Król Lew PBF
Akacja nad rzeką - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Akacja nad rzeką (/showthread.php?tid=144)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45


RE: Akacja nad rzeką - Khayaal - 03-11-2012

Zawsze mógł spytać. Khayaal wyznawała zasadę, że najciemniej jest w pełnym słońcu - rzeczy, których nikt nie próbuje ukryć, nie przykuwają niechcianej uwagi obcych istot. Dlatego zwykła szczerze odpowiadać na pytania, co sprawdzało się właściwie bez pudła. Jaki jest sens wydobywać "brudy" na wierzch, skoro są dawno wyprane i rozwieszone?
Zastrzygła tylko uchem, kiedy udzielił jej odpowiedzi na pytanie. Jakby mu powiedzieć, że jest kretynem, w taki sposób, żeby potraktował to jako nauczkę?
- Spotkałeś Alainę, wyciągając ją spomiędzy zmarłych, po czym nie dałeś jej szansy na rozpoznanie ciebie, bo była z innymi? Aha.
Ściągnięte do tyłu uszy i ton głosu nie pozostawiały wielu wątpliwości co do tego, co ona sądzi o Hordianowym zachowaniu.
- A skąd niby miała cię pamiętać, skoro rozdzieliliście się w jej niemowlęctwie? Pamięta twój zapach i głos, być może, ale nie ma prawa pamiętać wyglądu. Zwłaszcza, że się zmieniłeś. Dałeś jej wtulić nos w grzywę? Założę się, że nie. To jak miała cię rozpoznać?
Starała się, naprawdę starała się nie opieprzać Hordiana i nie dodawać do konkretnych słów ostrego tonu głosu - i miała nadzieję, że wychodzi jej to wiarygodnie. Chciała mu uświadomić bez zbędnego roztkliwiania się nad samcem, że popełnił błąd, który jeszcze ma szansę naprawić, póki jest świeży - a nie wdeptać go w ziemię i pozbawić wiary w sens działań; wychowali go przecież jak samca, więc niech się tak zachowuje. Niech kieruje się rozumem przy podejmowaniu decyzji, nie impulsywnymi emocjami.
I przyszedł czas na właśnie taką decyzję.
- Masz dwie drogi, by odnaleźć Alainę, Salima i Herię: albo idziesz prosto do córki, by się nią zająć jak ojciec i opoka, a nie pokazać się i zniknąć jak woda w porze suchej, albo pozwolisz mi poszukać ich dusz wśród Przodków. Jeśli tam będą, umożliwię ci rozmowę z nimi; jeśli nie, oznacza to, że wciąż żyją. Wybór należy do ciebie.


