Schronienie Khayaal - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=7) +--- Dział: Archiwum (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=102) +--- Wątek: Schronienie Khayaal (/showthread.php?tid=422) |
RE: Schronienie Khayaal - Hordian - 14-10-2012 Z każdym jej słowem rosło w nim przerażenie. Żywe, gorące, obezwładniające... Czy naprawdę tak wiele można było wyczytać z jego pyska? Dlaczego tak mało czasu zabrało jej rozgryzienie jego charakteru? Może jednak wszelkie jego bariery były zbyt widoczne? Może zamiast się nimi osłaniać odkrywał wszystko? Ostatnia myśl najbardziej go przestraszyła. Poczuł się obdarty z tajemnic, z godności, nagi... a tego nienawidził najbardziej. Pragnął jak najdłużej pozostawać nieodgadniony, bo tak było najlepiej, bo nie musiał wtedy rozdrapywać starych ran... nawet jeżeli czasem sądził inaczej. Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami w których widać było nawet nie ukrywane przerażenie i zaskoczenie... jednak trwało to tylko chwilę ustępując miejsca złości. Jasne niebieskie oczy pociemniały, stały się wrogie, a przez to jeszcze bardziej zimne. Lecz mimo tego nic nie przejawiało jego uczuć, może odrobinę wypiął pierś, mimowolnie, chcąc dodać sobie siły i dumy, ponieważ poczuł, że właśnie ją traci... Przez długą chwilę mierzył samicę spojrzeniem pełnym gniewu i cierpienia. Powoli zaczynał zastanawiać się dlaczego poczuł tak wielką złość, dlaczego tak bardzo poruszyło go to, że odgadła jego słabość? Prawda była tak trywialna, że aż śmieszna. Zdając sobie z tego sprawę, prychnął cicho odwracając łeb. On zwyczajnie nie chciał pokazać, ze ma jakąś słabość. Miała rację, zawsze na nim polegano, jako synu, opiekunie stada, ojcu, partnerze... On nie mógł okazywać słabości. On miał dawać oparcie i robił to. Do tego przecież był stworzony. Żeby chronić, trwać niczym skała i nie dać się skruszyć. Tak chciał by myślała o nim także Khayaal. Gdy chwila się wydłużyła, w końcu ponownie na nią spojrzał, a jego oczy choć nadal zimne i dumne zatraciły płomień gniewu. Pojął o co chodziło lwicy, jednak on nie miał aż takiej empatii. - Jesteś unikatem - odezwał się ciężkim, głębokim głosem, który odbił się od ścian jaskini - masz niezwykłą empatię i odwagę, choć mógłbym nazwać to brawurą. Nie każda samica odważyłaby się rzucić prawdą prosto w oczy samca, wytykając mu jego słabości. Ostatnie zdanie ujawniało jeszcze jedną rzecz... W stronach Hordiana, samice traktowano inaczej. Nie miały one nigdy pełnoprawnej władzy, co za tym idzie, władca był tylko jeden i zawsze był nim samiec, ponieważ... innych samców nie było. Oczywiście Hordian Zdawał sobie sprawę, że inne stada mogą mieć inny ustrój, ale w tej chwili zwyczajnie się zapomniał. - Jesteś też asertywna, wyrozumiała i stanowcza, choć nie sądzę by wszyscy to doceniali. Nie wyglądasz też na kogoś, kto przejmuje się jakie inni mają o tobie zdanie... I towarzyszy ci zjawa. Zakończył swoją wypowiedź pomijając ocenę wyglądu kremowej, czując się zwyczajnie idiotycznie, prawiąc jej komplementy, bo tylko to przychodziło mu do głowy. Nie był przecież młodym lwem, który szukałby zainteresowania ze strony płci przeciwnej. On już przeżył to co chciał i na następne wojaże, jego serce się nie wybierało. Zbyt wiele stracił, by chciał szukać pocieszenia... A przynajmniej tak na razie sądził. RE: Schronienie Khayaal - Khayaal - 14-10-2012 To, co uderzało w postawie i zachowaniu Khayaal, gdy spokojnie i bez pośpiechu opisywała cechy Hordiana, to jej brak wywyższenia się. Nie było w niej ani nuty potępienia, nie było oceniania, brakowało wskazywania mu, kto tu rządzi i kto jest zwycięzcą w starciu. Bo to nie było współzawodnictwo; szamanka postawiła sobie za cel dotarcie do wnętrza lwa po to, by ujrzał je w nowym świetle i sam zadecydował, co dalej, nie zaś po to, by