Król Lew PBF
Dolna Część Wąwozu - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Lwia Ziemia (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=181)
+---- Dział: Wąwóz (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=38)
+---- Wątek: Dolna Część Wąwozu (/showthread.php?tid=150)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 31-12-2014

Mijały minuty, dziesiątki, setki, jakby nie chcąc jednak dać początku godzinie. Lwica spała długo, bardzo długo. Niewykluczone, że Derion kilkukrotnie budził się przez ten rozwleczony czas tylko po to, by zastać własną łapę wciąż obciążoną ciężarem rozpalonej głowy. Była to bardzo dziwna forma zapewnienia, jakby wszystko miało się dobrze skończyć. Co jednak znaczyło "dobrze się skończyć"? Jak bardzo zatarte i niespójne było znaczenie tych słów jako pierwsza przekonała się Laja, gdy faktycznie wszystko się skończyło. Brakowało jedynie przymiotnika, jednak i tak nie byłaby w stanie znaleźć choć jednego słowa, które nie nadałoby temu końcu ironicznego wydźwięku.
Jej sen, choć już upłynął, stracił swoje znaczenie, nie będąc w stanie przywrócić jej spalonych w słońcu sił. Miał jeszcze jeden skutek - ból. Laja aż objęła swój łeb własnymi łapami, kuląc się, jakby w sobie samej szukała miejsca, gdzie mogłaby się przed nim schować. Bolało tak, że aż była w stanie zliczyć pęknięcia na swojej czaszce. Czuła aż, jak krew płynie w jej żyłach, czuła to tak, jakby coś stawiało jej wielki opór. Kiedy otworzyła zalepione niezdrowym snem oczy, dziwnie szybko przyzwyczaiły się do nowego obrazu świata. Jedynym, czego nie były w stanie znieść był widok słońca, które teraz powoli chyliło się ku zachodowi. Zamknęła je czym prędzej, zacisnęła powieki ze wszystkich sił, nie chcąc wpuszczać do głowy jeszcze więcej bólu.
Długo leżała w ten sposób, o niczym nie myśląc i niewiele innego czując. Musiało minąć dużo czasu, nim łapa Deriona uwolniła się od przygniatającego ją ciężaru. Poruszyła się bezwładnie, gdy samica obróciła się do pionu. Świat zakręcił się jej w oczach, a łeb znalazł nowe źródło bólu, jakby nie chciał rezygnować z poziomego widoku świata na rzecz pionu. Teraz jednak Laja podświadomie zgniotła cały ten opór siłą i stanowczością własnych mięśni, nie wiedząc nawet czemu to robi. Skupiona cała na tej walce zaparła się łapami o grunt i usiadła.
Ciężko było opisać słowami, jak to wyglądało i ile czasu to trwało. Chwiała się, raz czy dwa gruchnęła z powrotem o ziemię, efekt był jeden - usiadła o własnych siłach, utrzymując również równowagę. A potem dźwignęła również łapę, krzywiąc się i opierając na niej swoje rozpalone czoło. Wszystko zaczynało powoli do niej wracać. Czym jednak było to "wszystko"? W jednej chwili znaczenie tego słowa rozjaśniało się, pojawiało, w innej znikało bez śladu. Ostatecznie jednak lwica zaczynała wywalczać pamięcią wspomnienie za wspomnieniem. Ironia losu nie zamierzała jednak poddawać się ot tak, bez walki. Oddawała jej krok po kroku siebie samą, jej wspomnienia, jej świadomość, na sam koniec - w przypływie złośliwości - oddając jej pełną kontrolę nad ciałem. Teraz Laja dźwigała już własny ciężar bez żadnej asekuracji, a choć nie musiała z nim teraz walczyć, czuła, że ostatecznie nie będzie w stanie teraz zrobić nic innego, niż z powrotem się położyć. To wszystko do niej wróciło. Jedynym, czego nie dostała, choćby w formie ulotnego wspomnienia było to, co działo się przez ostatnie godziny. Otrzymała w ironicznie łaskawym podarunku zapach Deriona, poczucie tego, że skądś zna tego lwa, który leżał obok niej. Czemu jednak nie dziwił jej jego widok? Kto to był? Czemu nie czuła się w jego towarzystwie zaniepokojona?
Szybko, wręcz paradoksalnie szybko uwolniła się od tych myśli. Skrzywiła się jeszcze bardziej, gdy zdała sobie sprawę z tego, że łeb huczał i szumiał jej od środka dziesiątkami melodii, durnych piosenek. Choć chciała, nie była w stanie się od nich uwolnić, co ostatecznie doprowadziło ją do mimowolnego jęku niezadowolenia i bólu. Do pękającej głowy dołączył twardy brzuch i sztywne mięśnie, nieprzyjemnie spięta była również skóra na jej karku. Dopiero potem zdała sobie sprawę z tego, że szum, który słyszała wcale nie brał się od wnętrza, że ona sama wypełniła swój łeb kretyńskimi melodyjkami. To szum wody. Rzeka.
Po wielu, wielu minutach lwica w końcu była w stanie zadać sobie jedno pytanie. Jego echo długo nie dawało jej spokoju, tak długo, że aż pożałowała momentu, w którym je sobie zadała. Co się stało? Ledwie była w stanie rozpoznać teraz miejsce, w którym się znajdowali - lwioziemski wodopój. Ostatnim, co pamiętała był wąwóz. Co się stało, że znalazła się tutaj, z tym lwem?
Derionie, nie gniewaj się na lwicę, którą ocaliłeś. Nie poświęciła ci zbyt dużo czasu swoim spojrzeniem - ledwie kilka sekund, po których ślepia znów schowały się za powiekami, pulsując bólem. Nie widziała twoich zmęczonych łap, ciężkiego oddechu i niezdrowego snu. Kiedy się obudzisz, zdasz sobie sprawę, że nie tylko ty byłeś obrazem nędzy i rozpaczy. Laja siedziała ponad tobą, utrzymując łapą łeb w pionie, krzywiąc się z bólu i nierówno oddychając. O ironio losu - w promieniach zachodzącego słońca. Pomalowało kontury jej sylwetki różem i czerwienią, podkreślając to, co było najmniej teraz ważne - jej piękno.
Ostrze dosięgnęło też Lai, choć nie zdawała sobie teraz z tego sprawy. Kiedy wróci do normalności może zda sobie kiedyś sprawę z tego, jak żartowała w podróży, że tęskni za czyimś objęciem, za czyimś towarzystwem, za łapą, do której mogłaby się przytulić. Coś podchwyciło ten żart i zaśmiało się jej kosztem, lecz nie była to już ona i nie była to nawet tęsknota - a wielokrotnie już wspominana z imienia ironia losu, wciąż szczerząca do Deriona i Lai kły jak rekin.
A teraz się pocałujcie, kryzysowy mężu i kryzysowa żono. I idźcie w stronę zachodzącego słońca, i żyjcie długo i szczęśliwie. Koniec.
Śmiejąc się do rozpuku opuściła ich w końcu, uwalniając od swoich złośliwości. Zostawiła ich samych ze swoim zmęczeniem i bólem - nie potrzebowali przecież znamienitszego towarzystwa, prawda?


