Złota Skała - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=49) +--- Dział: Złota Skała (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=50) +--- Wątek: Złota Skała (/showthread.php?tid=68) |
RE: Złota Skała - Serret - 05-07-2015 - W porządku - odpowiedziała Septimowi. - Może... Może się obejdzie - uznała z pewnym wahaniem, jako że ciężko było jej wyobrazić sobie Srebrnego-ateistę. Przecież to oksymoron! Karakalka żywiła też inne obawy - choćby taką, że Kamyk zapewne przyniesie im więcej szkody niż pożytku. Zamiast pełnienia roli niezłomnego obrońcy, prędzej będzie miał okazje do ściągnięcia na nich gniewu kapłanki - jeśli by założyć, że wziąłby ją za jednego z owych "złych lwów". Chyba że uda im się go od tego powstrzymać. Kotka zamachała ogonem i, siląc się na stanowczy ton, zwróciła się do pręgowanego samca: - Kamyku, tu nie ma złych lwów. Kamyk może iść z nami, ale lwy, które Kamyk tam spotka, to będą dobre lwy. Dobrych lwów się nie atakuje. Czy Kamyk rozumie? RE: Złota Skała - Kamyk - 05-07-2015 Kamyk miał krótką pamięć i bardzo burzliwe serce. Już raz powiedziano mu o tym, że były tutaj dobre lwy, że tutaj nie ma lwów złych. Wtedy jednak był na tyle rozgniewany, że jakby puścił to mimo uszu, tym słowom przeciwstawiając hodowaną głęboko w sobie, skwapliwie pielęgnowaną nienawiść. Teraz jednak wyglądało to zupełnie inaczej. Zobaczył stanowczość w oczach małego kotka Serret, usłyszał tę samą stanowczość w jej głosie. Słuchał uważnie. I kiedy skończyła mówić, a on widział i słyszał, że mówiła na poważnie, spojrzał na nią ze zdziwieniem. - To w ogóle są dobre lwy?! - Powtórzył po niej, a zdziwienie przerodziło się w szok. - Kamyk myślał, że lwy złe, wszystkie, wszystkie lwy złe! Kamyk miarkuje: może to inny gat-gat-unek złego lwa, który jest dobry? To takie lwy w ogóle są? Może i był naiwny. Skąd indziej, jak nie z serca mogło się wziąć jednak to szczere zdziwienie, które zawładnęło jego spojrzeniem i postawą? RE: Złota Skała - Septim - 07-07-2015 Nie obchodziło go zdanie Kamyka o lwach. Sam za nimi nie przepadał. Chciał tylko jak najszybciej pogadać z tą przywódczynią, zrobić złe wrażenie i mieć to z głowy. Po co ma się przyłączać do jakiegoś kultu. Samiye tez chciałby z tego wyciągnąć. Ale jak? To był problem na przyszłość. Jeśli mu się nie uda, to chociaż chce się z nią widywać. Ustali to i nic więcej już go nie obchodzi. - Kamyk da radę. Ruszajmy. Nie ma czasu do stracenia. RE: Złota Skała - Samiya - 14-07-2015 -Oczywiście, że są dobre lwy! Wszystkie lwy w Srebrnym Księżycu są dobre! Shaka, Ines, Kijivu, Hashimea... - upierała się Samiya. Zaraz, zaraz. A tak właściwe, to gdzie są złe lwy? Ona nigdy takiego nie spotkała! Raz tylko poznała dziwną, czekoladową tygrysicę... A może ona też była lwem? Miała paski... Jej ciocia już powiedziała, to, co trzeba. Jeśli Kamyk chce, niech idzie z nimi, ale niech tylko nie zaatakuje innych Srebrnych! To dopiero by było, gdyby ona i Serret przyprowadziły wrogą hienę Kapłance... Nie, do tego nie wolno dopuścić! Sami spojrzała na ciocię. Jeśli tylko ona powie, że powinni już iść, wyruszą. RE: Złota Skała - Serret - 15-07-2015 Serret spojrzała po wszystkich. Nie moglii zostawić tu Kamyka, to by było bardzo niemiłe. Modliła się w duchu, by hiena nie zrobiła niczego głupiego, gdy już zostanie przyprowadzona przed oblicze