Król Lew PBF
Wodopój - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Cesarstwo Doliny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=171)
+--- Dział: Sawanna (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=39)
+--- Wątek: Wodopój (/showthread.php?tid=1695)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49


RE: Wodopój - Omara - 23-02-2016

Ayumi bacznie obserwowała poczynania swoich młodych. Gdy nagle usłyszała pisk jednej ze swoich córek, wiedziała, że to obserwowanie nie odbędzie się w spokojnej atmosferze.
- Milele, nie trzyj oczu! - zawołała, szybko biegnąc ku niej, po czym natychmiast wzięła ją za skórę na karku i szybko odskoczywszy na bok, ochroniła córkę przed kolejnymi ukąszeniami kobry. Natychmiast postawiła córkę na ziemi, by obejrzeć jej oczy.
Cholera...
Wiedziała że musi natychmiast z nią do groty medyka, bo inaczej może dojść u niej do ślepoty.
- Zabieram ją do groty medyka. Fuko, błagam zabierz stąd dzieci - poleciła partnerowi, obawiając się o to, że wąż ukąsi też i resztę jej dzieci, po czym szybko zabrała Milele do groty medyka.

/z.t. z Milele/


RE: Wodopój - Kasill - 23-02-2016

Młody nie wiebiegł za Milele w wysokie trawy. Może powinien? Może ochroniłby Milele przed tym łuskowanym gnojem? Tak czy siak szczena mu opadła gdy zobaczył mamę lecącą ze strachem w oczach.
- Co się stanło? - kierował pytanie w stronę ojca.
- Idem tam!
- krzyknął i skierował się w stronę groty. Kompletnie nie wiedział gdzie iść ale biegł na czuja.


RE: Wodopój - Arvo - 23-02-2016

Był tak przejęty swoją zabawą, że w pierwszej chwili nie zauważył co się stało. Jednak już po chwili także do niego dotarło, że spokój ich pierwszego spaceru właśnie się skończył. Odwrócił się, wpatrując się z przerażeniem w mamę i siostrzyczkę, znikające z pola widzenia. Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Czemu? Co się...? Dlaczego mama ją zabiera?
Na odpowiedź nie czekał długo, dostrzegł ją właściwie zaraz potem. Wąż. Długie, bez nóg, ma łuski i wygląda strasznie! Nie miał pojęcia do czego taki wąż jest zdolny, ale wyobraźnia podpowiadała mu całkiem sporo. Niezdarnie podbiegł do ojca i schował się za jego łapą. Za bardzo bał się nieznanego zwierzaka, by spuścić go z oczu, więc zamiast wychylić łebek w górę i wzrokiem poszukać u Fuko pomocy, pacał go raz po raz łapką, zbyt przestraszony by się odezwać.


