Król Lew PBF
Skrawek Sawanny - Wersja do druku

+- Król Lew PBF (//pbf.krollew.pl)
+-- Dział: Tereny wolne (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=65)
+--- Dział: Ziemie Zachodu (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=177)
+---- Dział: Skrawek Sawanny (//pbf.krollew.pl/forumdisplay.php?fid=46)
+---- Wątek: Skrawek Sawanny (/showthread.php?tid=212)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36


RE: Skrawek Sawanny - Mistrz Gry - 08-12-2014

Zanim jednak Deyne zdążyła przypuścić atak i odbić się od ziemi, Mino wyszła jej na przeciw. Przejmując inicjatywę grzmotnęła łapskiem nasadę nosa różnookiej, przyozdabiając ją kilkoma czerwonymi pasmami.
Kolejny cios, jaki wymierzyła bynajmniej nie powalił Nyoty. Raniona wcześniej odparła bordową łapę własnymi, po czym nieznacznie zacisnęła na niej szczęki.

Deyne -5 pkt życia
Mino -5pkt życia



RE: Skrawek Sawanny - Deyne Nyota - 13-12-2014

Lodowaty dreszcz przeszył ciało Dey. Wróciła do niej świadomość, wcześniej przesłonięta przez furię i chęć rozniesienia bordowej na strzępy. Zasadniczo to mogłaby nawet podziękować za to otrzeźwienie. Wróciła pamięć o tym, że i ona może zostać ranna... albo i gorzej. Zaczęła w końcu znowu myśleć. Planować.
Trzymanie dłuższy czas łapy Mino nie wiązało się raczej ze zbyt szczęśliwymi myślami. Zdecydowała się na coś innego... szarpnęła łbem w bok, ciągnąc bordową łapę, nie pogłębiając, ale starając się rozszarpać ranę i możliwe jak najbardziej utrudnić lwicy późniejsze poruszanie się. Jednocześnie też chlasnęła pazurami, starając się uderzyć w szyję bądź oczy. Już raz jej się udało.
A im bardziej ją oślepi i ograniczy płynność poruszania się...
tym później będzie łatwiej.


RE: Skrawek Sawanny - Mistrz Gry - 20-12-2014

Zebiska Deyne w zaledwie ułamku sekundy poszerzyły ranę w bordowej łapie, która gwałtownie szarpnęła się pod wpływem bólu, jedynie pogarszając swą sytuację. Mino w szoku na otrzymane obrażenia nieumiejętnie odskoczyła w bok, jednak szybka reakcje Nyoty mimo wszystko pozwoliła jej wymierzyć potężny cios w szyję tamtej.
Bordowa sylwetka zachwiała się, gdy głowa Eive odskoczyła upadając oraz niefortunnie uderzając w zdradliwą skałę, stojącą nieopodal. Szkarłatnookie ślepia zatrzasnęły się, podczas gdy lwica runęła na ziemię, tracąc przytomność.

Mino Eive -20pkt życia



RE: Skrawek Sawanny - Deyne Nyota - 20-12-2014

Z walącym mocno sercem obserwowała upadek bordowej lwicy. Na umazanym w krwi pysku pojawił się lekki uśmiech. A mówiła, że jej nie docenia... no to się przekonała. Przez kilka chwil obserwowała jeszcze przeciwniczkę upewniając się, że ta nie ruszy za moment za nią. A że na to się nie zanosiło...
Ruszyła w stronę termiterii, gdzie obiecywała przyjść. Nie obchodziło jej, co stanie się dalej z intruzem. Czy umrze, czy coś ją zeżre... miała to w nosie.
Miękkim, sprężystym krokiem (choć z lekka zmęczonym) ruszyła w obranym kierunku.

