Król Lew PBF
Wodopój - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Cesarstwo Doliny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=171)
+--- Dział: Sawanna (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=39)
+--- Wątek: Wodopój (/showthread.php?tid=1695)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49


RE: Wodopój - Gyda - 19-09-2016

A Skadim trzymał się jego oczu kurczowo, nawet, kiedy się szkliły, bo były teraz jego jedynym ratunkiem. I zamiast odpowiedzieć, zajrzał w nie jeszcze głębiej i pokiwał bardzo powoli głową. Zbił.
Najgorsze już miał za sobą - zaczął. Teraz wszystko szło jakoś łatwiej, Setkar był uważnym słuchaczem i współodczuwał w uprzejmy sposób, nienamolny, ale taki, że Skadimowi łatwo było przylgnąć do jego empatii i dać się jej poprowadzić. Lewek otworzył przepełniony gęstą śliną pyszczek i poruszył językiem:
- Ogon.
Zesztywniał na całym ciele, gotów poprowadzić brata w bezruchu samym tylko wzrokiem, kiedy ten zdecyduje się zerknąć w stronę posklejanych ziołami boków, tylnych łap i kikuta.


RE: Wodopój - Setkar - 19-09-2016

Setkar patrzył na brata pytająco, nie rozumiejąc i nie chcąc rozumieć. Bał się spojrzeć, dlatego przeciągał ten moment jak najdłużej, by w końcu spuścić spojrzenie i bardzo powoli, niepewnie wychylić się w bok, niechętnie spoglądając w stronę gołej, pozbawionej kity pupy brata.
Jasne ciało poraził mocny dreszcz. Poczuł, jak do oczu napłynęły mu kolejne łzy, a słona powłoka, rosnąc w obfitość pęka i pozwala dużym kroplom spaść na ziemię. Nakrapiany nos poruszył wyraźniej nozdrzami, a w krtani Setkara zabrakło głosu na jakiekolwiek słowa.
Zdając sobie sprawę z tego, co zobaczył, szybko spuścił spojrzenie na ziemię, oddychając ciężko i nierówno. Z trudem znów spoglądnął na brata.
Nie miał go.
Przecież mu nie odrośnie.
Pewnie bardzo boli.

Setkar skrzywił się, współodczuwając tylko marną część bólu, która spotkała jego brata. Zbliżył się z miną zbitego psa, przykurczonym ciałem, wlokąc ogon po ziemi i stanął tuż przy nim. Łeb trzymał wyjątkowo nisko tak, jakby jakaś niewidzialna siła przygniatała go do ziemi. Nie wiedział co powiedzieć, nie umiał pomóc okaleczonemu bratu, a fala smutku zupełnie zalała jego serce, zostawiając go zupełnie bezradnym i jeszcze bardziej dołującym dla samego Skadima.
Zaczerwienione ślepia patrzyły na łapy brata pod sobą, widziały tylko jak ich własne łzy spadały, rozbijając się o nie.
Zacisnął żałośnie zęby. Że też potrafił tylko ryczeć.


RE: Wodopój - Gyda - 19-09-2016

Skadim był krok przed Setkarem. Już przyznał się przed sobą do tego, że płacze, i szlochał teraz, podrywając barki do góry w niekontrolowanych szarpnięciach. Beczał na głos jak lwiątko. Lwiątko, którym nie chciał być. Jak każdy malec pragnął wyrosnąć na kogoś tak silnego jak tata, a tatowie przecież nie płakali. Jego ojciec nigdy przy nim nie płakał. Ale czy przypadkiem jego ojciec również nie miał ogona?
Zaskoczony tą myślą Skadim odzyskał widok przed oczami. Chwilowe zamroczenie, gorąco w oczach i piersi, straciło na wartości i ustąpiło miejsca trzeźwemu myśleniu - o sobie, swoim smutku, i płaczu Setkara, z którego Skadim dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę. Mimo podrzucających nim ciągle spazmów, postarał się wyrównać oddech i wyłuskać pomiędzy skurczami płuc jakiś wolny od szlochu kawałek oddechu. Nosił się z tym przez chwilę, próbował bez skutku, aż w końcu poczuł się cięższy, bardziej w sobie samym skoncentrowany, bliższy ziemi, wskutek czego powiedział twardo:
- Tata mi powie, co z tym zrobić.
To było własne postanowienie i obietnica dla Setkara w jednym. Tata też nie miał ogona i jakoś sobie z tym poradził, nie ma powodu do smutku. Głowa do góry. Są na to na pewno jakieś rady!
Skadim popatrzył w dół, by spróbować posłać bratu pokrzepiający uśmiech. Raczej mu nie wyszło. Gorycz spinała jego rysy w bolesny wyraz, ale może dzięki temu jego próba miała większą wartość. W działaniu na przekór sobie można było odnaleźć bardzo dużo siły.


