Król Lew PBF
Nieudane polowanie - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Nieudane polowanie (/showthread.php?tid=941)

Strony: 1 2 3 4 5 6


RE: Nieudane polowanie - Kahawian - 11-03-2014

Mruknął cicho.
- To nie jedyny powód. Powinienem nadal orientować się, co dzieje się dookoła. A dwa, że co jakiś czas trzeba sprawdzić granice. I pomijam fakt, że to świetna okazja do treningu.
Po chwili usłyszał pytający pomruk kompana. W innej sytuacji zapewne zrezygnowałby z niego i poszedł dalej... ale teraz nie był sam. Skinął lekko łbem i ruszył pod drzewa. Zawsze trochę przeschną...
- A ty Derionie? Znalazłeś sobie już jakieś względnie stałe miejsce?


RE: Nieudane polowanie - Derion - 11-03-2014

To nie jedyny powód? Więc jednak jest coś na rzeczy. Skądinąd... dlaczego miałoby być inaczej? Tamte tereny obfite w pokarm nigdy nie były, w przeciwieństwie do rozświetlonych szczęściem, słońcem i sielanką sawann Lwioziemców. Uśmiechnął się do siebie kwaśno na tę myśl.
Nim odpowiedział na postawione przez Dwugrzywego pytanie zajął miejsce pod drzewem, uprzednio obwąchując pobieżnie potencjalne miejsce ich odpoczynku. Złożył cielsko na ziemi dość twardo, na boku, ze wszystkimi czterema łapami po jednej stronie. Utrzymany w pionie łeb uniósł, by spojrzeć na Kahawiana i odpowiedzieć:
- Nic z tego. Nie mam powodu, by zagrzewać jedno miejsce przez długi czas.
Poprawił się, ostatecznie obierając wygodną pozycję i następne słowa wypowiedzieć wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt na horyzoncie.
- Wiesz, co innego, gdyby mieć... kogokolwiek. Trudno, żeby miłość do przestrzegania reguł pchała mnie do przyłączenia się do jakiegoś stada, sam rozumiesz... Nie ma pretekstu, nie ma powodu. Byłbym zbyt konfliktowym ogniwem. Gdziekolwiek. Z kimkolwiek. Chociaż, poprzednim razem - podjął dużo spokojniej nowe zdanie - mówiłeś, że i ty nie jesteś jakoś specjalnie... zżyty ze stadem. Coś od tego czasu się zmieniło?
Powrócił spojrzeniem w stronę rdzawego.
- Ona? Maya? - zapytał, lekko ściągając brwi. Nie pasowało.


RE: Nieudane polowanie - Kahawian - 12-03-2014

Położył się zaraz obok, a łeb oparł na wyciągniętych łapach.
- Zasadniczo rozumiem twój punkt widzenia. Ale musisz pamiętać że unikając towarzystwa, nie pomagasz sobie w przełamaniu bariery. Stado to nie tylko obowiązki i prawa, ale też rodzina.
Słysząc kolejne słowa, uśmiechnął się lekko.
- Zmieniło się to, że spędziłem z nimi trochę czasu. Możesz się domyśleć jak ciężkim było opanowanie własnej samowolki, po trzech latach decydowania o sobie samym. Po za tym, chorowałem. Obiło ci się może o uszy coś na temat zarazy, która ostatnio panowała na terenach Krainy? Miałem o tyle szczęścia, że dla mnie i zastępcy nadszedł ratunek... za który życiem przypłacił nasz przywódca. Takie rzeczy zbliżają stado, Derionie- zaciął się na moment, dla nabrania oddechu. Poza tym zastanawiał się, czy poruszyć jeszcze inny delikatny temat. Po dłuższej chwili ciszy i po podjęciu decyzji, jego pysk przybrał poważny wyraz, a w oczach pojawił się cień.
-Czeka cię wysłuchiwanie mojego jęczenia. Jestem stary to raz, poza tym, nie miałbym do kogo wracać... jakiś czas po moim pojawieniu się tutaj, spotkałem młodego samca. Ciężko było mi uwierzyć... ale jednak. Tym młodzikiem okazał się być Asante... mój najstarszy syn, o którego istnieniu nawet nie wiedziałem. Jego matką była moja pierwsza partnerka, Kalani. Rozstaliśmy się w wyniku kłótni. To co działo się później, pominę. Sam możesz się domyślić. W każdym razie udało nam się kilka razy spotkać... ale potem Sana zniknął. Kilka tygodni później przybyła jego matka z wiadomością, że nasz syn zmarł... właśnie na to cholerstwo. Kalani jeszcze dwa razy wracała do siebie i znikała mi z oczu...-zaciął się na moment- ale teraz już została na stałe przy moim boku.
Potem pomyślał o Mai i parsknął śmiechem.
-Maya jest wyśmienitym łowcą i doświadczoną lwicą. Ale nie uważam jej za nikogo więcej niż członkinię stada i kogoś, komu winien jestem przysługę.


