Król Lew PBF
Wodopój przy jaskiniach - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Dolina Spokoju (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=69)
+---- Dział: Mroczne Groty (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=70)
+---- Wątek: Wodopój przy jaskiniach (/showthread.php?tid=1702)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18


RE: Wodopój przy jaskiniach - Kuro - 03-12-2016

No i udało mi się nieco przesunąć w stronę wschodu, chociaż trwało to dłużej niż przypuszczałem. Jednak co ja mogłem na to poradzić? Po drodze widziałem tyle niezwykłości, spotykałem fascynujących kompanów, z którymi wymienialiśmy opowieści oraz historie, jak to ptak z ptakami. My, istoty obdarzone parą skrzydeł i piórami, podróżowaliśmy bardzo często, zatem każde doświadczenie było inne, niespotykane nigdzie indziej. Lecz dość już tych rozmyślań i bujania w obłokach, chociaż faktycznie leciałem niezwykle wysoko. Złożyłem skrzydła i zapikowałem, obracając się przy tym w okół własnej osi. Dopiero, kiedy znalazłem się blisko tafli wodopoju znów rozłożyłem skrzydła i poszybowałem tuż nad krystaliczną wodą, zanurzając w niej delikatnie pazurki, zostawiając na niezmąconej powierzchni delikatne rysy. Kilka solidnych machnięć i wylądowałem na jednym z kamieni, który leżał przy brzegu wody. Otrząsnąłem się z nadmiaru wilgoci, jaka zebrała się na powierzchni moich piór, podczas tego długiego lotu. Napuszyłem się przy tym jak najeżony jeż! Musiałem wyglądać naprawdę komicznie, zatem szybko zabrałem się do odpowiedniego układania piórek. Dopiero po sekundzie, może dwóch, zorientowałem się, iż nie jestem sam! Cóż za poważny błąd! Otaczały mnie same drapieżniki, które gdyby chciały to z łatwością mogłyby pożreć mnie jednym kłapnięciem swoich potężnych szczęk. Znajdowałem się jednak w pewnej odległości od każdego z nich, miałem więc nieco czasu na reakcję, w razie jakiejkolwiek wrogości ze strony tych lwów i... cętkowanych kotów? Och jakże ciekawe! Chciałbym ich zapytać o tyle rzeczy! Nie wypada jednak tak prosto z mostu, zatem przywitam się najpierw grzecznie. Odchrząknąłem i ukłoniłem się z czubkiem lewego skrzydła przy piersi.
- Witam was wszystkich mądrych panów i miłą panią! Przepraszam za to wtargnięcie, nie było ono celowe. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 04-12-2016

