Król Lew PBF
Sala biesiadna - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=7)
+--- Dział: Archiwum (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=102)
+---- Dział: Eventy (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=124)
+----- Dział: EVENT SYLWESTROWY 2016 (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=154)
+------ Dział: Królewska uczta (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=155)
+------ Wątek: Sala biesiadna (/showthread.php?tid=2212)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9


RE: Sala biesiadna - Alaba - 28-12-2016

Dopiero po chwili zwrócił uwagę na ducha, który przyleciał obok niego. W jego rodzinnych stronach zjawy często były małomówne i jeśli już się pojawiały to zwykle nie zaczepiały żadnych yokai, więc nauczył się traktować jej jako ozdobnik prawie że na równi z lampionami. Z tego samego powodu nie miał też podstawy by traktować ją jako wroga czy zagrożenie, po prostu kolejna dziwaczna istota w tym jakże osobliwym zbiorowisku.
Odwzajemnił uśmiech, choć w jego wykonaniu był on wesoły i zadziorny.
- Jak się bawisz moja droga? - zapytał szczerząc ostre kiełki. Eh, te duchy, biedne, smutne umęczone duszyczki szukające ukojenia lub zemsty. Czym tu się zamartwiać, skoro jest się już martwym? Sam też po części był martwy, przynajmniej ta jego część, która kiedyś była zwykłym, jednoogoniastym domowym kotem już dawno przeżyła swoją biologiczną śmierć.


RE: Sala biesiadna - Askari - 28-12-2016

Fajnie było mieć kogoś do ponarzekania na elfy. Paskudne stworzenia, identyfikujące się z naturą a stale mieszające się w politykę i konszachty, niektóre gotowe były nawet powybijać się nawzajem i spalić starożytne puszcze w zamian za jakieś czcze obietnice ludzkich władców. I pomyśleć że takich jak on - dzikie stworzenia żyjące zgodnie z naturą - uważało się za największe zło.
- Pieprzeni hipokryci... - Rzucił tylko patrząc z pogardą w tłum.


RE: Sala biesiadna - Chonge - 28-12-2016

się uprzejmie wężowej damie i drakonianowi i ucałował dłoń Iormu.
- Moje imię brzmi Arensin z Elfiej Puszczy. To zaszczyt dla mnie poznać was. - Wyprostował się, puszczając rękę lamii. Widząc, iż konflikt między obojgiem gadopodobnych królewskich gości wyraźnie się zaostrza, a nie chcąc by doszło by doszło do jakiejś do walki, postanowił odwrócić ich uwagę.
- Pozwolą państwo, że zadeklamuję fragment wiersza mego własnego autorstwa - rzekł. Następnie odchrząknął i zaczął recytować: - O, płynna kusicielko pod lazurem nieba, twój złocisty przestwór przyzywa mnie, wzywa. Żeglowałbym po nim bez końca, gdyby nie elfie dziewczę, które przyzywa mnie, wzywa i krępuje mi serce morzem, na zawsze rozdartego między falami i puszczą.


RE: Sala biesiadna - Gyda - 28-12-2016

Otworzył pyszczek w oniemieniu. Czerwony mak upadł na lśniącą posadzkę pod ugiętymi antylopimi nóżkami, ponad którymi wyrosło przed jednorożcem, jak żywe, najprawdziwsze ludzkie ciało. Ziemiste oczka wybałuszyły się, pączkujący rożek na czole nieco skurczył i nagle... PUF! Przed Unathi siedział na marmurowych płytkach nie jednorożec, lecz pulchny ośmioletni chłopczyk, golutki jakim go matka natura stworzyła. Nie wytrzymał. Za dużo wrażeń. Jak to tak kobieta z gazeli, jak to tak!
Nie potrafiąc zamknąć wielkich jak dwa spodki, wytrzeszczonych patrzałek, Gaétan przekręcił się na bok i pomógł sobie w jak najszybszym wstaniu wsparciem się na rękach. Pupę miał na wierzchu, okrągły brzuszek i przyrodzenie także. Zakołysał się, kiedy dźwignął się w końcu do pionu, ale z biegiem nie wahał ani chwili. Jeszcze zanim tylko ruszył do dzikiego biegu, chwycił w serdelkowate paluszki pierwszą lepszą draperię, którą zauważył kątem oka - opadnięte ramiączko sukienki demonicy Xii, i szarpnął za nie tak mocno, że jeśli sukkubica nie zorientowała się w porę i nie chwyciła za zerwaną pozostałość ramiączka, niechybnie zaprezentowała towarzystwu porcelanową bladość swojej piersi.
Gaétan tymczasem owijał się satynowym materiałem w pasie, uciekając od Unathi co sił w nagich, ludzkich nóżkach.


