Król Lew PBF
Toczę otoczaki [zamknięty] - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85)
+---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89)
+---- Wątek: Toczę otoczaki [zamknięty] (/showthread.php?tid=2038)

Strony: 1 2


Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 23-09-2016

Wodopój był w centrum. W centrum wszystkiego. Wokół wodopoju kręciło się niebo, kiedy położyło się na plecach na brzegu, a na tle jego błękitu, w przeciwnym kierunku, kręciły się ptaki. Kręciły się chmury. I liście wirowały, kiedy spadały z kołyszących się drzew. Wodopój był w centrum.
Każdego poranka Skadim wychodził z groty, w której spędzał bezpieczną noc, i szedł wydeptaną, twardo ubitą ścieżyną między wysokimi trawami, by w bardzo dobrze znanym sobie momencie dojrzeć poszatkowany złotymi źdźbłami niebieski blask wielkiego oka wyłupionego pośrodku sawanny z ziemi, patrzącego butnie ku niebu. Co by się stało, gdyby pewnego dnia woda z Wodopoju zniknęła, gdyby pomiędzy łodygami kwitnącej trawy nie pojawił się kolor nieba, ani bordowy, ani błękitny? Co by się stało, gdyby pewnego dnia zamiast do niego, zwierzęta przyszłyby o poranku do błotnego bajora, które tego samego wieczoru byłoby już tylko spękaną, jakby pustynną ziemią? Najprawdopodobniej nie stałoby się nic i Skadim dobrze o tym wiedział. Brak wody byłby tylko efektem jakiegoś wcześniejszego wielkiego zdarzenia (suszy lub pęknięcia ziemi w miejscu Wodopoju), a po takich wielkich zdarzeniach świat zwykł milczeć przez jakiś czas i odpowiadać na nie koniec końców parodystycznym spokojem - nie dzianiem się niczego. Skadim już to wiedział. Bardzo dobrze o tym wiedział.
Ponieważ w jego życiu ktoś zniknął.
I nic się potem nie wydarzyło.
Woda tym razem była na swoim miejscu i kolor nieba był nawet ten sam jak wczoraj - czyściutki, niebieski, szklisty jak łza, przewiany przez mocny wiatr, który dął całą noc i uspokoił się dopiero przed świtem, pozwalając orzechowemu lwiątku zasnąć dopiero wtedy. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu; ubita ścieżka miała taką samą długość kroków, trawa ugryzła Skadima w uchu znowu w tym samym miejscu co poprzedniego dnia, a i znalazł się nawet przy brzegu ten sam żółw co wczoraj. Pewnie nie zdążył jeszcze się ruszyć. Jedyną, ale jakże znaczącą anomalię, stanowiła para białych kamieni. Dużych kamieni. Gładkich, dużych kamieni, które mógł wypluć na brzeg strumień lub rzeka, w każdym razie jakiś silny prąd, który uprzednio przetoczył je po swoim dnie, wygładził, uklepał i pożegnał mokrym całusem. Na pewno nie był to Wodopój, to oko wyłupione, centrum wszystkiego, wokół kręciło się niebo, samo w sobie spokojne i nieruchome.
Skadim postanowił udać, że kamienie nie stanowią żadnej anomalii, a na pewno nie takiej, której zbadanie należy przedłożyć nad poranne zaspokojenie pragnienia. Dlatego zbliżył się do brzegu jak gdyby nigdy nic i polizał taflę zaklejonym przez rozespanie jęzorem. Ale nie omieszkał nie pilnować otoczaków. Posłał im nawet w swoim spojrzeniu coś na kształt groźby.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Daenerys - 23-09-2016

