Król Lew PBF
Równina Termitów - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Równina Termitów (/showthread.php?tid=898)

Strony: 1 2 3 4


RE: Równina Termitów - Derion - 31-12-2013

Derion zawiesił spojrzenie na Aresie i nie odklejał go odeń dopóty ten nie przedstawił się. Wtedy spojrzał przelotnie na lwicę, oczekując reakcji z jej strony. Zadane chwilę później pytanie sprawiło, że brwi czarnogrzywego powędrowały w górę, a ciekawskie i nieznające dobrych manier ślepia zaczęły ślizgać się po ciele lwicy, badając każdy skrawek jej ciała w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby powiedzieć ich właścicielowi na temat tajemniczej postaci.
- Nie czuj się skrępowana - z beztroskim wyrazem pyska zachęcił ją po raz kolejny do odpoczynku przy nich.
Z racji tego, że napięcie odczuwalnie zelżało już chwilę temu, myśli Deriona mogły skupić się na młodym i tym wszystkim, co na jego temat dane mu było do tej pory się dowiedzieć. Świtezianie zaczęli malować się przed oczami czarnogrzywego w lepszym świetle niż mógłby przypuszczać jeszcze kilka tygodni temu, kiedy po wielomiesięcznej przerwie powrócił na te ziemie. Chęć poznania ich zdawała się być irracjonalna, ale Derion nie mógł jej zaprzeczyć.


RE: Równina Termitów - Ariusz - 03-01-2014

Na jego wzmiankę o fachu, ta, na sekundkę, ale jednak! Uśmiechnęła się ciepło, leciutko przechylając na bok głowę, niemal niezauważalnie.
-Morderca?-sapnęła pogodnie podchodząc bliżej, tym swoim (czyżby królewskim?) krokiem, korzystając ze zmiany nastawienia samca wobec jej osoby.
Była dość ostrożna w swoich ruchach i ogólnych wszelkich znakach jakie dawała Derionowi. Widać nie na co dzień zmagała się z takimi sytuacjami, a zarazem, miała wiele wyczucia, jakby wiedziała czego się spodziewać, tak... z doświadczenia.
Gdy spoglądał w jej oczy, nie odwróciła wzroku, czekała, aż sam to zrobi lub i nie, acz ona również tego nie zamierza poczynić. Nie było to wyzwanie, bardziej ukazanie natury jej charakteru. Swe imię natomiast, póki co, pominęła milczeniem.
Czy chciała tu zostać, czy też może iść dalej? Na pewno chciała dotrzeć do celu, lecz która z owych dróg ją do owego doprowadzi? Cóż, owy cel nie ucieknie, a tu też nie ma wiele do stracenia. Może go widzieli. Zrobiła więc krok, drugi, jeszcze parę, niespiesznie, siadając wreszcie, tak, by mieć ich obu na widoku.
Oblicze ciemnej pani stężało gdy ze strony młodego padło pytanie. Z pozoru, proste, mało ważne, dające znać iż owy książę jest jeszcze jednak dzieckiem. Zmrożony wzrok wiercił dziurę w eterze, gdy umysł lwicy gotował się od wielości możliwości, niebezpieczeństw oraz pożytku, jakie mogła nieść odpowiedź. Długo nie była stabilna emocjonalnie, niedawno odzyskała w swych uczuciach stałość. Wciąż gonił ją jednak strach, że nie podoła temu co dźwiga na swych barkach, że znów- jeden mały błąd i wszystko się zawali. Jeśli odrzeknie zgodnie z prawdą, nawet niechcący mogą przenieść wieść, a ona zostanie skazana na niebezpieczeństwo. Gdyby ich o owym fakcie poinformowała, zaczną się pytania, może zacząć budzić się żądza zysku. Jeśli owy samiec rzeczywiście jest płatnym bądź hobbystycznym mordercą bądź też głów łapaczem... może, acz niekoniecznie musi, wplątać się w porządne tarapaty. Była świadoma przedłużającej się ciszy, a kolejne zdanie ciemnogrzywego skłoniło ją ku odezwaniu się. Odchrząknęła, nie myśląc już nawet iż kocię odezwało się do niej na "ty".
-A czemuż struś chowa głowę w piasek?-ta odpowiedź zdradzała i chowała na tyle wiele, by tajemnicza samica mogła pozostać spokojna, przynajmniej w tej kwestii.