Oburzenie szarej tylko mocniej go rozbawiło. Myślała, że taką jest znawczynią Zachodu? Nic nie wiedziała o tym stadzie, i z każdym słowem tylko tego dowodziło. Co było w smak Cahianowi, w którym wciąż tkwiło rozżalenie skierowane ku Zachodnim Ziemiom, zatem z chęcią zaprzeczał pięknemu wyobrażeniu gepardzicy.
-Przywódcą - wypowiedział to słowo niczym najgorszą obelgę - Rządził stadem jak chciał, kto mu nie pasował tego zabijał, a gdy mu się znudziło, odszedł bez słowa, zostawiając Zachodnich bezbronnych. - mówił z wyraźną pogardą, obserwując uważnie reakcję wzburzonej samicy. Nie znał jej powiązań z Ragnarem, ale jeżeli go idealizowała... To trafiła na złego rozmówcę, który go demonizował. Tylko gdy miał wspomnieć o Deyne wyraz jego pyska nieco złagodniał, czy może raczej zniknęło z niego poirytowanie. Cofnął lekko uszy, i odezwał się już mniej atakującym tonem.
-Deyne poważnie zachorowała, niemal nie była w stanie zajmować się swymi dziećmi. Ostatecznie to Nuru zajmował się nią... Niemal do samego końca. - mówił to niemal spokojnie, ale już po chwili w jego tonie znów pojawił się jad -Ale czy nie powinnaś tego wiedzieć, o wielka znawczyni potężnego Zachodu?
Również poderwał się na wszystkie łapy, gdy szara raptownie wstała. Rozwścieczonym samicom różne głupoty wpadały do łba, więc o ile z chęcią będzie kontynuował drażnienie gepardzicy, postara się zachować bezpieczną odległość, gdyby zechciała ona na niego się rzucić. Poza tym, wydawało mu się że usłyszał coś za sobą, więc odwrócił łeb by skontrolować sytuację. Ta. Kolejna osoba dołączy do tej jakże fascynującej rozmowy. Młody, widząc że obcy samiec uparcie zmierza w jego kierunku, nie miał zamiaru stać do niego tyłem, więc szybko się obrócił, by być z boku w stosunku i do obcego lwa, i do gepardów. Nie był głupi. Odsunął się przy tym na parę kroków.
Zacisnął mocno w zęby, słysząc uwagę obcego. Jedynie potężne rozmiary samca powstrzymały brązowogrzywego od kąśliwej, pyskatej odpowiedzi, i w ostatniej chwili zmełł w pysku przekleństwa. Zmusił się do wzięcia głębszego oddechu. Przymknął na chwilę błękitne ślepia. Pozwolił, by spokojniejszy Velse zbliżył się do niego i skorzystał z jego umiejętności.
Gdy otworzył oczy, w zimnych błękitach wciąż widać było irytację, ale już nie gniew.
- Zauważ, o nieznajomy, że to jak się odzywam do kogokolwiek jest tylko i wyłącznie moją wolą, a zatem tylko i wyłącznie moją sprawą - odezwał się zaskakująco chłodnym tonem w porównaniu z jego poprzednimi wypowiedziami, ale w jego głosie wciąż słychać było ślad drwiny - Nieznajomy, ja się do twoich spraw nie wtrącam, byłbym zaszczycony, gdybyś mi się tym odwdzięczył.
Nagłe odezwanie się cętkowanego samca, który jak na razie nie grał większej roli w rozmowie, wcale mu humoru nie poprawiło. Uniósł wysoko brew i spojrzał na niego pogardliwie.
- A może upolowanie geparda byłoby łatwiejsze? - odpysknął mu szybko.
Wiadomo, że prędzej pyskował jakimś tam gepardom, niż rosłym, grzywiastym, lwim samcom. Wiele można było o nim powiedzieć - że jest raptowny, gwałtowny, ciągnie go do bitki, lubi drażnić innych i czasem wręcz prowokuje mordobicie. Ale nie był samobójcą. Nie miał zamiaru rzucać takich tekstów o wiele groźniejszemu osobnikowi.
Sytuacja była napięta, głównie z winy pyskatości Cahiana oraz gwałtowności szarej, nie wspominając o dwóch pozostałych samcach, którym się chyba nudziło. A tu nagle jakiś niepozorny ptaszek odzywa się grzecznie, co z pewnością ściągnęło uwagę wszystkich tu zebranych. No, beżowy na pewno spojrzał w tej chwili na Kuro, ze zdziwieniem ukazanym na pysku. Ha, może to dobrze? Może dzięki temu zebrani tutaj nie skoczą sobie do gardeł? Może. W każdym razie, brązowogrzywego to zbiło z pantałyku, a że akurat co do dziwacznego ptaka, który uznał że może spokojnie się odzywać do groźnych drapieżników nic nie miał, to nawet na niego nie naskoczył!
-A, e, salve? - powiedział niepewnie, bo dotychczas skupiał się na nieoczywistym obrażaniu gepardziego samca, drażnieniu szarej prawdą i nie podpadaniu zbytnim ogromnemu lwu, gadanie z ptakami już przerastało jego możliwości podzielnej uwagi.



RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 05-12-2016

Mimo że obecność wielkiego lwa wciąż rozpraszała szarą, to nie umknął jej sposób, w jaki Zephyr zwracał się do chudzielca. Trochę zbyt ostra reakcja niż można by się po nim spodziewać. Shiya uśmiechnęła się doń z uznaniem, ale nie trwało to długo, bo odpowiedź lwa skutecznie skierowała jej uwagę właśnie na tamtego.
I zezłościła nie na żarty.
- Chyba umknął ci fakt, że jestem gepardem. Dla twojej wiadomości, dorosłe gepardy nie żyją w stadach, więc jak niby miałabym zostać na zachodzie... Ale nie pozwolę ci obrażać tych, którym zawdzięczam życie.
Widać było różnicę w jej zachowaniu w porównaniu do tego, co sobą reprezentowała, gdy po raz pierwszy zjawiła się na terenach ówczesnego Bractwa Jadu. Wtedy jeszcze tliły się w niej resztki nadziei, że kiedyś znów zamieszka razem z lwami, nawet jeśli miałaby stać najniżej w hierarchii... Zephyr uświadomił ją, że co prawda lwem nigdy nie będzie, ale gepardy też mają swoją wartość. Jakąś.
Uniosła łeb, nienawistnie wgapiając się w burego samca. Ależ on miał tupet! Nie wierzyła w to, co opowiadał, a przynajmniej starała się przekonać samą siebie, że to nie może być prawda. Ragnar i Ni byli w jej oczach uosobieniami ideału i nie mieściło jej się w głowie, że miałoby być inaczej. Napięła mięśnie. Była gotowa w każdej chwili zaatakować grzywiastego, gdyby ten posunął się jeszcze dalej, ale póki co udawało jej się od tego powstrzymywać.
Nagle usłyszała dziwny, niepodobny do kocich głosów dźwięk. Zerknęła na ptaka, który zjawił się tu ni stąd, ni zowąd. Nie zwykła rozmawiać ze zwierzyną łowną, ale była na tyle zaskoczona, że nawet mu odpowiedziała:
- Salve - rzuciła szybko i natychmiast tego pożałowała, zdawszy sobie sprawę z tego, że dokładnie tego samego słowa użył ten niby-Zachodni gbur.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 06-12-2016

Tak naprawdę nikt z bractwa nie widział rozzłoszczonego Zephyra. Zawsze udawało mu się panować nad emocjami. Nawet, gdy drażniła go Cierń, podczas kłótni z Israelem, czy w momencie wtargnięcia lwów do ich dawnej siedziby. Zawsze był opanowany, bo takiego Zephyra potrzebowali. Ale teraz dał się ponieść. Nie pozwoli, by jakiś chuderlawy lew w jakikolwiek sposób obrażał Shiyę. Co prawda nie był to jedyny powód, który napędzał w tej chwili geparda, ale to na nim postanowił się skupić.
Nawet nie słuchał gadaniny o niejakim Ragnarze i Deyne; wolał dowiedzieć się o nich od szarej. Pilnował jedynie, żeby nie padło żadne niechlubne słowo w jej kierunku. Trzeba przyznać, że opowiedzenie się większego lwa po ich stronie dodawało mu nieco odwagi, choć paradoksalnie irytował go w podobnym stopniu, co młodzik. Najchętniej pozbyłby się ich stąd obu.
- Musiałbyś znaleźć jakiegoś z połamanymi łapami - zadrwił, gdy dotknęło go spojrzenie błękitnych oczu.
Nie da się zastraszyć jakiemuś chłystkowi, nawet jeśli jest lwem. Zazwyczaj jego odpowiedź byłaby ostrożniejsza, ale w chwili obecnej był zbyt rozdrażniony. Mimo wszystko nie był na tyle głupi, by rzucić się na grzywiastego. Jedynie w ostateczności. Ale z dwojga gepardów to Shiya była bardziej impulsywna, więc samiec mógł się tylko domyślać, co chodzi jej po głowie.
Gdy atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, z pewnej odległości gromadkę kotów doleciał obcy głos. Zephyr tylko na moment odwrócił łeb w stronę czarnego ptaka. Nie raczył go nawet powitaniem, chciał jedynie sprawdzić, z czym mają do czynienia. Jego elegancka przemowa zmieniła nastrój, przez co Zephyr trochę się rozluźnił. Choć wciąż łypał groźnie na Tyrvelse.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 11-12-2016