Dni mijały nieubłaganie, a zmęczona codziennością lwica jak zwykle mimo iż należała do stada znów przemierzała bezkresne równiny w poszukiwaniu czegoś lub kogoś co nie istniało. Najzwyczajniej włóczyła się bez sensu myśląc o tym co w życiu zrobiła źle i co powinna w nim zmienić gdyby tylko było to możliwe.
Za każdym razem i z każdym dniem coraz bardziej zapominała o swojej dawnej rodzinie i w sumie marzyła jedynie o tym, aby zaznać w życiu spokoju i szczęścia, które wbrew wszystkiemu były niemal nieosiągalne dla samotnej Daenerys. Wspomnienia bolały, a jeszcze bardziej bolały ją wyrzuty sumienia. Przecież miała ochotę zabić królewską parę i jej młode! Któż by wpadł na taki pomysł? Całe szczęście spotkanie z Cherche uświadomiło samicę iż żyła w kłamstwie i nienawistnej żądzy ojca, który chciał zdobyć to co nigdy do niego nie należało... Może lepiej już do tego nie wracać?
Tułając się z miejsca na miejsce przez dwa tygodnie Dany zaczęła powoli tęsknić za czyimkolwiek towarzystwem. Gruntem rzeczy nie była typem samotniczki... Jako lwica potrzebowała stada, aby mieć rację bytu.
Palace pragnienie zaczęło się jej coraz to bardziej dawać we znaki i piec w żołądku. Gwałtownie stanęła w miejscu. Zatrzymała się i rozejrzała przenikliwie po całej okolicy. Następnie wzięła powietrze w nozdrza by zwietrzyć zapach wody lub chociaż innego zwierzęcia. Wyczuła specyficzne wonie. Spojrzała w ich stronę.
Pod jej łapami była naprawdę nieźle udeptana w ziemi ścieżka prowadząca gdzieś w zarośla. Daenerys od razu zorientowała się z czym ma do czynienia. To zresztą oczywiste! Jeśli w jedno miejsce udaje się wiele zwierząt oznacza to wodę.
W mgnieniu oka lwica truchtem zaczęła zagłębiać się w trawę idąc tropem jaki wychwyciła. Żwawo posuwała się ku wodzie, którą za kilka minut ujrzała na własne oczy. Iście malowniczy obraz. Mozolnie wyszła zza zarośli i weszła na "plażę". Oliwkowe oczy dostrzegły coś żywego.
To lew! A właściwie lwiątko. Wyglądało na to, że jest tutaj zupełnie samo i również zachciało się mu pić. Daenerys delikatnie i bezszelestnie podeszła do malca, który wcale aż taki mały nie był. Wyglądał na półrocznego szkraba, ale czy takie maluchy nie powinny przebywać w pobliżu matki, stada bądź legowiska? Kotka obejrzała się w tył. Była niemal pewna iż za jej plecami stoi jego matka i lada chwila rzuci się jej do gardła. Tak jednak nie było. Za kremową szedł powolny żółw.
Westchnęła ciężko i zdała sobie sprawę iż nawet nie poinformowała lwa o swojej obecności.
- Witaj mały. -powiedziała do niego uśmiechając się ciepło - Nie zgubiłeś się? -zapytała zaraz tak na wszelki wypadek. Jedno jednak nie dawało jej spokoju, czuła od niego woń terenów Lwiej Ziemi, a to oznaczałoby iż on również do niego należy. Szkoda, że Dae nie miała jeszcze okazji poznać wszystkich lwów ze stada..
- Gdzie twoi rodzice? Mama? Tata? Rodzeństwo? -kontynuowała nurtujące ją pytania. Lwiątko było na jej łasce. Gdyby tylko chciała z łatwością mogłaby pokruszyć jego wątłe kości i pozbawić go ducha. Jednak złota do takich bestii nie należy. Mimo tego, że malec nie jest jej dzieckiem ona nie zrobiłaby mu krzywdy za nic. Jako samica posiada instynkt macierzyński, a nie posiadając potomstwa toleruje młode innych samic i często adoptuje sieroty. Bynajmniej tak robią niektóre... Inne słyną wręcz z krwawych mordów, aby tylko zaspokoić rządzę krwi lub pozbyć się konkurencji dla własnych młodych.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 23-09-2016

Skadim przestraszył się, kiedy usłyszał szmer za swoimi plecami. Daenerys była zdecydowanie zbyt blisko, kiedy zorientował się, że nie jest nad wodą sam. Jej ciało było jednak zauważalnie rozluźnione i zbliżała się na tyle spokojnie, by powstrzymać go przed paniczną ucieczką w zarośla, chociaż i te lewek szybko zlokalizował, zerkając ukradkowo w bok. Były i tak za daleko, by móc do nich dobiec, gdyby lwica przypuściła atak, ale dawały chociaż złudne poczucie bezpieczeństwa.
- Deme - powiedział. Z jego brody skapywała woda. Poczuwszy jej zimne nitki na szyi, Skadim sięgnął do pyszczka łapą i przetarł go jej bokiem. Spojrzał na zmoczone opuszki, jakby chciał się upewnić, co takiego starł ze swojej mordki, po czym zerknął w górę na lwicę i odpowiedział: - mieszkam tu. Tata jest za wzgórzem.
Wymyślił sobie, że będzie tak mówić, kiedy przypadkiem zostanie sam na sam z nieznajomym. Nie spodziewał się wikłać w podobne sytuacje często, od czasu wypadku trzymał się jak najbliżej matki i rodzeństwa, nie chciał się nigdzie oddalać. A tata brzmiał lepiej niż mama, miał grzywę i ostrzejsze pazury, a skoro i tak go nie było, to mógł być wszędzie. Może i za tym wzgórzem. Może już tutaj szedł. Może poszedł zapytać o drogę. Może naprawdę.
Spokój w jego tonie i postawie nie zdradziłyby go nawet przed najbardziej wprawnym uchem i okiem. Może gdyby zasłonił się przed lwicą zmierzającą doń matką, wskutek czego świadomie kłamiąc, mrugałby powieką lub rozszerzał niekontrolowanie źrenice, ale ponieważ na temat taty nie do końca kłamał, a na pewno nie do końca w swoim sercu, w którym ciągle nie zgadzał się z jego brakiem w swoim życiu, wypadł bardzo wiarygodnie. Ot, jakby stwierdzał, że świeci słońce, i że ty, lwico, możesz w tym momencie uśmiechnąć się do straconej szansy na obiad.
Ale daleko było w jego zachowaniu do arogancji. Daleko do buty, którą jeszcze jakiś czas temu by zaprezentował. Obojętność, nic więcej. Obojętność starego lwa.
- Jesteś ze stada? - zapytał. Postawił dotychczas uniesioną łapę na ziemi i cofnął się kilka kroków, by zaraz potem, będąc już w bezpieczniejszym oddaleniu od Daenerys, przybliżyć się do wody. - Bo mogę cię nie znać, nie znam wszystkich, chociaż bym chciał.
Pomyślał, że mógłby się teraz przedstawić i pochwalić królewskim rodowodem. Ale ostatnim razem, kiedy się chełpił tym, że jego matka jest królową Lwiej Ziemi, stracił ogon. Nie zrezygnował z podzielenia się z lwicą tą informacją z tego powodu, po prostu nie miał ochoty tego mówić, nie widział w tym większego sensu. Tata jest za wzgórzem - taki był jego sens w tej chwili.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Daenerys - 23-09-2016

