Król Lew PBF
Akacja nad rzeką - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Słoneczna Rzeka (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=37)
+---- Wątek: Akacja nad rzeką (/showthread.php?tid=144)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 21-07-2014

Zatrzymał się nagle i zakotwiczył wzrokiem w złotych ślepkach. Kochał Manię całym sobą i nie wyobrażał sobie przeżyć kolejnej nocy bez niej. Ostatnie dni, które spędził z Kahawianem upłynęły na pielęgnowaniu w sobie uczucia w sposób inny niż dotychczas. Na uczeniu się go na odległość. Tym piękniejszy był powrót i tym piękniejsze były myśli o kontynuacji tego, co wspólnie zaczęli. I kiedy wszystko zmierzało do euforycznej kulminacji, tuż przed tym, zanim dowiedzieli się jak wygląda świat ze szczytu wzniesienia, na które już prawie się wdrapali, znaleźli się u samej jego podstawy. Może należało stąd zacząć.
Nie zamierzał obciążać Mani ciężarem, który teraz (z pozoru lekki) spoczywał w jego pysku. Ivy była jego osobistym problemem i tylko jego odpowiedzialnością. Nie zamierzał zrujnować Mani najpiękniejszych lat młodości stawiając ją u boku nadchodzącej, codziennej walki z własnymi słabościami. Nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek inny poza nim poczuł na swoim grzbiecie ciężar jego obowiązku. Musiał pozwolić jej odejść, by zaczęła od nowa z kimś, z kim - wiedział to przecież od początku - będzie miała szansę na szczerość i odwzajemnione dobro. Z kimś, kto nie byłby chodzącym upadkiem moralnym i kłamcą.
Gdy z ciężkim sercem, zaraz po tym jak położył delikatnie szarą kulkę na ziemi, podniósł łeb i spojrzał z powrotem w złote oczy, potrząsnął powoli łbem i zachrypniętym, roztrzęsionym szeptem, unosząc brwi w wyrazie nieopisanego zmartwienia, oznajmił:
- Maniu nie mogę zostać, nie mogę, nie zasługujesz na to, nigdy nie powinienem pozwolić ci za sobą pójść...
Jego zęby obijały się o siebie, nozdrza falowały bardzo szybko.
- ...zasługujesz na lepsze życie, zasługujesz na kogoś lepszego.
Ale ślepia przeskakiwały z jednego na drugie manuelowe oczko, zupełnie na przekór wypowiadanym słowom i powziętym postanowieniom, szukając w nich ratunku.


RE: Akacja nad rzeką - Manuela - 27-07-2014

Wreszcie na nią spojrzał. Znowu mogła zajrzeć w te szafirki, jednak jakże innym wzrokiem niż dotychczas. Jednocześnie w tej chwili zdała sobie sprawę, jak bardzo była do nich przywiązana.
Nie znalazła w nich żadnej odpowiedzi. Znalazła to, co kochała. Odbiegając myślami do tego wszystkiego, co przed chwilą wyszło na jaw, nie mogła się skupić patrząc w te ślepka. Zapominała wtedy o tym wszystkim i był tylko Derion, bez żadnej dodatkowej otoczki, Derion, w którym się zakochała. Nie pokochała jego czynów, jego słów, ale jego samego. I teraz, pomimo wszelkich zastrzeżeń i ostrzeżeń, jakie dobijały się do jej rozsądku, wrażenie to nie uległo zmianie.
A może trzeba było na to spojrzeć trzeźwo. Ze strony rozumu. Choć wtedy sprawa wydawałaby się absolutnie przegrana. Ale Manuela nie byłaby szczęśliwa.
Czym jest miłość, że pomimo bólu i przeciwności brnie się dalej, za wszelką cenę nie chcąc utracić tego, na kim najbardziej na całym świecie zależy. Mania nie znała żadnej definicji. I zupełnie nie wiedziała, co ma robić. Ta sytuacja przerosła ją pięć razy o głowę. Ale było coś, o czym była w głębi serca przekonana. I to wystarczyło. To jej zawsze wystarczało.
Drżąc na całym ciele, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz, wysłuchała słów Deriona z przerażeniem w oczach. Jak to
koniec
?
Długa cisza. W żaden sposób nie mogła pozbierać myśli. W głowie tłukło jej się tylko jedno słowo.
Nie,… nie, nie, nie…
Było też pierwszym, jakie w końcu zdecydowało się ulecieć z mlecznego pyszczka.
Nie…nie chcę. Nie chcę żebyś odchodził. Nie odchodź, nie, nie zostawiaj mnie…Ja… ja kocham ciebie, Derionie, nie chcę kogoś lepszego, ja chcę ciebie…- ciche i jeszcze cichsze słowa, dławione napływającymi do oczu łzami.
Nie wyobrażała sobie, że teraz rozejdą się, i najlepiej, jak nigdy się już więcej nie zobaczą, że miałaby zacząć wszystko od nowa. Nie wyobrażała sobie również tego, co zrobiłaby po tym, gdyby Derion odszedł. Przecież… przecież to było niemożliwe. Zupełna abstrakcja, która nigdy nie zawitała do świadomości złotookiej, coś, czego w ogóle nigdy nie brała pod uwagę. A teraz było straszliwym koszmarem, zmorą, złym snem, to nie mogło się dziać naprawdę, nie… nie… nie…
Dwie jasne powieki puściły z lśniących ślepek dwa najsmutniejsze strumienie w całym życiu piaskowej lwicy.