Chłodna, rozsądna obecność Tyra i jego uspakajający wpływ pomógł. Był on o wiele spokojniejszy od Cahiana, i choć teraz wciąż nie miał wiele do powiedzenia, jego opanowanie udzieliło się jego bardziej porywczej stronie.
Przynajmniej dopóki gepardzica nie odezwała się znowu. Bo Cahian uznałby to za zwykłą, równie bezczelną odpowiedź co jego, ale w jednej chwili zburzyła ona całkowicie spokój i opanowanie Tyra.
Teraz już nie pogarda czy złośliwość malowała się na pysku beżowego, a gniew, błyszczące w błękitnych oczach rozżalenie i ból.

Cahian odstąpił pola, pozwalając Tyrowi wylać swe żale.
-Zawdzięczasz im życie? - parsknął - Więc gdzie byłaś, gdy Deyne z każdym dniem chudła i marniała, gdy już nie mogła o własnych siłach wyjść z groty, o polowaniu nie wspominając? - mówił coraz głośniej z każdym słowem, a w jego ton był przepełniony wyrzutami, bólem i nawet oburzeniem -Gdzie byłaś, gdy to ona potrzebowała twojej pomocy?! - krzyknął rozdzierająco.
Nagle zniknęła ta szaleńcza iskra gniewu w spojrzeniu, błękitne ślepia mroziły chłodem, odrzucały pogardą. Choć jeszcze przed chwilą młodzieniec miał napięte mięśnie, wysunięte pazury i wyglądał jakby miał się gotować do skoku, teraz jego sylwetka nie tyle rozluźniła się, co przestała zdradzać gotowość do walki.
-Ale czego spodziewać się po wychowance Ragnara - powiedział nagle cicho, spokojnie, pobłażliwym tonem. Jakby szara była jedynie niesfornym malcem, z którego nic dobrego nie wyrośnie, dzieckiem spisanym na straty, które zachowuje się przy życiu tylko dla rozrywki.
Niczym, co warto traktować poważnie.
Zupełnie zapomniał o czarnym, nietypowym, ptasim rozmówcy, o wielkiej kupie mięsa i futra, o cętkowanym samcu. Spoglądał tylko na szarą gepardzicę, która otwarcie przyznała się, że zwyczajnie olała lwie stado, które się nią opiekowało, karmiło, wychowało.
Stado ma być rodziną. Tak mówili Zachodni.
Jak widać, każdy z nich kłamał.
Jednak głos geparda dotarł do niego, a Velse raptownie odwrócił w jego stronę pysk, spoglądając na niego ostro.
-To się da załatwić - odpowiedział beznamiętnym tonem.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 14-12-2016

Raziel napisał ostatni post 1,5 tygodnia temu, więc uznajmy, że poszedł/schował się gdzieś, zażenowany kłótnią gepardów i Tyra.