przestawiać je na własną modłę. Wtedy nie pomogłaby mu ani trochę, miast tego szkodząc. I to na całe życie. Pomimo tego, że tak trafnie wymieniła to, co on postrzegał jako słabości, nie czuła się od niego silniejsza. Przeciwnie, jako mniej doświadczona i szczęśliwsza nie mogła się nawet równać z jego siłą woli i chęcią przetrwania, determinacją do tego, by raz jeszcze stanąć na łapy i stawić czoła nowemu dniu. Ale jeszcze zdąży mu to powiedzieć. Już wiedziała, że zdąży. - Nie rzucam w ciebie prawdą jak kamieniem, Hordianie. Mówię na głos to, czego ty sam wypowiedzieć nie chcesz. Odezwała się cicho, wciąż panując nad tonem głosu w taki sposób, by był zarazem spokojny i ciepły. Nie musiała go pocieszać, natomiast zależało jej, by czuł się tutaj, przy niej, dobrze. Choć zapewne będzie to trudne. - Ta zjawa to mój ojciec, Kuolema. Jeśli zechcesz z nim porozmawiać, wystarczy, że go zawołasz; pojawi się przy tobie, gdy cię usłyszy. Kiwnęła łbem, potwierdzając jego ostatnie przypuszczenie, a właściwie spostrzeżenie. Nie mylił się wcześniej - to rzeczywiście było coś normalnego, przynajmniej w świecie kawowej lwicy; i wyglądało na to, że doszli do punktu, w którym będzie mogła opowiedzieć mu o swym darze i zaproponować skorzystanie z niego. Ale nie na siłę. Niech sam poruszy ten temat, pozornie zastępczy względem jego odkrytych ran. RE: Schronienie Khayaal - Brave - 16-10-2012 Po dłuższym czasie, młody miał dość siedzenia w jednym miejscu. Był zdenerwowany i nie ukrywał tego, postanowił wybyć z terenów Strażników. - Ciekawe czy zauważy moją kilku dniową nieobecność, może w końcu przemysli, że też potrzebuję jej uwagi..- Po tych namysłach, wybył z owych terenów.. z/t RE: Schronienie Khayaal - Hordian - 16-10-2012 Hordian nie słyszał w prawdzie w jej głosie niczego prócz ciepła i życzliwości, jednak nie o ton chodziło, a o to, że własnie powiedziała coś, czego on mówić na głos nigdy nie zamierzał. - Skoro więc wiedziałaś, że nie pragnę o tym mówić, dlaczego postanowiłaś jednak, że moje uszy muszą to usłyszeć? Właściwie to co przeżył, choć bez wątpienia trudne i straszne, nie było końcem świata. On też tak uważał, a przynajmniej próbował... Teraz jak jeszcze zaczął zastanawiać się nad jej poprzednimi słowami, to dziwne, że na tych ziemiach nie było lwów w jego wieku... Poczuł się przez to okropnie stary... W jego rodzinnych stronach, starsze osobniki były traktowane bardzo dobrze, jako że mieli w sobie mądrość i doświadczenie przebytych lat. Jak więc było tu? Dlaczego lwy na ziemiach po których teraz stąpa, żyją tak krótko? Otrząsnął się z tych przemyśleń, by zastanowić się nad następną kwestią. Nad duchami. Wprawdzie nie zdarzyło mu się nigdy widzieć, bądź obcować z takimi bytami, ale nie ukrywał, że było to coś intrygującego. Obce stada były bardzo egzotyczne... - Mówisz o tym, jakby było to coś zupełnie normalnego. Zajrzał w przepełnione ciepłem niebieskie oczy lwicy starając się odczytać z nich cokolwiek więcej prócz niezmiennego wyrazu spokoju i pogody ducha. Czy ona naprawdę taka była? Czy może tak jak on, zakładała maskę by chronić się przed światem? - Więc skoro tak wiele wiesz o mnie, choć nie wyrzekłem na swój temat ani słowa, opowiesz mi coś o sobie? Dlaczego Twój ojciec cię nawiedza? - pokręcił wielkim łbem, a biała grzywa zafalowała ciężko - i nie chcę z nim rozmawiać. Nie jestem dobrym partnerem do rozmów. To była wymówka, jednak nie chciał konfrontacji z kimś kto bez wątpienia miał wiedzę większą niż on, a przynajmniej nie chciał w tej chwili. Jakoś tak obawiał się, że może okazać się jeszcze słabszy... RE: Schronienie Khayaal - Khayaal - 16-10-2012 //Suri, na litość boską, nie minął nawet jeden dzień fabularny, odkąd Khay zgodziła się zająć Brave'em. nie rób dramy.