RE: Wodopój - Setkar - 21-09-2016

Lewek stał tak zgarbiony przed bratem, próbując powstrzymać targające nim szlochy, gdy tamten w końcu odezwał się. Jasna łepetyna podniosła się, by złączyć spojrzenia z bratem. W jego własnym było coś na kształt zaskoczenia, które chwilowo odsunęło przejmujący smutek.
Gdy w myślach zamajaczyła figura ojca, w sercu pojawiło się coś na kształt nadziei. Tata rzeczywiście nie miał ogona, jednak oni sami nie uważali przecież, by brakowało mu czegokolwiek-był lwem z krwi i kości i nikt nie miał co do tego wątpliwości.
Setkar otarł wilgotne oczy i ślepia wierzchem łapy i dał sobie chwilę na zaczerpnięcie powietrza. Poczuł się trochę lepiej, uspokojony przez postanowienie brata. Jednocześnie nie miał śmiałości, by wspomnieć mu o ostatniej nieobecności ojca. To zdecydowanie nie był najlepszy moment, szczególnie, że i on sam chciał wierzyć, że Skanda pomoże swoją wiedzą i doświadczeniem.
Jasne czoło nieśmiało oparło się o pierś okaleczonego Skadima.
-Dla mnie i tak jesteś super, brat.


RE: Wodopój - Gyda - 21-09-2016

Skadim zacisnął mocno oczy. Nie mógłby świadomie zdecydować, jak zareagować na gest Setkara, ale i nie zastanawiał się nad tym - jego następny ruch zainicjował nie rozum, ale przymus wypływający z głębi serca. Za jego niemą namową, dając się jeszcze tarmosić resztce kąsającego go w płucach płaczu, orzechowy samczyk położył ciężką łapę na złotym barku swojego brata. Przyciągnął go do siebie delikatnie i wcisnął pod białe futerko na jego policzkach swój różowy nos. Zacisnął zęby i przeorał czoło mnóstwem głębokich zmarszczek, kiedy rozgniewał się na samego siebie, ale rozgniewał tak, jak gniewa się lwiątko przed powiedzeniem czegoś naprawdę ważnego.
- Już nigdy stąd nie pójdę, nie bez ciebie - szepnął nosowym, zaklejonym przez szloch głosem, a było w jego tonie tyle determinacji, że starczyłoby jej na przewrócenie Lwiej Skały. Ta, chwilę później, jakby na zawołanie zamajaczyła niewyraźnie ponad futerkiem Setkara, kiedy Skadim rozwarł nieśmiało oczy i spojrzał na zamglony łzami świat, który z bratem u boku wydawał się zdecydowanie mniej przerażający, a na pewno tutaj, na Lwiej Ziemi, znajomy. - Myślałem, że on mnie zabije, jak uciekłem, nie wiedziałem, jak wrócić do domu - zwierzył się.
Dla mnie i tak jesteś super, brat - zagrzmiało mu w uszach. Może dopiero teraz zrozumiał, co Setkar mu powiedział, może dopiero teraz, kiedy mógł wdychać jego kocięcą woń i czuć się przy nim tak bardzo bezpiecznie, tak bardzo miło, tak bardzo dobrze. Lepiej nawet niż w objęciu matki.