RE: Równina Termitów - Ares - 03-01-2014

Błękitne ślepia Aresa starały się przeniknąć chłodną barierę, która zawisła między nim, a nowo-napotkaną przez niego samicą. Owiewała ją aura tajemniczości, ale był oto coś, za czym brązowy lwiak szczególnie nie przepadał. Ta nadmierna skrytość i uciekanie odpowiedziami były oznakami albo wielkiej nieśmiałości lub wielkiej, skrycie pilnowanej tajemnicy. Książę skłaniał swoje podejrzenia bardziej w kierunku drugiej opcji, choć pewności nie miał.
Odpowiedź lwicy skwitował krótkim parsknięciem. Ponownie zmierzył smukłą sylwetkę lwicy zatrzymując swe spojrzenie na jej pustych, nieprzeniknionych oczach.
-Ze strachu. Dla złudnego poczucia bezpieczeństwa.-odpowiedział, unosząc pysk nieco wyżej niż zazwyczaj. Miał świadomość, że nie dorówna samicy wzrostowi, w końcu był jeszcze podrostkiem, ale jego pewność siebie mogła tu wiele ugrać. Zwłaszcza, że lwica czuła się w jego obecności niepewnie i wyraźnie unikała jego spojrzenia i pytań. Postawił, więc kilka kroków w jej stronę, kontynuując swoją wypowiedź:
-Wyobraźmy sobie sytuację. Lew atakuje strusia. Ten chowa głowę w piasek, chcąc się ukryć, ale co to mu da? Lew i tak go powali, a zaraz potem przegryzie jego tchawicę szybciej niż tamten zdąży zareagować lub dowiedzieć się co się stało. Chowa się po to aby się chronić, aby uciec przed czymś czego się boi, ukryć gdzieś swój strach. Ale czy to mu pomaga? Wątpię.-zakończył, uśmiechając się z przekąsem do obcej, unosząc przy tym jedną brew w górę, czekając na reakcję samicy.


RE: Równina Termitów - Derion - 04-01-2014

Pytanie lwicy skwitował uniesieniem lewego kącika pyska i lekkim zmrużeniem ślepi w namiastce potwierdzającego pytanie uśmiechu. Starał się nie uronić ani jednego gestu tajemniczej rozmówczyni, ukradkowego spojrzenia, zdradzającego tożsamość sygnału. Ukrywanie mienia, zdawkowe odpowiedzi, niechęć do chociażby grzecznościowego przywitania się... to wszystko bardziej niż na korzyść, działało ku pogrążeniu samicy, ku wznieceniu podejrzeń, sugerując Derionowi by baczniej przysłuchiwać się w drżenie jej głosu, tempo wypowiadanych słów i barwę tonu.
Czarnogrzywy postanowił dać się wypowiedzieć młodemu. Zawinął ogon wokół łap i lekko się przygarbił. Zerknął na Aresa przelotnie gdy ten zabrał głos, lecz przez pozostałą część jego wypowiedzi uważnie obserwował rozmówczynię. Spod sennie półprzymkniętych powiek zdawało się, że błyska spojrzenie nieuważne i obojętne, lecz nic bardziej mylnego. Szafirowe ślepia skanowały samicę niby zebrę, która z jakichś powodów podążała za grupą jej podobnych.
Kim jesteś? Skąd przybywasz? Czy mogę ci w czymś pomóc?
Parsknął serdecznie. Odwrócił łeb w stronę niebieskookiego i obdarzywszy go przyjaznym uśmiechem, zwrócił się w stronę lwicy z celowo wyeksponowanym w tonie zdziwieniem, że i jemu dała czas na udzielenie odpowiedzi na to śmieszne pytanie:
- Pytanie CZY w ogóle to robi - zaczął unosząc wysoko brwi. Wcale nie miał ochoty odpowiadać na to pytanie. - Może chce, byśmy tak myśleli, kiedy po prostu uchyla łeb nisko myśląc, że w ten sposób nas zwiedzie, zachęci, by podejść do siebie bliżej?
Zmarszczył czoło. Drażniło go to zwodzenie. Strusica się znalazła.


