Ledwie to od Ziemii odrosło - Wersja do druku +- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl) +-- Dział: (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65) +--- Dział: Na marginesie (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=85) +---- Dział: Wątki zakończone (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=89) +---- Wątek: Ledwie to od Ziemii odrosło (/showthread.php?tid=2039) |
Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 23-09-2016 Trawa. Ejże, wszędzie trawa. O tej porze dnia, powoli kończącego się dnia (powoli! Słońce przecie jeszcze paliło) zapach trawy na sawannie należącej do Lwiozemców był nieco kręcący w nosie, acz to było jeszcze w miarę do zniesienia. Powietrze bowiem stało, i jakby patrzyło się z rozleniwieniem na tutejsze życie, które próbowało w jakiś sposób uporać się z problemem powoli nadchodzącej suszy. Temperatura jednak powoli opadała, w przeciwieństwie do zapału małej garstki skóry i kości która tak perfidnie wykorzystywała fakt, że pomiędzy przeżytą roślinnością jest odrobina cienia. Asura naprawdę pojęcia nie miał o niczym w tym momencie. Od kiedy powierzono mu nakaz pójścia do mamy myślał chyba tylko o swojej wiktorii w postaci wykorzystania szansy ucieczki. No, i co, może teraz się mama pomartwi? Może teraz zauważy, że uciekł? Że to nie tak, że niby zostanie w SK kiedy ucieknie. Że niby kto, on? Nieee. Problem w tym, że te całe jego rozmyślenia prysnęły mu przed oczami jak bańka mydlana, kiedy nawet nie zauważył gdzie po drodze zgubił mu się wątek podróży, gdzie mu się zgubiła w ogóle droga powrotna i gdzie do jasnej anielki był Lerato?! Nie można jednak powiedzieć, że spanikował. Nie, to było wręcz coś przeciwnego, bo jakby się mu przyjrzeć, to łomotał łapami o ziemię pomiędzy trawami jakby nigdy nic. Czy był to błąd? Na pewno mógł być. Kilkukrotnie wpadł w brudny piach. Potem denerwowały go muchy. Jeszcze na dodatek biegł jak głupi przed siebie najwyraźniej licząc niedoświadczony, że albo A - jest tu bezpieczny, albo B - jak się coś stanie to i tak się zaraz ktoś zjawi i go odbierze. No taka była kolej rzeczy, no prawda? Prawda. Taak, tak. I tak sobie wmawiaj. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Gyda - 23-09-2016 I spotkać miał lwiątko, które w jego wieku robiło dokładnie to samo. Wymykało się ukradkiem i wierzyło we wszechobecną matkę materializującą się z liści ciemnego lasu, by wybawić syna z opresji o każdej porze dnia i roku. Akurat. Skadim już wiedział, że świat tak nie działa, i że lepiej by było, gdyby każdy dbał o siebie i to dbał tak dokładnie, jak to tylko możliwie. Tak pieczołowicie, jak pieczołowicie potrafią surykatki każdego poranka naprawiać wejścia do swoich norek, sprzątać ich wąskie korytarze i iskać się wzajemnie. W ogóle to jego życie przypominało teraz życie takiej surykatki, przynajmniej takie obserwowane z dystansu. Skadim wstawał rano, przeciągał się, a potem nie zastanawiał, co tu dziś wyjątkowego zmajstrować, ale poddawał się biernie rutynie, którą ich życiu nadała u samego jego początku matka. I w tym wszystkim nie było ani odrobiny inwencji twórczej, nie było jej nawet tyle, by móc kreatywnie podejść do codziennych obowiązków, gdyby już rzeczywiście chcieć wyzbyć się marzeń o nieznanych terenach i pozostać posłusznym synkiem mamusi. Nie. Skadima już nawet nic nie nudziło, on już nie zastanawiał się specjalnie nad Sprawami. Był jak ta surykatka obserwowana z boku. Wychodził rano ze swojej norki i wybierał piasek zsypany przez nocny wiatr do jej przedsionka. A wieczorem, jak teraz, wracał z przechadzki z rodzeństwem i ponieważ wszyscy byli zmęczeni, nikt specjalnie nie przejmował się tym, że ten grubiutki orzechowy trzyma się z tyłu. Za bardzo nie odstawał, szedł swoim tempem i przekładał przed sobą łapy z jakimś heroicznym namaszczeniem. Dopóki nie usłyszał trzaśnięcia jakiejś gałązki, nie zobaczył poruszenia kilku źdźbeł w oddali, kiedy wystawił głowę ponad powierzchnię trawy. Zatrzymał się. Oddychał przez otwarty pyszczek, był zmęczony. Spojrzał przed siebie ku uspokajającym się po przemarszu rodzeństwa trawom, po czym odwrócił się ponownie w stronę narastającego szmeru w trawie. Oblizał wargi i przełknął ślinę. Kontrolnie zarzucił wzrokiem raz jeszcze ku kierunkowi swojego dotychczasowego marszu. Ani myślał sprawdzać, co ich śledzi, zastanawiał się tylko, czy ruszenie pędem ku mamie, czy zwinięcie się w kłębek, będzie bardziej efektywne. Koniec końców nie zrobił nic, a kiedy się zorientował, że stoi jak słup, wpatrując się we własne myśli jak ciele w malowane