RE: Nieudane polowanie - Derion - 12-03-2014

W jego uśmiechu na pierwsze słowa Kahawiana bez problemu dostrzec można było nutę kpiny. Nie względem samego Dwugrzywego, nic z tych rzeczy, raczej względem tej jakże oczywistej prawdy. Derion i... rodzina? Za nic w świecie. Żadnej rodziny. Żadnych bliskich. Nigdy nie uważał, by wylądowawszy w losowo wybranym przez Absolut łonie jakiejś lwicy miał traktować ją i jej krewnych za coś więcej, niźli tylko i wyłącznie krótki epizod, wstęp do właściwego życia. Od zawsze tak sądził, odkąd był w stanie buszować w trawach sawanny bez matczynego nadzoru. Oczywiście, że doceniał Herę jako karmicielkę i nie śmiałby zrobić jej krzywdy. Darzył ją szacunkiem jako młodzik i podrostek, ale zawsze płonęło w nim zbyt wiele buty, by dać się przez kogokolwiek prowadzić. Poza... poza nim, Mistrzem, który go przełamał wpół i nauczył fachu.
- O, domyślam się - przytaknął Dwugrzywemu z wielkim uśmiechem na mordzie słysząc słowa o temperowaniu samowolki. Lecz uśmiech prędko zszedł z jego pyska, dając się zastąpić przez wyraz niezadowolenia.
- Nic nie słyszałem o zarazie. To okropne... dawno czegoś podobnego chyba nie było, głód owszem, zdarza się, ale taka choroba, wobec której jest się bezsilnym... tak, na pewno, musieliście trzymać się razem. Jakoś.
Następnych słów Kahawiana wysłuchał ze skupieniem, co jakiś czas strzygąc uszami stropiony ich nieprzyjemnym wydźwiękiem. Znaleźć syna po latach, nie wiedząc wcześniej o jego istnieniu, stracić go zaraz po tym, na wszystkie blizny, ja też mam dzieci. Lwisko położyło uszy po sobie i przełknęło ślinę na myśl o tym, że w podobnej sytuacji i ono mogłoby się w każdej chwili znaleźć... W zasadzie nie myślał o tym dotychczas. Zdawał sobie sprawę z tego, że zapłodnił wiele lwic i nie sądził, by jego osoba miałaby być im potrzebna w wychowaniu potomstwa, lecz od jakiegoś czasu, może dwóch tygodni, coś wewnątrz niego kołatało cicho, skamlało o uwagę, krzyczało o jakiejś niezapełnionej pustce. To była niewygodna myśl. Myśl o stadzie, rodzinie, partnerce, stabilizacji, tym wszystkim, czego unikał - do tej pory bezboleśnie, automatycznie, z porywu charakteru. Więc dlaczego miałby cokolwiek zmieniać? Dlaczego to dopominało się zmiany?
Gdy samiec zamilkł, Derion podjął się odpowiedzi. Dość niepewnie, z racji tego, że nie nawykł do pokrzepiania kogokolwiek, jednak starając się jak najlepiej zrozumieć stan towarzysza:
- Dobrze, że Kalani wróciła do ciebie. To zraniło was obojga, więc... razem, tak jakby, możecie się... uzupełniać? Wiecie, na czym stoicie. Nie wyobrażam sobie przez co musiałeś przechodzić, ale stoisz teraz na prostych łapach, to, naprawdę, niezwykła siła. I co za szczęście, że możecie dzielić się życiem ponownie, prawda?
Westchnięcie i nerwowe poruszenie ogonem.
- Chętnie bym ją poznał - rzucił niezobowiązująco z uśmiechem.


