Płonąca równina - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=49) +--- Dział: Ognisty Step (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=52) +--- Wątek: Płonąca równina (/showthread.php?tid=192) |
RE: Płonąca równina. - Völundr - 31-08-2015 Zmarszczył brwi. Brat Samiyi odnalazł ją, prowadzony przez Jego blask, jednak nie docenił jego siły. To przykre, że młodzież, która winna nieść Światłość do innych, nie jest w stanie pojąć wspaniałości Najjaśniejszego. Völundr był jednakże niemal pewny, że gdy na serwala spadnie ogromne nieszczęście, to będzie szukał pomocy u siły większej od niego. Fuknął cicho. - Nie przejmuj się, Samiyo - rzekł stanowczo. - Zapewne wróci tutaj jeszcze, kiedy dorośnie. Dawaj mu przykład swoją wiarą, błagaj Jedynego o łaskę i wybaczenie, a ten zawiedzie twego brata na Słuszną Drogę. Posłał jej tylko krótki uśmiech. Potem jego uwagę zwróciła Serret. - Owszem. Wiem, że zabrzmi to nieco egoistyczne i zapewne tak jest, lecz nigdy nie miałem okazji zapoznać się z karakalem. Nie pochodzę z Ziem Czterech Stad, nawet nie z Czarnego Lądu. Tam, gdzie dotychczas żyłem, jedynymi innymi niż tutaj kotami są tygrysy. Ogromne, rude koty z czarnymi pręgami przecinającymi ich muskularne ciała. Wytrawni z nich łowcy, aczkolwiek żyją w odosobnieniu. Wolą zamknięte przestrzenie lasów, które w Persji* też wyglądały inaczej niż tutaj. Nie mówiąc już o cieple, słońcu i pustyniach. //*Tak, tak, wiem, że teraz lew azjatycki żyje tylko w zamkniętym rezerwacie na zachodzie Indii. Mamy około XIX wieku, a na jego początku można było ten podgatunek spotkać nawet w Azji Mniejszej (tak, zrobiłam research). Takie małe wytłumaczenie, żeby nie było, że Mad się nie przygotowała xD RE: Płonąca równina. - Serret - 02-09-2015 - Obyś miał rację! - skomentowała uwagę o Septimie. Serret bardzo chciała wierzyć, że będzie tak, jak mówi jej nowy lwi znajomy. Och, jakie to by było cudowne, gdyby Sep rzeczywiście odnalazł właściwą drogę, tutaj, przy swojej rodzinie... Bo musicie wiedzieć, że fiołkowooka zdążyła już poczuć wielką sympatię do tego młodzieńca i bez chwili wahania mogłaby uznać go za ważną dla siebie osobę tylko dlatego, że znaczył tak wiele dla jej Samiyi. - Ja w tych okolicach spotkałam tylko jednego, ma na imię Tileth. Ale od bardzo dawna go nie widziałam - stwierdziła na uwagę o karakalach i trochę posmutniała. - I spotkałam kiedyś tygrysy. Ale tylko białe, białe w czarne paski - dodała, marszcząc brwi w zastanowieniu. To ciekawe, że tam, skąd pochodził Volundr, tygrysy różniły się kolorem. Reszta opisu wyglądu pasowała jak ulał, ale te koty, które spotkała karakalka, nie miały wiele wspólnego z rudością. RE: Płonąca równina. - Samiya - 02-09-2015 Pokiwała smętnie głową w odpowiedzi na pytanie cioci. -Będzie, obiecał mi to. - jedynie pocieszenie. Gdyby tego nie zrobił, przywiązałaby go do drzewa, jak nic. Słuchała uważnie Volundra. Rany, jaki on mądry! Prawie tak mądry jak ciocia. Miała nadzieję, że będzie tak jak mówi brązowy, i Księżyc przyprowadzi do niej brata z powrotem. Przypomniała sobie, że również spotkała tygrysa. Konkretnie tego samego, co ciocia, próbował dostać się w szeregi Srebrnych. Ale był biały w czarne paski... Taki pomarańczowy tygrys musiał wyglądać niezwykle! Dla Sami białe umaszczenie było czymś zwykłym, duża część Srebrnych się nim odznaczała. Westchnęła. -Chciałabym tylko, by Septimus był przy mnie. - mruknęła cicho i z żałością. RE: Płonąca równina. - Ayana - 02-09-2015 Fiametta nie czuła już potrzeby tutaj siedzenia, tak więc wstała i rozciągnęła kości. Do każdego po kolei się uśmiechnęła i skinęła na pożegnanie. Po chwili ruszyła przed siebie i wszyscy