Król Lew PBF
Wodopój - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Cesarstwo Doliny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=171)
+--- Dział: Sawanna (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=39)
+--- Wątek: Wodopój (/showthread.php?tid=1695)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49


RE: Wodopój - Genbu - 23-01-2016

Sytuacja sytuacjami, Genbu miał do czynienia niejednokrotnie z białymi małpami. Ten lew nie i stąd polegała ta różnica poglądów. Nie ciągnął jednak więcej tego tematu. Gdy Skanda mówił o swoim dawnym przewodnictwie niedźwiedź tylko zerknął na niego kątem oka. W pewien sposób szanował przewodników, do tego nie wystarczyła siła ale potrzeba było i mądrości. Nie wiedział co się wydarzyło, że wygląda obecnie. Jedno ich różniło szary mówił o swoich ziemiach. Gdyby Genbu przegrał walkę z rywalem musiałby jak najprędzej opuścić swoje terytorium. Jak widać to stado trzyma też i tych słabych.
Nie prosił o wyjaśnienie tutejszych terenów, jednak dobrze było posiąść trochę informacji. Jałowe ziemie... któż by chciał na takich przebywać skoro tu wokół tyle dobrobytu. Widocznie tamci są słabsi niż tutejsze lwy. Tak to pojmował.
- Niewiedza może przysporzyć wam problemów. - Niedobrze jest ignorować to co dzieje się tuz pod nosem.
Podniósł się przeciągając, podszedł do drzewa maruli sąd wydobywał się przyjemny zapach. Na ziemi leżało już parę owoców. Stanął na tylnych łapach obejmując pień łapami. Wstrząsnął drzewem zrzucając owoce. przekąska jak znalazł. Gryzł owoce pozostawiając tylko twarde pestki.


RE: Wodopój - Skanda - 26-01-2016

-Hm?-ciche mruknięcie instynktownie opuściło poorany pysk. Błyskawicznie zrozumiał błąd, w jaki nieumyślnie wprowadził nowo poznanego, po czym zaprzeczył łbem.
-To nie moje terytorium. Zatrzymałem się tu za zgodą królową, to moja.. stara przyjaciółka.-prostował, uśmiechając się lekko.-Powinieneś zamienić z nią słowo, jeśli planujesz zostać na dłużej.-poradził, zastanawiając się, jak mogłaby przebiegać rozmowa między królową a przybyszem.
-Owszem, niewiedza nierzadko odciska piętno na tych, którzy tracą czujność.. Ja jednak opuściłem tę krainę na jakiś czas, stąd zakładam, że moja wiedza na jej temat może być w tej chwili zupełnie nieprzydatna.-wyjaśnił, od niechcenia przejeżdżając wzrokiem po horyzoncie.
-Królowa na pewno pilnuje porządku i pod tym względem.-dodał, chcąc wierzyć we własne zapewnienie.


RE: Wodopój - Genbu - 28-01-2016

Przegryzł parę miękkich i soczystych owoców zanim udzielił odpowiedzi. Właściwie nie spieszył się. Można by rzec, że zachowywał się jakby był u siebie.
- Mhm, układy. - Odparł po czym wypluł pestkę. Ta chwila zawahania w określeniu kim ta królowa dla niego była dała jasno do zrozumienia. Kimś ważnym skoro pozwoliła zostać obcemu, nieprzydatnemu lwu. Jak na to spojrzeć to nie obroni terenów, nie spatroluje, nie upoluje nic jedynie może robić za niańkę do dzieci.
- Co jeśli nie chcę? - skrzywił się, nie będzie łaził i szukał jakiejś nieznanej mu lwicy. Nie interesowała go wewnętrzna polityka tego stada, pożerać im młodych też nie planował. Był przyzwyczajony do bliskiego sąsiedztwa lwów w dawnych górach. Mało kiedy drapieżnicy wchodzili sobie wzajemnie w drogę a tu zwierzyny nie brakowało. Owoców i korzeni też. Gleba dość urodzajna. Cały czas siedzieć też tu nie planował, znalazł sobie lepsza miejscówkę. Nic mu jednak nie broni stołować się tutaj. Także jak ktoś chce z nim rozmawiać niech się sam fatyguje. Dał to szaremu jasno do odczucia.