RE: Wodopój - Machafuko - 24-02-2016

Samiec szedł wolno z uwagą doglądając swoich pociech i z uśmiechem obserwując jak odkrywają świat. Było ciepło, choć nie upalnie, słońce świeciło wysoko, dwoma słowami: idealna pogoda. Kierowali się ku wodopojowi, znanemu już mu miejscu. Oczywiście najwięcej uwagi poświęcał lwiątkom, pomagając im w pierwszych krokach, podnosząc gdy upadały, pokazując im różnorodność świata.
Gdy dotarli na miejsce wreszcie miał chwile by odsapnąć. Maluchy jednak nie traciły czasu i zaczęły się beztrosko bawić. Spojrzał na Ayumi i odwzajemnił jej uśmiech. Fuko sam tera trochę czuł się jak te lwiątka, odkrywał nowy świat, uczył się w nim poruszać. Będą pierwsze kroki, zachwyty, ale tez i pierwsze upadki...
- Świetnie Arvo, pokazałeś tej trawie kto tu rządzi - pochwalił syna, widząc jak ten dzielnie walczy, ba! pokonał swojego zielonego przeciwnika. Wyszczerzył się do młodego lwa i pokiwał łbem z uznaniem. Jak niewiele musi zrobić dziecko, by ojciec poczuł dumę, zadziwiające. Wtem zobaczył jak Logan się, przewraca.
- Chodź, pomożemy twojej siostrze -rzekł do Arvo i toteż podszedł do beżowej lwiczki i popychając lekko nosem pomógł jej wrócić na cztery łapy.
- Tak lepiej prawda - rzekł do samiczki, gdy wróciła do zwykłej pozy.
Ayumi zajmowała się Kasillem, toteż Fuko poszukał wzrokiem drugiej córki.
Milele bawiła się w zasięgu wzroku, toteż samiec pokiwał łbem i skierował swój wzrok u partnerce, kiedy usłyszał jej słowa.
- Prawda, przyjemnie i nie zapowiada się na upa... - Nie zdążył dokończyć, gdyż usłyszał pisk lwiątka. Zerwał się z miejsca i pobiegł w tamtą stronę. Stanął jak wryty, gdy zobaczył Milele, która leżała tam i wiła się z bólu i zdążył jeszcze zauważyć końcówkę ogna węża, znikającą pośród traw. Znalazł się szybo przy córce i przygarnął do siebie, jakby chąc ochronić przez innymi niebezpieczeństwami.
- Ayumi, szybko!
Myśli piehły mu po głowie jak szalone; martwił się o córkę, bał się.
- Spokojnie, będzie dobrze - szepną drżącym głosem do samiczki.
Wkrótce pojawiła się i medyczka, która natychmiast podjęła decyzję. Fuko tylko pokiwał łbem. Potem zadziało się szybko; nie miał czasu na myślenie. Poczuł jak Arvo szturcha go chcąc mu dać coś do zrozumienia. Kasill zaczął biec za Ayumi. Sam zobaczył węża.
W jednym momencie złapał młodszego syna za kark i postawił sobie na barku.
- Trzymaj się - mruknął do pewnie zaskoczonego i przerażonego tym wszystkim lwiątka.
- Kasill stój! - krzyknął w stronę oddalającego się samczyka.
Nie miał zamiaru odpędzać węża, nie może ryzykować, że coś się jeszcze stanie. Podszedł do Logan, która po chwili wylądowała obok Arvo.
- Trzymajcie się mocno dzieciaki - powtórzył raz jeszcze, po czym skierował się szybkim krokiem ku Kasillowi. Jako ze ten nie potrafił się jeszcze szybko poruszać, dogonił go i zagrodził mu drogę.
- Nie oddalaj się od nas, nigdy więcej! - Może, był dla niego zbyt ostry, ale Fuko puściły nerwy z tego wszystkiego. - Chodź, nie można przeszkadzać mamie, wracamy do nas do groty - dodał już bardziej stonowanym głosem. Ayumi potrzebowała spokoju, lwiątka kręcące się między nogami, podczas gdy musi się skupić na Milele to niezbyt dobry pomysł. Mimo że chciał pobiedź za Ayumi, postanowił wrócić do ich ukrytej jaskini i poczekać na powrót lwicy.
Szlag by to wszystko!


RE: Wodopój - Logan - 24-02-2016

Po chwili przytknęła łapki do piersi naburmuszona na pół, phie CAŁY świat, czemu ten tam kolorowy gościu latał, a ona nie mogła? Przecież była większa, takim tokiem rozumowania powinna lecieć i to wyżej nawet, może to przez to że nie ma takich kolorowych skrzydełek? Wytknęła język do motyla i nagle całe to myślenie przerwał jej pisk młodszej siostry, zerwała sie na łapki wystraszona, podkuliła malutki ogonek pod brzuszek. Nie musiała wiedzieć co się stało, to był instynktowny odruch.. coś złego się działo! Zadarła łebek nim zesztywniała gdy Machafuko chwycił ją, zaraz znalazła się na grzbiecie(?) taty, złapała się puszystej grzywy pazurkami, była kompletnie zdezorientowana, a małe serduszko waliło jej jak po galopie. Położyła po sobie płasko uszka. Popatrzyła na braci, a potem oddalającą się w pospiechu mamę.
- Tato.. co s-się.. stało?- Zapytała, nie dostrzegła z nimi siostry, której krzyk wcześniej słyszała. Zmarszczyła nakrapiany nosek i schowała mordkę między łapkami.


RE: Wodopój - Kasill - 24-02-2016

Nie przebiegł 5 metrów, a ojciec zagrodził mu drogę. Trochę się wystraszył tonu ojca. Jeszcze nigdy tak na niego nie nakrzyczał, cofnał się dwa kroki i położył uszy po sobie.
- Ale... Milele. - powiedział wyglądając przez łapy ojca, niestety Ayumi i Milele nie było już na horyzoncie. Sapnął i skierował się w stronę domu.
- Doobra, pociekam w grucie. - powiedział niezdarnie idąc obok ojca.