RE: Akacja nad rzeką - Hordian - 04-11-2012

Ależ on właśnie kierował się rozumem. Kalkulując wszystkie za i przeciw, uznał, że najlepszym wyjściem była właśnie ucieczka.
Wbrew temu co można było sądzić, Hordian był kiedyś dość empatyczny, co prawda na przestrzeni lat i przez te ostatnie dwa samotnej tułaczki, ta umiejętność trochę się zatarła. W tej jednak chwili doskonale wyczuł irytację towarzyszki, pomimo wzburzenia czytając między wierszami. Wiedział, ze po części miała rację, ale prawda zawsze boli, a do tego poczuł, że stracił jeszcze odrobinę swej dumy, którą uparcie starał się zachować.
Stał na przeciw lwicy patrząc na nią na początku z zaciekawieniem, ale z każdą chwilą ustępowało ono złości. Zmrużył oczy spoglądając na nią chłodno.
- Co ty możesz o tym wiedzieć? - syknął niemal złowróżbnie, teraz już dając się ponieść emocjom w pełni. Czy naprawdę tak było lepiej? Lepiej, ze to w sobie odblokował? Tę pasję i zacięcie, kierowanie się w życiu samczą dumą?
- Twoim zdaniem w obliczu obcych lwów, zapewne jej bliskich miałem ja porwać tylko po to, żeby ukoić swój ból i zaspokoić pragnienie? - słowa padały z jego pyska niemal z wyrzutem. - Więc uważasz, ze skoro już ją odnalazłem powinienem nie brać pod uwagę niczego innego niż własne zachcianki? Powinienem powiedzieć "To ja, twój ojciec"? - zbliżył się do niej o krok marszcząc pysk w grymasie złości i zaciętości. W jego mniemaniu samica nie miała żadnych podstaw by robić mu wyrzuty. Szczególnie, ze z jej strony były to tylko przypuszczenia.
- niedorzeczność! - prychnął i szarpnął łbem w bok zaciskając szczęki tak mocno, że na pysku zarysowały się pracujące przy tym mięśnie. - Nad moje zachcianki wyłożyłem szacunek do niej, czy to tak niewłaściwe?
Wypuścił powietrze z głośnym świstem i potrząsnął łbem. Zasępił się wyraźnie... Może to źle, że dał upust gniewowi właśnie w obliczu Khayaal... Ona przecież nie miała złych zamiarów, ale to wszystko było tak bolesne...
Przez chwilę stał jak posąg, nieruchomy, zimny... myślał nad tym co powiedziała. Chciał odnaleźć córkę, chciał być blisko i dawać jej oparcie, którego nigdy od niego nie otrzymała. Pragnął naprawić wszystkie swoje błędy, ale o nie było łatwe, szczególnie kiedy było się tak zagubionym we własnych uczuciach i myślach.
- może to lepiej, że nigdy już jej nie zobaczę... - odezwał się nagle, a głos poprzednio nacechowany gniewem przepełniony był teraz bólem - ...wystarczy mi świadomość, że żyje i jest szczęśliwa.
Co do ostatniego mógł mieć wątpliwości, ale tak właśnie wolał myśleć.
Spojrzał w kierunku z którego poprzednio przybył i westchnął cicho. Nie patrzył na kawową w pewnym sensie obawiając się tego, ze będzie go osądzać.


RE: Akacja nad rzeką - Khayaal - 04-11-2012

- A co, wolałeś powiedzieć "jestem obcy, zapomnij o mnie"?
Khayaal uniosła brwi nie tyle we własnym zdziwieniu, co wskazując mu, by przystanął i zastanowił się nad sobą. Gniewny, krzyczący, pozbawiony dystansu był inny do tej pory - nie tylko jako Hordian, którego poznała, ale po prostu jako lew; wtedy się chronił, teraz żył. Więc tak, bez wahania odpowiedziałaby, że warto było nim potrząsnąć i obudzić go, nim zmienił się w skorupę przyzwyczajeń, zapominając, co chciał wewnątrz niej ochronić. Jej pozycja w jego świecie nie miała tu znaczenia; choć Khayaal także miała osobiste marzenia, rola, którą wyznaczyli jej Przodkowie, była dalece ważniejsza od jakichkolwiek rojeń. A Hordian był istnieniem, które miała przywrócić dla świata.
Robiła to tak, jak umiała.
- Nad swoją powinność wyłożyłeś strach, Hordianie. Tak wyglądał ten wybór. Nie jestem pewna, czego się bałeś, choć mogę podzielić się z tobą domysłami; ten ryk, który słyszeliśmy, to był krzyk rozpaczy i bólu, wstrętu do siebie, a nie gniewu na świat i wyzwania wobec niego. Pozostawiłeś ją, nie próbując tak naprawdę wejść w kontakt. Nie dałeś nawet szansy się rozpoznać. Nie dziw się, że tego nie rozumiem, bo przecież wiem, jak za nimi tęsknisz.
Chłodne słowa padały spomiędzy kawowych warg jedno po drugim. Giętki język zmieniał to, co chciał widzieć śnieżnogrzywy, opisywał mu zdarzenia według innej, zewnętrznej wykładni. To były dwa ścierające się punkty widzenia; owszem, Khayaal wierzyła, że jej jest słuszny, że jako samica pozbawiona kiedyś rodziny lepiej wie, jak to jest być stroną - ale nie miała pewności. Nie mogła mieć.
Cóż z tego, skoro i tak istniał tylko jeden sposób, by to sprawdzić.
- Nie jest lepiej, że widziałeś ją raz i zniknąłeś. Dostałeś szansę naprawienia dwóch żywotów, własnego i jej. Twoje szczęście też jest ważne, a kimkolwiek ona dziś jest, obecność prawdziwego ojca, który będzie potrafił zająć odpowiednie miejsce, nie może jej zaszkodzić. Jeśli ma przybranych rodziców - to prawda, to będzie bolało, lecz po pewnym czasie ustalicie wzajemne relacje; może będziesz dla niej tylko przyjacielem, zamiast nosić w sobie także kata, nieodłączną część rodzicielskiej powinności? A jeśli jest sama, nie ma nikogo, kogo mogłaby nazwać rodziną, wypełnisz lukę w jej życiu. Oraz, powtarzam to, we własnym.
Granat spojrzenia wbity twardo w błękit jego ślepi. Niema siła nie pozwala odwrócić wzroku.
- Weź się w garść, Hordianie. I zacznij żyć.