RE: Wodopój - Skanda - 31-01-2016

-Cóż.-zarzucił łbem, pozbywając się kilku niesfornych kosmyków grzywy, ograniczających mu i tak już słabe spojrzenie na ten świat.-Wówczas możesz mieć na głowie stado lwów, niezbyt zadowolone z twojej obecności tutaj.-uśmiechnął się, przyjaźnie, nie sądząc by nieco gburliwy jegomość był na tyle nierozsądny, aby wszczynać konflikt z całkiem pokaźną grupą lwów.
-Życie samo prędzej czy później rzuci kłody pod nasze łapy, po co je sobie utrudniać?


RE: Wodopój - Genbu - 31-01-2016

Zdania na ten temat nie zmieni. Myślał również, że się jasno z tym wyraził.
- Nierozsądne to byłoby zagłębiać się w wasze tereny szukając jakiejś samicy. - Będąc niedaleko granic czuł się bezpieczniej, nie był na tyle głupi by pchać się w sam środek lwiego królestwa. Wtedy to dopiero mógł poznać gniew stada. A skoro sam Skanda nie przynależy do stada i się pałęta to i jego obecność nie powinna być jakoś szczególnie zauważona. Chyba, że patrolują tereny jednak ani widu ani słychu strażników. Nie wspominając, że zapach lwów jest zwietrzały. Nawet nie fatygują się o znakowanie terenu.
Królowa prędzej sama do niego przyjdzie niźli on do niej. Opcja zaprowadzenia też nie wchodziła w grę. Oblizał pysk najedzony.


RE: Wodopój - Skanda - 02-02-2016

/ :v rag do niego nie powiedział, że jest nierozsądny-ja tylko to nadmieniłam w narracji

Wzruszył barkami. Niedźwiedź nijak nie zamierzał podtrzymywać rozmowy, a lew, choć na wpół ślepy, nie był głupi. Nie zamierzał narzucać się własnym towarzystwem samotnikowi.
-Na mnie już czas. Wspomnę królowej o tobie, jeśli nadarzy się okazja, ale nie spodziewałbym się nadmiernej gościnności, jeśli natrafi na ciebie jakiś patrol.-w końcu nie będzie go to nic kosztować, a może nieco pomóc w nawiązaniu jakiegoś porozumienia między stadem a nieco bezczelnym jegomościem, który nijak nie zamierzał dokładać do tego starań.
-Bywaj Genbu.-skinął łbem.-Możliwe, że się jeszcze spotkamy.
I odszedł własnym tempem, powoli znikając niedźwiedziowi z pola widzenia.


RE: Wodopój - Genbu - 03-02-2016

/wiem, ale to słowo pasowało mi do wypowiedzi, ot zbieg :x/

Gdyby nawet chciał to nie potrafiłby prowadzić dłuższej konwersacji, zbytnio przyzwyczajony do samotności. Do tego jego charakter i postawa często zniechęcały rozmówców , tak było i w tym przypadku. Nie miał im tego za złe, wręcz pasowało mu to, że się nie naprzykrzają.
- Będę miał to na uwadze, Skando. Żegnaj. -Skinął mu łbem. Pokręcił się jeszcze chwilę, napił wody i ruszył dalej zostawiając tylko odciski łap na ziemi.


RE: Wodopój - Omara - 20-02-2016

Zaraz potem do tego miejsca przybyła para lwów wraz z towarzyszącym im potomstwem. Nad niebem rozciągało się piękne błękitne niebo, a słońce przyjemnie ogrzewało sawannę. Nie oddalali się zbytnio od ich jaskini, w razie gdyby dzieci się zmeczyły, zawsze mogli tam wrócić.
- I jak wam się podoba? - zapytała wyraźnie zaciekawiona reakcją lwiatek, po czym usiadła przy ich ojcu i posłała mu ciepły uśmiech.