RE: Wodopój - Machafuko - 24-02-2016

Fuko zrobił kilka wdechów. Nie powinien na niego krzyczeć, przecież to tylko dziecińca bezpośredniość sprowokowała go do takiego, a nie innego działania.
- Spokojnie, jeszcze zobaczysz siostrę. Ale mama musi się nią zająć i nie można jej przeszkadzać. Wracajmy do jaskiń, tam na pewno się z nimi zobaczymy - powiedział już opanowanym i łagodnym głosem do lwiątka.
- Chodź do rodzeństwa mały. - Po tych słowach delikatnie złapał szarego samczyka za kark i postawił pomiędzy bratem i siostrą na swoim grzbiecie.
Kiedy Logan zapytała się szarego co się stało, temu język zastygł w gardle. Właściwie nie wiedzieć co odpowiedzieć córce. Wreszcie wydusił z siebie kilka słów wytłumaczenia:
- Wszystko będzie dobrze, mamusia się zajmuje Twoją siostrzyczką. - Szary modlił się w myślach, aby rzeczywiście to była prawda. A mógłby bardziej uważać, mógłby ich pilnować... Okropny z niego ojciec. Czuł jak bezsilność zaczynała go wypełniać, ale postanowił bezpiecznie odprowadzić dzieci do domu, zobaczymy co będzie dalej.
- No to ruszamy - Starał się brzmieć naturalnie i wesoło, choć z trudnością opanowywał drżenie głosu. Postawił pierwsze kroki ku ich jaskini.

z/t


RE: Wodopój - Gyda - 05-09-2016

//umówiona jestem tu z kimś, proszę nie wchodzić, jeśli łaska

Świat stał się nagle wyjątkowo spokojny. To było jak cisza, ale ta po burzy. Cisza, w której orientuje się, jak bardzo hałaśliwy bywa deszcz. Ostatnie dni były dla Skadima niekończącą się nawałnicą, do której w kontraście prężyło teraz swoją pierś słońce i czyste niebo - oba obejmujące swoimi szerokimi ramionami Lwią Ziemię aż po sam horyzont. Fantastyczny widok. Ani jednej chmurki. To był jego dom, za którym zdążył tak bardzo zatęsknić. Jego Kraj Jęczmienny, odizolowany od konfliktów fragment ziemi, której dzieciom nie mówiło się, jak żyć w złym świecie poza jego granicami. Och, tata coś o nim co prawda wiedział. Tatę zaatakowały hieny; wygryzły mu oko, oderwały ogon i całego poraniły. Skadima zaatakował lampart. I odgryzł mu ogon, jak hiena, z którą Skadim obiecał kiedyś ojcu się zmierzyć, by zadośćuczynić jego krzywdzie. Teraz nie powiedziałby tego samego. A na pewno nie z taką pewnością siebie w głosie. Lepiej przecież było nie wychylać nosa zza ostatnich złotych źdźbeł na wschodzie, za ich pachnącym słodko parawanem było przecież tak bezpiecznie. Tutaj było bezpiecznie. Cokolwiek znajdowało się dalej, co Skadim zawsze chciał zobaczyć ze szczytu Lwiej Skały, przestało być przedmiotem jego zainteresowania. Może spojrzy na to, kiedy matka lub ojciec mu to w końcu pokażą, zabierając go pewnego poranka na czub Skały, ale przyłoży większą wagę do tych ciemnych miejsc. Wystarczą mu one za groźbę, nakaz i święte prawo.
Wczesne godziny poranne były rześkie i przyjemne dla skóry. Skadim miał nadzieję zaspokoić pragnienie przy wodopoju i rozejrzeć się stąd za jakimś znajomym pyszczkiem. Bynajmniej nie po to, by chcieć się do niego uśmiechnąć. Raczej by uspokoić się w końcu i wiedzieć, już na pewno, że jest u siebie. Miejsce temu sprzyjało. Sam przecież przybiegał z Królewskiej Groty nad wodopój, kiedy tylko otwierał oczy, był to pierwszy punkt programu większości dni.
Teraz jednak taflę zalewu mąciło jedynie kilka wysokonogich flamingów. Jeden z nich trzymał głowę do góry nogami tuż przy lustrze wody i okręcał się wokół własnej osi z lewa na prawo, z prawa na lewo, i tak w koło Macieju, drugi natomiast brodził w mule na dnie i wyglądało to tak, jakby spacerował w miejscu... Skadim przyjrzał im się krytycznym okiem i mocno się skrzywił, węsząc w ich dziwacznym zachowaniu znamiona chorób. Odsunął się dwa kroki w bok, jakby miało mu to w czymkolwiek pomóc (to mogło być zakaźne), po czym przykucnął przy brzegu i zaczął niełapczywie pić. Uszy skierował do tyłu, by nie dać się nikomu zaskoczyć.


