Ślady kłów - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65) +--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85) +---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89) +---- Wątek: Ślady kłów (/showthread.php?tid=2928) Strony:
1
2
|
RE: Ślady kłów - Taal - 26-05-2018 Czy aby na pewno nie spadali? Choć ich ciała trwały bezpiecznie w koronie drzewa, w objęciach liści i gałęzi, to Taal jednak spadała. A może raczej tonęła, w gydzich oczach, kiedy to ich spojrzenia się spotkały, gdy były książę odgarnął jej grzywkę z pyszczka. Szczęście wypełniało ją od czarnych uszu, aż po biały koniuszek ogona. Jej uśmiech nagle stał się jakby cieplejszy, jak tylko usłyszała jego pytanie. W odpowiedzi przejechała językiem wzdłuż jego pyszczka, aż do policzka, zanim się odezwała. - Wolę chyba zostać tutaj... W sumie... Chyba nie ważne gdzie jestem. Ważne z kim jestem. A teraz chcę być z tobą. Po tym znów wtuliła głowę w jego puszystą pierś, ocierając się łbem i zostawiając swój zapach na całej jego sierści, w ten dziwaczny koci sposób jakoś tak zaznaczając iż on jest jej. Nie robiła tego do końca świadomie, po prostu czuła że w taki sposób można okazać czułość, chociaż nikt jej tego nigdy nie nauczył. Po tym nastąpiła dłuższa chwila milczenia ze strony Taal, która znów poczęła rozmyślać. A myślała nad wieloma rzeczami, które błądziły w jej głowie od dłuższego już czasu. Przez tyle księżyców błądziła bez żadnego celu, zwyczajnie wędrując wzdłuż rzeki, szukając kogoś lub czegoś, czego nawet nie pamiętała. Czy nie brzmiała to bezsensownie? Oczywiście że tak. Do tej pory jednak się tym nie przejmowała, poznawanie nowych osób, terenów było wspaniałym przeżyciem, które skutecznie odstraszało te rozmyślania o nieosiągalnym celu. Z przybyciem Gydy wszystko się zmieniło. Tereny cesarstwa, już wcześniej piękne, teraz nabrały jeszcze więcej barw i głębi. Zupełnie jak gdyby ten młody samiec samym swoim jestestwem nadawał wszystkiemu kolejny wymiar. Teraz Taal zrozumiała, że nie chodzi o to gdzie jest, ale z kim jest. Dotarło do niej, iż miejsce nie ma dla niej absolutnie żadnego znaczenia, dopóki jest z tymi na kim jej zależy. Do tej pory była to w zasadzie tylko Cassie, którą młoda lwica kochała całym swoim dobrotliwym sercem. Teraz do tej grupy dołączył także Gyda, a w zasadzie Taal po prostu poznała go na nowo. Powoli powracały strzępki wspomnień sprzed rzecznego wypadku. Rozmyślania gdzie jest Skadim, jak się czuję, czy on też się zmienia? W jej podświadomości pojawiły się nawet przebłyski ich ponownego spotkania nad rzeką. Tak, zdecydowanie bardzo zależało jej na nim. I teraz, kiedy leżeli tak razem, wysoko nad ziemią, poza zasięgiem spojrzeń innych, było jej dobrze. Ale co miało nastąpić dalej? Przecież on chyba nie zostanie tutaj na zawsze, prawda? Wyleczy się, a potem ruszy w dalszą drogę. Lub to ona Taal odejdzie z cesarskich włości, a on tutaj zostanie, końcu miał tutaj przyjaciół, znajomych. Żadna z tych opcji nie podobała się wężowej córze nawet trochę, każda z nich powodowała u niej dziwne kłucie w klatce piersiowej, zupełnie jakby wbijały się tam ostre cierniowe kolce. Nie patrzyła mu w oczy, kiedy zapytała: - Co teraz zrobisz? Kiedy już... wyleczysz ranę? Przez sekundę... cisza. Słychać było tylko wiatr i ptaki w oddali. Dudek z nastroszonym grzebykiem odwracał łepek od tej sceny, z niezadowolenia? A może żeby dać im trochę prywatności? Kto to wie? - Ponieważ ja... Ja nie chcę zostawać znowu sama. Dlatego, nie ważne co postanowisz... Czy pozwoliłbyś mi sobie towarzyszyć? Nie jestem pewna co się stanie jutro, pojutrze albo za setki dni. Ale jestem pewna nas, tego że chcę być przy tobie. Czy ty też tego