RE: Dolna Część Wąwozu - Derion - 31-12-2014

//<3 <3

W przestrzeniach półświadomości i jej chorego, niespokojnego snu zabrakło jedynego, rzeczywistego ciężaru, który przez kilka godzin ściągał ciało Deriona ku ziemi, zapobiegał wzbiciu się w powietrze i wyparowaniu. Gdy ktoś uwolnił go z okowów przykucia do ziemi, wysunął pazury i splątał je z trawą; własny ciężar, którego nie potrafił udźwignąć i wyrwać razem z ciężarem Lai z suchej paszczy katedry śmierci był teraz nikły, jakby nie było go wcale. Lekkość, która wypełnia go od środka była przyczynkiem paniki i koniec końców rozwarła jego oczy, chwyciła za brodę i pociągnęła brutalnie w górę - ciężką głowę uniósł tylko kilka centymetrów nad ziemię. Ciosy słońca twardo kształtowały miękką, delikatną, niemal eteryczną sylwetkę lwicy, która znalazła się w polu jego zamglonego widzenia. Biały blask śmierci przebijał się pomiędzy jej szyją a podtrzymującą głowę łapą, docierał do niego i kładł się na jego pysku obrzydliwym zapewnieniem o tym, że prawie wygrał. Coś wewnątrz nie zgadzało się z tym sądem, buntowało przeciw niemu w próżnym i butnym sprzeciwie wobec mającego rację autorytetu. Myślisz, że wyślizgnąłeś mi się o własnych siłach, że schowałeś się w cieniu ubiegając mnie o kilka sekund? - z podłym uśmiechem szeptały przebłyski pomarańczowo-czerwonego światła spomiędzy kosmyków aksamitnego futerka Lai. - Śmierć miała was w swoich dłoniach i bawiła się z wami, jak lwiątko bawi się ze źrebięciem zebry. Tym razem matka była dla was odrobinę łaskawa.
Podsunął pod siebie łapę, by wsparłszy się na niej dźwignąć łeb do pionu i schyliwszy go, spróbować znaleźć w pionach nieprzytomności ziemię, niebo i rozdzielający je horyzont. Błądził ślepiami po szczegółach ugniecionej przed nim trawy, pamiętając wszystko, lecz podejmując wielki wysiłek gruntując to w czasie i przestrzeni. Uniósł wzrok znad ściągniętych brwi, nie pomny na posępny wyraz pyska, który mógł spłoszyć adresata swojego spojrzenia. A gdy finalnie znalazł w kształcie, w którego cieniu krył teraz połowę pyska postać Lai, przemógł się i zapytał głupio, machinalnie, po prostu:
- Jak się czujesz?
Przecież widział wszystko - czytał ze stopnia twardości jej ruchów i kącie patrzenia o upośledzeniu mięśni i percepcji.
Odchylił głowę do tyłu, otworzył pysk i naciągnął mięśnie karku. Wyciągnął łapy do przodu i ugniótł palcami powietrze, tępiąc ostrza ostatnich podrygów senności nowymi dawkami ukłuć zakwasów, które schwyciły całe jego ciało i rozlały się po nim, kiedy spał błogo myśląc o tym, że już nie żyje. Nie narzekał na nie, znał je jako świadków wysiłku jak każdy lew, chociaż nie pamiętał, kiedy ostatnim razem ich szpiczaste kanty czuł w dosłownie każdym skrawku swojego wnętrza.
Chciał się podnieść, czując przemożne pragnienie podsycane kojącymi, szumnymi zapewnieniami rzeki o bystrości swojego nurtu; dźwignął się na przednich łapach i podstawił pod niemogący złapać pionu zad tylne łapy. Jego pysk stał się pomiętą maską, grymasem, niezrealizowanym warkotem. Znad uniesionych warg, spomiędzy obnażonych kłów ściekła ślina, której resztkę pozostałą na języku przełknął i zaraz zrobił kilka chwiejnych kroków w stronę wody, przed której spienionym brzegiem zwymiotował i zamarł w bezruchu na rozstawionych szeroko, ugiętych, drżących łapach, z której prawej tylnej promieniował przez grzbiet do każdego nerwu rwący ból. Ale nie chodziło tylko o to. Światło śmiało mu się prosto w oczy, drwiąc z chwili pewności podczas której twierdził, że cokolwiek tam na dole zrobił sam i z kimkolwiek wygrał. Zapewniło go o porażce uczuciem gorąca pod czaszką, roztrzęsioną panoramą i kilkoma niewinnymi, kolorowymi mroczkami przed oczami, wobec których mógł tylko spiąć mięśnie i przysunąć głowę do piersi, próbując opanować zawroty głowy.


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 31-12-2014

Nie było dla lwicy łatwym zadaniem znaleźć odpowiedź na to pytanie, nie będąc w stanie dać jeszcze własnej. Uzewnętrzniła się jednak ona z teatralnym uwydatnieniem, prawdziwie jednak szczerym. Ładny, żeński pysk samicy wykrzywił się w następnym grymasie bólu, zacisnęła kły, jakby odpowiedź boleśnie uwięzła jej w gardle, a ona nie miała siły wyzbyć się jej kaszlem.
Czuła się tak, jakby ktoś próbował jej łbem skruszyć ściany wąwozu - jedynego miejsca, które pamiętała - a potem pozostawił ją na stratowanie dziesiątkami kopyt, zrzucił w jakiś dół i na koniec jeszcze pokąsał, zostawiając ją na pastwę piekła: następnej rzeczy, którą pamiętała.
Lwica szybko zdała sobie sprawę z tego, że nie była w stanie skonstruować w myślach wystarczająco obrazowej odpowiedzi. Już otwierała pysk, żeby odpowiedzieć cokolwiek, choćby prymitywne, a tak bardzo trafne "bywało lepiej". Wtedy jednak uwaga jej ślepi spoczęła na Derionie. Najprawdopodobniej ciężar jej spojrzenia był dla niego ogromny - obserwowała w milczeniu, jak cielsko lwa walczy o każdy centymetr, który zbliżał go do pionu. Już była gotowa do odpowiedzi, już zaczynały rodzić się w niej uczucia zdziwienia, niepokoju, już otwierały się mające dać im wyraz usta. Ale wtedy lew zwymiotował, a dźwięk ten niemal wyrył się na obolałej czaszce lwicy.
To podziałało na nią jak bodziec - otrzeźwiała w momencie, kiedy tylko zobaczyła stan lwa, to, że sama nie była w lepszej kondycji jakby się dla niej już nie liczyło. Podniosła się z ziemi - ot tak, po prostu, bez większego trudu, jakby nagle, za ujęciem czarodziejskiej różdżki prysnęło całe jej cielesne wycieńczenie. Za tym wyjątkiem, że żadnej takiej różdżki nie było. Znalazło się jednak miejsce dla Rzeczy Dziwnej - lwicy faktycznie nie sprawiło większego trudu się podnieść. Problemem było to, co było później. Jej łapy jakby przestały być jej łapami - miała nad nimi kontrolę, to prawda, jednak czuła się tak, jakby były zrobione z drewna. Mięśnie były zmęczone, twarde, każdy krok odczuwała jak ich nadszarpnięcie.
Tak naprawdę, dopiero, gdy lew obok niej zaczął wymiotować, lew, którego pamiętała, acz którego nie znała, a ona sama podniosła się z ziemi i poczuła na sobie dodatkowo to głębsze zmęczenie, zdała sobie sprawę z tego, że musiało się stać coś strasznego. Że uszli z życiem, że walczyli o nie. Musiało mieć miejsce coś, co popchnęło ich ciała do katorżniczego trudu by ocalić mieszkające w nich dusze. Przerażającą świadomością było to, że nie wiedziała, co to było. Sam fakt, że przeżyli nie był również dla niej powodem do radości, przyćmiony cieniem niepamięci.
Cokolwiek miało miejsce, nie docierało to do niej. Jej życia nie można było nazwać do końca normalnym, ale pomijając fakt ciągłej wędrówki w pogoni za własnymi snami, było coś dziwnego w tym wszystkim, coś, co Laja zaczęła już gdzieś podświadomie odczuwać. Żyła przecież z grubsza normalnie, nigdy na krawędzi przepaści: budziła się rano, polowała, dużo spała, dużo się zastanawiała, potem zasypiała, budziła się - i tak w kółko. Co więc sprawiło, jakie złośliwe zrządzenie losu zepchnęło ją i tego lwa poza ten margines, zmuszając ich do walki o przetrwanie? W licznych opowieściach to było po prostu coś, co przytrafiało się komuś innemu.
Problem był taki, że samemu dla innych było się tym kimś innym. W jakiś dziwny sposób czuła się związana z tym lwem, jakby oboje byli rzuceni w wir wydarzeń, w którym wcale nie chcieli uczestniczyć. W tym wszystkim lwica nie myślała nawet o Manueli, a to było kluczem dla zrozumienia, co się wydarzyło. Zbyt mocno była skupiona na Derionie obok niej. Przystanęła na równi z nim, przypatrując się mu ze zdziwieniem, troską, bólem, niepokojem - wielkim miszmaszem emocji, z których żadna nie była w stanie bardziej odróżnić się od pozostałych. Zdecydowała się odpowiedzieć mu na jego pytanie - jak się czuła.
- Wybacz - odpowiedziała słabo po kilku chwilach - bywało lepiej - spróbowała się uśmiechnąć, a długo zastanawiała się nad tą odpowiedzią. Ale zrobiła to już wcześniej. Spojrzała w jego ślepia, a słaby uśmiech zniknął. - Jak ty się czujesz?
Lwica patrzyła tak w te jego zmęczone ślepia, w jego rozchwiany wymiotami oddech, w jego wykończony pysk, patrzyła długo, nagle zapominając, że sama nie czuła się lepiej. Przypomniało to o sobie po chwili, kiedy spróbowała usiąść. Mięśnie buntowały się pod jej ciężarem, a choć udało jej się usiąść, odczuła to tak, jakby musiała uprzednio połamać wszystkie swoje kości. Z wyrazem bólu na pysku spojrzała raz jeszcze na lwa, ale potem ten ból jakby zelżał, a lwica rozejrzała się wokół nich ze zdziwieniem i niepokojem, teraz wyraźnie ważniejszymi od jej pozostałych emocji.
- Co się stało - wyrzuciła na jednym słabym oddechu - nam? Co się stało? - Dodała, odrobinę lepiej panując już nad swoim szarpanym oddechem.