kapłanki. - W takim razie idziemy - zarządziła, podnosząc się z miejsca. Nie było już na co czekać - jak to słusznie zauważył Sep, czas leciał, a nie byłoby to pomyślne dla ich podróży, gdyby nagle zastała ich noc. Wysunęła pysk ku górze, powęszyła, zmrużyła ślepia, obejrzała się na resztę i czmychnęła w jedną ze ścieżek, która, wedle jej przypuszczeń, powinna prowadzić do miejsca pobytu Ines. Z/t RE: Złota Skała - Kamyk - 15-07-2015 Kamykowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Może i był wielki, jednak każdy, najmniejszy nawet impuls działał na niego, jak zadziałałby na dzieciaka. Z iskrą ekscytacji ruszył za Serret, niedowierzając wciąż, że temu światu udało się urodzić dobrego złego lwa. [zt] RE: Złota Skała - Septim - 15-07-2015 Ruszył pilnując by Sami była bezpieczna. teraz to było najważniejsze. - Idziesz siostruniu? Zagaił, po czym sam lekko przyśpieszył by dorównać krokom Serret. Mia jednak złe przeczucia. Z/T RE: Złota Skała - Samiya - 15-07-2015 -Jasne, że idę! Uśmiechnęła się do brata. Miała tylko nadzieję, że wywrze na Kapłance dobre wrażenie... Ale powinna być dobrej myśli. W końcu są rodzeństwem - nie mogą się za bardzo różnić, prawda? Machnęła ogonem, po czym ochoczo popędziła za swoimi towarzyszami. /zt RE: Złota Skała - Jie - 18-07-2015 Piękna góra. Z niej widać wszystko - idealny punkt obserwacyjny. Mógłby z tego pułapu dostrzec kogoś, kto wygnałby kanibala precz od niego. Wiedział, że bezgrzywny nieznajomy będzie go tropić, aż do śmierci. Za jakie grzechy?! Nikogo nie skrzywdził (z wyjątkiem upolowanych zwierząt), nikomu źle nie wróżył czy złorzeczył, a mimo wszystko oddech śmierci był bardzo wyraźny. Kapała mu posoka z okolic oka, którą co jakiś czas zlizywał, lecz zapach był zbyt intensywny, by zamaskować, chociaż próbował przyłożyć sobie byle jaki liść do rany. Nikogo nie widział, instynkt jednak kazał mu iść dalej, na szczyt skały. Ojcze, czemu nic nie mówisz? Idziesz krok w krok za synem i milczysz. Nie spodobała Ci się ucieczka syna, ale do diaska - chciał żyć, a nie być duchem, jak Ty. Eh, straszna katorga dla ciała, duszy i umysłu być ściganym. Gdyby tylko znalazł pomoc, odwdzięczyłby się stokroć. Jeszcze jest za młody na śmierć, nie chce, nie chce. Podążył na sam szczyt, gdzie była grota. I chociaż zajrzał do niej, to powierzchownie nikogo nie widział, ani nie słyszał. Uww, już nie miał sił na ucieczkę. Głód tylko wzmógł się po stoczonej, bezsensownej bitwie. Warknął pod nosem i uniósł wzrok ku niebu. Druhy, druhy, pomóżcie. Duchy, duchy, pomóżcie. Ktokolwiek, ktokolwiek, pomóż. RE: Złota Skała - Kituko - 18-07-2015 Krok za krokiem, ślad za śladem. Zapach krwi prowadził go do celu- raz było go więcej, raz mniej, ale cały czas był. I to wystarczyło by Kituko był coraz bliżej obiadu. I to gdzie! Na pięknej skale, królewski posiłek. Nie było czasu do stracenia. W końcu przyuważył na skale Białego. Pełen chorej radości zawołał. - Po co to odwlekasz. Śmierć jest ci pisana... Zje go, a następnie pozwiedza te ziemie. W końcu nie tylko ten jeden smaczny kąsek tu jest. A przydałaby się jakaś zabawka w postaci drobnego futrzaka. Chmury lekko odsłoniły słońce, i promienie ogarniały skałę. Była wielka, i zjawiskowa. Idealna na śmierć dla kogoś wielkiego. Dziś jednak umrze tu tylko tchórz. RE: Złota Skała - Jie - 18-07-2015 Nikt nie przybył na