RE: Wodopój - Kasill - 20-02-2016

Koślawo kroczył tuż za mamą, nie raz potykając się o najmniejszy kamień, idąc tak nucił sobie jakąś wymyśloną przez siebie melodię. Gdy zaszli aż nad rzekę, na jegko pyszczku pojawiło się wielkie "WOW"
- S-s-upeee? -zająknął się czy aby używa właściwego słowa, chwilę się zastanawiał, a potem dokończył - Super. -podszedł do tafli wody i dotknął jej swoją małą łapką, oblizał ją i gdy się zachwiał postawił ją szybo na ziemi. POpatrzył na wodę i zobaczyl siebię. - To-to ja? - zapytał kierując słowa do rodziców.


RE: Wodopój - Arvo - 21-02-2016

Maluch dawno porzucił krążenie wokół łap dorosłych - mniej więcej wtedy, gdy znajoma powierzchnia podłoża w jaskini zmieniła się w zarośniętą glebę sawanny. Ciekawiło go wszystko, od ziemi, poprzez rośliny, aż po słońce. Na to ostatnie patrzył najkrócej, bo rozbolały go od niego oczka. Zamrugał odruchowo i na moment zwiesił łebek, starając się pozbyć tego okropnego uczucia. Gdy znów się rozejrzał, mama była już kilka kroków przed nim, więc nieudolnie spróbował do niej podbiec. Zachwiał się i wrócił do spokojniejszego tempa, zaczął się jednak znacznie mocniej rozglądać. Wszystko było takie nowe, że gdyby nie obecność rodziców, mógłby się nawet trochę przestraszyć. Jednak na beżowej mordce rozciągał się dziecięcy uśmiech, a Arvo miał problem z zawieszeniem wzroku na jednej rzeczy, było ich zwyczajnie za dużo.
Gdy mama zatrzymała się, samczyk także na moment przystanął. Zagapił się w długie źdźbło trawy, chyba niedawno trącone czyimś ogonem, bo lekko się chybotało. Niepewnie uniósł łapkę i pacnął w nie. Opadło i podskoczyło. Jeszcze raz, a potem jeszcze. I kolejny. Nim się obejrzał, toczył już z trawą zażartą walkę, zakończoną pochwyceniem jej w pyszczek i triumfalnym uśmiechem. Zerknął na rodziców z wyraźną dumą - pochwalcie mnie!


RE: Wodopój - Logan - 22-02-2016

Ogrom świata był.. przytłaczający? HAH! Nie dla niej! Kiedy opuścili grotę Logan nie wiedziała na czym wpierw sie skupić, wszystko było ciekawe! Od drzewa, po mrówki, jaszczurkę, którą spostrzegła na kamieniu, gad szybko czmychnął i aż cofnęła łebek w ramionach kręcąc głową, co to było?
.. owszem wyglądała co jakiś czas w kierunku wylotu z jaskini, ale było to coś w rodzaju patrzenia na świat jak przez dziurkę od klucza. Roznosiło ją, była pełna energii, skakała niezdarnie między łapami matki, ojca, przed i za rodzeństwem, potykając się, ale nie zniechęcało to jej. Kiedy dostrzegła siedzącego motylka, przyczaiła się, podkradła i skoczyła na niego, owad jednak uszedł cało z tego polowania, wzbijając się w powietrze, co tylko sprawiło że mała zadarła łebek do góry z oczami jak spodki. - Ouhaaww.. - Też tak chciała! Kompletnie przestała zwracać uwagę na rodzeństwo i rodziców, wybaczcie, ale.. ale was znała już dość długo, a to!? TO BYŁO coś nowego! Pokręciła tyłkiem i 'chopsnęła' niezgrabnie, co skończyło się lądowaniem na pupci i obaleniem na plecy. Nadęła poliki przebierając łapkami w powietrzu.


RE: Wodopój - Omara - 22-02-2016

Obserwowała z uśmiechem reakcję swoich dzieci, które właśnie po raz pierwszy wyszły na zewnątrz. Wiedziała że to wszystko było dla nich zupełnie nowe i miały prawo odczuwać fascynację i podziw, po przerażenie i przytłoczenie. Widziała jednak w oczach każdego ze swoich młodych tą ciekawość.
- Tak, to ty, synku - odpowiedziała Kasillowi, który właśnie po raz pierwszy oglądał swoje odbicie w wodzie, po czym przeniosła swój wzrok na Fuko. Młody był do niego taki podobny...
Oparłszy swój łeb na barku ojca jej dzieci, patrzyła na każde ze swoich lwiątek, na wszystkie razem i na każde z osobna. Pochwaliła przy tym Arvo, za wygraną,, walkę'' z trawą, po czym zaczęła obserwować poczynania starszej ze swoich córek.
- Co za piękny dzień, Fuko - rzekła wciąż oparta o partnera, chcąc do niego przy okazji jakoś zagadać.