RE: Akacja nad rzeką - Hordian - 04-11-2012

Bolesne słowa... zawsze bolało bardziej, kiedy słowa prawdy padały z obcych ust. Zarzuciła mu tchórzostwo i choć sam wiedział, że po części miała rację, nie mógł znieść tego w jaki sposób go postrzega.
Zmarszczył brwi mierząc ją zimnych spojrzeniem. Dlaczego na los! to ona mu to wszystko mówiła? Przecież nie chciał by widziała go jako tchórza, jako nie potrafiącego sobie radzić w życiu starego lwa. Chciał być oparciem, jak zawsze... ale zgubił się w swoich pragnieniach i tęsknotach.
Gdy wypomniała mu rozpaczliwy ryk odwrócił wzrok czując okropny wstyd. W tamtym momencie nic nie było ważne, lecz teraz zażenowanie paliło mu trzewia. Nigdy, żaden samiec nie powinien pokazywać się od takiej strony.
Długo milczał kątem oka widząc świdrującego go spojrzenie granatowych ślepi.
Co powinien zrobić? Ma teraz wrócić i zrobić to jak należy? Czy nie było za późno?
Widać było, że potężny biały samiec bije się z myślami. Trudno było przełknąć dumę związaną z własnym wyborem i przyznać jej rację, ale czy od głupiej dumy nie było ważniejsze odnalezienie córki?
Nabrał w płuca powietrza i wypuścił je w głębokim westchnieniu. Khayaal skutecznie gasiła jego gniew. Jej spokój go onieśmielał. To on powinien zachowywać zimną krew.
Spojrzał na nią otwarcie i potrząsnął łbem. Zimne ślepia odbiły echo poprzedniego cierpienia.
Zbliżył się do niej siadając na przeciw i przyciągnął ją do siebie wielką łapą. Miał tylko ją... taka była prawda. Bo nawet jego dzieci miały teraz własne życie, a Heria... jeżeli jeszcze żyła, wątpił by była sama... nigdy nie była sentymentalna. Oparł głowę o jej bark.
- Khayaal, masz rację, jestem głupcem...
Schował pysk by nie mogła zobaczyć jak bardzo ciężko przychodzi mu mówienie tych słów.
- mówiłem ci już wcześniej, że jestem tchórzem... - zaśmiał się gorzko i zacisnął palce pały na jej grzbiecie. - dziękuję ci, że jesteś przy mnie.


RE: Akacja nad rzeką - Mogrim - 04-11-2012

Cień zawędrował tutaj po paru godzinach marszu. Wiedział, że jest na niebezpiecznym gruncie, wszak miał na pieńku z LZ. Nie przerażało go to jednak, wiedział bowiem że lwy zamieszkujące te tereny są nad wyraz empatyczne...czasem nawet za bardzo. Jednak gdy tu zaszedł lekko zziajany, gdyż mu się spieszyło, zauważył znanego już lwa, spod drzewa na terenach świtu. To zanim owa Rzecz zalegająca w jaskini mchów oglądała się swego czasu. Może to i lepiej ...ważne by nie patrzyła tak na szarego.

Idąc powoli w ich stronę spojrzałem się tylko raz za siebie. Boziu ... to było ze wszech miar dziwne i niezrozumiałe, ale postanowiłem to zrobić. - Witam - odparłem siląc się na dość miły ton głosu i lekkie kiwnięcie głową. - Jeśli mogę przeszkodzić, to szukam kogoś kto mógłby mi pomóc w jednej kwestii. Mianowicie płucnej. - Dziwnie to brzmiało ale jak inaczej miałem nazwać ból klatki piersiowej i duszności ... prościej; po prostu dusiło samice. - Znacie jakiegoś medyka, który mógłby na to zaradzić?


