Łapy, które leczą - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65) +--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85) +---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89) +---- Wątek: Łapy, które leczą (/showthread.php?tid=1666) |
RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 02-03-2016 Zaprawdę przykro było patrzeć na osobę, która pęka pod napływem skrywanych w sobie boleści. Słuchała cierpliwie nie chcąc jej przerywać. Gdy ta się kładła, sama przycupnęła na zadzie nie wypuszczając jej pyska ze swoich łap. chciała by poczuła łagodne i kojące ciepło, niczym anielski dotyk. Przykra to była historia, choć jeszcze bardziej przytłaczające było to, że obwiniała siebie za nieszczęścia innych. CI bardziej wrażliwi płakaliby rzewnie wylewając łzy. Ona jednak musiała być silna, doświadczona cierpieniem wielu istnień. Widokiem niejednej śmierci, to wszystko uodporniło ją, sprawiając że często wydawała się oschła. Przybliżyła się do niej przytulając łbem do jej policzków, łapą gładziła ją po boku. - Lajo... -Wyszeptała. - Robiłaś wszystko co w twojej mocy by pomóc. Nie możesz się obwiniać za wszystkie nieszczęścia. Zacisnęła mocniej łapkę chwytając nieco jej sierści. - Nikt nie jest bohaterem, jesteśmy małymi cząstkami na tym świecie. To naszymi łapami możemy spróbować zmienić bieg wydarzeń. Jestem przekonana, że żaden z tych który cię kochał nie chciałby byś się marnowała z powodu ich odejścia. Chcieliby patrzeć jak rośniesz w siłę, niesiesz promyk światła tam gdzie go najbardziej potrzebują. Nie pozwól by upiory przeszłości wciągnęły cię w mrok. Odsunęła się nieco ujmując w łapach jej szmaragdowy amulet. - Nie traktuj go jak brzemię. Za każdym razem gdy na niego spojrzysz niech ci przypomina, że nie można się poddawać. Drogie dziecko, jako znachorzy często spotykamy się z cierpieniem innych. Nie możemy jednak pozwolić by emocje nas przytłaczały, odbierały rozum. Musimy zachować spokój i opanowanie. Bo kto im pomoże jak nie my? Żywiła nadzieję, że zrozumie i weźmie sobie tą poradę do serca. Odkąd jej mentor odszedł powinna zrozumieć, że role się zmieniły. To ona powinna nieść jego nauki by nie odeszły w zapomnienie. By nie zanikła pamięć o Rafikim. Odłożyła naszyjnik na miejsce, wisiał na jej szyi wyróżniając się na tle kremowego futra. - Bardzo bym chciała zobaczyć jak zapisujesz historię. - Posłała jej ciepły uśmiech. Chcąc tym samym zamknąć jej nieprzyjemny rozdział w życiu. RE: Łapy, które leczą - Laja - 02-03-2016 To była chwila, która zmieniła moje życie. Chwila, którą spędziłam wsłuchując się w słowa Kahawy, walczącej z moją samotnością. Z moją przeszłością. Paradoksalnie, czułam się tak, jak gdyby każdym zdaniem dokładała mi na serce następny ciężar. Ciężko było mi oddychać, każdy jeden oddech sprawiał mi wielki ból. Po chwili jednak, gdy pozwoliłam sobie przesiąknąć jej słowami... czułam, jak coś się we mnie zmienia. Jak coś we mnie upada. Chciałam płakać, lecz brakowało mi łez. Zamiast tego wysłuchałam jej słów w ciszy... a ona mnie wyzwoliła. Kahawa, trzymając mnie za łapę, pomogła mi postawić pierwszy krok na nowej, trudnej ścieżce do zmiany. Nawet Rafiki mówił, że zmiana jest dobra... i świadomość znaczenia tych słów sprawiła, że odnalazłam utracone łzy. Kahawa miała rację. - Czy naprawdę myślisz, Kahawo... że zasługuję na taką szansę? - Zapytałam, czując, jak po policzku płyną mi łzy. RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 09-03-2016 - Jak najbardziej. - Pokiwała przytakująco łbem a gdy ujrzała, że ta ponownie się