RE: Nieudane polowanie - Kahawian - 12-03-2014

Westchnął cicho.
- Dotknęła też Lwią. Co do tych nowych... pewnie też. Nie mówię o samotnikach, którzy byli zdani sami na siebie. Na wszelki wypadek reszta Świtu trzymała się z dala. Tylko Maya nam co jakiś czas podrzucała coś do jedzenia.
Ot i cała historia, a i przy okazji wyjaśniło się, czemu rdzawy ma dług wobec zielonookiej.
Spojrzał spokojnie na Deriona, słysząc niepewność w jego głosie. Z jednej strony się nie dziwił, bo to przykra sytuacja i różne lwy różnie reagują. Gdy mówił o Kalani, odwrócił na moment wzrok i z uśmiechem przypomniał sobie jej sylwetkę... oczy... Dopiero po chwili wrócił do rzeczywistości.
- Może źle to ująłem... może nie tyle co wróciła, co znów zdecydowaliśmy się żyć obok siebie. Wspomnienia i emocje wracają, może znowu oficjalnie będziemy partnerami. Znamy się od naprawdę małego i wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać. I tak... tego mi w ciągu tej wędrówki brakowało. Poczucia że gdzieś tam ktoś na mnie czeka i że ktoś o mnie myśli. Niby to niewiele... ale podnosi na duchu.
Skrzywił się nieznacznie, gdy spora kropla deszczu uderzyła o jego nos. Nie mając innego wyboru, łapą pozbył się cieczy.
- Jak tylko będzie okazja.


RE: Nieudane polowanie - Derion - 12-03-2014

Mógłby po raz kolejny przyznać rację Kahawianowi i rozwinąć temat, jednak zdecydował się jedynie skinąć łebkiem i obdarzyć zaorany bliznami rdzawy pysk sympatycznym uśmiechem. Dwugrzywy zaczął mu niezwykle imponować. Był starszy, racja, ale Derion wątpił, by za kilka miesięcy upodobnił się do niego choć odrobinę. A chodziło o swoistą mądrość, która podszywała każde zdanie padające z jego pyska, umiejętnie wyciągnięte z przykrych doświadczeń wnioski, wewnętrzną siłę. Mimo wszystko Derion postanowił nie okazywać mu tego, zachować dla siebie. Ziewnął potężnie, wyciągnął przednie łapy przez siebie rozciągając palce i położył łeb na ziemi. I na jego mordę spadła wielka kropla, której, w przeciwieństw do Kahawiana, pozwolił przeciąć swój pysk od niesfornie zakręconego kosmyka na czole aż do nasady nosa.
- Niedobrze z tym polowaniem wyszło... - wymamrotał, odświeżając temat, ale i dzieląc się z Kahawianem jedną ze swoich bolączek ostatnich dni. - Po trzech dniach bezowocnych polowań zaczynam wariować - zaśmiał się. - Nie lubię... Gdyby nie Maya byłoby wam ciężko, prawda? Polować potrafię, ale wszyscy znamy proporcję: jedno na osiem, dziewięć, dziesięć? To mój czwarty dzień o suchym pysku, nie licząc resztek z sępiego stołu, nic nie idzie złapać - stwierdził dość pogodnie.


RE: Nieudane polowanie - Kahawian - 12-03-2014

A on kompletnie nieświadomy całej sprawy leżał i obserwował spadające z nieba krople. Jeszcze niedawno czekali na deszcz z utęsknieniem... a teraz mieli go aż nadmiar. Jak zwykle.
Zdając sobie sprawę, że wracają do rozmowy, zwrócił okolony dwukolorową grzywą łeb w stronę samca. W miarę jak słuchał jego wypowiedzi, jego pysk przyjął poważny wyraz, a w ślepiach błysnęła iskierka zatroskania.
- Fakt, obecność Mai nieco ułatwia nam sprawę, jednak nie możemy od niej wymagać by polowała za wszystkich. Co do polowań, wszystko zależy od taktyki. Albo polowania częste, albo nieliczne ale perfekcyjnie przygotowane... skłaniam się raczej do drugiej opcji.
Westchnął cicho, a jego wzrok przemknął po sylwetce kompana, jakby badał jego stan.
- No to muszę powiedzieć Derionie, że naprawdę masz pecha. Mogłeś mi powiedzieć! Trochę inaczej byśmy to wszystko rozegrali.
Sapnął cicho i okiem rzucił na niebo.
- Ruszę w przeciągu godziny. Taka pogoda może nawet pomóc... kopytne nie spodziewają się ataku pod wieczór przy takiej pogodzie. Powinno się udać.


