Płonąca równina - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=49) +--- Dział: Ognisty Step (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=52) +--- Wątek: Płonąca równina (/showthread.php?tid=192) |
RE: Płonąca równina. - Jie - 01-07-2015 Zjawił się młodzik na Płonącej Równinie. Im szybciej coś zje, tym szybciej głód minie. Ale ni ptactwa ni kopytnej nie widać zwierzyny, a przecież drapieżca nie zje ani jednej jeżyny. Cóż począć, co zrobi chłystek Biały, jak te ziemie jedzenia nie miały? Wędrował dalej przed siebie niestrudzony, jak nie antylop to natchnienia poszuka. Być może zrodzi mu się pod czupryną ciekawy pomysł na kolacyjkę czy podwieczorek, gdy pohasa sobie po tych terenach? Gdzie wzrokiem sięgał, pojedyncze silne sztuki pokazywały swoje sztuczki i zniechęcały flegmatycznego samca do ryzykownych zagrywek. Nie warto marnotrawić energii na zmyślne akrobacje - on był mistrzem zasadzek, a nie siłaczem. RE: Płonąca równina. - Kituko - 03-07-2015 // Jak już zacząłeś w takich klimatach, to nie będę gorszy// I gdy wściekły samiec uciekał przed niegdysiejszym towarzyszem, Po chwili zwolnił, gdyż zaczął z lekka, ale coraz głośniej, dyszeć. I oczy jego pałały gniewem, i kaszel znów w gardzieli zadźwięczał, a i zły tsavo rzekł wreszcie głośno "On jeszcze umrze, i będzie jęczał". Z bólu rzecz jasna, bo jeśliś czytelniku, bogaty w skojarzenia, To różne inne, i gorsze możesz mieć na myśli przewinienia. Wracając już do samej rzeczy tematu, nie masz wielu takich wariatów, Jak Kituko, co szalonym był, a i żądzą mordu bił wszelakich katów. // Wolę poezję satyryczną , oj tak // I gdy Kituko wkroczył na tereny Srebrnych, nie zdał sobie z tego wcale sprawy. Jednak napotkał nie jednego z nich, a bardzo oryginalnego, białego lwa. No a ze jeszcze nie ochłonął po tym ze musiał uciekać, to z podwójną wściekłością pragnął wgryźć się w czyjś kark. Na nieszczęście Białego- aktualnie w jego ( rym był niezamierzony). Wypatrzył on go, był od niego oddalony o paręnaście metrów. Zaryczał więc i rzekł swym zachrypłym głosem. -Masz dzisiaj wyjątkowego pecha... RE: Płonąca równina. - Miyuki - 04-07-2015 - To spróbuj tak przeżyć dzień, aby pech obrócił się na korzyść - miły, spokojny głos niespodziewanie przemknął w powietrzu. Poczynania dwóch samców obserwowała jasna samica. Miała lekko znudzony wzrok, niemniej obserwowała ich, trochę ciekawa dalszych wydarzeń. Siedziała na niewielkiej skałce, wcześniej zajęta rozglądaniem się na boki, gdy jednak usłyszała szelesty, skupiła swą uwagę na ich źródle. Była wyprostowana, jej postawa kryła w sobie pewną władczość - ani spojrzeniem, ani gestem, ani drgnieniem wąsów nie rzucała samcom wyzwania. Mimo to, głowę miała uniesioną wysoko, a wzrok nie uciekał na bok. Pomimo tego, ciężko nie zauważyć, jak bardzo dobrodusznie wyglądała - miły pysk, delikatny uśmiech, nieco przenikliwe, ale ciepłe spojrzenie. Jasnolica postanowiła zawędrować dziś w nieco nieznane tereny. Kiedyś często można było widywać tu Złotych, a ostatnio na sawannie coraz częściej słyszało się o dziwnym stadzie, prowadzonym przez białowłosą wariatkę mającą pod łapami hordę nakrapianych karłów. I tylko "księżyc", "księżyc", "księżyc". Zupełnie nie