RE: Równina Termitów - Ariusz - 06-01-2014

Och samce; tak ich boli, tak ich dręczy, tak niemal w tyłku swędzi gdy nie wiedzą, gdy ktoś ma choć w maleńkim procencie nad nimi władzę. Tajemniczość, cóż, ciemna wcale nie miała zamiaru się ową owiewać, ani trochę. W jej stronach tożsamość osoby lwicy nie była w najmniejszym stopniu sekretem- wręcz przeciwnie. Nie było jej to na łapę, by wszystko wyglądało właśnie tak jak wygląda w ich konwersacji, ale cóż mogła poradzić?
Owinęła ogonem łapy, dziwnie bardziej puchatym niźli lwim, bez pędzelka, słuchając tego co ów kocię miało jej do powiedzenia, nie okazując ani krzty braku respektu nawet i wobec dziecka. No no no...
-Przypominasz mi kogoś... nawet dwóch-uśmiechnęła się pod wcale nie jasnym noskiem, z którego wypuściła powietrze, gdy jej spojrzenie wbite w księcia nabrało nieco cieplejszego wyrazu. Dystyngowanej pani nie poruszył fakt jego nieco przerośniętej pewności siebie, czy próby jej właściciela, by przycisnąć psychicznie lwicę. Ważyła chwilę słowa, po czym poddała się w sprawie sklecenia czegokolwiek bardziej ambitnego. W lwiej części odziedziczyła temperament oraz wdzięk, lecz jeśli o umiejętności mówcze chodzi... nie została zbyt hojnie obdarzona. Oczywiście była uczona, lecz to przecież nie to samo co się z tym urodzić, jak na przykład jej ojciec.
-Mogę się zgodzić jedynie z twą pierwszą częścią wypowiedzi. Co do drugiej...-o ile dłuższej, ha!-...z trochę złej strony próbujesz spojrzeć na sprawę.-delikatny uśmiech wciąż gościł na jej licu, dodając jej niezaprzeczalnego uroku. Nie dało się w nim dopatrzeć kpiny, choć na pewno poczucie własnej wartości.
Uniosła w pewnym momencie swoją niebanalnie acz zawsze urodziwą główkę, prezentując Derionowi swój zacny profil oraz szyję. Trwała tak chwilę, po czym przeniosła na niego wzrok, a zaraz po nim zwróciło się ku niemu całe jej oblicze. Wszystkie te ruchy były niespieszne, płynne, miło się wręcz na nie patrzyło. A jeśli już mówimy o patrzeniu... tak. Czuła się obserwowana i choć lwisko tworzyło pozory nieuważnego, dziwne dreszcze wzdłuż kręgosłupa dawały jej jasno do zrozumienia iż jest lustrowana niczym ofiara.
I teraz, niczym wcześniej młodzik, ona uśmiechnęła się z przekąsem, nie zdając sobie sprawy jak coraz bardziej zaczyna przypominać siebie z poprzedniego okresu własnego żywota.
-Podoba mi się twój sposób myślenia Derionie, lecz czegóż to się możesz tak obawiać ze strony samotnej lwicy? Aż tak cię życie przeżuło i wypluło, hm?-uniosła brwi. Była niemal pewna, że jakiekolwiek by historii życia nie usłyszała, żadna jaj już nie wzruszy. Nie w świecie z jakiego pochodzi.
-Choć, sądząc po twojej profesji... wiele mogło cię w owym życiu spotkać.-drgnął ogon-I o ironio, akurat szukam pewnego łowcy głów.-przechyliła łepek na bok, lecz zaraz poprawiła błąd swej postawy-konkretnego-dodała, by ten nie zaczął myśleć iż ta zacznie mieć chętkę, by wykorzystać jego usługi. Nie nie, to to jest zupełny przypadek.