// - Rana, która ropieje, boli przy każdym dotyku i poruszeniu, więc wolisz jej nie ruszać. Jeśli jednak ma się wyleczyć, musisz rozerwać ropień i ją oczyścić, choć to będzie bolało. Ale to krótki, choć ostry i silny ból - przejdzie po kilku dniach. A ropień, jeśli go pozostawisz, będzie się sączył i zatruwał coraz więcej, aż w końcu zamiast chwili spokoju stracisz kończynę. Wyjaśniła, posługując się tą metaforą z taką swobodą, jakby nie pierwszy raz to robiła. I zapewne rzeczywiście tak było - szamanka leczyła dusze, tak jak znachor ciała. Hordian nie był pierwszym "pacjentem". Nie dodała potem nic, choć przez chwilę kusiło ją to. Zrozumie, co chciała mu przekazać. Odpowiadając na jego pytania, zaczęła od części metrykalnej. Miała zamiar pominąć kilka rzeczy, by sprawdzić, jak wiele sam dopowie - jak wiele wie o innych, tylko patrząc na nich i sięgając do wspomnień. Do tego, jak podobne sytuacje wyjaśniały się w przeszłości. W taki sposób "przeczytała" Hordiana i miała nadzieję, że on również dysponuje podobną świadomością - że historia zawsze się powtarza. Nabrała powietrza, wprawiając pomarańczowe pasy na grzbiecie nosa w ruch. - Nazywam się Khayaal, co znaczy radość. Kuolema, który mi towarzyszy, jest moim przybranym ojcem. Prawdziwych nie pamiętam. Był szamanem i ja też nim jestem. Nauczył mnie wszystkiego, co umiał, nim umarł, a zmarł ze starości; po śmierci towarzyszy mi nadal jako mentor, nauczyciel i przyjaciel. Jako jedyny z Przodków, których widzę, pozwala mi czasem na odrobinę prywatności... Istotna informacja. Czy Hordian ją dostrzeże? - Mam ponad pięć lat, odchowałam z pomocą ojca miot; kiedy osiągnęli dorosłość, rozstaliśmy się i nie widzieliśmy od tamtej pory. To silne, samodzielne lwy, świadomie podjęliśmy taką decyzję. Krążę po sawannach i wzgórzach, rozwiązuję sprawy tych, którzy nie potrafią sobie sami poradzić. Pomagam, słucham, zapamiętuję. I cieszę się każdym dniem, bo wiem, jak to jest później. To by wyjaśniało, dlaczego Khayaal z każdym słowem i gestem nadal jest tak samo przyjazna i spokojna. Obcując na co dzień ze śmiercią, masz odpowiednie spojrzenie na to, co przyziemne. A że mało kto cię rozumie? Cóż... Lwica poruszyła się i przyjęła bardziej swobodną pozę, przechodząc do półsiadu; nie leżała tak całkiem, ale nie siedziała też wyprostowana jak struna. Czuła się swobodnie w towarzystwie śnieżnogrzywego; nie wadził jej, nie zanudzał, a przede wszystkim słuchał, zamiast tylko pytać. Nie zamierzała ukrywać tego, że to dla niej ważne. RE: Schronienie Khayaal - Hordian - 17-10-2012 A co jeżeli Hordian nie miał takiej empatii? Co jeżeli był idiotą odnośnie uczuć? Albo może stał się nim przez to, co przeszedł? Patrzył na nią uważnie, analizując każde jej słowo... Chciała zachęcić go do tego, by jej o sobie opowiedział? A może miała na myśli coś jeszcze? On oczywiście zrozumiał metaforę, ale czy chciał rozdrapywać starą ranę? Bo może i ropiała, ale była już choć trochę zaleczona... a może się mylił? Słuchał uważnie mrużąc od czasu do czasu oczy w cichym namyśle... Więc była szamanką, pomagała zbłąkanym, nieradzącym sobie duszom. Czyli on był jedną z nich... nikim wyjątkowym... Ta myśl dziwnie go ukuła. Może dlatego, ze pragnął w końcu wyjść z cienia i stać się na powrót kimś wyjątkowym? Wyraźnie się zasępił. Poprzednia dumna postawa zmieniła się w lekkiego garba, kiedy opuścił pysk. Ale może zamiast grać dumnego i niezależnego w końcu powinien się poddać i dać sobie pomóc? Szczególnie że pojawiła się ku temu taka niesamowita okazja... Nie uszła Hordianowej uwadze wzmianka o tym, ze kremową nawiedzają duchy, ale w tym momencie był trochę zbyt zajęty biciem się z myślami, by bardziej się na tym skupić. - Rozumiem do czego zmierzasz - mruknął pod nosem ponownie kierując na nią swoje spojrzenie, a potem... zaczął mówić... - Ojciec nazwał mnie Hordian, a jeżeli imię to ma jakieś znaczenie, nikt mi go