeciągle, bo nie chcę się wydać "tą decydującą". - Byle z brzegu, ale tu nie mamy tego problemu, he he.
Rozglądam się trochę ukradkiem po mieszkaniu, wydaje mi się, że wchodząc widziałam kota, więc instynktownie zaczynam się za nim rozglądać. Póki reszta się nie określi, jakoś tak stoję z rękami w kieszeniach bluzy i patrzę na dziewczyny spod leciutko zmarszczonego czoła.


RE: Piąta po południu - Raphaela - 14-11-2013

Na ten moment w milczeniu napawałam się ciepłem, ocierając chłodnymi dłońmi. Chodzenie kilka godzin po rynku Krakowskim na dodatek dążąc obcymi środkami komunikacji miejskiej do nieznanego osiedla, w zimie nie jest dla mnie świetną rozrywką. Może łączenie wycieczki do teatru ze spotkaniem było zbyt przekombinowane. W ogóle to jakiś cud że tutaj dotarłyśmy. Tyle, czy teraz będzie łatwiej? Spotykałam się wcześniej z ludźmi poznanymi w internecie, ale nigdy za pierwszym razem w ich własnym domu. To coś innego niż konwent czy galeria handlowa. Całe szczęście, mam nadzieję, wzięłam ze sobą podręcznego gryzonia. Słysząc wzmiankę o spaniu w parach, przeszła mi myśl - jasny gwint, chyba się drań w końcu doczekał! Jak w ogóle można lubić spać we dwójkę, no chyba że z partnerem, ale, meh. Jedna z wpituliarda rzeczy na które miałyśmy odmienne zdanie.
Sąą tutaj jakieeś kapciee dlaa mięęę?
Runda z ciasteczkami. Wciąż brak odczucia obowiązku odezwania się. Znaczy, przywitania się nie liczę. Nie będę pierwsza która się rzuci na ciasteczka. Zerknęłam tylko na swojego "podręcznego gryzonia" który nie cierpiał skrótowej wersji swojego imienia i preferował zwracanie się do niej per "Mysz".


RE: Piąta po południu - Eleri - 14-11-2013

Piątki to absurdalne dnie, na które to plan lekcji założył wszystkie języki jakich to nas postanowiono uczyć, wraz z basenem, który to się ubóstwia, dopóty nie nadejdzie jesień i zima. Wybawieniem z tego absurdu na sam koniuszek-są dwie matematyki. Niestety, z drugiej (rozszerzonej, chlip) trzeba było myknąć (legalnie) aby to zdążyć na busa do teatru w dobrym starym Krakowie, do któregoż to wyjazdy są już niemal u nas tradycją. Kraków ach. Snobki wszędzie, a i wszystek droższy co najmniej pięć razy. Rodzice kiedyś mieli tu mieszkanko, pamiętam z niego tylko kuchnię i moją pluszankę węża z IKEI (nadmieniam, bo są charakterystyczne i może ktoś kojarzy?). Do dziś staruszek męczy się ze mną i kurzy.
Układ miasta mylę z ostatnio zwiedzanym Wrocławiem wzdychając do tam mej ukochanej knajpy z tajskim makaronem, na szczęście jednak moje aspołeczne jajko ogarnęło sytuację i ładnie mnie prowadząc za rączkę zatachało gdzie trzeba. Br, jak ona, ona kurka mogła już spotykać ludzi z internetu, ona, na tyfusa jego mać, gdy ja radosna i kochająca istota sram w portki na samą o tym myśl. Nie mam pojęcia jakim cudem się na to zgodziłam. Rodzice oczywiście nie mieli żadnych "ale". Nigdy nie mają.