RE: Dolna Część Wąwozu - Derion - 31-12-2014

Nie miał siły przezwyciężać sztywności karku, która utrzymywała jego łeb w nieporuszeniu. Zamknął oczy i zacisnął zęby. Wsłuchiwał się w odgłosy kroków zbliżającej się po kamieniach nabrzeża lwicy i słyszał je jak przez membranę, przez ścianę, do której przykładał skroń w próbie wyjścia z klitki otumanienia. W przestrzeni jej czterech ścian wiedział tylko tyle, że jego serce bije bardzo mocno i dudni, a w łapach są palce, które czuł teraz trochę bardziej wyraziście, nie wiedzieć w ogóle dlaczego. Nieśmiało przyznawał się przed samym sobą, że nie jest dobrze, że jego organizm musi ponieść konsekwencje gwałtu, jaki mu zadał. Nigdy tego nie robił. Był silny. Zawsze. I nawet jak mu dawali po pysku potrafił przemawiać głosem skurwiela - gówniarza i twardziela w jednym - swoją tarczą, i sprawnością mięśni – mieczem. Tym razem zabrakło tego drugiego. Gdy chciał odejść kilka kroków i zbliżyć się do rzeki poczuł, jak każda z jego łap podąża własną ścieżką i jak bardzo niemożliwym jest zmiana położenia głowy, w której przegrzanych czeluściach wrzał z przepracowania poszukujący racjonałów w rozdwojonym krajobrazie umysł. Ale już bywał w takich opresjach – mówił sobie, za udar podstawiając losową rewelację, której na pewno był kiedyś uczestnikiem.
Przełknął ślinę z trudem, skrzyżowawszy przednie łapy w niezdarnej, lecz udanej próbie zachowania pionu. Pokręcił łbem powoli, jakby sprawdzał ruchomość kręgów, otworzył oczy i szukając w pamięci sensów słów, oddychał chwilę zapachem stojącej obok niego Lai. Opierał się o nią. Teraz to zauważył. Opierał się barkiem i spuszczoną nisko głową o jej bark, zad trzymał nisko przy ziemi na mocno ugiętych nogach. Mrugnął kilkakrotnie i odnalazł na ziemi cztery łapy – dwie jego, ciemniejsze, dwie jej, jaśniejsze.
Okej – odpowiedział w końcu, wydusił, czując jak na chwilę powraca do niego świadomość rzeczy, a ściana mdłości staje się cieńsza, chociaż żołądek podchodzi do gardła, a szczęka sztywnieje.
Minimalny ruch, który później nastąpił, a który jego percepcja przyrównała do skoku na grzbiet cwałującego gnu był tylko odsunięciem się od lwicy o kilka centymetrów. Złożył się, tak jak stał, pozwolił ugiąć się swoim łapom tak, jak je zatrzymał, splątane, i obniżyć ciało do poziomu kamieni, pomiędzy które marzył o tym, by włożyć pysk, pomiędzy którymi chciał się zakopać i zdechnąć, bo czuł zdychanie nawet w sierści.
Znalazłem cię w wąwozie - powiedział, po czym wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze z płuc bardzo powoli. - Potrzebuję czegoś nie wiem czego - wychyliła łeb na światło dzienne niesforna myśl, zaraz jednak została zatrzaśnięta za kłapnięciem zębów. Otworzył oczy szerzej, nie mając bladego pojęcia do kogo mówi i dlaczego. - Mmm byłaś słaba wyszliśmy stamtąd chyba muszę się napić mać jak mi niedobrze.
I paradoksalnie poczuł się odrobinę lepiej, chociaż jego szczękę objął kolejny kwaśny paroksyzm. Ignorując własne słowa, wyciągnął łeb i chociaż wydawało mu się, że rusza z miejsca i idzie w kierunku wody, położył głowę, wyeksponował słońcu podgardle, otworzył paszczę szeroko, zamknął oczy i zaczął szybko, nerwowo oddychać, siłą wtłaczając w płuca hausty suchego powietrza. Jeszcze chwila, to minie. Przekręcił się bardziej na plecy i zdało mu się, że marszczy czoło i wyciąga po omacku łapę w kierunku Lai z jakimś markotnym zapewnieniem, że wszystko jest okej i że jeszcze tylko chwilka. Ale w sumie nie miał pojęcia, czy to zrobił, czy nie, chciał tylko zaczerpnąć tchu i nie zwymiotować po raz drugi.