wrota, szmer był już tuż-tuż. Umknął mu. Potruchtał, okrążając go, po czym się zatrzymał, nasłuchując. Asura przeszedł obok niego tak blisko, że Skadim prawie go zobaczył. Jednak czerwień zachodzącego słońca skutecznie scaliła futro nieznajomego z rozkołysaną, nagle muśniętą przez wiatr trawą. Może go nie zauważył, może nie usłyszał rozstępującej się przed Skadimem trawy... Może go nie poczuł, bo Skadim nie zdołał z powodu nagłego zadęcia wiatru... Może sobie pójdzie, może nie usłyszy walenia serca w zajęczym popłochu... RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 24-09-2016 Asu za to wręcz przeciwnie. Nie należał nigdy (chyba, żeby wliczyć czasy kiedy wszystko było w forme "spać->jeść->spać" i nie mógł nawet dobrze przejrzeć na oczy) w ciągu swojego krótkiego życia do osób poddających się jakiejkolwiek rutynie. Wręcz przeciwnie. Podświadomie chciał ją odrzucić, zniszczyć, wyprzeć z życia. Im dłużej kiedykolwiek powtarzał tę samą czynność w krótkim, tym bardziej było to dla niego nudne, więc nawet się nie starając wzbogacał swoje poczynania w to nowe wybryki. Dotychczas, zanim sobie uciekł były to niewielkie przewinienia. Ciąganie rodzeństwa za uszy, głupkowate słowa i zachowanie doprowadzające Nymeri do szału. Nie ma to jak bycie krytym, ehe. Nie był to jednak młodzik jakkolwiek doświadczony. Na dowód mogę przysiąc, że jedyne o czym teraz myślał to zabawa i dobre, pomarańczowe zjawiska które mógł poznać. Nie przychodziło mu nawet do głowy to, że nie bez powodu po coś są te święte granice Srebrnych, których ktoś kiedyś zabronił im przekraczać. Mina Asury w pewnym momencie zaczęła przypominać twarz ubitego kozła, którego tak zbito z tropu, że poziome kreski mało nie pojawiły mu się zamiast oczu. Poczuł, że coś poczuł, ale nie był w ogóle pewny co. Super sprawa, nie? No to się cofnął. No to jak się cofnął, to się wrócił. I tak krążył kilka razy patrząc tylko gdzieś przed siebie, aż doszedł do wniosku że coś, tak sobie, wyrosło mu jak spod ziemi i stanęło po jego prawej. Sam także ustał, i tak stojąc przez chwilę z kozła zbaraniał. Dużo tych zwierzątek, nie? Naprężył się jak wisielec i niewiele myśląc powoli zaczął wytężać oczy, by móc to w prawo (bo zdecydowanie wolałby w to drugie prawo) spojrzeć. -U...uuaa! Wydarł się jak małą dziewczynka (którą imo tak bardzo przypominał), i gdy w jego oczach ujawniło się coś... ktoś, skumulowane pokłady zaskoczenia podskoczyły do tego poziomu, że aż sam podskoczył. Czy raczej wyskoczył - gdyż tak go odrzuciło, że wyleciał metr dalej, a kolejny dalej to przeturlał się już sam. I na ten moment tyle się widzieli, gdyż jego serducho też waliło jak dzwon kościelny. Co się stało? Sam sobie nie mógł odpowiedzieć, przecież dopiero minutę temu tryskał nieco wymuszoną z jego strony radością i wywierał na glebę nacisk poziomu patyczaka. Ale wiedział, co widział. Widział postać, a przynajmniej jej tylną część, i prawdopodobnie ona też widziała jego. Ten beżowy kolor... w zmysłach mu się pomieszało i miał silne wrażenie, że go skądś go już znał. No oczywiście, że się mylił. Dla Asu i tajemniczego nieznajomego było jednak już za późno najwyraźniej i zetknięcie się było nieuniknione, bo bujanie w obłokach różnookiego było zbyt realne żeby wybudzić go z transu, że to ktoś znajomy. Nie pamiętał w ogóle, kim mogłaby być taka osoba, ale z góry przez to głupie uczucie (chyba zaczynał tęsknić albo co...) uznał że to pewnie ktoś z rodzeństwa... tak, ktoś z rodzeństwa. Tak, TUTAJ, AKURAT TERAZ I W OGÓLE POZA SK. Wtedy sprawa jego krępego umysłu rozjaśniła się, i pozostawiła tą małą, ciemną lukę w obliczeniach samej sobie. Czy był to błąd? Pf, pytanie. Wtedy też młody lew próbował sprawiać pozory, i bezceremonialnie podszedł po raz kolejny w miejsce gdzie poznał obecność niepozornej osoby. Widząc go od tyłu po raz kolejny znów wykrzyczał, tyle że tym razem... -Mam Cię! Prześmiewczo wydał na głos, jednocześnie rzucając się na ową postać od tyłu. Jest ogon? Jest. Łapy, cętki, tylko trochę za wysoki i za pulchny - wszystko jest... Ej chwila, wyższy i pulchny? Po raz pierwszy spojrzał mu w twarz, myśląc, że zaraz zobaczy kogoś znajomego. Sam zastygł kiedy zobaczył, jak bardzo się pomylił, i opuścił koparę z pojawiającym się na jego twarzy, strasznie zakłopotanym i szerokim uśmiechem. Jego wzrok idealnie odzwierciedlał teraz sytuację: "CZEŚĆ MAM..., to znaczy eee, kim ty jesteś". Nagły dopływ adrenaliny kazał mu coś powiedzieć, i poza próbami ciągłego otwierania i zamykania ust -jakby to miało mu cokolwiek pomóc- udało mu się wydać z siebie tylko jedno. -Którędy do