podobało się to biszkoptowej. Jeśli wylęga się tutaj banda dziwolągów, dla własnego bezpieczeństwa powinna zbadać osobiście tą sytuację. RE: Płonąca równina. - Jie - 04-07-2015 Samotność przerodziła się w wizytację... czyli jego ojciec miewał czasem rację: -Gdy towarzystwa szuka się bardzo namiętnie, nagle czyjś głos powietrze i samotność przetnie. Mistrz zasadzek został zaskoczony, niesamowite! Chyba się starzeje! Odwrócił więc z wolna łeb za siebie. Toż to nie antylopa, nie dik-dik, a lew rosły, karmelowy. Podbródek majestatyczny unosił się i opadał przy mlaśnięciach i przy słowach zwiastujących kłopoty. No masz, a dzionek wydawał się stracony. Lekkoduch utkwił węglowe oczy w nowego "towarzysza", kiedy miękki jak aksamit, a czysty jak łza głos odpowiedział w jego imieniu. No proszę, nie spodziewał się ujrzeć takiej afrykańskiej śliczności, chociaż trzymająca dystans, to także utrzymująca łagodny uśmiech. Podsumowując: dwa lwy, o różnych charakterach i celach pobytu na Płonącej równinie. -Nienawidzę przyznawać Ci racji, ojcze -przez chwilę jego wzrok zawisł po jego lewej stronie, czyli tam gdzie widział ducha swego rodzica; tak naprawdę go nie było, ale Jie cierpiał na bardzo dziwne schorzenie- Toż to dwa lwy z innych bajek, hm... Tutaj już skierował pysk w ichniejszą stronę. Najpierw na samca, który pierwszy przerwał nudną ciszę. -Towarzyszu mój drogi, żebyś wiedział. Pech w polowaniu, pech ze szukaniem noclegu... Chyba w ogóle nie zdawał sobie sprawę, że nie chodziło tu o takie banalne kwestie. Nie to, że zignorował ostrzeżenie: wolał nie szukać groźniejszych powodów użycia takiego, a nie innego sformułowania. Nie mógł zostać obojętny wobec drugiego gościa w tutejszych stronach. -No ale przyznać musisz, że zawitała u nas Gwiazda Poranna. Cóż to za zaszczyt widzieć taką piękność na Ziemskim Padole, czyż nie? Skłonił się elegancko i odwzajemnił sympatyczny uśmiech. Lecz zaraz coś w oczach zaiskrzyło, i nie były to iskry miłości czy zauroczenia, a raczej krótkiej złości, którą objawił w równie dziwny sposób. Otóż zaraz zrobił dwa susły w kierunku Miyuki, najeżył włochaty kark i tak jakby zasłonił ją przed... -Ani się waż, Ivu! Ta urocza dama to inne sfery, nie na Twoje końskie zaloty... Oczami wyobraźni zniechęcił swojego ojca od flirtowania z dorosłą samicą, na co zaraz posłał przepraszający uśmiech i ponownie zdystansował się na dwa susły w stronę jegomościa o trudnych do zinterpretowania (dla Jie) zamiarach. RE: Płonąca równina. - Kituko - 04-07-2015 I tak oto spotkał się świr ze świrem. Z tym że jeden z zamiłowaniem do przemocy a drugi niegroźny. Kituko nie był zadowolony z pojawienia się lwicy. Miyuki była niebanalnym utrudnieniem. Jednak w aktualnym nastroju nie zamierzał czekać na nową okazję. Chciał po prostu ZABIĆ Zaryczał donośnie i zerknął wściekłym wzrokiem na Miyuki. - Dość. Koniec gadania. Nie ma odwrotu... Czas jeść... Zaryczał ponownie po czym wystawił pazury, i zgiął nogi do skoku. RE: Płonąca równina. - Jie - 04-07-2015 Musiał być uważniejszy, bo kompan nie podzielał jego entuzjazmu wobec nowoprzybyłej Jasnolicej. I w dodatku zaczął donośnie ryczeć. Ewidentnie na Białosierstnego. Nadstawił uszu i dopiero teraz doszło do