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 28-07-2014

W Derionie walczyły dwa przeciwstawne stanowiska: z jednej strony to, co mówił, uważał za racjonalnie najlepsze wyjście dla niego i Mani, zaś z drugiej, wszystkie jego uczucia skierowane były w stronę lwicy i perspektywa stracenia jej z zasięgu wzroku, słuchu i dotyku wypełniała go niedającym się przeforsować przekonaniem, że byłoby to autodestrukcyjne wyjście. Przeciwko tej konkluzji wychylały swoje szkaradne łby bardzo sensowne i trzeźwe argumenty – popatrz, jak długo żyłeś bez niej i przypomnij sobie, że wcale nie było tak źle, wręcz przeciwnie – nie wypełniały cię rozterki, którym przyszło być chlebem powszednim odkąd związałeś swoje życie z Manią. Lwisko trzęsło wewnętrznym sobą na tę myśl. Bo to, że myślał teraz nad sprawami, nad którymi wcześniej nie ważył się nawet pochylić nie było, w jego teraz trzęsącej się u fundamentów opinii, czymś zdrożnym lub poniżającym. Tak przynajmniej sądził. Tego przynajmniej się trzymał. To przynajmniej rzucał w szpetne twarze Racjonałów i Zdrowych Rozsądków. I było to coś, co miało swoje ponadgryzane, delikatne, chorowite korzonki gdzieś głęboko w sercu Deriona i tylko trzymanie się przeświadczenia, które zaszczepiała w nim przez ostatnie tygodnie Mania, że należy iść za jego głosem, za wszystkim tym, co ma swój zaczątek głęboko na dnie duszy, odwodziło lwa od na przekór sobie wypowiadanych słów.
Dlaczego i na jakiej podstawie miałby odejść? Chęć zapewnienia Mani lepszego życia z dala od jego parszywego bytu była polukrowanym kłamstwem. Była obrazą, obrzydliwą zniewagą Manueli, zdeptaniem wszystkiego tego, co Derion wiedział na jej temat. Myśl ta wypełniła go od czubków uszu po pędzelek na końcu ogona kwasem i odbiła się na jego zaklejonym tężejącą krwią pysku okropnym grymasem. Wstydził się swoich słów i nie śmiał marzyć o tym, by mu je wybaczono.
Dlaczego miałby brnąć w to dalej? Dlaczego miałby forsować literalnie wszystko, co brzmiało w nim teraz chórem zaprzeczeń i sprzeciwów? W dłużących się sekundach okazywało się, że pozorna chęć działania na korzyść i z myślą o Manueli były przykrywką dla kolejnej ucieczki; tym razem bardzo perfidnej, bardzo nieuczciwej, bardzo bolesnej dla opuszczanej strony. Otwarcie oczu na tę prawdę objawiło się w wężowym ruchu skręconego pod brzuchem ogona. Jednak wobec tak głębokiej nienawiści wobec samego siebie i popełnionych grzechów to wszystko wydawało się niewystarczające, by przepędzić z wnętrza Deriona rwącego się do panicznej ucieczki tchórza.
A było cokolwiek jeszcze? Była leżąca u jego zdrętwiałych zmęczeniem łap Ivy i wszystko to, co implikowała jej maleńka istotka. Chyba – krążyły nieśmiałe przypuszczenia po głowie lwa – sam sobie nie poradzi. Chyba miał po części rację wyrzucając Mino Eive, że jako lwica ma do odegrania ważną w życiu lwiątka rolę. Szkopuł pojawiał się u samego finału tego słusznego ciągu skojarzeń, zamykał go klamrą, wracał do samego początku: Manuela niczym nie zasłużyła sobie na bycie obciążoną owocami derionowych przewinień. A jeśli jakimś niesłychanym cudem myślała o tym wszystkim w inny sposób, nie zmieniało to faktu, że aby nie uciekać i być przy niej wedle złożonych sobie dawno temu obietnic, Derion musiał o coś poprosić. O coś, o co nie należało prosić. O poświęcenie się.
Dlatego podniósł łeb wyjątkowo powoli, ociężale. Tak, jakby szmaragd wiszący na jego karku wypełniony został nie rzekomym, legendarnym, przypisanym mu szczęściem, lecz fizycznym ciężarem odpowiedzialności. Jeśli cokolwiek miało być tego dnia najgorszym, to właśnie ta chwila, w której patrzył w złote oczka i szukał wśród pustki pozostałej w jego głowie jakichkolwiek słów. Zdobył się na ciche, drżące:
Wybaczysz mi?