mogli bardzo powoli zauważyć jej znikającą sylwetkę w oddali. ZT RE: Płonąca równina. - Völundr - 02-09-2015 - Tygrysów o takim ubarwieniu nie miałem zaszczytu poznać - przyznał szczerze. - Tak wiele lat przeżyłem, a jak mało widziałem... Czy ktokolwiek kiedykolwiek poznał cały świat? Skinął białofutrej głową na pożegnanie i sam postanowił odejść. Podniósł się z ziemi. - Miło mi było was poznać, drogie panie - rzekł słodko - ale czas już na mnie na przejęcie obowiązków przy granicy. Miłego dnia i do zobaczenia! Odszedł w swoją stronę. zt //gównopost, znów brak weny RE: Płonąca równina. - Amai - 02-09-2015 Amai chwilę popatrzyła na odchodzącą białą lwice i szepnęła sama do siebie -Czemu wszyscy odchodzą?- Potem obróciła sie do Serret i zapytała -Czy Jestem już dość duża by pani Ines wzięła mnie do stada?- Mała zawsze o tym marzyła, być w stadzie z Serret. Jak na razie żyła tylko przy tym stadzie ale może w końcu uda jej się zostać jego częścią a nie rzepem na lwiej kicie RE: Płonąca równina. - Nyasi - 02-09-2015 Szedł łagodniejsza drogą wymyślając plan, na bagnach uzbierał kilka kwiatków, na jego gust ładnych, ale on nie jest kobietą i się nie zna. Szedł prawie niewidoczny w wysokich trawach, jego futro prawie idealnie zlewało się z kolorem traw. Jedyne, co było zauważalne, to zielono - niebiesko - żółty bukiet. Zauważył Serret siedzącą wśród traw i małe żółte stworzenie obok niej, nie mógł dokładnie określić co właśnie robiła, wszystko przez te cholerne trawsko. Starał się być jak najbardziej widoczny. Podszedł do nich wyraźnie zestresowany, lecz nie tym że musi ją przeprosić, tylko tym że mogą go zabić za wstęp na ich teren. Pokazał im się. Usiadł przed nimi i położył kwiaty na ziemi. - Z góry mówię, że nie zabawię tu długo. - spuścił z siebie powietrze i kontynuował swój monolog. - Chciałem was przeprosić za moje zachowanie na skale i chciałem was prosić o szanse, chcę abyście poznali mnie takiego jakim jestem, a nie cwaniaczka, który kozaczył bo była tam dziewczyna. - Spojrzał na ich łby i znów kontynuował. - Chciałbym też poznać was... oczywiście nie musicie się zgadzać. Chciałbym zyskać nowych przyjaciół. Nie chcę stracić potencjalnych znajomych, tylko dla tego, że z początku pokazałem się ze złej strony. Proszę zacznijmy od nowa. Oczywiście jeżeli nie rozumiem, nikt by nie chciał mnie za przyjaciela... nawet pewnie za znajomego by mnie nie chcieli. Ah i znowu się nad sobą użalam, przepraszam. Sami, mam nadzieję, że podobają Ci się kwiatki. Ja już pójdę bo mi się dostanie. - odwrócił się i zaczął odchodzić, nie chce sobie robić kłopotów, małymi kroczkami i jego plan dojdzie do skutku. Jeszcze Yehisses będzie z niego dumny. RE: Płonąca równina. - Völundr - 02-09-2015 Idąc w stronę granic, załapał obcy trop niedaleko Płonącej Równiny. Znał mniej więcej charakterystyczny zapach stada i mógł szybko ocenić, czy ktoś był stąd, czy raczej nie - w końcu na każdej ziemi rosły specyficzne rośliny, których aromat i pyłki czepiały się lwiego futra, łącząc się z jego wonią. Uznawszy, że trop został pozostawiony przez kogoś spoza terenów Srebrnego Księżyca, natychmiast zawrócił i ruszył za nim. Kiedy serwal skończył mówić, tuż za nim wyrósł nagle Völundr. To ogromnych nie należał, ale zdecydowanie górował nad wątłą sylwetką rybożernego osobnika. Spojrzenie, które na nim kładł, nie było łaskawe. - Czy ten nieproszony gość sprawia ci problemy, Samiyo? - uniósł stanowczy wzrok na podopieczną karakalki. Ani krztyny ciepła nie było ani w jego oczach, ani w głosie. RE: Płonąca równina. - Samiya - 02-09-2015 Wesoło pożegnała brązowego, choć wolałaby, żeby jeszcze z nimi posiedział. Jak zwykle zignorowała