z.t


RE: Skrawek Sawanny - Mino Eive - 25-01-2015

Od początku skazana na porażkę Mino nawet po jakimś czasie przestała się bronić. Po prostu przyjmowała ciosy od Deyne w milczeniu, coraz mniej dbając o finał, jaki ją czekał. To nie był jej dzień, wszystko od początku sprzyjało tej, która jako pierwsza zaatakowała.
Podczas tego wszystkiego zrozumiała jedno- to już nie jest jej dom. Jej ciało stało się dla niej w ułamku sekundy równie obce, co i ziemia, którą niegdyś nazywała domem. Nie czuła się w nim swobodnie, jej dawna siła uleciała razem z godnością i pewnością siebie, którą tak emancypowała. Już nie znała swoich możliwości, uległy zmianie i zasługiwała na karę.
Dlatego już z nią nie walczyła, tylko jej uległa- zazdrosna, splugawiona i bez świadomości. Ciemność przed oczami niby błoga, zabrała od niej cały ból, jednocześnie przerażając możliwością utonięcia w niej, całkowitego zatracenia, co równałoby się z faktem, że po prostu tamta skatowała ją jak psa, kiedy zdawać by się mogło, że powinno być odwrotnie.
Ciemność pozwalała otworzyć Mino Eive umysł na rzeczy, o których nigdy by nie pomyślała. A co jeśli to wszystko, co się dzisiaj stało jest po prostu częścią czegoś większego. Jakimś przekazem, który dość dosadnie pokazuje jej, że już nie jest tutaj mile widziana. Ostrzeżenie, żeby już więcej się tutaj nie pokazywała. Może to właśnie dlatego była przegrana od samego początku i równie dobrze mogłaby położyć się i dać się lać już od pierwszego uderzenia jasnolicej.
Te ziemie już nie są tym, czym były. Stara ideologia, wyznawana przez jej dawnych mieszkańców wymarła wraz z nimi, a ona, jako wyznawczyni podobnej była tutaj niczym wirus, który trzeba było zwalczyć, nim zarazi cały organizm. W końcu zaczęła inaczej patrzeć nawet na Darkned, której tak bardzo miała za złe, że uciekła. Może ona odkryła to wcześniej i była mądrzejsza, unikając czegoś takiego?
O nieszczęsny losie, jakże i ona chciałaby teraz uciec! Nawet, jeżeli wszystkie jej przemyślenia okazały by się bzdurą, chciała po prostu zniknąć. Uciec stąd, znaleźć nowe miejsce.
To już nie jest mój dom. Wszystko jest takie obce.
Miała jedynie nadzieję, że nie czeka teraz na śmierć, że jej serce nie przestanie nagle bić, że dostanie kolejną szansę na zostawienie tego całego cholerstwa, jakie za sobą wlokła od momentu powrotu do tej krainy. Jej nie pociągnie na dno, ona nie może widzieć tego, co się z nią stało. Dopóki się nie odbije, o ile w ogóle będzie miała na to szansę, po prostu wyparuje.
Groźne jest wszystko, co jest nieznane. Obcego należy unikać.

[ Dodano: 2015-03-30, 18:04 ]
Długo leżała nieprzytomna. Teraz, kiedy strzepuje kurz z brudnego od krwi futra pozostawało jej pluć sobie w brodę i klnąc na siebie, los i wszystkie pozostałe czynniki, które wpłynęły na wynik tego incydentu, który miał miejsce... Właśnie, kiedy? Bordowa straciła całkowitą rachubę w czasie. Nie miała pojęcia, jak długo tutaj jest. Nie ufała wszystkiemu, co podpowiadał jej w tym momencie instynkt, bo to on też ją zgubił. Mówił, że jest wygrana. Kłamał.
Eive bolała okropnie głowa, na tyle, że tłumiła pozostałe obrażenia, dlatego póki nic się nie nasilało, po prostu uciekła jak najdalej z tego miejsca.

//zt.


RE: Skrawek Sawanny - Ghalib - 06-04-2015

Jak na razie nie dbał wcale o to, czy trafił na tereny jakiegoś stada, czy też nie. Chodziło jedynie o polowanie, a tak się składało, że nawet jeśli ta sawanna należała do jakiegoś stada, to niestety było słabo pilnowane. Co prawda lwy znad Tsavo rzadko wchodzą na czyjś teren, w każdym razie na pewno rzadko w innym celu niż dla przejęcia stada jakiegoś starego i słabego już samca. Ghalib nie był jednak naiwnym młodzieńcem, wiedział, że te inne lwy zachowują się odrobinę inaczej i jeśli żyją tu przynajmniej dwa samce, to czarny zwyczajnie ma pecha. No cóż. Bywał i na Serengeti i Kalahari, przebył długą drogę znad rzeki Tsavo, z Kenii. Zdążył poznać inne rodzaje lwów.
Tutaj jednak postanowił zatrzymać się na chwilę choćby na małe polowanie, jak już wcześniej zostało wspomniane. Dostrzegłszy więc niewielkie stadko zebr, postanowił zapolować na jedną z nich. Także po tym jak skrył się i pobiegł za ofiarą by wreszcie ją dopaść i zabić, ułożył się wygodnie wśród krzewów by móc spałaszować pyszny obiadek. Później pójdzie na dalsze rozeznanie terenu. A nuż trafi na jakieś lwice?