- Deme. -odpowiedziała, ponownie się przedstawiając, może po to, by pokazać że też jest ze stada Lwiej Ziemi, może z innego powodu.
Cóż następne słowa zdziwiły ją. Mieszkać tu? Przecież gdyby tu mieszkał jego woń byłaby wszędzie, na każdym kamieniu, kamyczku, patyki, źdźble trawy... a tak nie było. Wszędzie tylko zapachy różnych zwierząt. Słysząc o tym iż jego ojciec jest za wzgórzem nieco się speszyła i zdenerwowała. Ot, czysta panika przed spotkaniem z rozwścieczonym rodzicem, który będzie bronił swego potomka nawet przed powietrzem. Chłód obiegł całe ciało Daenerys i przeszył ją aż do szpiku kości. Wzdrygnęła się i zrobiła krok ku lwiątku.
- Tata powiadasz? -zaśmiała się ironicznie - Tak myślałam... -dodała po chwili.
Nie domyśliła się podstępu. Najzwyczajniej w świecie dała się oszukać dziecku. Gdyby wiedziała jaka jest prawda..
- Pij, nie będę ci przeszkadzała. -ponownie się uśmiechnęła i także zamoczyła różowy język w chłodnej wodzie i powoli zaczęła pochłaniać kolejne mililitry wody.
Po orzeźwieniu się podniosła łeb i zerknęła na lewka. Przybliżyła się do niego i otarła o jego bok łbem. Później liznęła po plecach i musnęła ogonem. Chciała go zachęcić do małej zabawy, na którą miała jakże wielką ochotę. Kilka tygodni bez rozluźnienia to zdecydowanie za dużo jak na kogoś takiego jak Daenerys.
- Jestem ze stada. -odrzekła z opóźnieniem i puściła mu "oczko". Powoli powaliła cielsko na ziemie i zaczęła wiercić i kręcić leżąc na plecach, brzuchem do góry.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 23-09-2016

- Mhm? - przytaknął, zagryzając wargi między zębami i spoglądając na lwicę nieco wytrzeszczonymi oczami, ponieważ ta nagle się poruszyła i to w dodatku tak jakby w jego stronę. Była zdecydowanie zbyt żywa jak dla niego. Tamte otoczaki - oto by było najlepsze towarzystwo dla niego! Nie lwica, która podeszła do niego, mimo że nagle skulił się w sobie, jakby miał przyjąć na policzek cios braterskiej łapy, i otarła o jego bok nosem w powitalnym geście. Skadim może i by ten gest odwzajemnił, gdyby nie był aż tak zaskoczony, a może wcale, ponieważ tak czy siak zrobił się z niego drewniany kołek emocjonalny, przynajmniej na zewnątrz. Dlatego nie odpowiedział na zachętę do zabawy, lecz ograniczył się do braku protestu, co i tak było już wielkim sukcesem. Jednak kiedy lwica się od niego odsunęła, poczuł jakiś brak, w sobie czy obok siebie, i dosyć duże zagubienie. Bo to, co zrobiła Daenerys, było miłe. Po prostu miłe.
Ale tego następnego nie rozumiał.
I jego wielkie oczy chyba bardzo dobrze to wyrażały.
Nawet chciał zapytać: "co robisz?", ale koniec końców tylko macał jasny brzuch lwicy wzrokiem, nie mając bladego pojęcia, co powinien teraz zrobić, jak odpowiedzieć. Po kilku sekundach kamiennego bezruchu przebiegła mu nagle przez głowę nieśmiała myśl, której uczepił się w panicznym geście tonącego, któremu została podana brzytwa.
Podniósł raptownie łepek i spojrzał w niebo. Zerknął na Daenerys, w jej oczy, chcąc sprawdzić, w którą stronę są skierowane jej oliwkowe źrenice, po czym zadarł głowę ponownie i zaczął szperać wzrokiem pomiędzy mglistymi smużkami chmur.
- Coś tam jest? - zapytał z nutką zaciekawienia w głosie.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Daenerys - 23-09-2016