RE: Nieudane polowanie - Derion - 12-03-2014

- Oh, nie ma sprawy, to ja zwaliłem. Wszystko dobrze rozegrałeś, byliśmy blisko... A noc zawsze przynosi nowe możliwości, a i zwierzynę wtedy najłatwiej podejść - burknął myśląc z niechęcią o kolejnym podejściu.
Chociaż zapas sił powinien mu starczyć na dwie mocne próby, zaczynał przeszukiwać w pamięci tereny Ziemi Czterech Stad, by po ewentualnej porażce opuścić rozległą sawannę i skierować się w stronę dżungli lub jakiegokolwiek innego, obficiej obrośniętego roślinnością miejsca.
- Będę potrzebował więcej czasu, namysłu... pewnie zbiorę się w sobie po zmierzchu.
Wolał nie ryzykować kolejnego polowania z Dwugrzywym. A i tliła się w nim jakaś bazująca na doświadczeniu pewność, że w końcu się uda.
Westchnął i spod półprzymkniętych powiek zapatrzył się na poruszane deszczem krzewy nieopodal. Żaden nowy temat nie zrodził się w jego głowie, toteż milczał, nie do końca delektując się odpoczynkiem, ale na pewno starając się wyssać z niego jak najwięcej. Niezobowiązujące milczenie w czyimś towarzystwie to coś, czego dawno... dawno... dawno nie doświadczał.


RE: Nieudane polowanie - Kahawian - 12-03-2014

Parsknął cicho i uśmiechnął się lekko.
- Nikt nic nie zawalił i kropka. Tamto przeszło do pamięci, czas rozplanować następne uderzenie.
Domyślał się, że wizja kolejnych godzin oczekiwania i ssącego głodu nie napawa szafirowookiego szczęściem.
- Nie ma co się teraz bawić. Skieruj się tam, gdzie masz największe prawdopodobieństwo, że złapiesz coś ząb. Włóczenie się po tym tu... terenie... wiele ci raczej nie da, jak sam zauważyłeś, zwierząt tu nie ma.
Leżeli tak przez dobre kilkanaście minut w milczeniu, odpoczywając. Jednak wszystko to co się zaczyna, musi się też i kończyć. W przypadku rdzawego wiązało się to z powrotem do obowiązków. Wstał zatem i przeciągnął się, szykując mięśnie do czekającego je wysiłku. Zerknął krótko na Deriona i łbem skinął w kierunku, gdzie powinny znajdować się ziemie stada.
- Będę się zbierał... miło się polenić, ale robota czeka. Uważaj na siebie Derionie i owocnego polowania.
I spokojnym krokiem ruszył przed siebie, by zaraz po kilkunastu metrach przejść w żywy, rytmiczny trucht.

z.t


RE: Nieudane polowanie - Derion - 13-03-2014

Z pewną dozą wdzięczności przyjął słowa Kahawiana, by jeszcze przez chwilę pomiętolić je w myślach i ostatecznie odpuścić. Następne chwile, podobnie jak rdzawy, spędził na błogim odpoczynku i próbie ułożenia w głowie planu na nadchodzącą noc. Poruszenie obok wyrwało go z zamyślenia, ale nie rozbudziło zupełnie. Zerknął na rdzawego sennym wzrokiem i odpowiedział, przywołując na pysk uśmiech:
- Wzajemnie. I do zobaczenia.



Noc spowiła świat nim lew zdążył się zorientować. Księżycowy sierp przyozdobił niebo, lecz z powodu dużej ilości deszczowych chmur zwierzęta dostrzec mogły jedynie rozświetlone od tyłu, bezustannie poruszane przez mocny wiatr krawędzie obłoków. W powietrzu wyczuwało się niesiony z monsunem niepokój, wzmożoną czujność budzących się do życia nocnych stworzeń i strach poszukujących schronienia tych roślinożerców, które preferowały wypas za dnia.

Czujność czarnogrzywego z każdą minutą rosła, zmysły wychwytywały najsubtelniejsze bodźce. Póki co przewalony na lewy bok lew nie zamierzał się ruszać, lecz zaprzątnięty własnymi myślami i - w większej mierze - obserwacją otoczenia, czekał na odpowiedni moment. Co ów charakteryzowało i kiedy miał nastąpić, tego Derion nie wiedział. Czerpał przyjemność z zatracania się w odgłosie deszczu i trzepotu skrzydeł wyjątkowo aktywnych tej nocy ptaków.