RE: Akacja nad rzeką - Khayaal - 04-11-2012

Obserwując walkę toczącą się wewnątrz Hordiana, Khayaal sama biła się z myślami. Odezwać się? Sprostować to, co mówiła wcześniej? Docisnąć? Zmienić temat i dać mu odetchnąć? Czy jednak zachować milczenie, dać mu czas, by samodzielnie zmierzył się z demonami?
Wybrała to ostatnie wyjście, jednak nie przyszło jej to łatwo. Złapała się przy tym na nadopiekuńczych tendencjach wobec tego dorosłego, starszego od niej lwa; chciała go chronić i sama decydować, by później ponosić konsekwencje, by on mógł widzieć tylko jasne strony, posprzątanie ciemnych zostawiając jej. To nie były dobre tendencje. Wpływały na jej osąd, mogąc doprowadzić do tego, że zacznie sterować cudzym życiem, nie mając ku temu ani uzasadnienia, ani kompetencji.

Przytulił ją jednak, co bardzo zaskoczyło Khayaal - ale też nie da się ukryć, że rozczuliło. Oplotła ogon wokół jego łap, znów wdychając słodki zapach śnieżnej grzywy.
- Hordianie, zawsze tu będę.
Fuknęła ze śmiechem, w połowie wypowiedzi uświadamiając sobie, jak to w ogóle brzmi. Bo w sytuacji, w której się znaleźli, co najmniej jak szczeniackie zauroczenie - a przecież w pysku Khayaal oznaczało to gotowość do niesienia pomocy, do objęcia Hordiana tarczą i podarowanie mu spokoju. Była przecież Strażnikiem, więc każdemu powiedziałaby to samo.
Nawet temu jaguarowi, który teraz podszedł. A może szczególnie jemu?
Popatrzyła na Mogu znad barku Hordiana.
- Witaj, czarny kocie. Dobrze trafiłeś, bo wyznaję się co nieco na medycynie i jeśli będę w stanie, oczywiście pomogę... Ale powiedz mi więcej o chorobie. Ty jesteś jej ofiarą?


RE: Akacja nad rzeką - Mogrim - 04-11-2012

- Niestety nie ja. - Odparłem po chwili zrozumiawszy, że zabrzmiało to dwojako. - To znaczy, ja szukam tylko kogoś kto może pomóc, dać coś co zwalczy chorobę. - Mówiłem płynnie i bez cienia zacięcia. To w bardzo jasny sposób wskazywało, że moje płuca jak i reszta są w doskonałej formie. Przebiegłem przecież przez pół świata do tego miejsca. - Ta o której mówię, to lwica. Boli ją gardło, ale na to - machnąłem łapą jakby to było nie warte uwagi - dałem jej plaster miodu, jak mnie kiedyś Arto. Dalej - ciągnąłem - jest ogólnie wyziębiona, leci jej z nosa i boli ja przy oddychaniu. Czyli ma coś z płucami. - Wymieniałem kolejne przypadłości jak Endy Anderson członków swojej rodziny w święto Dziękczynienia. Gdy doszedłem do końca owej listy kończąc oczywiście na - Jest ogólnie bardzo osłabiona. - byłem już zmęczony samą ilością wypowiadanych słów. Podszedłem nieco bliżej owej nietypowej pary, ale nie miałem ani siły, ani ochoty, ani czasu by być w jakikolwiek sposób nie miły. - Pomożesz? - Spytałem na koniec z lekką nadzieją na potwierdzenie.