Cóż leżąc na plecach wpatrywała się w obłoki, które mknęły po bezkresnym błękitnym morzu zwanym niebem. Widziała tam siebie, mamę... i kilka kuzynek. Gnu, lamparta, żyrafę i słonia. Zafascynowana podziwiała sobie kształty i machała przy tym łapą jak gdyby chciała dotknąć białych obłoczków i rozszarpać je pazurkami.
- Połóż się na plecy i spójrz w niebo. -wytłumaczyła, nie zdradzając więcej, nie drażniły ją pełzające dookoła otoczaki, które wydawało się, że obserwują obłoki wraz z lwicą. Gdy Dae była jeszcze młoda zawsze po posiłku patrzała w niebo wraz z ojcem i podziwiała kształty, jakie układane były z śnieżnych chmur. Łezka zakręciła się w jej oku i kapnęła na suchą ziemię.
- Śmiało! Nie obawiaj się... -zachęcała lewka, mrucząc przy tym na znak doznawanych przyjemności z podziwiania mlecznych baranków, owieczek i królików. Przy okazji apetyt rósł jej nieubłaganie i kazał kremowej wstać i wyruszyć na łowy.
Lecz jeszcze nie teraz, nie teraz.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 23-09-2016

//otoczaki nie mogą pełzać, to kamienie xd

Chcąc zachować jakąś namiastkę kontroli nad sytuacją, Skadim zwlekał chwilę z wykonaniem propozycji Daenerys, chociaż bardzo go korciło, żeby zrobić to już, od razu. Upust swojej ekscytacji dawał w nerwowych przeskokach spojrzeniem z lwicy na niebo, z nieba na lwicę i tak w kółko, aż zorientował się, że patrzy tylko w niebo i to w dodatku leżąc brzuchem do góry, obok lwicy, na ziemi. Mimo ciekawości, która się w nim kotłowała, na zewnątrz pozostał niewzruszony. Zdziwienie. Tylko zdziwienie można było z niego wyczytać, ale zdziwienie totalne, po koniuszki łap, które zgiął nad piersią, patrząc w poleconym przez Daenerys kierunku. Obejmował go zimnymi łapami smutek, naiwny, pierwotny smutek dziecka, które nie wie, dlaczego nie chce się bawić. Mógłby tak leżeć, być kamieniem. Nie musiałby wyszukiwać w chmurach żadnych kształtów, czego swoją drogą nie robił, ponieważ nikt się z nim nigdy w ten sposób nie bawił i Skadim nie wpadł na to, że o to w tym wszystkim chodzi. I tak nie myślał, nie zastanawiał się, nie przetwarzał. Blisko mu było do trawy, drzewa, piasku. Do szumu delikatnych fal, które łaskotały brzeg za jego i lwicy głowami.
- Nie widzę nic - powiedział w końcu, mrużąc oczy. Żadnych ptaków. Na pewno nie takich, o których opowiadał rodzeństwu, żeby im zaimponować. Ptaków, których nigdy nie było, ale które on, najlepszy z całej czwórki, oczywiście widział. - Nic nie widzę - powtórzył, ponieważ jeszcze kilka sekund po poprzednim stwierdzeniu mimo wszystko starał się coś zobaczyć.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Daenerys - 23-09-2016

// matko! myślałam, że to takie robaczki xD bosze jaka ja głupia...