/nie umiem pisać derp/


RE: Równina Termitów - Derion - 07-01-2014

Opatulony czarną grzywą łeb przekrzywił się z jakimś pełnym politowania wyrazem. Uniesione wysoko brwi i lekki uśmiech tylko delikatnie podkreśliły niedbałym tonem rzucone w stronę hybrydy słowa:
- Obawiać?
I w tym momencie poczuł, że z całą premedytacją daje jej odczuć swoją pogardę względem jej dystynkcji, szlachetnego pochodzenia i zapewne bardzo szemranych interesów, które sprowadziły ją w te strony w roli zakapturzonej zjawy. Zrozumiał i wycofał się. Nie będzie brnąć w to dalej, kiedy służba na szlachetnym królewskim dworze, chociażby i w roli kata, ujmowała go za serce i w jakiś sprzeczny z wyrzutami sumienia sposób pociągała. A, o ironio, stojąca przed nim niepełnej krwi lwica w dodatku zwraca się z pytaniem o sprawę, która z pewnością nie cierpi zwłoki, a jeśli takowa wypływa gdzieś z samej góry, to tym nagroda mogłaby być zacniejsza...
- Chyba nie ja powinienem się obawiać. Nie mnie ktoś taki czmychnął.
Kolejne uważne spojrzenie w jej ślipia. Tym razem nie odpuści. Z uśmiechem na pysku powiększającym się ilekroć podobała mu się wypowiadana myśl postanowił wykorzystać strzępki informacji, które wydobył spomiędzy jej słów i sformułować, co następuje:
- Jeśli kogoś szukasz, znaczy to tylko tyle, że podążasz jego tropem. Jeśli o niego pytasz, znaczy, że ów trop ci umknął. A jeśli ów trop zniknął, to pozostaje ci jedynie męczący patrol godny ścierwojada. - Ostentacyjne parsknięcie zwieńczone wygięciem warg w podkówkę. Tak, to zaiste smutna prawda - brzmiał mniej więcej przekaz.
Granie na granicy "zrażenia kogoś to siebie" miało finał w dwóch zupełnie różnych miejscach i korzystne dla Deriona rozwiązanie nakazywało o siebie zabiegać... chociażby w postaci przepraszającego uśmiechu i nieśmiałego wzruszenia barkami, które nastąpiły krótką chwilkę przed wybrzmieniem ostatnich słów:
- Znam te krainę lepiej od ciebie, śmiem sądzić.


RE: Równina Termitów - Ares - 13-01-2014

Najwidoczniej lwica musiała wiedzieć coś więcej o tej krainie, a przynajmniej więcej, niżeli młodemu się wydawało. Już drugi raz tego dnia, ktoś przypomina mu o jego ojcach, o jego podobieństwie do nich. Zbieg okoliczności? Nie sądzę.
Nie mając tym razem nic do powiedzenia (zaskakujące), postanowił milczeć, dopóty sprawa się jakoś nie wyjaśni. Derion świetnie sobie radził, szukał luk w myśleniu lwicy, a potem je wykorzystywał dla własnych celów. Brązowy przenosił wzrok na tego, kto akurat zabierał głos, poruszając niespokojnie ogonem. Nie wiedział, jak ta sprawa się potoczy, w każdej chwili przecież samica mogła sobie pójść, a oni zostaną w kropce. Chwila. Oni? Od kiedy to Ares i Derion są po jednej stronie? Brązowego zdziwiło, że tak szybko zaakceptował, praktycznie nieznanego mu samca. Uh, potem to rozpatrzy. Robi się ciekawie.


