Wielki Szkielet Słonia - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65) +--- Dział: Cmentarzysko Słoni (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=44) +--- Wątek: Wielki Szkielet Słonia (/showthread.php?tid=95) |
RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 03-07-2014 Z każdym kolejnym słowem Tobo, płucka Frigg rozsadzały nowe hausty zasysanego pomiędzy ząbkami powietrza. Oburzenie, jakie ją wypełniało było jak balon; rosło, rosło, rosło i tylko czekało momentu, w którym będzie mu dane pęknąć. I taki nastąpił. Po ostatnim pytaniu. Kiedy wszystkie cztery łapki drżały ugięte, kiedy uszka przylgnęły do główki na płask, a błękitne ślepka zaczęły ciskać iskrami złości. Zniosła przytyk o polowaniu. Zniosła wniosek o jej towarzyskim obyciu. Ale komentarza o jej relacji z ojcem nie mogła puścić mimo uszu. Lecz wobec ogromu oburzenia, jakie w niej wezbrało, ton, którym uraczyła Tobo był wyjątkowo mało zgryźliwy. Już po pierwszych kilku słowach Frigg dobrze wiedziała, co chce złotogrzywemu przekazać i całym sercem przylgnąwszy do swojej opinii, oznajmiła, zadzierając wysoko nosek: - Tak sobie myślisz? Wolisz nie słuchać swoich rodziców i włóczyć się po nieswoich terenach? Myślisz, że jesteś taki fajny, bo uciekłeś? RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 03-07-2014 - Tak, tak właśnie myślę! Widząc jej niemałe oburzenie poczuł trochę satysfakcję. Udało mu się wytrącić małą Frigg z równowagi, skoro nie chciała się bawić to postanowił inaczej ją podejść. Widać dość skutecznie, ale słysząc jej uwagę mina mu nieco zrzedła. Nabrał powietrza w płuca szeroko rozwartymi nozdrzami i patrzył z góry na małą lwiczkę kładąc uszy po sobie. - Mówiłem ci już, że trafiłem tu przez przypadek! - Fuknął zdenerwowany. Podniósł srebrną pupę do góry i mocno oparł się o ziemię wszystkimi czterema łapkami, zapominając na chwilę o tej bolącej. - A poza tym, moi rodzice nie żyją - dodał za chwilę spuszczając nieco z tonu i przenosząc spojrzenie w jakiś martwy punkt z boku. - I to jest moja wina - wymamrotał pod nosem ledwie zrozumiale. RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 03-07-2014 Tyłeczek Frigg dotknął ziemi. Półprzymknięte ślepka wraz z wysoko uniesioną bródką tworzyły prawdziwie pogardliwy całokształt. Wsłuchując się w obronę Tobo z kwaśną satysfakcją rozchodzącą się po żyłach zjadliwym sokiem niezgody, lwiczka wcale nie czuła się komfortowo. Jednak przyczyną niewygody nie było jej zachowanie, lecz słowa, które przed chwilą padły z ust złotogrzywego samczyka; ciągle tłukły się echem po urażonym wnętrzu, ciągle domagały się sprostowania. Tylko końcówki uszu zdradzały zaczątki zainteresowania tym, co druga strona ma jej w istocie do przekazania. Jednak na takie słowa Frigg nie miała pojęcia, jak zareagować. Spuściła głowę, otwierając w tym czasie oczęta i wlepiając ich błękitne tarcze w posępną minę rozmówcy. Przez chwilę milczała, zbierając w główce ogrom tego, co zamierzała zaraz zwerbalizować. - Nie jesteś fajny, bo uciekłeś - zaczęła powoli, jakby tłumaczyła młodszemu od siebie kociakowi coś naprawdę oczywistego. Jednak samej wspinając się na wyżyny logicznego rozumowania nie mogła w żaden sposób zatuszować faktu, że i ją to, co mówi, w jakiś sposób