RE: Sala biesiadna - Loki - 28-12-2016

W pobliżu siedział sobie jeszcze duch, na którego lamia wcześniej nie zwracała zbytniej uwagi. Ot duch jak duch, nic niezwykłego. Jednak obecność udręczonej duszy ujawniła jeszcze jeden duży problem w życiu lami. A mianowicie problem z zimnokrwistością. Duch najwidoczniej zasmucił się jeszcze bardziej, bo temperatura otoczenia spadła jeszcze o kilka stopni. O parę za nisko dla wężowej damy. Zimnokrwista Iormu potrzebowała ciepła, aby pozostać w miarę świadomą, a co najważniejsze, żywą. Kiedy dookoła niej zaczęło się robić zimniej łuskowata zwyczajnie osowiała i stała się strasznie zaspana. Mało na co zwracała teraz uwagę i działała, opierając się jedynie na czystym instynkcie. A wrodzona intuicja kazała jej natychmiast znaleźć jakieś źródło ciepła! Pech, a może szczęście, zależy od punktu postrzegania, leżał po stronie Tyena. Dlaczego? Gdyż był najbardziej emanującym ciepłem lub raczej najbliższym źródłem ciepła. Iormu nawet nie przemyślała swojej akcji, tylko zbliżyła się do młodzieńca i... objęła go w pasie, podnosząc przy tym nad ziemię! Jej uścisk był nieporadny i z łatwością Tyen mógłby się z niego uwolnić. Wszak przecież lamia nie chciała mu zrobić krzywdy, a jedynie ogrzać się nieco. Jedną rękę przesunęła tak, aby złapać go pod ramionami, kiedy drugą delikatnie zaczęła głaskać go po głowie.
- Ciepły.... Taki ciepły...


RE: Sala biesiadna - Soth - 28-12-2016

- Moria. Hm. Algierd chyba stamtąd był. Zanim no... zmarł.
Niezręcznie było mu wspominać o jakichkolwiek powiązaniach Siga z magią. Ale czasem nawet wśród Drakonian zdarzało się urodzone magicznie dziecko. Wtedy mówiono o nim, że krąży w nim bardzo dużo smoczej krwi, ale ile było w tym prawdy tego nikt jeszcze nie zbadał. A też po prostu się zdarzało, takim poszukiwaczom przygód jak Sig, że za kompana miał maga. A na dobre zapamiętał ich tylko dwójkę. Jak na jego wiek, raptem 341 lat, była to całkiem pokaźna liczba magów z którymi mógł utrzymywać kontakt, gdyby już nie odeszli na łono starożytnych.
Aż nawet na chwilę się rozmarzył. To jednak zostało raptownie przerwane, przez ruchliwość lamii, która znalazła odzwierciedlenie na biednym magu, człowieku, który był tak spokojny, że pomijając jego wtrącenia, to nawet by go polubił. Ale to mag. Z nimi zawsze były... wypadki.
- Ohyda.
Skomentował to krótko, po czym postanowił odejść od towarzystwa. Wolał odejść zanim demonica rozszarpie gardło lamii w obronie swojego towarzysza. I choć sam by tak postąpił, to wolał nie brudzić swojej zbroi krwią.
Chwycił po drodze kielich z winem i sącząc go powoli, zbliżył się do będącego tutaj najciekawszego trola. Na jego towarzysza rozmowy zwrócił mniejszą lub większa uwagę, ale to trol, był tym co ciekawiło Siga. Może dlatego, że ta rasa i klan popielatych szczytów były wręcz sąsiadami. Takimi nie wchodzącymi sobie zazwyczaj w drogę.
- Zastanawia mnie co sprowadza tutaj kogoś takiego jak ty. Raczej nie słuchacie się ludzkich królów i za własność macie góry.


RE: Sala biesiadna - Rinuzi - 28-12-2016

Kocia dama najwyraźniej go olała. Warknął groźnie, po czym odwrócił się i podszedł do trolla.
- Jak się bawicie? - zapytał z paskudnym uśmiechem na ustach.