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 31-12-2014

Tak naprawdę, dopiero gdy usłyszała od niego słowo "wąwóz" uruchomiła się wielka machina podejrzeń, domysłów, wspomnień i pytań. Z wielkimi oporami, ale jednak przypomniała sobie o tym dlaczego w ogóle weszła do tego wąwozu, chociaż miała problemy z tym, co stało się później. Domyślała się, że straciła przytomność lub wydarzyło się coś równie złowrogiego, z czego ten lew musiał ją wyciągnąć. Czyżby musiał w jej obronie walczyć? To jedno pytanie zdecydowanie przechyliło szalę, sprawiając, że pozostałe domysły zaczęły sobie tworzyć brakujące puzzle na podstawie pozostałych po nich dziur - mimo, że w rzeczywistości z jednoznacznego obrazu robił się kolorowy miszmasz. Powstało jednak coś na tyle dla Lai czytelnego, by zdała sobie sprawę z tego, że to, co czuła rosnące w swojej piersi to nie było serce. To był strach, tym bardziej pobudzony dotykiem samca, który szukał w niej oparcia.
Ten lew ocalił jej życie.
To była z początku bardzo dziwna i zwiewna myśl, z początku nie potrafiła, a może nawet nie chciała w nią uwierzyć, ale z czasem kiełkowała w niej i wzrastała. Cokolwiek stało się w wąwozie, to temu lwu Laja zawdzięczała ratunek - najgorsza była ta prawie pewność, że właśnie coś takiego miało miejsce. Sama świadomość tego, że śmierć mogła wyciągnąć po nią swoje okrutne łapy była jak kubeł zimnej wody, którego tak bardzo teraz potrzebowała. Którego on tak bardzo potrzebował.
Serce tłukło się teraz w jej piersi tak, jakby wciąż wisiała nad nią groza śmierci, jakby ono samo chciało przekonać swoją właścicielkę, że żyje. Tylko dlaczego zachowywała się w taki sposób? Czy może to jej ciało próbowało przekazać jej wiadomość, że tak właśnie było?
Ciężko było uciąć te rozmyślania, jednak Laja dostała od Deriona bardzo wyraźny sygnał, że nie wszystko było w porządku. Schyliła się nad nim.
- Oszczędzaj oddech - powiedziała lwica, a jej łeb zawisł ponad jego oczyma jak sęp - odpocznij, potem zabiorę cię do wody, żebyś nie wymiotował, dobrze?
A potem skrzywiła się z bólu, jakby sam ruch szczęk był nową jego przyczyną. Przez chwilę próbowała złapać oddech, który zatraciła kolejnym spazmem, jednak ostatecznie grymas opuścił jej pysk, a po pękaniu głowy pozostały tylko szklące się łzami ślepia. I jej zaczynało się kręcić w głowie, zbierało ją na wymioty. Potrząsnęła jednak łbem, powodując tym samym następną eksplozję bólu, jęknęła rozpaczliwie, po czym stanęła nad nim. Jakoś.
- Gotowy? - Zapytała. - Pomogę ci wstać.
Na ile tylko była w stanie.


RE: Dolna Część Wąwozu - Derion - 31-12-2014

Zaczepił spojrzenie w dwóch lazurowych oczach zawisłych nad nim. Poczuł strach wobec własnej bezbronności, wobec tego, czego bał się w życiu najbardziej - siebie słabego. Ale nawet się uśmiechnął, widocznie, nie tylko w środku. Do siebie i do niej, do ich położenia. Kąciki jego półotwartego pyska powędrowały do góry, a bezwietrze wokół nich zadrżało roztrzęsionym, cichym fuknięciem, podobnie jak pierś, która nagle opadła, wypuszczając zatrzymane z powodu zdenerwowania powietrze. Poruszył szczęką kilkakrotnie, wbrew chęci odpowiedzi nie mogąc dobyć z siebie głosu. Gdy po kilku nieudanych próbach przełamał barierę milczenia, jego głos był słaby, był samym tylko pozbawionym barwy chrypnięciem, umknięciem wzrokiem od jej lśniących oczu, zawstydzeniem.
- Nic mi nie jest - a było w tym więcej przyznania się do bezbronności i braku siły, niż mógłby zawrzeć w jakimkolwiek innym stwierdzeniu, było w tym powtórzenie jej pytania własnym zapewnieniem, odpowiedzią - dobrze.
Oddychał chwilę, uspokajał się. Próbował pogodzić się z faktem, że spanikował i przestraszył się, nie wiedząc gdzie jest i dlaczego w takim stanie. Strach wobec słabości opętał go chłodnymi dłońmi, zatrząsł jego brodą i rozedrgał dotychczas mętne co prawda, lecz spokojne spojrzenie, zmuszając je do skazanego na porażkę poszukiwania wyjścia z zapatrzenia. Nie bałem się - powiedział sobie, osioł.
Pociągnął nosem i odwrócił łeb, dotykając policzkiem nagrzanych słońcem kamieni. Nie długo jednak pozostał w tym położeniu. Szybko uniósł głowę odrobinę nad ziemię i przyciągnął brodę do piersi, usłyszawszy jęk Lai głośno niczym uderzenie kamienia o nieruchomą powierzchnię jeziora.
- Przepraszam, to się zagoi - sięgnął łapą do jej karku, szepcząc. - Po-o-czekaj, czekaj - zaprotestował, jakby już teraz ktoś raptownie stawiał go do pionu. Najpierw łeb, a za nim resztę ciała przekręcił i znalazł się na brzuchu, z jedną łapą zgiętą i schowaną pod grzywą, drugą wyciągniętą odrobinę do przodu. Jego uniesiona głowa kołysała się lekko, powieki powoli zatrzaskiwały i rozwierały, a pysk był bezbarwny, nieprzytomny, bez wyrazu. - Musiałem cię... jakoś przenieść. Przepraszam.
Bardzo chciał zażartować i pokrzepić ją, silny. Nawet uśmiechnął się machinalnie, niezdrowo, zapatrzony w głąb siebie i niepomny na otoczenie.
- Chyba jesteśmy... - zaczął z tym samym uśmiechem, który zestawiony z niewidzącymi nic ślepiami stawał się obłąkany. Pozwolił myśli urwać się i wydobył z siebie przeciągły pomruk, długie "mmmm...", które miało pomóc mu utrzymać się na prostych łapach, kiedy uderzały w niego kolejne zawroty głowy, tłumione przez resztkę pragnienia woli. Potrzebował Lai ponownie. Znowu oparł się o nią, tak, jakby przed chwilą. Powłócząc łapami doczłapał do wody i pokonawszy opór irracjonalnej niechęci wobec zmiany takim trudem osiągniętej pozycji, położył się na brzuchu. Przez chwilę trzymał pysk w wodzie rozkoszując się samym jej chłodem. Kilka łyków upił niechętnie.
Pozwalając wirom wartko płynącej rzeki oplatać swoje przednie łapy i kosmyki grzywy, odwrócił głowę w stronę lwicy i spojrzeniem bliskim pijanemu, zaczepił się o jej filigranową sylwetkę.
- Już, zaraz mi przejdzie - zapewnił siebie i ją z uśmiechem i zmrużeniem oczu, jakby słabość, która powlekła go całego swoim otumaniającym płaszczem była tylko zawstydzającym wypadkiem, wobec którego należało posłać uśmiech pobłażania. Żenująca.
Z każdą kolejną minutą czuł się coraz lepiej. "Coraz" znaczyło bardzo mało i ledwie zauważalnie; jego oddech uspokajał się, rozcieńczona wodą ślina z coraz większą łatwością przechodziła przez gardło. Mięśnie pyska nabierały na utraconej gibkości, wzrok po jakimś czasie wyrwał się z pęt zapatrzeń i niewidzeń, gotowy spojrzeć na Laję już prawie trzeźwo.
- Prawie zdechliśmy - zaśmiał się cicho i krótko pogardliwym fuknięciem, spoglądając na nią znad zmarszczonego nosa z tym samym wyrazem zażenowania, w który spróbował ubrać swoje poprzednie słowa.