Amai i niby wszystko było normalnie, gdyby nie zapach, który zakłócił sielankę. Sami odruchowo zjeżyła się, wiedząc, czyja to woń. Z wściekłą miną odwróciła się, by spojrzeć na tego przybłędę. Jak on śmiał wkraczać na święte tereny jej stada? Nie jest jednym z nich, nie ma prawa! I obraził Kapłankę... -Szansę? - wycedziła wściekle -Miałeś swoją szansę i ją zmarnowałeś! I mówisz mi, że wtedy nie byłeś prawdziwym sobą? A może to był przejaw twej prawdziwej głupoty? Tylko jedna osoba na tych ziemiach potrafiła wywołać u niej taką wściekłość. Jedna, jedyna, a w dodatku z jej gatunku! Nawet nie zauważyła kwiatów, które przyniósł. Może to dobrze? Inaczej już do końca życia by się jej źle kojarzyły. Pazury wołały do niej, by ich użyła i raz na zawsze pozbawiła Księżyc jego widoku. Ale mimo to nie potrafiła się zmusić do ataku, choć ułożenie jej ciała mówiło co innego. Podniosła wzrok, słysząc głos Volundra. Och, jak to dobrze, że tu jest! -Sprawia mi kłopot każdą sekundą swej obecności na ziemiach Srebrnych. - głos się jej załamał pod wpływem emocji -Kapłanka odmówiła mu miejsca w naszych szeregach z powodu zatargu ze mną i Serret, a on odpłacił się Ines obelgą. - rzuciła ze wściekłością. -Mój brat ma rację, jesteś żałosną podróbką serwala i nic to nie zmieni! - wrzasnęła w kierunku znienawidzonego osobnika. RE: Płonąca równina. - Nyasi - 02-09-2015 Wiedział, że tak będzie, nie dziwił jej się. Pozostało mu jedno. - Wiem, wiem i przepraszam. - rzucił zgaszony, ona miała racje. - Wybacz, że jestem jaki jestem, że zraniłem cię jeszcze nawet zanim znałem twoje imię. Przepraszam, że byłem ścierwem. Nikt nigdy mnie nie kochał, nie miał kto mi pokazać jaki mam być, więc skąd ja do cholery mam to wiedzieć, skąd miałem wiedzieć jak się wtedy zachować? Ty przynajmniej masz rodzinę - wykrzyczał - ja nie mam nic. - dodał nów zgaszony, tym razem owiele mocniej niż wcześniej. - Przepraszam. - niemal szeptał. - Nie musisz mnie zjadać, już sobie idę. - powiedział głośniej ale nadal był zgaszony. Zwrócił się znów ku skale Sherkhana i zaczął powoli odchodzć, głowę miał spuszczoną w dół. Jego uczucia nie były ważne, znaczyła tylko misja, to nie zmieniało faktu, że otworzył się przed nią bardziej niż zdołałby to zrobić przed sobą. - Nie będę cię nagabywał, ale przynajmniej wiem dlaczego nie mam znajomych. Dziękuję, że mi to uświadomiłaś - uronił łzę, była to prawdziwa łza, bardzo go dotknęły jej słowa. Przynajmniej nie będzie miał na sumieniu tego, że jej nie przeprosił, pozostało tylko przeprosić Septima i będzie okej. Nyasi czuł ten śmiech w głowie Sami, czuł to jak uważa go za ścierwo, jak potępia go w swoich myślach. Mimo, to że próbowałsobie wmawiać, że to dla dobra misji, bolało go to i to bardziej niż myśl, że matka go porzuciła. - Żegnaj. - dalej szedł powoli, nie miał ochoty iść szybciej, najwyżej tu zginie. RE: Płonąca równina. - Völundr - 02-09-2015 Cichy warkot wydobył się z gardzieli Völundra, w którym zbierał się coraz większy gniew. Znał serwalkę zaledwie parę chwil, ale był święcie przekonany o jej wielkim sercu. Jeśli zmyślała i manipulowała starym samcem, aby wyeliminować wroga, to robiła to wyjątkowo umiejętnie i świetnie potrafiła przewidzieć reakcje innych. W jasnookim na wzmiankę o obrazie Kapłanki i jego wyklęciu z szeregów stada wzbudziła się szaleńcza furia. - Ty żałosny kotku - wrzasnął z potężną siłą i pobiegł za serwalem. Mocnym ruchem łapy podciął mu nogi tak, by ten upadł na ziemię. Natychmiast stanął nad nim, szerząc zęby w ostrzeżeniu. - Nie dość, że przekraczasz granice ziem, które zostały zamknięte dla twych nędznych łap, to jeszcze masz czelność stawiać się przed nami? Przeklęty