wodopoju? Tak! TAK! Teraz na pewno uzna, że zrobił to specjaln...n...ie hehe, he. Takie tam, heheszki... RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Gyda - 24-09-2016 Kiedy Asura odskoczył, a następnie odturlał się w bok, Skadim zrobił dokładnie to samo, tylko w przeciwną stronę. Później jednak - w przeciwieństwie do lwiątka z obcego stada - zamarł w kamiennym bezruchu, przywarł brodą do ziemi i położył po sobie uszy. Tak go miało być mniej. Tak go miano uznać za kamień i sobie pójść... Ale niebo nad sawanną poprzysięgło sobie wieczór, którego perspektywa zapowiadała się spokojną, zmienić w pełen nowych wrażeń. Dla Skadima zdecydowanie zbyt intensywnych, ale któż by tam pytał go o zdanie... Lewek wylądował na plecach, opierając podeszwy tylnych łap o brzuch... innego lwiątka? Lwiątka, które wlepiło w piwne oczy Lwioziemca parę swoich dwukolorowych, wielkich ślepi i zdecydowało udawać, że to dobry sposób pytania o drogę, właśnie taki - przygważdżając tubylca do ziemi. Skadim trochę dłużej niż Asura kłapał bezmyślnie szczęką. Płowy samczyk miał nad nim tę przewagę, że to on zaatakował. Skadim nawet gdyby bardzo chciał, nie mógłby przezwyciężyć pewnych odruchów swojego ciała, między innymi tego, który kazał mu właśnie nie ruszać się, nie wyrywać, a czekać jedynie na łaskę ze strony napastnika. Należy jeszcze zauważyć, co i zresztą uczynił Asura, że orzechowy Lwioziemiec swoje ważył i nie była to bynajmniej waga sprawnego fizycznie atlety, ale chowanego w dobrobycie dzieciaka z tendencją do obrastania w tłustą puszystość. Nastąpił jednak w końcu ten moment, w którym lwiątko przestało swoją sytuację postrzegać jako zagrażającą życiu. Czy nie trzymał go pod swoimi jasnymi łapkami ktoś mniejszy od niego samego? Czy nie był to również lew? - Ja... - zaczął Skadim, przeskakując z czerwonego oka w żółte mocno zdezorientowanym spojrzeniem. - Ja... - spróbował po raz drugi, po czym w jednej chwili zmarszczył czoło, wyrwał przednie łapy spod piersi Asury i odepchnął nimi napastnika, protestując: - puść mnie! Wygramolił się spod niego lub go zrzucił, w zależności od woli współpracy lwiątka. W każdym razie, kiedy już stanął na wyprostowanych nogach, sięgnął przednią łapą do swojego pyszczka i przetarł nos, pociągając nim w tym samym momencie. Albo dostało się do niego zbyt dużo kurzu, albo Skadim spodziewał się zobaczyć na odsuniętej od mordki łapie krew, bądź co bądź szybko przeniósł wzrok z niej na Asurę, po czym burknął z wyrzutem: - Co ty robisz? Wracam do domu - dodał jakby na usprawiedliwienie. Nie po to, żeby zaraz ruszyć. Może chciał dać znać obcemu, jak haniebnym było jego zachowanie, bo jakże to można rzucać się na kogoś, kto właśnie wracał do domu! RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 24-09-2016 -Ty. Odparł nieco bezmyślnie patrząc na Skadima. Kiedy tylko lew zaczął przeskakiwać rytmicznie między jego oczyma, Asura wydał z siebie niemy odgłos niepewności i zdziwienia, jednocześnie nadymając policzki jak jakaś rozdymka. Przez pierwsze parę chwil myślał, że ten w jakiś sposób boi się przed nim obronić (nie to, żeby to na serio był atak!). Już nawet chciał mu to z buta wygarnąć, gdy nagle jego reakcja zamknęła japę rozczochranego raz, a dobrze. Obserwował to jedynie z jakimś dziwnym, dalej wypchanym wyrazem twarzy, jakby właśnie zamknął się w jakimś innym świcie i nikt nie mógłby zbyt dobrze zorientować się, co z niego i wybuchnie. Jego odruchy lekko, ale to lekko przypominały bombę zegarową, którą właśnie sam Asura próbował rozbroić. Okazywało się jednak, że to raczej Asurę rozbrajała do reszty ta przygłupia sytuację. Sam pozwolił Skadimowi wyjść, czy raczej sam też się z niego pozbierał, a tę walkę z samym sobą - przegrał. -Prze-pra-szam... Wydukał po cichu swoim cieniutkim głosikiem, i przysłaniając swoją plebejuszowską łapą pysk i prychając coraz wyraźniej przez nos spojrzał na arystokratę z... niepohamowanym rozbawieniem. Była to jednak zaledwie chwila, którą Skadim ledwie mógł zauważyć, gdy Asura leżał już na ziemi zwijając się ze śmiechu, którego ilekroć nie próbował zwalczyć - znowu obracał się i parskał dalej. I tak aż do skutku, kiedy w końcu udało mu się podnieść siedzenie i otrzepać z piachu i kurzu którego dotychczas nazbierał -nie to, żeby zbytnio interesował się tym, czy nieznajomego też tym nie wybrudził - bo wybrudził-. -To nie w tą stronę. Rzucił półżartem, najwyraźniej dodatkowo zaogniając sytuację. -No tego... widzisz, ja ci powiedziałem! To mi ty teraz powiedz, gdzie jest ten wodopój. Najwyraźniej, żeby chronić własne ego przed tym co przed chwilą powiedział, parł na udawanie że w ogóle interesuje go wodopój. Tak naprawdę to nawet nie wiedział czy w przeciągu kilku najbliższych kilometrów mają tu coś takiego, i nie za bardzo go to obchodziło w tym momencie. Im dłużej patrzył się na Skadima, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu że tak bardzo chce tam iść, że jego mina mimo wewnętrznego zbaranienia stawała się coraz bardziej realna i pewna siebie. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Gyda - 24-09-2016 //Septim...? Asura był jakiś egzotyczny. Tak, egzotyczny to dobre słowo. Ruchy miał inne i ciało miał inne, szczuplejsze od Skadimowego, bardziej ruchliwe i gibkie. Poza tym mówił inaczej - bardziej spontanicznie i chyba bez specjalnego namysłu nad słowami. Nie tego... No i miał grzywkę, to już w ogóle było bardzo egzotyczne. Skadim przyglądał mu się jak jakiemuś naprawdę nietypowemu zjawisku. Już mniej zdziwiłby go widok żyrafy w paski niż widok lwa, swojego niemal równolatka, tak bardzo różnego od siebie samego. A odmienność ta była tym bardziej intrygująca, że nie dało się jej uchwycić w prostych słowach. Wszelkie atrapy, porównania wyglądu, ruchów i języka, w gruncie rzeczy nie nadawały się do niczego. Asura był egzotyczny i tyle, i na tę egzotykę Skadim nic nie był w stanie poradzić, jedynie przyglądał jej się z niezauważalnie niedomkniętym pyszczkiem. Ciągle nos miał pełny kurzu i ciężko mu był przez niego oddychać, ale nawet gdyby kichnął sobie porządnie raz lub dwa najprawdopodobniej wyglądałby dokładnie tak samo. Acha i jeszcze ten spontaniczny wybuch śmiechu. Jakby całej reszty było mało. To był dziwoląg, nie lew. Ale dlaczego Skadim miałby takiemu nie wskazać drogi? Orzechowe lwiątko nie wyglądało, gapiąc się bez żadnego wyrazu na Asurę, jakby podejmowało jakiekolwiek procesy myślowe. Jeśli jednak ktoś pomyślałby coś podobnego, właśnie w tej chwili Skadim zrzuciłby ze swojego pyszczka otępienie delikatnym potrząśnięciem łebkiem i odwróciłby się do obcego bokiem, wyciągając szyję, żeby spróbować wystawić różowy nos ponad trawę. Czerwone światło zamigotało na jego czubku, a nozdrza rozszerzyły się, kiedy lewek brał w płuca potężny haust powietrza po to, żeby krzyknąć gdzieś hen przed siebie: - IDĘ NAD WODĘ, ZOSTAWIŁEM TAM SKÓRKĘ, WRÓCĘ ZARAZ!! Po tym rozluźnił się, przygarbił nieco i odchylił jedno ucho, czekając na odzew ze strony matki lub rodzeństwa. Czekał tylko przez chwilę. Był pewien, że usłyszeli, i wiedział, że nie muszą mu odpowiadać. Do zmroku był bezpieczny, a i do samej Królewskiej Groty był stąd rzut kamieniem, więc nic złego nie powinno się stać. - Chodź, pokażę ci - powiedział. W jego spokoju było bardzo dużo determinacji. W jego spokoju było bardzo dużo strachu przed utratą perspektywy na ciekawszy wieczór. W jego spokoju było bardzo dużo ekscytacji, tylko stłamszonej głęboko w sobie, wydobytej na światło dzienne tylko w nagle rozbłysłych na dnie piwnych oczu iskierkach. Skadim zerknął na Asurę, ale nie czekał. Był pewien, że grzywiasty za nim pójdzie, i że jeśli będzie czegoś od niego jeszcze chciał, to o tym powie. Raczej na pewno się odezwie - myślał, powstrzymując się z całych sił, żeby nie przyglądać się jego hipnotyzującym oczom i tej błyszczącej grzywce, o którą chciał zapytać - i raczej będzie to coś, nad czym Skadim będzie się musiał dłużej zastanowić. Ta cała... egzotyka... Do wodopoju było niedaleko. Skadim dobrze znał tę drogę, często odbijał ze ścieżki prowadzącej z lasku do groty właśnie w tę dróżkę, którą wyczuł pod łapami, prowadzącą nad wodopój. Póki co jednak trawa była zbyt wysoka, a czerwone światło zachodzącego słońca zbyt mocne, by móc wypatrzeć gdzieś przed nimi chociaż jeden pobłysk szklistej, mąconej delikatnym wiatrem wody. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 25-09-2016 A wtenczas, Asura nigdy tak właściwie nie czuł się ani trochę egzotyczny... choć właściwie to była pewnie zasada wymiennych poglądów, gdyż coś podobnego mógłby sam powiedzieć o orzechowym lwie. Na tyle, na ile wygląd różnicy mu nie robił, gdyż przynajmniej przez jakiś czas żył w środowisku gdzie nie dość, że był uformowaną zlepką dwóch całkiem różnych od siebie lwów, to jeszcze wokół nich latała sterta kulek - a każda była inna. Chudy był, bo wybiegany i niejadek, a dwubarwne oczy to bardziej spadek... aj, żeby mu Cilliana kiedyś pokazał! Ten to dopiero jest, był... w kolorach. Aż chwilowo wzdrygnął się kiedy nagle do jego uszu dotarło obwieszczenie beżowego. No naprawdę, nie spodziewał się, że będzie kogoś informował o swoim odejściu. Asura sam jakoś zwykle