Król Lew PBF
Wodopój - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Cesarstwo Doliny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=171)
+--- Dział: Sawanna (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=39)
+--- Wątek: Wodopój (/showthread.php?tid=1695)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49


RE: Wodopój - Omara - 14-09-2013

Faktycznie, z nieba zaczęły spadać krople deszczu, których z czasem było coraz więcej i więcej, aż w końcu nastała prawdziwa ulewa. Ayumi, pomimo że nie była z cukru, to i tak nie lubiła deszczu. Zdecydowanie wolała gdy była ładna pogoda i świeciło słońce. Wtedy można się bawić i robić inne fajne rzeczy. A teraz? Nic.
- No dobra, nie wiem jak wy, ale ja idę schować się gdzieś przed deszczem. Chodźcie za mną, chyba że chcecie zmoknąć - rzekła do kuzynek, po czym szybko opuściła to miejsce.


/z.t./


RE: Wodopój - Eliana - 14-09-2013

Szkarłatnooka lwioziemka czekała cierpliwie na Keiso, obserwując z zaciekawieniem sposób, w jaki on poluje. Łał!
Tego jeszcze nie widziała. Uśmiechnęła się do węża i schyliła łeb, gdy ten już do niej wrócił, oczekując powrotu na swoje miejsce- szyję.
I wtedy właśnie się zorientowała, że zaczęło padać, tak więc z przyjacielem na szyji (zakładając, że Keiso wybrał wygodniejszy środek transportu), pobiegła za Ayumi.

zt


RE: Wodopój - Derion - 27-10-2013

Trzeba poukładać to wszystko, no nie? - wzruszyłby ramionami Derion, gdyby ktoś był łaskaw zagaić do niego o powód całego tego zamieszania. Z cóż ten lew wyczyniał... Co najważniejsze, to przez cały czas pędził; truchtał, sadził susy, biegł, truchtał. Trochę po omacku, ponieważ odkąd znalazł się na świetle dziennym dokuczały mu skaczące wszędzie, gdzie tylko by nie spojrzał, czerwone plamy. Deformując obraz, uniemożliwiały beżowemu koncentrację, na ile w jego obecnym stanie takowa była możliwa. A jednak jakaś tam była. Więc lew zamiast patrzeć, przykładał łeb nisko do samej ziemi i wciągał jej wilgotny zapach, oferując sobie radość, jakiej dawno nie doświadczał. W takim otumanionym stanie szedł z południa na północ, wzdłuż oceanu, od czasu do czasu mocząc łapy w słonej wodzie, szukając jakiegoś wodopoju. Jakieś meandry świadomości szeptały mu o aktualnym położeniu, ale ogólna fizyczna niedyspozycja wzbraniała się z określeniem go raz a dobrze. Wolał więc nie wnikać - albo już albo jeszcze nie jest na terenie Czterech Stad, tak czy siak skądś kojarzy to strzępiste wybrzeże, ujście rzeki, którą mijał (dajcie bogowie, by to była Słoneczna...) i na horyzoncie majaczy coś fikuśnego, jakby Lwia Skała. Nic definitywnie. Tak czy siak znalazł wodopój, doszedł jakoś do wody, głównie orientując się ze słuchu. Pod wodą miraże świetlne i chłód ocuciły go, wlały weń więcej radości, niż zwykła kąpiel powinna komukolwiek dać. Wielki, beżowy lew wyglądał nieco komicznie łapiąc tę wodę całym ciałem, chcąc przesiąknąć nią do szpiku, stać się nią niemal, zespolić... Później leżał plackiem na brzegu, wokół szumiały akacje, świergotały ptaki, a na jego mordzie zakwitał uśmiech. Spod półprzymkniętych powiek błyskały grafitowe ślepia, łapy drżały co chwilę, wstrząsane niekontrolowanymi dreszczami, grzbiet miękł, ciało relaksowało się. Po tym nieprzyzwoicie przyjemnym odpoczynku, Derion zebrał się w sobie i zaczął niestrudzenie przeszukiwać brzegi wodopoju. Na tym zeszło mu aż do teraz, do momentu, w którym wtykał nos w jakąś jamę wykopaną między korzeniami wyschniętego krzewu.