rozpłakała. - Oh, na różowy tyłek pawiana. Dziecko zaraz na tych ziemiach popłynie morze. - I choć jej wyraz pyska powrócił do normalnego, surowego wyglądu tak z jej oczu dalej bił ciepły blask. Wylizała jej z policzków słone krople. Słońce schowało się za horyzontem, zapadł zmrok a na niebie pojawiły się gwiazdy. Nie chciała jej zostawić samej, a nawet gdyby Laja szła w zaparte. I tak by jej nie opuściła. - Zaprosisz mnie do siebie na noc? - Wiedziała, że raczej nie odmówi. Zbyt uprzejma i zbyt dobre serce miała ta poczciwa lwica. Kahawa jednak wiedziała, że jest to doskonały pretekst by przy niej zostać. A sen to doskonałe lekarstwo na bolączki. Każdego ranka inaczej się patrzy na problemy. RE: Łapy, które leczą - Laja - 09-03-2016 Nie byłam pewna, czy w tamtej chwili były to wciąż łzy smutku, czy już wzruszenia. Wiedziałam tylko, że nerwowy śmiech, który przyszedł po jej westchnięciu przyszedł mi z trudem. Uśmiechnęłam się do niej poprzez łzy, ale ratela nie dała mi nawet czasu, by je otrzeć. Ze zdziwieniem obserwowałam, jak przybliża się do mnie i sama uwalnia mój pysk od ciężaru moich łez. Nie powiedziałam nic. Poczułam tylko budzący się w moim sercu wstyd, że tak rozklejałam się przy niej, choć znałam ją jedynie kilka minut. Kahawa miała jednak w sobie tak wielkie doświadczenie i tyle ciepła, że nie dało się jej nie zaufać. Mimo wszystko nie bez wstydu wtuliłam na chwilę nos w jej pierś. A po chwili, przełamując coś w sobie, delikatnie uniosłam głowę, a później polizałam Kahawę po policzku, oczyszczając go od brudu. Spodziewałam się spotkać z jej zdziwieniem. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, już zawczasu. - Wybacz mi, Kahawo, lecz już od dłuższego czasu miałaś na swym policzku brud. - Położyłam na chwilę uszy po sobie, mając nadzieję, że nie zrozumie mi tego gestu za złe. Mimo to, bardzo wyraźnie usłyszałam jej pytanie. Zdążyło kilkukrotnie odbić się echem w mojej głowie, zanim zdałam sobie sprawę z tego, jak wielki popełniłam nietakt. - Ależ oczywiście! - Zająknęłam się, cofając się od Kahawy o krok. - Przepraszam, wybacz mi moje zagapienie, błagam, nie miej mi tego za złe; proszę, chodź za mną, to niedaleko stąd! Droga upłynęła mi głównie na niedowierzaniu, jak mogłam być tak tępa - sporadycznie przerywanym rozglądaniem się za ratelą. Ostatecznie jednak przyprowadziłam ją do mojej jaskini na terenie Zachodnich Ziem - stanęłam u progu groty, a później skłoniłam się, gestem prosząc ją do środka. - Jesteśmy na miejscu. - Oznajmiłam, spoglądając na nią z najgrzeczniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać. - Proszę, rozgość się! Może przynieść trochę wody znak rzeki? - Zaproponowałam Kahawie, obserwując jej reakcję. Spodziewałam się, że prędzej, czy później zainteresują ją malowidła na ścianie. Zadeklarowała zresztą wcześniej, że chciała zobaczyć, na czym polega malowanie historii. Być może mówiła to tylko po to, by zrobić mi przyjemność, jednakże teraz była moim gościem - i miałam nadzieję, że dobrze spiszę się w roli gospodyni, zwłaszcza po tej pierwszej wpadce. Jaki wstyd... RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 13-03-2016 I jej serce radowało się widząc, że poprawił jej się nastrój. Zaskoczeniem było dla niej ciepła reakcja z jej strony. Gdy przyłożyła nos do jej piersi czuła ciepły oddech na sobie. Potem jak delikatnie zmyła brud z jej policzka uśmiech przez moment pojawił się na jej licu. Szła spokojnym i miarowym krokiem prowadzona przez Laję. Gdy ta tylko obracała się upewniając czy jej nie zgubiła. Kiwnęła zawsze łbem na