tego nie robił, więc musieli go ściągać za ogon, albo ewentualnie dać sobie spokój i go puścić. Oczywiście nie specjalnie, bo na ile mama dawała luzy, to już ciocie by popadły w białą gorączkę zastanawiając się, czy dziecki aby nie wyleciały gdzie nie powinny. Ostatnio było jednak tak, że wszyscy myśleli, że nie rozejdą się dalej niż tereny stada... a się rozeszły, heh. Zwinął szybko ucho, tylko po to, by za chwilę wróciło ono do normalności. -Noo, czyli jednak umiesz krzyczeć. Stwierdził, lekko się uśmiechając. -Ale... ...ale ja udawałem, że chcę iść, i teraz ciebie niepotrzebnie wyciągnę a sam zgubię się jeszcze bardziej, w końcu tak łatwo się mówi prawdę co nie? -Idę już, idę! Wtrącił z udawanym entuzjazmem. Wtedy też, gdy Skadim nie patrzył, przygryzł sobie lekko dolną wargę. Po raz pierwszy w życiu poczuł, jak duży obieg w życiu stwarzają kłamstwa. Starał się jednak sprawiać pozory, bo co, ma się teraz z dupy przyznać i wyjść na debila? No nie, chyba. Zagarnął więc swoje cztery litery (nie wiecie nawet, jak bardzo mu się dalej iść nie chciało, ale nic tam) i szedł razem z nim, niby to się zachwycając wszystkim wokół bo co prawda jakby się przyjrzeć nie przypominało to mu już ognistego stepu, a w duszy czując się chyba największym gansterem świata, haha. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Gyda - 25-09-2016 Mało było gangsterstwa w tym, co robił Skadim. Jego działanie naznaczało raczej dobre wychowanie, kultura wewnętrzna, którą jakimś cudem w sobie hodował jak małą, delikatną roślinkę. Może cała ta kultura wewnętrzna była jedynie wynikiem nieśmiałości, która sama z siebie, z natury, potrafiła być bardziej uprzejma niż wroga obcym, a może Skadim faktycznie miał wyrosnąć na kulturalnego, grzecznego lwa, który przedkładał dobro nieznajomego nad własną wygodę. Kto wie. Teraz zadziałały w nim raczej nieświadome mechanizmy. Niedopracowane funkcje zachowań. Odruchy. Zabrakło jednak tego, który nakazywał przerywać niezręczną ciszę. Może był on charakterystyczny jedynie dorosłym lwom i nie trapił młodych, dla których cisza bywała tak samo naturalną jak hałas w trakcie kotłowaniny z rodzeństwem. Dlatego zanim Skadim się odezwał minęło dosyć dużo czasu, a kiedy to w końcu nastąpiło, było podyktowane czysto pragmatyczną ciekawością. - Jesteś ze stada? - zapytał lewek. Dla Skadima istniało tylko jedno stado. Nie miało swojej specjalnej nazwy, to było po prostu - Stado. Mieszkało na Lwiej Ziemi. jego przywódcą był Mako, kimkolwiek był i jakąkolwiek pełnił rolę, przywódczynią Vasanti Vei, a członkowie tej wielkiej-rzekomo-rodziny rozsiani byli po całej znanej Skadimowi sawannie, dlatego zadawanie tego pytania stało się niejako chlebem powszednim orzechowego. Każdy, kto znajdował się na Lwiej Ziemi mógł należeć do Stada lub do niego nie należeć i od odpowiedzi na to proste pytanie teoretycznie winno zależeć wszystko, a w gruncie rzeczy nie zależało nic. Dość wspomnieć spotkanie z Daenerys, Lwioziemką, która zaatakowała księcia. I dość wspomnieć Vincenta, samotnika znachora, który go opatrzył i odprowadził do domu. Skadim sam nie wiedział, jaką wartość ma jego pytanie, ale w pewnym sensie było kluczowe przy każdym spotkaniu i od tego, jaka padała na nie odpowiedź, zależeć miała dalsza rozmowa. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 20-10-2016 A Asura do przesady wręcz przeciwnie - dobre wychowanie jako takie omijało go od zawsze szerokim łukiem. Szukało co prawda najmniejszej czeluści, pojęcia, fal mózgowych w postaci rozmów i zachowań w rozmowach starszych od siebie lwów, lecz było to najwyraźniej o wiele za mało, żeby sprowadzić tego bałaganiarza do pionu. Ba, można się było na niego i denerwować! Lament, odrzucanie, rwanie kłaków - wszystko to nie zmieniło ni raza jego jakże beztroskiego trybu życia, przy którym trzymał go chyba jedynie... no właśnie, zwykły łut szczęścia? Hm, no cóż. Ma jeszcze całą masę czasu by się o tym przekonać. Różnooki wtenczas idąc za Skadimem poruszał łapami głupiejąc jak ostatni łamaga dalej, do czasu, aż w sumie sam zaczął powoli zapominać po co on tak właściwie wyciągnął tu orzechowego. Punktem kuliminacyjnym było przerwanie ciszy, o której istnieniu trzepak chyba także zapomniał, bo gdyby tak nie było to z pewnością byłby pierwszy w kolejce do jej pokonania. -Nooo chybaa. Dodał z lekko sarkastycznym, radosnym burknięciem. Była to co prawda udawana pewność siebie, acz nierozpoznawalna zupełnie od tej prawdziwej - no bo kto się połapie że on nie wiedział czy w ogóle istnieje coś innego niż SK! Kto się połapie, że nie wiedział czy SK