RE: Nieudane polowanie - Maya - 15-03-2014

Nie wszyscy jednak reagowali na deszcz w taki sposób. Nieopodal znalazła się lwica, która pojawiła się już tu wcześniej, zarówno w rozmowach, jak i we własnej osobie. Ciągnęła za sobą truchło przed chwilą ledwie upolowanej antylopy. Była zmęczona, a przez deszcz było jej również zimno - każdym krokiem przeklinała ziąb z nową szczerością i nie powtórzyła się już od kilku minut.
Zatrzymywała się co chwilę, jednak nie po to, żeby sprawdzić kurs - od samego początku wiedziała doskonale, gdzie chce trafić. Właśnie pod te rozłożyste gałęzie palmy, niedaleko miejsca, w którym odpoczywał Derion. Rozglądała się za hienami - usłyszała je wcześniej, a na wizję łatwego łupu zapewne skusiłaby się niejedna z nich. Nie wiedziała, że lew wciąż się tam znajdował, aż do niemal ostatniej chwili, kiedy znalazła się kilkanaście ledwie kroków od niego.
Podniosła głos w krótkim warkocie powitania. Antylopa u jej łap spoglądała na niego bez entuzjazmu martwymi węgielkami oczu. Maya zapolowała dla siebie, licząc się z tym, że o tej porze hieny wychodziły na żer - musiała pożywić się szybko i zostawić resztę. Kiedy jednak teraz odnalazła znów Deriona, zatrzymała się, niepewna swoich planów.
Nie spodziewała się go tutaj znaleźć. Ze względu na sukces polowania natomiast zapomniała już o ich raczej nieprzyjemnym ostatnim spotkaniu.


RE: Nieudane polowanie - Derion - 15-03-2014

Uniesiony gwałtownie łeb, postawione uszy. Błyszczące w wątłym świetle księżyca spojrzenie zogniskowało się na Mai. A bardziej na tym, co znajdowało się u jej łap... Chcę! - brzmiał werdykt Derionowego żołądka, choć rozum nakazywał się opanować. Ostatnim, co lwisko by uczyniło, to... chociaż? Bo dlaczego by nie? Dlatego, że zna Kahawiana? Ostatnie dni poważnie nadszarpnęły zapas sił czarnogrzywego, jednak jako taka godność nakazywała opanować wrzaski soków trawiennych i spojrzeć na Mayę przychylnym wzrokiem. Więc uśmiech i do dzieła.
- Widzę, że tobie się dzisiaj poszczęściło - zaczął, unosząc tułów tylko na przednich łapach. Jego ogon niespokojnie zamiatał ziemię, ślepia biegały od lwicy do jej łupu, od łupu do lwicy i tak kilkakrotnie, aż lwisko nie zdecydowało się zatrzymać wzroku na zakrwawionej mordce łowczyni.
- Nie krępuj się - powiedział ozięble, przez lekko zaciśniętą szczękę.
Stęknął, powstrzymawszy chęć lubieżnego przeciągnięcia się i zamiast tego wyciągając łeb w górę, fundując sobie tylko naciągnięcie grzbietu z pozycji siedzącej.


RE: Nieudane polowanie - Maya - 15-03-2014

Uznawszy tę wymianę spojrzeń i gestów za wystarczające powitanie, lwica dociągnęła truchło pod drzewo, które dało choć odrobinę osłony przed cholernym deszczem. Otrzepała futro z nadmiaru wody i w końcu sama utkwiła spojrzenie w pyszczku antylopy, spoglądającym na nią z wyrzutem. Wyraźnie było widać, że zastanawiała się nad czymś - w końcu jednak usiadła tylko obok niej.
Zasady były zasadami.
- Jedz, jeśli chcesz, ale lepiej, żeby szybko. - Odpowiedziała, od razu przechodząc do interesów i odstępując mu pierwszeństwo posiłku. - Jak znam życie, zaraz będą tu hieny, a nie tylko one są głodne.
Antylopa była wprawnie zabita. Po kłach lwicy był tylko jeden ślad - musiała zacisnąć szczęki na szyi ofiary, szybko ukręcając jej kark. Wciąż była ciepła, mógłby przysiąc, że z ran wciąż sączyła się krew...
- Proszę. - Usłyszał niby grzeczny i pokorny, ale jednak ponaglający głos Mai.