Na Boga, jestem tu. Panie ratuj. Może nie wyglądało to na zbyt rozgarnięte, ale mój wydatny, kartoflany, piegowaty nos zmarzł niemiłosiernie, więc cóż mogłam zrobić jeśli nie rozetrzeć go łapą, brudną całą z farby drukarskiej, co się jeszcze przez dłuuugi czas nie zmyje (paznokcie-istny horror. Oczywiście, sama mam fakt tego jak się prezentują absolutnie gdzieś). Rumiany był cały, co sprawiało wrażenie iż jest jeszcze większy. Cud natury ten kinol. Pilichy równie czerwone, a na mordzie szeroki uśmiech, plasujący się jednak raz na jednej, raz na drugiej stronie facjaty. Brązowawe kudły, po prawdzie sięgające do pasa, acz przez podkręcanie się na końcach zdawały się być znacznie krótsze, zaczęły chłonąć wodę z płatków śniegu, które wcześniej na nich spoczęły. Czapka? Cóż to za twór i na co on komu, phew! By nie marznąć w łeb starczą nieodłączne słuchawki, kuriozalnej wielkości. Cóż, dziwnie te największe były najtańsze (córką mu szkatułka, ukochanym synem pieniądz?).

Spotykanie ludzi z internetu? Absolutnie przerażające. (Eek. Dorosłe towarzycho. Panie, dobry Panie. Z moim wzrostem krasnala a i zachowaniem bachora, będą się mogły poczuć jak niańki hihih.) Bezkarne panoszenie się po cudzych domach? Żadna nowość~ Wszędzie się czuję jak u siebie, w końcu "tam twój dom gdzie twój zadek". Westchnęłam w duchu na myśl iż zostawiłam moją białą i rudą pieronę w domu, rodzaju kot i pies. Acz pewnego kotowatego już tu przyuważyłam, o ile się nie mylę? Hue hue.
Wodziłam wzrokiem od kuchni po łazienki (nawet jeśli przysłaniały je ściany i podłogi/ sufity). Bezcelowe, i tak zapomnę dręcząc pytaniami. Oooj, ktoś tu nie zna mej bezczelności pozwalając mi zaglądać niemal wszędzie, oraz zjadać co tylko do jedzenia sie nadaje. Dobre maniery? Ograniczone zwykle do minimum. Hm? Dziki wyszczerz wpełzł na me oblicze.
-Wszystko mi jedno gdzie, ważne z kim-spojrzałam wymownie na mą Domme, spod mych równie rzucających się w oczy co nos brwi, które nadawały mi wygląd hybrydy Indianina z władcą ognia. Jak bardzo by to dziwnie nie wyglądało z oddalonego punktu widzenia, spałam już z tyloma osobami, w takich ilościach, że nie mam żadnych oporów (żadnych. podtekstów.) . Objęłam Domi w jej nieszczęśnie wspaniałej talii, tak wspaniale kontrastującej z wydatnymi policzkami owej, nadając jej aparycję poniekąd humpty-dumptiego z puchem w charakterze włosów.

Ciasteczka? Gdzie?!

I oj tak, za Madzia to ja mordować będę, ciekawe czy się tak kto do mnie odezwie. Albo Mysz, Szczur, Gryzoń, Szkodnik, albo kurka mać Magdalena. Magda to zupełnie inne imię, a Madzia... Madziar to Węgier.


RE: Piąta po południu - Nelly - 15-11-2013

Z Białegostoku do Krakowa była raczej dłuższa niż reszty spotkanych. była też pewnie najmłodsza, ale co tam. Na zewnątrz był siarczysty mróz i Wiki ciesząc się, że wreszcie jest w ciepłym miejscu. Zagarnęła grzywkę bardziej na oko (tak na wszelki wypadek). Gdy rozebrała się (z kurtki, kozaków, czapki, szalika) klapnęła przy stole w kuchni
-Jest jakaś herbata? Pociąg z Białegostoku do Krakowa nie był hojny co do ogrzewania wysapała.
-Mi wszystko jedno rzuciła na pytanie co do spania.
-Która godzina?