RE: Akacja nad rzeką - Manuela - 30-07-2014

Cisza trwała długo. Mania wpatrywała się w Deriona nieobecnym wzrokiem. Odpowiedź już gotowa w jej sercu czekała tylko na ujrzenie światła dziennego. Ale niewidzialna przeszkoda stanęła nagle w gardle. Znów niezliczone, ciężkie myśli przemykały z prędkością światła po jej umyśle. Nie była w stanie ich poukładać ani odegnać, bo wracały niczym bumerang. W tym momencie najchętniej usiadła by na ziemi i zaczęła płakać. Tak porządnie, bo po pyszczku płynęły już łzy, łzy smutku, tęsknoty, miłości i rozpaczy. W bezradności ukryłaby łebek w łapach i wypłakała wszystkie te myśli, aż w końcu wycieńczona zapewne usnęłaby lub chociaż wyciągnęła się bezsilna na trawie, nie będąc w stanie myśleć już o niczym, albo wszystko byłoby jej jedno. Choć wcześniej pękłoby jej serce.
Ale nie mogła tego zrobić. To od niej wymagało się teraz siły, skupienia i zaangażowania w podjęcie decyzji. Wiedziała, jaka ona będzie, ale w tej chwili zawieszenia zaczęła sobie zdawać sprawę z jej wagi. Miała wybaczyć. Ale co? To, że Derion miał córkę? Hm, jak się nad tym głębiej zastanowić, nie ma tu nic do wybaczania. Wtedy się jeszcze nie znali.
Ale trzeba pójść dalej. Nie wiedziała o tym fakcie. Jak i zapewne o wielu innych. Ona objawiła mu wszystko, co miała w sobie, otworzyła na oścież drzwi do swojego serca, niczego nie zakrywając. Może też nie miała czego zakrywać, nie ciążyło jej nic na sumieniu, nic, o czym by mu nie mogła powiedzieć. Mania zaufała Derionowi w pełni, uwierzyła we wszystko, a tymczasem był on jak wystawa drogich eksponatów, pośród których ukryto potrzaskaną wazę, zamieciono pod dywan śmieci, zamalowano zardzewiałą zbroję…
Teraz dopiero, po roztrzaskaniu się pryzmatu, Manuela przejrzała, a do jej głowy wtargnęły nękające wątpliwości i podejrzenia, których wcale nie chciała tam mieć.Prawda była zupełnie inna. Prawda zakryta pod zasłoną kłamstw lub przemilczenia. Niczym piękny, wyszywany złotymi nićmi haft na obdrapanej ścianie.
Prawda bolała.
Bolała bardzo, choć Mania nawet jej jeszcze do końca nie poznała. Ale… nawet najgorsza prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa. Słowa mamy wynurzyły się niespodziewanie z otchłani myśli, trafiając do samego serca, do dna, na którym spoczywała decyzja. Uderzyły w nią, ale… nic się nie wydarzyło. Nie zmieniła się. Bo Mania pokochała Deriona, ze wszystkimi jego kłamstwami i ich konsekwencjami. Choć ta jedna konsekwencja, spoczywająca u łap Deriona, stanęła niczym głaz na drodze. Bo niczemu winna była Ivy i Mania zdawała sobie z tego sprawę. Była w stanie zaakceptować dosłownie każdego, odnajdując w nim nawet głęboko ukryte, dobre strony. Ale Ivy należała do jeszcze jednej istoty, swojej matki, którą przywodziła złotookiej na myśl za każdym razem, gdy na nią spojrzała. I to stanowiło przeszkodę na drodze do akceptacji czerwonookiej kulki. Leżała ona tuż przed samą metą. Mino nie odeszła z tego świata, ona ciągle gdzieś tam była i do końca życia pozostanie matką swojego dziecka. Kiedyś może zmieni zdanie, kiedyś będzie chciała odwiedzić swoją córkę lub nawet ją z powrotem przygarnąć. Lub na odwrót, to córka będzie chciała odnaleźć swoją prawdziwą rodzicielkę. I Mania obawiała się tego, że za bardzo przywiąże się do Ivy, zastępując jej matkę, bo inaczej tego nazwać nie można.