ratunek. Jego oprawca znikąd pojawił się i tutaj. Warknął na jego słowa, dodając swoje: -...ale nie z Twoich łap. Nie wiem, czy można określać kogoś mianem tchórza, kiedy siłą nie można dorównać przeciwnikowi ucieczka to najlepsze rozwiązanie. Gorzej, że ten nie odchodził, nie znudził się nim, wolał dalej gnębić Białosierstnego. Tym razem nie odszedł, wiedział, iż ten będzie pałętać się za nim do śmierci. Nie zdobył żadnego sojusznika, nikt z tutejszych strażników nie zauważył dwóch obcych jednostek, więc poleje się sporo krwi na tej nieskazitelnej skale. Podejmie walkę, nierówną walkę. Rzucił się na rosłego samca z pełną nienawiścią, jaka zrodziła się z bólu, strachu, obojętności innych, głodu i samotności. Gryzł, szarpał, obijał pysk i ciało, jak tylko mógł. On też obrywał, i to dotkliwiej, ale ostatecznie nie przerwał potyczki z własnej inicjatywy. Oto zaczęli się tarzać po skalnym podłożu skąpanym w złocie i krwistych plamach. Było jej na tyle dużo, że przy w miarę stabilnym chodzeniu już rozjeżdżały się łapy. A przecież walka trwała i trwała. Ciągnęła się, chociaż wynik był coraz bardziej przesądzony. Szaleniec zdawał się nie przejmować głębszymi i tym bardziej płytszymi ranami. Za to Białosierstny... nie miał już młodzieńczego, rześkiego wyrazu pyska, z ciała zwisały kawałki mięsa na skórze, liczne otwarte rany. Brakowało mu tchu, sił, by nawet stać na łapach. A mimo to zdecydował się na ostatni akt. Miał zamiar wbić kły w gardło kanibala, by już nigdy nie mógł ryknąć, lecz tamten zdołał uniknąć, a Jie przejechał boleśnie po kałużach krwi aż na skraj skały. Cielsko zjechało mu na dół, przednimi łapami przytrzymywał się brzegu. Pod sobą miał przepaść najeżoną skałami. Już słyszał trochę nierówny oddech przeciwnika, który zbliżał się do niego. Ale tamten nawet nie zdążył podejść bliżej, gdy młody lew zsunął się z urwiska i spadł na sam dół. Tam śmierć rzeczywiście była mu przypisana. Przynajmniej nie zginął z łap kanibala, i przynajmniej nie widział jak zjadał go będąc półżywym. Śmierć będąc nadzianym na ostry szpikulec nie należała do niczego chwalebnego. To prawda, ale okazała się dla niego zbawienna. No i przy okazji nie dał satysfakcji mordercy z zakończeniem żywota. Może nawet widok "tchórza" nabitego na kolce skalne odbierze mu apetyt. A on... cóż, z zemsty chciałby go nawiedzać jako duch, aż Tsavo do końca nie zeświruje i nie odbierze sobie żywota. Ale to nie od niego będzie zależało. I na pewno nie zasłużył na osobistą gwiazdę na niebie. Tja... i tak nikogo nie obchodził. Nie zdążył w krótkim żywocie zacisnąć jakichkolwiek więzi, toteż jego strata będzie niezauważona. Ooc: Jie is dead. Możecie odebrać kolor. RE: Złota Skała - Kituko - 18-07-2015 Wszystko działo się diabelnie szybko. Walka co prawda dała mu trochę w kość. Ale satysfakcja rosła z każda sekundą, a adrenalina stała się narkotykiem. Rzucał się, robił uniki i atakował. Walka trwała w najlepsze, lecz Jie spadł. Umarł, ale nie z łapy Kituko. Cała przyjemność, cały znój... wszystko na marne. WSZYSTKO. Popatrzył za nim, i po dłuższej chwili namysłu wyrzekł słowa które usłyszał kiedyś od swego ojca podczas gdy ten zabijał herszta innej bandy.... - Umarł król... niech żyje król. Chciał w ten sposób jakoś upiększyć tę śmierć. Szkoda było mięsa. Znalazł wiec kałużę krwi Jiego i liznął co nieco. teraz wiedział