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 31-12-2014

To nic.
Tak, jesteśmy.
Spokojnie.

Derion otrzymał od Lai trzy odpowiedzi, ale lwica nie pamiętała z nich ani jednej. Wciąż jakby nie docierała do niej sytuacja, w której się znajdowała - jej spojrzenie musiało jeszcze kilkukrotnie rozejrzeć się na boki, nim zmęczony umysł uznał, że to faktycznie nie była żadna bajka, żadna fatamorgana, żaden sen. Po momencie okazało się, że nie potrzebowała takich zapewnień - Derion oparł się o nią, a ona boleśnie odczuła jego ciężar. Szła niemal pod kątem, żeby tylko utrzymać lwa w pionie. Tak, jak wcześniej to było w wąwozie, tak teraz to chyba lwica odczuła większą ulgę, nie on. Przysiadła na ziemi obok niego, nisko zwieszając łeb. Znowu straciła kontrolę nad swoim oddechem.
Przegapiła więc wszystkie oznaki wewnętrznej walki, która toczyła się w niebieskich oczach towarzysza. Nie byłaby teraz zresztą w stanie ich odczytać, wszystko docierało do niej z wielkim opóźnieniem, a czas między decyzją a najmniejszym ruchem, którego się tyczyła mierzył się w minutach. Ze słowami było już trochę lepiej. Tak przynajmniej wydawało się jej do momentu, w którym Derion podniósł na nią wzrok i jedynie potwierdził jej domysły, że faktycznie otarli się o śmierć.
Wtedy Laja poczuła się tak, jakby ktoś przywalił w jej serce młotem. Ominęło kilka uderzeń, gubiąc zupełnie rytm. Lazurowe ślepia spojrzały na niego w szoku, zupełnie nieświadome obrazów, które same widziały jeszcze nie tak dawno temu. Sama świadomość tego, że jej oczy widziały te rozwarte nad nimi szpony śmierci była przerażającą świadomością. Lwica czuła się tak, jakby była zupełnie obok tego wszystkiego, jakby nie czuła zupełnie całego swojego bólu i wszystkich jego pochodnych, nic. Skupiła się cała na jego słowie. I była nim przerażona.
To była prawda.
On ocalił jej życie. Gdyby nie on, nie byłoby jej tutaj. Przecież nie kłamał. Pamiętała jego słowa, nie pamiętała własnych odpowiedzi. Przepraszał, że musiał ją jakoś przenieść. Od tego momentu lwica zaczęła cała pękać.
- To nic - powiedziała lwica płaczliwym tonem - to nic.
Zapewniła go ledwie o tym dwa razy. Prawda była jednak taka, że to chyba nie on potrzebował drugiej odpowiedzi. Pękała więc cała, usta zaczęły jej drżeć, a potem przypadła do Deriona. Teraz już płakała: w pełni, żałośnie płakała.
- Uratowałeś mi życie - przytuliła się do niego, ignorując zupełnie stanowczy opór mięśni - uratowałeś mi życie - powtarzała jak w mantrze, jakby sama próbowała w to uwierzyć. Potem już tylko wtuliła łeb w jego bok, łzami zalewając mu futro. Płakała głęboko, obejmując go, liżąc jego sierść, raz po raz uderzając ogonem, jakby dopiero co wyślizgnęli się ze szponów śmierci. Przytuliła go wtedy jeszcze mocniej, jednak w praktyce było to ledwie objęcie raz po raz delikatnie naciskającej do niego łapy. Sama lwica przylgnęła jednak do niego ciasno, zalewając się łzami.
- Dziękuję ci - ledwie wydusiła z siebie między oddechami, układając słowa w szarpany łkaniem szept, który powtarzała potem co jakiś czas, nie przestając płakać. Całe ciało bolało ją od tych szybkich oddechów, od pociągania nosem i od słów, które wypowiadała, lecz to było nic w porównaniu z tym, co działo się w jej głowie.
A w jej głowie miała wielkie niedowierzanie. I wielkie przekonanie. I ogromny, rozpaczliwie ogromny strach. O wdzięczności nie było mowy - wdzięczność to było za mało. Cała drżała, przytulona do Deriona, nie mogąc przestać, ani się od niego oderwać.


RE: Dolna Część Wąwozu - Derion - 31-12-2014

Z jego strony nie doznała ani najdelikatniejszej oznaki protestu. Całą niewygodę, jaką mogło doświadczać teraz jego ciała zdusił w zarodku, zamordował zaciśnięciem zębów i zmrużeniem oczu. Przyjął na siebie jej nieopamiętane podziękowanie i płacz, bez sprzeciwu wodził zmysłami za każdym jej najsłabszym gestem, który w obu ich zmaltretowanych rzeczywistościach znaczył więcej i był mocniejszy niż najtwardszy cios. Przełknął ślinę, odpowiadał na jej łkania "ciii... ciii...", zamykał oczy i starał się objąć ją łapą, ogarnąć jej niepokój, ponownie upewnić o tym, że "wszystko będzie dobrze".
Jego pycha zaczęła trzeszczeć, szeptać o miażdżącej jej rdzeń prawdzie - bardzo niechętnie, pod pozorem ostrożności, mimowolnie dopuszczał do siebie jedna za drugą myśl o tym, że Laja ma rację i że pojmuje ją tak, jak i on powinien. Co zamiast zrozumieć, wolał wydrwić, czemu wolał zaśmiać się w twarz. Chociaż ironia losu, słońce i wszystko to, co stanęło im na przeszkodzie w Wąwozie pomachało już na pożegnanie i odeszło, wypowiedziawszy swoje ostatnie zdanie, prawda malowała się teraz przed nim dużo wyraźniej, klarowniej, jaśniej. W swojej elementarnej prostocie - prawie zdechli.
Zawiódł się na swojej pewności. Ta podyktowała mu scenariusz, którego nigdy nie miał rozegrać, zwiodła go i omal nie zabiła. Myślał, że będzie tak łatwo, że ją po prostu wyprowadzi, wskaże drogę do wodopoju. Laja poświadczała o prawdzie, której nie chciał brać pod uwagę, a której przyjęcie teraz do świadomości skrzywiło jego pysk w powstrzymanym na siłę grymasie rozpaczy. Musiał być silny, musiał być silny dla Lai i podołał temu, tak, otrząsnął się obarczony nowym zrozumieniem, świadomy cienkiej granicy, którą o mały włos oboje nie przekroczyli.
Opanował jej niespokojne, wijące się, chude ciało bez trudu, delikatnie. Leżał po części w wodzie, odgradzając od niej targaną spazmami szlochu lwicę. Położył szyję na jej karku, świadomy nieudolności podejmowanej próby chciał przejąć choć z części jej strachu, bólu, rozpaczy. Później przeniósł łeb na drugą stronę, nie chcąc podrażniać świeżych ran dotknięciami kosmyków grzywy. Podtrzymał jej trzęsącą się głowę bokiem własnej, nos przy nosie, skroń przy skroni. Czas osłabiał ich obu, wyciszał oddechy. Gdy prócz nich nerwowe kaszlnięcia łkań lwicy stały się pojedynczymi akcentami barwiącymi ciszę z rzadka i niewyraźnie, Derion otworzył pysk i poruszył taflę wody, nad którą zawisł jego pysk kilkoma cichymi, nasyconymi współczuciem pomrukami:
- Odpoczniesz i nabierzesz sił, nie martw się. Zajmę się tobą. Już po wszystkim, nie bój się. Już nic ci nie grozi.
Przysunął się do niej odrobinę, przywarł w potwierdzeniu własnych słów, zapewniając o zdecydowaniu.
- Jak się nazywasz? - zapytał cicho, nie wychodząc z intymnej przestrzeni, która scaliła ich głowy we wzajemnym oparciu.