Zdziwiło ją zachowanie malca, który zdawał się nie widzieć kształtów chmur. Zaśmiała się donośnie i wesoło, tak iż powstało echo odbijające się od tafli wody.
- Głuptasie! -rzuciła wesoło pokazując łapą na obłoki - Widzisz te gazelę, którą goni lew? -spytała zaintrygowana.
Właściwie to nie miała pojęcia dlaczego tak jej zależy na tym, aby malec zobaczył jednak to co widzi ona. Piękne kształty zwierząt na błękitnym niebie.
- Widzisz? -powtórzyła z nadzieją i optymizmem kierowanym w jego stronę.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 23-09-2016

Skadim jeszcze mocniej zmrużył oczy. Wypchnął językiem dolną wargę. Wysunął pazurki. Już prawie, prawie widział, chociaż ciągle nie rozumiał, co takiego! Gazela na niebie? Lew? Jaki lew i dlaczego był na niebie? Był jakiś inny od zwykłego lwa? Lwiątko analizowało sytuację chłodno, rozumnie, z rozwagą godną pozazdroszczenia. Ale jeszcze bardziej mógł Skadimowi zazdrościć ten, kto zobaczył, jak jego mordkę rozjaśnia wyraz absolutnego, nieskończonego zachwytu. Skadim już nawet nie musiał mówić, że widzi, nie pomyślał nawet o tym, żeby to zrobić, chociaż przepełniona entuzjazmem Daenerys na pewno bardzo chciała usłyszeć, że odnalazł chmurnego lwa i chmurną gazelę. Wystarczyłoby tylko, żeby złapała kątem oka iskry w jego piwnych ślepiach i uniesione wysoko policzki. Widział.
Wyciągnął łapę przed siebie.
- Tam - powiedział twardo, z przejęciem. - Zebra.
Nie opuści łapy, dopóki lwica też jej nie zobaczy.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Daenerys - 24-09-2016

Niezwykle intrygowała ją determinacja Skadima, którym mimo iż nie szło mu najlepiej z odnajdywaniem kształtów chmur, starał się zaparcie. Lwicy coraz bardziej zaczynała się ta zabawa i niańczenie malca nudzić.
- Bardzo dobrze. -odpowiedziała wstając z ziemi na równe łapy, przeciągnęła się i spojrzała na wzgórze, za którym niby jest jego ojciec. Prawda była taka, że samica nie czuła jego woni, ani nie widziała go. Poddenerwowana nie wiadomo z jakiego powodu zaczęła iść w stronę wody, jak gdyby ta ją wzywała. Mocząc łapy wchodziła coraz głębiej aż woda nie sięgnęła jej do łopatek. Później zaczęła pływać dookoła w ogóle nie zwracając uwagi na leżącego lwa. Chciała się umyć i odprężyć.
Faktem było to, że koty nie przepadają za wodą lecz z Daenerys było zupełnie inaczej. Ona w wodzie czuła się niczym ryba. Wolność, ochłoda i rześkość jaką dawała była dla niej rajem. Woda orzeźwiała jej zmęczone mięśnie i rozluźniała je, regulując też przy tym temperaturę ciała.
- Wskakuj śmiało. -w końcu odezwała się do lwiątka z pewnym grymasem na twarzy i w głosie. Młody nie wydawał się być taki jak inne malce. On nie potrafił się dobrze bawić, odstresować..
Kremowa nic na to nie poradzi, bynajmniej się stara.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 24-09-2016

Skadim przekręcił łepek w stronę lwicy raptownie, spłoszony jej nagłym poruszeniem się. Dlaczego wstawała? Dlaczego nie zobaczyła zebry? Dlaczego spokój, który rozlał się przyjemnym ciepłym po ciele lwiątka, zmąciła tak nagle, bez powodu, przyczyny? Wielkie piwne ślepia wiodły za Daenerys tak długo, jak długo Skadim, ciągle leżąc na plecach, mógł dosięgnąć lwicy wzrokiem, i wyrażały tylko jedno - dezorientację. Nie było to jednak uczucie, z którym Skadim chciał w jakikolwiek sposób się borykać, pieścić je w sobie. Popłoch był dla malców, zawód był dla tych, którzy oczekiwali czegoś od innych, a Skadim popełnił - pomyślał - ten błąd, że miał nadzieję na chwilę relaksu u boku nieznanej Lwioziemki, może i nawet chwilę uśmiechu. Powstydził się go teraz, tego durnego uniesienia policzków i zmrużenia oczu. Miał ochotę obłożyć swój pysk serią mocnych ciosów. Wszystko przez to, że nagle zostało mu to zabrane.
Jak woda, o którą martwił się każdego poranka, kiedy dreptał z Królewskiej Groty nad wodopój. Zawsze się o nią martwił. Nie wiedział, co należy zrobić z poczuciem braku po czymś, co odeszło. Z pustką w sercu. Jak na nią zareagować. Czym ją zapełnić, kiedy świat na nagłą wyrwę w sobie reagował spokojem.
Teraz miał ochotę rozszarpać nie tylko siebie, ale i Daenerys. Był dzieckiem, nie potrafił nazwać swoich uczuć i nad nimi zapanować. Dlatego kiedy wstał, popatrzył na pływającą lwicę z płomienną nienawiścią w oczach. Sierść na jego barkach, niewytrzepana z kurzu i drobnych kamyczków, była nastroszona, głowa opuszczona do linii grzbietu, a uszy położone po sobie. Pyszczek nie wyrażał gniewu, ale prawdziwie głęboką pogardę, ponieważ niczym innym jak właśnie pogardą najlepiej było reagować na zawód. Dawała ona złudne poczucie dystansu od tego znienawidzonego uczucia, deprymowała straconą nadzieję, odcinała od niej, odrywała jak ochłap mięsa od kości.
Skadim miął przez chwilę pod podniebieniem to, co chciał powiedzieć. Zachęta lwicy tylko pomogła mu wypluć w jej stronę ciche, dobitne:
- Chrzań się.
Zawiodłaś mnie.
Odwrócił się od wody i poszedł wzdłuż linii brzegu, kroki stawiając tak twardo i mocno, jakby chciał potrząsnąć całą ziemią. Zatrzymał się za trzema białymi otoczakami, gdzie nie był widoczny dla kogoś znajdującego się w wodzie. Uszu nie mógł już bardziej po sobie położyć, ani trzasnąć powietrza ogonem, dlatego gniew wzbierał w nim i wzbierał, czekając, aż dane mu będzie wykipieć czymś naprawdę plugawym.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Daenerys - 24-09-2016