Stała nad przepaścią, która wydawała jej się niemożliwa do pokonania. Nie widziała z tej sytuacji żadnego wyjścia. Nie wyobrażała sobie życia u boku Deriona, traktując jego córkę jak powietrze lub jako obce dziecko, któremu tylko pomagała. Nie, nie potrafiłaby tak. I tym oto sposobem wróciła do punktu wyjścia. Usiąść i płakać.
Ale decyzja coraz gwałtowniej domagała się urzeczywistnienia.
Mania wróciła na ziemię. Zajrzała w szafirki szklącymi się oczkami i przebiła się przez dławiącą przeszkodę.
Wybaczę ci wszystko...- i urwała po tych słowach, choć w powietrzu wisiało niewypowiedziane „ale” . Gdy jednak zdawało się już, że zamarło ono w mlecznym pyszczku, cichy, lekko drżący głos ponownie przerwał ciszę.
…ale to ty musisz chcieć zostawić to co było, za sobą i zacząć wszystko od nowa... ze mną…i z Ivy.
Przepaść ostatecznie wydała się mniej straszna, kiedy Mania przypomniała sobie o obecności Deriona. Teraz już nie stała nad nią sama. I nawet jeśli Ivy miałaby odejść, czy prędzej, czy później, to warto było wybrać tą drogę, niż samotne cierpienie i codzienne zmagania się ze samą sobą i pozbawioną bliskości Deriona rzeczywistością.