nie wyjawił. Daleko stąd, nie wiem już teraz czy na północ czy na południe są moje rodzinne strony. Nie potrafiłbym tam wrócić, ponieważ już nie chcę. Zgodnie z tradycją odszedłem w wieku dwóch lat. Dziwnie było wymawiać te słowa tak po prostu. Tak po prostu opowiadać komuś historię własnego życia. Jednak brnął dalej, a jego ślepia zaszły mgła wspomnień. - Odszedłem, by nabrać sił, odwagi do założenia własnej rodziny. Zakochałem się w lwicy imieniem Heria... - jak dawno nie wymawiał jej imienia. Jego brzmienie poruszyło coś w jego duszy, co kazało mu na chwilę zacisnąć szczęki, bo inaczej zadrżały by one w bezsilności. - założyłem własne stado, spłodziłem potomków... Alainę i Salima... - drugie wspomnienie, pełne bólu i goryczy... Widok płomieni trawiących sawannę, pisk kociąt, krzyki lwic... a on tak bezbronny w obliczu kataklizmu. Zamknął ślepia. Głos zadrżał mu wyraźnie, choć bardzo starał się nad tym panować - niestety morderczy żar odebrał mi rodzinę i ziemię. Straciłem nadzieję na odnalezienie mojego stada. Pozostałem sam i sam pozostanę. Słowa przebrzmiały echem pozostawiając po sobie nieprzyjemną pustkę. Chwila ciszy w której trwał, pozwoliła mu się pozbierać. - nigdy nikomu o tym nie mówiłem - odezwał się szeptem - nigdy nie wypowiedziałem na głos ich imion odkąd strawił ich pożar... To było trudniejsze niż na początku sobie wyobrażał. Skulił się wyraźnie drżąc lekko, choć bardzo starał się opanować... Zbyt wiele padło słów. Cierpiał. RE: Schronienie Khayaal - Khayaal - 17-10-2012 Khayaal umiała słuchać. Kiedy Hordian przeżywał na nowo dawne dramaty, reagowała bez słów, jedynie mrużeniem granatowych oczu albo poruszeniem wąsów; ogon bujał się lekko na boki, zdradzając, że rozwinięta empatia lwicy wywołuje w niej echo emocji, których doświadczał śnieżnofutry lew. Nie, nie przeżyła takich tragedii, jakie stały się jego udziałem. Ale widziała ich na tyle wiele, by rozumieć, jak potężny miały wpływ na to, kim był teraz. Tym razem nie milczała długo. Słowa powinny wybrzmieć w spokoju, jednak nie pozwoli im zawisnąć między nimi, nie pozwoli mu wierzyć, że to, co się stało, determinuje jego los już na zawsze. Nie postawią nowego muru po tym, kiedy zaczęła go rozbijać i wpuszczać do środka świeże powietrze - choćby i zimne. Nie przy niej. - Byłeś sam, lecz nie musisz nim pozostać. Khayaal podniosła się ze swojego miejsca i postąpiła dwa, trzy kroki ku Hordianowi, bo na więcej w tej grocie nie było miejsca. Intymność jasnych skał, tańczące, wąskie promyki słońca. Drobiny piasku podnoszone ruchami jej łap. Podparła jego bok, wtulając policzek w futro na łopatce samca. Nie, nie zdziwi się, jeżeli Hordian ją teraz odtrąci - zwłaszcza w obliczu tego, co zamierzała powiedzieć. Ale nie o nią ani o jej uczucia teraz chodziło, a o to, by na nowo zaczął czuć i przeżywać. Gniew zawsze daje siłę do zmian - potem wystarczy jej użyć. Kiedy odezwała się znowu, miała pysk tak blisko jego ucha, że nie musiała mówić głośno. Właściwie wystarczał szept. - Zawsze znajdziesz miejsce wśród Strażników, na naszych ziemiach upolujesz zwierzynę, by zaspokoić głód. Znajdziesz schronienie w mojej grocie przed słotą i zimnem. Są wśród nas lwy, które chcą stanowić dla ciebie towarzystwo - bo wiem, że nie nazwiesz nas rodziną jeszcze długo. Ale nawet taka namiastka bliskości da ci oddech, którego tak bardzo ci brakuje. A gdy będziesz gotów, wezwę twoich zmarłych, byś mógł powiedzieć im to, czego nie zdążyłeś onegdaj. Nie jesteś sam, Hordianie. Nie dopuszczę do tego. Miała te ostatnie słowa na końcu języka, jednak nie chciała go spłoszyć. Wystawiała go, odkąd tylko się spotkali, na próbę - nie wiedząc, ile jeszcze zniesie, nim zamknie się na nowo. To dlatego parła do przodu, by zmusić go do myślenia i wspominania, póki widziała, że to robi. I dlatego nadal była tuż