RE: Sala biesiadna - Satau - 28-12-2016

Oparła głowę na dłoni i pokręciła nią z niedowierzaniem. Wilkołak w pewien sposób był niezdarny, ale nie odpychał od siebie. Wydawał się być bardziej cywilizowany niż inni jego gatunku o jakich słyszała. Cóż zawsze podczas wojen z kudłatymi to oni byli przedstawiani jako ci "źli". Carmen cieszyła się, że na imprezie dotyczącej pokoju między rasowego udało jej się nawiązać kontakt z jednym z przedstawicieli należącego do zwaśnionego z jej rodziną rodu.
- Tak przesadziłeś... -odparła chłodno rozglądając się po sali.
Nikt nie był aż tak "nawalony" jak ten oto panicz. Carmen była nim nieco rozczarowana, bo na pogawędki z nim straciła już ochotę, bo taki miała kaprys. Chciała jak najszybciej odstawić go na sofę, aby wytrzeźwiał i wypoczął. Później będą jeszcze mogli przedyskutować kilka spraw. No niestety, ale nic nie szło po jej myśli.
- Wiem, wiem, że taki nie jesteś. Czuję to, ale teraz musisz odpocząć. -odparła po czym odłożyła na chwilę lirę na stół i pomogła mu się podnieść. Zaraz potem zawołała kilku sługów, którzy kręcili się w pobliżu i kazała im zanieść wilkołaka na kanapę.
Sama wzięła ponownie lirę w rękę i usiadła na swoim miejscu. Wyjęła z sakiewki jeden owoc plazmowy i zjadła go. Usta wytarła białą chustką.


RE: Sala biesiadna - Shiya - 28-12-2016

Demonica czujnie obserwowała poczynania lamii. Nie miała do niej za grosz zaufania i w każdej chwili oczekiwała kolejnego nieskromnego ruchu w stronę jej partnera.
Nie myliła się, ale zanim TO nastąpiło, to niezwracająca uwagi na pozostałych gości Xia nagle poczuła, jak ktoś obrywa fragment jej sukni. Jako że skromność była dla niej cechą nabytą, w dodatku dość późno, jej pierwszym odruchem nie było chwycenie za materiał, a obrócenie się w kierunku "złodzieja". Aż otworzyła wyszminkowane usta w wyrazie zdziwienia, gdy okazało się, że nie jest nim żaden napalony mężczyzna, ale goły chłopczyk. Co on tu robi i dlaczego nie ma na sobie własnych ubrań - to były kwestie, które nurtowały ją przez jakieś dwie sekundy, zanim zdała sobie sprawę z tego, że wypadałoby się czymś okryć, żeby nie dawać całemu przyjęciu widoku zarezerwowanego obecnie dla jednej jedynej osoby.
Rzuciła Tyenowi przelotne, rozbawione spojrzenie. Ta sytuacja zdecydowanie bardziej ją rozśmieszyła niż zawstydzała.
Miała już pomysł, co z tym fantem zrobić, ale zanim zdążyła go zrealizować, oto nagle wężowa panna... Podniosła czarownika i zaczęła go miziać! Oj, Xia wiedziała, że z tamtą jest coś nie tak.
Niewiele myśląc, zwyczajnie zakryła wciąż odsłonięta pierś burzą rudych włosów i choć nie było to rozwiązanie idealne, to w tej chwili dużo bardziej liczyło się dla niej "uratowanie" partnera z gadzich łap. Gwałtownie wstała od stołu. W fioletowych ślepiach zapłonęły wściekłe ogniki. Xia, choć starała się zachowywać odpowiednio do okoliczności, nie mogła pozbyć się swego piekielnego rodowodu. Niesłychanie łatwo wpadała w gniew.
Materiał z tyłu jej sukienki nagle rozpruł się w dwóch równolegle położonych miejscach. Z pleców sukkuba wyrosły - czy raczej urosły do właściwych rozmiarów - dwa ogromne, czarne skrzyła, przypominające nieco te, którymi szczyciły się nietoperze czy wampiry. Diablica uderzyła nimi, zwalając połowę zastawy stołowej, po czym wzniosła się w powietrze, chwyciła Tyena w pasie i od razu pociągnęła, chcąc wyrwać go z plugawych łap cycatej wężycy. Jednocześnie trzepnęła ją ogonem po rękach.
- Wara od niego! - warknęła wściekle, nie siląc się na nic więcej.
Nie obchodziło jej, co teraz pomyśli sobie reszta ani czy zostanie wyrzucona z tej całej imprey. Nikt nie powinien zadzierać z zazdrosnym sukkubem, którego pierś była teraz zasłonięta jedynie kilkoma rudymi kosmykami.