ekscytuje: - Nie przyszłam się tu bawić. Mam ważne obowiązki do wykonania. Nie wiem, co musiałoby być na Lwiej Ziemi interesującego, żebym się tam wybrała i porzuciła swój obchód, Tobo, najwidoczniej nie jest tam na tyle ciekawie, żeby trafiać tam przypadkiem... Jeśli wolisz nie mieć obowiązków, to ja nic na to nie poradzę - westchnęła tak jakby z politowaniem. - Jeśli twoi rodzice zasnęli i już się nie obudzili, to ja nie wiem, jak to mogła być twoja wina. Tak się po prostu czasem dzieje, wiesz? Jeśli się długo nie je, albo kiedy ktoś cię pogryzie. Wtedy się zasypia i już się nie budzi. Przygarbiła się nieco i przyglądała bacznie srebrno-białemu pyszczkowi rozmówcy, szczerze przejęta własnymi słowami i tym, jak miały się one odbić na samopoczuciu Tobo. Powtarzała tylko to, co mówił jej tata. RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 04-07-2014 - Nic nie rozumiesz Frigg! Nic - fuknął kolejny raz czując, że wzbierają w jego wnętrzu emocje, których nie umiałby opisać. - Skończ z tymi obowiązkami! Obowiązki i obowiązki. Są też inne rzeczy w życiu i nie każdy ma obowiązki w tym samym czasie co inni. I przed niczym nie uciekłem. Normalne lwiątka bawią się, wiesz? Chciałem stąd odejść jak tylko tutaj wpadłem. To nie jest miejsce, w którym chciałbym być, ale zobaczyłem ciebie i pomyślałem, że możemy się poznać, pobawić jak normalne lwiątka, zaprzyjaźnić się czy coś. Chciałem być po prostu miły. No i ty na pewno wiesz jak stąd wyjść. To wszystko dlaczego tutaj jestem. To nie ma nic wspólnego z obowiązkami - cofnął się parę kroków. Był gotów zaraz pójść sobie, żeby poszukać drogi powrotnej do domu. Mała Frigg, w mniemaniu Tobo najpierw była zwyczajnie nudna, ale teraz zaczęła go denerwować tym, co mówiła. - Nie masz pojęcia o czym mówisz! Moi rodzice nie żyją, bo zaatakowały mnie i mojego brata bawoły. Chcieli nas ratować, ale żaden lew nie pokona bawoła w pojedynkę - otarł łapką pyszczek i oko, gdyż poczuł wzbierającą łezkę, chciał się oczywiście powstrzymać, bo przecież chłopaki nie płaczą, nie? Odwrócił się tyłem do lwiczki powoli powłócząc łapami ze spuszczonym łepkiem. RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 04-07-2014 Tej reakcji Tobo raczej nie mógł przewidzieć. Jej najlepsze intencje zostały zmieszane z błotem, chęć pocieszenia i ofiarowania koledze mądrej rady została zdegradowana do poziomu niezrozumienia... dla traktującej wszystkie swoje działania tak bardzo poważnie Frigg nie mogło być celniej zadanego ciosu. Jej wargi wygięły się w podkówkę. Bródka zatrzęsła. Oczka zaszkliły. Nie miała żadnych asów w rękawie, bo rozumowała na bardzo podstawowych płaszczyznach i swoją poprzednią argumentację uważała za wyczerpującą. No i słuszną, rzecz jasna. Dlatego do uszu fiołkowookiego lwiaka dojść mogło cichutkie pociągnięcie noskiem. Jedno, drugie, trzecie. Nakrzyczało na nią. Trochę-Starsze-Lwiątko... nakrzyczało i zamierzało sobie pójść. - Mój tata pokonałby bawoła w pojedynkę - bąknęła ledwie słyszalnie. Wypowiedzenie tego uważała za punkt honoru. Od biedy wróci do przerwanego obchodu... oczywiście, że wróci. Będzie ciągnąć za sobą ociężałe smutkiem łapki i analizować zapachy nieuważnie, pocieszając się myślą, że robi to, czym najprawdopodobniej zajmuje się