RE: Nieudane polowanie - Derion - 15-03-2014

Derion obserwował poczynania lwicy z lekko otwartym pyskiem i zdziwieniem powoli obrysowującym jego mordę delikatnym konturem. Przez krótką chwilę po usłyszeniu propozycji zbierał się w sobie, z dysharmonii próbował wyciągnąć melodię i koniec końców dopasować jej zachowanie do jakiegokolwiek wcześniej spotkanego szablonu. Kosmiczny brak pewności siebie i zutylizowane poczucie własnej wartości, uprzejmość, czy - idące w parze z ponagleniem podszywającym jej ostatnie słowo - zasady? Bo jeśli nalegać, to w imię czegoś, chyba... A zważywszy na to, że lwisko wspominało ich poprzednie spotkanie bez zbędnego entuzjazmu, w grę musiało wchodzić coś więcej, niźli tylko chłodna kalkulacja sił (skądinąd czym spowodowana? przecież nie dał jej znać o głodzie).
Milcząc i nie spuszczając wzroku z lwicy wstał, by podążyć w jej kierunku pewnym, jednak nieco powolnym krokiem. Zmarszczone lekko czoło wespół z uważnym spojrzeniem musiały co nieco zdradzać z jego dyskomfortu i zdziwienia, jednak, co by nie mówić, postanowił skorzystać z danej mu propozycji bez oporu i miał nadzieję nie zostać przez Mayę źle odebranym. Pod czaszką kołatała mu również myśl o uniknięciu urażenia jej. Chociaż zastanawiało go bezproblemowe oddanie z trudem zdobytego łupu, postanowił nie wszczynać dyskusji. Odnosił wrażenie, że minęłaby się ona z celem. Po cóż jednak roztrząsać, dzielić na drobne... czarnogrzywy podążył za pierwszym odruchem, ot zerknął na zielonooką i dostrzegł w jej zachowaniu mieszankę konsekwencji z uprzejmością.
Zatrzymał się przy antylopie, lecz w przeciwieństwie do Mai nie spojrzał w jej czarne ślepia. Nie pieścił się z posiłkiem. Rosło w nim poczucie sprawiedliwości, absurdalna myśl o tym, że mu się ten obiad należał. Po prostu. Toteż obszedł truchło od strony łba, by rozerwać delikatną skórę przy podbrzuszu i zabrać się za najlepszą część mięsiwa.
Opuścił się na brzuch i położył obie łapy na boku zwierza, w celu przytrzymania go. Nim zatopił kły w ciele ofiary powróciła niesforna myśl o nieprzyzwoitości sytuacji i bezczelności z jego strony. Szybko jednak strząsnął ją z siebie i zabrał się za posiłek. Pewność tego ostatniego słowa, zdecydowanie i brak wahania... Maya nie mogła chcieć czegoś innego niż tego, co zaproponowała, prawda? - roztrząsał leniwie, jakby ospale.
Jadł szybko. Niekoniecznie z powodu rady zielonookiej, raczej ponaglany przez przyssany do kręgosłupa pusty brzuch. Z każdym kolejnym kęsem odczuwał mocniej, jak bardzo tego potrzebował i jak wielki, niezaspokojony jest jego głód. Nie zależało mu na opanowaniu się przed lwicą, na niewiadomoczym, po prawdzie przestał się Mayą interesować chwilę po tym, jak poczuł smak krwi na języku i bez krępacji, swobodnie odrywał od kości kolejne płaty mięsa. Co jakiś czas obdarzał siedzącą obok sylwetkę lwicy ukradkowym zerknięciem, upewniając się, czy ta faktycznie nie zechce przyłączyć się do posiłku.
Uwinął się sprawnie i oblizał łapczywie. Wstał cięższy o kilka kilogramów ciepłego, świeżego mięsa i cofnął się kilka kroków, dość chwiejnie. Powstrzymał się przed ponownym oblizaniem mordy, decydując się zerknąć na Mayę porozumiewawczo. Hm... ciężko stwierdzić, co jego "porozumiewawcze" spojrzenie miało w praktyce przekazywać. Być może było tylko posłaniem jej sygnału o skończonym posiłku, czymś w rodzaju podzięki, rezygnacji i zaproszenia. Pas. Twoja kolej.
Odwrócił się i poczłapał kilka kroków w stronę palmy, by położyć się ociężale, z westchnięciem, mając na widoku antylopę wraz z Mayą. Zamyślił się na chwilę, po czym zabrał za czyszczenie futra z krwi, zaczynając od przednich łap. Przez cały ten czas, od podejścia do "stołu" aż do opuszczenia go i jeszcze w trakcie pełnej namysłu higieny, zachował zupełny spokój, poddał się proponowanemu biegowi wydarzeń i choć ciągle dziwił się łatwości, z jaką otrzymał upragniony obiad, nie był w jakikolwiek sposób zdenerwowany. Zachowywał jedynie większą niż zazwyczaj w towarzystwie innych lwów czujność, tak, jakby zostawiał margines na niespodziewane wymknięcie się Mai spod jego kontroli.