RE: Wodopój - Milele - 22-02-2016

W pierwszej chwili byłam oszołomiona ogromem przestrzeni i światła i przez większość czasu tylko szłam jak automat tuż za końcówką ogona mamy. Gdy doszliśmy do wodopoju, nieco ochłonęłam. Odważnie wyszłam zza matki i przywarowałam do ziemi w wyskiej trawie. Zaczęłam się bezszelestnie skradać ku Kasillowi. No, teraz chwalipięta będzie miał za swoje... Zatrzymałam się o pół metra za bratem. Zaczęłam kołysać końcówką mojego ogona z podniecenia. W końcu zabrałam się w sobie i wyskoczyłam z trawy.
- BUU! - Wrzasnęłam.
Zatrzymałam się tuż przed Kasillem i z nienacka popchnęłam go do ziemnej wody. Potem, śmiejąc się, szybko odbiegłam aby uniknąć kąpieli.


RE: Wodopój - Kasill - 22-02-2016

Przeglądał się swojemu odbiciu, analizując każdy najmniejszy kawałek pyska. Te plamki na prawym policzku, 3 kolorowe oczy, żółte zaczątki "grzywy" (ciężko mówić o grzywie gdy się ma miesiąc).
- Ładny jestem. - skwitował w odpowiedzi tak jakby codziennie mu ktoś mówił, że jest przystojny. Nawet nie spodziewał się, że mała Milele, najmniejsza, najmłodsza... wrzuci go do wody. Miał biedak szczęście, że przy brzegu nie było zbyt głęboko. Wynurzył łebek ponad wodę i wypluł to co uzbierało mu się w pyszczku przez upadek. Ledwo wygramolił się na brzeg. Otrzepał się ze zbędnego ciężaru w postaci wody (przy okazji się przewrócił) i pobiegł ile sił w łapach aby dogonić młodszą z sióstr i ją ukarać.


RE: Wodopój - Milele - 23-02-2016

Uciekałam przed braciszkiem, głośno chichocząc. W pewnym momencie potknęłam się jednak o gałązkę i upadłam jak długa na brzuszek. Zaraz jednak wstałam i kontynuowałam bieg. Nawet nie wiedząc o tym, zapędziłam się dość daleko od rodziny i znalazłam się w dużo wyższej ode mnie trawie. Zatrzymałam się. Kilka metrów ode mnie lażał kompletny szkielet jakiegoś ogromnego, kopytnego zwierzęcia. Z białej czaszki wyrastało coś dziwnego. Jakby rogi gazeli, ale jakieś pozaginane na boki. To było dziwne i niepokojące. Wtem usłyszałam syk. Dziki i złowrogi. Dochodził zza kościotrupa. Wbrew sobie, jakby przyciągana tajemną siłą, podeszłam bliżej nieżywego zwierzęcia. Nagle, spomiędzy żebr wypełzło jakieś małe, podłużne zwierzę o żółtych oczach i pionowych źrenicach. Co najdziwniejsze, nie miało wcale nóg, lecz posiadało za to długi, rozwidlony język. Po bokach głowy i "szyi" dziwadła rozpostarł się jakby kaptur, podobny do płety ryby, którą dawno temu mamusia przyniosła na kolację. "Beznogi", tak go bowiem nazywałam w myślach, zbliżał się do mnie, pełznąc i sycząc. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w ślepia bestii, nie mogąc bodaj drgnąć. Wtem beznogi zamarł w miejscu. Zaczął się kołysać z boku na bok. Nagle wykonał rzut ciała ku mnie. Poczułam pieczenie w oczach. Zacząłam cofać się z zaciśniętymi kurczowo powiekami, piszcząc z bólu i gwałtownie trąc łapkami zamknięte oczy.