RE: Piąta po południu - Felija - 15-11-2013

Minęło ładnych parę godzin, zanim udało mi się dotrzeć do Krakowa. Szkoda tylko, że przyszło mi je spędzić w niewygodnym busie na słuchaniu muzyki i gadaniu przez telefon. Zdecydowanie preferuję pociągi, ale co z tego, skoro nie istnieje takie cudo jak pociąg Chełm-Kraków bez przesiadek? Ach, ta ściana wschodnia... A przesiadać się nie mogłam, bo, mimo że już jestem pełnoletnia, to rodzicom niezbyt się to podobało. I tak ledwie udało mi się ich przekonać, by w ogóle pozwolili mi tu przyjechać, w dodatku zimą ("bo wiesz, mamo, ja już raz się z nią widziałam, na zeszłym Falkonie, to jest normalna, fajna dziewczyna").
Oczywiście, dotarcie z dworca busów do mieszkania Wef również stanowiło nie lada problem. Tak, bywałam w Krakowie, ale kiedy to było? Zresztą, ja nawet na swoim osiedlu potrafię się zgubić. Trochę więc pobłądziłam, zanim, prawdopodobnie jako ostatnia, dotarłam na miejsce.
Po chwili wahania otworzyłam drzwi i, słysząc głosy dochodzące ze środka, po prostu tam weszłam. Od razu zaczęłam zdejmować z siebie zimowe ciuchy. Straszny ze mnie zmarzluch, więc przyjechałam w grubej długiej kurtce, ciepłej czapce z uszami (ja w niej chodzę do szkoły!), opatulona długim szalem. Zdjęłam kozaki (nie brałam glanów, bo w busie byłoby mi niewygodnie) i, niosąc ze sobą torbę z rzeczami, a drugą, hojnie oprzypinkowaną, mając nałożoną przez ramię, ruszyłam do pokoju, gdzie stała reszta.
- Cześć - przywitałam się od progu.
Udało mi się wyrobić na moment przed przemową Wef, której wysłuchałam z uśmiechem. Aha, czyli wychodzi na to, że ona śpi sama, Szczurek z Domee, a nasza pozostała trójka ma się jakoś podzielić?
- Wiecie, ja mogę spać z kimś, ale nie wiem, czy to dobry pomysł - stwierdziłam. - Kiedyś walnęłam Sur przez sen. Ją to obudziło, a ja nadal spałam...
Nadal się uśmiechałam, choć już trochę mniej pewnie, bo ciężko mi było przewidzieć reakcję na to nietypowe wyznanie. Jak by nie patrzeć, z was wszystkich poznałam osobiście tylko organizatorkę zlotu.
Dopiero wtedy popatrzyłam po reszcie. Ucieszyłam się, że nie jestem ani najmłodsza, ani najstarsza, tylko dokładnie pośrodku. Tak jest zawsze najlepiej.
I znów spotykam kogoś z forum... Sądziłam, że Szczurka to ja poznam, gdy zawitam w wakacje na Śląsk, a z Wef to prędzej na jakimś konwencie, ale takie okoliczności też są całkiem przyjemne. Chyba nawet lepsze - mamy dla siebie sporo czasu i dom, który udostępniono nam na wręcz zadziwiająco dogodnych zasadach.
- Herbata to dobry pomysł - podchwyciłam słowa Wiktorii i zaraz też odpowiedziałam na jej pytanie z dokładnością godnej mojej głównej postaci: - Nie wiem, ale już jest ciemno.


RE: Piąta po południu - Nelly - 17-11-2013

eh... kolejka jest zaczekam sobie


RE: Piąta po południu - Ariusz - 17-11-2013

ja się nie znam, ale... kolejka?


RE: Piąta po południu - Nahuel - 25-11-2013

Kot jest bardzo, baaardzo szczęśliwy - widzi przed sobą nie jedną parę rąk, ale aż sześć, co daje dwanaście rąk i dwanaście kolan, i jak on niby ma się wszystkimi naraz zająć, och! Jest większy od przeciętnego dachowca, wyższy i dłuższy, na oko jakieś pięć kilo. Czarno-biały, z ciapką na nosie, i głośno miauczy, domagając się uwagi. Wszystkie już macie poobcierane spodnie od kota. Teraz jesteście jego terytorium.
Chociaż trzyma się trochę za mną, to rozgląda się za kimś, kto chciałby go wymiziać.