RE: Sala biesiadna - Urbi - 28-12-2016

Najwyraźniej jednorożec nie miał do czynienia kimś z jej gatunku. Unathi zaszokowana, prawie tak samo jak Gaétan gdy zboczył ją w całej okazałości, zerwała się na równe kopyta. Przestraszona tym nagłym zwrotem akcji, odbiła się lekko od ziemi, ostatecznie jednak nie stając dęba, a tylko przez chwilę unosząc przednie nogi kilka centymetrów nad ziemią. Przy lądowaniu z powrotem na wszystkie cztery kończyny, które nastąpiło niemal od razu zakryła usta dłonią, próbując poukładać sobie w głowie co właśnie się wydarzyło. Poczuła się na prawdę głupio i dziwnie, bo nigdy nie widziała nagich chłopców. Była czerwona jak burak i nawet ukrycie twarzy za dłońmi nic na to nie pomogło. A już zwłaszcza po tym gdy chłopiec rozdarł suknie sukkuby, nie chciała na to patrzeć, więc zakryła dłońmi też oczy. Kompletnie zapomniała o elficy i szybko popędziła w ślad za chłopcem, szukając czegoś co mógłby na siebie zarzucić. A że była nieśmiała, nie mogła zabrać jakiegoś nakrycia, nawet zwykłego obrusu, więc przeszła do bardziej drastycznych środków, zabrała nóż ze stołu i skróciła nieporadnie swoją suknie, ale dla chłopca, miała nadzieje takie okrycie wystarczy. Nie zrobiła tego bez żadnego zahamowania, strasznie było jej szkoda sukni, jej ulubionej sukni, ale poniekąd czuła się winna temu jak musiał być zawstydzony przez nią mały jednorożec że aż zmienił swoją postać, na te bardziej wstydliwą, gdyby miał ubrania to co innego, a tak... Odłożyła nóż na miejsce, trzymając mocno teraz już w obu dłoniach skrawek pięknego materiału.
- Gdzie jesteś? - zawołała, możliwe że zwracając na siebie uwagę gości: - Gdzie jesteś mały jednorożcu? - jakoś musiała go nazwać, a nic sensowniejszego nie przychodziło jej do głowy w tak stresującej sytuacji.
- Nie chciałam cię przestraszyć - zawołała jeszcze. Szukała Gaétana przechadzając się pospiesznie, między gośćmi i stołami, uważając by nikogo przypadkiem nie zaczepić, ani na nikogo nie wpaść. A nogi strasznie jej się plątały ze stresu, nie lubiła być w centrum uwagi. Była tu tylko po to by pojeść sobie gdzieś na uboczu, ewentualnie miło z kimś porozmawiać, żadnych szaleństw nie planowała, a już zwłaszcza tego co właśnie się wydarzyło.