RE: Akacja nad rzeką - Derion - 30-07-2014

W obecnym stanie umysłu był w stanie przytakiwać na wszystko, co wychodziłoby z pyszczka Mani. Jeśli w ramach pokuty zostałby zobligowany do odgryzienia sobie ogona, zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Jakakolwiek, nawet najbardziej wymyślna kara, która miałaby swoje odbicie w uszczerbku na zdrowiu byłaby lepsza od przyjęcia przebaczenia. Derion zacisnął ślepia i zazgrzytał zębami, wysuwając nieco dolną szczękę. Łatwiej byłoby przyjąć eksplozję furii z zewnątrz, niż walczyć z nią wewnątrz siebie.
Pokiwał spuszczonym łbem, otworzył powoli oczy i pociągnął nosem. Metaliczny posmak krwi nie dawał mu zapomnieć o tym, że zanim obdarzono go niedającą się udźwignąć dawką miłości, został zmieszany z błotem. Pomyśleć, że jeszcze minionej nocy gubił się i odnajdywał w przeżywanych wraz z Kahawianem halucynacjach, a z samego rana wracał na Lwią Ziemię z wysoko uniesionym, zakręconym w przejawie pewności siebie ogonem. Szlag wszystko trafił.
- Pójdę... pójdę się doprowadzić do porządku, okej? - mruknął cicho i niepewnie, oczekując odpowiedzi. Nie ważył się podnieść wzroku. - Nad rzekę.
Jedynym, czego w tym momencie pragnął było zakrycie łba łapami i oddanie się w delikatne objęcia Morfeusza. Przesypiał kłopoty. Przesypiał problemy. Zawsze. - Wezmę Ivy.
Szafirki zabłysły na moment w przelotnym zerknięciu na pyszczek Mani. Powtarzając sobie, że musi wytrzymać jeszcze tylko chwilę, że jutro będzie lepiej, że obrzydliwe uczucie tańczące w jego trzewiach potrzebuje kilku godzin snu by pozostać jedynie przykrym wspomnieniem, Derion chwycił ostrożnie szary kłębuszek i na miękkich łapach cudem utrzymujących ciężar jego ciała, skierował się w stronę tańczącej w kroplach milknącego deszczu rzeki

zet te z Ivy


RE: Akacja nad rzeką - Tosa - 16-08-2014

W zasadzie to nie utrzymał się za długo na prowadzeniu... w jego naturze leżał raczej równy, niezbyt szybki bieg. A tu jeśli chciał w części choć dorównać Cherry, musiał (choć niechętnie) odrobinę oszukiwać, stąd niezapowiedziany wyścig. Od kilkunastu sekund biegli bark w bark obok siebie. Tosa nawet nie próbował przyśpieszać. Ale może niebieskooka się na to zdecyduje?


RE: Akacja nad rzeką - Manuela - 20-08-2014

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Ani tego, że w tej właśnie chwili Derion zostawi ją samą. Chociaż nie było to nic dziwnego w takiej sytuacji. Jednak Manuela tego nie przewidziała.
Niezdolna do jakiejkolwiek reakcji, z morzem myśli sztormem szumiących w głowie, stała i wpatrywała się w malejącą sylwetkę czarnogrzywego lwa. Rozrywało ją na wszystkie strony, ale jednocześnie łapy odmawiały posłuszeństwa.
Za dużo tego wszystkiego. Za dużo.
Przecież była taka młoda. Taka niedoświadczona. I taka naiwna…
Jeśli kiedykolwiek myślałaś, że wiesz wszystko, w tym właśnie momencie mówię ci, nie wiesz nic…
Upadła na ziemię w geście bezradności i niepojętego stanu niezrozumienia. Szlochając i przewijając w myślach przebieg świeżo rozegranych scen, zadawała sobie mnóstwo niemych pytań, które jednak nie umiały znaleźć odpowiedzi. Wtedy poczuła bardzo mocno, że coś jest nie tak. Że rzeczywistość gryzie się z jej przekonaniami. A ona nie wie, jak sobie z tym poradzić.
Nie wiedzieć ile tak leżała. W końcu, z jeszcze większym mętlikiem w myślach, z oczyma szklącymi się od łez i pyszczkiem absolutnie bez żadnego wyrazu, zapadła w niespokojny, ale głęboki sen.