niego, że miał do czynienia z kanibalem. Z takimi nie ma żartów, nie mają też żadnych skrupułów. Obnażył pazury i szykował się do skoku na Czarnogrzywego. Wyglądał na naprawdę zdesperowanego, skoro od razu oznajmił taki okrutny występek. Poniekąd było mu go szkoda. Przydałoby się znaleźć kompromis, gdyż nie przepadał za walkami, i to bratobójczymi. Każdy lew to jednak rodzina... powiedzmy. Dlatego zdecydował się nie atakować, a odskoczyć na bok i ostrzegawczo szurnąć ogonem o trawę. Po czym dodał o wiele bardziej spokojne słowa: -Słuchaj towarzyszu, nie zamierzam dać Ci się zjeść, ale w zamian mogę pomóc w polowaniu. Jego ojciec tylko załamał łapy. Nie sądził, że ma za syna takiego tchórza, lecz po prostu Jie znał swoje możliwości. W pojedynkę nic nie zdziała. Postawił na inne atuty. -Pomyśl. Jeśli głodujesz - we dwóch damy radę powalić nawet bawoła. Jestem też pewny, że panna o lazurowym spojrzeniu byłaby chętna przyłożyć swoją łapę, byśmy potem biesiadowali do rana. Co Ty na to? Taki układ mógłby być korzystny dla każdej ze stron. Sam jeden lew nie zje całego bawoła, a tak to będzie sporo mięsa dla każdego. Mimo wszystko nie spuszczał z weglowych oczu Karmelowego. Komu jak komu, ale kanibalowi trudno zaufać. RE: Płonąca równina. - Kituko - 06-07-2015 Zaśmiał się. Pomoc w polowaniu? Toż to brednia. Nie dość że został wykurzony z własnego stada to miał sprzymierzać się jakimś... pacyfistą? TFU! Zarył pazurami lekko o ziemię. Jego uśmiech złożony z ostrych jak brzytwy zębów był wręcz przesadnie pewny siebie. - Nie. Skoczył! Ale nie na Białego, tylko obok. Począł krążyć metr od niego. "Smaczne mięsko..." - tyle myślał. Nie uważał by teraz były mu potrzebne inne mysli poza wyobrażeniem sobie jedzenia, oraz walki. Kochał obydwie te rzeczy. W pewnym momencie skoczył na Jiego, a konkretnie na jego lewy bok. Spróbował go wywrócić i zadrapać ostro pazurami. RE: Płonąca równina. - Miyuki - 07-07-2015 A ona nie odezwała się ani słowem, w milczeniu lustrując obu samców wzrokiem. Nie drgnęła, kiedy biały zbliżył się do niej. Jedynie wzrokiem nakazała mu, aby zachował odpowiedni dystans. Skakała wzrokiem między lwami, kalkulując w myślach. Tak. To zdecydowanie muszą być członkowie tych od tej wariatki. I sami chyba też byli trochę niespełna rozumu. Przygryzła wargę, słysząc słowa brązowego. Albo byli członkami stada, którzy mieli ze sobą na pieńku... Albo wprost przeciwnie, nie byli członkami stada. Po czym brązowy zaatakował. Napięła mięśnie, oceniając mechanicznie oprawcę. Brązowy samiec był o wiele większy niż biały, silniejszy... Ale będzie poruszać się wolniej niż biały. Mimowolnie zerknęła wzrokiem na szyję brązowego i zamarła, wyraźnie zdekoncentrowana. O ile w męskość lwa nie wątpiła - żadna, nawet najbardziej umięśniona lwica nie odważyłaby się samotnie, nie mając lwiątek pod opieką, rzucić wyzwanie dorosłemu lwu - tak fakt, że jego szyję zdobiła krótka sierść, zadziwiała ją. To był chory lew. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Jaka choroba sprawiała, że samiec chodził bez grzywy, nawet szczątkowej? A może to wada, z którą się urodził? To były ułamki sekund, podczas których brązowy wyprowadził natarcie. //Nie mam za bardzo nic do dodania w akcji, Jie musiałby odpisać, więc post, aby nie czekać na mnie.