potwierdzenie i rozwianie jej obaw. W tym starym ciele było jeszcze pełno werwy mimo trzaskających kości i reumatyzmu. Zatrzymała się dopiero przed wejściem do groty i weszła do środka za przyzwoleniem lwicy. - Dziękuję, nie trzeba. - Odpowiedziała rozglądając się po wnętrzu gdy wzrok przyzwyczaił się do półmroku. Nie sposób było przegapić malowideł na skale jednej ze ścian. Stanęła na samych tylnych łapach by przyjrzeć się im lepiej. łapą dotknęła gładkiej powierzchni skały, jakby chcąc pogładzić narysowanego lwa. - To jest niesamowite. -Dodała po dłuższej chwili ciszy. Nie spotkała się jeszcze z czymś takim jak długo chodzi po tym padole. Historia nigdy nie była zapisywana, zawsze przekazywana słownie. Wadą zawsze było to, że łatwo szło coś przekręcić lub dodać od siebie. Tu jednak wszystko zapisane i nie byłoby możliwości pomyłki czy przeinaczone. Zapamiętane tak jakim powinno być. Odwróciła łeb w jej stronę oczekując, dłuższej opowieści. Jeśli lwica będzie miała jeszcze siły by prowadzić rozmowy po nocach. - Drogie dziecko, to robi wrażenie. Włożyłaś w to dużo pracy i serca. Jak długo żyję nie spotkałam się z czymś takim, jesteś wyjątkowa. I nie powinnaś w to nigdy wątpić. RE: Łapy, które leczą - Laja - 13-03-2016 Zazwyczaj wątpiłam we wszystkie ciepłe słowa, które wypychały mnie na piedestał. Rzadko stawałam się obiektem czyjegoś podziwu, ciepła, czy pochwały - za każdym razem nie potrafiłam tego zaakceptować. Także teraz, nawet wypowiedziane przez Kahawę, słowa komplementu chyba nie trafiły do końca tam, gdzie powinny. Zazwyczaj uważałam to za wielką próżność. Złych cech, którymi można było mnie opisać było wiele, lecz próżność nie była jedną z nich. Nie chciałam tego. Dlatego zbliżyłam się do Kahawy, mimo wszystko przyodziana w niepewny uśmiech. Zdałam sobie sprawę z tego, że myśli w tej sytuacji zrobiły swoje, a serce - zupełnie co innego. Stanęłam za Kahawą, zdobywając się na chwilę powagi. - To najcenniejsza z nauk mego mistrza. - Wytłumaczyłam, przysiadając. - Byłam oporną uczennicą, jednak w końcu udało mi się zrozumieć. - Uśmiechnęłam się do wspomnień, wodząc wzrokiem po malowidle przedstawiającym historię Zachodnich Ziem. - Nie miałam twojej intuicji, droga Kahawo; mnie zrozumienie, że te symbole przedstawiają lwy ze stada zajęło kilka długich dni i nocy. Zdolność rozpoznawania poszczególnych zwierząt przyszła mi z czasem, podobnie, jak zdolność ich uwieczniania, włącznie z przygotowywaniem odpowiednich pigmentów. Przypatrując się dalej kamiennej ścianie, zamilkłam na chwilę. - Bardzo długo nie byłam jednak w stanie zrozumieć, dlaczego Rafiki to robił. - Postanowiłam się z nią podzielić swoją refleksją. - Dlaczego spędzał długie godziny, wpatrując się w swoje malowidła, tworząc nowe, ganiając po całej okolicy za tykwami, z których robił barwniki. Dlaczego nieraz budził mnie w środku nocy, abym namalowała dla niego swój sen. Odpowiedź na te wszystkie pytania przyszła do mnie niedawno. Spojrzałam teraz na Kahawę z powagą. - Mogę być postrzegana za dziwną, roztrzepaną, śmieszną, jednakże zrozumiałam, że ci, którzy nie znają przeszłości skazani są na jej powtórzenie. A, niestety, nie każda opowieść ma szczęśliwe zakończenie. Wyprostowałam się. - Poprzez znajomość przeszłości, dzielenie się nią z tymi, którzy pragną słuchać, chcę ustrzec ich przed jej mrokiem. Takie było moje marzenie. To pragnęłam robić w tym moim prostym życiu. Chciałam pomagać, jak tylko mogę najlepiej. Dlatego też musiałam stawać się coraz lepsza, uczyć się coraz więcej. Nie mogłam się poddać. Zrozumiałam