Zanim otworzyła oczy, poczuła, że coś bardzo ciężkiego spoczywa na dnie jej serca. Iz chwilą uchylenia powiek wiedziała, że to nie był sen. Było tak, jakby zasnęła przed chwilą. Choć w rzeczywistości spała o wiele dłużej. Zrobiło jej się jakoś dziwnie zimno. Nie mówiąc już o tym, że samotnie. Gdzieś tam przy rzece, Derion tulił we śnie czarną kulkę, a ona tu pozostała sama.
Czy mogła odejść tak po prostu? A może Deriona już wcale nie było przy rzece, może odszedł gdzieś zupełnie daleko. Może wcale nie chciał zaczynać wszystkiego od nowa. Może to był już rozdział zamknięty.
I choć Mania nigdy by tak nie pomyślała, teraz nie mogła się odgonić od tego rodzaju przypuszczeń, przytłaczających ją jak coraz cięższy kamień rosnący na jej grzbiecie.
Co miała zrobić? Iść go poszukać? A może zostać tu i czekać niewiadomo ile, aż miną kolejne dni i noce, a on nie wróci? Zacisnęła powieki. I wtedy jak iskierka błysnęło jej to jedyne imię. Laja. Jak bardzo chciałaby, żeby ona tu była! Teraz, z nią. Jej prawdziwa siostra.
Z nowym bagażem myśli próbowała się znów położyć, ale nie była w stanie. Jakaś niewidzialna przeszkoda stawała jej też na drodze, gdy chciała ruszyć w kierunku, w którym odszedł Derion. Nie mogąc usiedzieć w tym strasznym miejscu wśród strasznych wspomnień, atakujących ją z każdej gałęzi akacji, ostatni raz spojrzawszy w kierunku rzeki, rzuciła się biegiem przed siebie, w obawie, że zaraz zmieni zdanie.

/zt/


RE: Akacja nad rzeką - Cherry - 22-08-2014

Cóż, Cherry za prawie wszelką cenę próbowała utrzymać wyścig, oraz wyprzedzić Tosę. Niestety nie była typem sprintera, a przynajmniej nie w każdej chwili. Biegła z uśmiechem na twarzy, do czasu. Nie wiadomo jak mogła być tak ślepa, lecz nie zauważyła akacji rosnącej pare metrów przed nią. Może miała wzrok gdzie indziej? Nie, już prędzej biegła na oślep.
I stało się...
Walnęła łbem prosto w te drzewo. Może i nie mocno, ale gdyby to była kreskówka, nad jej głową latały by gwiazdki. Walnęła po tym zdarzeniu cielskiem o ziemię, będąc w stanie momentalnego ogłuszenia.



RE: Akacja nad rzeką - Tosa - 23-08-2014

Z kurzem pyłu i lekkim poślizgiem zatrzymał się i potruchtał do niebieskookiej. Z pyska wydobył się cichy jęk współczucia. Kto by się spodziewał, że nie zauważy takiego drzewa?! Pochylił nad nią łeb i delikatnie musnął nosem jej policzek.
-Hej Cherry, słyszysz mnie?
Powstrzymał się od pytania, czy to boli. Skoro przyrżnęła z taką siłą, to musiało boleć.


RE: Akacja nad rzeką - Cherry - 23-08-2014

Momentalnie widząc ją z bliska można było ujrzeć, że krótkotrwale jej świadomość diabli wzięli. Jej oczy po takim wstrząsie jakieś kilka minut próbowały bezskutecznie naprostować rozmazany obraz. Zauważywszy Tosę, który podszedł do panny niepodzielnej uwagi, o dziwo jej oczom ukazał się ten sam Tosa, potem kolejny i jeszcze jeden... I tak przez kilka sekund te trzy rozmyte lwy latały wokół jej ocząt, ażeby w końcu zlepić je w jeden, wyraźny obraz. Jakaż ulga, że wszystko wróciło do normy, jednakże nie zdążyła dosłyszeć pytania Tosy, nie tylko dlatego że głos wydał się jej równie rozmazany co obraz, ale również dlatego, iż efektem takiego rąbnięcia było zapadnięcie w typowy dla niego półsen. Gdy wróciła świadomość, lwica podniosła się i zaczęła łapą czochrać po obolałym łbie.
-Co? Nie pamiętam bym szła spa... Nie dokończyła zdania, co było efektem zwrócenia wzroku w stronę niewinnego w tej sprawie drzewa, przy czym powróciło ostatnie wspomnienie.
-Ooł...