RE: Wodopój - Setkar - 06-09-2016

Nie tylko Skadim obrał sobie rozpoczynanie dnia wizytą przy wodopoju za rutynę dnia, w gruncie rzeczy cała czwórka urwisów przybywała doń, chcąc poobserwować zwierzęta, które gromadnie zjawiały się przy nim by zaczerpnąć wody i odpocząć. Tym razem jednak nie mieli się pojawić w komplecie.
Samczyk zostawił za sobą rodzeństwo, podekscytowany światem, który wciąż nęcił go podczas gdy mama nakazywała pozostanie w bezpiecznej grocie.
Obrośnięte ciepłą szarością łapy były już przy brzegu, podczas gdy jasne, jak słońce nad nimi, truchtały żwawo pośród traw, zostawiając za sobą wydeptaną pośród wysokich traw ścieżkę.
Ciemnopomarańczowe ślepia zwęziły swe źrenice, dostrzegając w oddali znajomą sylwetkę. Setkar uśmiechnął się pod nosem i cwanie zmrużył rozochocone oczęta. Przyspieszył kroku, by zmniejszyć dystans między sobą a bratem, by końcu przystąpić do wyjątkowo żałosnej w jego wykonaniu sztuki.
Nikt do tej pory nie dokładał większych starań do edukacji książąt, a fakt ten, dodany do wrodzonej niezdarności Setkara był w tej kwestii bezlitosny.
Przekonany o własnej, wątpliwej bezszelestności lewek posuwał się do przodu, wyraźnie dając się usłyszeć i tak już czujnym uszom brata.
Zatrzymał się na kilka tafli ździebeł przed sobą, widząc jak postać brata delikatnie prześwituje przez nieliczne szpary między ich łodygami. Podekscytowane ślepia obserwowały swój cel jeszcze przez chwilę.


RE: Wodopój - Gyda - 15-09-2016

Pozostawione sobie samym lwiątka faktycznie nie miały zbyt wielkiego doświadczenia, jeśli idzie o podstawy łowiectwa. Tak, kotłowały się między sobą, obkładały zbyt wielkimi łapami, ale doszukiwanie się w ich zabawach jakichkolwiek, nawet najbardziej prymitywnych zasad tej trudnej sztuki, wpojonych im przez rodziców i wypróbowywanych w praktyce, zaowocowałoby raczej frustracją. Może było jeszcze na to za wcześnie. A może nie. Może trzej książęta i jedna księżniczka nigdy nie mieli się dowiedzieć, że skradając się w stronę ofiary, należy kłaść łapy na ziemi palec po palcu, że głowę trzeba trzymać w jednej pozycji, a upust ekscytacji i podenerwowaniu dawać jedynie w podrygach końcówki ogona. Dla niedoświadczenia Setkara słuch Skadima był bezlitosny. Lwiątko momentalnie usłyszało brata, jak tylko ten złamał pod sobą głośniej jakąś niewielką gałązkę. Odwróciło się za siebie raptownie, panicznie, wdychając łyk wody, którym od razu zaczęło się krztusić. Całę szczęście zanim zaczęło ratować się przed utonięciem nerwowym kasłaniem, zobaczyło kątem oka jasne futro i pomarańczowe ślepia, rozpoznając w nich jedno z rodzeństwa. Ale chociaż spodziewało się spotkać nad wodopojem albo jego, albo Sorena lub chociażby Sigrun, konfrontacja tego pragnienia z rzeczywistością okazała się bardziej przerażająca niźli uspokajająca. Skadim nie wiedział, co powiedzieć, co zrobić, jak ukryć posklejaną ziołowymi maściami pupę i jak się z niej w ogóle wytłumaczyć. Dlatego z chęcią pokasływał jeszcze długo po tym, jak woda przestała go łaskotać w płuca.