obok, grzejąc własnym ciałem jego bok, jeśli jej tylko nie odtrącił. Żeby mu pomóc. I nie zawsze angażowała się tak jak dziś. Ale też nie zawsze spotykała lwy, które z taką siłą stawiały czoło własnemu nieszczęściu. To była cecha, którą w nim podziwiała. RE: Schronienie Khayaal - Hordian - 17-10-2012 Siedział skulony, drżący... Bezbronny. Wstydził się tego, nienawidził siebie za słabość teraz i za tą, która nie pozwoliła mu skoczyć w płomienie. W swoim mniemaniu był tchórzem. Tchórzem, który pozostawił swoją rodzinę na pastwę niszczycielskiego żywiołu. Jego powieki wciąż były zaciśnięte, dlatego nie widział ruchu, ale za to poczuł... Poczuł ciepło jej ciała, tak blisko i tak silnie, że drgnął niespokojnie chcąc na nią spojrzeć. Odwrócił głowę by utkwić pociemniałe od bólu spojrzenie na jej smukłej sylwetce tak ufnie i zwyczajnie do niego przylegającej. Jakby do niego należała, jakby była... Ból rozdarł mu umysł, że choćby śmiał pomyśleć o niej jak o Harii, jednak nie cofnął się, nie odsunął, nie warknął. Siedział sztywno patrząc na nią mając w głowie chaos uczuć. Słowa... To co wypłynęło z jej pyska łagodnym oddechem łaskocząc kosmyki białej grzywy, spowodowało, że ponownie jakaś struna w jego sercu została pociągnięta wydając nieprzyjemny zgrzytliwy akord bólu. - Jestem tchórzem... - odezwał się, a słowa te były wyprane z emocji, puste, martwe... - nie zasługuję na to. Frazes... a jednak w niego wierzył. Karał się samotnością, ciężarem... Nie pozwolił sobie na wytchnienie ponieważ się obwiniał. Bezpodstawnie, bo cóż mógł zrobić? Jednak jego duma, honor jaki nakładała na niego pozycja nie pozwalał mu zrzucić z siebie jarzma winy... Jednak pomimo tego, ze się kajał, uczuwał dziwny spokój po tym co powiedziała Khayaal, a także z powodu jej ciepła... Tak dawno nie czuł bliskości innego lwa. Odetchnął głęboko jakby powracając do dawnej skorupy, ale... - a mimo to... - wykrzywił kąciki pyska w czymś na kształt uśmiechu, co prawda pełnego smutku, ale jednak uśmiechu. - chciałbym tu zostać. Przymknął ślepia ponownie przywołując na pysk chłodną powagę. Nie zasługiwał, był tchórzem, ale tak bardzo tego pragnął... Tej chwili spokoju, która chciała mu zaofiarować... RE: Schronienie Khayaal - Khayaal - 17-10-2012 Miała ochotę się roześmiać, kiedy jej odpowiedział. Była głęboko przekonana, że jakaś część Hordiana, nawet ta najgłębiej schowana, zagrzebana pod głośniejszymi krzykami innych, wie, jak bardzo bzdurne jest to przekonanie i że obciąża go, nie pozwalając na odkupienie. I choć zagłuszona, musiała być silna, skoro wciąż poruszał się i oddychał, zamiast poddać tak naprawdę. Khayaal chciała dotrzeć do tej części. Nie zdjęła pyska z jego grzbietu, opierając ufnie szyję na ciele samca. W jej stronach to miało znaczenie, którą część ciała wykorzystywało się do komunikacji pozawerbalnej - podanie przy powitaniu łapy służącej za broń było wyrazem zaufania, podsunięcie nieosłoniętej krtani lub brzucha, w które cios mógł zabić, stanowiło widomą oznakę tego, że lwica czuje się bezpiecznie i chce to okazać. A bliskość fizyczna wszędzie była rozumiana tak samo. - Tchórzem byłbyś, gdybyś zadał sobie śmierć zamiast szukać rozwiązania w naszym świecie. Ty się zgubiłeś, Hordianie, a ja pragnę pomóc Ci się odnaleźć. Pozwolisz mi na to? Ciepły podmuch owionął ucho samca, gdy jednak nie powstrzymała się od uśmiechu. Nie mógł go widzieć; jej pysk wyrażał radość, prostą dziecięcą radość z faktu, że są tu teraz razem, obok siebie, i cieszą się swoim towarzystwem. Khayaal latami uczyła się dostrzegać te drobne przyjemności i budować z nich swoje szczęście. I niewiele było teraz rzeczy, których pragnęłaby bardziej niż spokojne, niespieszne budowanie tej umiejętności w Hordianie. - Zostań ze mną. Jeśli nie chcesz uczynić tego dla siebie, zrób to dla mnie. Pozwól mi spróbować; jeśli