nie rządzi światem! Iiii najważniejsze - kto się połapie, że Asura nie przemyślał, czy ktoś się w ogóle połapie! Właśnie? Właśnie. -Tyyylko że nie tutaj mieszkam, tylko ee... daleko. Powiedział, przypominając sobie ile drogi wyrobił sobie w chudych łapach parując tutaj jak taran. -No a ty to jak? Bo cię nie widziałem. - Wcześniej, heh... -W ogóle to tego miejsca też nie widziałem. Aluzja że chyba raczej jest bardziej obcy, aniżeli byłby obcy gdyby nie był w ogóle ze stada. -Anoo, a jaka woda w wodopoju? /Mokra? Wtenczas na początku szedł wiernie trzymając się kroku Skadima, co jakiś czas mając wrażanie że zaraz zacznie deptać mu po piętach. To śmieszne, nawet sukienki mamusi się tak nie trzymał (no dobraa, mamy się prawie w ogóle nie trzymał) co tego obcego, za którym szedł w półświetle zachodzącego słońca na nieznanych terenach i pośród kompletnie dzikich dla jego natury obyczajach bycia grzecznym. -An-no... Rzucił rozglądając się po otoczeniu. Wszędzie było widać niebo ponad trawą, mocne kolory zachodu i gwiazdy pojawiające się na tle. No niby nic dziwnego, każdy coś takiego już widział, ale w pewnym momencie różnooki tępak po prostu zatrzymał się i jakby nigdy nic rozszerzył lekko wargi, wlepiając się w ten obraz jak zahipnotyzowany. Wyglądał momentalnie jak jakiś wielki myśliciel, artysta, który doszukiwał się w tym czegoś większego. Jakby właśnie miał otrzeć z siebie łezkę wzruszenia i powiedzieć coś równie wzruszającego co to, co widział. Z tym wyrazem twarzy greckiego posągu powrócił więc do życia jego wewnętrzny matoł i bąknął: -Gdzie wam do kija drzewa wcięło?! RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Gyda - 23-10-2016 Po drepczącej przed Asurą kluseczce trudno było poznać cokolwiek. Nie dość, że łepek trzymała zwrócony przed siebie, to jeszcze nie raczyła nawet zastrzyc uchem, kiedy Asura zabrał głos. Mogło się nawet odnieść wrażenie, że odpowiedź różnookiego lewka zupełnie ją nie interesuje, że pytanie, które rzuciła, było jedynie grzecznościowe. Nic bardziej mylnego. Odpowiedź Asury tak wiła się wokół czegokolwiek konkretnego, tak skrzętnie to konkretne omijała, że Skadim wsłuchiwał się w nią tym bardziej uważnie, mając nadzieję, że usłyszy w końcu magiczne "tak, jestem Lwioziemcem" albo "nie, nie należę do Stada". Ale to już był problem Skadima i jego ograniczonego - w tym momencie, kiedy miał niewiele ponad pół roku - myślenia, zawężonych horyzontów. Przyszłość miała mu je znacznie poszerzyć, a może inaczej - w przyszłości on sam zapragnie to zrobić. Póki jednak bardziej niż lwa, wspinającego się na najwyższy punkt obserwacyjny w okolicy, przypominał zebrę, znającą tylko tylko widok trawy, bardziej lub mniej zielonej, i pobratymców, niedookreśloność Asury była mu bardzo nie na łapę. Gdyby bowiem Asura był Lwioziemcem, powiedziałby to od razu, a skoro nie potrafił tego zrobić, należało mieć się na baczności, zachować pewien dystans... Czyli zdecydowanie nie pozwalać na to, żeby młodszy kolega tak się przysuwał, tak szykował sobie niespodziewany atak z zaskoczenia od tyłu. Skadim podniósł głowę, zassał przez nos nerwowy łyk powietrza i przyspieszył kroku. Niefortunnie zrobił to akurat wtedy, kiedy Asura się zatrzymywał, więc odbiegł od nowego znajomego na dość znaczną odległość, zanim wyhamował, wzniecając w czerwone powietrze chmurę pyłu. Odwrócił się. W ogóle to miał, jeszcze zanim się zatrzymał, odpowiedzieć coś na to całe omijanie tematu Stada, i kiedy okręcał się wokół własnej osi otwierał pyszczek, żeby to zrobić, ale widok zapatrzonego w gwieżdżące się niebo Asury zupełnie jego zamiar zniweczył. Było w tym obrazku coś tak bardzo abstrakcyjnego, że jakiekolwiek wcześniejsze myśli musiały ustąpić miejsca zastanowieniu nad tym widokiem, zastanowieniu, które zaowocowało najświętszym z pobożnych lwioziemskich przekonań, że Asura nie jest wcale lwiątkiem z jakiegokolwiek stada, ale duchem siebie samego, listkowym wiatrem, który zaraz zniknie sprzed Skadimowych oczu i uleci w to czerwone powietrze, w gwiaździste niebo. Skadim wykonał kilka niepewnych kroków w jego stronę. Schylił głowę i łysnął w górę spojrzeniem. Przez jego oczy przemknął ostatni promień zachodzącego słońca, uwydatniając popłoch czający się na ich dnie. I wtedy posąg przemówił i taki był koniec jego posągowatości. Puf! Czar prysł. Lewek zadarł głowę raptownie, potrząsnął sobą wewnętrznie i odpowiedział: - Są drzewa, tylko nie na sawannie. Przy wodopoju nawet jest zagajnik, zobaczysz. Ale w nocy lepiej trzymać się sawanny, lepiej wszystko widać... przynajmniej ja tak wolę. - Zmarszczył czoło