Szara miała dość tej rozmowy. Z jednej strony bolało ją to, co tamten mówił o Ni, a poza tym - czym ona sobie zasłużyła, żeby... ktoś taki nią pomiatał? To miał być lew z tego Zachodu, za którym płakała w ukryciu? Gotowy tylko wytykać innym błędy, nawet nie racząc wysłuchać wyjaśnień? Tym się stało jej stado? W takim razie chyba to i lepiej, że się od niego odłączyła.
Poderwała łeb, wpatrując się w "rozmówcę" gniewnymi szklistymi oczyma. Brakowało jej słów.
- Daruj sobie - wypluła z irytacją, bezskutecznie próbując powstrzymać się od płaczu. - N-nic o mnie nie wiesz!
Zdawała się zwracać uwagę tylko na błękitnookiego; o obecności największego kotowatego zdążyła już zapomnieć. Mimo że jeszcze przed chwilą po cichu się nim zachwycała, to teraz miała dość grzywiastych jak na jeden dzień, co w jej przypadku było myślą dość nietuzinkową. Beżowy udowodnił, że pod nie-do-końca-piękną-choć-niezgorszą powłoką może kryć się paskudna, zawistna osobowość. A nakrapiana zwykła unikać toksycznych osób, wyznając zasadę, że lepiej trzymać się z tymi, którzy akceptują cię ze wszystkimi twoimi wadami niż na siłę szukać "idealnego" towarzystwa, które jednak nawet nie próbuje cię zrozumieć.
Chociaż sama była roztrzęsiona, to nie omieszkała z niepokojem obserwować wymiany zdań między samcami. Nie spodziewała się takiej reakcji "guru" i miała wobec niej mieszane uczucia. Imponowało jej, że stawał w jej obronie, nie bojąc się, co tu kryć, oczywiście silniejszego przeciwnika... Ale, mimo wszystko, nie chciała walczyć. Nie da się tak łatwo sprowokować, zwłaszcza że trudno by było się na kogoś rzucać na tak drżących łapach; może i do statecznej damy jej daleko, ale nie była też głupim młodzikiem. Jedyne, czego teraz pragnęła, to szybko i skutecznie zaradzić rosnącemu napięciu oraz potencjalnemu atakowi geparda na lwa. I wynieść się stąd. Z Zephyrem.
Postawiła uszy, przełknęła spływające jej aż do pyska łzy i spontanicznie przysunęła się do swojego najbliższego i jedynego przyjaciela. Rzuciła mu proszące spojrzenie i nieco pospiesznie, acz na swój sposób czule, otarła łbem o jego cętkowany polik i nieśmiało stuknęła ogonem jedną z jego tylnych łap.
- Zeph, chodźmy już - wyszeptała, zatrzymując rozbiegany wzrok na zielonych ślepiach.
Już raz zaglądała w te jego oczy w złudnej nadziei dojrzenia w nich natychmiastowych i niezadowdnych rozwiązań na wszystkie swoje dylematy. Musiało minąć pół roku, zanim zrozumiała, że one były tam od początku, tylko to jej samej wygodnie było pozostawać ślepą. Pytanie, czy teraz on zechce wpatrywać się w nią w ten sam sposób.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Zephyr - 15-12-2016

Lew zaczął mówić coraz głośniej, więc teraz jego słowa docierały do cętkowanego w większej części. Zephyr skupił się na jego ruchach, od początku będąc przygotowanym na reakcję. Jego mięśnie aż pulsowały wyczekując słów grzywiastego, które stałyby się zwiastunem ataku. Jednak nie doczekał się tego, co raczej wyszło wszystkim na dobre. Lew częściowo ochłonął, choć wcale nie stabilizowało to sytuacji.
Czujność geparda obejmowała tylko niebieskookiego, bo to jego uznawał za najbardziej prawdopodobne zagrożenie. Zwrócił uwagę na Shiyę dopiero, gdy usłyszał jej załamany głos i zorientował się, jak bardzo słowa intruza ją ranią. Wzdłuż czarnego szlaku płynęły łzy. Pierwszy raz był świadkiem, gdy coś doprowadziło szarą do płaczu. A raczej ktoś. I chociaż teraz jeszcze bardziej zapragnął coś wyrwać delikwentowi, opanował się, poruszony stanem gepardzicy.
- Zwyczajnie się przeliczyła sądząc, że zostawia bliskich w dobrych łapach - mruknął z wyrzutem do lwa. Nie chciał tymi słowami urazić ani gepardzicy, ani osób, o których była mowa. Jednak zarzuty beżowego były żałosne. Czyżby nagle gepard mógł zdziałać więcej niż przewspaniałe lwy? Shiya nie znała się przecież na leczeniu. Czy to jej wina, że tamtejsze lwy kiepsko polują? Obarczanie jej winą było niesprawiedliwe, a wręcz zakrawało o hipokryzję.
Zephyr był już daleki od rzucenia się na lwa. W końcu tamten pośrednio sam przyznał, jaki jest beznadziejny. Gepard jeszcze przez chwilę wpatrywał się w niego z determinacją, choć uszy położył po sobie, nie dając oznaki wściekłości. Oderwał od niego wzrok dopiero, gdy poczuł bliskość Shiyi. Smutne spojrzenie załzawionych oczu łamało mu serce. Kiwnął łbem, aprobując pomysł oddalenia się.
Spojrzał stanowczo na lwa w ramach pożegnania, po czym obszedł szarą prawie dookoła, by obrócić się razem z nią w przeciwną stronę. Dostosował tempo do jej kroków. Wciąż nasłuchiwał, czy nie są ścigani.
- Przykro mi z powodu Deyne... - szepnął do szarej, gdy oddalili się kawałek od lwów. Żałował, że nie dociekał nigdy wcześniej jej historii; że nie próbował dowiedzieć się o jej bliskich. Twierdziła, że przeszłość nie jest dla niej istotna, ale najwyraźniej było to dalekie od prawdy.