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 01-01-2015

- Przez co ty musiałeś przejść - powoli uspokajająca się lwica wymiękła znów, kiedy tylko lew spróbował zagłaskać jej niepokój kolejnymi zapewnieniami, że wszystko będzie dobrze. Że zaopiekuje się nią, żeby nie bała się. Może to jedno faktycznie udało mu się osiągnąć, bo tym co teraz odczuwała wcale nie był strach, mimo, że wzdrygała się na samą myśl o tym, że prawie zdechli. Samo to sformułowanie, to jedno słowo sprawiało, że kuliła się w sobie, łapczywie lgnąc do jego ciepła, stateczności i spokoju. Przecież widziała, w jakim był stanie, a mimo wszystko to ona u niego szukała pomocy.
Czuła się z tym okropnie. Jeszcze gorsza do zniesienia była jednak świadomość tego, że lew wiedział. Że miał pojęcie o tym, co się stało i jedynym komentarzem, jaki dotychczas z siebie wydusił było to "prawie zdechli". Przeszłość jakby domagała się tego, by teraz, kiedy wróciła do niej przytomność, przeszła przez to wszystko raz jeszcze - tak dla sprawiedliwości. Zanim jednak zdążyło się to stać, lwica raz jeszcze mocniej wtuliła się w lwa. Przysłowiowy medal obrócił się, odsłaniając swoją drugą, znacznie ważniejszą stronę. Nagle zdała sobie sprawę z tego, jak wielkie musiało być poświęcenie tego lwa, skoro udało im się ujść z życiem z niebezpieczeństwa, które rozciągnęło nad nimi płaszcz śmierci.
Nawet nie próbowała myśleć o wielkości długu, który wobec niego miała, a Derion jej w tym pomógł, pytając o jej imię. Uspokoiła się na tyle, na ile potrafiła, pociągając nosem i mocno wtulając łeb w jego ciepły policzek.
- Laja, nazywam się Laja - odpowiedziała - a ty?


RE: Dolna Część Wąwozu - Derion - 01-01-2015

- Bywałem już w gorszych tarapatach - powiedział spokojnie i wymusił na swoich płucach beztroskie fuknięcie, zmarszczył przyłożony do czoła lwicy nos, uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby Laja było pierwszy raz usłyszanym imieniem, wypraną ze wszelkich znaczeń zbitką głosek.
Refleksja przyszła zaraz później, nie dając czasu na namysł, jak ukazująca się w polu widzenia ofiary sylwetka drapieżnika, której jedynym z grzeczności danym ostrzeżeniem był trzask kilku gałązek, które ułamała wyskakując z zarośli. Zrozumienie pochwyciło go żelazną łapą, nie zamierzało poddawać swojej obecności pod wątpliwość, dowodziło jej rozdrapując wspomnienia, przypuszczenia i rewidowane nagle hipotezy - oto znalazłeś ją, bohaterze, znalazłeś Laję, w której istnienie po miesiącach spędzonych na wędrówce zacząłeś wątpić. Bohaterze.
Odsunął przystawiony do jej ciepłego ciała pysk, zwiesił łeb i zapatrzył się w głąb siebie, tępo, idiota, kołysząc łbem na nagle osłabłych mięśniach karku, nie sprzeciwiając się niczemu, wobec niczego nie oponując. Samemu kierując w siebie ostrza oskarżeń nastawiał najbardziej wrażliwe miejsca, zdzierał z nich skórę i posypywał solą. Zastępowane nienawiścią poczucie winy uderzyło w niego z całą siłą, w jaką sam go wyposażył. Każda myśl, którą w ciągu ostatnich tygodni połknął przez sen i wysyczał za dnia do uszu cienia po Manueli powróciła - i była słuszna. To była twoja wina, wina twojej niewiary, twojego pieprzonego egoizmu, sukinsynu. Myślałeś tylko o sobie, a jeśli kiedykolwiek kochałeś Manię, kochałeś ją tylko dla siebie. Jej siostra była dla ciebie pretekstem by trzymać ją przy sobie. Nie poradziłaby sobie sama, nie znalazłaby jej - zapewniałeś o swojej opiece, ochronie i przewodnictwie. Musiała przejrzeć na oczy, musiała dostrzec w twoim uśmiechu i półprzymkniętych oczach pragnienie zaspokojenia własnych żądz. Nigdy nie dałeś jej niczego, na czym sam nie mogłeś skorzystać, a wszelkie szumnie nazywane wyrzeczeniami drobiazgi doprowadzały cię do szału. Bała się ciebie. Widziałeś strach w jej oczach i nie mogłeś o tym zapomnieć, kiedy oddalałeś się od niej zapewniając własne ego o potrzebie podbudowy. Wybaczyłeś to sobie?
Mógł zrzucić trud przełknięcia śliny i nieruchome zamyślenie na karb wycieńczenia. Wypuścił spomiędzy zębów drobinę oddechu, która w nim pozostała i nie biorąc kolejnego wdechu odpowiedział:
- Derion.
Zacisnął ślepia i spojrzał w drżące pod nim w lustrze wody odbicie pyszczka Lai jakby oglądał go po raz pierwszy. Lub drugi. Hm? Tak jakbyś już gdzieś go widział.
- Poluję na Lwiej Ziemi.
Miała skądś-znajomy kształt szczęki, brodę tak samo lekko wysuniętą. W smutnym wyrazie zmęczenia, który układał jej rysy dostrzegał zmarszczki i załamania skóry, które gdyby tylko poruszyć, ułożyłyby się w uśmiech, który w obie dłonie łapał jego serce i pieścił.
- Niedaleko stąd mam kryjówkę.
Uniósł nieśmiało wzrok i gotowy uciec w każdej chwili przyjrzał się fragmentowi zmiętej przez poruszenia wiatru tafli, gdzie błyszczała para lazurowych oczu o tych samych, które gdzieś już kiedyś widział iskrach. Były inne, minimalnie różne. Zabawnie w detalach niepodobne do tego, jak je zapamiętał.
- Dla córki. Czeka tam, jak szukam... jak poluję.
Zamknął oczy, nie poruszył się. Kiedy rozwarł powieki ponownie, patrzył w parę ślepi na dnie rzeki tak, jak poprzednio, uwięziony, bezsilny wobec spajającego go z nimi magnetyzmu.