i zerknął w bok, w duchu przyglądając się wypowiedzianym słowom z dezaprobatą. - Tam gdzie ty mieszkasz, jest więcej drzew? - zapytał z zaciekawieniem. Aha! Więc może w ten sposób się dowie, skąd Asura pochodzi. Aż ruszył ponownie z miejsca. - Kiedyś byłem w lesie, naprawdę wielkim, ale to było poza Lwią Ziemią. Na Lwiej Ziemi nie ma zbyt dużych lasów. Ja o żadnym nie wiem. Idąc w kierunku wodopoju, tym razem ustawił się tak, by zaprosić Asurę do spaceru obok siebie. Odwrócił łepek na bok i z niecierpliwością czekał, aż różnooki lewek wyrówna do jego boku. Ponowie pomyślał, kiedy przypadkiem spojrzał w czerwone oko Asury, że lwiątko nie dość, że jest egzotyczne, to że wcale nie pochodzi z tej ziemi. I to czerwone oko właśnie, czerwone jak niebo, które powoli wygasało, było na to dowodem. Pewnie zaraz stanie się granatowe. Pewnie zamigoczą w nim gwiazdy. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 29-10-2016 -Teee, to jak Ognisty Step - Powiedział z zadumą Holmesa, by za chwilę ponownie zebrać z podłogi resztki klimatu którego ściął dosłownie chwilę temu. -Fajnie, ale się ukryć nie ma gdzie. Dodał głosem lekko znudzonym dalej przyglądając się ku górze. Taka otwarta przestrzeń dzień w dzień, aiaai, jest jej tu dużo więcej niż przy ołtarzach. -Noooo! Jedno na drugim i w kij księżyca nie widać, a nam że nas widzi wmawiajo. Głupie, nie? Rzucił prosto z mostu przechodząc w inny temat, zupełnie jakby sam myślał, że temu także wklepywano religijne zdania na temat wszechmocnego księżyca, który wie wszystko, jest mądry i widzi wszystko, ale nikt nie mógł go przegadać w zdaniu, że skoro księżyca tu nie ma - to go tu nie ma i kropka. Ale wtedy coś nagle zupełnie wybiło go z tego rytmu niepraktycznej pewności siebie. -Lewa Ziemia? Chyba Srebrny Księżyc chciałeś powiedzieć. Wyraził swoją problematykę szturchając temat... może trochę nieudolnie, noo alee. -Hę? Ale że co, że lasów nie ma? Prrrfh, no chyba że s... A co jeśli? Co jeśli to są... -Lewe Ziemie to są okłamy... e, ochła... ODŁAMY, Srebrene-nego... SZLAG Uwaga. Przeciążenie systemu. Ledwie co zdążył zrobić kilka kroków do przodu, a znowu musiał się zatrzymać. Krótki moment rozterki; wdech, wydech, i spojrzał w oczy Skadima wpół zaniepokojony, wpół zmęczony, zrezygnowany, co i tak nie odbierało mu energii, która wręcz zaiskrzyła w jego dwubarwnych oczach. -Gdzie MY TAK W OGÓLE JESTEŚMY?! Wyrzucił z siebie zaciskając odruchowo powieki, po czym nagle zamknął jadaczkę i spojrzał w boki. Co? Echa nie było? No nic, w każdym razie otoczenie musiało go słyszeć bardzo wyraźnie, to mógł być duży błąd. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Gyda - 04-11-2016 - To wodopój. Na Lwiej Ziemi - odpowiedział mały lewek, zatrzymując się w miejscu, gdzie kończyła się trawa i zaczynało klepisko prowadzące do wody, powiedzmy - plaża. W nieruchomej tafli ogromnego oczka wodnego tańczyły ostatnie odblaski zachodzącego słońca. Zaraz miały w jego odbiciu zamigotać gwiazdy, te nieliczne, które zdołają przebić się przez grubą warstwę pokrywających niebo gęstych, ciężkich chmur. Tylko przez moment, kilka minut zmierzchania, obłoki były przyjazne oku. Teraz, gdy Skadim zerknął ukradkiem w górę, groziły zapowiedzią nocnej ulewy. Placki nieprzysłoniętego przez nie nieba miały lada moment zniknąć. Lewek spojrzał w bok na Asurę, zaraz jednak szybko spuścił wzrok na ziemię, odsuwając się od księżycowego jegomościa pół kroku. Owładnęło nim zakłopotanie, nie wiedział, co należy dalej zrobić. Cisza nie trwała długo, ale była znamienna. W końcu jednak wybrzmiała jej ostatnia nuta, a podniecony nową myślą Skadim wziął szybki wdech i podnosząc łepek (ale nie ważąc się spojrzeć w dwukolorowe oczy), oznajmił: - Tutaj jest wodopój, który chciałeś znaleźć. Mogę ci powiedzieć, jak wyjść z Lwiej Ziemi, jeśli tu nie mieszkasz, ale nie znam drogi na Księżyc. Nie wiedziałem w ogóle, że można do niego dojść...? - zerknął ostrożnie w to bardziej lwie niż kosmiczne oko - żółte. Nie domknął pyszczka. Zapatrzył się w nie. Zagapił. W końcu jednak szepnął z przerażeniem: - Spadłeś? RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 05-11-2016 Chwilę po tym jak się wydarł, widząc spokój (bądź co bądź coś, co uznał za spokój) Skadima nietradycyjnie się zaciął ściskając wargi niemalże w równą kreskę. Co, co, co to jest? Że z jakiej znowu racji coś, ktoś ma prawo zatrzymać jego chęć do gadania?! Potrząsnął łebkiem jednocześnie układając na nowo lecące w każdą stronę kosmki kolorowej grzywki gdy go podniósł. -Eee- Chwila konsternacji. No tak, on przecież cały czas nalegał