RE: Skrawek Sawanny - Kahawian - 06-04-2015

Wyglądało na to, że wcale nie są tak źle pilnowane, jak się samcowi wydawało. Od kilkunastu minut był czujnie obserwowany przez nowego przywódcę stada Zachodnich. Ogniste ślepia Kahawiana uważnie oceniały intruza. Od wypadku z Deyne, Dwugrzywy znacznie więcej czasu spędzał na patrolach i znaczeniu terenu. Najwidoczniej ten tutaj był na tyle naiwny, by zaryzykować kontakt. Był ciemny, całkiem nieźle zbudowany. Jednak w przeciwieństwie do niego, kark obcego pokrywały zaledwie nieliczne kępy grzywy. Czy rdzawy spotkał się kiedyś z Tsavo? Widział jesnego, więc ten tutaj go nie dziwił.
Bawiła go jednak czysta swoboda, z jaką ten poruszał się po jego ziemiach. Parsknął gniewnie pod nosem. Nikt nie miał prawa bez jego zgody tu przebywać. A na pewno nie samiec.
Korzystając z zamieszania spowodowanego przez polowanie i skupienie obcego na pochłanianym obiedzie, zdołał zbliżyć się do niego na kilka kroków. Białe kły błyszczały groźnie, wysunięte pazury i pochylony łeb nie świadczył o niczym dobrym. Niech czarny uważa co mówi.
Z pyska przywódcy wyleciał niski, ostrzegawczy pomruk.
- Nie za wygodnie ci tutaj...?


RE: Skrawek Sawanny - Ghalib - 07-04-2015

Może i był naiwny i w ogóle, a może po prostu bezczelny? Lwy znad Tsavo już takie są, skoro Kahawian miał z takim do czynienia powinien wiedzieć, czego się spodziewać. Arogancji. Pewność siebie budowana była u tych kotów od dzieciństwa - jesteś silny? Bierz to, po co jesteś w stanie sięgnąć!
Samiec, który do niego podszedł był starszy od Ghaliba, ale raczej nie większy, czarny jest młody i silny co bardzo dobrze widać. Młodszy uniósł leniwie spojrzenie na rudego samca o bujnej, dwukolorowej grzywie.
- Dayenu - odparł zdawkowo oblizawszy swój pysk z posoki zebry. Nieco znudzone, acz pewne siebie spojrzenie młodego znad Tsavo obróciło się w stronę zebry a szorstki jęzor musnął rozszarpany zad kopytnego wspomnienia o dorodnej zebrze.
- Sam jesteś? - dodał za chwilę wstając na równe, silne łapy wojownika. Nie bez powodu matka nazwała swego syna "zwycięzcą". Od urodzenia był osobnikiem godnym swego imienia. Nawet ojciec, choć nieprzywiązany do swych dzieci, musiał czasem jej to przyznać. Pytanie zaś wypowiedziane z lekkością i beznamiętnością, zupełnie jak zimny, albo raczej rześki poranny powiew.
Młody nie zniżał łba w geście uległości, raczej jego postawa sugerowała iż Ghalib ma siebie na równi z Kahawianem.


RE: Skrawek Sawanny - Kahawian - 07-04-2015

Był u siebie. I jeżeli mieli grać, to według jego reguł. Nie znosił bezczelności. Był starszy, silniejszy, bardziej doświadczony. Już choćby to i fakt, że ten przebywał na JEGO terytorium powinno mu dać coś do myślenia. A ten młodziak chyba sam prosił się, żeby pokazać mu, jakie konsekwencje się z tym wiążą. Rdzawy jednak na razie powstrzymywał się od bardziej gwałtownych w skutkach reakcji.
Znudzenie. Arogancja. Szum w uszach Dwugrzywego narastał. Ten dzieciak. W duchu jednak spodziewał się takiego zachowania... znał już je. Liczył jednak, że drugie spotkanie z samcem tej rasy nie będzie równie "przyjemne" jak tamto pierwsze. Aczkolwiek wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały na powrót do przeszłości.
Nie mógł dzieciakowi odmówić niezłej postury i siły. Jak jego krewniacy był krępy i całkiem spory. Jednak miał słabość, o której Kahawian doskonale wiedział i widział. Jeżeli chwyciłby tamtego za szyję, nie byłoby by nic, co powstrzymałoby jego szczęki przed brutalnym zaciśnięciem się. Kark Przywódcy chroniła grzywa. W każdym razie.
Nie zwracał uwagi ani na, jak podejrzewał, przywitanie, ani pytanie. To on był tym, który mógł je w tej chwili zadawać. W głowie zrodził mu się jeszcze inny pomysł od którego krew mu się zagotowała... ale musiał mieć choć cień potwierdzenia.
-Pierwszy raz tu jesteś?
Krok do przodu. Półokrąg.