to dzięki Kahawie. Spojrzałam z uśmiechem na nią, a potem na podobiznę, którą pogładziła łapką. - Czy jesteś w stanie rozpoznać lwa, którego podobiznę dotknęłaś, szanowna Kahawo? - Przypomniałam jej wskazaniem łapy, komu przyglądała się wcześniej. Był to lewek o brązowym futrze, czarnej grzywie, która ciągnęła się praktycznie od jego piersi aż do samego ogona. Wplecione w nią, tuż obok uszu, namalowane było kilka ptasich piórek. Był to Damaja. Byłam jednak ciekawa, czy rateli uda się go rozpoznać. Dałam jej na to chwilę czasu, a potem zapytałam: - Czy chcesz zobaczyć, na czym to wszystko polega, szanowna Kahawo? - Uśmiechnęłam się do niej. Powinnam mieć na tyle składników, by przygotować godną podobiznę. RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 15-03-2016 Nie rzucała nigdy komplementami na prawo i lewo. Musiało to być coś wyjątkowego by zasługiwało na jej pochwałę. Tak też było w przypadku tych malowideł. Nie zauważyła jednak tego niepewnego uśmiechu lwicy na obliczu. Zaabsorbowana była oglądaniem postaci. - Początki zawsze są trudne, podobnież było ze mną gdy uczyłam się od swojej pani poszczególnych ziół. - Tak, pani. Kahawa swoje młodzieńcze lata spędziła w ludzkiej siedzibie. Zginęłaby gdyby nie znalazła jej wioskowa znachorka. Jednakże nie uczyła jej wiedzy o medykamentach bezpośrednio. Ratela musiała sama do wszystkiego dochodzić, analizować, obserwować. Często ogarniała ją frustracja gdy nie mogła pojąc pewnych spraw. Ścisnęła wolną łapą bardziej swoja sakiewkę z koziej skóry na zioła. Jedyna pamiątka jaka jej pozostała po tych wspomnieniach z lat młodzieńczych. Refleksje na ten temat same pchały się do jej łba, czyniąc je w pewien sposób podobnymi sobie. Tez nie rozumiała czemu pani pomagała innym zamiast pozwolić naturze dokonać dzieła. Odpowiedź na te wszystkie pytania przyszła do mnie niedawno. Jej słowa odbiły się echem głowie pozostawiając pewien ślad. Wyrwę, która pozwalała przepłynąć przeszłości wspomnień, zamazanych przez czas. Teraz stały się żywe niczym obraz rysunków na kamieniu. Mimowolnie drgnęła. Słuchała jej uważnie, wpatrując się w lwicę, w jej zielone oczy. Dopiero pytanie skierowane bezpośrednio do niej wyrwało ją z pewnego rodzaju zadumy. Odwróciła ponownie łeb w kierunku zimnej powierzchni, na której trzymała łapę. Od momentu gdy dotknęła malowidła nie puściła go ani razu. Choć nie widziała go od pewnego czasu, nie mogło być mowy o pomyłce. Nie mogła jedynie rozeznać się w tych zielonych kreskach, że to piórka. Nie widziała lwa od czasu pamiętnej wyprawy w poszukiwaniu leku dla Deyne. Nie wiedziała, że przyozdobił swoje oblicze. Prędzej pomyślała, że tak się symbolizuje medyków. - Damaja, mój uczeń. - Wyszeptała bo nie mogła się zdobyć na głośniejszy ton. Smutny uśmiech pojawił się na jej pysku. Ten mały lew którego znalazła z dala od Zachodnich ziem wyrósł na wspaniałego młodzieńca. Krnąbrnego ale o dobrym sercu. Tęskniła za nim. Zamrugała powiekami by łzy nie napłynęły do jej ślepi. Przegnała ta chwilę słabości. - Jeśli to nie stanowi problemu, chciałabym ujrzeć jak tworzysz, zapisujesz historię. - Jej ton wrócił do normalności a w oczach wrócił dawny błysk zaciętości. Ponownie była tym starym surowym miodożerem. RE: Łapy, które leczą - Laja - 15-03-2016 Nauka. Uczenie się. Wyciąganie wniosków. Tak, to zdecydowanie nie był łatwy proces. Ileż razy Rafiki przyłożył mi swoją różdżką w ten mój zakuty łeb, zanim udało mu się cokolwiek do niego wbić? Uśmiechnęłam się - nie znałam odpowiedzi, lecz byłam pewna, że takich sytuacji było kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Rafiki może i był bardzo cierpliwym pawianem, lecz miał bardzo osobliwe metody wyprowadzania swych uczniów z ich dołków i smutków. Kiedyś opowiedział mi o lekcji, którą udzielił samemu Simbie, wielkiemu królowi z przeszłości i czułam się zachwycona, że otrzymałam od niego podobne traktowanie. To dlatego, kiedy Kahawa najpierw napomknęła mi o swej nauce u swej pani, a później odpowiedziała na moje pytanie szeptem zrozumiałam w mig, że coś było nie tak. Coś uderzyło mnie w pierś - tak jakby mój amulet sam próbował mi to uświadomić. Nachyliłam się nad nią i delikatnie położyłam łapę na jej boku. - Kahawo, czy wszystko w porządku? - Zapytałam. Naprawdę głęboki był mój niepokój, gdy patrzyłam na to poważne nagle oblicze rateli, rozpamiętując jej szept. Czy powiedziałam coś nie tak? Czy to wspomnienie Damai obudziło w niej takie emocje? Nie wiedziałam, lecz jedynym, co mogłam w tej sytuacji zrobić było obserwowanie jej. A także wyraźnej zmiany, która zachodziła na jej pysku wraz z czasem. Po tamtym dziwnym wyrazie nie zostało w końcu ani śladu, lecz zdecydowałam się mieć na nią oko. - Oczywiście. - Odpowiedziałam po chwili. Wolałam na razie nie podejmować tego tematu. Odniosłam wrażenie, że ratela wolałaby o tym teraz nie rozmawiać. Dlatego, zamiast tego, udałam się wgłąb groty, przynosząc z niej tykwę oraz węgielek ze spalonego drzewka. Będę tego potrzebowała, by przygotować odpowiedni pigment. - Cóż, w moim wykonaniu nie jest to szczególnie wyrafinowany proces. - Uśmiechnęłam się do niej, a później uniosłam tykwę w łapach. To była jedna czynność, która przychodziła mi znacznie łatwiej, niż przychodziła Rafikiemu. Lwie pazury były może mniej precyzyjnym narzędziem, lecz sięgały znacznie głębiej, a z odrobiną wprawy rozłupywanie tykw przychodziło mi znacznie szybciej, niż memu mistrzowi. Na tym jednak postęp się kończył. Wyuczonym ruchem obróciłam tykwę w łapach, poszukując odpowiedniego miejsca do nakłucia jej grubej skorupy. Kiedy już je złapałam, wbiłam w nie pazury i pociągnęłam, dzieląc ją na dwie równe części. - Miąższ tykwy jest bardzo gęsty, a po dodaniu kilku składników staje się bardzo trwałym barwnikiem. - Wyjaśniłam, po czym starłam nad nim w łapach węgiel. Potrzebowałam uzyskać ciemny, czarny kolor, miałam bowiem zamiar namalować moje spotkanie z nią. - Teraz wszystko trzeba dokładnie wymieszać. - Dodałam, po czym zaczęłam tak dokładnie, jak potrafiłam mieszać breję, chcąc uzyskać jednolitą maź. - Mój mistrz posiadał żółwią skorupę, zazwyczaj przygotowywał w niej zioła i wyczytywał z nich znaki. Marzy mi się jednak, by znaleźć kiedyś dwie: jedną na zioła i susz, drugą właśnie na to. - Skrzywiłam się, pokazując jej swoje ufajdane czarną mazią łapy. - Wygląda na to, że jeden barwnik jest już gotowy. Wróciłam na momencik do wnętrza groty, wycierając łapę o przyszykowaną skórę, przemywając je wodą. Kiedy była już wystarczająco czysta, wzięłam następną tykwę i przepołowiłam ją znów w łapach. - Miąższ tej tykwy możemy pozostawić bez zmian. - Oceniłam, a potem odwróciłam się do ściany. - Obawiam się tylko, że nie mam z czego zrobić zielonego pigmentu... będę musiała wrócić do tego później... Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam mówić sama do siebie. Nie wiedziałam również, kiedy przestałam. - Teraz przejdziemy do zasadniczej części. - Zaprosiłam Kahawę nieco bliżej. - W zależności od tego, co przychodzi mi malować, używam albo pazurów, albo łap, albo mojego ogona. - Spojrzałam raz na nią, raz na ścianę, a potem uśmiechnęłam się. - W tym wypadku będę musiała użyć wszystkich trzech. Widzisz, droga Kahawo, coś czuję, że nasze dzisiejsze spotkanie zasługuje na wieczną pamięć. Potem, namaczając raz łapę, raz ogon, zaczęłam malować. Najpierw namalowane zostało drzewo, na którym Kahawa posilała się wcześniej, dzisiejszego dnia. Pociągnięciem pędzla - ogona - powstała linia horyzontu, a następnie zachód słońca. Później przyszedł czas na gniazdo pszczół. A następnie na najważniejszą część: na podobiznę rateli. Przy niej uśmiechałam się najbardziej, ale też starałam się być najdokładniejsza. W moim odczuciu zrobiłam dobrą robotę - ratel na ścianie był narysowany precyzyjnie, bez plam, wyraźnie zaznaczone było futerko, sakiewka na jej szyi. Nie bez powodu zresztą uwieczniłam ją nieopodal Damai, skierowaną w podobny sposób. - Gotowe, chociaż liście i trawę przyjdzie mi namalować później, gdyż nie mam przy sobie odpowiednich owoców. - Uśmiechnęłam się do niej, prawie zapominając o ufajdanej łapie i ogonie. RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 28-03-2016 Obserwowała cały ten proces, przygotowywanie materiałów. Sposób w jaki rozłupywała na dwie połówki tykwy. Dodawanie sproszkowanych składników, mieszanie konsystencji. To wszystko, cała ta sztuka była bardzo podobna do jej metod przygotowywania medykamentów. Też starała się by leki, którymi smarowała pacjentów nie były zbyt rzadkie i nie ściekały po skórze. Wszystko dobrze roztarte, bez grudek, ocenianie wzrokiem barwy i konsystencji czy nic się nie zważyło lub wyszło nie tak. Mimowolnie uśmiechnęła się widząc jej łapę czarna od utworzonego barwnika. - Nie lepiej byłoby mieszać wytrzymałym patykiem lub płaskim kamieniem? - Z pewnością lepiej to zejdzie niż z sierści. - Wyobraź sobie jeszcze taki patyk z umocowanym kawałkiem lwiej grzywy. Takim oto narzędziem malować po ścianach. Nie chciała nic narzucać, od rada od kogoś , który wiedział, że maczanie brudnych łap w ziołach skutkuje uszkadzaniem ich działania. A swoje narzędzia, które stosowała wyparzała w gorącej wodzie. Ciężko byłoby tak łapy odkażać i nie chcąc się przy tym oparzyć. Wzmiankę o skorupach starała się zapamiętać, jak trafi na jakąś przyniesie ją do lwicy. Na resztę spektaklu przysunęła się bliżej siadając tuż obok lwicy aż można było poczuć ciepło parujące z ich ciał. Zrobiło jej się bardzo miło, że Laja chciała uwiecznić ich spotkanie. Choć uważała, że nie zrobiła nic wielkiego, chciała jej dodać otuchy i pocieszyć. Cały proces powstawania malunku mógłby trwać dla niej wiecznie i spokojnie mogłaby się przyglądać temu cały czas. To było cudowne widzieć jak historia zostaje zapisana, dla przyszłych pokoleń. Teraz nie powinien umknąć żaden szczegół gdy zechce się opowiadać to spotkanie po latach. - Wyglądam na tym lepiej niż w rzeczywistości. - Zażartowała przysuwając jej naczynie wypełnione wodą, by mogła umyć umazane łapy. RE: Łapy, które leczą - Laja - 28-03-2016 - Szczerze mówiąc, nie pomyślałam nigdy o tym. - Zastanowiłam się nad słowami Kahawy. Nie byłoby to głupie, zdecydowanie. Pytanie tylko, czy potrafiłabym utrzymać coś takiego w łapach wystarczająco sprawnie? Wszystko było niby kwestią czasu i praktyki, dlatego też będę musiała spróbować przygotować sobie takie narzędzia. Największy problem będę mieć chyba ze zdobyciem lwiej grzywy - chyba nikt nie będzie chciał rozstać się z najdrobniejszym jej fragmentem dobrowolnie. Być może znajdę inny sposób? Wtedy przypomniałam sobie jednak coś z mojej przeszłości. Uśmiechnęłam się. - Rafiki próbował mnie kiedyś