Daję "zt", ale w razie czego usunę :P


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 17-12-2016

Uderzył go widok złotych ślepi przysłoniętych zasłoną łez, bo dobitnie pokazał mu, jak bardzo jego słowa ranią szarą. Bo przez tę krótką chwilę poczuł, że ona podziela jego ból, wspomnienia o stadzie uwierają ją równie mocno co jego, a szczera prawda rozdrapuje stare rany.
Kiedyś, w takiej chwili jak ta zatrzymałby się, ustąpił.
Kiedyś w ogóle by nie rozpoczął tej słownej potyczki, w której oboje próbowali sobie dogryźć, posypać solą stare, źle zagojone rany.
Lecz jakim prawem ona opuściła ich stado i teraz radośnie budowała sobie nowe życie, w dodatku szło jej tak dobrze? Jakim prawem tak wesoło pałętała się po tych ziemiach, jakby były jej? Jakim prawem ona, nikomu nieznany gepard, który zdradził stado jest szczęśliwa, a on nie?
-Masz rację, nic o tobie nie wiem - jego zimny ton po raz kolejny rozbrzmiał w ciepłym powietrzu - Nikt o tobie nie pamiętał na Zachodzie, tak jak ty już nie pamiętałaś o nas. Zdrajcy tacy jak ty nie są godni pamięci. - jego błękitne ślepia emanowały chłodem i pogardą, były one murem skutecznie kryjącym cierpienie - Nie jesteś godna miana Zachodniej, nie jesteś nią i nigdy nie byłaś. - syknął wściekle, a jego ogon przeciął powietrze ze świstem.
Roztrzęsienie, łzy w oczach szarej sprawiały mu dziką satysfakcje, o którą nigdy by się sam nie podejrzewał. Gdy cierpimy, myśl o tym, że być może ktoś podziela nasz ból i nas rozumie, jest w pewien sposób kojąca, lecz w tym momencie Velse z własnej woli ranił inną osobę. I cieszył go fakt, że teraz cierpi ona równie mocno co on. Dlatego trzymał się prosto, nieustępliwie spoglądał na cętkowane koty, zwyczajnie zadowolony, widząc jak ustępują.
- W łapach Ragnara? - parsknął.
Spojrzał z pogardą na zielonookiego. Chyba zależało mu na szarej, jeżeli próbował jakoś ją bronić słownie, zupełnie nie znając sytuacji. Albo po prostu miał złote serce, czy cokolwiek. W każdym razie, tymi próbami jedynie ośmieszał się w oczach brązowogrzywego.
Choć, jeżeli w zamian za te słowa został wynagrodzony bliskością szarej, która najwyraźniej szukała bezpieczeństwa przymilając się do samca, może był to dobry plan. Za kilka bzdurnych słówek zyskać wdzięczność samicy, która w tej chwili wyglądała jakby nie rozkleiła się jeszcze tylko dzięki złotemu.
Velse nie wnikał. I nie miał zamiaru w żaden sposób gonić pary gepardów, jeżeli zechcą odejść, jedynie odprowadzi ich pogardliwym spojrzeniem błękitnych oczu.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Shiya - 17-12-2016