zawiodę, odejdziesz niezmieniony, a jeśli mi się uda, odzyskasz spokój. Daj mi szansę... Khayaal mówiła z przekonaniem, którego nie musiała na sobie wymuszać. Wierzyła, że uda jej się pomóc Hordianowi, że to, co już razem osiągnęli, było zapowiedzią czegoś wielkiego. Musiało być. Potrzebowała tylko tej jednej szansy, ostatniej zgody... I bała się, że jej nie dostanie. Naprawdę się bała. Nie tylko Hordian odkrywał w sobie dawno zapomniane emocje... RE: Schronienie Khayaal - Hordian - 17-10-2012 Jemu w ogóle nie było do śmiechu. Czuł się zagubiony, a uczucia goniły szaleńczym pędem nie pozostawiając miejsca na wytchnienie... On zdawał sobie sprawę z idiotyzmu jaki nim kierował z niepotrzebnej patetyczności, ale czuł się winny. A patetyczność... cóż, był już starszy, miał swoje przyzwyczajenia, tradycje... To też tworzyło go takim jakim jest, nie koniecznie w negatywny sposób. Ponownie siedział dumnie wyprostowany, nie dając po sobie poznać, czy jakaś cząstka jego duszy cieszy się razem z nią. Jednak nadal się nie poruszył, a to mogło oznaczać, że albo nie miał na to ochoty, albo zwyczajnie uważał, ze nie powinien reagować zbyt ostro wobec okazywanej... sympatii? Nie potrafił teraz tego nazwać inaczej... Jej słowa znów przepełnione dziwną mocą... prośbą... Dla niej? Ale dlaczego? Co przyjdzie jej z niańczenia starego lwa? Jednak to co powiedziała miało wielka wagę... Własnie ważyły się jego losy. Powoli, jakby z ociąganiem odsunął się, stając na przeciw niej. - Już wcześniej powiedziałem ci, że zostanę. - powiedział cicho, ale patrzył jej prosto w oczy z powagą i siłą godną jego rozmiarów oraz przeżytych lat. - naucz mnie... - poprosił jeszcze trochę ciszej, a na myśli miał każdy aspekt nowego życia jakie mu ofiarowała, a potem... potem zrobił coś, czego pragnął, a od dawna nie otrzymywał. Przysunął się do niej pochylając głowę i wtulając ja w jej bark, chowając gdzieś pod brodą potężny pysk... Czuł miękkość sierści, ciepło, zapach... ofiarowując samicy ciężki, gorący oddech, który buchał z wtulonego w kawowy puch, nosa. Odpoczywał wtulony w szyję kawowej, zupełnie jakby znali się od lat. Jakby byli najlepszymi przyjaciółmi, może nawet kochankami... Bo czy własnie powierzając jej swoje życie nie stała się dla niego kimś ważnym? Czyżby w końcu pozwolił sobie na nowy początek? Przynajmniej spróbował. Zaufał jej i bardzo pragnął się nie zawieść. RE: Schronienie Khayaal - Khayaal - 17-10-2012 Khayaal poruszyła się, gdy Hordian wreszcie przerwał ich milczenie, odsunął się na tyle, ile pozwalała grota. Również wstała, podnosząc łeb, by widzieć jego spojrzenie. Przez moment bała się, że nie otrzyma tej zgody, że zbyt nagięła granicę, którą przed nią rysował. Ale nie. Zaufał jej. Uśmiechała się, gdy wtulił łeb w zagłębienie obok jej szyi, tak jak ona wtedy. I gdy westchnął, rozdmuchując kawową sierść we wszystkie strony. Silny zapach samicy kręcił w nosie - niedawno zaczęła się jej ruja, przez co dążyła do kontaktu bardziej niż zwykle, nawet jak na siebie; Khayaal nigdy bowiem nie stroniła od dotyku. - Witaj wśród Strażników, Hordianie. Witaj w moim domu. Powiedziała, ostatecznie pieczętując już to, co tyle razy sobie powiedzieli. Cieszyła się z decyzji, którą podjął i z tego, jakie perspektywy otworzył jej tym samym. Otarła się policzkiem o śnieżną grzywę samca; kosmyki załaskotały ją w nos, więc kichnęła, a potem roześmiała się cicho. Nie, to nie była zwykła reakcja w sytuacji tego rodzaju, ale chyba pojął już, że ciężko mówić o zwyczajności w jej otoczeniu. Trwaliby tak jeszcze w ciszy, gdyby wkrótce nie pojawił się Kuolema. Wstawił łeb do groty, ale na swój sposób - wystając do barków ze ściany; nierzeczywisty, niematerialny, a jednak obecny i jak najbardziej prawdziwy. Odchrząknął, by zwrócić na siebie ich uwagę. - Właściwie to nic nie chcę. Tak