RE: Wodopój - Mistrz Gry - 28-10-2013

A tam go coś ugryzło.

Prosto w ciemnoróżowy, bezczelny nochal, który wpychał do cudzego domu, ugryzło go coś nie większego od pustynnej myszy, jednak o wiele bardziej zajadłego. Małe kiełki przebiły się przez wrażliwą skórę, uszy podrażnił wściekły pisk, którego ton świadczył o miotanych z pasją klątwach, zaszurało coś, zagrzechotało - i po "napastniku" tudzież obrońcy nie było śladu. Zwiał w głąb nory, zanim lew zdążył podjąć decyzję o wsadzeniu do dziury łapy.

Nos krwawił.



RE: Wodopój - Derion - 28-10-2013

Lew odskoczył w tył, siadł na zadku zdezorientowany. Zrobił zeza, spoglądając na uszczypnięty nos i krew sączącą się z rany. Uniósł łapę i delikatnie strząsnął z nosa drobinki piasku i ziemi. Poddał się lekkiemu pieczeniu bez mrugnięcia okiem. Poczekał. Zaniepokoił go fakt, że do miejsca ugryzienia wciąż napływała krew, zbierała się, zbierała, zbierała. Tak, jakżeby inaczej! Przecież drań dziabnął go w nie tak starą ranę i dobrze ukrwiony nos. Derion wstał, skrzywił się patrząc w stronę nory i spuściwszy łeb nisko, podszedł do wody. Wsadził pysk pod powierzchnię, zmrużył oczy i powoli wypuścił powietrze, uwalniając muskające wargi bąbelki. Wypłukał i wylizał lewą łapę pieczołowicie, by przejechać nią po raz ostatni po nosie i ostatecznie stwierdzić, że w takiej sytuacji może tylko poczekać aż krew skrzepnie. Przeszedł się kawałek wzdłuż wody i mrużąc ślepia niemiłosiernie, wypróbowywał ich stan. Marny. Chwiejąc się mocno na łapach, poczłapał w kierunku akacji, wokół której rosły kolczaste krzewy nieznanego mu gatunku. Przyłożył nos do ziemi i... na dusze antylop! Napuchnięty kinol nie pozwalał mu w pełni wyczuwać zapachów! Niezrażony, lew zmarszczył czoło i zassał powietrze. A nuż wyczuje w jego drobinach ten interesujący go zapach.


RE: Wodopój - Mistrz Gry - 28-10-2013

Och, ależ oczywiście! Co innego mogłoby być interesujące dla drapieżnika, jeśli nie zapach krwi? Świeżej, oznaczającej ofiarę, życie, mięso...

...własnej, oczywiście, że własnej.
Derion mógł nie liczyć na narząd węchu przez najbliższą godzinę, może dwie. Dopóki do komór nosa ściekać będzie posoka, nie poczuje w zasadzie nic, co nie będzie cuchnęło zgnilizną i rozkładem.
Wzrok sprawny był, przy życzliwym liczeniu, w około pięćdziesięciu procentach.

Oczywiście dysponował wciąż słuchem, dotykiem i smakiem, lecz jak chciał je wykorzystać w swych poszukiwaniach, które dotyczyły...
No właśnie, czego?



RE: Wodopój - Derion - 28-10-2013

Nabierając w płuca potężny haust powietrza, głowa Deriona powoli wędrowała w górę, aż zadarł ją z przymrużeniem oczu i szerokim uśmiechem. Jednak uśmiech stopniowo i zdecydowanie znikał z jego pyska, ustępując miejsca powadze. W oczach lwa zatańczyła dezorientacja. Lekko rozchyliwszy wargi, lew znowu klapnął zadkiem na ziemi. Zamyślił się, powoli analizując sytuację, łącząc fakty. Tak, lwie - mamrotał w myślach - zdany jesteś na jęzor i stwardniałe opuszki, a w obronie przed drapieżnikami posłużą ci uszy, bo na wyrwane pazury jeszcze przez miesiąc nie masz co liczyć! Fuknął zły na zaistniałą sytuację. Nie, nie zrezygnuje. Nie byłby sobą. Zebrał się w sobie, wstał, kłapnął szczęką na muchę. Miłorząb - fikuśne drzewo, które spotkał kilka razy w życiu, a którego trujące liście przy odpowiednim podaniu działały zbawiennie na problemy z dezorientacją i czarnymi myślami. Oczyma wyobraźni zobaczył siebie odpoczywającego w cieniu akacji po zażyciu naparu. Myśl o nieziemskiej przyjemności, jaką dozna po kilku dawkach leku dodała my skrzydeł. Rozpozna liście po charakterystycznym kształcie, spróbuje ich - są gorzkie. Rozcapierzone drzewo wypatrzy, a na końcu zatopi się w szumie jego miękkiego listowia.
Odszedł od wodopoju w stronę zarośli, wodząc zamglonymi ślepiami po koronach drzew.