Shiya już nie słuchała lwa. A przynajmniej próbowała nie słuchać, bo, niestety, nieco wykraczało to poza jej umiejętności. Zacisnęła zęby, z całych sił starając się nie patrzeć w jego stronę. Przeciągłe warknięcie wydobyło się z jej pyska.
Nie, nie!, nie może dać się sprowokować. Nie byle lwu z Zachodu.
Odwal się ode mnie. Sam nie jesteś godzien. Idź być durnym lwem gdzie indziej.
Milczała.
W końcu uniosła łeb, napięła mięśnie i... Ruszyła krok w krok z Zephyrem. Przez moment zaciskała powieki, co miało pomóc jej w opieraniu się pokusie odwrócenia się w stronę Tyra i wykrzyczeniu mu w pysk kilku niezbyt wyrafinowanych epitetów. Dziarsko szła przed siebie, nieważne dokąd; było jej absolutnie wszystko jedno. Bardziej interesował ją fakt, że cętkowany szedł tuż obok niej, tak że czasem nieopatrznie na niego wpadała. A choć jego słowa powinny nieco ukoić jej ból, to ona nie miała ochoty na rozmowę, a już na pewno nie na temat, który przed chwilą został tak wyeksploatowany przez beżowego.

Z/t


RE: Wodopój przy jaskiniach - Sargon - 18-12-2016

Słyszał ten znajomy głos. Po tylu miesiącach.
I ruszył zadowolony by sprawdzić czy zmysły płatają mu fogle czy to prawda.
Lecz poza zapachem nic nie było. Zephyr zniknął.
Warknął sykliwie do siebie.
Miał dość przeszłości. Ale był dziedzicem. I chciał odebrać o jego. Nie był w niczym gorszy od swego ojca!
Pełzał tak przez trawę aż ujrzał Tyra.
Podniósł nieco łeb by lepiej widzieć - Witaj lwie. Czy mógłbyśśś mi pomóc?


RE: Wodopój przy jaskiniach - Kuro - 19-12-2016

Zbulwersowany przysłuchiwałem się tej całej rozmowie. Ta cętkowana mała tygrysica może i nie zachowywała się jak na damę przystało ale to jeszcze nie powód by ją tak traktować, ani o nic obwiniać! Nie znałem relacji tej dwójki dużych drapieżników, lecz postawa brązowogrzywego samca do głębi mnie zdenerwowała. Z nastroszonymi piórkami podfrunąłem do góry i wydałem z siebie oburzony, gniewny skrzek.
- Jak tak można! Panienka nie była najmilsza, lecz to wciąż panna! A dam się tak nie traktuje! Och gdybym był twojego rozmiaru z pewnością wytargałbym cię za ucho i nauczył paru manier młodzieńcze!
Wylądowałem na wysokim głazie, tak by rzucać młodemu lwu gniewne spojrzenia z góry. Mój mały rozmiar nie pozwalał na odniesienie pożądanego efektu z poprzedniej pozycji, ani tym bardziej z ziemi, lecz na tej wysokości mogłem to robić bez większego problemu.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Athastan - 19-12-2016

Wyszedłszy z jaskini zobaczył dość osobliwe zebranie. Zwierzęta przeróżnych gatunków dyskutowały o czymś zawzięcie. Nie został na razie zauważony, toteż obszedł to zbiegowisko szerokim łukiem. Nie wiedział nic o charakterach zebranych, ale biorąc pod uwagę natężenie emocji, którymi były nacechowane niektóre wypowiedzi, ewentualne działania z ich strony mogłyby być dość energiczne. Kiedy jednak był już przy ścieżce wychodzącej z dolinki ze strumykiem, usłyszał w rozmowie coś, co go zainteresowało. Nie był pewny co to było, najpewniej coś się mu skojarzyło. Nie zmieniając swojego zachowania, doszedł do ścieżki, ale zaraz za najbliższym załomem skał przystanął i cały czas będąc gotowym do natychmiastowego wyniesienia się, zaczął nasłuchiwać. Głosy były lekko zniekształcone, ale większość dało się łatwo zrozumieć. Stwierdził też, że zebrani u wodopoju byli na tyle zajęci sobą, że nie został zauważony, a przynajmniej nikt nie przywiązał do tego większej wagi, gdyż treść rozmowy pozostała bez zmian.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Mistrz Gry - 19-12-2016

Na niebie zaczęły się kłębić ciemne chmury. Przyjemna mżawka zaczęła zraszać lwią sierść, jednak wszystko wskazywało na to, że to dopiero początek. Przybierający na sile wiatr zapowiadał potężną ulewę, jeśli nie burzę.