RE: Sala biesiadna - Tyrvelse - 28-12-2016

Wiersz elfa skomentował jedynie uprzejmym uśmiechem, który zresztą nie schodził mu z twarzy - już zaczęły go boleć policzki, udręka! - ale nie skupił się na nim zbytnio, bowiem jego uwagę zwróciła mała, pulchna rączka sięgająca ku sukni Xii. Z niemałym zaskoczeniem podążył wzrokiem za zupełnie nagim dzieciakiem, który w tej chwili zwiewało, próbując zasłonić się jakoś fragmentem sukni sukkuba. I nawet nie pomyślał o tym, że skoro w tej chwili jakieś dziecko dzierży część ubioru Xii, to znaczy że Xia jest jeszcze mniej ubrana - zauważył ten niezwykle rzucający się w oczy fakt dopiero po tym, jak powrócił wzrokiem do swej ukochanej. Na chwilę zdębiał, wpatrując się w ten fragment ciała sukkuba, który zdecydowanie powinien być zasłonięty, zwłaszcza że znajdowali się na wytwornej uczcie. Z pewnym trudem przesunął swój wzrok na twarz rudowłosej piękności, dopiero wyraźne rozbawienie kobiety go jakoś ocuciło. Zmieszany, zaczerwienił się i szybkim ruchem sięgnął do zapięcia własnego płaszcza, odpiął go, i już po chwili trzymał czarne okrycie we własnych rękach. Jednak nie zdążył podarować go Xii, bowiem w tej właśnie chwili został chwycony i poderwany w górę, po czym przyciśnięty do wychłodzonego, gadziego ciała. No, właściwie do tej ludzkiej części lamii, co spostrzegł po tym jak w niemal panice odwrócił głowę, by skontrolować sytuację.  Jedna zimna ręka przytrzymywała go w pasie, zaś druga gładziła po kasztanowych włosach, co normalnie nie byłoby może takie złe, ale w tej chwili przede wszystkim bardzo go zaskoczyło. Cichy, może nawet nieco seksowny pomruk lamii (czego jednak nigdy by nie przyznał, zwłaszcza w obecności Xii) uświadomił mu, że owo zimnokrwiste stworzenie... Zwyczajnie zmarzło. A on najwyraźniej wydał jej się najlepszym źródłem ciepła. Spojrzał niepewnie na fioletowowłosą, która chyba nie do końca kontaktowało w tej chwili, i w uspakajającym geście, nieśmiało poklepał ją po trzymającej go ręce. Jakże mógłby się gniewać na Iormu, skoro najwyraźniej nie robiła tego świadomie? Jedynie zaniepokoił go gest gładzenia po włosach, bowiem nie chciał, by kobieta odkryła wśród nich metalową spinkę - a w tej chwili nawet zawadziła o nią palcami.
Ale nim zdążył wymyślić jakiekolwiek rozsądne wyjście z tej sytuacji, na wężową kobietę rzucił się rozwścieczony sukkub - ojej, a on chyba znał tą rudowłosą osóbkę? Która zresztą z łatwością wyrwała go z objęć Iormu, i wraz z Tyenem zawisła w powietrzu. Młodzieniec wydał z siebie cichy okrzyk, bowiem średnio mu się spodobało takie wiszenie nad ziemią, nawet jeżeli był przytrzymywany mocno przez Xię. Choć w sumie takie wyrywanie go sobie z rąk przez kobiety też mu się średnio podobało - co on, zabawka?
Zaklął cicho, ale pierwszą rzeczą którą zrobił, było niezbyt umiejętne zapięcie na plecach sukkuba swego czarnego płaszcza - teraz cały przód jej pięknego ciała, a zatem i nieszczęsne piersi, był zakryty owym odzieniem.
Następnie chwycił twarz rudowłosej w swe dłonie, tak, by spojrzała na niego - a on śmiało (no, może tylko trochę bał się rozgniewanej demonicznej kobiety) spojrzał swymi błękitnymi oczami w te fioletowe, w których skrzył się gniew.
-Xià. - odezwał się, wymuszając w swym głosie spokój - Postaw mnie na ziemi, proszę.


RE: Sala biesiadna - Gyda - 28-12-2016

Gaétan tymczasem przeskoczył przez czyjś wielki fioletowy ogon (chwycił wtedy satynową przepaskę na biodrach, żeby nic mu tam nie wyskoczyło) i popędził w najdalszy kąt sali balowej. Minął zataczającego się wilkołaka i zatrzymał się za sofą obok kominka, gdzie siedziała smukła, drobna postać kobieca przyodziana w białą suknię - Carmen. Trzymając jedną ręką przepaskę, przygarbił się, by zza zagłówka spojrzeć przez ramię wampirzycy w stronę Unathi, od której w tak wielkim popłochu uciekł. Ponad oparciem dało się zauważyć nagłe zmarszczenie jego brwi i okrąglutkiego nosa, a następnie uniesienie się obydwu ramion aż do uszu, pod ostatnie kosmyki blond włosków. Gaétan zawiązał porządnie przepaskę i położył palce obydwu rąk na zagłówku sofy.
- Kto to taki, tam stoi? - zapytał, wyciągając zza oparcia sofy rękę. Ramię, które wyrosło obok policzka Carmen wskazywało przez chwilę na centaura, po czym zwiesiło się z oparcia zrezygnowane. Za jego ruchem podążyło spojrzenie pary ziemistych oczu. Oho, lira. Ładna lira, aż się patrzałki zaświeciły.
Sup!
Ramię znalazło się ponownie za oparciem, ponad którym pozostał tylko czub rozwichrzonej czupryny i wybałuszone ślepka. bo oto odruchowe zerknięcie przed siebie uświadomiło Gaétana, że Unathi go szuka. TRAGEDIA BĘDZIE, TRAGEDIA, JEŚLI GO ZNAJDZIE.