RE: Wodopój - Setkar - 15-09-2016

Gdy brat zaczął raptownie kasłać, Setkar tym razem już świadomie zdradził swoją pozycję, prostując się i podnosząc wcześniej opuszczoną makówkę. Wyskoczył na gołą, błotnistą ziemię, w jednym susie prześlizgując się pomiędzy wysokimi trawami.
-Hej brat! Nie cykaj się, to tylko ja.-zaśmiała się jasna mordka, podczas gdy tamtym wciąż targał nieszczęśliwie zaczerpnięty haust wody.
-No już, nie udawaj!.-popielaty bark został trącony lekko, a Setkar usiadł obok, nie zauważywszy, że znalazł Skadima nie do końca w jednym kawałku. Był w świetnym humorze, liczył na to, że brat opowie mu, gdzie właściwie się podziewał, bo na pewno był w jakimś świetnym miejscu i może nawet pójdą tam razem?


RE: Wodopój - Gyda - 18-09-2016

I znalazł się w kropce. Dłużej krztusić nie mógł, bo zaczęłoby to wyglądać komicznie i Setkar zwietrzyłby podstęp bez trudu. Już ostatnie dwa kaszlnięcia brzmiały jakoś za bardzo wymuszenie, za bardzo gardłowo, jakby zostały wypowiedziane, a nie wytargane w odruchowym spazmie. Skadim postarał się zamaskować to nieumyślnie wywarte wrażenie wytrzeszczeniem załzawionych oczu i zakryciem pyszczka łapą.
- Gdzie mama? - zapytał przez palce.
Było to pierwsze, co przyszło mu do głowy. Pierwsze, co chciał tak naprawdę wiedzieć. Jest Setkar - musi być i mama. Ten pierwszy miał być tylko drogą to celu. I jak drogę, nic specjalnie interesującego, Skadim go potraktował - wyciągnął łepek do góry i spojrzał ponad uszami brata w kierunku, z którego ten przed chwilą nadszedł. Ale w wysokiej trawie nie było rudego futra matki. Byli ze sobą sami. Chore flamingi się nie liczyły.
Kiedy nadszedł nieunikniony moment spuszczenia wzroku na parę pomarańczowych ślepek naprzeciwko, Skadima przejął autentyczny dreszcz przestrachu. W zasadzie był to pierwszy raz, a na pewno pierwszy tak znaczący raz, kiedy miał okazję być ze swoim bratem sam na sam. Kiedy miał przed sobą perspektywę bycia z nim szczerym. Setkar wydał mu się w tej chwili przepełniony entuzjazmem i energią które w żaden sposób nie przystawały do jego stanu ducha. Być może to było główną przyczyną Skadimowego popłochu, w każdym razie lewek poczuł, że nie jest w stanie przyklasnąć parze bursztynowych iskierek, błyszczących w jego kierunku z naprzeciwka, być może nie jest w stanie robić tego już w ogóle. Nigdy więcej. I z żadnym ze swojego rodzeństwa. Poczuł, że jest smutny jak jeszcze nigdy nie był, i że smutek ten zapuścił już w nim malutkie korzonki. Patrzył więc tylko, przepełniał oczy łzami, mając nadzieję, że Setkar jakoś zniknie.


RE: Wodopój - Setkar - 18-09-2016

Lewek wzruszył barkami, na chwilę zatapiając jasny łebek pomiędzy nimi i odparł z kwaśną miną:
-Też chciałbym wiedzieć. Kazała nam zostać w jaskini, ale.. nie mogłem spać więc wymknąłem się.-uśmiechnął się cwaniacko, puszczając bratu oko.-Sig i Soren chyba też poszli za mną, ale jakoś ich tak zgubiłem po drodze..?-zapytał sam siebie, odruchowo spoglądając przez bark, tak jakby miało się za nim pojawić nadbiegające rodzeństwo.
Nieobecność matki przy swoich pociechach stała się już dla nich rutyną. Mama była królową, miała swoje sprawy i zdawało się, że wychowywanie własnych dzieci było tą raczej znikomego priorytetu. Odizolowane od stada, wiecznie zostawianie sobie same w najbezpieczniejszej jaskini, były jak odłożone na bok węgielki, czekające na oszlifowanie.
Ale węgielki miały swoje potrzeby i były niecierpliwe.
-W sumie, to gdzie ty byłeś?-spytał lewek i przekrzywił łepetynę.-Mama się pewnie wścieknie, już wcześniej była wkurzona, że cię nie ma.-parsknął cicho, szczerząc białe ząbki. W końcu utkwił spojrzenie w Skadimie, którego wyraz pyszczka, tak żałosny i wystraszony, zupełnie zmiótł uśmiech z jego własnego.
-He-ej, spoko na pewno nie będzie tak źle! Mogę nie wiem... możesz powiedzieć, że to przeze mnie. Że ja ci kazałem iść.. tam gdzie byłeś.-dopowiedział szybko, uśmiechając się słabo. Poczuł jak ekspresja brata znajduje odbicie w jego własnym pysku. Nie znał go takiego-zapłakanego i wystraszonego, mającego umknąć choćby przed własnym cieniem.
Chciałby teraz, żeby powiedział mu znowu coś wrednego, że nie umie się skradać i że ma durny nos. Cokolwiek, byle nie te obce, zaszklone ślepia.