RE: Skrawek Sawanny - Ghalib - 07-04-2015

- Czyli sam - odparł spoglądając prosto na swojego rozmówcę. Oczy miał półprzymknięte, nisko osadzoną dolną powiekę, która sprawiała, że spojrzenie młodzieńca wyglądało na jeszcze bardziej niewzruszone niż sam Ghalib by chciał.
Co jest stary? Nie panujesz nas swoimi panienkami, że spinasz dupę? Przeszło przez myśl czarnego znad Tsavo. To, że stary nie odpowiadał na jego pytanie wskazywało właśnie na to, że nie ma tu drugiego takiego. Zresztą samiec, który wie, że mógłby kogoś wyrzucić bez nadwyrężania się, od razu przystąpiłby do ukarania młodego. Nieznany z imienia Ghalibowi rdzawy samiec wolał zadawać pytania. Natomiast trzylatek sprawdzał, na ile może sobie pozwolić. Zresztą brak grzywy rekompensowany był czymś zupełnie innym. W końcu uważa się, że to jej brak czyni z tsavo zabójców. Plus spryt i butność, to właśnie dlatego stanowią wyobrażenie strachu tam, skąd pochodzą.
Rosnąca furia i kolejne pytanie utwierdziło go jeszcze bardziej w przekonaniu, że starszy samiec ma problem w stadzie. Bo skoro Ghalib usłyszał takie zdanie, oznaczało to, że nie on jeden przyszedł tutaj w poszukiwaniu towarzystwa. Choć oczywiście o wiele milszego niż Kahawian.
- Chyba pali ci się grunt pod łapami - wypalił, jakby kompletnie nie przemyślał tej kwestii, przymykając oczy po czym westchnął. Jednak zapewne nie było to tak do końca bezmyślne. - Ale nie. Jednak możesz to przecież bardzo łatwo sprawdzić, czyż nie? - Dodał wypychając lekko pierś do przodu. Kahawian mógł sprawdzić jego zapach a potem poszukać jakichś dowodów na to, że Ghalib bywał wcześniej tutaj.


RE: Skrawek Sawanny - Kahawian - 08-04-2015

Rudy samiec czuł coraz większą irytację. Po prostu w to nie wierzył... miał przed nosem młodzika, który zamiast wycofać się, bądź też okazać jakąkolwiek chęć współpracy starał się jak najbardziej zagrać mu na nerwach. To co się stało z Dey, mocno wpłynęło na poglądy Kahawiana. To właśnie taki jak ten smarkacz odpowiadał za problemy całego stada.
O ile wcześniej nie lubił tsavo, o tyle ten młodzik odpowiadał za zbieranie kolejnych negatywnych emocji wobec swej rasy. Wyglądało na to, że wszyscy są tacy sami... może to kwestia wychowania? W każdym razie, mało kto tak mu zadziałał na nerwy. Ostatnie zdania spowodowały tylko, że z gardła samca przestał wydobywać głośny, gniewny warkot. Nastąpiła cisza.
Jeszcze bardziej przerażająca niż ryki, udawane ataki, warkoty i błyskanie kłów.
Dwugrzywy był cierpliwy. Ale i jego cierpliwość miała granice.
-Masz dwie minuty, by opuścić terytorium stada. Nie mam zamiaru powtarzać.


RE: Skrawek Sawanny - Ghalib - 09-04-2015

Ghalib wciąż nie odrywał spojrzenia od przywódcy tutejszych ziem. W jego spojrzeniu nie było ani skruchy ani pokory za to, że znajdował się i polował na ziemiach tegoż samca i jego stada. Obserwował go uważnie i analizował każdą jego reakcję. Zarejestrował zniknięcie warkotu, ale stary lew wcale się nie poddawał. Wzruszyło to Ghaliba do granic możliwości. Jednak młody tsavo wcale nie chciał walczyć, owszem, chciał może i poflirtować z jakąś lwicą, zapolować, zjeść i spadać, ale to tyle. Zwyczajnie nie czuł się jeszcze chętnym do podjęcia własnego zdania, jak na razie takie, hulaszcze życie mu odpowiadało. Choć jak wiadomo gorzej się polowało w pojedynkę.
- O rany - co miało mieć wydźwięk strachu choćby w procencie, ale nie wyszło. Brzmiało bardziej jak ton kogoś, kto przyzwyczajony był do takich sytuacji, więc spływało po nim jak po kaczce.
- Zróbmy tak - zdobył się na kolejne słowa - zjem sobie to, co sam upolowałem, a potem sobie pójdę. To dość uczciwy układ. Nie mam nic do twojego haremu.
Cofnął się jedynie o krok, na jego pysku nie było żadnych uczuć wymalowanych. Wyglądał bardziej jak zimny posąg niż jak lew.