na ten cały wodopój, a teraz nawet mu nie przyjrzał się. -No, i łeb potłukłem. Wydukał kompletnie bezmyślnie i zupełnie pobocznie i z automatu, nawet nie zastanawiając się jaki był sens tamtego pytania dokładnie w momencie, w którym prawie całą jego uwagę zwrócił zbiornik... OGROMNY zbiornik. Oczy zrobiły mu się chwilowo jak orbity. -Jaaacieee- Lekki uśmieszek pojawił się na jego wpółotwartym pysku. -Iść stąd?! Teraz?! W życiu! Rzucił, choć przyjaznym tonem, spoglądając porozumiewawczo na Skadima. Cofnął się pare kroków... no dobra, trochę więcej, niż pare, i już wyglądało ewidentnie, jakby już miał wskoczyć prosto do wody, gdy nagle... Woda wieczorem jest horrendalnie zimna, matole. A że też sobie przypomniał. W ostatniej chwili przemyślał swój błąd, ale nie uniknął już kolejnego, gdy soczyście wystrzelił sobą prosto w błoto. Nie przewidział, a przynajmniej dotychczas nie myślał nad tym, że kiedy nagle zatrzymujesz się przednimi łapami z rozbiegu to lecisz do przodu. No coo. Zasady bezwładności nikt mu nie dyktował... a nawet jak już, to nie słuchał wtedy. Zaczął po tym intensywnie machać łapami jak opątany, próbując się chociaż dobrze obrócić, bo tak jak leżał to z wodopoju raczej nie docierało do niego powietrze. Równocześnie rozchlapał wszystko jeszcze bardziej, aż w końcu się podniósł i wytrzepał sierść, nie patrząc nawet, w którą stronę to wszystko leci. Oczywiście, że oberwało się wszystkiemu co żywe wokół niego... -To tego... Powiedział, kiedy w końcu wziął kilkukrotnie głęboki oddech, a jego twarz ponownie zaczerpnęła roztrzepanego, uroczego uśmieszku. -Hehe... To gdzie taaa... ta granica? Dodał, gdy jego temperament wraz z resztą ciała nieco ochłonął. RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Gyda - 05-11-2016 Przerażenie Skadima byłoby nawet stokrotnie mniejsze, gdyby Asura dał mu pozytywną odpowiedź... ale wprost! Księżycowe lwiątko zamiast to zrobić, to coś tam burknęło o potłuczeniu sobie łba, a to już w zupełności Skadimowi wystarczyło. Do czego? Do tego, żeby - kiedy Asura wystrzelił w kierunku błotnistej plaży - przykucnąć, zbliżyć się do ziemi, położyć po sobie uszy. A potem uciec. Za siebie, jak najdalej od niego! Do czegokolwiek księżycowy potrzebował wodopoju, Lwioziemiec wywiązał się ze swojego obowiązku gospodarza i mu wodopój wskazał. A że Asura nie chciał opuszczać Lwiej Ziemi, to już była jego sprawa, w którą Skadim mieszać się nie chciał. Tym bardziej zrobił wszystko, co mógł. I poza tym był już pewien, że kiedy księżyc wyłoni się zza chmur i odbije w tafli wody, stanie się coś, czego on nie będzie chciał widzieć. Coś związanego z czerwienią Asurowego oka. Dlatego pędził w kierunku Królewskiej Groty, by dołączyć do rodzeństwa i matki, jak rącza gazela. Asura, kiedy się odwrócił i zapytał o granicę, zobaczył jedynie wygasający ruch poruszonych źdźebeł trawy. zt RE: Ledwie to od Ziemii odrosło - Asura - 05-11-2016 I tak Asura spoczął, jeszcze przez niemiłosierne dwie minuty z wpółotwartym pyskiem wgapiając się w pustkę, którą pozostawił po sobie Skadim. Zrobił minę niepozostawiającą po sobie żadnych śladów ogarnięcia sytuacji, stojąc niczym pachołek zupełnie tak, jakby orzechowy miał się przed nim zmaterializować. -A-a... To już jedynie odburknął zamykając paszczę, po czym ścisnął wargi. Ani trochę nie rozumiał, co go w nim przestraszyło... choć rozumnym, co prawda - zbytnio nie był, to jednak poczuł się jak jakiś alien. Jego charakter jednak wywrócił sprawę szybko o sto osiemdziesiąt stopni. No cóż, najwyraźniej tatuś -którego ledwie już pamiętał- zaczął mieszać w jego życiu powierzając mu kolor jednego z oczu... hah. To dopiero początek, c'nie? Dochodziły po trochu do niego informacje. Zostałeś sam. Na obcych ziemiach. W nocy. Nie wiesz którą drogą wrócić ani do tego punktu do którego zabłądziłeś żeby jakoś drogą pamięci trafić do SK, ani tym bardziej z tego w którym się znajdujesz. ...Fajnie. Po prostu fajnie. -MOGŁEŚ MI CHOCIAŻ POWIEDZIEĆ JAK WRÓCIĆ SKĄD PRZYSZŁIŚMY!!! Wykrzyczał na cały regulator z jakimś wyrzutem. Skadim jednak z pewnością jednak był już bardzo, bardzo daleko stąd, i nie miał jak tego usłyszeć. Wtedy mina Asury lekko zmizerniała. Czuł, że musi się stąd usunąć, ale nie wiedział gdzie. Chciał wrócić już do domu. Powoli robił się zły, głodny i zmęczony po całym dniu przechadzki. Aż ciężko uwierzyć, że nawet jemu nagle zrobiło się smutno na samą myśl o tym, że jego rodzeństwo pewnie teraz smacznie chrapie wtulone w siebie, a być może nawet w ciocie albo mamę, że może wróciła... A on był mokry i brudny i zimno mu było. //zt |