RE: Wodopój - Setkar - 21-09-2016

Zadrżał, gdy Skadim odpowiedział, wtulając się w niego. Wargi jego pyszczka rozchyliły się w niemym zdziwieniu, a on sam, gdy tylko opanował mimowolne drżenie, zastygł. Zdał sobie sprawę, nie tylko z tego, jak bardzo nie odnajdował się w tej sytuacji, ale i jak bardzo nie znał teraz własnego brata.
Przełknął niepewnie ślinę na wyznanie tamtego. Nie wiedział, co czuje wobec tych słów. Wszak Skadim miał dobre intencje, chciał być z nim, ale Setkarowi zdawało się, że wolałby usłyszeć od niego, że jest za mało fajny na takie wyprawy, że pobeczałby się ze strachu. Wiedziałby, jak zareagować, uśmiechnąłby się kwaśno i przytaknął, podziwiając wypiętą dumnie pierś odważnego Skadima, jego brata.
Setkar odsunął powoli łeb i spojrzał na niego niepewnie.
-Ale.. hej, udało ci się... I już wszystko będzie dobrze, nie?-bardzo chciał w to wierzyć.-Tata ci pomoże no i.. w sumie to ogon czasem przeszkadza, wiesz? Na przykład ja dzisiaj się o niego potknąłem i zaryłem o ziemię. To było przy wodopoju więc no.. wszyscy to widzieli i się śmiali. Straszna siara..-położył po sobie uszka.-...chociaż jak cię to śmieszy to możesz się ze mnie śmiać! Ja też bym się śmiał.-zachęcił prędko, a zawstydzone ślepia zamrugały, wysyłając Skadimowi pokrzepiający uśmiech.


RE: Wodopój - Gyda - 21-09-2016

Zrobiło mu się trochę głupio, kiedy Setkar odsunął od niego głowę, żeby móc lepiej mu się przyjrzeć. Poczuł się goły w swoim zapłakaniu, golutki zupełnie. Przed spaleniem się ze wstydu uchroniło go spuszczenie nosa na kwintę. Teraz tylko przytakiwał bratu gorliwie nerwowymi ruchami łebka, którym za każdym razem, gdy się nasilały, towarzyszyło zamknięcie oczu. I próżna nadzieja, że ten gest oddzieli go od skrępowania brata, bo to powodowało w nim tylko niepowstrzymane, prędkie nasilanie się przekonania o swojej beznadziei. To on był tym, który pierwszy wspinał się na nowo odkryte skałki, to on się chełpił swoim bystrym wzrokiem i liczył kołujące na niebie sępy, których jego rodzeństwo nie widziało, bo w gruncie rzeczy ich tam nie było. Ale to on musiał kłamać, to jemu się umyśliło to robić, żeby zaimponować rodzicom, matce i ojcu, im razem i każdemu z osobna, wykazując się innym talentem. To jemu przyszło do głowy łykać w płuca tyle powietrza, żeby pod wieczór dźwięcznie bekać całodziennym prężeniem słabej, wątłej piersi. Piersi chuchra, którym tak naprawdę był - jak się okazało.
I Setkar do tego, uśmiechnięty Setkar, który zawsze za nim gonił, bo też tak chciał. I puchnięcie dumy od tego jego też tak chcenia. I to ślizganie się na skałkach, te podejrzliwe spojrzenia rodzeństwa po długiej obserwacji nieba.
Pokiwał głową po raz ostatni, po czym zamknął oczy i przetarł je bokiem łapy. Wysłuchał kolejnych słów brata, ukrywając się w ciemności za zaciśniętymi powiekami, ale nawet tam dotarł doń promyk Setkarowej pogody ducha. Uśmiechnął się, fuknął nawet gardłowo i potrząsnął raz barkami, skrępowany drobną radością, którą wlał w niego lewek.
- Będę się śmiać - zaczął z szelmowskim uśmiechem na pyszczku, nieśmiało otwierając przysłonięte łapą oczy - bo to musiało być śmieszne, jak się wywaliłeś.
I zaśmiał się, chociaż tylko raz, i to w zasadzie nie zaśmiał, ale szarpnął się jakoś swoim głosem wesoło. Ale szczerze. I kiedy zerkał nieco śmielej w stronę zawstydzonych ślepi brata, jaśniał już poobijanym dobrym samopoczuciem. Chociaż mało w nim było dawnej arogancji. Może ta miała wrócić później, pod wieczór. A może wcale.
Pociągnął zasmarkanym nosem i zdobył się na postawienie łapy na ziemi. Wiedział, że futro na policzkach ma posklejane przez łzy, a piwne oczy przekrwione z powodu niedawnego szlochu. Ale chyba nie miał już nic do ukrycia, a przynajmniej, to na pewno, nie miał jak tego ukryć.
- Gdzie inni? Mama? Tata? Przyjdą tu? - zapytał.