Pływając zerkała co jakiś czas na zdezorientowanego Skadima. Borykała się z wyrzutami sumienia i starała się usprawiedliwić, jednak zawiodła i to na całej linii. Mozolnie zaczęła wychodzić z wody. Gdy znalazła się już na brzegu otrzepała futro z kropel wody i spokojnie, ze spuszczoną głową i skwaszoną miną poszła w stronę marudnego malca.
Trąciła łapą jednego z otoczaków i wepchnęła go do wody. Ten głośno plusnął i utworzył na lustrze wody piękną pajęczynkę. Następnie przyśpieszyła i z radością naskoczyła na lwiątko.
- Przepraszam! Nie obrażaj się... -zaczęła niepewnie - Nie miałam nigdy dotyczenia z młodym lwem i nie za bardzo wiem jak się zachowywać... -przyznała szczerze, próbując sięgnąć łapą za jego ogon.
Nagle ku jej zaskoczeniu ogon jakby znikł, wyparował! Spanikowana Daenerys wstała i zaczęła lustrować leżącego. Jak to też mogła wcześniej nie dostrzec braku tego jakże ważnego dla kotów narządu. Skrzywiła się i znów zerknęła na wzgórze.
- Jesteś sam prawda? -powiedziała.
W sumie raczej podejrzewała iż jest sierotą, bo jaki malec traci ogon w swoim wieku? Gdyby miał wsparcie rodziny na pewno miałby wszystko na swoim miejscu. Tak naprawdę nie wiedziała jeszcze jak grubo się myliła i co kryje się w tym małym lewku. Nawet przez moment nie przepuściła przez myśl tego, że może być księciem..
- Co chcesz robić? -zapytała z zainteresowaniem i smutkiem w głosie. Nie potrafiła sobie wybaczyć tego jak mogła zranić Skadima swoim niefortunnym zachowaniem. Tym razem chciała posłuchać go i roić to co on chce, bynajmniej przez chwilę, chyba tyle mu się należy za to jak go potraktowała.
- Naprawdę nie chciałam aby tak się stało... -usiłowała się usprawiedliwić w jego oczach. Bała się jednak wyśmiania i wykpienia. No, ale miała pewien plan. W końcu to od niej zależy jego życie... przynajmniej w tym momencie.
Podeszła do otoczaka i łapą zaczęła go kulać w stronę odpoczywającego lewka. Zaczęła sobie zdawać sprawę też z tego, że traci czas na użeranie się z małym szkrabem, a w końcu tyle jest do roboty. Chciała jednak zrozumieć go i wesprzeć chociażby przez krótką zabawę, rozmowę czy poradę.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 24-09-2016