// RE: Płonąca równina. - Jie - 07-07-2015 Niedobrze, nie chciał współpracować. Chciał zabijać. Że też miał takiego pecha! Ha! Już załapał, o co chodziło nieznajomemu! Hahahaha! Tylko co z tego? Teraz już nie umknie natarczywemu samcowi. I do tego roślejszemu, silniejszemu, pełnego adrenaliny i chrapki na walkę. To wybrał złego przeciwnika, jeśli chciał równej potyczki. Nie, tamten specjalnie mierzył się z Białosiertnym, gdyż był mniej doświadczony. Nieuczciwe zagranie. Będzie musiał sporo nagimnastykować się, by umknąć agresorowi spod szponiastej łapy. Właściwie to zaczął okrążać Czarnogrzywego, być może szukając najsłabszego punktu. Korzystając z krótkiej okazji ostrzegł rosłą lwicę o nieskazitelnej urodzie, której nie mógł się napatrzeć, zwłaszcza nie w takich okolicznościach. -Gwiazdo Poranno... lepiej stąd uciekaj, by Twe piękne oczy nie musiały oglądać tego bezsensownego przelania krwi. Prawdopodobnie... mojej krwi. Przynajmniej był szczery. I w tym ułamku sekundy przeciwnik natarł na jego lewy bok. Mocne uderzenie sprawiło, że zjechał cielskiem do parteru, aczkolwiek nie zdążyły go dosięgnąć pazury rywala. Był odrobinę szybszy, więc w chwili zamachu wykonał unik przywierając płasko do ziemi. Z tej też pozycji chciał wymierzyć mu cios z głowy, na rogatego barana, w kierunku jego klatki piersiowej. Innego pomysłu nie miał, jak odepchnąć od siebie kanibala. Przede wszystkim nie dać się zranić w ten sposób, by pociekła krew. To mogłoby zadziałać na oponenta jak płachta na byka, a i tak już teraz ma ogromne kłopoty. RE: Płonąca równina. - Kituko - 07-07-2015 Wir walki! Tego było mu trzeba. Nie liczyła sie obserwująca to lwica. Nie wazne co sobie pomyśli. Ona jeszcze tu w ogóle jest? Idealna na rozluźnienie po walce... Nie. Szanujmy się, Kituko był świrem, i mordercą. Miał jednak zasady ( co nie znaczy ze zawsze ich przestrzegał). Co do Jie, to jednak miał Biały dużego pecha. Czy zginie czy nie, futro będzie miał przetrzepane. Tak, atak głową nie był zły bo szybkość ataku nieco zdziwiła samca. Jednak poza tym niewiele więcej. Zwiększył nieco dystans jego boczna cześć torsu zapulsowała od uderzenia, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Z rykiem wykorzystał to że tamten dopiero się próbował podnieść uderzając, więc jak najprędzej zanim tamten stanie twardo na ziemi znów natarł. Tym razem ponownie próbując łapą nadszarpać grzbiet w okolicach grzywy Jiego. Na ewentualne kontrataki planował odpowiedzieć już bliskokontaktowym ugryzieniem. RE: Płonąca równina. - Jie - 09-07-2015 Kanibale nie mają zasad! W ogóle bez honoru natarł na Jie, gdy ten podźwigał się z ziemi, tym razem mając łapę z ostrymi jak brzytwa w ataku. Próbował odchylić łeb ku tyłowi, lecz trzy z pięciu pazurów zaczepiły się o skórę i rozszarpały w okolicach szyi. Warknął przy zastrzyku adrenaliny, by następnie... Szurnął jedną przednią łapą o suchy pył, który rozniósł w postaci kurzu na nacierającego agresora. Jakby wpadły mu odrobiny do oczu, może zaprzestałby ataku na młodzieńca. Chociaż ten coraz mniej słuchał rad ducha swojego ojca, coraz bardziej zależało mu na daniu nauczki