RE: Równina Termitów - Ariusz - 13-01-2014

Im bardziej dawał jej znać jak bardzo jest w stanie pogardzić jej postawą, ta tylko mocniej umacniała się w tym, do czego doszła już jakiś czas temu. Fala zimna, która rozgrzewała jej wewnętrzny cichy gniew, który spiął na sekundkę jej ciało, uniósł głowę, wypędził uśmiech z repertuaru reprezentantów wizerunku. Owy chłód mimowolnie uderzył od jej osoby, znów okuwając ją, utwardzając, sprawiając z owej wnętrza skałę, pozornie nie do przebicia.
-Jeżeli nie masz się czego obawiać, w czym przeszkadzałby ci fakt, gdybyś jednak podszedł bliżej?-nawiązując do jego poprzedniej wypowiedzi w sprawie osądu jej poczynań. Mogła założyć, że w wielu aspektach wewnętrzności czarnogrzywego nie stykało by mu mentalne, zapraszające otwarcie.
Jego oczy łącząc się nicią z jej wzrokiem, nie miały ni chwili spokoju; czarna nie przerywała "połączenia", jak i za każdym poprzednim razem. Słuchała jego słów, gdy błysk w jej oku drgnął. Derion również przywiódł jej kogoś na myśl. Kogoś, do kogo żywiła uczucia tak skrajne, że nie wiedziała swego czasu czy zabić owego czy siebie.
-Zauważ iż ani razu nie zadałam pytania-chwilka ciszy-ponadto-zaznaczyła to słowo, znów robiąc po nim krótką pauzę-pod znaczeniem słowa "szukam" może kryć się więcej niźli fakt fizycznego poszukiwania po tropie-odwróciła wzrok, również nie pozostając samcowi dłużna w świadomym dawaniu znać o tym jak bardzo pogardza jego podejściem. Jego przepraszający gest nie mógł się równać z tym, co poruszył w jej duszy towarzysz polemiki.
-Posiadając znajomość samej siebie, odnajdę się w każdym miejscu na świecie

Mały milczał, a szkoda, bo był jako tako dla ciemnookiej deską ratunku w morzu beznadziei, kojarząc jej się ze wszystkim co dotąd otulało jej jestestwo przyjemnym, pozytywnym ciepłem. A cóż, gdyby to wiedział iż nie ma pojęcia o jego ojcach, a przywołał jej w głowie zupełnie innych person, zapewne też wydałby inny sąd o znajomości krainy przez lwicę. Bynajmniej kojarzył jej się z ojcami. Wręcz przeciwnie.


RE: Równina Termitów - Derion - 13-01-2014

Zimna tafla, za którą stanęła rozmówczyni ogarnęła Deriona dreszczem pomiędzy łopatkami. Dopinać swego potrafiła. Jednak było w jej zachowaniu coś tragicznego, jakaś rozpacz, niestabilność emocjonalna i niepewność o własną osobę. Wszystko skrywane za ułudą powagi stanowiska, rangi... czy czegokolwiek, co stawiało - a co Derion wietrzył w jej sposobie prowadzenia rozmowy - hybrydę ponad niego i Aresa (taaak... i względem Aresa czarnogrzywy odczuwał bardzo zbliżone odczucia, jak ten względem jego osoby.) Ostatnie zdanie wywołało pobłażliwy, acz bardzo przyjacielski, uśmiech na mordce szafirowookiego. Uczucie, jakim obdarzyłby humorzastą przyjaciółkę w czasie rui. I w tonie adekwatnym do tego typu sytuacji wybrzmiała jego odpowiedź:
- Nie wątpię, nie wątpię. Obawiam się jednak, że znajomość samej siebie nie będzie się równać ze znajomością tutejszych zwyczajów i nie uratuje nikogo przed popełnieniem fatalnego w skutkach faux pas.
Uniósł lekko zadek i przysunął się w stronę lwicy odrobinę, ciągle zachowując dystans konieczny dla swobody rozmowy dwóch nieznanych sobie stworzeń. Miało to jedynie charakter dosłownego urzeczywistnienia odpowiedzi na (skądinąd trafną) uwagę na temat obaw skierowanych w jej stronę.
- Z kim mam przyjemność? - zapytał ni stąd ni zowąd, starając się pozostać i tonem, i postawą na przyjacielskiej stopie stawiającej go w - co prawda nielubianej - uniżonej pozycji wobec dominującej kotki. Niech straci.