- No dobra, to zróbmy tak. Domee z Myszatą, Felka z Karoliną, bo przynajmniej pobijesz kogoś równego sobie, a ja śpię z Wiktorią. Dziewczęta, czy któraś z Was nie lubi kota w łóżku albo ma uczulenie na sierść? To zależy od tego, kto dostanie który pokój, bo jeden jest jego ulubionym i będzie tam siedział. Wiki, ty nie masz wyjścia, z nami będzie spał na pewno, ale raczej w moim łóżku.
No, to nie jest do końca prawda, bo "jego ulubione" to te, w których są ludzie, ale rzeczywiście niektóre z nich omija mu się łatwiej.
- Sama jestem na kota uczulona, to wiem, co to za ból. Jak coś, to mam leki.
Szczerzę mordkę radośnie. Wszyscy zaraz potem pytają, jak to jest mieć kota i alergię naraz, więc wchodzę w temat - chociaż tu chyba nie muszę, bo wszyscy rozumieją, że zwierzaki są git? Niektórym to trochę zmienia optykę, że jednak alergia to nie koniec świata i nadal można wziąć futrzaka ze schroniska.

- Nastawię wodę na herbatę, a was zapraszam na górę. Uwaga na pierwszy stopień.

Wskazuję im kierunek na klatkę schodową. Jasne, sosnowe, z takimi przyklejonymi miękkimi nakładkami na każdym stopniu. Zaraz się wyjaśnia, o co chodzi - z pierwszego stopnia nakładka po prostu spada. Kot oczywiście idzie za Wami wszystkimi, przebiegając pod ścianą z miaukiem. Już jest na górze.

Do dyspozycji są dwa otwarte pokoje i trzeci, zamknięty na klucz. Na prawo od klatki schodowej znajdują się łazienka z wanną i oddzielna ubikacja; na wprost schodów pokój zamknięty; naprzeciwko, po lewej, pokój pomarańczowy z łóżkiem podwójnym; dalej po lewej, na tej samej ścianie, co schody, pokój niebieski z dwoma łóżkami oddzielnymi. Tam na pewno musi iść Wiktoria. Jej łóżko stoi za biurkiem, moje przy kaloryferze - to widać, bo jedno jest ładnie pościelone, a w drugim jest bałagan.

Ponadto jest jeszcze wyższa kondygnacja, czyli strych. Na schodach na niego siedzi kot i paczy. Tam znajdują się dwa pokoje - jedna mała garderoba i drugi duży zielony pokój z łóżkiem podwójnym.


//Dalsze opisy w miarę potrzeby i na życzenie. I proszę bardzo - piszcie, kiedy chcecie, kolejki żadnej nie ma :)


RE: Piąta po południu - Derion - 25-11-2013

Pomysł jest sensowny, a na zwierza wzięłam zyrtec, znajomi mają koty, a ja formalną alergię. Nic się w takich przypadkach nie dzieje.
- Ja kicham na koty. Nie ma problemu z kotami u znajomych, ale na dłuższą metę zdycham. Słyszałaś może o kocie syberyjskim? - pytam w stronę Wef, spoglądając na wspomnianego przez nią lokatora. Powściąganie swoich uczuć względem kotów wychodzi mi na dobre, przynajmniej nos jest drożny i się nie męczę z katarem. Od czasu do czasu jednak zdarzy mi się obdarzyć jakiegoś kociego pana lub panią odrobiną miłości. Może czarno-biały zasłuży. Mam słabość do namolnych zwierzaków.
Podążając za dziewczynami badam pobieżnie dom. Patrzę na kota, który tarasuje drogę na strych. Jak byłam młodsza, miałam słabość do spania "pod skosem", to było strasznie rajcujące. Odkąd przyszło mi mieć pokój na poddaszu jakoś nie zwracam na to większej uwagi. W obcym miejscu daję prowadzić się gospodarzowi, dlatego trudno mi wyjść z jakąkolwiek inicjatywą. Jedyne, na co się zdobywam, to podejście to kociaka i zerknięcie w górę schodów.