narwańcowi, lecz ciągle nie znał skuteczniejszego sposobu od kontrataku. Wtedy też wymachnął łapą, aby pokiereszować pysk Bezgrzywego. Może szpetne blizny zniechęcą do kolejnych uderzeń? Wątpliwe... RE: Płonąca równina. - Kituko - 09-07-2015 Sypnięcie piachem było jedną z niewielu rzeczy które mógł uczynić. Walka wszelkimi środkami jednak nie była Białemu na rękę. Czy Kituko był wściekły? Nie, był bardzo zadowolony. W jego żyłach płynęła adrenalina, i to było to czego mu trzeba. Walka raczej szła po jego myśli, a gdy był oślepiony to szybko spróbował zaatakować w ślepo łapą. Sam również lekko dostał. Kolejna blizna, tym razem za uchem. Jak to zadziałało? Kituko jeno ucieszył się z następnego trofeum. Rany to oznaka doświadczenia, przeżytych walk oraz polowań. Gdy jedni polowali na ślabylszych od siebie, on wolał wyzwania. Gdy poczuł krew w powietrzu już wiedział że wszystko jest kwestią czasu. RE: Płonąca równina. - Jie - 11-07-2015 Niedobrze, to wszystko na nic! Nieznajomy chyba tylko czekał, aż pojawi się zwątpienie w ruchach młodzieńca, aby zaatakować - nawet na ślepo! Przed dwoma z trzech ataków zdołał umknąć, ale trzeci trafił w identyczne miejsce co przedtem, przy szyi. Ryknął i odskoczył ku tyłowi. Czuł jak sączyła się krew po jego futrze, jej metaliczny zapach mógł pobudzić i tak mocno ruchliwego przeciwnika. Co zrobić? Przystąpić do walki na serio, czy wycofać się? Zapewne tę pierwszą opcję chciał Kanibal. Widział po jego oczach i wyrazu pyska pełne zadowolenie, mimo nowych szram na ciele. Nie dałby mu kolejnej satysfakcji, gdyby nie to, że druga opcja wiązała się z ucieczką. A to niehonorowe. Bardzo. Jeszcze przy damie, która ciągle przyglądała się samcom. Nie zdziwiłby się, gdyby nie mrugnęła okiem nad jego truchłem. Już mijał po drodze różnych okrutników, ale jeszcze nigdy nie miał do czynienia z kanibalem. Szurnął łapami, lecz tym razem tylko po to, by naprężyć mięśnie, których dawno nie używał. Przeciął ogonem powietrze i wysuwając czarne szpony rzucił się na wojowniczego osobnika. Najlepiej sprowadzić go do parteru, lecz jego gabaryty przerastały zdolności Jie. Cóż, spróbować nie zaszkodzi. RE: Płonąca równina. - Kituko - 11-07-2015 Kanibal... lecz czy to kwestia osoby? Lwy tsavo, od zawsze takie waleczne i złowrogie. Kompletnie inne niż te tutejsze. Zderzenie światów było dosyć silnym "wybuchem". Kituko nie odczuwał przecież nic osobistego do Białego. Jego wściekłość i gniew, wywołał Ghalib. To na nim miał się zemścić. Jednak teraz... teraz był po prostu chętny na walkę. Ciężko określić czy Jie miał jeszcze możliwości inne niż walka lub ucieczka. Gdy rzucił się na Kituko, wielki samiec był przygotowany. Czekał na ten atak. Wiedział ze w końcu nastąpi i sam lekko wyskoczył. Przeturlał się z Jie do tyłu. W międzyczasie próbował wgryźć się w przeciwnika. // Do takich walk przydałby się nam jakiś MG // RE: Płonąca równina. - Mistrz Gry - 11-07-2015 W wyniku walki Jie stracił 10 punktów życia, a Kituko 4. Lwy potoczyły się złączone w walce, ale Jie nie udało się w żaden sposób zranić przeciwnika. Jednak z powodu dość chaotycznych ruchów Kituko nie dosięgnął zębami białosierstnego. Silniejszy samiec z Tsavo górował teraz nad Jie. |