zostałeś, a słowo Jego sługi jest moim rozkazem! Najjaśniejszy oświetlał ci drogę przez całe życie, a ty teraz sprzeciwiasz się jego nakazom. Odrzucił łapskiem wątłe, nakrapiane ciało na bok. - Skoro nie jesteś godny, by poznać Światłość Księżyca, nie jesteś godzien życia na tej ziemi... Nieważne, czy Nyasi się tego spodziewał czy też nie, chuderlawy samiec rzucił się nań z zębami. Kiedy tylko szczęki dosięgły serwala, zacisnęły się na jego karku. RE: Płonąca równina. - Nyasi - 02-09-2015 Odchodził tak i odchodził. Nagle poczuł uderzenie w bok, odleciał z metr lub dwa. - Ugh - jęknął. - Przestań, wiem że mi się należy. Wiem, że jestem ścierwem i że zbłądziłem. Nie wydawaj wyroku, za najjaśniejszego. - powiedział, w swojej obronie, zaraz po tym poczuł, uścisk szczęk na swoim gardle. Kopnął go w podbrzusze, aby zrzucić go. RE: Płonąca równina. - Serret - 03-09-2015 Do karakalki nie bardzo docierało, co się właściwie stało. W jednej chwili urządzała sobie przyjemną pogawędkę o tygrysach z członkami swojego stada, a w następnej była tu już tylko ona, Sami i.. Nyasi?! Na jego widok serce podskoczyło jej do gardła. Serret odruchowo przyjęła postawę bojową, położyła uszy i zaczęła energicznie machać krótkim ogonkiem. Jej spojrzenie i cichy, koci, ale dziwnie niepokojący w swoim brzmieniu warkot nie wróżyły niczego dobrego dla tego osobnika. Srebrna nie miała zamiaru słuchać, co tamten ma do powiedzenia. Przy ostatnim spotkaniu wykorzystał wszelkie zapasy litości z jej strony. Wtem Volundr - kiedy on tu wrócił? - sam postanowił uporać się z natrętnym gościem, ona zaś nieco się wyprostowała i czujnie obserwowała cale to zajście. RE: Płonąca równina. - Mistrz Gry - 03-09-2015 Wierzgania Nyasiego na nic się nie zdały. Starszy lew kilkakrotnie przewyższał go nie tylko wiekiem, ale przede wszystkim wzrostem i masą. Z rany cętkowanego kota zaczęły cieknąć cienkie strumienie szkarłatnej posoki. Upływ krwi będzie go stopniowo osłabiał - rozsądnie byłoby udać się do znachora. Lecz jeśli serwal teraz nie ucieknie lub nie wybłaga litości, następny cios będzie dla niego śmiertelny! Nyasi: -56 punktów życia Statystyki Nyasiego spadają do 40% podstawowych wartości. RE: Płonąca równina. - Soth - 03-09-2015 Droga na lwią ziemię była długa i nużąca. A przynajmniej dla kogoś, kto jeszcze miał świeże rany na sobie, była ona męcząca. Soth musiał jednak przedrzeć się przez tereny upośledzonych na umyśle lwów, które formują się w jakiś nowy rodzaj upośledzenia. Niby stado, ale banda mieszańców, które podobno wyznają w coś, czego tyglew w ogóle nie ogarniał. No nic, wystarczyłoby się tylko przemknąć niepostrzeżenie, może nikt go akurat nie będzie chciał go denerwować. O ile oni mogą być niebezpiecznie durni, tak liczył, że na lwiej ziemi będzie mógł uzyskać jakąkolwiek pomoc. Żeby chociaż ktoś zerknął na te bruzdy. Krew nie leciała już, ale rany są świeże, a zakrzep na futrze i tych rozerwanych tkankach bolał za każdym razem kiedy Soth się przemieszczał, a nawet kiedy oddychał zbyt głęboko. No i był osłabiony. Może za bardzo. Także przemieszczał się, powoli, ciężko stąpając masywnymi łapami po ziemi. Na całe szczęście teren był równy więc też się nie wysilał nadto. Ale przez to, że było równo spostrzegł scenę, którą wcale nie aż tak dawno sam przeprowadził w przypływie gniewu na jakimś młody gepardzie. Lwia ziemia może poczekać, ostatecznie nie umierał. Ciekawość nagle zawładnęła jego umysłem. Czyli nie tylko są upośledzeni bo mają jakieś swoje wiary, ale też psychiczni. Znęcać się nad jakimś komu winnym młodzikiem? Ciekawe. Soth począł więc powolutku zbliżać się w ich stronę. Wszak nie chciał bardziej naruszyć swoich ran. |