//no im więcej napiszemy, tym szybciej się rozkręci :)//


RE: Piąta po południu - Ariusz - 26-11-2013

Na razie nie odzywałam się w sumie w ogóle (chwalcie Pana. Jeszcze będziecie cierpieć), dając Wefowej przemowie się spokojnie skończyć, gdy w tak zwanym, a znienawidzonym przez polonistów międzyczasie zdjęłam me wysłużone, najzwyklejsze i najprostsze w świecie czarne trampki (zima zimą, ja innych butów po prostu nie mam. Wszystko przepuściłam na sok grejpfrutowy. Bywa). Odwiesiłam też mój płaszcz dementora, równie czarny co buty, oraz długi niemal do ziemi, modląc się by nie spadał z haka, jak to miał w zwyczaju. Pięknym był też zazwyczaj tłem dla mojego wspaniałego pasiastego szalika, odznaczającym się wielością kolorów. Z tym iż czapek w ogóle nie noszę, to trochę skłamałam- na czas gdy akurat zamierzam słuchać ludu miast muzyki przyodziewam mą makówkę z obliczem bladym niczym trup (pomijając te punkty, w których znajdowały się piegi) w czapencję udającą ni to uszatkę ni to co innego. Należało albo do babci albo do dziadka, ciężko stwierdzić. Tkwiła w kieszeni czarnego mrocznego mego cudnego okrycia i nie upominając się o uwagę siedziała cichutko, nie przejmując się iż taka zwinięta wkrótce już się całkowicie zdefasonuje. Pozbywając się tego wszystkiego zaświeciłam radosnym swetrem z golfem, luźnym, pasiastym jak mój szaliczek, a jeszcze bardziej kolorowym, całym z wełenki, jak należy. Spodnie- ciemne, acz na pewno nie jeansy, od których to stronię niemal jak od nakryć głowy. O czymś tak idiotycznym jak kapcie nawet nie pomyślałam- w domu chodzę w butach, bądź po prostu w skarpetkach, boso. Słuchawki uwierały, więc rzuciłam je (mimo wszystko ostrożnie!) na torbę, spoglądając zarazem w dół, gdy monochromatyczne cudo w postaci kota postanowiło otrzeć się o me nogi. Jakież to bydle w porównaniu z moją maleńką Białą! Wyszczerzyłam się w szczerym uśmiechu i porwałam kociaka na ręce, który to mógł poczuć woń pół rocznego szczeniaka jak i dwa razy starszego kotowatego rodzaju żeńskiego. Mam nadzieję iż futrzakowi to przeszkadzać nie będzie, a nawet jeśli- parę kolejnych blizn to już tylko perełki do całej kolekcji.
Maniery? Phew! Dopiero gdy Felka rzuciła "cześć" przypomniałam sobie iż sama się nie przywitałam. Przywdziałabym znów uśmiech gdyby nie fakt iż on mi po prostu z facjaty nie złaził. Wef nie parlała, więc mogłam powitać towarzycho mym przeciągłym-Dzieńdobryyyyy-którym to witałam się z absolutnie każdym. To czy będzie temu towarzyszył żebra miażdżącym tul to już sprawa długości znajomości oraz przerwy między ostatnim a aktualnym spotkaniem.
Na potwierdzenie faktu spania z Domme mój wyszczerz przybrał nieco wredny i jeszcze bardziej (o ile to możliwe) bachorowaty wydźwięk, gdy zwróciłam po raz kolejny ku niej spojrzenie. Ona mnie kiedyś zabije. Hem?
-Uczulenie? Pheh, proszę...-machnęłam łapką lekceważąco, zaraz ją jednak wracając pod pupsko Łajzy. Oczywiście nie, nie mogłam przyjąć do wiadomości iż inni mogą takowe mieć. Co gorsza, jak zwykle kochałam się dzielić ze światem każdym najmniejszym faktem o mej osobie, jakby była jakoś niesamowicie interesująca.
-Jam osobiście zdrowa jak rybcia, raz tylko na dwa, trzy lata dostaję grypy żołądkowej by ciało przeczyścić, a tak-nic mi nie szkodzi, a zwierzęta to już szczególnie nope-może moja jajo rozszerzy moją wypowiedź jak to wymiotowanie nie jest dla mnie specjalnie nieprzyjemną sprawą, a jedzenie sushi popijając je mlekiem nie robi wrażenia na mych trzewiach.-Co do kici na łóżku-kocham! Moja pieronka co noc przyłazi i mi wplątuje łapy w kudły, by pazurami pieścić mój łeb, więc to to nie powinno mi ani trochę przeszkadzać-wskazałam spojrzeniem na grzejniczek na nóżkach. -Jeśli by ktokolwiek miał cokolwiek przeciw-biorę na noc to cudo-oświadczyłam nie zważając na Domi, a miziając moje nowo przywłaszczone kochanie za uchem. Hm? Syberyjski? Takie jedyne cudo, co ma długie futerko, piękna bestia, a uczulać- nie uczula. Ja osobiście- słyszałam jak najbardziej, ale to nie do mnie pytanie.
Wzruszyłam ramionami na fakt herbaty i odstawiłam chwilowo żyjątko na krzesło, by porwać torbę i ruszyć na piętro, lecz dopiero po tym, gdy inne baby się na to zdecydowały. Wywaliłam się na schodach, albowiem to mój niemal obowiązek, wstałam nie przejmując się nadto tym faktem, po czym kwitując zajście chichotem zaczęłam rozglądać się po pokojach, chcąc wyłowić najkorzystniejsze cudo. Zawędrowałam aż pod zielony pokój na strychu (kocham strychy. U siebie dach mam płaski, przez co można spokojnie na niego wejść i siedzieć, stać, leżeć, patrzeć na fajerwerki, bądź się po prostu obijać, ale cóż-przez to strychu nie ma). Omiotłam go wzrokiem, po czym przeniosłam ślepia szarawe, a z brązowawą obwódką wokół źrenic na mą Dom. Tutaj?