RE: Wodopój - Setkar - 21-09-2016

Zakłopotany dotychczas lewek postawił uszka, a pyszczek rozwarł się w niemym zachwycie, gdy rozpoznał cień brata, którego znał i uwielbiał. To był dobry znak. Kita mimowolnie poruszyła się, zdradzając szczery entuzjazm.
-Noo, walnąłem się nos i tak mi spuchł.. był serio wielki. Szkoda, że tego nie widziałeś.-zachichotał, przypominając sobie własne odbicie w rozedrganej tafli wodopoju i swój pulsujący, plamiasty kinolek.
-Inni?-powtórzył jak echo, przez chwilę zastanawiając się czy bardziej chodziło mu o resztę rodzeństwa czy może o innych członków stada. Szybko stwierdził w myślach, że przecież nie znali tych lwów, które czasem przemykały im przed oczami, których imiona czasami znali, ale nie wiedzieli czy one znają ich.
-No mama chyba poszła cię szukać, kazała nam zostać w jaskini i nie wróciła jeszcze. A tata.. nie wiem.-wzruszył barkami, przysiadając.-Nie chciałem tam siedzieć no i byłem już trochę głodny.. Tamte lwice nic nam nie upolowały.-poskarżył się, czując, jak brzuch mimowolnie zaczyna mu burczeć, jakby na zawołanie.


RE: Wodopój - Gyda - 22-09-2016

Skadim dokończył nieuważne przeczesywanie okolicy wzrokiem i na powrót skoncentrował się na Setkarze. On również był głodny, wściekle głodny. Na wspomnienie o jedzeniu poczuł, jak pusty żołądek przysysa mu się do kręgosłupa i aż oblizał się, chcąc coś zrobić ze śliną, która wezbrała w jego pyszczku. Mama i reszta rodzeństwa przestali się liczyć. To znaczy mama może nie do końca, bo to ona w zaistniałej sytuacji mogła ich poratować jakimś posiłkiem, ale Sigrun i Soren zostali zepchnięci na margines. Z resztą perspektywa spotkania z nimi najprzyjemniejszą nie była i Skadim wolał nie zastanawiać się nad nią więcej niż to konieczne. Już i tak myśl o tym, że mogli pobiec za Setkarem, kiedy ten wychodził z groty, i znaleźć się tu lada moment, była wystarczająco przerażająca... Dlatego orzechowy lewek fuknął, zacisnął zęby, a kiedy otworzył pyszczek, rozkazał:
- Chodź!
I przechylił na bok łepek, by za jego ciężarem pociągnąć resztę ciała
- Coś znajdziemy, sami - wytłumaczył, ale w jego tonie nie było już słychać wcześniejszej determinacji, która naznaczyła rozkaz ruszenia z miejsca. Skadim wcale nie był pewien, czy da radę iść, przeszywany co krok nieprzyjemnym rwaniem w mięśniach pośladków, a i w swoje umiejętności tropicielskie w tej chwili bardziej wątpił niż wierzył. To, co pchnęło go do dalszego działania, zabrzmiało już po części w słowach Setkara, w jego frustracji z powodu mnóstwa niewiadomych, które zamiast się wyjaśniać, jedynie mnożyły się nad całą czwórką rodzeństwa - kim właściwie byli? Kim dla stada? Kim stado było dla nich? Dlaczego taty nie było, a mama poszła, zostawiając trójkę jego rodzeństwa bez opieki, nadzoru, czy komukolwiek powiedziała, że może zniknąć na więcej niż jeden dzień, czy ktoś dał jego braciom i siostrom jeść? Skadim nie mógł się zdenerwować. Ba! Nie przeszło mu nawet przez myśl, żeby to zrobić, żeby zezłościć się na wspomniane przez Setkara lwice, ponieważ momentalnie całą winą za burczenie w brzuchu brata obarczył siebie. W końcu to z jego powodu mama opuściła Lwią Ziemię, z jego powodu straciła głowę, zaniedbała pozostałą trójkę swoich młodych, ponieważ on - Skadim, Który Umie Wszystko - nie umiał znaleźć drogi powrotnej do domu, a wcześniej przecież wpakował się w paszczę lamparta.
Natłok myśli zupełnie przytłoczył lwiątko. Jego oczy zaszkliły się. Lewek nie wiedział, kiedy przeszedł wzdłuż brzegu wodopoju tak wiele kroków, dość powiedzieć, że dopiero po przewaleniu się przez jego głowę burzy oskarżeń zorientował się, że nie wie, czy Setkar podążył za nim. Kiedy tylko go zlokalizował roztrzęsionym spojrzeniem, utonął w jego bursztynowych oczach i poprzedziwszy dobycie z siebie głosu zadrżeniem szczęki, zaczął mówić z wielkim, bliskim przerażeniu przejęciem:
- Ja nie chciałem, żeby to tak wyszło, może powiedzmy komuś, że już jestem, powiedzmy mamie, gdzie ona jest w ogóle, pewnie dalej mnie szuka, przyprowadził mnie tu Vincent, a wcześniej Amani...? Ale nie wiem, gdzie poszła, czy powiedziała mamie, Set, nie wiem...