RE: Akacja nad rzeką - Hordian - 04-11-2012

Dlaczego ona zawsze się śmiała kiedy on wyznawał jej swoje uczucia? To było frustrujące, ale stary lew nie dał po sobie tego poznać. Widać taką lwica miała naturę.
Mimo wszystko uśmiechnął się lekko słysząc to zapewnienie. Jego już nie obchodziło to, ze zachowywał się jak podlotek. Dobrze było mu przy niej, czy to takie złe?
Jednak tę dziwną chwilę musiał oczywiście ktoś przerwać. Głos Khayaal skierowany do obcego spowodował, ze lew mimowolnie przybrał na pysk makę chłodnej obojętności.
Odsunął sie od kawowej spoglądając na przybysza z cieniem zainteresowania. Nie odezwał się jednak. NIe znał tego samca, a i jego sprawa wydawało mu się nie bardzo go dotyczyła. Słuchał w ciszy czekając na werdykt swojej towarzyszki. Jeżeli ona chciała mu pomóc, pójdzie z nią. Cóż innego mógł bowiem uczynić?
Jego sprawa nie była niecierpiąca zwłoki więc bez wahania zgodziłby się pomóc, jeżeli byłby w stanie.


RE: Akacja nad rzeką - Khayaal - 04-11-2012

- Diagnozowanie na odległość nic nie da, zresztą i tak nie mam ze sobą niczego, co mogłoby posłużyć nam za lekarstwo. Zaprowadzisz nas do niej, czarny kocie?
Khayaal marszczyła brwi, słuchając tego, co mówi Mogrim. Choroba nie była jej znana z autopsji, ale też nie brzmiała na śmiertelne zagrożenie; zapewne lwica zaziębiła się, a nie lecząc tak prostej rzeczy, pogorszyła swój stan. I prawdopodobnie od dawna niczego nie jadła.
Cóż, Przodkowie mieli dziwne sposoby na mówienie jej, czym ma się zająć danego dnia. Popatrzyła znacząco na Hordiana, dając mu do zrozumienia, że jeszcze wrócą do tematu Alainy.
- To nie powinno zająć długo, ale jeśli trzeba będzie ją gdzieś przenieść, mogę potrzebować pomocy. Idziesz ze mną?
Przeniosła wzrok na jaguara, wstając. Była gotowa do drogi. Zawsze była.
- Prowadź.


RE: Akacja nad rzeką - Mogrim - 04-11-2012

- Dobrze więc - odparłem do nieznajomej, lecz pomocnej lwicy, przenosząc wzrok na lwa. Po tym krótkim oglądzie odwróciłem się i wybyłem w stronę jaskini, z której tutaj przyszedłem. Oczywiście wraz z lwem i lwicą.

Z.T z H&K


RE: Akacja nad rzeką - Sheloth - 07-11-2012

Lew szedł. I szedł. Potem szedł. A po tym wszystkim szedł jeszcze trochę, aż dotarł nad rzekę.
O ile mgła wszędzie wokoło była irytująca, o tyle nad wodą zdawała się gęstnieć jeszcze parokrotnie, przesłaniać całą resztę terenów. Dotarł tam właściwie na ślepo, z pamięci. Parę razy się potknął, raz czy drugi nadepnął na coś dziwnego. Śmieszna ta mgła. Sprawia, że codzienne czynności obfitują w takie niesamowite, niespodziewane doznania... Ta. Pewnie.
Legł pod akacją, ponuro przyglądając się zasnutej mgłą okolicy. Wilgotno, smutno, ponuro. I zimno, cholera. Nie to, by jego to martwiło - gęsta, ciemna grzywa swoje robiła. Przez krótką chwilę zastanawiał się, co poradzi na to Felija. A potem przypomniało mu się znów, że to już nie jego problem. Najwyraźniej.
Zapatrzył się w jeden punkt. Nie wiedział nawet, na co patrzy. Kolejny punkt dla mgły.
Idiota. I co teraz zrobisz? Już nawet płakać nie umiesz. Nie wzruszasz się ani nic. Zabiła w Tobie nawet tego beznadziejnego, nieszczęśliwego romantyka. Teraz jesteś po prostu nudny.
Morda.
Nie tak ostro, słodziaku, pamiętaj, że to ja decyduję o Twoim losie.