RE: Piąta po południu - Felija - 01-12-2013

Uczulenie na koty. Brr, to brzmi jak istny koszmar! Odkąd pamiętam, chciałam mieć własnego futrzaka i, choć kilka razy zawitał u nas w domu jakiś kociak, to nigdy nie na stałe. Odliczam miesiące do studiów, gdy już będę 'na swoim' i nikt nie będzie się sprzeciwiać mojej chęci zaopiekowania się taką uroczą kupą sierści.
Póki co, męczyłam większość napotkanych kotowatych, czy to u znajomych, sąsiadów, czy zwykłe miejsce przybłędy. A tak wielkie, milusińskie kocurzysko jak ten tutaj, to po prostu coś pięknego!
Zanim jednak zrobiłam to co zwykle (czyt. porwała zwierzaka), posłuchałam, co dziewczyny mają ciekawego do powiedzenia. Powstrzymałam się od wtrącenia czegoś na temat pokojów, uczuleń, kotów syberyjskich. Przerywanie gospodarzowi w jego domu nie należało do najgrzeczniejszych zachowań, jeszcze mnie wyrzuci i co wtedy?
- Ja nie mam żadnych uczuleń i mogę spać z kotem, o ile Kara nie zakicha się na śmierć - odezwałam się w końcu, korzystając z tego, że akurat zadano pytanie ogółowi obecnych, więc wreszcie miałam pełne prawo do zabrania głosu.
Zaraz potem uderzyła mnie jedna sprawa.
- Mogę tak do ciebie mówić? - Uśmiechnęłam się trochę niepewnie do osoby, którą właśnie mianowałam Karą.
Mam dwie Karoliny w klasie, z czego do jednej mówi się po nazwisku, a po drugiej czasem po nazwisku, a innym razem per Kara właśnie. I teraz dla mnie każda napotkana Karolina to w skrócie Kara.
Gdy reszta ruszyła w kierunku wskazanym przez Wef (i przy okazji jej kota), ja wzięłam torbę w rękę i, z drugą torbą przewieszoną przez ramię, zrobiłam to samo co pozostałe.
Szłam dość szybko - mieszkam na czwartym piętrze, więc schody to dla mnie żadna nowość, jednak zatrzymałam się przy Myszy.
- Nic ci nie jest? - spytałam z pewnym niepokojem.
Chciałam pomóc jej się podnieść, lecz ta zdążyła poradzić sobie sama. Nie powiem, że sprawiło mi to pewną ulgę - niefajnie byłoby mieć towarzyszkę weekendu kontuzjowaną w ciągu pierwszych kilku minut pobytu.
Upewniwszy się, że wszystko w porządku, od razu podtruchtalam do kota. Kucnęłam przy nim i położyłam torbę na podłodze, chwilowo zupełnie nie zajmując się sprawą podziału pokojów.
- Czeeeść, kocie! - zwróciłam się do niego, wyciągnąwszy do głaskania rękę, która zaraz wylądowała na jego miękkim łebku. - Jak się nazywasz?
Tak, zwróciłam uwagę na to, że dotychczas nie dowiedziałyśmy się, jak mamy się do ów zwierzaka zwracać. Bo chyba nie woła się do niego per 'kocie'...?