RE: Wodopój - Mistrz Gry - 02-11-2013

Miłorząb. Roślina, której w ogóle nie powinno być; ta, która pochodziła z bardzo dawnych czasów, gdy lwy były jeszcze ślepymi gryzoniami chowającymi się pod ziemią, a na jej powierzchni rządziły wielkie jaszczury o szerokich stopach. W dodatku ta, która rosła hen, za bardzo daleką morską wodą, zza której nic nie powinno było dotrzeć - poza pewną tygrysicą. A skoro dotarła ona, dotarł i miłorząb.
A co.

Korony drzew jak na złość po pierwsze nie chciały się zindywidualizować, tworząc wciąż jednolitą masę w podeschniętym odcieniu zieleni, a po drugie zdecydowanie nie były gąszczem miłorzębów - to przecież byłoby oszukiwanie rzeczywistości. Za to słuch, tak jak potrafił, starał się dopomóc właścicielowi. Rzeka szumiała głośno; wodopój był w dobrym miejscu, dostatecznie blisko sawanny, a dostatecznie daleko od morza, którego sól nie pozwoliłaby na swobodne picie wody.
Przynajmniej lwom.

Przynajmniej lwom...



RE: Wodopój - Derion - 02-11-2013

Zdeprymowany bezowocnym przeczesywaniu powietrza i ziemi, Derion przystanął. Po raz ostatni przeczesał wzrokiem okolicę. Akacja, akacja, bananowiec, akacja, akacja, palma kokosowa... akacja... Do tej pory miał styczność z miłorzębem jedynie w formie zerwanych liści, a o tym, że spotkać to drzewo rosnące dziko coś tam słyszał, ale nie dałby głowy, tak czy siak wspomnienia sprzed bodajże pół roku, kiedy korzystał z dobrodziejstw tego egzotyku, nie pozwoliły mu od tak odpuścić. Gdy jednak po dość długim czasie przeczesywania okolicy zorientował się, że raczej błądzi we mgle niż posuwa się naprzód, postanowił zawrócić w stronę wodopoju, idąc oczywiście inną trasą. Być może szczęście mu dopisze. Wsłuchując się w szum rzeki, odczuwał niedający się wytłumaczyć niepokój.


RE: Wodopój - Mistrz Gry - 04-11-2013

Cóż, jeśli zważyć na to, że Derion nie mógł w pełni korzystać ze zmysłów ani nawet z pazurów, niepokój stawał się zrozumiały. Z każdą chwilą ryzykował przecież, że coś go tutaj zaatakuje - i poczucie, że ten moment się zbliża, rosło, choć było nieprawdziwe. Intuicja pozwalała jednak przetrwać, nawet ta paranoiczna.
Słusznie ciągnęła go teraz ku rzece, a myśli o soli nie chciały opuścić do końca samczego łba.
Miłorząb. Coś, co nie miało prawa tu rosnąć, a niektóre tereny były dla niego wciąż zbyt dalekie, by je zasiedlić; trzeba było zacząć od miejsc bliższych jego naturalnym siedliskom. Jednocześnie musiał przecież tkwić nad wodą - a nad wodopojem go nie było.
To gdzie?