Skadim wcale nie był Daenerys wdzięczny za to, że go przeprasza, że zabiega o jego względy i chce mu umilić dzień. Chrzań się, to chrzań się! Idź sobie i nie zawracaj mi głowy. Lewek nie udawał. Nie ofukał lwicy, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Naprawdę chciał być sam i naprawdę nie spodziewał się, że ktoś na niego skoczy... Patrzył jeszcze wtedy, kiedy Daenerys decydowała się na zaczepkę, na rozchodzącą się po powierzchni wody pajęczynkę z fal. Nie zdążył zareagować. Najeżył się tylko jeszcze bardziej, upodabniając się do zagonionego w kozi róg kota pustynnego. I jak on byłby prychnął, może i jeszcze upiększył śliczny pyszczek lwicy ładną blizną, ale ona wtedy się nieco uspokoiła, a w nim coś pękło, bo smutek w prostym pytaniu, które popłynęło w jego stronę, dźwięczał tak wyraźnie, że trzeba było być głuchym, by go nie dosłyszeć. A Skadim głuchy nie był i na współczucie w swoją stronę zareagował momentalnie. W jednej chwili uruchomiła się w nim i bardzo szczera rozpacz, i mechanizm przed nią obronny - złość, nienawiść, gniew. Jeśli trzymałby się tego drugiego wystarczająco mocno, miałby szansę zatrzymać łzy pod powiekami, dlatego kiedy lwica próbowała się przed nim usprawiedliwić, Skadim podszedł do największego z otoczaków krokiem Prawdziwego Lwa i nie patrząc nawet na szczyt kamulca kilka centymetrów ponad swoimi uszami, przywarł do niego z całej siły przednimi łapami i zaczął go pchać. Mocno, mocno, z całej siły, aż ruszy go z miejsca i wywali do wody, aż razem z nim wrzuci tam całą złość, którą - gdyby nie otoczak - wyładowałby na Daenerys. Kamień był jednak za ciężki i prędko nieszkodliwy jęk towarzyszący próbom domorosłego Syzyfa przerodził się w prawdziwie złowróżbny warkot. A że Skadim nie był jeszcze nawet podrostkiem, brzmiał on bardzo rozpaczliwie i tylko iskry sypiące się z piwnych oczu zaświadczały o tym, że orzechowe lwiątko nie płacze, nie stęka, a wrzeszczy w duszy, powstrzymuje się przed krzykiem na głos tym monotonnym chrypieniem na granicy ryku.
A kiedy w końcu ze Skadima opadły wszystkie siły i lwiątko nie było pewne, czy gdy opadnie łapami na ziemię, zdoła utrzymać na nich swoje ciało w pionie, cała złość wyparowała z niego jak ręką odjął. Chociaż kamień przesunął się tylko o pół długości lwiej łapy, nosił na sobie ślady po pazurach i ważył więcej o cały gniew, który został w niego wciśnięty. Był to ledwie wierzchołek góry lodowej, ale zawsze coś. I Skadimowi było zdecydowanie lepiej, chociaż wolał nie zastanawiać się nad swoją bezsilnością wobec białego otoczaka i tym, że musi być bardzo słaby, skoro nie zdołał go wrzucić do wody z taką łatwością jak Daenerys. Chociaż ona bawiła się jedynie z małymi kamieniami, a on pokusił się o stanięcie w szranki z prawdziwym królem rzecznego dna. I jak król się zachował, bo postawszy chwilę obok kamienia w bezruchu, raz jeszcze oparł na nim przednie łapy, ale tym razem tylko po to, żeby wskoczyć na górę. Udało mu się to nieco niezgrabnie - jedna noga została na chwilę na ziemi, potem nie chciała się podciągnąć, ale w końcu wbiła małe pazurki w twarde lico kamienia.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Daenerys - 24-09-2016

Jakże dziwny i mamroczący wydawał się Daenerys mały Ska... Jego zachowanie było dla niej co najmniej dziwną zagadką, czymś czego logicznie wytłumaczyć się nie da. Ok, zdenerwowała go i nie zachowała w stosunku do niego dobrze, ale czy maluch aby nie przesadzał?
Widząc jego starania się, aby wrzucić kamień do wody niemal nie parsknęła śmiechem. Zaśmiała się więc tylko pod nosem i pokręciła łbem na boki. Zrobiła kilka kroków w jego kierunku i z matczyną czułością przejechała po jego orzechowych plecach różowym językiem. Mruczała przy tym i machała wysoko uniesionym ogonem.
- Coś ty taki nerwowy? -zapytała posyłając mu delikatny uśmiech.
Przegryzła wargę, obawiając się jakiejś chamskiej odpowiedzi. Zaczęła coraz mniej lubić lwiątka. I to z każdą sekundą. Grymasi i grymasi w dodatku nic mu nie pasuje. Fochnięty brzdąc, który uważa się za kogoś kim tak właściwie nie jest i nie będzie. Jeśli dalej będzie się tak zachowywał trafi na kogoś pokroju Sotha i zapłaci za to najwyższą cenę. Zresztą widać, że miał już minimum jedno takie stracie, bo bez ogona lwy na świat nie przychodzą, a mu go brakowało.
- Mam sobie pójść i zostawić jaśnie księcia w spokoju? -zapytała z ironią.
Nie wiedziała iż tak naprawdę malec rzeczywiście jest księciem i, że nazwała go w odpowiedni sposób. Zaczęła jednak mieć dość jego jakże denerwującego zachowania. Postanowiła, że jeśli karze jej odejść, odejdzie ale wcześniej da mu solidną nauczkę za takie grymaszenie w stosunku do przyjaźnie nastawionej do niego lwicy.