jej ojciec w tej samej chwili. Ale przecież nie miała nic przeciwko temu, żeby Tobo jej towarzyszył. RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 04-07-2014 - Twój ojciec nie potrafi wszystkiego - zerknął kątem oka zza ramienia na zasmuconą Frigg. - Twój ojciec jest zwykłym lwem, jak my wszyscy. Ja też myślałem, że moi rodzice mogą wszystko. Widziałaś kiedyś bawoła w ogóle? Obrócił się do niej przodem i patrzył się na nią zaszklonymi oczkami. Miał pyszczek naburmuszony widać było, że siłuje się z tym by nie płakać. Wszak wciąż jest tylko lwiątkiem a to wszystko zdarzyło się stosunkowo niedawno. To wciąż świeża rana. - Nie życzę ci byś, któregoś dnia się o tym przekonała, ale tak może się zdarzyć. Jak byś się czuła, gdybyś została sama? A zresztą... Spuścił łepek na kwintę i też patrzył się w martwy punkt gdzieś w glebie. Odechciało mu się gadać, zamknął oczka i zacisnął powieki. RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 08-07-2014 Wsłuchiwała się w wypowiadane przez Tobo słowa z mocno zmarszczonym czółkiem. Nie uważała, by starsze od niej lwiątko miało jakiekolwiek większe pojęcie o świecie; do tej pory złotogrzywy udowodnił jej tylko tyle, że nie ma nic lepszego do roboty prócz wałęsania się po jej ziemiach - i taka wersja kołatała w główce Frigg bardzo głośno. Dlatego jakakolwiek próba przemycenia przez płynące z jego pyszczka wyznanie głębokiej treści nie miała szans zostać należycie przyjętą. Frigg uniosła głowę, wysunęła lekko dolną szczękę i zerknęła w dół, gdzie jej wzrok spoczął na zmarszczonej w próbie powstrzymania się od płaczu mordce. - Oh, przykro mi - wypłynęły spomiędzy jej ząbków ciche słowa pociechy. Nigdy wcześniej nie znalazła się w podobnej sytuacji, lecz podświadomie wiedziała, że w takiej chwili jest to jedyne zdanie, którym można uraczyć pogrążonego w żalu nad własnym losem rozmówcę. Wszczęła monolodżek rzeczowym tonem, z racji delikatności poruszanej kwestii nieco wyższym, niż zwykła mówić, głosem: - Nie, zdecydowanie nie wiem, jak to jest być samą. Mam mamę i tatę, i Szyszki. I nie wydaje mi się, żeby to miało się zmienić. W ogóle żeby COKOLWIEK miało się zmienić, wiesz? Ty chyba lubisz, kiedy coś się zmienia, prawda? Dlatego jesteś tutaj? Oddaliłeś się, bo chciałeś, żeby stało się coś nowego? Szukałeś... Nie smuć się, Tobo. Twoi rodzice się nie obudzą, to prawda, ale mówisz, że królowa Lwiej Ziemi jest bardzo miła. Szyszki, takie dwa gepardy, które są w naszym stadzie, też nie mają rodziców. Mój tata się nimi zaopiekował i chociaż bardzo ich nie lubię, to myślę, że postąpił bardzo dobrze, dokładnie tak, jak twoja królowa. Może mogłabym ją poznać kiedyś, myślisz? I siedząc, garbiąc się mocno, wpatrując w jasne łapki lewka naprzeciwko, nie ważyła się nawet mrugnąć. RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 10-07-2014 - Ja po prostu lubię się bawić - wzruszył swoimi lwimi ramionkami. Usiadł sobie wciąż spuszczając głowę w dół. Spod półprzymkniętych powiek kocię obserwowało jakiś martwy punkt gdzieś nieopodal jego przednich łapek. - Po prostu przypadki się zdarzają. Podniósł spojrzenie na równie co on zasmuconą młodą lwiczkę. Uśmiechnął się delikatnie, acz smutno do Frigg. Potarł swój pyszczek łapką. Chłopaki przecież nie