// Sorry, zawiesiłam się, dostałam niemocy twórczej czy jak by tego nie nazwać. //


RE: Piąta po południu - Derion - 01-12-2013

- Nie ma problemu - odpowiadam w stronę... Filemony? - Różnie na mnie wołają: Karol, Karola, Karo... Karą jeszcze nie byłam, ale może być.
Czekając na odpowiedź ze strony Wef (w sumie pytanie nie było ważne, jedynie grzecznościowe, co by zacząć jakiś temat), obserwuję dziewczyny "atakujące" kota. Mysza gdzieś poleciała na górę, wcześniej dzieląc się z nami informacjami na temat swojej kondycji. Pozazdrościć rybiego zdrowia. Wiktoria i Domee zostały trochę za nami, pewnie zaraz dojdą. Trzeba czym prędzej przełamać lody i rozkręcić towarzystwo. Póki co, musimy trochę się poobserwować.
Podchodzę do Filemony i kucam przy niej (i przy kocie), wpatrując się w jego oczyska. Koty mają niesamowite oczy.
- Wygląda na mądrzejszego od nas.
Mędrzec, Asceta i Demiurg.


RE: Piąta po południu - Nkiruma - 01-12-2013

- No przecież, tak samo jak o miaukunach i norweskich leśnych. Norweskie są zresztą moje ulubione - syberyjskie są po prostu wielkie, miaukuny mają takie jakby grube pyski, takie tygrysie, i wygląda to trochę nieokej, a norweskie są bardziej jak żbiki i są po prostu super.
Karolino, Karolino, na pewno chcesz wchodzić ze mną w dyskusję o rasach kotów? Na psach się nie znam za wafla, rozpoznaję tyle, co kilka najbardziej popularnych, i broholmery - bo kiedyś będę miała broholmera - i już. Ale na kotach się znam. W miarę. I oczywiście mogę napieprzać godzinami.

Wyście poszły oglądać sobie piętro i wybierać, kto gdzie śpi, a ja wracam do Was za chwilę z kubkami herbaty. Pięć, bo ja nie chcę. I jeszcze cukier, i miód, i syrop malinowy, ups, zapomniałam o cytrynie. Trudno.
- Jak ktoś chce inną, niż zwykła, to niech powie.
Zapowiadam tajemniczo, roznosząc kubki. Przecież herbata jest w nich już zaparzona. A jednak nie pachnie odpowiednio... To znaczy pachnie jak herbata, ale nie do końca tak, jak zwykła. I coś za słabo.
Spróbujcie, to zobaczycie.