chcesz? RE: Ślady kłów - Gyda - 27-05-2018 Przecież jej nie znałem, a wydawało mi się, jakbyśmy przeżyli ze sobą tak bardzo dużo, kiedy tak leżeliśmy, a gałęzie lekko się pod nami kołysały. Było zupełnie odwrotnie, niż czułem, kiedy patrzyłem w jej oczy, tak mocno oświetlone, zielone jak soczyste moczary w porze deszczowej, i nie myślałem o niczym właściwie, niczym konkretnym. Ale jeszcze wczoraj nie wiedzieliśmy, co się stanie następnego dnia, dokąd tym razem zaniosą nas łapy. Dlaczego razem nie musieliśmy wędrować donikąd? Kiedy poczułem jej ciepły oddech na swoim policzku, to było tak, jakby załamała się pod nami ta największa gałąź. Nie wiem, jak to inaczej powiedzieć. Nie nadaję się na poetę. To trochę i zabawne, i tragiczne, bo w tamtej chwili kompletnie mi to nie przeszkadzało, że nic nie rozumiem, ale nawet po czasie nie umiem o tym myśleć inaczej niż chaotycznie, a mimowolnie do tego, tak jakby, wracam, i tylko wykrzywia mi coś gębę w naprawdę... naprawdę idiotycznym wyrazie. Raz nieszczęśliwie stałem wtedy nad lustrem wody. Taal, nie wiem co dalej, chyba chciałem coś pomyśleć, nie potrafiłem, no ja chrzanię, tylko coś powiedzieć, ale czy w ogóle mogłem się jeszcze kontrolować...? Podążyłem za ruchem jej języka. Zamknąłem oczy i przygryzłem jej ucho - ale Taal mogła już wtedy zobaczyć tylko dołki w policzkach, które naciągałem w uśmiechu, absolutnie niezdolny do nawiązania sensownej konwersacji, a tym bardziej kontaktu wzrokowego. Wsparłem przednią łapę na jednej gałęzi, chciałem się trochę nachylić, ale od tamtego momentu walkę już toczyłem nie tylko z otępieniem własnego umysłu, lecz i najdzikszą radością, która chwyta gdzieś w piersi i unieruchamia, więc tylko pofukiwałem cicho, odwzajemniając czułość Taal. Nie odbiegałem myślami dalej, jak za granice jej smukłego ciała. Kiedy na powrót znieruchomiała, złapałem kątem oka jej spojrzenie, zapatrzone w jakieś wewnętrzne troski. Opadałem powoli na plecy, a w pierwszej chwili zamiast odpowiedzieć na jej pytanie, ściągnąłem brwi, próbując odnaleźć się na świecie, nadal radosny jak szczyl. Szybko złapałem myśl, którą chciałem się z Taal podzielić, ale nie wiedziałem, czemu musiała się przed momentem tak uważnie przypatrywać, dlatego jej kolejne słowa bardzo mnie zaskoczyły. Patrzyłem w jej oczy, oddychałem głęboko, ale z jednego i drugiego co rusz rezygnowałem, kiedy mówiła, bo albo umykałem spojrzeniem gdzieś w bok, marszcząc się, albo brałem głębszy wdech, jakbym już chciał coś powiedzieć. - Też chcę. - Zatrzymałem rozbiegane spojrzenie w jej oczach. Było w jej skupieniu tyle zmartwienia, powagi. Patrzyłem na nią z wielkim przejęciem, ale kompletnie durny, kurewsko durny, i-dio-ta. - Zostań tutaj. Nie mogłem z siebie więcej wydusić. Byłem zdziwiony i ciągle nie mogłem uspokoić oddechu. Bez żadnego namyślunku przyciągnąłem ją ostrożnie do swojej mocno falującej piersi i tak objętą, przytrzymałem przy sobie chwilę. Haiku o trudnych do wyrażenia uczuciach, utraconej przeszłości i dudku Cassie: I zagubieni
odnaleźli w końcu dzień
gdy zapadał zmierzch
- Obiecałem im... - Przerwałem sobie, pociągając nosem i poprawiając ułożenie głowy, ponieważ drażnił mnie jakiś własny kosmyk. - Obiecałem Hakiemu, że odpracuję te bandaże. - Uśmiechnąłem się lekko i fuknąłem. - Za dużo dla mnie zrobili, żebym po prostu sobie poszedł. Wytrzymasz tutaj? Chwilę?* Nie chciałem jej wypuszczać i tylko zerknąłem w dół. Nawet nie poprawiłem skrzyżowanych na jej grzbiecie łap, ponieważ mogłaby się wtedy spomiędzy nich wyśliznąć. Lekko tylko przesuwałem palcami jednej łapy po jej barku i bezwiednie to stroszyłem, to wygładzałem placuszek czarnej sierści wielkości małej opuszki. |