płaczą, a on nie miał zamiaru dłużej się mazgaić. - Oczywiście, że możesz Frigg. Mógłbym nawet teraz cię do niej zabrać i przedstawić. Oczywiście o ile tata pozwoli ci pójść ze mną. // sorry, ze tak krótko, ale słabo się wyrabiam xd RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 11-07-2014 - Oh, to bardzo miło z twojej strony - uśmiechnął się jej pyszczek w pokrzepiającym wyrazie - ale obawiam się, że muszę skończyć obchód... emmmm... co ty na to, żebyś go skończył ze mną? Później mogę cię odprowadzić na Lwią Ziemię. Popatrzyła na Tobo poważnie. Jej ton i rozwarte szeroko oczy dalekie były od ilustrowania jakiegokolwiek entuzjazmu. Perspektywa opuszczenia Zachodnich Ziem nie ekscytowała Frigg ani trochę, nie wlewała w jej serduszko ducha odkrywcy. Racjonalna do bólu zębów, jakże poprawna myśl o tym, że nie należy sprzeciwiać się woli taty napełniała lwiczkę przeczuciem, że decyzje, jakie podejmuje, są jak najbardziej słuszne. Nie musiała przekonywać samej siebie. Posłuszeństwo wobec Ragnara zapuściło w jej wnętrzu głębokie, mocne korzenie. Przekręciła główkę i podniosła zadek z ziemi, gotowa do dalszej drogi. RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 13-07-2014 Otarł zasmucony pyszczek łapką i obserwował powoli uśmiechającą się Frigg. Odwzajemnił jej ten uśmiech, chciał być miły. Niezależnie od tego jak do tej pory toczyła się między lwiątkami rozmowa, cokolwiek poważna. Tobo, propozycję dokończenia obchodu traktował jako zabawę. On nie potrafił być jeszcze tak poważny, to nie ten wiek. Zdecydowanie, a stopień posłuszeństwa wciąż był u niego niewielki. - Bardzo chętnie - odparł lwiczce na propozycję. Otrzepał swoje futerko i szczątkową grzywę na łepku też przeczesał. Odruchowo po prosu chciał się ogarnąć. Zresztą jakby mieli spotkać gdzieś Vasanti, to on nie chciałby żeby widziała jak on płacze. - Spoko, może być - dodał. RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 13-07-2014 Rozchmurzona Frigg postawiła uszka wysoko. Wydała z siebie serię krótkich kichnięć, gdy jedna z wielu kropli zraszających jej pyszczek dostała się do nosa. Otwierając ślepka i próbując odnaleźć kształt Tobo, odpowiedziała podniesionym z ekscytacji głosikiem: - Świetnie! I posyłając mu mechaniczny uśmieszek, podążyła wzdłuż kręgosłupa słoniopodobnego stwora, obok którego toczyła się do tej pory ich konwersacja. Po kilku kroczkach zwróciła pyszczek w swoją lewą stronę i idąc za pierwszą, ale jakże kuszącą myślą, zaciskając ząbki i przybierając zawzięty wyraz mordki, naskoczyła na jeden z kręgów. W próbie wdrapania się na jego szczyt zawiesiła się na przednich łapkach i spróbowała podciągnąć. Pomagając sobie tylnymi łapkami nieudolnie, zdołała jedynie wydać z siebie dwa stęknięcia i podrapać starą, spróchniałą kość ciągle ześlizgującymi się z niej pazurkami. - Eghr... - zdołała chrząknąć, wyłupiając oczka z powodu wysiłku przekraczającego jej możliwości wysiłku i posyłając Tobo spanikowane spojrzenie. Nie, nie puści się. Ale wspiąć się nie da razy i zaraz będzie się musiała poddać... RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 14-07-2014 Tobo niewiele myśląc ruszył za Frigg. W końcu może i faktycznie taka ekspedycja byłaby nawet ekscytująca, mógł potraktować to jak