Jego myśli znów powędrowały do beżowej lwicy. Odtwarzał w myślach raz za razem scenę ich spotkania. Zaskoczenie, ból na jej pysku. Zdziwienie, gdy nie padł jej potulnie do łap i nie błagał o to, by wróciła.
Ona już przecież wróciła. Tylko nie do niego.
Znów zabolało. Chyba po prostu bolało cały czas. Będzie musiał się przyzwyczaić.
I co teraz? W sumie nie wiedział. Ona nie wróci, nie przeprosi. To Felija, czy ona kiedykolwiek przeprasza?
A nawet, jeśli, to czy szczerze?
Jedno było pewne. On miał dosyć. Był gotów znieść dla niej wiele. Zbyt wiele. Ale każdy ma swoje granice. A on... on chyba właśnie swoją przekroczył. Konkretniej, został popchnięty poza tę linię, poza bezpieczną strefę, w której nic mu się nie mogło stać. Ledwo z niej wyszedł, i co? Stało się.
Sheloth już nie był Shelothem. Najwyraźniej. Bo dawny czarnogrzywy już biegałby po tych cholernych terenach, już by jej szukał. Przerażony, że o zgrozo, ona może go zostawić. I co on wtedy, biedaczek, zrobi?
Dzieciak.
Ciekawe, czy dorastanie zawsze tak boli. Jak cholerna terapia szokowa.
Przymknął ślepia, nawet nie licząc na sen.

[ Dodano: 2012-12-01, 16:45 ]
Dość już tu zalegałeś. Podnieś leniwe dupsko.
Idź sobie.
Wstajemy. Już.

Lew przeciągnął się z niechęcią wypisaną na pysku. Koniec końców zapadł w sen, co prawda płytki, ale zawsze jakiś. Nie wypoczął jednak ani trochę. Ścigały go boleśnie wyraźne wspomnienia. Jego przeszłości... jego i Feliji. Fel... Fel, która teraz coś w nim... złamała? Taką małą część, na którą nikt nie patrzy, dopóki się nie zepsuje. Bo kiedy nagle jej zabraknie, to... to się, kurde, wszystko sypie. I ma się problem.
Otóż Sheloth miał problem. Poważny. Konkretnie - całe jego dotychczasowe spojrzenie na świat, cały cholerny światopogląd obrócił się nagle w perzynę. I niby jakiś czas minął, odkąd do tego doszło... Ale jednak. Jak tu normalnie funkcjonować, skoro wszystko boli, dusza płonie, ciało najchętniej leżałoby plackiem i zwyczajnie nie ma co zrobić, by ten stan jakkolwiek zmienić? No nie da się.
Ale on wiedział, że spróbuje. I najpewniej mu się to nie uda... Ale cicho. Spróbuje. Powoli.
P r z e d n i e ł a p y w y p r o s t o w a n e . . .
Chwilka na zastanowienie.
T y l n e ł a p y j u ż p r o s t e . . .
Jeszcze momencik.
Ł e b w g ó r z e.
No, nie było tak trudno. Teraz tylko się ruszyć. Nawet jeden krok wydawał się lwu ponad jego siły. Zawziął się jednak. Postąpił krok do przodu, ostrożnie, niepewnie. Nie upadł. Udało się. Teraz drugi. Też ponad siły. A też się udało. Trzeci. Czwarty.
Dziesiąty.
Dwudziesty.
I dalej.

z/t


RE: Akacja nad rzeką - Tileth - 31-12-2012

Ostatnimi czasy Til błąkał się po okolicznych terenach próbując za bardzo nie rzucać się w oczy. I w sumie to mu się nieźle wychodziło. Teraz jednak straszliwie go suszyło, tak więc jak dotarł nad rzekę, pociągnął z niej kilka łyków, po czym udał się w cień pod akacją. Może odpocząć trochę? Już nie pamiętał, kiedy ostatnio w ogóle mógł się odprężyć.
Tak więc położył się w cieniu drzewa, kładąc łeb na łapach. Wyglądało na to, że jest tutaj sam. Ta błoga cisza sprawiała, że czuł się coraz bardziej senny. Zamknął więc oczy i nie wiadomo kiedy pogrążył się we śnie.