RE: Sala biesiadna - Azim - 28-12-2016

Nie był wcale zmęczony, ale z damami się nie dyskutuje, więc bez zbędnego marudzenia dał się służbie nieść w stronę sofy, nawet mu się to spodobało, pokiwał Carmen łapą, lądując na miękkiej kanapie. Od razu się rozłożył, znudzony wpatrując się w zamkowy sufit i śpiewając coś chwilę. Jego pijany głos trudno było nazwać przyjemnym dla ucha, okropnie fałszował, przez co nie dało się zrozumieć słów. Po dwóch minutach przestał.
- Już troszkę otrzeźwiałem - odezwał się do Carmen, choć tylko mu się wydawało że nieco otrzeźwiał. Popatrzył z utęsknieniem na stół na którym pozostał drink, ale nie zamierzał już pić mocnych napoi, pozostało poprosić służbę o zwykłą wodę i wyobrażać sobie że to chociaż wódka, taka bez smaku, ale smak też chyba można sobie wyobrazić? Nie zwracał za bardzo uwagi na gości, ale gdy w końcu postanowił sobie popatrzeć na tych, którzy zdążyli przybyć, jego uwagę przykuła bardzo długa kobieta, sam nie wiedział kim była i jak wcześniej mógł ją przegapić. Nieco się spocił, na widok tak długiego wężowego ciała i na dodatek człowieka w jej objęciach, aż przetarł łapą spocone, choć obrośnięte sierścią czoło, zaraz biednego śmiertelnika porwała demonica.
- Nie chciałbym być na miejscu tego śmiertelnika - odrzekł do Carmen.


RE: Sala biesiadna - Myr - 28-12-2016

Spóźniony może i byłem ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Domyślałem się, że zapewne już część z obecnych an uczcie osób, będzie wstawiona albo będą odstawiać jakieś numery. Ja wszedłem i udałem się na bok sali jadalnej i poczęstowałem sie tym co tam było. Nie kojarzyłem tych mord, a było tutaj niezłe zoo. Postanowiłem lekko poobserwować an początek, a potem się zobaczy. Zapewne dołączę się i zagadam do jakieś grupy lub osobnika.Napiłem się trochę trunku i zacząłem swoja obserwację.


RE: Sala biesiadna - Gyda - 28-12-2016

O nie, ale co to? Na sofie przed Gaétanem wcale nie siedziała delikatna wampirzyca, którą zobaczył tam, biegnąc w jej stronę kilka sekund wcześniej, ale jej włochaty zalotnik. Alabastrowa dama siedziała przy stole, co więcej, siedziała tam ze swoją lirą, której miejsce zajmowała teraz na miękkiej kanapie wilcza głowa.
Chwilowa konsternacja ustąpiła miejsca pospiesznej analizie faktów, która odbiła się na widocznym zza zagłówka sofy czole chłopca kilkoma głębokimi zmarszczkami. Wilkołak śmierdział gorzałą i mokrym futrem, ale w oczach błyszczał prawdziwym nieszczęściem. A któż jest lepszy na nieszczęście, jeśli nie jednorożec... to znaczy chłopiec... już może nie goły ale... o jezu mniejsza o to.
Ziemiste oczka spojrzały w dół. Ponad trzymającymi zagłówek paluszkami Ashnard mógł zobaczyć je bardzo bliskie, bardzo wyraźne.
- Pomóc ci z nią? - zapytał jednorożec stłumionym w oparciu sofy, cichym głosikiem. Spojrzał na piękną Carmen, żeby dać znać wilkołakowi, kogo ma na myśli. Odruchowo zerknął też w kierunku sali, żeby znaleźć cenaturzycę. O nie. Szukała go z kawałkiem jakiejś sukienki. O NIE, O NIE.
Przyklęknął za sofą jeszcze bardziej.