zachęcić do ułatwienia sobie życia takimi narzędziami. - Zaczęłam. - On jednak zawsze przygotowywał i malował wszystko palcami, dlatego chciałam to robić tak jak on. Śmiał się czasem z moich bohomazów, ale teraz... chyba nie jest już ze mną aż tak źle. Bałagan pomijając, oczywiście. - Skrzywiłam się, spoglądając na brudną łapę i na mój biedny, ufajdany ogon. Tak, teraz chyba najgorsza i najbardziej wstydliwa część całej pracy. Podziękowałam Kahawie za podsunięcie mi tykwy z wodą, wytarłam jako-tako łapę w skórę, a później zajęłam się czyszczeniem ogona. Dopiero po dłuższej chwili mogłam uznać, że byłam już w miarę czysta. To wtedy też dosięgnął moich uszu jej komplement. Poczułam przyjemne uderzenie gorąca na moich policzkach. Nie miałam jednak zielonego pojęcia, co mogłam odpowiedzieć, zachichotałam w nerwach. - Starałam się, aczkolwiek nie wydaje mi się, że zasłużyłam na aż tak ciepłe słowo. Dziękuję, Kahawo. - Uśmiechnęłam się do niej, kiedy w końcu jakoś wyplątałam się z tego przysłowiowego bagna, w które sama się zapędziłam własnymi słowami. - Ale, jak mówiłam, obawiam się, że w moim wykonaniu proces ten nie jest zbyt wyrafinowany. Było mi trochę wstyd tej ufajdanej łapy i mojego ogona, nie potrafiłam jednak inaczej. Nie, Maelę zdecydowanie będę uczyć malować z użyciem odpowiednich narzędzi. Chwyciłam tykwę w zęby i wyniosłam ją na zewnątrz, wylewając brudną wodę - wtedy wróciłam z powrotem do jaskini, odkładając ją na swoje miejsce. - No i cóż, na tym właśnie polega ta moja mała praca. - Zagaiłam, przysiadając znów obok niej. - Wiele mi jeszcze brakuje, ciągle się uczę... jednak dzięki tobie wiem, że w końcu jestem na dobrej drodze. Dziękuję Ci, Kahawo. Tak bardzo chciałam ją w tej chwili przytulić, położyć ją na swoim grzbiecie, czy brzuchu, żeby było jej wygodnie, jednak nie wiedziałam, jak zostałoby to przez nią odebrane - dlatego wyzbyłam się chwilowo od tych myśli, zmieniając temat. - Może chciałabyś sama spróbować? - Uśmiechnęłam się do niej. - Byłabym zaszczycona, gdybyś zechciała pozostawić po sobie swój własny ślad. Jak dotąd nikomu na to nie pozwoliłam, nawet Maeli. Jednak dotyk Kahawy zmienił wiele w moim postrzeganiu świata. Dopiero tej nocy miałam to wszystko sobie jakoś poukładać, jakoś to zrozumieć. Wiedziałam jedno: to ona wskazała mi dobrą drogę. Zamierzałam iść po niej. Tylko po niej. Byłabym zachwycona, gdyby zdecydowała się zostawić po sobie choćby drobne wspomnienie. RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 10-04-2016 Jakby nie patrzeć opuszki lwicy były znacznie grubsze i większe niż palce małpy. I choć malunki wychodzą jej ładnie raczej nie osiągnie nimi takiej wprawy i dokładności. Choć kombinowanie ogonem było dobrą metodą. - Cieszę się, że odnalazłaś swoją drogę Lajo. - Nie sposób było nie polubić tej sympatycznej lwicy, z której ciepło biło ze wszystkich stron. Jak bardzo różnił się teraz jej obraz od tamtej ponurej, zagubionej i smutnej istoty. Gdy więc zaproponowała Kahawie by zostawiła po sobie ślad, była tym wielce zaskoczona. - Ja nie... - Nie potrafiła rysować i obawiała się, że tylko by popsuła tą ścianę bohomazem. Nie chciała jej jednak zawieść. -Spróbuję.