Świt na Złotej Skale [Nymeri, Samiya] - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65) +--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85) +---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89) +---- Wątek: Świt na Złotej Skale [Nymeri, Samiya] (/showthread.php?tid=2125) Strony:
1
2
|
RE: Świt na Złotej Skale [Nymeri, Samiya] - Samiya - 15-02-2017 Skinęła łbem, zgadzając się. A zatem zioła. Dobrze, pora deszczowa była najlepsza do ich poznawania, choć i w porze suchej trzeba się nauczyć je odnajdować. Najpierw oczywiście zaczną od tych na ziemiach Księżyca, później być może przejdą się na wolne ziemie... A może i na Lwią? Przez chwilę zawiesiła swój rozkojarzony wzrok na brązowej lwiczce, gdy ta zaczęła ją strofować. Zaśmiała się cicho. - To ciebie, dzieciaku, trzeba pilnować. Ja sobie dam radę. - uśmiechnęła się, a w jej zielonych ślepiach błysnęło rozbawienie. Zaczepnie polizała Nymeri w ucho, gdy tylko samiczka się zbliżyła. Ale młoda miała rację. Sen naprawdę by się jej przydał... Z cichym westchnieniem ułożyła łeb na swych łapach i przymknęła lekko oczy, jednak wciąż zerkając na brązową pannicę. Delikatny uśmiech rysował się na jej pysku. Nymeri była przecież jeszcze dzieckiem, młodym, niepozornym, a rozmiarami niemal dorównywała dorosłej Samiyi. Uroki bycia małym kotem. Co jednak nie zmieniało faktu, że brązowa wciąż była tylko lwiątkiem, ciekawskim, niby poważnym, ale z jaką ochotą poznawała wszystko wokół! Aż serce bolało, gdy pomyślało się o tym, że to dziecko powinno teraz leżeć koło swej matki, w otoczeniu rodzeństwa, a nie przy młodej cętkowanej kotce. Samiya nigdy nie przejawiała instynktu macierzyńskiego, ale teraz, spoglądając na Nymeri, nie mogła powstrzymać myśli, że i ona, i jej bracia zasługują na właściwą opiekę i miłość. Nie mogła też powstrzymać pewnego rozczulenia, i kolejnej myśli - że właściwie to całkiem przyjemne, obserwować żywotne lwiątka, pragnące poznać świat i odnaleźć w nim swoje miejsce. A ona sama nie miała nic przeciwko temu, by im w tym pomóc. Uśmiech wciąż malował się na jej pysku, gdy już jej oddech wyrównał się, i serwalka zwyczajnie zasnęła. |