Tam moim osobistym zdaniem Łajza wygląda jak wiecznie zdziwiony, z bonusem teraz na radość, że ma tyle rąk do głaskania, ale nie ma mnie przy tym, gdy kot odzywa się do Felki. Może teraz faktycznie wygląda na mądrzejszego od wszystkich zebranych - u licha, kto jeszcze ma kota wykształciucha, a?
- Filip. Ale może być kot. Albo terrorysta. Kocia małpa też ok. A w ogóle najszybciej reaguję na cykanie.
Mrugnął raz, nie za szybko. Ma duże, żółto-zielone oczy.

Zabrałam z niebieskiego pokoju ręczniki dla wszystkich i zaniosłam po dwa.

Pokój pomarańczowy: Filemona z Karoliną
To pokój narożny, naprzeciwko pokoju niebieskiego. Słabo umeblowany: jedno duże, dwuosobowe łóżko na wprost, toaletka z niskim fotelem po prawej, obok krzesło, po lewej czarna szafa i na podłodze mały niebieski dywan. Poza tym wyjście na balkon (między łóżkiem a toaletką), dwa okna uchylne (lewa ściana), dwa kaloryfery (pod oknami). A, i lampka nocna o szklanym, zdobionym kloszu - stoi na podłodze pod oknem.

Pokój zielony: Domee z Myszą
To pokój na strychu, więc jest cały w skosach. Jest bardzo duży, a dokładniej - długi, z jasnymi panelami na podłodze. Ma cztery okna dachowe i trzy kaloryfery pod nimi na lewej ścianie; prawa ma dwie wnęki z jakimiś półeczkami, potem otwiera się zasadnicza część pokoju schowana trochę za ścianą i kolumną, za nią stoi dwuosobowe łóżko i złożone w tej chwili krzesło bambusowe. Poza tym jest tu wiklinowy kosz (przytulony do kolumny), kilka dywanów na podłodze - wszystkie z osobna za małe - i rozłożony na części teleskop pod najdalszą ścianą pokoju. Ach, i małe stojące lustro zaraz naprzeciwko drzwi.
To do Was wbijam najpierw.
- Niestety nie macie szafy, ale jakoś dacie radę przez te dwa dni. Łazienka piętro niżej, a naprzeciwko macie umywalkę w garderobie. Ręczniki w rybki czy w papugi?
Wyciągam ku nim dwa wspomniane, różniące się między sobą tylko wzorkiem.


RE: Piąta po południu - Derion - 07-12-2013

- Oh, kiedyś byłam w nich zakochana! - odpowiadam na kilka uwag na temat moich niegdysiejszych kocich miłości. - Ale ostatnio urzekają mnie rexy. Cudeńka, koty jak żadne inne.
Z kolei ja mogłabym opowiadać godzinami o rasach psów. Co prawda nie nazwałabym się ekspertem, ale wiedzę mam w tej materii ponad średnią krajową. Ponad.
Wstaję, wspinam się po schodach, zostawiając Felkę i kota za sobą. Nie, póki co nie zasłużył na dotyk mojej ręki, chłopak zbyt bystro patrzył, by poczochrać go za uchem jak skamlącego psiaka. Uśmiecham się na widok zestawu niesionego przez gospodarza. Nie ma nic wspanialszego od herbaty z sokiem malinowym, Boże, to jest ambrozja! Przyjmuję napar, grzeję jeszcze trochę zmarznięte po spacerze na mrozie palce. Przykładam do niego usta, ale gorąco zabrania mi wziąć pierwszy łyk. Subtelnie dmucham (tiaaa, ponoć nie wypada, ale kto nie dmucha w taflę herbaty w zimne dni, kiedy jak najszybciej chce rozgrzać swoje wnętrzności?). Bez zbędnych emocji oglądam pokój, w którym spędzę następną noc. Jest estetycznie umeblowany i ma wyjście na balkon, co bardzo cenię. Staję na niebieskim dywaniku, ale kiedy zostaję w pokoju sama po wyjściu Wef, decyduję się za nią podążyć. Wbijam więc do pokoju Domee i Szczurka, słucham Wef.
Jeszcze raz przykładam usta do kubka i tym razem biorę łyk napoju...