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 01-01-2015

Ciężko pewnie byłoby uwierzyć w to, że ta przypadkowo napotkana i przypadkowo pokrzywdzona lwica była właśnie tą Lają, dokładnie tą lwicą, zagubioną siostrą, której poszukiwała jego Mania. Spośród wielu, ta jedna trudność była łatwa do ominięcia. Wystarczyło wziąć ją od razu za prawdę, co Derion najwyraźniej uczynił od razu, bez wahania i bez pytania. Zakryte dla Lai były jego myśli, nie widziała nawet maski, którą przyoblekł przeorane troską i wyrzutem oblicze - jedynym, co widziała były jego oczy. Poczuła jednak wyraźnie, że coś było nie tak po sposobie, w jakim mówił. Choć wyczuła zmianę w jego głosie, znalazła winowajcę w czymś zupełnie innym.
- Wszystko w porządku? - Zapytała z troską, nie dostawszy czasu nawet na to krótkie, durne i zupełnie zbędne "miło mi cię poznać". - Jeżeli wskażesz mi drogę, zaprowadzę cię tam, dobrze? Tam odpoczniesz. Pomogę ci.
Pomogę ci. Jakby niepomna zupełnie na to wszystko, czego wcześniej z takim łaknieniem słuchała, że będzie dobrze, że lew zajmie się nią, że nic jej nie grozi bardzo szybko spróbowała odwdzięczyć się mu przynajmniej pięknym za nadobne. Z jednej strony potrzebowała jego pomocy, z drugiej zaś on potrzebował jej. Laja, choć zmęczona i wycieńczona, ze swoim obolałym łbem była gotowa zrobić dla niego wszystko, a w szczególności zaprowadzić go w bezpieczne miejsce, do jego córki. Wolała nawet nie myśleć, jak bardzo mała musiała się bać, pozostawiona samą na tak długo.
Nie myślała więc, skupiona całkowicie na Derionie. Podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że oboje potrzebowali siebie nawzajem, żeby wykaraskać się z tego wszystkiego, wygodniej jednak było dla niej tego jeszcze nie akceptować. Jej durne zasady i poczucie obowiązku brały górę nad zdrowym rozsądkiem. Choćby Derion kazał jej nieść siebie na barkach - zrobiłaby to, a przynajmniej spróbowała. Była mu winna dług, którego nie dało się spłacić, a który będzie nosić ze sobą po kres swoich dni. Przez niezliczone poranki, południa, wieczory i noce, z których każda wykuta była w pożyczonym - lub, co gorsza, skradzionym - czasie.
W końcu w pełni świadoma tego wszystkiego znów zaczęła pękać, zaczęły drgać zmęczone usta. Lwica polizała Deriona po policzku, złożyła na nim swój pocałunek, a potem wtuliła się w niego raz jeszcze.
- Wszystko będzie dobrze. - Powiedziała. Nie wiedziała, czy jedynie powtarzała po nim jego słowa skierowane do niej, czy też sama próbowała go o tym zapewnić. - Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc.
Gdyby tylko wiedziała, że to Derion był Tym Lwem, o którym wspominał Rafiki, że zawsze miał Manuelę u swojego boku. Tym Lwem, z którym lwica przemierzała Lwie Ziemie w poszukiwaniu zaginionej siostry. Lai, którą Derion odnalazł na dnie wąwozu, zaledwie o minuty oddaloną od śmierci. Nie wiedziała tego jednak. Patrzyła na niego ślepiami ofiary, którą ocaliła jego litość. Przytulała się do niego, u niego szukając wsparcia, które sama chciała mu przecież dać.


RE: Dolna Część Wąwozu - Derion - 04-01-2015

Uśmiechnął się do jej oblicza machinalnie, otarł o nią policzkiem, nie mając siły ani ochoty zaprzeczać, dyskutować, droczyć się, lub dobywać głosu w jakikolwiek sposób. Kilkakrotnie na przemian unosił kąciki pyska i rozluźniał mięśnie, brał wdech i wydech, decydował się by wstać i postanawiał pozostać obok Lai, aż w końcu, gdy szarość nadchodzącej nocy zaczęła łaskotać ich jasne futra swoimi delikatnymi dłońmi, złożył na pogryzionym karku lwicy delikatny pocałunek i odsunąwszy od niej pysk, powiedział cichutko:
- Chodźmy już, hm? Znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce, postaram się znaleźć coś do jedzenia... nie. Nie próbuj zaprzeczać. Odpocznę trochę i to mi wystarczy - z uśmiechem dźwigał się do pionu, trącając Laję nosem. - Przespałem już wystarczająco dużo czasu, a teraz mam dwa pyszczki do nakarmienia, znajdę coś w miarę świeżego.
Stanął obok lwicy i uśmiechnął się do niej. Czuł się słaby, jak przez cały czas; mdłości ustąpiły, ale zawroty głowy pojawiały się przy lekkich poruszeniach łbem. Jego oczy zmętniały, co jakiś czas ich spojrzenie odcinało się od rzeczywistości i zaglądało gdzieś do wewnątrz, dźgane ukłuciami promieniującymi z rannej łapy.
- Dasz radę? - obniżył powoli głowę, zatrzymując pysk na wysokości jej uszu. Przeczesał językiem miękką sierść na jej skroni, nie odsunął się.


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 04-01-2015

Nie próbuj zaprzeczać. Lwica nie mogła powstrzymać westchnienia. Już nabierała powietrza w płuca, lew jakby usłyszał wzbierający jej w piersi oddech, który miał się przerodzić w głos sprzeciwu. Ostatecznie zmarnowała go więc na smutny uśmiech tylko dla niego. Posłuszna temu, co usłyszała, ale też przez te same słowa poruszona zamilkła, nie chcąc mówić już nic więcej. Kiedy Derion wstał, ona wstała również, zamierając tuż obok niego i przyglądając się mu tym samym niejasnym spojrzeniem, które miał na sobie wcześniej. Dziesiątki emocji, jak sępy próbowały dobrać się do jednego spojrzenia, ptaszyskiem największym ze wszystkich była jednak wdzięczność. Smutek i reszta w zestawieniu z tą jedną jakby traciły na znaczeniu. Z czasem wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Spektakl zakończył się, zasunęła się kurtyna zmęczonych powiek.
Kiedy poczuła na swoim łbie dotyk jego języka, tak bardzo różny od tego, który złożył na jej szyi, zmiękła zupełnie. Głębszy stał się jej oddech, na ustach zatańczył nieco weselszy uśmiech. Poczuła się przy nim bezpiecznie, mimo tego, że jego bezpieczeństwo jednocześnie zależało też od niej. Jedno jednak wiedziała już na pewno - Derion zdecydowanie wiedział, jak ją uspokoić.
- Tak, dam radę. - Odpowiedziała prawie wesoło. - Wątpię, by satysfakcjonowało mnie jakiekolwiek inne wyjście.
Chociaż lew nie miał prawa tego wiedzieć, samo to skomplikowane zdanie niech będzie dowodem dla mnie i dla ciebie, że jego gesty działały. Lwica uspokoiła się na tyle, by wróciła do niej w formie rozbudowanej, nietypowej wymowy następna cząstka jej samej. Do grona rzeczy, które Derion miał niepisane prawo wiedzieć należało również to, że jej głos stał się bardziej miękki, bardziej żeński, bardziej kojący. Symbiotyczna współpraca w zmęczonych oczach wykończonej Lai zupełnie przysłoniła niepokój bliskiej przeszłości. Jak pluszowy miś strzegł snu skulonego pod kołdrą dziecka, tak stateczny spokój Deriona i świadomość tego, że był odgradzała ją od zimnych łap, które prawie porwały ją w ostatnie objęcie.
- Prowadź. - Powiedziała tylko jeszcze samica, przygotowując się do drogi, jak tylko mogła. Zrobiła kilka próbnych kroków, a brak konieczności podnoszenia się z ziemi wystarczył jej za rezultat. Obróciła się za nim.