RE: Wodopój - Gyda - 19-09-2016

- Byłem... - chciał kontynuować myśl Setkara. Przerwał. Zamiast ciągnąć, poruszał szczęką w niemych próbach dobycia z siebie głosu i przeskakiwał spojrzeniem pomiędzy bursztynowymi ślepiami. Wszystko się waliło. Wszystko. Nic nie było takim, jakim Skadim się spodziewał, że będzie, jeszcze przed wschodem słońca. Rzeczywistość była bardziej krwista niż najbardziej żywe o niej wyobrażenie. Powrót na Lwią Ziemię czy widok znajomych pyszczków rodzeństwa miał być kojący, ponowne wdrożenie się we wszystkie odcienie szarości codziennej rutyny miłe, i nikt nie miał pytać, co się stało, ponieważ nic się miało nie wydarzyć... a jak? Któż to wie. Przejęcie i szczerość Setkara były tylko jemu podobnymi, takimi samymi, jakimi Skadim je zapamiętał, to tylko on miał problem. On miał na swoich małych barkach kilka dni koszmaru, to jego opuszki pamiętały jeszcze grudki lodu, które wbiły się pomiędzy nie i je poraniły, jego uszy nasłuchiwały za pokrakiwaniem czarnych, skrzydlatych cieni, jego oczy wypatrywały nakrapianego ciała lamparta, który wypluł go, wydał z powrotem życiu, chociaż już go trawił.
A Setkar się starał, tak bardzo, tak stawał na czubkach paluszków, żeby zapewnić brata, że trzyma z nim sztamę i cokolwiek się stało, cokolwiek zrobiłeś - będzie z nim! Och, ale Skadim nie był bohaterem. Skadim był tym razem wielkim przegranym, dzieckiem, któremu ktoś zrobił krzywdę i za tę krzywdę było mu teraz wstyd, za tę krzywdę mógł winić tylko siebie samego.
- Byłem w jaskini z Milele i Kasillem...? - zaintonował zdanie pytająco najsłabszym głosem, jaki kiedykolwiek z siebie wydobył, a patrzył przy tym w oczy brata z tak panicznym popłochem we własnych, jakby od złotego lewka zależało jego życie. Ciągnął cicho, ledwie wybijając zgłoski ponad szept: - poszliśmy daleko...? poza Lwią Ziemię...? baw... bawiliśmy się, al... ale tam, tam spotkaliśmy lamparta...? Ja zo... zostałem z nim, on...
Broda Skadima zatrzęsła się, a z oczu pociekły pulchne krople łez. Lewe długo był w stanie wytrzymać, nie oddychając. Trochę bał się tego, co mogło wydobyć się z jego gardła, gdyby wziął wdech.


RE: Wodopój - Setkar - 19-09-2016

Mina zupełnie mu zrzedła, gdy głos brata w miarę wypowiadanych słów starał się coraz słabszy, a sposób, w jaki opowiadał, bynajmniej nie sugerował świetnej przygody. Setkar położył po sobie uszy i poczuł, jak niedokończone zdanie mrozi mu krew w żyłach i przez chwilę zostawia go zastygłego, w bezruchu.
Co spotkało Skadima? Wróciło jego ciało, ale brak było drzemiącego od zawsze w nim ducha. Brak było tego najfajniejszego brata, za którym zawsze by poszedł, podążał wzrokiem z podziwem.
Pomarańczowe ślepia spojrzały czujniej na sylwetkę Skadima, analizując od dołu do góry jego zmęczone podróżą łapki, posklejaną, brudną sierść, skryte w niej drobne ranki i zadrapania, kończąc na żałosnym pyszczku.
-...zbił cię?-wyszeptał z trudem, czując, że i jego oczy napełniają się teraz łzami.