RE: Wodopój - Setkar - 24-09-2016

Zanim Setkar poderwał się z miejsca, tamten zdążył zrobić już kilka kroków, podczas gdy on siedział, jakby nie do końca dowierzając słowom brata, w których zabrakło dawnej charyzmy. Potem już dogonił go ten kawałek, co nie było wyjątkowo trudne, biorąc pod uwagę ostrożne tempo Skadima. Z dużą dozą zwątpienia potraktował zapewnienie tamtego, maszerując za nim. Starał się tylko nie zatrzymywać wzroku na sterczącym kikuciku ogona, którego widok-pokrwawionego i pomazanego maściami- wywracał mu żołądek i wzniecał nieprzyjemne dreszcze. Patrzył więc ze zwieszonym łebkiem pod własne łapy.
Wprowadził się a chwilę w rodzaj przyjemnego transu, nie zastanawiając się nad tym, co się teraz działo, odsuwając się od problemów swoich i brata, po prostu maszerując.
Kiedy Skadim odezwał się, zabrało mu to chwilę, by zdać sobie z tego sprawę. Minęła potem kolejne, gdy jeszcze wypierał z siebie tę świadomość i uparcie patrzył na te ziarnka piasku na ziemi, jakby maksymalne skupienie się na nich miało odsunąć głos brata, a potem zostało mu już tylko jedno.
Podniósł spojrzenie na szklące się ślepia Skadima i znów poczuł natłok smutku i zagubienia.
Zacisnął szczęki, tak jakby resztki sił, które miały uchronić go przed powtórnym rozpłakaniem się mogły prześlizgnąć się miedzy nimi i wciągnął nosem pokaźny haust powietrza.
-Kazała czekać na siebie w jaskini, powinna wrócić niedługo... tak myślę.
-zaczął lewek, próbując skupić się na tym, co mogli zrobić, a nie na tym, co się stało.-Możemy pójść w tamtą stronę- kto wie, może mama już tam jest? Albo.. jak nie chcesz, to można poszukać czegoś do jedzenia, ale wiesz.. ja nie umiem polować.. heh, w ogóle.-uśmiechnął się słabo, choć do śmiechu nie było mu w cale.