RE: Nieudane polowanie - Maya - 15-03-2014

I nawet, kiedy odstąpił już od antylopy nie otrzymał od Mai jakiejkolwiek wskazówki, która wytłumaczyłaby jej dziwaczne i niezrozumiałe zachowanie. Ona sama zresztą nie zwracała zupełnie uwagi na oznaki jego zdziwienia - samica rozglądała się po prostu dookoła, krążyła wokół drzewa, wypatrując hien. Jakąkolwiek zagadką nie byłoby dla Deriona jej postępowanie, kiedy tylko zwolnił miejsce przy antylopie, natychmiast zabrała się za jedzenie, równie łapczywie zresztą.
Nawet, jeśli ona sama nie wspominała ich poprzedniego spotkania z entuzjazmem, zasady okazały się być silniejsze od niechęci. Dla niej kolejność jedzenia była czymś tak normalnym, jak deszcz i wiatr - najpierw jadały samce, potem lwice, na samym końcu lwiątka. W takiej postawie została wychowana, szanowała ją i rozumiała. Dlatego (choć Derion nie był w stanie tego dostrzec) kiedy podchodził do zwierzyny z takim namaszczeniem, powoli, niepewnie, miała ochotę pospieszyć go raz jeszcze, tym razem wprost. Potraktowała to jako złośliwość, z którą nieraz już spotykała się u innych samców, a to z kolei pasowało jej już do Deriona. Pierwsze wrażenie robiło się tylko raz.
W jednym jednak miał rację - trzeba było najeść się do syta. Maya nie znosiła tego robić, gdyż sama wiedziała, jak bardzo apetyt rósł w miarę jedzenia. Zwykle jadała bardzo mało, żeby ciągle odczuwać głód, lecz nie ssanie w żołądku - to pomagało jej być w pełni skupioną na swoich polowaniach. Teraz, w porze deszczowej, kiedy nie miała zielonego pojęcia, czy uda się następnym razem cokolwiek znaleźć, wolała się najeść i być w stanie wytrzymać nieco dłużej bez posiłku.
Kiedy już sama pozbyła się uczucia głodu - i tak nie jedząc wybitnie dużo - odstąpiła od antylopy i zajęła się higieną, na tyle, na ile była w stanie zrobić to sama. Wyczyściwszy łapy i oblizując pysk, spojrzała w końcu na Deriona, teraz już bez cienia poprzedniej złości.
- Lepiej będzie, jeśli stąd pójdziemy. - Mruknęła. - Zaraz hieny zwęszą krew i zlecą się tutaj wszystkie.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, z jakim spokojem lwica się zachowywała, pomimo tego, że Derion pożywił się pierwszy. Dla niej było to coś tak normalnego, że nie poświęcała temu nawet większej uwagi - nawet teraz ciężko było u niej znaleźć wszelkie inne oznaki pokory i podporządkowania. Była zagadką, którą nie była wcześniej - czujną, skupioną lwicą, wyglądającą znów hien z pyskiem całym we krwi. Prawda była taka, że wbrew sobie nie podjęła się pewnego gestu, którego była wyuczona, a którym byłaby pomoc Derionowi w doprowadzeniu pyska do porządku. Powody były dwa: po pierwsze, nie było czasu. Po drugie, nie czuła się mu tego dłużna. Oddawszy pierwszeństwo posiłku, uznała, że wypełniła swoją powinność wobec zasad. I wobec Kahawiana - w końcu Derion był jego znajomym, a nawet ona była w stanie docenić takie znajomości. Nigdy nie znasz chwili, w której mogłyby się przydać.