RE: Akacja nad rzeką - Serret - 31-12-2012

Tup, tup, tup. To karakalka Serret postanowiła udać się na Lwią Ziemię w ramach kontynuowania poszukiwań zagubionego jakiś czas temu gepardziątka, w pysku zaś trzymała jeszcze inne młode - dla odmiany serwalkę.
- Tu jest ładnie, co? - zwróciła się do tejże, postawiwszy ją z powrotem na ziemi.
Znów posłała jej wesoły uśmiech. Rozejrzała się po okolicy i najwyraźniej nawet coś dojrzała, bowiem nagle zerwała się z cichym 'ha!', by pobiec w stronę znaleziska. Całe szczęście, że znajdowało się ono na tyle blisko, by nie musiała zanadto spuszczać z oczu Samiyi.
Stanęła. Spojrzała. Postawiła uszy.
- Ale ty nie jesteś Dumą! Jesteś karakalem! - rzekła z niemałym przejęciem, ba!, ton jej można było uznać za wręcz oskarżycielski.
Jak on śmiał wprowadzać ją w błąd i spać w miejscu, w którym ona podejrzewała znaleźć swą zgubę?! A w ogóle jakim prawem on jest karakalem, co on sobie myśli? Bezczelny!


RE: Akacja nad rzeką - Samiya - 03-01-2013

Gdy Serret ją niosła, mała kołysała się miarowo, aż zapadła w drzemkę. Jednak od razu po postawieniu na ziemi otworzyła swoje oczka i ziewnęła. Zaczęła się rozciągać, by pobudzić mięśnie, zaczęły dawać się jej we znaki. Ciocia powiedziała, że tu jest ładnie, na co mała mruknęła potwierdzająco. Po chwili zaczęła badać otoczenie. Co za dziwne drzewo! Nigdy takiego nie widziała! O, jest tutaj nawet woda! Sami nigdy nie widziała tak dużo wody na raz. Jej "rodzinna" rzeczka była bardzo mała. Mała nawet nie zauważyła, że jej opiekunka się oddaliła. Za bardzo interesowała ją ta dziwna woda.
Podeszła do niej zaciekawiona. Co prawda nie chciało jej się pić, ale może ta woda smakuje inaczej od innej wody? Bardziej smacznie? Może słodko, od ogrzewającego jej słońca? A może kwaśno? Jak najszybciej chce jej spróbować! Zanurzyła nosek w wodzie. Ale ona szybko płynie!
Samiya zaczęła pić. Łe, ta woda smakuje zupełnie tak samo! Głupie.
Z obrzydzeniem serwalka odeszła, zniesmaczona tym, że napój smakował tak jak zwykle, zupełnie pospolicie. Usadowiła się na ziemi, w kępce trawy. Słońce łagodnie ogrzewało jej ciałko, ale zaraz zacznie przypiekać!


RE: Akacja nad rzeką - Duma - 04-01-2013

Serret nie musiała napadać słownie na Tiletha. Jej zguba się znalazła! Pojawiła się na horyzoncie, szybko zbliżając do karakali i serwalki. Była zziajana ale wesoła, jak zwykle. Obejrzała się za siebie i tu dopiero spotkało ją rozczarowanie. Nie było za nią Kleo ani Ajris! Zatrzymała się gwałtownie, o mało nie wpadając do rzeki. Rozejrzała się z widocznym zdziwieniem - hmm, a może trochę się pośpieszyła? Przecież zebra biegała wolniej...w ogóle nie biegała! Położyła po sobie uszy, wstydząc się swojej wcześniejszej radości. Zgubiła zebrę, której obiecała pomóc...zostawiła ją samą z Ajris! A nuż białej wpadnie coś dziwnego do łba?
Przeraziła się nie na żarty ale nie miała siły biec z powrotem. Zaczęła iść do przodu, wzdłuż rzeki - musiała ochłonąć po biegu. O, dobrze się będzie ułożyć pod tą akacją! Odpocznie i zaraz tam wróci! Żeby jej tylko nie zniknęły tak jak tata. Tata. I Serret! Ciekawe, gdzie się podziewają?
Zmrużyła brązowe oczy, wpatrując się w kotowate siedzące już pod akacją. O, będzie miała towarzystwo! O, czyżby jedno z nich to gepard? Wspaniale! Z radosnym uśmiechem wymalowanym na pysku, znów zaczęła biec. Postacie się przybliżały...a ona nie hamowała.
- Serret! - z miłosnym okrzykiem wpadła na karakalkę, zwalając ją z łap i wtulając się piaskowe futro. Dobrze było mieć przy sobie ciocię. Bardzo dobrze! Tęskniła.