RE: Toczę otoczaki [zamknięty] - Gyda - 24-09-2016

Skadim dał Daenerys w pysk. Bez wahania. Prosto w pysk. Z wysuniętymi pazurami. Poczucie ciepłego ozora lwicy na swoim grzbiecie, kiedy ledwie łapał równowagę na kamieniu, radząc sobie z tym jakoś bez pomocy ogona, wystraszyło go do szpiku kości i podyktowało pierwotny odruch samoobrony, po którego wyegzekwowaniu lwiątko ześlizgnęło się z kamienia i boleśnie upadło na grzbiet. Lwica go zaskoczyła i Skadim nic nie mógł na to poradzić. Nie miał czasu się zastanowić. Przejechał po jasnym policzku mocno napiętą, rozcapierzoną łapą, pazury weszły w skórę z łatwością, ale trudno stwierdzić, czy głęboko, czy nie. Może nie będzie blizny. Może blizna będzie. W powietrzu zawirowała piaskowa sierść i tuman kurzu, w którym lwiątko zawirowało po lądowaniu, zawirowało jak pacnięta łapą kobra - wściekle rozrzucając przed oczami Dae wszystkie swoje łapy w panicznej próbie jak najszybszego zerwania się na równe łapy i uniknięcia kontrataku. Skadim mógł pobiec w kierunku gęstej trawy, ale coś czuł, że dzieli go od zarośli zbyt duży dystans i nim dotarłby do celu, samica rozszarpałaby go na kawałki, dlatego zrobił drugą rzecz, jaka przyszła mu do głowy, a mianowicie wrył się z całej siły łebkiem pod otoczak i przyszykował do jak najszybszego obiegnięcia go, gdyby lwica zechciała go gonić. Gotów był biegać tak, zmieniając kierunek biegu jak chyży zając, byleby jakimś cudem uniknąć pazurów najprawdopodobniej bardzo rozwścieczonej lwicy.
Swoją drogą lwicy, której imienia nawet nie znał, i w której przynależność do stada poważnie zwątpił. Problem w tym, że i ona najprawdopodobniej zwątpiła w to samo jeśli idzie o niego, a ponieważ Skadim na domiar złego żadnego ojca za wzgórzem nie miał, był na przegranej pozycji. Jaki cudem? Jakim, do jasnej cholery, cudem? Nie burmuszył się, nie grymasił, uśmiechnął się najszczerzej od bardzo dawna, kiedy wypatrzył w chmurach lwa... To, że Daenerys odbierała to inaczej, że próbę wyładowania gniewu na kamieniu przez bezbronne lwiątko odbierała jako wrogi akt przeciwko swojej osobie, że ją to oburzało i urażało, nie było jego sprawą, chociaż - jak się miało okazać - sprawą przeciwko niemu. Skadim był dzieckiem. Czy Daenerys nie była już dorosła? On miał niewiele ponad pół roku i serię przykrych zdarzeń za sobą, zdarzeń, o których nie mógł z nikim porozmawiać, które dusił w sobie nieświadomy tego, że gdy te zaczną gnić, zatrują go i zniszczą już nieodwracalnie. Że robią to już. Że wyżerają go, chrupią za smakiem jego emocje, jego myśli.
Jaśnie księcia...
Mógł się tego złapać, mógł wrzasnąć, że jego matką jest Vasanti Vei i jeśli Daenerys coś mu zrobi, to królowa ją znajdzie i zabije. Ale czy już nie... nie przypominał sobie tego dnia tego ostatniego razu, kiedy za podobną informację przyszło mu zapłacić tak wysoką cenę...?
Milczał. Nastawił zmysły na ucieczkę, ale nie ruszał się, czekając na ruch ze strony lwicy. Serce waliło mu w piersi młotem, ogłuszało go, nie pozwalało dosłyszeć niczego poza sobą. Lewek był bezbronny wobec własnego organizmu, nawet on nie pomagał mu w tej chwili. Jeśli Daenerys ruszy do ataku, spróbuje obiec kamień, jak planował, będzie tak biegał do śmierci, licząc na cud, może koniec końców zaryzykuje dziki pęd w kierunku sawanny, na przełaj do Królewskiej Groty, gdzie wpadnie w objęcia śpiącej jeszcze matki i rodzeństwa. Do podobnej myśli mógł tylko wytrzeszczać oczy. Za nic w świecie by nie zdążył.



//przepraszam, że tak jakby trochę Ci ucięłam odpis i nie odpowiem na to, co Dae powiedziała...? Ale nie dałaś mi możliwości zareagowania na to liźnięcie, a Skadim właśnie tak by zareagował. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że dosięgnął policzka Dae, tak czy siak nie musisz mieć żadnej blizny, jeśli nie chcesz, Skadim mógł ją pacnąć tylko niemocno.//