tylko sprawdzam, czy wszystko w porządku, bo się stęskniłem. Oznajmił, uśmiechając się do córki z pobłażliwością przynależną ojcu. Jasne, że wiedział, co się tu dzieje. I wciąż, pomimo śmierci i jej dorosłości, musiał się do tego wtrącić. Pewne rzeczy nie zmieniają się nigdy... RE: Schronienie Khayaal - Hordian - 17-10-2012 Słowa te były obietnicą, przypieczętowaniem... Hordian poczuł dziwny uścisk w żołądku. Czy był teraz jednym z nich? Właściwie nie chciał... Nie chciał niczego więcej prócz ciepłego głosu Khayaal, jej zapachu i dotyku. To jej powierzył swoje istnienie w pewien dziwny pokrętny sposób, pozwalając by pierwszy raz od lat, ktoś poruszył struny w jego sercu wzbudzając inne tony niż tylko ból. I zapewne trwali by tak długo, bo i Hordian nie chciał zbyt szybko odsuwać się od kawowej lwicy, chłonąc jej słodki zapach... Jednak gdy kichnęła, drgnął i podniósł głowę spoglądając na nią niepewnie. Mimo tego, ze jej śmiech brzmiał miło dla ucha, był niezobowiązujący, szczery, to w jasnych ślepiach starszego lwa nadal gościła nieodmienna pustka, ale pozbawiona wcześniejszego chłodu... Być może to niewielki krok, ale Hordian nareszcie przestał błądzić i ruszył nową ścieżką. Słysząc głos, który zdawał mu się dziwnie odległy, skierował spojrzenie na źródło dźwięku. Widząc wyłaniającego się ze skały niematerialnego lwa, odchrząknął i uniósł głowę odsuwając się od samicy zdecydowanie. - Dziękuję - rzucił sztywnym tonem i pochylił przed Khay głowę. Poczuł się skrępowany, przyłapany... znów. Nienawidził tego uczucia. Mimo to nie dał po sobie poznać poczucia zażenowania, przybierając hardą, dumną postawę, taką która była mu najbliższa. Konsternacja. Czy powinien coś powiedzieć...? A właściwie, to czuł się tym wszystkim zmęczony. Rzeczą, która miał ochotę teraz zrobić, było ułożenie się wygodnie na miękkim mchu i pozwolenie, by umysł odpłynął na morza snu. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić... nie w obecności dziwnego ducha, będącego o zgrozo ojcem jego duchowej mentorki. RE: Schronienie Khayaal - Khayaal - 17-10-2012 Kawowa parsknęła, kiedy Kuolema wtrącił się w jej życie w nieprzerwanym do tej pory paśmie Wiedzenia Lepiej. Jasne, jak do tej pory nie mylił się nigdy poważnie, co najwyżej w sprawie detali. Ale o ile byłaby bogatsza, o ile bardziej doświadczona, gdyby pozwolił jej dojść do tej wiedzy samej. - Tato, ty zawsze jesteś stęskniony. Idź porozmawiaj z Nel, dowiedz się jak najwięcej o Bravie. Może ma gdzieś ojca, któremu trzeba go oddać. Pogoniła ducha łapą, a stary lew pozbawiony ucha wyszedł powoli z jaskini przez sklepienie, śmiejąc się bezgłośnie. Czasami, zamiast być mentorem, zachowywał się jak psotna zjawa. I niestety była to rzecz, do której trzeba było przywyknąć. Popatrzyła potem na Hordiana, mając potrzebę objaśnienia swoich słów. I tak musiał się zastanawiać, kim było to całe stado, jakie już napotkał, więc mogła rozjaśnić choć tę część mroku. - Brave to ten jasny samczyk, którego poznałeś. Nel to jego matka. Zginęła w obronie dziecka, a gdy on dotarł do mnie, poprosiła, bym przejęła nad nim opiekę. Co było dalej, już wiesz. Wszystkie te wydarzenia miały miejsce tylko jednego, bardzo długiego dnia, który Khayaal chciała już zakończyć. To samo zmęczenie widziała w oczach Hordiana, więc trąciła go w ucho i poprowadziła za sobą w kąt jaskini. Tam weszła, chyląc łeb, pod nawis skalny; chroniona nim płąska przestrzeń służyła jej za legowisko. Przestrzeni było tyle, by dwa dorosłe koty leżały obok siebie wygodnie, jednak nie oddzielnie. I właśnie tam go zaprosiła bez słów, wskazując nosem miejsce koło siebie. Ułożyła łeb na łapach, obserwując Hordiana. Zapach rui unosił się w powietrzu. RE: Schronienie Khayaal - Hordian - 17-10-2012 Zerknął kątem oka na oddalającą się zjawę. Khayaal traktowała go inaczej niż