RE: Wodopój przy jaskiniach - Tyrvelse - 19-12-2016

Napawał się tymi drobnymi gestami szarej, mówiącymi o skutkach jego słów. Każde zaciśnięcie zębów w gniewie, odwrócenie wzroku czy odejście bez słowa było dla niego małym triumfem, a wszystko to sprawiło, że zdołał się nawet uśmiechnąć słabo.
Choć w środku czuł się paskudnie, i jedyne o czym marzył, to zwinąć się gdzieś w kłębek i zostać całkowicie samemu. A jednocześnie miał już całkowicie dość samotności, lwie instynkty ciągnęły go do towarzystwa, tylko jak niby miałby znaleźć kogoś właściwego? Z kim mógłby wytrzymać dłuższą chwilę, bez robienia czegoś głupiego, zbudować względnie zdrową relację, choćby i wątłą?
To go przerastało, a przede wszystkim męczyło i przerażało.
Zamknął błękitne ślepia, zrezygnowany, obolały na duszy. Sam tylko rozdrapał drażliwe tematy, wywlókł to, co go bolało. Ach, Deyne...
Milczący Cahian pozwolił Tyrowi skryć się w cieniu, a sam zajął jego miejsce. Ktoś z zewnątrz nie dałby rady zauważyć jakiejkolwiek zmiany, zresztą, ostatnimi czasy takie zamiany przychodziły im coraz łatwiej i szybciej. Zaczynali się uczyć korzystać nawzajem ze swoich zalet, ale i pozwalali działać temu drugiemu, jeżeli męczyły go silne emocje.
Słowem, współpraca kwitła.
Beżowy spojrzał beznamiętnie na węża, który nagle wychynął z trawy. Słyszał różnorakie szmery wśród rośliności, większe bądź mniejsze, ale nie skupiał się na nich podczas kłótni, zresztą, tutaj żyło mnóstwo zwierząt. Ale akurat węże to rzadko były skore do rozmowy.
-Nie sądzę, gadzie. - odparł chłodno, wpatrując się bystro w żmiję, gotów zareagować na każdy bardziej niepokojący ruch. Nic nie mógł poradzić na to, że węże dla niego były przede wszystkim wrednymi skurczybykami, czającymi się w trawie by kąsać bez ostrzeżenia.
Dlatego zastrzygł uchem i skrzywił się, gdy dobiegł do niego przenikliwy głos ptaka, ale nie spojrzał na upierzone zwierzę.
-Och, czyli samice zasługują na specjalnie traktowanie? Bo co, bo są słabsze? Bo nie zniosą odpowiedzialności za własne czyny? - powiedział z przekąsem, krzywiąc się w reakcji na rozumowanie ptaka.



RE: Wodopój przy jaskiniach - Sargon - 21-12-2016

Gdy uslyszał ptaka... oj zaburczało w podłużnym żołądku. Oj tak, zjadłby takiego gagatka...
Spojrzał w jego kierunku i tylko się oblizał. Szybko jednak wzrok wrócił na Tyra.
- Och, sssssądzić nie musssssisz. To już ja ssssssssstwierdzę. - przeicągał "s" nawet bardziej niż wcześniej.
-Utraciłem sssssswoją mentorkę i potrzebuje że tak powiem... porady. W sensssssssie że... Hm... Nie za bardzo mam z do kogo kłapnąc pyssskiem. A sssamotność dosssskwiera. Nie potrzebujesssz pomocy? Towarzyssstwa? Lub znasssz kogoś kto potrzebuje?
Westchnął po czym znowu zerknął na ptaka - Ewentualnie jeśśśli znasssz jakieśśs łatwe przekąssski to nie pogardzę. - Zaakcentował ostatnie "ę". Miał wyraźnie dosyć samotnego pełzania po całej sawannie i okolicach. Nie miał takich ambicji jak ojciec, choć prędzej czy później chciał mu dorównać. Dla samej zasady - ze nie jest gorszy.