RE: Wodopój - Gyda - 24-09-2016

Słowa Setkara docierały do Skadima pojedynczo, ale przez to ze zdwojoną siłą. Orzechowy lewek oddzielał je od siebie w głowie długimi pauzami, rozdrabniał je na części pierwsze i dopiero potem składał je w zdania ponownie i wyciągał z tych odbudowanych struktur sens, który nadał im Setkar. W ten sposób zrozumiał, że z mamą wszystko w porządku, a przynajmniej w założeniu, jej założeniu, które było dla dziecka święte. Nawet nieumiejętność polowania Setkara (Skadima swoją drogą również) w tym logicznym ciągu skojarzeń stworzonych z rozbitych i złożonych ponownie odpowiedzi brata nie była przerażająca. W tej szaleńczej metodzie rozumienia kryła się naprawdę niezawodna metoda i skutecznie zapobiegała wpadnięciu w kolejny atak - paniki lub czegokolwiek, co mogło wyskoczyć na Skadima znienacka. Lewek reagował spokojnie, ale i z pełną świadomością. Pokiwał głową, ponieważ zgodził się ze słowami brata i przytaknął również jego niepewności.
- Nie szkodzi - powiedział. - Może rzeczywiście wrócimy do jaskini?
Zachłysnął się dwoma szarpnięciami szlochu. Nie spodziewał się ich, ale nie przejął się nimi za bardzo, postarał się utrzymać je na wodzy, mieć je pod kontrolą. To były tylko pozostałości poprzedniego płaczu, nie kolejna rozpacz. To był wyraz jego dzielności w tej chwili, jego twardego stania na ziemi, decyzji o tym, że obaj wylali nad Skadimowym losem już zbyt dużo łez.
- Chciałbym chyba odpocząć...? - zaintonował pytanie, nie będąc pewnym reakcji brata. - Przeszedłem dużo - zabrzmiało dwuznacznie, wbrew intencjom lwiątka, które miało na myśli jedynie ten niebotyczny kawał drogi, który musiało przesiedzieć na grzbiecie Amani lub wystukać łapkami u boku Vincenta.
Ponowne szarpnięcie szlochu. Pierwsze, drugie i trzecie. Tylko szarpnięcie. Trzymana za kark rozpacz, konająca gazela, która spróbowała kopnąć powietrze.


RE: Wodopój - Setkar - 24-09-2016

-No tak, tak myślałem.-przytaknął.-To znaczy, że może chciałbyś się przespać po tym.. wszystkim.-dodał, po chwili ruszając powoli z miejsca i chcąc zachęcić brata do tego samego.
Starał nie pokazywać o sobie, jak bardzo było mu niezręcznie w jego obecnym towarzystwie, równolegle z którym starał się powstrzymać powracające napady płaczu.
-Mama ci na pewno coś na to da, ona się na tym zna, nie? I w ogóle prześpisz się, to znowu będziesz mieć siłę, poczujesz się lepiej, pobawimy się. O i pójdziemy do taty.-ciągnął dalej, w duchu wierząc, że do tego czasu tata wróci stamtąd, gdziekolwiek się teraz znajdował.
I wszystko będzie tak, jak zawsze, prawda?
Setkar w swej dziecięcej naiwności nie mógł wiedzieć, że w tym właśnie punkcie jego życie miało zmienić się bardziej niż kiedykolwiek. Nieszczęśliwa przygoda brata miała w gruncie rzeczy okazać się zaledwie błahostką wobec tego, co czekało zarówno jego, jak i resztę rodzeństwa. A jemu, naiwnemu lewkowi wydawało się, że już teraz jest okropnie i że gorzej być nie może.