myślał na początku... Właściwie to oczywiste, że nie można ducha traktować jak żywego lwa, ale nie można też zupełnie go ignorować, szczególnie że był on tak bardzo rzeczywisty. Mimo to lwica pogoniła go niczym nieznośnie brzęczącą muchę... A co tyczyło się chęci poznania członków stada, niuansów z nimi związanych, to owszem. W Hordianie kiełkowało już ziarno zaciekawienia zasiane przez kawową na samym początku ich spotkania. A teraz kiedy wspomniała kim jest dla niej Brave, przypomniał sobie o tym, że myślał, iż ma ona swoją rodzinę, oraz o tym, że ma już odchowane dzieci. To znaczyło, ze albo nigdy nie chciała jej mieć, albo tez ją straciła... a przynajmniej partnera. Tak on to zrozumiał. - Dlaczego duchy wybrały akurat Ciebie? - wymruczał pytanie kiedy samica ruszyła w kąt jaskini. Przez chwilę się zawahał kiedy się położyła wyraźnie robiąc mu miejsce obok siebie. Czy w ogóle powinien... Może i nie, ale chciał i obecnie nie była to tylko potrzeba jego duszy, ale i zwykły instynkt, uczucie podniecenia związane z odwiecznymi prawami natury, koleją rzeczy... To pewnie dlatego tak do siebie lgnęli... Kto wie czy za parę dni wszystko nie obróci się do góry nogami? Jednak nie był on też młodzikiem, który odczuwszy zapach samicy rzuca się bez opamiętania. Poza tym w Hordianie była już na stałe ukształtowana z jego charakterem duma, pewna dostojność, co nie pozwalało mu na podporządkowywanie się najprostszym instynktom. Jego wielkie ciało z trudem wsunęło się pod skalny nawis. Ich boki się stykały, a pyski były zaledwie o parę centymetrów od siebie oddalone. Dmuchali sobie ciepłym powietrzem w nosy. Po białym samcu zupełnie nie było już widać zmieszania. Patrzył na samicę wyczekując odpowiedzi na pytanie jakie jej zadał... W głębszym półmroku, jego oczy stały się ciemniejsze, drapieżniejsze, ale przecież był zupełnie spokojny... Nie licząc szybszych uderzeń serca. RE: Schronienie Khayaal - Khayaal - 17-10-2012 Khayaal ucieszyła się, kiedy Hordian położył się koło niej, i cofnęła się odrobinę, by ufnie oparzeć pysk o jego bok. Specjalnie przyjmowała taką pozę - trochę z tyłu, trochę za jego uchem; po części dla siebie, bo lubiła dotyk miękkiej, białej grzywy, a po trochu paradoksalnie dla niego. By nie musiał patrzeć jej w oczy. Wtedy rozmawiało się łatwiej. A w takim ułożeniu mógł się nie martwić tym, że boi się utrzymywać nawiązane spojrzenie, bo po prostu nie miał jak. - Duchy wybrały Kuolemę dawno, dawno temu. Potem kazały mu odnaleźć mnie, a on uznał, że nadaję się na córkę i uczennicę. Odziedziczyłam to zadanie po nim; kontynuuję pracę, którą rozpoczął on i jego przodkowie. Nie wiem, dlaczego wybrały akurat mnie, ale nie wiem także, dlaczego wybrały jego oraz naszych poprzedników. Oczywiście, że zastanawiała się nad tym podczas swojego życia - czemu? W jakim celu? I za jakie, u licha, grzechy? Nie potrafiła jednak udzielić odpowiedzi ani sobie, ani tym, którzy pytali. A duchy miały odpowiedzi tysiące - zależnie od tego, kogo spytała, odpowiadały inaczej i wiele z nich brzmiało na tyle wiarygodnie, że mogłyby mówić prawdę. Ale to niemożliwe, żeby sto odpowiedzi było równocześnie prawdziwych, skoro się wykluczają... prawda? Dlatego przestała się zamęczać tym pytaniem. Szkoda było czasu i energii, skoro mogła je wykorzystać w o wiele lepszych celach. Bardziej pożytecznych. Nie mówiła nic więcej, oparta wygodnie o potężnego, białego samca u jej boku. Tak, była bardzo blisko, intymnie blisko, ale nie wykonywała następnego ruchu. Zaletą wieku było doświadczenie i idąca za nim dojrzałość; Khayaal wiedziała tak samo dobrze jak on, że to nie jest ich ostatnie spotkanie w życiu, a pośpiech potrafi zniszczyć coś o wiele bardziej cennego od chwili fizycznej przyjemności. Jej oddech uspokoił się, a półmrok zmuszał do poszerzenia źrenic. Nie mówiła nic. |