RE: Równina Termitów - Ariusz - 14-01-2014

Musiała potrafić. Ponoć z tym akurat dane jej było przyjść na świat, acz ostatnimi czasy, prócz spraw, w których naturalnie jej to przychodziło, była zmuszona, by to wykorzystywać.
Powoli też zdawała sobie sprawę iż właśnie z powodów jakie dostrzegł Derion, ona nie była w stanie ich zamaskować. Błędne koło, które jednak musiało się toczyć. Musiało. Och co ona by dała, by być jedną z tych nieszczęśliwych lwic, których największą tragedią była utrata ukochanego, ba, nawet rodziny, dzieci, wszystek wszystkiego, lecz tych, które mogły się załamać. Siąść w kącie i płakać w bezruchu. W swej rozpaczy nie wiedzą jak są szczęśliwe. Jak wiele im dało życie dając czas i możliwość na opłakiwanie. Na wzbudzenie współczucia.
Gdy jej oczom ukazała się kolejna reakcja samca na jej słowa, ta zacisnęła wargi, wiedząc jak pięknie i naiwnie mogło to brzmieć. Czy może to usprawiedliwić? Może potrzeba choć jednej pięknej rzeczy w tym świecie jaką jest jakaś idea, daje jej punkt zaczepienia? Słowa.
-Nie przeczę-skrzywiła się niemal niezauważalnie-znajomość zwyczajów, sytuacji i nastrojów między nacjami jest zaiste, bardzo przydatna-raczyła w końcu przenieść wzrok na ciemnogrzywego-Lecz koty na całym świecie i tak są, można rzec, takie same. Powtarzające się schematy, sytuacje, zachowania i wrażenia jakie odciskamy. Wiedząc jakim schematem jestem ja, jakich sytuacji doświadczyłam i jakie temu towarzyszyły zachowania, umożliwia zachowanie własnej jako takiej godności, czy po prostu jestestwa.-pacnęła raz czy drugi ogonem o ziemię, czując iż zaczyna nieco gubić się, właśnie we słowach, bo mimo iż dokładnie wiedziała o co jej chodzi, ubranie tego w werbalną szatę potrafiło być dla niej katorgą, gdy przychodziło do rozmawiania o takich tematach.-jest to chyba ważniejsze od...-westchnęła, opuściła nieco głowę, wzruszyła łopatkami. Zerknęła na niego, jakby prosząc, czy pomógłby jej dobrać słowa. Czemu miała teraz z tym taki problem? Dawno z nikim nie rozmawiałaś od tak, hm?
Trwała tak chwilę, do czasu aż nie posłyszała pytania z jego strony. Cofnęła łeb, wyglądając jakby obruszyła się na takie zapytanie. Mierzyła go wzrokiem, jakby szukając, czegóż to oczekuje po jej odpowiedzi.
Uspokój się. To jedno z najnormalniejszych pytań na tym padole. Co jeśli wykorzysta jej imię przeciw niej? Kobieto, już tyle tu siedzisz, już tyle wylałaś z siebie zgłosek, ukazałaś swe lico. Jeśli ktoś miałby się dowiedzieć, że tu byłaś, już by wiedział. Zacisnęła zęby, gdy po jej reszcie bez problemu było widać coś w rodzaju strachu. Ponownie zacisnęła wargi, skuliła uszy, wpatrując się w mordercę.
-Rowena-rzuciła krótko, acz delikatnie, pomijając o dziwo i brak dziwa tytuł i potoczną nazwę rodu. Na tyle już sobie tu pozwoliła. Tu może. Choć raz. Mówią, że to ponoć zdrowe. Niech straci.