RE: Wodopój - Gyda - 25-09-2016

Skadim poddał się woli brata i ruszył za nim niepewnym krokiem, dokądkolwiek ten go prowadził. Wszystko wydawało się teraz racjonalne, poukładane. Mama ma wrócić do jaskini, w której oni będą, zanim ta się tam zjawi. Tata za chwilę do nich dołączy. Rany się zagoją i wszystko wróci do normy.
Setkar stanowił fantastyczną kotwicę w morzu niewiadomych, które zalało Skadima wysokimi falami przypływu. Był jego opoką, jego pewnością lądu na horyzoncie. Nadzieją i prawem.
- Vincent mi dał jakąś maść - powiedział, przerywając na chwilę marsz i skręcając się, by spojrzeć na swój obklejony maściami zad, jakby było to coś zupełnie normalnego. - Nie bolało, boli mniej, odkąd mnie tym posmarował. - Ruszył przed siebie ponownie. Czuł, jakby rozmawiał o czymś, co go nie dotyczy, albo przynajmniej nie dotyczy jego emocji. W jakiś nieznany sposób potrafił się od tego na chwilę odciąć, rozmawiać o sobie i minionych wydarzeniach jak o czymś, co go w ogóle nie dotyczyło. Dlatego z jakąś swobodną łatwością przyszło mu dodać: - Amani mnie znalazła, ze stada. Odprowadziła mnie tutaj.
Nie wiedzieć kiedy, bracia odbili od wodopoju i Skadim Setkara lub Setkar Skadima zaczął naprowadzać w stronę Królewskiej Groty. Nad wodopojem nie było co robić. O znalezieniu jedzenia też nie było mowy. Można było kąpać się w ciepłej solance ułudy, ale prawda była jedna - Skadim potrzebował znaleźć się przy matce jak najszybciej, by móc w końcu odpocząć. Prawdziwie odpocząć, zasnąć snem gwarantowanym przez obecność rodziny u wejściu do ciepłej nory.
- Powiem ci później... więcej... - Zrobił przepraszającą minę, nieco kulał i chcąc to usprawiedliwić, położył po sobie uszy i dodał z przepraszającym uśmiechem: - teraz mnie trochę jednak boli.


RE: Wodopój - Setkar - 25-09-2016

-Aha?-zainteresował się wyraźnie, przenosząc spojrzenie na zapłakane jeszcze oblicze brata, by lepiej go zrozumieć. Przez chwilę mielił w swoim rozumku pewną myśl, próbując wysnuć jakiś wniosek, jednak skończył z niepewnością, wymalowaną na wargach.
-...Vincent? Ten od nas ze stada? To znaczy.. był jakiś Vincent u nas. Chyba. -odezwał się z kwaśną minką na myśl o tym, ilu jeszcze lwów, których imiona gdzieś posłyszał nie widział na oczy bądź nie pamiętał. Zwiesił łeb i tylko skinął lekko na wspomnienie Amani. Jej też nie pamiętał.
-A jasne, jasne. Możesz się przespać, a ja popilnuję? W sumie jesteśmy tak blisko, że jakby mama przechodziła, to ją zobaczę.

zt i cdn https://pbf.krollew.pl/showthread.php?tid=1445&pid=79328#pid79328


RE: Wodopój - Hatari - 30-09-2016

Skoro patrol, to patrol. Idąc dalej cmentarzyskiem dotarła w końcu na skraj traw, wciąż były zielone, ale wyraźnie mniej niż kilka tych tygodni temu. Miała przeczucie, że nie jest już na terenie MB, niewyraźny zapach obcych lwów unosił się w powietrzu. Było jednak ciut gorąco i postanowiła sobie zrobić małą przerwę, napić się z wodopoju i lęgnąc w cieniu drzewa. Tak też zrobiła. - Pweh.. i od razu lepiej.- Nachodziła się, łapki trochę ją bolały, ciśnienie po sprzeczce z lwicą już dawno jej przeszło. Właściwie, to jej poglądy na temat tego gatunku mimo wszystko nie uległy zmianie.. chociaż Myr wydawał się.. w porządku? Tak władca stada był okej. Przymknęła powieki pozostawiając uszy na straży.

W pewnym momencie film się jej zerwał i kimnęła, dopiero przybycie słoni ją obudziło. Zerwała się na równe łapy i rozejrzała wystraszono. Popatrzyła w górę na niebo żeby sprawdzić która mniej więcej godzina. - DO LICHA JUŻ TAK PÓŹNO?- Krzyknęła i pognała w kierunku z którego przyszła- cmentarzyska.

ZT