RE: Skrawek Sawanny - Kahawian - 09-04-2015

Jeżeli Ghalib uważał brak warkotu samca i to, że jeszcze nie zaatakował za objaw starości, to był w grubym błędzie. Owszem, Dwugrzywy nie był młodzikiem. Ale był dojrzałym samcem, który osiągnął maksimum swoich sił i był pewien swoich umiejętności. Także tym bardziej powinien uważać na to, co wyrabia i na ile sobie pozwala. Bo granicę łatwo złamać. BARDZO łatwo.
Irytował go ten młodzik. Nie miał zamiaru się z tym kryć... może mógłby próbować to jego młodzieńczą fantazją, pewnością siebie i tak dalej. Ale po prostu nawet nie miał na to ochoty.
Samiec milczał chwilę zaskoczony, nim odpowiedział cokolwiek na jego propozycję. Po czym gwałtownie skrócił dystans.
- Jesteś na moim terytorium, młody. I ty śmiesz mi jeszcze stawiać warunki?
Czuł, że pierwsza łapa wykroczyła poza tą "magiczną" linię. Nie. Nie ma nawet mowy.
- Zrobimy tak. Weźmiesz tyle, ile możesz i znikniesz stąd. Brzmi chyba lepiej, niż utrata łba lub innej części ciała, co?
Miał dosyć. Był zmęczony porannym patrolem, odwiedzinami u Dey. A czekała go jeszcze zmiana z lwiątkami. Tymczasem musiał jeszcze marnować cenny czas na niechcianego natręta.
Gdyby nie jego zachowanie, nie przeszkadzałaby mu jego obecność tutaj. Ba, może nawet zaproponowałby dołączenie do stada.
Ale nie w takiej sytuacji.


RE: Skrawek Sawanny - Ghalib - 10-04-2015

Wzruszył lekko ramionami, na jego pysku zaś wykwitł lekko kpiący uśmieszek. Nic nie robił sobie ze zdenerwowania Kahawiana. Nie brał wcześniejszej ciszy za przejaw starości, po prostu nie robiła na nim żadnego wrażenia. Co było dla niego na prawdę wzruszające.
- W sumie - powiedział beznamiętnie z lekkim, chłodnym uśmieszkiem. - I tak wyjdzie na moją korzyść.
To powiedziawszy chwycił zebrę za zad a potem pociągnął ją za sobą. Nawet nie żegnając się z właścicielem tych ziem, na których to Ghalib bezczelnie zapolował. Zabrał to, co sam zdobył a potem po prostu zniknął gdzieś, tak bez słowa, bez szacunku. Tylko z zebrą. Trochę tryumfował w duchu, tylko on i zebra zachowali tutaj zimną krew.

zt


RE: Skrawek Sawanny - Laja - 10-04-2015

Jak na złość, nie było to jedyne tego dnia spotkanie, którego Kahawian mógł sobie nie życzyć. Chwilę po zniknięciu aroganckiego czarnego samca, niedaleko nowego władcy Zachodnich Ziem, a nawet zupełnie naprzeciw niego sawannę przecinała jasna, zgarbiona sylweta lwicy.
To była Laja, zagubiona dusza z Lwiej Ziemi, na surowej spiekocie sawanny poszukując miejsca do odpoczynku. W głowie miała cudowną pustkę, nawet jedna myśl nie mąciła spokoju. Kołyszący się na jej piersi amulet raz po raz muskał tylko miękkie futro na jej piersi. Wszystko wskazywało na to, że właśnie znalazła swoje miejsce do odpoczynku, zupełnie nieświadoma tragedii, która ostatnimi czasy miała tu miejsce, a przytrafiła się lwicy niewiele starszej od niej.
Zuchwałości nieznajomych tego dnia widocznie miało nie być końca. Lwica, zupełnie nieświadoma obecności Kahawiana, położyła się po prostu na jego oczach, nieopodal, spokojnie i leniwie zlizała brud z łap, zwinęła się w kłębek.