RE: Równina Termitów - Derion - 14-01-2014

Każde jej kolejne słowo powodowało coraz większe zamieszanie we wnętrzu lwa. Ileż to stworzenie skrywało za fasadą "Misji" nieszczęścia, nawet nie bólu, ale smutku zainicjowanego przez konieczność pogodzenia się z losem. W jej słowach dało się wyczuć nie tyle przyczynę tego wszystkiego, ale finalny efekt - przeogromną potrzebę zrzucenia z siebie tego bagażu, podzielenia się nim, niezobowiązującego zbratania swojej duszy z inną. Och, z pewnością nie było to pragnienie, które należało realizować. O nie, nie. Było tylko wołaniem spod wody, sygnałem, którego nadawanie miało sens, podczas gdy odbiór przez kogokolwiek był niepożądany... małe słowo. Odpowiedź na wołanie nie miała w świecie Roweny racji bytu. I to było błędne koło. I czy nie było z niego wyjścia?
- Rowena - powtórzył po niej spokojnie. Pozwolił ciszy zanucić kilka taktów. Już wiedział, że pierwsze skrzypce nie będzie dane zagrać rozsądkowi, ale intuicji. Przysunął przednie łapy bliżej, bardziej pod siebie, pozwalając ogonowi opleść się wokół ciała tak, by pędzelek wylądował przed nim. Jej decyzja o wejściu na tę ścieżkę rozmowy dostała odpowiedź w postaci zrozumienia. - Nieraz zachodziłem w miejsca, o których wcześniej nie słyszałem. Spotykałem osoby, które były mi zupełnie obce. Świadomość siebie, doświadczenie... masz rację. Informacje to tylko hojny dodatek. Nie trzeba o niego prosić.
A mimo świadomości położenia Derion nie wiedział, co ma w związku z tym zrobić, o co się zaczepić, by osiągnąć to, co pulsowało mu teraz w głowie.
Nie zmienił pozycji. Lekko uniósł łeb, odsłaniając pierś pokrytą miękką czarną grzywą i na moment podgardle. Zganił dopraszające się przeciągnięcia mięśnie i zbadawszy niebo powrócił z niezmiennym od kilku minut lekko zmartwionym spojrzeniem w stronę Roweny.
- Nie potrzebujesz mojej pomocy - stwierdził szeptem, obniżając łeb by mieć jej oczy na wysokości swoich.


RE: Równina Termitów - Ariusz - 18-01-2014

Gdy wymówił jej imię, ta uniosła gwałtownie głowę, rozglądając się nerwowo, jakby obawiając się iż w czyichkolwiek ustach poza jej własnymi jest ono wypowiadane zbyt głośno, jakby cudza dusza była w stanie nadać owemu słowu jakąś niesamowitą moc, która poniesie to imię daleko, daleko do uszu nieprzyjaciół.
Natomiast doświadczając jego kolejnych poczynań, ta powoli uniosła uszy, obserwując samca uważnie. Zgodził się z nią. Zmienił zdanie na podstawie jasno wyłożonych argumentów. Och, wiele tym zyskał w jej oczach, bez problemu mógł to dostrzec. Trzeba prawdziwie posiadać nieprzeciętną mądrość, by ustąpić własnej dumie. Spokornieć choć na tyle. Nie spodziewała się tego po Derionie, nie po tym protekcjonalnym samcu. Delikatny uśmiech powrócił na jej mordkę, a mądre spojrzenie jej ojca roztopiło uprzednie napięcie. To spojrzenie ach, kolor oczu jak i szaty mylił wszystkich równo, spychając ich z meandrów poprawnego myślenia na pustkowia domysłów oraz kolejnego deja vu.
Na jego ostatnie zdanie sapnęła cicho, nieco pobłażliwie, nieco ze smutkiem, nieodłącznym przyjacielem.
-Dla mnie i tak już nie ma ratunku-odpowiedziała mu szeptem, niemal wprost do ucha, owiewając je ciepłym oddechem. Powróciła do pozycji, w której ich spojrzenia pozostawały połączone. -Ratunkiem dla świata natomiast są młodzi. Oni są naszą nadzieją.-przeniosła wzrok na Aresa, dotąd milczącego wymijająco. Czemu Ro czuła się w jakiś sposób dumna z księcia? Z faktu iż nie jest ogłupiały i rozpuszczony, że rzeczywiście, daje jej jakąś nadzieję, że tacy jak on przywołają ten padół do porządku.