jaki smak go ominął. - Cóż... Ghalib będzie następny... I odszedł szukając kolejnej zwady, kolejnej walki. Z/T RE: Złota Skała - Inés - 26-11-2015 Złota Skała, pomimo pozornego podobieństwa, zupełnie nie przypominała lwioziemskiej Lwiej Skały. O ile ta druga stanowiła dom wszystkich Lwioziemców, to najwyższy punkt na terenach Srebrnych stanowił raczej obiekt kultu niż mieszkanie. Niewiele tu wydeptanych ścieżek; przeciwnie, jak okiem sięgnąć, dookoła rosła trawa tak wysoka, że lew nie musiał dokonywać ogromnych starań, by skryć się wśród niej. Podobnie i Inés nie była zbyt widoczna zza zasłony gęstych zarośli. Ułożyła się przy głazie, z którego nieraz zdarzało się jej przemawiać do swego ludu. Teraz była zupełnie sama, lecz wcale jej to nie przeszkadzało, a wręcz zadowalał ją taki stan rzeczy. Potrzebowała rozmowy. Z matką, z Księżycem. Raptownie uniosła łeb. Błyszczące ślepia martwo wpatrywały się w niebo. - Czy zmierzam ku memu przeznaczeniu? - wyrzuciła w przestrzeń. Cisza. RE: Złota Skała - Sadism - 26-11-2015 Dziwne. Ostatnimi czasy zastanawiał się nad tym czy nie wartałoby bliżej poznać Ines. Nie rozumiał czemu... Niby to co najważniejsze zostało ustalone. Miał przynieść wieści o tym kogo będą szkolić na medyka. Nie miał tych wieści, lecz pragnął spotkać Kapłankę. Wydarzenia jakie ostatnio działy się na terenach Bractwa negatywnie go nastrajały. Pełzał cicho, ciszej niźle lekki powiew szeleści liśćmi krzewów. Dokąd? Na Złotą Skałę. Wiedział, że tu może ją spotkać. Spodziewał się nawet niezbyt przyjaznego przyjęcia- ryzykował wchodząc na święte tereny. Usłyszał pytanie Ines. Był już blisko. Trochę za nią, w trawach. Wychylił jednak głowę. Nie miał ochoty dziś się kryć. - Czy może przeznaczenie zmierza ku Tobie. Rzekł spokojnie, jakby kontynuując rozważania lwicy. Nieśpiesznie wyszedł z osłony roślinności, i w całości okazał się Ines. Wystarczyło by się odwróciła. - Witaj Kapłanko. Wybacz najśśście. Nie skłonił się. Uważał się za równego jej ( zazwyczaj, gdy był w dobrym humorze, nie uznawał nikogo zresztą za ważniejszego od siebie) i nie okazywał szacunku gestami. Jednak przez swoją nostalgię i tęsknotę a przeszłością, nie emanował dziś tą pewnoscią siebie i dumą. Przyjrzał się lwicy z uwagą. RE: Złota Skała - Inés - 28-11-2015 Odwróciła się. - Skąd możesz wiedzieć, co jest mi przeznaczone? - odmruknęła, niespiesznie przenosząc wzrok na gada. Nie odczuwała żadnego napięcia. Była u siebie. Ogarniał ją spokój, może wręcz apatia. Nie widziała również niczego zdrożnego w jego przybyciu na akurat ten teren. Co prawda, chętniej by go widziała gdzieś indziej, ale może akurat szukał jej w związku z jakąś pilną sprawą? - Witaj, Yehissesie - odpowiedziała na powitanie. Ona zaś skinęła mu łbem, raczej odruchowo niż z wewnętrznej potrzeby. Zawsze to robiła i nie widziała powodów, dla których tym razem miałaby z tego zrezygnować, choć też nie miała wężowi za złe, że on podobnego gestu nie uczynił. Może jego gatunek nie miał tego w zwyczaju? Bardziej zastanawiało ją, dlaczego tak bacznie na nią spoglądał, choć złapała się na tym, że ona robiła dokładnie to samo; może z tą różnicą, że jej spojrzenie sprawiało wrażenie nieco nieobecnego. - Czy zdecydowałeś, kogo przyślesz na szkolenie na medyka? - spytała, bo miała pełne prawo sądzić, że to właśnie taki był cel sadismowej wizyty. |