- Zanurzyła jednak łapkę w czarnym pigmencie i odcisnęła pod swoim wizerunkiem odcisk łapy. To było coś znacznie więcej niźli malunek, zostawiła tu fragment siebie. Uśmiechnęła się do lwicy. RE: Łapy, które leczą - Laja - 10-04-2016 Mogłam gapić się bez ustanku w ten czarny odcisk drobnej łapki. Łzy same napływały do oczu - do tego ten jej uśmiech, gdy okrasiła swoją podobiznę odrobiną siebie samej. To było coś wielkiego, coś niesamowitego. Potwierdzenie po wieczne czasy, że to wszystko miało miejsce. Odcisk duszy. Tak, jak w Ognistym Lesie. Nawet nie przetarłam oczu łapą. Zamiast tego po prostu spojrzałam na nią z góry, uśmiechając się szeroko. - Dziekuję ci, Kahawo. - Ukłoniłam się nisko przed nią. - To zdecydowanie większe i wspanialsze wspomnienie, niż kiedykolwiek byłabym w stanie namalować sama. Dziękuję ci, z całego serca, za wszystko, co zrobiłaś dla mnie. Był to odcisk łapy, która uleczyła moje oczy i uszy. Łapy, która uleczyła moją duszę. - Czy jest cokolwiek, co mogę dla ciebie zrobić, Kahawo? - Zapytałam po chwili, próbując się trochę uspokoić. Radość była jednak jak choroba: nie potrafiłam się przed nią obronić. Nie chciałam. Zagarnęła mój oddech, zaburzając jego rytm, zagarnęła moje ciało, wprawiając je w drżenie. Tak strasznie chciałam ją do siebie przytulić, bałam się jednak, że nie byłoby to zbyt taktowne z mojej strony. Dlatego ograniczyłam się do wpatrywania się w tę małą wielką postać z ufajdaną pigmentem łapką, uśmiechającą się do mnie. RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 13-04-2016 - Żyj i ciesz się życiem. - Niczego ponad jej siły nie wymagała. A skoro już się udało ją wyciągnąć z marazmu, nie chciała by powróciła w to bagno z powrotem. Obmyła łapkę w wodzie i wytarła w futro by była sucha. Nawet jeśli gdzieś tam pigment w sierści się zawieruszył to i tak nie miało to znaczenia. I tak była czarna na brzuchu. Powróciła ponownie spojrzeniem na lwicę ale coś jej nie pasowało. Mimo, że się uśmiechała przez łzy jej ciało drżało. Zaniepokoiła się nieco. - Zimno ci Laju? RE: Łapy, które leczą - Laja - 14-04-2016 O, nie, w tej jednej chwili przestało się dla mnie liczyć wszystko to, co było właściwe, co wpisywało się w kodeks, zasady dobrego wychowania. Zapomniałam o tym wszystkim, choć podświadomie czułam, że będzie mi potem strasznie wstyd. Kiedy jednak usłyszałam, czego wymagała ode mnie Kahawa w odpowiedzi na moje pytanie, nie wytrzymałam. Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach, na ustach ledwo powstrzymywałam się przed wybuchem śmiechu. Przetarłam je szybko łapą. A wtedy, jak na domiar złego, nadeszło następne pytanie. Czy było mi zimno? Zachichotałam jedynie w odpowiedzi, kręcąc przecząco głową. Skądże znowu! Nic z tych rzeczy. - N-nie, ani trochę! - Uśmiechnęłam się. - Ale, proszę, wybacz mi to, co teraz zrobię. A co zrobiłam? Położyłam się tuż obok niej. Objęłam ją mocno łapą, a potem przytuliłam się do niej, lekko nią kołysząc. - Przepraszam. I dziękuję, za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Nie byłam jednak w stanie wyrazić swojej wdzięczności żadnymi słowami. Miałam tylko nadzieję, że nie zrozumie mojego gestu źle - byłoby mi tak strasznie wstyd... RE: Łapy, które leczą - Kahawa - 24-04-2016 W pierwszym odruchu było zaskoczenie, nawet cała zesztywniała na ciele. Tak dawno nikt jej nie przytulił, że zapomniała co to za przyjemne uczucie. Wyraz pyska rozpogodził się jednak i odwzajemniła czułość. Objęła jej ciało krótkimi łapkami na ile mogła. Nie musiała nic mówić, słowa były tu zbędne. A gdy zdawało się że ta chwila trwała wieczność, odstawiona z powrotem na ziemię usiadła i ziewnęła. Zbliżała się noc, czas spędzony z tą lwicą tak szybko upływał. Nie będzie chciała nadużywać jej gościnności i gdy nastanie dzień odejdzie. Przemierzając stare i nowe szlaki, szukając odpowiedzi na zagadnienia a zarazem niesienia pomocy. jej brązowe oczy uśmiechały się do niej ciepło. |