RE: Równina Termitów - Derion - 18-01-2014

Potwierdził słowa Roweny delikatnym uniesieniem kącików pyska, po czym dając się chwilę trzymać w okowach jej spojrzenia, powędrował oczyma w stronę Aresa. Słowa, które wypowiedziała brzmiały jak profecja straceńca, który w ostatnim akcie swojego żywota jeszcze się stara o ziemię-matkę, po której stąpał, zawalczyć. Po raz kolejny, i może nie przypadkiem, na drodze czarnogrzywego stanął ktoś, kto dostrzegał nie tyle bezsens egzystencji - bo to równie beznadziejne, co obrzydliwie ogólne stwierdzenie - ale istotę rzeczy tlącą się w każdym z osobna. Co naturalnie kreśliło obraz dramatyczny, ileż bowiem rzeczy, jaki ogół losu świata zależał od poczynań mniej wybitnych jednostek, które jakimś cudem znalazły się u boku bogów tego świata. Ale czy on doświadczył czegoś podobnego? Czy jego życie miało jakieś punkty odniesienia do życia Roweny, czy w którymś momencie mogło być nazwane zbieżnym, pokrywającym się, analogicznym? Wątpił. Niemniej jednak Rowena dostrzegła promień nadziei w błękitnookim samczyku, którego przez moment Derion zdążył już polubić... a co, stwierdził chwilę po wybrzmieniu słów rozmówczyni, było największym nieszczęściem dla samego Aresa. Niestety. Protagonistą Derion w tej bajce nie był.
Poprawił się nieco, przeniósł ciężar ciała na jedną stronę i oznajmił spokojnie:
- Mądry chłopak.
Co może nie było zbyt wylewne i nie wyczerpywało tematu, ale z pewnością zabierało w sobie esencję tego, co Derion sądził na temat księcia.


RE: Równina Termitów - Ariusz - 18-01-2014

Straceniec... to słowo zahaczało o istotę rzeczy, acz nie obejmowało w pełni tego, czym można by było czarną mianować. Bierny męczennik? Też nie do końca. Na pewno nie była bierną osobą, a i jej cierpienie było połączone z zupełnie inną kategorią żywota niźli tym, przez co zginie. Tylko jedna część wspólna najbardziej ściskała jej serce: fakt iż jej młode pozostaną osierocone, bez matki, bez dziadków, mając tylko siebie, wszystko przez cholerne ostrze losu, klątwę, której nie potrafi nikt kontrolować. Katowało ją to bardziej niźli najgorszy scenariusz, jaki była w stanie sobie wyobrazić w sprawie tego, co zajdzie, gdy wojsko protektorów dowie się, że Biali stracili swą monarchinię.
Wyrwała jednak swe myśli z rzeczy przyszłych, by móc całą moc swego procesora skupić na sprawach bieżących. Skinęła tylko głową na osąd Deriona. Ależ nasz młody jest dziś komplementowany.
-Tak notabene ...-spojrzała znów na księcia, po czym powróciła wzrokiem na czarnogrzywego-...chyba niezamierzenie przerwałam wam rozmowę mym przybyciem-skrzywiła się w łagodnym uśmiechu, nie czując się tu na miejscu, zarazem mając się tu całkiem dobrze. Dokąd nie pójdzie i tak nie ucieknie przed samą sobą, tym co ją czeka, tym za co jest odpowiedzialna. Świadomość, istna udręka. Powinna szukać. Powinna szukać i wracać do swego królestwa, nim ktokolwiek niepożądany dowie się iż nie jest w "zamku". Oj bo będzie źle...


RE: Równina Termitów - Derion - 18-01-2014

Ach ta ambiwalencja... Jakże niedawno sam Derion jej doświadczał, jak dobrze znane mu było pragnienie pozostania przy powinności odejścia. Z łatwością przyszłoby mu sklecenie myśli w sensowny drogowskaz, wzięcie pod uwagę doświadczenia, o którym poniekąd wcześniej rozmawiali, wykorzystanie znajomości zakamarków własnych ciemności, by przyjść cierpiącemu z jasnością. Przyszłoby. Mogłoby. Gdyby, gdyby...
- Hm... skądże. Kiedy na siebie wpadliśmy byliśmy sobie równie obcy, co bliscy - zaczął, odgrzewając w pamięci tę chwilę, zanim zakapturzona postać wydała im się kimś innym, niż okazała się być naprawdę. Przeniósł zadek na prawą stronę, mając łapy po lewej i oparł się bokiem o termici kopiec. Nareszcie. Myślał o tym przez cały czas, odkąd siadł w jego pobliżu. - Szczerzy się zęby w uśmiechu lub groźbie, w zależności od intencji. I tak tylko chodzi o załatwienie swojego interesu - wzruszył barkami. - Pytałaś o tego mordercę - zwrócił się do Roweny chłodno i zdecydowanie nie w tonie, który byłby miły w tym momencie dla jej uszu. Pozwoliwszy sobie na tę chwilę oziębłości Derion postanowił na chwilę zapomnieć o domysłach, jakie snuł na temat jej smutku.