RE: Akacja nad rzeką - Tosa - 23-08-2014

Im dłużej czekał na jakikolwiek sygnał od niej, że rozumie go i jakoś reaguje, tym bardziej się denerwował. Może uderzyła się jeszcze mocniej niż przypuszczał? Gdy zaczęła przesuwać łapą bolące miejsce, sięgnął delikatnie swoją i uważnie obejrzał jej łeb. Uspokojony cofnął się i złożył swoje cielsko obok lwicy.
- Walnęłaś w drzewo... całe szczęście chyba skończy się tylko na guzie.
Pokręcił łbem i jeszcze spojrzał na... niewinną akację.
- Nadal się zastanawiam, jak mogłaś jej nie zauważyć.


RE: Akacja nad rzeką - Cherry - 24-08-2014

Również w tym momencie na pysku nieuważnej widniał obraz zdziwienia.
-Ale tego tu nie było! Można sobie pomyśleć, ale nie, Cherry nie była kłamczuchą, ona rzeczywiście nie zauważyła tej przeszkody na swojej drodze.
-Albo miałam oczy gdzie indziej. Ostatnie słowo wypowiedziała już z roześmianym akcentem, a sama zaczęła radośnie poparskiwać spod własnej łapy próbującej zatamować nagły przypływ rozbawienia, ale jak to się przeważnie dzieje, takie "tamowanie" jakichkolwiek emocji kończy się jeszcze większymi wyładowaniami. Śmiech, który przez jeszcze pare minut był tłoczony w pysku błękitnookiej musiał wyjść na wierzch, i to z dwa razy silniejszą mocą, niźli miałby, gdyby został od razu uwolniony. Tak silną, że aż powaliła lwicę "na łopatki", a raczej na plecy. Skąd taki atak? A któż jeszcze nie widział osoby, która jednocześnie się śmieje i płacze? Tłumaczenia dla tego są różne, ale każdemu może się zdarzyć, że to co wywołało ból może wydawać się tak zabawne, że aż ciężko wziąć oddech od tego przyjemnego, głośnego efektu rozbawienia.


RE: Akacja nad rzeką - Tosa - 25-08-2014

Kąciki pyska uniosły się w lekkim uśmiechu. Chyba było już lepiej.
- Wiesz... z tego co wiem, drzewa łap nie mają.
Długie, jasne pasma grzywy odsłoniły oko samca, gdy ten przekrzywił łeb.
- No to musiałaś zobaczyć coś bardzo ciekawego, skoro tak się zapatrzyłaś.
"Brwi" samca zmarszczyły się, a on z zaskoczeniem obserwował, jak ta coraz bardziej krztusi się ze śmiechu. O co jej chodziło? Jak wiadomo, śmiech jest zaraźliwy.
Z każdą chwilą jak obserwował niebieskooką walczącą z atakiem śmiechu, czuł jak i jego zaczyna coś swędzieć w gardle.
W końcu i on uległ- do chichotu Cherry dołączył nieco przyduszony, niski śmiech jasnogrzywego.


RE: Akacja nad rzeką - Cherry - 27-08-2014

-No może. Wypowiedziała, nadal zwijając się na ziemi ze śmiechu. Próbowała jakoś powstrzymać ten nagły atak, na próżno, ponieważ ten po każdej próbie powracał z dwa razy większą siłą.
Po jakimś czasie jednak suchość w gardle wzięła górę, dzięki czemu śmiech ustąpił. Lwica podeszła do wody, by wziąć pare łyków, momentalnie zapominając o rzeczywistości, no bo cóż w końcu wydaje się ważniejsze, pragnienie, czy świat zewnętrzny?


//Brak weny :/.


RE: Akacja nad rzeką - Tosa - 27-08-2014

Trochę wcześniej niż Cherry wstał i się napił. Teraz rozglądał się ciekawie po okolicy. Lwia Ziemia... zwiedził ją już całą. Wstrząsnął grzywą i spojrzał w dół. Czas na niego, by ruszył dalej...
-Cherry, chyba czas na mnie.
Uśmiechnął się lekko.
-Chcę zobaczyć resztę tej krainy... Lwią widziałem chyba całą.
A pozostała część nadal pozostała słodką tajemnicą. Poza tym, liczył że uda mu się znaleźć jakieś prawdziwe stado. Włóczył się tu już tyle czasu, a wpadł na kogoś zaledwie kilka razy...