RE: Dolna Część Wąwozu - Derion - 04-01-2015

Ten bardziej miękki, żeński i kojący głos zatrzymał jego uwagę na dłużej, zatrzymał ją w zasadzie na dobre. Uwięziony, Derion nie mógł spojrzeć nigdzie poza jasny kontur obrysowujący skryty w cieniu pyszczek, nie mógł powstrzymać drżeń linii zaciśniętych warg, która raz po raz zmieniała swoje położenie minimalnie wespół z mnącymi się w próbie powstrzymania nieopanowanych emocji zmarszczkami u nasady jego nosa. Wodził za nią, wodził wzrokiem po niej, uśmiechnięty, oczarowany, onieśmielony.
- Hm - wymusił takt śmiechu zza zatrzaśniętych zębów, uciekł spojrzeniem w bok za myślą, która wyparowała z jego głowy jak tylko powziął postanowienie wypowiedzenia jej na głos. Sięgnął łapą ku zniżanej szybko głowie, by pod pozorem otarcia swędzącego nosa ukryć podsycany szybciej bijącym sercem uśmiech wykwitły mu na pysku.
Prowadź. Więc prowadził. Zadowolony z siebie, niesiony niesprecyzowanym, stłamszonym przez wycieńczenie entuzjazmem. Wielkie słowo. Tylko jego myśli kręciły się wokół oplatanej wzrokiem Lai. Chodziło tylko o doprowadzenie jej, nic więcej, w bezpieczne miejsce. A mimo to o niej myślał. Bardziej o Manueli, czy o niej. Był po prostu zmęczony. Nie wiedział.
Ciężar jej spojrzenia, za każdym razem gdy spoczywał na nim, starał się odciążyć i odbić wzbogacony o odrobinę z własnego spokoju, a o to nie było trudno. Każdy kolejny krok wiódł go głębiej w nieważką przestrzeń zapomnienia o rzeczywistości. Chyba tylko zmienił temat swoich rozmyślań, tylko myślał o cieniu, który szedł u jego boku, chyba odwiódł się od swojej słabości i bólu. Empatia. Nie bardzo. Troska. Po prostu - myślenie o kimś.
- Przyprowadzę Ivy - mówił, zatrzymując się w granacie strzępistego cienia kilku szemrzących nad nimi palm, pomiędzy którymi niezbyt wysokie krzewy umożliwiały schronienie się przed wiatrem i niepożądanym wzrokiem. Spuścił głowę, kaszlnął, mrużąc oczy. - Córkę - uśmiechnął się, patrząc na Laję, niechętny by odkleić od niej wzrok. - Połóż się, proszę. Nie odchodź - dodawał spokojnie, lecz niechętnie, jakby wypowiadanie jakichkolwiek słów było już zbędne. - Wrócę niedługo, nie zdążysz zasnąć.
Uśmiech, który posyłał jej odwracając się był słaby, chory, ale jego, zupełnie - szelmowski, spod podbitego oka.

zt


RE: Dolna Część Wąwozu - Laja - 04-01-2015

Laja z kolei nie miała zielonego pojęcia o myślach, które gęstniały wokół jej osoby. Była w stanie odebrać te sygnały, przechwycić je, jednak następna chwila marszu okazała się dla niej wyzwaniem. Nie wielkim, jednak prawdziwie i szczerze męczącym. A zmęczenie nie było czymś, czego lwicy brakowało. Kiedy Derion zaprowadził ją na miejsce, Laja najpierw położyła się na ziemi, a dopiero później zaczęła rozglądać się po miejscu, w którym postanowiła posadzić zadek. Rozejrzała się tylko trochę, na pewno nie zauważyła wszystkiego, na co powinna zwrócić uwagę, jednak pnie, krzewy i kępy traw musiały jej wystarczyć. Zaufała Derionowi - to było dobre miejsce. Choćby zaprowadził ją na Cmentarzysko Słoni i tak znalazłaby powód by mu zaufać. Poza tym, powracał teraz ból łba, jakby ten nie godził się na przyspieszone wysiłkiem tętno.
Słuchała swojego wybawcy na ile tylko potrafiła się skupić. Uśmiechnęła się na wiadomość o jego córeczce.
- Ma piękne imię. - Odpowiedziała, a kiedy pod jej adresem popłynęły dalsze słowa spróbowała nawet się zaśmiać. Skutek był taki, że ślepia zacisnęły się z bólu, a na pysku dalej tańczył uśmiech. Towarzyszyła lwu spojrzeniem jeszcze przez chwilę, odprowadzała go wzrokiem, jednak ostatecznie spoczął on znów na jej łapach. Bez pośpiechu przewaliła się na bok, kładąc łeb na ziemi, przymknęła też ślepia. Nie myślała o niczym, a już na pewno nie w takim stopniu, jak Derion. Znacznie bliżej jej było do snu, niż zapewne przewidywał. Laja pobyła trochę sama, w końcu ziewnęła przeciągle i nieco wbrew sobie spróbowała usnąć.
Nieświadomie wystawiła na próbę prawdziwość jego słów, jakby jego zapewnienie potraktowała za wyzwanie.

[ Dodano: 2015-01-09, 00:34 ]
Laja nie spała długo, na pewno nie tak długo jak wcześniej tego przeklętego dnia. Nie mogła przecież wiedzieć jeszcze o śmierci, która przedwcześnie wyszła Derionowi naprzeciw. Przebudziła się spokojnie, kilkoma mrugnięciami witając się z przyjemnie chłodnym powietrzem. Rozejrzała się wokół siebie, przeciągnęła się, wyciągając łapy daleko. Wraz z ruchem powietrza pierwsza przyjemność zaczęła w końcu jej doskwierać, wdzierając się niemal pod skórę tak, jak wcześniej czyniło to piekące słońce. Każde swoje drgnięcie odczuwała tak, jakby była z trzeszczącej i twardej kory.
Dotarło do niej, że Deriona nie ma nigdzie w pobliżu, jednak budzący się umysł szybko ocenił upływ czasu. Miał wrócić niedługo. Skrzywiła się nieco, raz jeden serce zabiło jej w piersi mocniej - jakby niema zapowiedź tego, co miała znaleźć następnego dnia. Przez chwilę siedziała cierpliwie, doprowadzając się do porządku, na ile była tylko w stanie, jednak upływający czas rozbudził w niej niepokój. Czyżby Derion faktycznie udał się na polowanie, tak, jak wcześniej zapowiedział? Czy może w poszukiwaniu zwierzyny zapuścił się gdzieś daleko?
Laja dźwignęła się z ziemi po godzinie lub dwóch. Ruszyła w tym samym kierunku, w którym wyruszył, gdy zasypiała, Derion, stawiając swoje ostatnie kroki na tym świecie. Ale przecież nie mogła tego wiedzieć.
I nie wiedziała długo.

Nie wiedziała, że nigdy nie zapomni jego szafirowych oczu.

[zt]