RE: Wodopój - Derion - 04-11-2013

Powoli w głowie Deriona układały się zasłyszane fakty na temat tego nagonasiennego dziwadła. Któż (zapewne ten, co mu go wówczas podawał) to mówił o jego upodobaniach do mocno zasolonej gleby? Lew zmarszczył czoło, dał wpełznąć na usta zawadiackiemu uśmiechowi. Złapanie się tej myśli było jak znalezienie wonnego tropu. Ba! Było nawet lepsze. Ukierunkowywało, naprowadzało. Jeśli odrzucić jałowe, piaszczyste gleby, na których to drzewo nie pożyłoby długo, fikuśny twór natury musiał dać się odnaleźć rosnący na żyznych nanosach rzecznych i... tak! W pobliżu oceanu. Łapy poniosły lwa na zachód, skąd docierał do niego wilgotny, przyjemny wiatr oceaniczny. Jeśli szukać, to właśnie tam, wśród roślin bujnie porastających pas wybrzeża.


RE: Wodopój - Mistrz Gry - 06-11-2013

No i bingo!
Dotarłszy nad wybrzeże oceanu, idąc wzdłuż rzeki zapewne - bo w ten sposób nie da się zgubić - dostrzegł był Derion upragniony zarys rozczapierzonej korony pomiędzy innymi, maskującymi ją drzewami. Jeśli to była ta. Mroczki nie pozwalały tego stwierdzić z całą pewnością.
Cóż, sposób był jeden; trzeba było sprawdzić za pomocą zmysłu smaku, czy to to.
Tylko jak, nie mając pazurów, chciał pokonać te 2-3 metry, które dzieliły go od najniższej gałęzi?


//jeśli zdecydujesz się skakać, w ruch pójdą kości :) //



RE: Wodopój - Derion - 06-11-2013

Derion przystanął pod drzewem i zaczął garbić się nisko do samej ziemi, wyciągać szyję, obchodzić pień wokół. A wszystko po to, by określić, czy przeczucie go nie myli. Z daleka wyglądał z pewnością bardzo nieporadnie. Wielkie lwisko i wielkie drzewo. Kto wygra ten pojedynek?
Zacisnął zęby i zmarszczył czoło. Odruchowo napiął palce, ale pazury nie wysunęły się, powodując jedynie lekkie pieczenie tam, gdzie kiedyś się znajdowały. Napiął barki. Jeszcze raz określił, gdzie znajduje się zasłonięta czerwonymi plamkami gałąź i przycupnąwszy nisko, wybił się. Miał nadzieję, że starczy mu siły w łapach, by ją złapać-objąć i dociągnąć tułów.


RE: Wodopój - Mistrz Gry - 08-11-2013

Ouch, spadnie...
Spadnie...

...nie spadnie.
Siedząca w konarach małpka rozchyliła palce, przez które bardzo nie chciała patrzeć na to, jak ten śmieszny lewek rymsnie o ziemię i zrobi sobie krzywdę, bo kiedyś też spadła i wiedziała, jak to boli, och. Była jeszcze młoda i zdarzały się jej takie wypadki.

Derion zawisł jednak, ku jej najwyższemu zdumieniu, znajdując nawet oparcie o pień, na którym podparł się tylnymi łapami. Był jednak jeden problem - zwisał grzbietem w dół, jak leniwiec.

Kilka metrów nad nim błysnęły na chwilę zalęknione, czarne oczy.



RE: Wodopój - Derion - 08-11-2013

Wydał z siebie stłumione wysiłkiem stęknięcie, po czym ustabilizował pozycję, obejmując gałąź nieco mocniej, podchodząc tylnymi łapami trochę w górę. Z odległości musiało to wyglądać iście komicznie.
Przed jego oczami błysnęła małpia sylwetka. Zaskoczony, na moment stracił koncentrację, jego noga obsunęła się. Zaraz jednak napiął mięśnie i powrócił do poprzedniej pozycji. Dość niewygodnej pozycji. Pozycji, z której ciężko mu było cokolwiek zrobić, nie mówiąc już o uwolnieniu jednej z łap i próbie dosięgnięcia do listowia. Od biedy mógł próbować, ale skoro nadarzyła się taka okazja...
- Hej, koleszko! Byłbyś tak miły i podał mi pęk liści? - wykrztusił z siebie, walcząc z grawitacją. Uśmiechnął się wymuszenie, gdyż pozycja, w jakiej się znajdował uniemożliwiała jakiekolwiek zbędne grzeczności.