zabawę, nawet jeśli jego młodsza towarzyszka traktowała to zupełnie poważnie. Szybko zrozumiał, że zechciała wspiąć się na kręgi kręgosłupa martwego słonia i zauważył nawet jej nieporadność. Podszedł więc szybko i zwracając uwagę na jej panikę wspiął się na łapkach i przednimi złapał Frigg. - Chcesz się wspiąć, czy pomóc ci zejść? - Zanim jednak jeszcze usłyszał odpowiedź popchnął lwiczkę tak, by mogła wspiąć się tam, gdzie chciała. Potem patrzył na nią z dołu oczekując czegokolwiek z jej strony. W razie czego mógł ją złapać. Chyba. RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 14-07-2014 - Ugh... argh... wsp... uh... iąć... - wydukała przez zduszone wysiłkiem gardziołko, tuż przed tym, zanim poczuła, jak Tobo pomaga jej się znaleźć w upragnionym miejscu. A gdy już się tam znalazła i przykucnęła odrobinkę, sięgnęła łapką w stronę złotogrzywego. - Chodź! Stąd więcej widać - doszły do jego uszu słowa zachęty. I chociaż po części lwiczka zdawała sobie sprawę z tego, że ciężar Tobo nie jest w stanie zawisnąć na jej malutkiej łapeczce, nie uważała tego gestu za zbędny. Wręcz przeciwnie - mimo zorientowania się w sytuacji uważała, że jest w stanie nowemu koledze pomóc. Dlatego wwierciła się w jego fiołkowe oczy swoimi błękitami i zacisnęła wargi, przygotowując drobne ciałko do mającego nastać wysiłku. RE: Wielki Szkielet Słonia - Koho - 16-07-2014 Postanowił skorzystać, nawet jeśli tylko prowizorycznie. Bo zachęcony słowami Frigg teraz chciał się tam wspiąć i zobaczyć wszystko swoimi własnymi oczkami. Dlatego tylko delikatnie chwycił łapkę lwiczki, drugą łapką oparł się a tylnymi wybił mocno, żeby jego nowa koleżanka nie musiała go jakoś specjalnie dźwigać. Wskoczył więc bez takiego problemu, trochę mu się łapka podwinęła, ale to nic. Nie stracił równowagi i nie spadł. Stanął obok młodej i ogarnął swoimi fiołkowymi oczyma krainę. - Miałaś rację. Wszystko widać! -Powiedział z zachwytem zwracając swoje spojrzenie na koleżankę. - A teraz? Gdzie chcesz iść? Czy może zamierzasz obserwować wszystko stąd? RE: Wielki Szkielet Słonia - Frigg - 17-07-2014 - Tam... na górę - zakomunikowała bez wahania, obracając się powolutku wokół własnej osi. Skierowała pyszczek w stronę olbrzymiej czaszki, z której podstawy wychodził okupowany przez nią i Tobo kręgosłup. To było prawdziwe wyzwanie dla jej sprawności fizycznej. Dopiero co nabierała wprawy, dopiero co uczyła się koordynować swoje ruchy i korzystać z siły mięśni, które kiedyś, w przyszłości, miały być na tyle twarde, by móc powalić zwierzynę. Póki co balansowanie na śliskich od deszczu kręgach nie było łatwym zadaniem. Frigg szła bardzo powoli, bacząc na każdy stawiany krok, ratując się kilkukrotnie przed upadkiem mocniejszym zamachnięciem krótkiego ogonka. Kluskowate łapki, ku jej własnemu zdziwieniu, radziły sobie całkiem nieźle. Na tyle dobrze, by wymusić na dotychczas skupionej mordce niewyraźny, ale szczery, uśmiech. - Myślisz, że damy radę się tam wspiąć? Zadarła łepek ostrożnie, studiując fakturę potylicy-ścianie, do której podstawy doszła. Sferyczna przestrzeń po dłuższym przyjrzeniu się odsłaniała przed błękitnymi ślepkami chropowatości i ubytki, które mogły posłużyć za podparcia dla chętnych wdrapania się na sam szczyt czaszki łapek. |